Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 23 października 2020

Czas pedzi, choc dzieje sie w kolko to samo

I weszlismy w druga polowe pazdziernika. Czas tak pedzi, a przy tym grafik, choc napiety, mam tak monotonny, ze sie w nim gubie. I tak ktoregos dnia znienacka zlapala mnie panika, ze "o cholera, zaraz urodziny Nika, a ja nawet jeszcze nie pomyslalam o torcie!". Po czym, kilka sekund pozniej przyszlo otrzezwienie, ze spokojnie kobieto, to koncowka pazdziernika, nie listopada... :D

Na chwile zrobilo sie chlodniej, mokrzej i nieprzyjemnie, wiec zaczelismy wieczorami palic w kominku.

Kocham ten widok i to uczucie w ponury, mokry wieczor...

Chyba wszyscy tak samo to uwielbiamy, choc M. utyskuje, ze w salonie sie prazymy, a reszta domu pozostaje zimna. Poradzilam mu ironicznie, zeby kupil i postawil w wejsciu do holu, wielki wiatrak, to bedzie mu przepychal cieple powietrze na reszte chalupy. :D Przypomnial mi sie kolega z dawnej pracy, ktory pozbyl sie z domu ogrzewania kompletnie (!). Do salonu wstawili piecyk, a ze dom byl parterowy, to liczyli na to, ze ta "koza" zagrzeje im cala chalupe. A guzik, przyznal, ze w salonie ciezko wytrzymac tak goraco, a potem i oni i dzieci spia pod dwiema koldrami i ze przebieranie sie rano z pizamy, to koszmar, bo reszta domu szybko sie wychladza. ;) Kolega mieszka teraz z rodzina w poludniowym Texasie i podejrzewam, ze problem z zimnem mu odpadl. ;) Czasem ciekawa jestem jak sobie radza (i czy probuja przetrwac bez klimatyzacji w domu ;P), bo mieli z zona dosc "ciekawe" podejscie do zycia. Jego malzonka nie uznawala okolodomowych maszyn spalinowych. Ich kosiarka to byla taka "korbka" krecaca sie pod wplywem krokow. Zadnej dmuchawy na liscie, wszystko grabione recznie (a mieli duza dzialke praktycznie cala zalesiona). Ogrod warzywny wielkosci calej mojej dawnej chatki, ale przy tym ona sadzila tylko jakies dziwne odmiany, ktore nie mialy szans wydac owocow w naszym klimacie. ;) Probowali hodowac kury, ale czesc im wyzdychala, a reszte "zalatwil" jastrzab, kiedy zapomnieli wypuscic je z wybiegu... tylko kupki pior zostaly. :O Corki poslali do prywatnej szkoly, ktora malo uczyla merytorycznie, ale za to prowadzila swoja wlasna farme, w ktorej kazdy rocznik dzieci mial okreslone zadania. Nooo, dosc ciekawa byla ta rodzina, a ze kolega byl gadula i przy tym potrafil prawic naprawde ciekawie, to sluchalam opowiadan o jego rodzince i oczy coraz szerzej otwieralam ze zdumienia. :D

Sobote (17 pazdziernika), juz tradycyjnie zaczelismy meczem. Tym razem grala Bi. Nik mial poczatkowo miec mecz o tej samej porze ale w innym miejscu, wiec i tak mial nie grac, ale okazalo sie, ze go odwolali. Caly piatek oraz noc z piatku na sobote lalo jak z cebra i ponoc tamto boisko nie nadawalo sie do gry. Zastanawialam sie czy mecz Bi sie odbedzie. Nasze boiska musza miec jednak jakis super system odprowadzania wody, bo owszem, trawa byla mokra, ale mokra jest zawsze, bo i rosa i nocne zraszacze, natomiast nie bylo ani troche grzasko. I cale szczescie, bo po odwolanym poprzednim meczu oraz ostatnim treningu, Bi czekala na ten mecz niczym na wydarzenie roku. ;)

Szczerze sie, jak... sroka do sera ;)

