Minelo sobie Thanksgiving, a po nim jest wiadomo, Black Friday. ;) Nie, nie jestem fanka zakupow w ogole, a tego konkretnego dnia to juz w szczegole. ;) Do sklepow sie wiec nie wybieralam. W ogole dzien byl dosc leniwy. Potworki prawie do poludnia lazily w pizamach i zrobily kompletny rozpierdzielnik w jadalni. Zlapali za wszystkie mozliwe koce, dodali poduszki z kanapy w salonie, konstrukcje przytrzymali za pomoca ksiazek z domowej biblioteczki (moich najgrubszych podrecznikow z biologii i biostatystyki, ktora nadal sni mi sie po nocach. ;P) i urzadzili sobie pod stolem fort. Ja w dziecinstwie nazywalam takie cos namiotem. ;)
Z owej twierdzy wywabic mozna ich bylo na chwile tylko na drugie sniadanie i na dluzej kiedy zarzadzilam, ze czas zbierac sie na lodowisko. Wtedy tez w koncu naciagneli na siebie normalne ciuchy. ;)
Na lodowisku jak zwykle bylo fajnie, choc tym razem dzieciaki nie jezdzily z takim zapalem jak ostatnio. Nie ma chyba sensu jezdzic co tydzien, bo tylko szybciej im sie znudzi. ;)
Szkoda, ze w tym roku trzeba sie wczesniej rejestrowac, a co za tym idzie - zaplanowac. Odpada spontaniczna decyzja "jedziemy/nie jedziemy". Troche do bani, bo wiadomo, ze zawsze moze cos wyskoczyc, ale coz... Taki mamy ten 2020...
W kazdym razie pojezdzilismy, rozruszalismy sie troche i to na swiezym powietrzu (choc w maskach), ja spalilam moze nieco bezy z szarlotki (:D), a Potworki oderwaly sie od elektroniki. Zawsze na weekend daje im wiecej luzu pod tym wzgledem, ale teraz stwierdzam, ze jednak 5 dni takiej swobody, to juz za duzo. W dodatku, my nie gramy w gry komputerowe i czegos takiego nigdy w domu nie bylo. Uwazam, ze nawet gry edukacyjne sa zupelnie zbedne, a tylko mecza oczy. Niestety, sa one na platformach obecnych na szkolnych komputerach. Oczywiscie Potworki, ktore dotychczas niczego takiego nie mialy, przepadly kompletnie. Nawet w zbudowanym forcie w jadalni, co robia? Schowani pod stolem, napierniczaja w gry. :/ Na szczescie sa jeszcze na tyle mali, ze propozycja wyjazdu na lodowisko, czy nawet spacer, wywoluje entuzjazm. A po lodowisku... obiecalam Nikowi film ze stosiku przyniesionego z biblioteki. Mlodszy strasznie chcial Kunk fu Panda, a ogladanie skonczylo sie na tym, ze cala rodzina gapila sie w ekran, choc Bi marszczyla nos, ze nuuudy. Ale nie poszla. :D
Sobote zaczelismy wczesnie, bo Potworki mialy trening. Bi oczywiscie byla srednio zadowolona, ale pojechala bez buntu, dotrzymujac slowa danego wczesniej (ze skoro w czwartek treningu nie bylo, pojdzie w sobote). I cale szczescie, bo okazal sie on ostatnim na jakis czas...
