Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 18 grudnia 2020

Grudniowe poczatki (tiaaa, poczatki... :D)

Mialo byc o poczatku grudnia, ale jak widzicie, przeciagnelo mi sie na jego druga polowe... :D

W piatek, 4 grudnia, niespodziewanie dostalam (elektronicznie) raporty semestralne Potworkow. Utkwilo mi w pamieci, ze mialy przyjsc 8-ego, wiec byla to mila niespodzianka. Mila szczegolnie, ze Potworki ucza sie dobrze i nie sprawiaja klopotow. Rodzic nie cierpnie wiec kiedy ma przeczytac notatke od nauczycieli. ;) Pisalam juz kiedys, ze w mlodszych klasach nie ma tu ocen. Czasem, ale bardzo rzadko, na testach panie podaja procenty. Na raportach jednak wszystko oceniane jest jako "B" - below expectations [ponizej oczekiwan], "N" - near expectations [blisko oczekiwan], "M" - meets expectations [spelnia oczekiwania], "E" - exceeds expectations [przewyzsza oczekiwania]. U Kokusia bez niespodzianek. Wszystkie zagadnienia ma zaznaczone jako "M", czyli je opanowal. Zadne z moich dzieci nie otrzymalo nigdy "B", zdarzylo sie sporadycznie jakies "N", ale tym razem Nik ma wszystko zaliczone i juz. :) Za to Bi... Hohoho! Juz podczas wywiadowki mialam wrazenie, ze wychowawczyni zachwycona jest jej pisaniem i ten zachwyt rzutuje najwyrazniej ogolnie na osiagniecia akademickie Starszej. Az z szesciu punktow Bi zostala oceniona na "E", czyli przekracza poziomem pierwszy semestr IV klasy. Nooo, dwa z tych punktow to w sumie z zachowania - jedno za wlasna inicjatywe w podejmowanych dzialaniach, a drugie za bycie odpowiedzialna i pelna szacunku. No kto by pomyslal! :D Czy to ta sama Bi, ktora w domu usiluje rzadzic i o wszystko sie rzuca? ;) Kolejne "E" otrzymala za upor w dazeniu do poprawienia czytania. Bi zdaje sobie sprawe, ze to jej pieta achillesowa, ale najwyrazniej uparcie cwiczy, zeby to poprawic. Kolejne "E" dostala za ilosc wypracowan produkowanych na kazdy temat i kolejne za uzywanie nauczonych strategii w celu rozwiniecia tekstu. Ostatnie zas "E" to juz od pani od muzyki, za spiew. To juz wiem i kilka razy pisalam, ze Bi jest bardzo muzykalna. Gdyby byl to normalny rok, mialaby szanse zapisac sie do chorku szkolnego, a tak to maja jakies wirtualne "cos", o ktorym Bi i tak nie pamieta... :/

W sobote, Matka Natura sprawila nam niespodzianke i sypnela sniegiem. Mokrym, ktory po dwoch godzinach przeszedl w deszcz i zmyl to, co nasypal, ale przez chwilke bylo pieknie. :)

A mogloby juz tak zostac :)

Niestety, Potworki nie skorzystaly, bo mialy polska szkole (zdalnie) i zanim skonczyli, zanim sie zebralismy, padal juz deszcz. Lekkie rozczarowanie bylo, ale ze sniegu nawet na ten dzien u nas nie zapowiadali (w innych czesciach naszego Stanu tak, ale nie w naszych bezposrednich okolicach), wczesniej sie nie nastawili na szczescie, to i rozpacz byla mniejsza. ;)

Po poludniu, mimo ze aura byla paskudna, pojechalam z Potworkami na lyzwy. Coz, miejsca zaklepane, zaplacone, to jedziemy, czy sie chce, czy nie. ;)

Szkoda, ze to byl ostatni raz na jakis czas :(
 

Tym razem niestety chwycilam ostatnie dwie rezerwacje, wiec Potworki jezdzily, a ja stalam i patrzylam. Mimo, ze nie bylo mrozu, strasznie wymarzlam.

Dobrze, ze chociaz oni mieli radoche...