Tym razem dziewczyny trafily na druzyne o podobnych umiejetnosciach (czyli... srednich ;P), ale i tak dwa razy obronczynie oraz bramkarz (bramkarka?) sie zagapily i przeciwniczki strzelily im gole. Nasza napastniczka zas raz byla naprawde pod samitka bramka i... potknela sie o pilke! :D W ten sposob mecz skonczyl sie remisem 2:2. Coz, przynajmniej nie przegrana... ;) Bi gra calkiem niezle (na tle swojej druzyny oczywiscie), aktywnie goni za pilka (sa dziewczynki, ktore biegaja sobie po boisku bez wyraznego celu), dwa razy udalo sie jej nawet ja przejac i biec przez boisko, ale gola strzelic nie dala rady. ;)

Pilke przejela... na chwilke ;)

W kazdym razie podoba jej sie ten sport i dobrze, choc zostal tylko ten tydzien oraz dwa kolejne i sezon sie skonczy. No chyba, ze wrzuca jeszcze jeden mecz za ten odwolany, choc nie wiem czy bym sie cieszyla, bo temperatury od kolejnego tygodnia maja dosc nieprzyjemnie spasc... ;)

Pamiatkowa fota z najlepsza przyjaciolka Bi oraz inna dziewczynka z druzyny, z ktora zreszta Potworki chodzily do przedszkola, a Nik obecnie jest w klasie :)

Sobota byla tez dniem urodzin mojej Chrzesnicy. Pamietam jak wczoraj siedzenie na kanapie z komorka w reku i zerkanie na wyswietlacz co minute, zeby upewnic sie, ze nie przyszla ta arcywazna wiadomosc. :) A to juz 11 lat... Malutka N. z doleczkami w policzkach, niesamowicie podobna do mojej siostry (choc ona doleczkow akurat nie ma) jest juz oficjalnie nastolatka...

Po poludniu wybralismy sie na jesienny spacer. Zwykle robimy koleczko po osiedlu, ale bylo tak pieknie, ze tym razem chcielismy powedrowac gdzies dalej. Zaraz obok osiedla mamy szlak spacerowo - rowerowy, ale tam w weekendy sa tlumy ludzi, co chwila ci brzecza za plecami rowerzysci (a nie ma wydzielonej dla nich sciezki) i jakos nas nie ciagnelo. Po drugiej stronie, miedzy naszym osiedlem, a kolejnym, biegnie glowna aorta slupow elektrycznych. Juz kilka razy widzielismy, ze ludzie chodza tam z psami. Tu, w Stanach, problem jest z miejscami publicznie dostepnymi. Lasy albo sa prywatne, albo wydzielona ich czesc na parki, a te oczywiscie oblegane przez ludzi. Nawet na naszym "zadupiu" nie mozna sobie tak po prostu pojsc na spacer polami, mimo, ze tych nie brakuje. Tym razem mielismy wiec mala namiastke i szlo sie cudownie.

Taka jesien to moglaby juz zostac :)

Zamiast asfaltu, pod stopami przywiedla trawa i liscie, obok nas kolorowe drzewa i majaczace tylko za nimi domy. I jedynie te slupy psuly widok, ale cos za cos. ;) A po powrocie Potworki mialy niespodzianke, bo napisala do mnie sasiadka z pytaniem czy nie chca przyjsc sie pobawic na godzinke. Dzieciaki polecialy jak na skrzydlach, a ja mialam czas zeby usiasc z kawa i pogadac z malzonkiem bez ciaglego "maaamo" w tle. :)

Z mniej przyjemnych sobotnich wydarzen, dostalam maila, ze przypadek korony zarejstrowano w jeszcze kolejnej podstawowce, zreszta dawnej szkole Potworkow. Za to jakos wszystko ucichlo w tutejszym High School. Moze uczniowie wystraszyli sie, ze caly rok beda sie uczyc naprzemian osobiscie i zdalnie i zaprzestali korona-imprez? ;) Watpie, zreszta dla takich nastolatkow pewnie nawet fajniej jest zasiasc do lekcji w pizamie we wlasnym pokoju. ;)