Po treningu, korzystajac z wczesnej pory oraz braku Polskiej Szkoly, pozwolilam im pobawic sie w wodzie prawie 20 minut. Ciekawa sprawa, ze nadal nie mieli dosyc. ;) Po powrocie mielismy juz "lenia" na calego. Kiedy Bi przeschly wlosy, poszlismy na spacer, a potem M. zabral sie za wieszanie swiatelek na zewnatrz, zas Potworki z sasiadka z naprzeciwka lapaly salamandry. Biedne stworzenia, pochowaly sie juz zapewne w lisciach na zime, a tu banda dzieciakow powyciagala je z przytulnych kryjowek. ;) Malzonek za to naprzeklinal sie i nawkurzal nieziemsko, bo tradycyjnie jak co roku, lampki swieca jak chca. W jednym sznurze nie dziala polowa, w drugim pare odcinkow swieci, reszta nie. Osobiscie pewnie zostawilabym jak jest (w koncu chyba ze dwie godziny meczyl sie z kablami i splatanymi swiatelkami) i zrobila mentalny zapis, zeby w nowe kupic na przyszly rok, ale nie moj maz - perfekcjonista. Stwierdzil, ze jak ma swiecic cale poprzerywane, to nie bedzie swiecic w ogole. :/ Poza tym, poza zewnetrznymi swiatelkami nie planowalam narazie wyciagac innych dekoracji, ale M. zaczal przynosic pudla z piwnicy, ku wielkiej uciesze Potworkow, ktore natychmiast zaczely wyciagac wszystkie dekoracje po kolei. I tak, zupelnie nieplanowanie, powyciagalismy wszystko oprocz girlandy na balustrady schodow. Nawet choinke ustawilismy, z racji, ze rok temu M. kupil sztuczna! :O
W salonie nagle zrobilo sie bardzo swiatecznie, ale obawiam sie, ze do Bozego Narodzenia mi sie znudzi i wzorem Hamerykanow, pochowam wszystko dzien po Swietach. :D
Poza tym, wieczorem obejrzalam z Potworkami film. Padlo na "Jurassic Park" i choc to Nik wybral, pare razy wyladowal na moich kolanach z zaslonietymi oczami. ;) Ale wytrwal, a nie jak kiedys przy Narnii, gdzie w koncu sie poplakal i uciekl. ;)
Niedziela za to nie nalezala do luznych. Nawet Nik stwierdzil wieczorem, ze to byl bardzo meczacy dzien. ;) Rano wiadomo, msza. Nasza archidiecezja przedluzyla dyspense od uczestnictwa we mszy do polowy lutego, ale pomimo to, ludzi jest w kosciele wyraznie coraz wiecej. W biuletynie przeczytalam, ze trwaja debaty czy w ogole miec msze w Boze Narodzenie, zeby nie przyciagnac tlumow... Przed kosciolem wystawiono stajenke, choc Jezuska w zlobku nadal brak. ;)
Potem podjechalismy do sklepu zeby kupic nowe swiatelka przed dom, bo M. nie mogl przetrawic, ze czesc sznura nie dzialala. ;) Po powrocie zawieszal je od nowa, a Potworki znow dorwaly sie do lapania salamander w ogrodzie sasiadki.
A po poludniu jechalismy na przyjecie urodzinowe coreczki mojej kolezanki. Wielkich imprez oczywiscie nie ma jak teraz urzadzac, wiec przyjecie bylo u niej w domu i Bi stwierdzila z radoscia, ze pierwszy raz bedzie gdzies w srodku i bez maski. :D Ja nagadalam sie z reszta bab, bo bylo nas 5 Polek, a dzieciaki szalaly jak banda narwancow. Taki powiew normalnosci. ;) Nik mial do zabawy dwoch kolegow i latali oczywiscie z nieodlacznymi NERF gunami, a Bi... Coz, Bi stroila jakies fochy, chociaz miala 3 dziewczynki do towarzystwa, w tym jedna, z ktora dobrze sie zna i lubi, bo nie tylko spotykamy sie z nia dosc regularnie, to jeszcze chodza razem na religie. No, ale panna wyraznie miala jakies muchy w nosie i wiekszosc czasu, zamiast sie bawic, siedziala i glaskala psa. :O