Bi jest gotowa pozowac w kazdej sytuacji ;)

Pod koniec juz tuptalam wzdluz lodowiska, zeby choc troche rozgrzac skostniale nogi. Duzo to nie dawalo... ;)

 

No i nagle zrobil sie 14 grudzien, a ja w poscie utknelam na 5-tym. :/ Niestety, Kokusiowy post mial oczywiste pierwszenstwo, a poza tym w pracy nagle zrobilo sie goraco i w rezultacie miotam sie na wszystkie strony i zaniedbalam blogowisko...

Coz, moze kiedys nadrobie... ;)

Skoro poprzednie akapity byly o 5 grudnia, przyszla kolej na 6-ty, czyli Mikolajki! Wole nawet nie wiedziec, od ktorej godziny Potworki krazyly po domu budzac siebie nawzajem. ;) Z tymi Mikolajkami to mamy zazwyczaj mala dyskusje z M., bo u mnie w domu Mikolaj zostawial upominki w butach, wyszorowanych i postawionych pod drzwiami, a u M. kolo lozek. Dodatkowo, w mojej rodzinie, 6-ego dostawalo sie jakis drobiazg, glownie slodycze, pomarancze (ktorych nigdy zreszta nie lubilam :D), itd., a glowny prezent na Gwiazdke. U M. byl duzy prezent na Mikolajki, a na Boze Narodzenie juz nic. Odkad urodzily sie Potworki, mamy wiec ciagly dylemat jak rozwiazac problem prezentow. To znaczy dylemat mam ja, bo M. oddaje mi paleczke, ale potem nie powstrzyma sie od jakichs kasliwych uwag o rozpuszczaniu potomstwa. Potworki bowiem w koncu dostaja spore prezenty i na Mikolajki (choc naprawde staram sie powstrzymywac, naprawde!) i jeszcze wieksze na Gwiazdke. A po drodze sa jeszcze urodziny Nika... ;) Az sie ucieszylam (choc jednoczesnie mi przykro), ze w tym roku nie bylo przyjecia bozonarodzeniowego dla dzieci w naszym kosciele. Przynajmniej o dwa prezenty w domu mniej. ;)

Na tegoroczne Mikolajki postawilam glownie na prezenty cwiczace koncentracje oraz cierpliwosc i majace oderwac Potworki troche od tabletow, do ktorych w weekendy sa niemal przyrosnieci. Dostali wiec po zestawie Lego (Bi Friends lodowisko, Nik ostatni brakujacy pojazd z kolekcji Arctic), ktorego Starsza nie miala na liscie do Mikolaja, ale i tak sie ucieszyla.

Rano, jeszcze w pizamach i z balaganem w tle, oni ukladaja... ;)
 

Do tego otrzymali po zestawie pieknych puzzli, ktorych zadne na liscie nie mialo, ale ze matka pamieta dni, kiedy Potworki wyciagaly je zeby poukladac sobie ot tak, hobbistycznie, to stwiedzila, ze juz dawno czegos takiego nie bylo. Okazalo sie przy okazji, ze (na szczescie) Potworki nadal ciesza sie z kazdej otrzymanej rzeczy, nawet jesli o nia nie prosily. ;) Po ulozeniu Lego, zabrali sie ochoczo za puzzle. I tu... zonk. Moze przez to, ze mieli dosc dluga przerwe, ale szlo im dosc opornie. Nik dostal ukladanke 200-czesciowa i tutaj oczekiwalam, ze moze go ona nieco przerosnac, wiec nie zdziwilam sie kiedy zakonczylo sie na pracy grupowej: mojej i synka. :D Bi natomiast ostatnio trzaskala 150 elementow bez wiekszego wysilku, wiec zeby podniesc poprzeczke zakupilam jej takie z 300 czesciami. I niestety, zmuszona bylam w koncu zasiasc i z nia, a ze czasu mialam malo, wiec ulozenie zajelo nam niemal 3 wieczory. Musze jednak przyznac, ze puzzle okazaly sie duzo trudniejsze niz sie spodziewalam. Ja sie przy ukladaniu swietnie relaksowalam, ale moje dziecko bylo juz bardzo zniecierpliwione. ;) Z zabawek Nik otrzymal na Mikolajki kolejnego Bakugan'a do kolekcji (tym razem konkretna figurke z listu do Mikolaja), a Bi cos, co zwie sie Loopies i jest maskotka, ktorej samemu przeplata sie wloczke, tworzac puchate zwierzatko. Nie bylo tego co prawda w liscie do Mikolaja, ale za to znalazlo sie na urodzinowej, choc ta byla dluga i wtedy wybralam co innego. Teraz przynajmniej wiedzialam, ze upominek bedzie trafiony. :) Poznym rankiem wpadl moj tata i niespodzianka, rowniez przywiozl prezenty! :D Tym razem Bi dostala zestaw bransoletek, a Nik kolejne auto do kolekcji. Toniemy juz po prostu w autach... ;)