A niedziela... Ta miala byc taaaka wspaniala... Pogoda byla piekna, slonce i cieplo, prawdziwa zlota, polska jesien, czy tez indian summer, jak tutaj mawiaja... I co z tego, skoro zaraz z samego rana poprztykalismy sie z M. i odzywalismy do siebie tylko "sluzbowo". A poszlo oczywiscie o glupote. Podjechalismy na stacje benzynowa, gdzie Potworki zaczely jeczec o cos slodkiego. Ojciec wskazal im polke z najmniejszymi mozliwymi paczuszkami. Bi probowala jednak uprosic cos wiekszego. M. kazal odlozyc, ale Starsza nie nalezy do dzieci, ktore rozczarowanie przyjma z pokora. Zabrala upatrzona rzecz i chciala z impetem wrzucic z powrotem na polke. W rezultacie slodycz odbil sie i spadl na ziemie. M. sie wsciekl i zabronil wziac jej czegokolwiek. Takie sceny to dla nas nie pierwszyzna, wiec wzruszylam ramionami, ze Bi bedzie miala mala nauczke. Cale lato na stacji brali tylko mrozone napoje, wczesniej od marca nie wchodzilismy do srodka, wiec Potworki od nowa probuja ustalac wlasne reguly. Jadac jednak do domu, M. nie tylko walnal kazanie Bi, ale i mi! Bo podobno przez siedzenie z dziecmi w domu, rozpuscilam ich jak dziadowskie bicze! Bo wczesniej tacy nie byli! Ludzie kochani! Gdybym nie siedziala w aucie, wlasnie spadlabym z krzesla, albo wyszla i trzasnela drzwiami! Po pierwsze, jak pisalam wyzej, takie sceny Potworki (mimo swoich lat) urzadzaja w sklepach dosc czesto. Po drugie, o ciezkim charakterze Bi opowiadalam tu juz nie raz. A po trzecie, z tego co moj maz mowi (bo to nie pierwszy raz palnal cos takiego), mam wrazenie, ze on mi tego "siedzenia" w domu zazdrosci! I nie powiem, ciesze sie, ze mialam taka mozliwosc, fajnie bylo spedzic wiecej czasu z dzieciakami zamiast ganiac miedzy praca, szkola a dodatkowymi zajeciami. Nie mniej jednak, ten czas to nie byl dla mnie urlop. To byla zonglerka miedzy zdalna praca, a sprzataniem chalupy, karmieniem i zabawianiem znudzonych malolatow oraz pomoca im w lekcjach kiedy te odbywaly sie w trybie zdalnym. Byly dni kiedy nie wiedzialam jak sie nazywam i mialam ochote rwac wlosy z glowy, tudziez plakac z bezsilnosci. Bywalo, ze wlasna prace odbebnialam dopiero wieczorem kiedy M. wracal z pracy i mogl przejac dowodzenie. I on mi powie, ze rozpiescilam dzieciaki! Sam by sprobowal pracowac, zajmowac sie jednoczesnie dziecmi i ogarniac dom. Przez pol roku. Ciekawe jak by sie w tym odnalazl... :/

No i tak... My sie praktycznie nie odzywalismy, moj tata nie przyjechal na kawe bo bolalo go gardlo i nie chcial sprzedac nam wirusa (jakiegokolwiek) i taka byla ta niedziela... byle jaka. :/

Poniedzialek jak zwyle, odwiezc i odebrac Potworki ze szkoly, w miedzyczasie podjechac do biura, a potem praca z domu, gotowanie i sprzatanie.

Praca z domu zdecydowanie ma swoje wygody ;)

Po powrocie ze szkoly szybko nakarmic progeniture, a potem pedem na religie. Na lekcje "komunii", jak to okresla Bi, przywoza swoje dzieci tez moje dwie kolezanki, wiec jest z kim pogadac. Jedna z nich miala ze soba 2-letnia coreczke, wiec podjechalysmy do pobliskiego parku na plac zabaw, zeby mala mogla sie wyszalec. Nie wiem tylko co bedziemy robic za dwa tygodnie, kiedy po zmianie czasu bedzie juz ciemno i z racji listopada, zimniej... Siedziec godzine w samochodzie z energicznym dwulatkiem to srednia frajda...