Jak chyba wiekszosc ludzi, nie lubie poniedzialkow. Te po dlugim weekendzie sa szczegolnie przykre, nawet pomimo, ze od marca pracuje praktycznie caly czas z domu. Poniedzialek 30 listopada, okazal sie jednak wyjatkowo paskudny. Dotychczas pisalam Wam o naszej "normalnosci". Coz... W poniedzialek ta "normalnosc" zaczela odchodzic w niebyt. :( Najpierw dostalam wiadomosc, ze religia zostala przeniesiona na nastepny tydzien. W miescie gdzie sie odbywa, zamkneli na dwa tygodnie szkoly, bo spodziewali sie ("spodziewali", nie wiedzieli na pewno, ale spoko, zamknijmy wszystko tak na wszelki wypadek... :/), ze po Thanksgiving i spotkaniach rodzinnych, pojawi sie duzo zachorowan, a religia, z jakiegos powodu przestrzega grafiku szkol publicznych z tamtej miejscowosci. To akurat mi pasowalo, bo od rana lalo jak z cebra i jechac w taka pogode, a potem siedziec w samochodzie i patrzec na splywajace po nim strugi deszczu, to zadna przyjemnosc. Do pracy tez nie pojechalam, a planowane na ten dzien zakupy przelozylam na kolejny dzien. Dzionek zaczal sie wiec calkiem niezle, a w kazdym razie sucho i cieplo. I to nic, ze od rana latalam na odkurzaczu i mopie zeby usunac slady po 5-dniowej obecnosci Potworkow w domu. ;) A potem... dostalam maila, ze druzyna plywacka zawiesza dzialalnosc do 19 stycznia! Kur*a! Nie zebym sie zupelnie nie spodziewala... Tylko to sprawilo, ze sie otwarcie nie poplakalam. Ale i tak lzy stanely mi w oczach... Minal ponad tydzien odkad gubernator zakazal sportow druzynowych i myslalam, ze nasza malutka druzynka jakos sie wywinie... no i klops. :( I to teraz, zima, kiedy pogoda paskudna, wieczory dlugie i nie ma co z dziecmi zrobic! Ewentualne lyzwy, narty to tylko w weekend, a w tygodniu? Zmierzch zapada teraz tak wczesnie, ze na dobra sprawe nie ma nawet czasu na spacer po szkole, a przynajmniej nie w dziennym swietle. :( Kiedy powiedzialam Nikowi, posmutnial, ale spodziewalam sie gwaltowniejszej reakcji. Mlodszy jednak zyje teraz Swietami, Mikolajkami, Bozym Narodzeniem i oczywiscie swoimi urodzinami! ;) Co ciekawe, zawieszeniem druzyny bardziej przejeta wydawala sie Bi, ktora od miesiecy prowadzi regularna wojne, zeby ja wypisac! :O Teraz jednak oswiadczyla, ze ona ogolnie lubi wode, lubi plywac, tylko nie lubi treningow. No tak... Jak mogla chodzic, to bronila sie rekoma i nogami, jak teraz nie moze, to bedzie tesknic. Typowa, niezdecydowana baba. :D
Skoro zyskalismy wolne popoludnie, zagonilam Potworki do dokonczenia lekcji z Polskiej Szkoly. Oboje mieli napisac po 3-4 zdania o ich Thanksgiving. Wiedzialam, ze samodzielnemu napisaniu nie podolaja, wiec bez zbednych klotni polecilam, zeby oni wymyslili zdania, ja napisze na kartce, a oni przepisza. Zeby wiadomo bylo jednak, o co chodzi, napisalam tez tytul tego "wypracowanka". O matko i corko! Nik zobaczyl to i uderzyl w placz! Bo on mial napisac trzy zdania, a z tytulem zrobilo sie cztery! Niewazne, ze z tych czterech, dwa byly dwuwyrazowe, np. "zjedlismy indyka"! Normalnie lzy jak grochy i szloch jakbym mu kazala przepisac cala strone! Bi siadla i przepisala w dwie minuty, a ten ryczy i ryczy! Zeby go troche zmotywowac, kiedy Starsza skonczyla, dalam jej szablon listu do Mikolaja, bo juz czas na wyslanie zyczen prezentowych. Tiaaa... Mialo to Kokusia troche podgonic, a tymczasem spowodowalo jeszcze wiekszy napad placzu... ;)
W koncu jednak skonczyl, dostal swoj szablon, potem zgodnie pomalowali dodane do zestawu kolorowanki i wieczor zakonczyl sie pozytywnie.