W niedziele po poludniu, znienacka przemknelo cos pod oknem, a sekunde pozniej zadzwonil dzwonek do drzwi. Zanim do nich doszlam (i zbiegly sie zaciekawione Potworki), nikogo juz nie bylo, za to pod drzwiami stala torba na prezenty. Dzieciaki rzucily sie do okna, ale udalo im sie zauwazyc tylko odjezdzajacego, czarnego vana. Baaardzo tajemniczo. ;) Okazalo sie, ze zostalismy "elfnieci". :D W torbie znalazl sie list, kartka na drzwi oraz torebki z kakao, piankami i paroma cukierkami. I prosba, zeby zabawe podac dalej i roznosic "ducha Swiat". ;)

Takie cos to oczywiscie najlepsza zabawa dla dzieciakow. Rodzic raczej przewraca oczami, ze o jesssu, teraz musze porobic kopie listow i kupic jakies swiateczne slodycze, zeby moje potomki mialy radoche z podrzucenia upominkow pod drzwi. Tyyyle zachodu... ;)

Dobrych kilka dni zajelo nam rozszyfrowanie, kto sie kryl za naszym tajemniczym "elfem". Traf chcial, ze sasiedzi naprzeciwko maja takiego czarnego vana, wiec w pierwszej chwili wszyscy uznali, ze to oni. Mi jednak nie gralo, ze starsza corka sasiadow ma prawie 12 lat, zas mlodsza, mimo ze 9 konczy dopiero w marcu, jest wzrostu Bi oraz ma lekka nadwage, wiec jest dosc slusznej postury. Zas "to", co przemknelo pod oknem, bylo drobne i szybkie i na zadna z sasiadek nie wygladalo. Dopiero po kilku dniach zapalila mi sie lampka, ze takiego czarnego vana ma tez mama ukochanego kumpla Nika! A tajemniczy elfik faktycznie bardzo przypominal jego siostre blizniaczke! ;) Najlepsze jednak to, ze kiedy triumfalnie oznajmilam Kokusiowi wynik mojej dedukcji, odpowiedzial, ze przeciez on to juz dawno wiedzial, bo kolega powiedzial mu w szkole! :D

Kolejne trzy dni minely biegiem miedzy domem, szkola i praca i za cholere nie pamietam, co robilismy. W poniedzialek Potworki mialy religie. Tym razem w aucie "kiblowalam" tylko z jedna kolezanka, bo drugiej zaproponowalam, ze po lekcji podwioze jej starsza do domu. Szkoda mi jej mlodszej coreczki, ktora zawsze przez godzine siedzi w foteliku z nosem w telefonie. Mala ma dopiero 2 latka i zal mi jej oczek, wiec choc mieszkaja nie do konca po drodze do mojego domu, uznalam, ze co tam. Tym bardziej, ze oba Potworki bardzo lubia starsza corke kolezanki, wiec byla to dla nich namiastka spotkania towarzystkiego. A jeszcze potem zagadalam sie z kolezanka pod jej domem, dzieciaki zas polecialy na trawnik tarzac sie w resztce sniegu z soboty, ktory tam sie jakims cudem utrzymal, wiec byla pelnia szczescia. :)

Czwartek to byl oczywiscie dzien wyjatkowy, jakie dla mnie sa tylko dwa w roku. :) Moje mlodsze szczescie skonczylo 8 lat. Jak to mozliwe, ze ten maluch, ktorego do trzeciego roku zycia moj tata nazywal Wojciechem Mannem, bo taki byl okraglutki, jest juz takim "wielkoludem"?! Nawet dziadek teraz twierdzi, ze wnuk mu sie zrobil jakis "patykowaty". :D Tak naprawde to Nik, podobnie jak Bi, jest raczej nabity i do chudzielcow nie nalezy, ale fakt, ze ostatnio bardzo wyrosl. Przerosl ulubionego kolege, ktory jest od niego o pol roku starszy. Jest wyzszy od wiekszosci chlopcow z klasy (choc nie od wszystkich). Ba! Przerosl nawet syna mojej kolezanki, ktory za miesiac konczy juz 9 lat i dotychczas zawsze byl wyzszy!