Trzy czwarte wtorku to kopia dnia poprzedniego, ale tym razem po szkole jezdzimy na trening pilki z Bi. Sasiadka spytala czy nie wzielabym tez jej corki, bo z mezem maja meetingi do 18, co dla mnie nie jest zadnym problemem, szczegolnie, ze dla dziewczyn taka wspolna jazda to dodatkowa atrakcja.

Bitwa o pilke :)

Na treningu, jak na treningu, dziewczyny pobiegaly, poszalaly, choc ostatnio treningi koncza sie dziesiecioma minutami gry w "chodzi lisek kolo drogi" (tutaj zwanej: duck, duck, goose). Co to ma wspolnego z pilka nozna, moze mnie ktos oswieci?! :/

Przerwa na uzupelnienie plynow :)

Po treningu, odwiozlysmy sasiadke. Bi koniecznie chciala usciskac jej mlodsza siostre, pozwolilam i sama tez wyszlam na doslownie kilka sekund z auta (nawet silnika nie wylaczalam!) zeby zamienic kilka szybkich slow z ich mama, a dzieciaki, myk! Polecialy za dom i dowolac sie ich nie mozna bylo! Myslalam, ze Bi udusze! Godzina 18:30, pora kolacji, nic nie przygotowane na kolejny dzien... A im sie zabaw zachcialo! :/ Kiedy w koncu zagonilam Starsza do auta, na moj ochrzan, odpowiedziala, ze "no przeciez gadalas z mama A.!". Taaa... Tylko, ze widzialam katem oka, jak dziewczyny spojrzaly na mnie, ze jestem lekko odwrocona i jedna druga popychaly, zeby czym predzej schowac sie za rog domu... ;)

W srode miala do mnie wpasc na kawe kolezanka, poki dzieciaki byly w szkole. Po odwiezieniu Potworkow do placowki, wpadlam wiec do domu i zabralam sie za szybki placek z jablkami. Kolezanka niestety napisala, ze odezwala jej sie kontuzja kolana i ledwo chodzi, wiec plotki przy kawie przeszly mi kolo nosa. Ciasto mialam juz wowczas prawie gotowe, wiec dokonczylam, a potem na pocieszenie zezarlam pol blaszki. :D

Kurcze, jakie to bylo dobreee!!! :D Dzis piatek, a zostal tylko maciupenki kawaleczek...

Jeszcze pozniej dopadly mnie wyrzuty sumienia, bo dzien byl mglisty i ponury, glowa sama mi opadala i mimo, ze bylo cieplo, nie poszlam nawet na spacer z psem. Siedzialam przed kompem ziewajac i zajadalam ciacho... A doopa rosnie. ;) Po poludniu, wiadomo, trening plywacki.


Bi dyskutuje z kolezanka, a Nik wchodzi do wody - doslownie! :D

O dziwo, Bi nawet nie protestowala. Za to mruknela cos, ze nie chce jechac kolejnego dnia na trening grupy bardziej zaawansowanej, ale potem przypomniala sobie, ze w poniedzialek mieli religie, trening ja ominal, wiec od razu jej sie humor poprawil. ;)