Wtorek to oczywiscie 1 grudnia, czyli poczatek codziennej niespodzianki w kalendarzach adwentowych. Potworki juz poprzedni dzien blagaly aby moc rozpoczac otwieranie wczesniej, zeby skonczyc na 23 grudnia, skoro 24-ego i tak jest Gwiazdka. Nie pozwolilam, zeby im sie potem wszystko nie mylilo. ;) Podziwiam jednak ich samokontrole. Za moich czasow (Boszzzz... jak staro to zabrzmialo) dostawalam tylko kalendarze z czekoladkami, a i to nie zawsze, bo moja matka uwazala kazda taka drobnostke, ktora potem wspomina sie z rozrzewnieniem, za glupote i wywalanie pieniedzy w bloto... W kazdym razie, kiedy juz ten kalendarz dostalam, to nigdy nie dawalam rady zjesc tylko jednej czekoladki dziennie. Zawsze wyzeralam je po dwie - trzy i konczyly mi sie dlugo przed Swietami. Tu chyba tez klania sie to, ze w moim domu rodzinnym malo bylo slodyczy. Matka kupowala raz w tygodniu garsc cukierkow na wage, albo po malym batoniku i to wszystko. Ciast praktycznie nie piekla, tylko na Swieta. Moze to dzieki temu obie z siostra bylysmy chude jak patyki pomimo raczej siedzacego trybu zycia. No, ale pozniej, jak juz dostalam kalendarz z 24 czekoladkami do dyspozycji, nie bylo mowy zebym wydzielala sobie po jednej dziennie. :D A Potworki wytrzymuja. W tym roku jednak, czekoladek nie maja. Widzialam te kalendarze na poczatku listopada, ale nie kupilam, bo stwierdzilam, ze co maja tak miesiac lezec. A teraz znikly niczym papier toaletowy wiosna... ;) No trudno, za to zamowilam (wole gotowce, brak mi kreatywnosci na wlasne twory) Potworkom takie z drobiazgami. W tym roku Bi zazyczyla sobie kalendarz z glutkami, a Nik z Lego Star Wars. Ze tez czegos takiego nie bylo kiedy ja mialam 8 i 9 lat... :D
Jakby malo bylo zawieszonych zajec sportowych, poniewaz kiepskie wiesci lubia chodzic parami, w pracy M. potwierdzilo sie to, co dotychczas bylo tylko krazaca plotka. Otoz, korporacja, w ktorej pracuje, buduje nowiutki i ogromny oddzial na poludniu kraju. Za poltora roku, w maju 2022 mija zas umowa ze zwiazkami zawodowymi. Za kazdym razem kiedy nadchodzi czas podpisania nowej, oznacza to kilka miesiecy walki i negocjacji. Zwiazki walcza o jak najlepsze warunki i swiadczenia dla pracownikow, a korpo wiadomo, opiera sie jak moze. Tym razem jednak beda mieli karte przetargowa w postaci nowiutkiego oddzialu na poludniu Stanow i grozbe, ze "bierzcie co dajemy, albo zwijamy manatki i tu wszystko zamykamy". Nie wiadomo co bedzie, bo przez pandemie brakuje pracy, cala fabryka stoi, a w dodatku oddzial, gdzie pracuje M. jest najstarszym w owej korporacji i wrecz przedpotopowym. Moga zechciec po prostu go zamknac i poprzenosic czesc ludzi do oddzialu w innej czesci naszego Stanu, albo wymusic przeprowadzke na poludnie, pod grozba utraty pracy... I tego obawiam sie najbardziej. Mieszkam tu juz 17 lat, mamy poukladane zycie, znajomych, fajny domek w swietnym miejscu, dobre szkoly dla dzieci... Moj tata mieszka rzut beretem od nas (choc on akurat za 3 lata przechodzi na emeryture i planuje powrot do Polski). Tam, w innym Stanie, musielibysmy ukladac wszystko od nowa... Oczywiscie, do "wyroku" zostaly prawie dwa lata. Wszystko moze sie rozejsc po kosciach, zwiazki zawodowe moga wywalczyc ugode, ale jesli nie... Bedziemy musieli zobaczyc, w jakim bedziemy miejscu, jesli chodzi o zycie. Jak potoczy sie z moja praca? Czy w ogole bede nadal w tej samej pracy? Duzo niewiadomych, a ze ja lubie miec wszystko poukladane i uporzadkowane, to pomimo jeszcze sporego czasu, strasznie mnie to meczy. Przez ten caly cholerny rok mam wrazenie, ze zyje w zawieszeniu i na cos czekam, a teraz to uczucie przeciagnie sie na kolejne dwa lata. Wspanialy sposob, zeby nabawic sie nerwicy... :(