Nik byl niepocieszony, bo urodziny wypadly mu w srodku tygodnia. No jak zyc?! :D Probowal wynegocjowac zostanie w domu, ale nie z matka takie numery. ;) Rano zdazyl jeszcze poluskac mineraly z glinki. Kupilam mu bowiem taki zestaw mlodego geologa, gdzie z brylki gliny mogl poluskac (podobno) autentyczne mineraly i kamienie szlachetne.

Zanim rano wstalam, solenizant zdazyl wyluskac wszystkie dwanascie "kamykow" :O

Mlodszy kocha wszelkie kolekcje, wiec byl zachwycony, ze ma 12 "kamykow", wraz z kartami opisujacymi ich zastosowanie i wlasciwosci. Poniewaz Bi byla strasznie niepocieszona, ze ona mialaby nic nie dostac, na pocieszenie zakupilam jej zestaw czterech geod, ktore mogla rozlupac, odslaniajac ukryte w srodku krysztaly.

Rozlupanie ich to wcale nie byla taka prosta sprawa :)
 

Jedna z geod pekla idealnie na pol, ku radosci Starszej

Potworki, jak wiekszosc dzieci, sa zadne wiedzy i ciekawskie, wiec takie edukacyjne zestawy to dla nich prawdziwa gratka. Po powrocie M. do domu, nastapilo podlaczenie prezentu glownego, czyli Playstation. Z gier, ktore M. odkupil razem z konsola, tylko 5 nadaje sie dla takiego malucha, ale ze wsrod nich znalazly sie dwa wyscigi samochodowe, to Nik ma pole do popisu.

To jest ten pokoj zabaw Potworkow w piwnicy, ktory powinien sie raczej nazywac pokojem chaosu :D
 

Poki co nie ma na szczescie problemu z ograniczaniem gry, czego sie obawialam. Oby tak dalej. Pod wieczor dal sie bez problemu wyciagnac do gory na dmuchanie swieczki. ;)

Zyczenie i dmuchamy :)

Piatku praktycznie nie pamietam, co oznacza, ze nie dzialo sie nic specjalnego. :) W sobote zas od rana sprzatalam oraz pieklam. Na niedziele bowiem zaprosilam moje dwie kolezanki z dziecmi na mini urodziny Nika. Poki co nie ma u nas lockdownu, a wieksza impreza w styczniu odpada z wiadomych powodow, wiec stwierdzilam, ze niech ma chlopak chociaz namiastke. Byl to tez wielki dzien dla M., ktory od rana chodzil wyczekujaco od okna do okna, mimo ze oczekiwana przesylka miala zostac dostarczona dopiero miedzy 15 a 19. Kocham takie 4-godzinne okienka, kiedy czlowiek utyka w domu! W kazdym razie w koncu sie doczekal, a ja malo wszystkich nie pogryzlam, bo rano odkurzylam i pomylam podlogi, a tymczasem padalo, wiec panowie wnoszacy pudlo, nie tylko naniesli blota, ale jeszcze ktorys wdepnal w psie gowno i rozniosl nam to po polowie korytarza! :O No ku*wa!!! Czekala mnie kolejna rundka na mopie. :/ A co przywiezli? Coz... Po trzech latach utyskiwania M. i blogiej ciszy w salonie, uleglam i zgodzilam sie na telewizor. ;) A tak naprawde to wolalam miec nieco lepszy wglad na to, co ogladaja Potworki. Na tablety ciezko im zza ramion co chwila zagladac, a tak to bedzie widac, a przynajmniej slychac. ;)

Coz... Ciezko mi sie przyzwyczaic. Tak fajnie bylo, cichutko, Potworki sluchaly tabletow przez sluchawki, a teraz dudni to glupie pudlo. ;) Glosniki ma po bokach, wiec przez otwarty plan dolu, echo niesie sie bez przeszkod do kuchni. No i jest... masywne, 75 cali. Takie sobie malzonek upatrzyl, ja tylko przewracalam oczami, ale przyznaje, ze na tej naszej ogromnej scianie wcale nie wydaje sie az tak wielkie. No i troche te sciane zapelnil, bo wczesniej straszyla pustka i nie wiadomo bylo co tam dac. A tak, problem z glowy. ;)

Ta czesc kanapy jest obecnie bezuzyteczna, a nie ma jej gdzie przesunac...

Oczywiscie teraz powstal dylemat, co z aranzacja salonu. Trzeba by kupic jakas szefeczke pod tv, na dvd i te sprawy, ale poki stoi choinka, nie ma gdzie upchnac mniejszej czesci naroznika, ktora teraz tkwi pod telewizorem. Obsluga tego ustrojstwa to tez czarna magia. Ostatni telewizor kupowalismy jakies 11 lat temu i okazuje sie, ze technologia poszla mocno do przodu. Te tv to taki komputer podlaczony do internetu  i poki co nawet nie probuje sie w nim rozeznac. Jak to obecnie bywa, pierwsze rozeznaja sie pewnie Potworki... To dopiero wazne zyciowe wyzwania, co? :D

Wracajac jednak do przyjecia urodzinowego Kokusia. Rok temu obiecalam mu, ze impreze zaklepie mu w miejscu gdzie urzadzaja "bitwy" na pistolety NERF. Tego spelnic oczywiscie nie moglam, wiec dostal chociaz tort z odpowiednim wizerunkiem (sam sobie wybral oplatek). ;)

Widac troche splywajace zolte "kropki"

Tort jak zwykle dekorowalam po nocy i jak na zlosc, tym razem kompletnie nie wspolpracowal. To znaczy bita smietana nie wspolpracowala. Biala miala super konsystencje. Zabarwilam na niebiesko - bez zarzutu. Potem chwycilam za barwnik zolty... i zonk, wszystko sie rozplynelo. Nic to, wstawilam do lodowki i czekalam az stezeje. Jest po polnocy, a ja czekam. Pol godziny, sprawdzam, dalej plywa, czekam kolejne 15 minut, nic, dalej smietanowa zupa. W koncu byla juz prawie 1 nad ranem, wiec w akcie desperacji wrzucilam smietane w rekawie do zamrazarki i poszlam spac. Rano wyciagnelam, oczywiscie zamarznieta na kosc. :D Wlozylam do lodowki, w nadziei, ze zanim wrocimy z kosciola, juz zmieknie, ale sie nie rozpusci. Taaa... Doslownie po kilku sekundach, wszystko plywalo. Zamiast planowanych, zoltych kropek, mialam wiec na torcie rozciapane smugi. :( Na szczescie smaku mu to nie ujelo. ;) A zachwyt Kokusia nad swoim tortem wynagrodzil mi sleczenie po nocy i nerwy. :)

Poznym rankiem w niedziele przyjechal moj tata, zeby przywiezc wnukowi prezent. Mlodszy dostal wiec kolejne Lego do kolekcji. Na szczescie klocki to taki pewniak i ile by ich nie mial, zawsze cieszy sie z kolejnego zestawu. :) Niestety, nie moglam z nim spokojnie posiedziec, bo musialam ogarniac reszte imprezy. Robilam koreczki i male kanapki z lososiem na przekaske dla doroslych i kupe niezdrowych przekasek dla dzieciarni. Przygotowalam rowniez stol w kuchni ze stacja dekorowania ciasteczek oraz innymi zadaniami dla malolatow, zeby choc przez moment zajeli sie czyms bez dzikiego ganiania. Okazalo sie to strzalem w dziesiatke, szczegolnie dla dziewczynek, choc i Nik przysiadl do dekoracji. Tylko syn kolezanki sie nie przylaczyl, bo nie lubi takich manualnych zajec. ;) W koncu dziewczyny przyjechaly, naplotkowalam sie za wszystkie czasy, dzieciarnia szalala jak pijane zajace, a M. uciekl na rower. :) Pod koniec zaspiewalismy Kokusiowi "Happy Birthday", tort jakos wytrzymal i sie kompletnie nie rozplynal, goscie pojechali i impreza skonczona. ;)