Ech... Niczym slynna Scarlett, powtarzam sobie "Nie bede dzis o tym myslec, pomysle o tym jutro". Niestety, bez zajec dodatkowych Potworkow, czas dluzy mi sie niczym guma z gaci i mam go stanowczo za duzo na myslenie i zamartwianie sie... A nasi wspaniali "rzadzacy" nie ustaja w wymyslaniu kolejnych sposobow na wprowadzanie paniki. Od wtorku, zachorowania w naszym Stanie podskoczyly o "zawrotne" 2%. Tak, dwa, nie dwadziescia. Z okolo 4% na okolo 6%. Straaaszne, nie? ;) No coz, doradcy gubernatora (ktory zreszta, po zamknieciu wszystkiego na glucho wiosna, teraz wykazuje sie znacznie wiekszym rozsadkiem) juz naciskaja na lockdown w okolicach Swiat. Gubernator poki co twierdzi, ze musi zobaczyc jaka bedzie sytuacja za te 2-3 tygodnie, ale rozwaza zamkniecie Stanu miedzy Bozym Narodzeniem a Nowym Rokiem, kiedy i tak dzieci sa w domach i po goraczce przedswiatecznej wszedzie jest duzo spokojniej. Juz ta opcja mi sie nie podoba, bo no pewnie! Dzieciaki w domu, to jeszcze zamknijcie nas w chalupach i zabroncie gdziekolwiek zabrac znudzonej progenitury! Szlag mnie trafi! Myslalam o skoczeniu w tym czasie na narty, ale widze, ze moze skonczyc sie na marzeniach... :/ W kazdym razie, nawet lockdown w okresie okoloswiatecznym mnie wkurza, a tymczasem doradcy gubernatora grzmia, ze tydzien to za malo! Ze, aby to mialo sens, musi byc przynajmniej na 2-3 tygodnie! Noszz.... Jasne, zamknijcie nas od razu az do wiosny. Glupie osly... :/
Najnowsze (piatkowe) wiesci to, ze nie wiadomo co bedzie z silowniami, ku rozpaczy M. oczywiscie. ;) Niby oficjalnego planu ich zamkniecia nie ma, ale dostal od silowni, do ktorej jest zapisany maila, ze przygotowali petycje o zostawienie jej otwartej i prosza czlonkow o podpisy. Cos sie wiec swieci, tylko nie wiadomo jezcze kiedy. Mnie podlamal zas fakt, ze nawet moje i Potworkow weekendowe lyzwy nie sa takie oczywiste... Z racji, ze moga wpuszczac na lodowisko tylko ograniczona liczbe osob, trzeba sie wczesniej zapisywac. I kiedy weszlam zeby sie zapisac na te sobote, okazalo sie, ze chwycilam dwa ostatnie miejsca dla Potworkow. Dla mnie juz nie starczylo. :( Zas obydwie sesje w kolejny weekend sa juz calkowicie zajete. :O Okazuje sie wiec, ze nie tylko nie mozna sobie spontanicznie podjechac na lodowisko, ale jeszcze trzeba zaklepywac miejsce z dwutygodniowym wyprzedzeniem! :O
Odsetek pozytywnych testow skacze sobie raz w gore, raz w dol. W czwartek podskoczyl do 7%, zeby w piatek spasc do 5%... Tak czy owak, strasza lockdownami i w ogole i chyba przez to, mojego szefa ogarnela panika i chce przeprowadzic dwie probne produkcje przed koncem roku! :O Jeszcze tydzien temu rozmawialismy, ze doszlismy do punktu, gdzie lepiej dzialac ostroznie, rozsadnie i po przemysleniu, a on znowu zaczyna wazne dzialania na lapu capu i bez przygotowania! Najbardziej sie wkurzylam jednak, ze zarzadzil konferencje ze wszystkimi swoimi Chinczykami zeby im to oznajmic, ale mnie juz nie uwzglednil! Myslal, ze zrobia to po cichu bez mojego udzialu, czy co?! Dowiedzialam sie od kolegi, ktory rzucil te informacje mimochodem, kiedy bylam w pracy. No hel-lo!!! Przeciez ja musze to wszystko nadzorowac, a potem sprawdzic papierologie! Ktora zreszta tez lezy, bo podczas miesiecy pracy czysto zdalnej, wiele przepisow stracilo waznosc i trzeba je od nowa zatwierdzic. Ale co tam, drobiazg przeciez... :/ Najlepsze jednak, ze jedna z kolezanek przygotowala grafik, ktory wiadomo, jeszcze sie pewnie rozjedzie (zywe komorki nie zawsze chca wspolpracowac przy produkcji), ale najwazniejsze wydarzenie - zbior hodowli, wyszedl jej w... Wigilie! :O Oooo, co to, to nie! Wkurzylam sie i napisalam maila, ze co prawda planowalam wziac caly miedzyswiateczny tydzien wolny, ale ostatecznie moge pracowac 28-31 grudnia, nie ma jednak mowy zebym przyszla do pracy w Wigilie i Boze Narodzenie! Oni Swiat moze nie obchodza, ale niech biora pod uwage, ze pracuja z ludzmi, ktorzy jednak swietuja... :/
Tak sobie wiec dni mijaja... Rano zawoze Potworki do szkoly, wracam do domu, wypijam kawe, przebieram sie i jade na godzinke do pracy. Po powrocie najczesciej biore Maye na spacer (w srode proszyl mi na glowe snieg!), a potem zasiadam do dalszej pracy juz z domu.