Prawie cala banda. Brakuje tylko najmlodszego egzemplarza :)

Nik ponownie sie oblowil, bo kolezanki maja gest i od jednej dostal zestaw Bakuganow wraz z arena do "bitew" oraz (kolejnego!) NERF gun'a, a od drugiej kolekcje resorakow Hot Wheels oraz ogromne Lego Minecraft, ktore ukladal jeszcze kolejny dzien. Toniemy w zabawkach, a przed nami jeszcze Gwiazdka, ratunku! :D

Poniedzialek przyniosl irytujaca wiadomosc, ze w nastepnym tygodniu szkoly w naszej miejscowosci przenosza sie na nauczanie zdalne. Chca w ten sposob dac uczniom oraz kadrze pelne dwa tygodnie w domu. Ech... To niby tylko trzy dni (u nas w srode dzieciaki maja lekcje), ale co bedzie po Nowym Roku? Boje sie, ze jak juz przejda na nauczanie zdalne, to zechca je sobie jeszcze pociagnac przez jakis czas... :/

Wtorek dla odmiany przyniosl wiadomosc bardzo przykra. Lodowisko, na ktore jezdzilismy sobie z Potworkami i z ktorego tak sie cieszylismy, zmuszone bylo odwolac zarowno lekcje jazdy na lyzwach, jak i sesje publiczne. Dlaczego? Otoz, ktos w zarzadzie Stanu wymyslil, ze bez wzgledu na wielkosc lodowiska, na lodzie moga przebywac tylko 4 osoby na raz. CZTERY!!! To praktycznie jazda samemu! Nie rozumiem tego, kompletnie nie kumam. Lodowisko, o ktorym mowa jest na swiezym powietrzu i wolno im wpuscic tylko 4 osoby, a jednoczesnie nadal otwarte sa silownie (ciekawe jak dlugo), gdzie ludzi jest na raz kilkadziesiat i to jest w porzadku?! Gdzie tu jakas logika?! Podobno beda pracowac nad wymysleniem czegos, zeby moc otworzyc lodowisko dla tych czterech osob w jednym czasie, ale bylo bardzo ciezko zalapac sie na rezerwacje kiedy moglo ich jezdzic okolo trzydziestki, wiec teraz bedzie to graniczylo z cudem. :(

Kolejne dni przyniosly prawdziwa zime. Juz wtorek byl zimny, z temperatura ledwie ponad 0, ale od srody przyszedl trzaskajacy mroz i slupek rteci nawet w dzien nie podniosl sie wyzej niz -3. Na noc zapowiadany byl za to pierwszy powazny opad sniegu. Matka natura miala dodatkowo walnac od razu z grubej rury i dowalic nam tak z pol metra. ;) Srodowe popoludnie przynioslo jednak watpliwosci, kiedy snieg mial zaczac padac o 17, a tymczasem zrobila sie 19 i nie spadl ani plateczek. :D Niespodziewanie jednak, godzine pozniej, zaczal w koncu sypac. Potworki zachwycone chodzily od okna do okna, podziwiajac coraz bielszy swiat. :) Osobiscie ten opad cieszy mnie znacznie mniej niz ich i jedyna radosc to to, ze choc od niedzieli ma byc cieplej, to jednak noce nadal maja pozostac mrozne, jest wiec szansa na biale Swieta. To bylyby pierwsze od kilku lat. :) Snieg padal calutka noc i wiekszosc ranka, wiec "troche" go napadalo. Moze nie zapowiadane pol metra, ale tak z 30-40 cm. Szkoly oczywiscie zamknieto, ale niektore dzieci dostaly wolne, a inne musialy niestety zasiasc do zajec zdalnie. Nasze miasteczko na szczescie "podarowalo" uczniom snow day. Potwory lazily wiec do poludnia w pizamach, leniwie grajac w gry na laptopach i droczac sie z psem oraz soba nawzajem. :) Jojczaly tez o to, kiedy beda mogli wyjsc na snieg, ale ze M. planowal wyjsc wczesniej z pracy (tak, pojechal w srodku nocy i to w sniezyce! :O), zaplanowalam niecnie, ze wysle mlodziez na mroz kiedy tata bedzie odsniezal. :D Pozniej jednak ruszyly mnie wyrzuty sumienia i odsniezylam jednak frontowe schody i kawalek chodnika. Na wiecej nie starczylo mi sily, choc i tak zdolalam zlamac jedna z naszych szufli. ;) M. ma na szczescie odsniezarke, ale niestety mamy domek na gorce i glupie schodki oraz sciezke wylozona kostka brukowa, wiodace od podjazdu do frontowych drzwi, ktorych odsniezarka sie nie ruszy. Zawsze trzeba troche poszuflowac. :) Potworki w tym czasie ganialy z sasiadka.