Cos tam ogarne i pora jest, zeby jechac po dzieciaki. A pozniej mamy dluuugi wieczor, podczas ktorego Potwory roznosi energia i co chwila zerkam na zegarek czy juz nie wybija magiczna godzina 20... Dzieki udekorowanemu swiatecznie salonowi, wprowadzamy choc odrobine nastroju, niestety, zeby go w pelni docenic, trzeba zgasic swiatla, a wtedy ja momentalnie ziewam, a Nik sie poklada.
Najczesciej ciesze sie wiec swiatelkami dopiero, kiedy wszyscy spia. Dzieki temu zreszta i sama zaczelam sie wczesniej klasc, bo przy przyciemnionym swietle, zaraz zamykaja mi sie oczy. ;)
Prezenty dla Potworkow na Mikolajki przyszly na czas, choc jeden na ostatnia chwile, bo wczoraj. Poczatkowo przewidywana dostawa byla wyznaczona na dzis (!), wiec liczylam sie z tym, ze moze nie przyjsc w ogole. No, ale tak bywa jak sie zamawia na ostatnia chwile. ;) Prezenty urodzinowe dla Nika juz tez czekaja. Jeden z nich to w ogole spelnienie marzen chyba wiekszosci 8-latkow. Osobiscie bylam przeciwna, ale tatus chcial pokazac jaki jest super... ;) Coz... Prezent bedzie musial byc mocno wydzielany i tyle. Gwiazdkowych jeszcze nie zamowilam, choc wiekszosc mam zaklepane w liscie zyczen Amazonu. :) Kartki swiateczne oraz kalendarze na kolejny rok sa zas... w pupie. Jak zwykle zreszta. ;)
Trzymajcie sie! Zdrowo! :)
Piękny świąteczny wystrój i nastrój- nie mogę nacieszyć oczu patrząc na te zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńJa tez, ale teraz przyszla juz pora wszystko sciagac. Szkoda...
UsuńJa tez uwielbiam ten swiateczny klimat, ale z kupnem choinki (co roku mamy zywa) poczekam do polowy miesiaca. Rok temu kupilam za szybko i mialam jej serdecznie dosyc przy koncowce grudnia. Swieta specyficzne co nie oznacza, ze gorsze. Udanych Mikolajek :-)
OdpowiedzUsuńMy mielismy co roku zywa, az rok temu M. po prostu wzial i kupil sztuczna, bez konsultacji ze mna, bo tak. Nie jest brzydka, wiec chyba zostanie. Musze przyznac, ze brak sypiacych sie igiel to mila odmiana. :D
UsuńJak u Was już świątecznie. Mam nadzieję, że mimo wszystko ta piękna atmosfera udzieli się Wam i spędzicie naprawdę miły czas. Zachwyciliśmy się Waszym otwartym kominkiem.
OdpowiedzUsuńPamiętam z dzieciństwa takie namioty, choć bardziej u dziadków niż w domu. Pewnie babcia na więcej pozwalała.
Kalendarze pojawiły się w naszym domu jak byłam już nastolatką i nie było takiego szaleństwa jak teraz. U nas oczywiście też jest.
Doskonale Cię rozumiem z pracą. My ostatnio mieliśmy tydzień niepewności. Stres nas zżerał, a co dopiero jakby szło w lata. Mam nadzieję, że wszystko ułoży się po Waszej myśli.
Pozdrawiam
Dziekuje, Swieta byly bardzo mile. Teraz czas juz pozegnac te atmosfere, choc choinka nadal stoi. :)
UsuńMoi już też o choinkę pytają, poczekamy jeszcze chwilę i też ubierzemy. Mieli dziś przedsmak nastroju świątecznego bo mikołajki. Już czują tą aurę i radość świąt. Żeby skały srały, to i tak święta zamierzamy spędzić tradycyjnie jak zawsze w większym gronie. Żaden konus nie będzie nam dyktował jak mamy to robić. Już i tak zbyt dużo nam odebrali wolności.