Zjezdzanie z jednej strony domu...

Spedzili na dworze chyba z dwie godziny, zjezdzajac z gorek, tarzajac sie w sniegu i probujac lepic balwana, choc snieg byl leciutki i sypki, wiec nic z tego nie wyszlo. :)

Zjezdzanie z drugiej (z trzeciej tez, ale zdjecia brak) :)

Cieszylam sie, ze sa juz na tyle duzi, ze (przy braku zagrozenia ze strony niedzwiedzi) moge zostawic ich na dworze samych i zerkac tylko przez okno z cieplutkiej chalupy. :D

Pamiatkowa fota, bo kto wie czy to nie ostatnia sniezyca w tym sezonie... ;)

Kiedy w koncu zawolalam ich do domu, okazalo sie, ze sami wygladaja jak dwa balwanki. :D Przy okazji spotkala mnie tez niezbyt mila niespodzianka, bowiem nowe sniegowce Nika zostaly kompletnie przemoczone. Mialy byc wodoodporne, ale albo nabralo mu sie do butow tyle sniegu, ze calutkie stopy mial mokre (co tez jest bardzo prawdopodobne), albo coz, sa wodoodporne tylko z nazwy. Mam w domu specjalne spraye do tkanin, wiec przed kolejna wyprawa na snieg, sprobuje cos z tym zrobic, mam tylko nadzieje, ze zadziala...

I tak dobrnelam do piatku, 18 grudnia. Dzien po sniezycy, wiec wiele miasteczek zamknelo szkoly na kolejny dzien, a jeszcze inne opoznily lekcje. Nasze zaskakujaco otworzylo je rano normalnie, pewnie dlatego, ze zajecia konczyly sie akurat wczesniej. ;) To po pierwsze. A po drugie, ze byl to ostatni dzien fizycznie w szkole przed przerwa swiateczna. W poniedzialek, wtorek i srode, jak juz wyzej napisalam,  zajecia odbeda sie bowiem zdalnie. Nie planowalam jechac tego dnia do biura, wiec az tak mi nie zalezalo, ale ze wybieralam sie do sklepu po pierwsza partie swiatecznego prowiantu, to fakt, ze moglam oddelegowac potomstwo do szkoly, byl mi w sumie na reke. :)

Chyba na dzis starczy... Przede mna intensywne dni: sprzatanie, pichcenie, w tle praca oraz zdalna nauka Potworkow. Nie wykluczam tez, ze bede musiala podjechac na chwile do biura... Zobaczymy. Nie wiem czy uda mi sie wrzucic tu jakiegos dluzszego posta przed Swietami, ale postaram sie wpasc i chociaz zlozyc zyczenia. :)

14 komentarzy:

  1. Gratuluje świetnych wyników potworkow. Oby tak dalej. A śniegu i nadziei na białe święta zazdroszcze. U nas nie ma na to najmniejszych szans. Dodatkowo po świętach zamykają nam stoki narciarskie, więc nawet na sztuczny śnieg nie pojedziemy. Niech ten formy durny rok już się skończy i oby następny był lepszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. No brawo Mamuska. Tort wyszedl tobie naprawde piekny i na pewno byl smaczny. Fajny macie ten stan. Macie duzo cieplej pogody i zima tez przyjdzie kiedy ma :-) u nas dzisiaj bardzo mokro jak na Irlandie przystalo :-)
    Wow, a telewizor szacun. My mamy 51inches i dla mnie to wielki kon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki!
      Wlasciwie to ostatnich pare zim bylo slabych. W tym roku tez snieg spadl w grudniu i potem dopiero na sama koncowke stycznia. Ale fakt, ze mieszkamy w takim miejscu, ze nad ocean mamy godzine, a w porzadne gory 2 godzinki. Lata sa zwykle upalne, ale zima zawsze choc troszke sniegu spadnie. :)