OdpowiedzUsuńU nas takie bazy/namioty powstają notorycznie :) Pamiętam jak sama takie budowałam, to było mega cudowne! I też nie dawałam sprzątnąć za szybko :)
Zazdroszczę Wam lodowiska, nasze w tym roku w szkole nie powstało :( musze się rozejrzeć, czy w ogóle gdziekolwiek jest jakieś czynne, bo już też dopytują, a żal im odbierać kolejnej atrakcji. Nie zazdroszczę zaś zamykania basenów. Nasze od dawna już zamknięte, choć są jakieś obejścia aby niektórzy mogli z nich korzystać. Siłownie zamknięte na trzy spusty od tygodni i te nieszczęsne szkoły... zwariuję niedługo :(
W tym roku Tola pierwszy raz dostała adwentówkę bez czekoladek, zamiast nich są świecidełka z krainy lodu i... wolałaby jednak czekoladki.
Domek pięknie przystroiliście. W Polsce powoli przystrajają się ulice, sklepy, firmy, ale domy jeszcze nie, chyba jeszcze za wcześnie. Tola w drodze na treningi wypatruje już te wszystkie dekoracje i się zachwyca. Niektóre naprawdę śliczne :) śniegu tylko brak..
Maya jak zawsze mnie rozczuliła. Ucieszona morda jak zawsze na hasło spacerek :) Fuxik był dokładnie taki sam pod tym względem :)
Za pracę i przyszłość z nią trzymam kciuki. Wiem, że nie łatwo jest pocieszyć, sami żyjemy kolejny raz jak na bombie nie wiedząc co dalej z branżą turystyczno hotelarską.. oszaleć można. A te durne pały z rządu tylko o stołki nadal i kasę dla siebie się martwią. Dramat :(
Mimo wszystko, serdeczności dla Was!
Nasze lodowisko tez zamkneli, a potem otworzyli ale w tygodniu i rano. To sobie pojezdzilismy... :/
UsuńMoi troche byli rozczarowani ze nie mieli kalendarzy z czekoladkami, ale dosc szybko to przelkneli. Szkoda, ze te duperelki trafily do szuflad i zostaly zapomniane. :/ Moze czekoladki jednak sa lepsze, przynajmniej nic po nich nie zostaje. :D
Przepiękne te dekoracje przy kominku. Takie świąteczne dekoracje jak z filmów :D W ogóle choinka mega. Ale jak się ma dużo miejsca to czemu nie. U nas w Poznaniu spadł śnieg. W czwartek. Klara była przeszczęśliwa. A zimno było jak jasny gwint. Jeszcze w piątek rano trochę było, a potem nic i to rozczarowanie na buźce małej :/ Ja w domu też już powoli wyciągam dekoracje. Dziś kupiłam na balkon malutką choineczkę. Kupiłam sobie też wymarzonego skrzata! :D
OdpowiedzUsuńU nas też jest popołudniami ciężko. Jest 16ta i ciemno. W dodatku wieje jak nie wiem co. I nie ma co z tym dzieckiem począć. Klara, jak wiesz, to wulkan energii i nie ma jej gdzie rozładować.. pozamykali wszystko, oprócz...galerii handlowych. No bo na zakupy iść trzeba.. :(
Klarcia jest jak moje Potworki. Jak teraz sporty im zabrali, to w domu wieczorami po prostu kota dostawali. Ciesze sie, ze pomalu zajecia wracaja.
UsuńU nas snieg spadl w polowie grudnia, po kilku dniach stopnial i potem nie bylo nic, az do konca stycznia. Za to jak teraz spadl to przyszly takie mrozy i arktyczny wiatr, ze z domu wyjsc sie nie da i tyle radosci z tego sniegu... :/
Co tam pieknego za oceanem dowiaduje sie u ciebie ;) Podobnie jak u nas przystrojone juz domy i oka- slicznie, a u Was jak w filmie !
OdpowiedzUsuńW Niemcowie adwent to tez czas swiatelek. Choinka tez juz stoi , tyle, ze zywa...
Ograniczenia wszedzie jak widze...u nas strasza zamnknieciem po swietach...
stres z praca przezylam dokladnie 4 tygodnie temu- cienki lod...narazie ok ale perspektywa zamknieci i przeniesienia do innego regionu Niemcowa, badz nawet do tnaszego kraju jest bardzo prawdopodobna :(
Nie dajmy sie zwariowac, nie przeskoczymy, ale stres jest i dobrze cie rozumie!
Dbajcie o siebie, zdrowka i do poczytania!!
Niestety, wszedzie teraz taki niepewny czas... :(
UsuńDekoracje byly, ale czas je sciagac, choc tak strasznie szkoda mi tej atmosfery...