      Usuń
  3. Piękny tort. Gdybyś nie napisała, że sama go robiłaś, byłabym pewna, że był z cukierni. Ja lubię piec torty, ale właśnie z przybraniem mam problem. Nawet jak mam wizje jak ma wyglądać, to ostatecznie i tak nie wygląda mi tak jakbym chciała :)
    To zachowanie z Bi przypomina mi zachowanie Jasia czasami. Panie go chwalą, że taki grzeczny, tak chętnie pomaga itd., wracając do domu śpiewa, jest wesoły. Jeszcze w windzie radośnie mi przytakuje, że szybko się rozbierzemy, poćwiczymy język, zjemy obiad i będzie zabawa. A po przekroczeniu progu, jakby ktoś przekręcił wajchę - Jasiu kładzie się na podłodze i przez pół godziny się kłóci, że on się nie rozbierze itd... Co ciekawe napady bezpodstawnej złości ma tylko w domu i tylko przy nas. Jak jest ktoś inny obok, to dziecko do rany przyłóż...
    Pomysł z elfami super. Oczywiście wiadomo, dla rodzica to obowiązek i pewnie mało przyjemne, ale ogólnie dla dzieciaków myślę, że fajne i warto nawet dla tej chwilki radości. Chociaż uśmiałam się z tego, że tak długo myślałaś, a Nik znał odpowiedź :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego wlasnie posilkuje sie tymi oplatkami. Zreszta to od Ciebie mam ten pomysl. :*
      Dokladnie. Bi w szkole zawsze jest chwalona, ze taka grzeczna, ze kolezenska, ze chetnie sie angazuje, pomaga kolegom, a ja sie pytam, czy na pewno mowia o mojej corce? :D

      Usuń
  4. Wow, zabawa w elfy bardzo mi się podoba:) I super, że macie śnieg. U nas nadal tylko deszcz jeśli chodzi o opady;))
    Gratuluję tortu - sama wiem ile to wymaga zachodu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, z tortem jest masa ceregieli, dlatego ograniczam sie do dwoch na rok! :D
      Slyszalam, ze i w Anglii troche sniegu spadlo w tym roku. Mam nadzieje, ze i do Was doszlo. :)

      Usuń
  5. Ladna zima u was, bp u nas nie ma zadnej zimy, chociaz zimno jest, tzn w nocy mrozy nieco ponizej 0'C.
    Tort wyszedl przefajny, masz talent Mamusiu Nikowa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Talent to nie wiem, bo gdyby nie ten oplatek na gorze, to nie wiedzialabym kompletnie jak sie za to zabrac. :D
      Wy jestescie juz konkretnie na poludniu, wiec dziwie sie, ze w ogole przymrozki macie. :)

      Usuń
  6. Gratulacje dla Potworków, mama może być dumna :))
    Super, że macie śnieg, wyobrażam sobie radość dzieciaków.
    I ile prezentów, a tu jeszcze Gwiazdka przed nimi... Też się właśnie obawiam, że zawalimy się zabawkami jeszcze bardziej po tych Świętach. Jednak dwójka dzieci, to podwójne podarunki i kolejne klamoty w salonie ;P
    I bardzo fajnie, że udało Wam się wyprawić Nikowi urodziny. Namiastka normalności w tym dziwnym czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja tez sie ciesze, ze kolezanki stanely na wysokosci zadania i Nik mial choc malutkie przyjecie.
      Ojjjj, nic nie mow. Dwoje dzieci to naprawde wszystko podwojne. A jeszcze u nas tak wyszlo, ze urodziny Bi sa dosc blisko Wielkanocy, nieraz raptem 2 tygodnie "po", a grudzien to juz w ogole wariactwo... Tyle sie tego zbiera, ze nie ma gdzie upychac, a Potworki w zyciu nie oddadza... :D

      Usuń
  7. Zdrowych, spokojnych Świąt życzymy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekujemy, choc tak pozno odpowiadam, ze teraz juz bardziej mysle o tych Wielkanocnych! :D

      Usuń