Pieknie juz tak swiatecznie u Was. U nas choinka od kilku dni tez jest, ale malutka, kryzysowa niemalze, bo miesci sie na oarapecie w salonie. Dla nas wystarczy. Za oknem mamy juz mrozy, ale bez sniegu, wiec tak malo zimowo jakby. Co do COVIDu - gubernator NC tez zapowiada lockdown, ale jeszcze go nie wprowadzil. No i tak trwamy w tej idotycznej niepewnosci, jak inni wszedzie.
OdpowiedzUsuńDokladnie, zniknelo wszelkie poczucie jakiejs pewnosci, mozliwosc zrobienia planow, itd.
UsuńU nas troche sniegu i siarczyste mrozy. Prawdziwa zima. Dobrze, ze ten kominek jest i mozna sie zagrzac...
Nasze dzieciaki mówią też na to namiot albo domek :) Każdy chyba takie coś budował w dzieciństwie :)
OdpowiedzUsuńJezus w szopce pewnie się pojawi dopiero w Wigilię, bo w końcu jeszcze się nie narodził ;P U nas ograniczenie w kościele do 15 osób, a na roratach wieczornych pełen kościół, wszystkie miejsca w ławkach zajęte...Jak ktoś kiedyś podkabluje to dopiero zapłacimy (my parafianie, bo przecież nie proboszcz z własnej kieszeni).
U nas jak byłam dzieckiem to nigdy takich kalendarzy nie miałyśmy. Mama zawsze miała wymówkę, że jako wyrzeczenie mamy że nie jemy słodkiego, to nie możemy mieć czekoladek. Tak naprawdę podejrzewam, że chodziło bardziej o brak pieniędzy. Za to nasze dzieciaki jedzą grzecznie po czekoladce, a właściwie dwóch, bo mają kalendarz od nas i od moich rodziców. od Młodych w tym roku zamiast kalendarza dostali adwentową zdrapkę. A normalnie jeszcze mieli kolejny od teściów... - może dlatego biorą tylko po czekoladce z każdego, bo i tak mają 2 a czasem i 4 :D
Nie zazdroszczę sytuacji w pracy M.. Mam nadzieję, że wcześniej się coś wyjaśni i nie będziecie żyć 2 lata w takim zawieszeniu, bo to faktycznie nerwicy można się nabawić.
Heh, no z tymi kalendarzami Wasze dzieciaki maja rozpuste! ;) Moja mama tez zawsze skapila na te kalendarze (i slodycze ogolnie), czasem jednak kupowala jakims cudem...
UsuńA wiesz, ze u nas w polskich kosciolach to samo? Co druga lawka zablokowana, ale w tych otwartych to prawie ze czlowiek na czlowieku, a powinno byc 1.5 metra miedzy rodzinami. Polacy sa jednak pozbawieni dyscypliny. :D
Ale piękny już u Was klimat! Kominkiem też nie przestaję się zachwycać :) Co do oświetlenia na zewnątrz, to my byliśmy zdecydowani, że w tym roku też sobie wreszcie pokupimy światełka i powiesimy niczym w Ameryce ;P Ale przyszedł Covid i stwierdziłam, że jednak szkoda kasy. Może w przyszłym roku... Za to na środek domu nie żałuję, w końcu my i tak po 17 jak się robi ciemno, to już z domu nie wychodzimy i nie możemy światełek podziwiać ;p U Was to co innego.
OdpowiedzUsuńKalendarze extra, też właśnie myślę, że może za rok Misia dostanie jakiś z Paw Patrol czy coś w ten deseń ;) Teraz dostała od chrzestnego taki zwykły, ale nie z czekoladkami tylko z owocowymi przysmakami. Pierwszy raz widziałam. Są trzy smaki, truskawka, banan i jabłko i tylko truskawka jest zjadliwa. Reszty nie chce. To ja już jednak bym wolała czekoladki ;)
Trzymam kciuki za pracę M. Wiem jaki to stres, jak jej nie ma, a gdzie tu się martwić co będzie za tyle czasu... Chyba trzeba po prostu być dobrej myśli, bo inaczej zwariujecie.
Trzymajcie się :*
U nas cale osiedle przepieknie udekorowane. Na poczatku, po kazdym treningu przejezdzalismy w Potworkami naookolo, podziwiajac ile nowych swiatelek sie pojawilo. A potem treningi zabrali i nie bylo okazji zeby jezdzic i sie zachwycac. Nie bede specjalnie z domu wybywac zeby swiatelka ogladac. :D
UsuńKalendarze fajne, ale powiem Ci, ze teraz wszystkie te pierdolki walaja sie po szufladach i tyle z nich pozytku. ;)