W czwartek na jeden dzien wrocilo lato. Odzwyczailam sie od 24 stopni na dworze i caly dzien mialam wrazenie, ze sie roztapiam, mimo, ze siedzialam w samej cienkiej bluzeczce i majtkach. :) Plulam sobie tez w brode, ze poprzedniego dnia bylam tak nieproduktywna, bo teraz, zamiast wyruszyc na rower czy spacer z psiurem, rano pojechalam na tygodniowe zakupy spozywcze, a potem zasiadlam do kompa, zeby skonczyc nanoszenie poprawek na dokumenty, ktore rozmnozyly sie przez paczkowanie (przysiegam!) i z jednego planowanego, zrobily sie trzy... Caly czas z tylu glowy mialam oczywiscie mysl, ze po cholere ja sie produkuje, jak szef dalej zalega trzy wyplaty... Ostatnia jakims cudem wplynela, ale kiedy zamierza nadrobic zaleglosci, to juz jego slodka tajemnica... :/ Po poludniu, jak co tydzien, trening plywacki Bi z bardziej zaawansowana grupa. Spodziewalam sie protestu, ale panna pojechala bez szemrania, a "po" stwierdzila nawet, ze bylo fajnie, tylko meczaco. No coz, to ma byc trening, a nie chlapanie dla zabawy. ;)

To juz po treningu. Miala byc zabawa, tymczasem... taka powaga w tak mlodym wieku? :D

W czwartek tez wykryli kolejny przypadek korony w potworkowej szkole. Kurcze, w miasteczku sa cztery podstawowki, w jednej narazie nie mieli zadnego przypadku, w dwoch po jednym, a u nas oczywiscie juz drugi, gdziezby indziej... :/

Piatek mial byc pochmurny, ale bez deszczu, za to dosc cieply. I rano, kiedy wiozlam dzieci do szkoly, faktycznie taki byl. Jakie bylo wiec moje zdziwienie kiedy, gdy godzine pozniej wychodzilam do pracy, przywitala mnie mzawka i niecale 18 stopni. Brrr... Taka wilgoc, co przenika na wskros, nie lubie, bardzo nie lubie. W poludnie temperatura laskawie podniosla sie do niecalych 19 stopni. Mzawka zostala. :D Pewnie, ze jak na koniec pazdziernika to i tak niezle, ale po poprzednim, prawie letnim dniu, caly czas sie trzeslam z zimna i zalowalam, ze w ogole wybralam sie do biura. Trzeba bylo siedziec w cieplej chalupie i zlopac goraca kawe. ;) 

A ze ostatnio czesto koncze posty internetowymi zarcikami, to prosze, tym razem cos niezwiazanego z koronaswirusem:

Przez sekunde az mi dech zaparlo! Mysle, ze kazdy kierowca przerazilby sie widzac cos takiego! ;)

22 komentarze:

  1. Ojojoj, zaczynajac od konca: Dobra minute musialam studiowac te ostatnia fotografie, zeby zrozumiec CO TAM JEST! Fajne.
    Zainspirowalas mnie tym ciastem. Ide zaraz zrobic takie samo. I tez od razu zjem pol blaszki, co najmniej. Nie bede gorsza.
    Podoba mi sie, jak M. dyscyplinuje dzieci, szczegolnie Bi. Ojciec od tego jest ojcem. Wspolczuje, ze zwykle sie o to klocicie, ale on ma racje. KTOS musi miec twardsza reke w domu, zeby byl prawdziwym autorytetem. W naszym domu to jestem ta twardsza i surowsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja tez ciesze sie, ze M. trzyma dzieciaki twarda reka. Tylko nie rozumiem, dlaczego najczesciej poblaza im w tych samych sprawach, ale jak ma gorszy dzien i dzieci go zirytuja, pretensje ma do mnie, ze ich rozpiescilam! Tak jakby on nie miala zadnego wkladu w ich wychowanie! :O
      To ciasto to moj nowy faworyt, chociaz w zeszly weekend zrobilam marchewkowe i tez sie z M. do niego dossalismy. :D

      Usuń
  2. Specjalnie układają towar tak, żeby dzieciaki kusić. Klara już też zaczyna przekładać rzeczy w sklepach na półkach niskich..

    Pozdrawiamy i życzymy zdrówka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, to sa typowe zagrania. Ciekawe tylko, ze najczesciej to Nik obraza sie i naburmusza kiedy odmawiamy kupienia mu jakiejs dupereli. Bi zazwyczaj przyjmuje to w miare spokojnie, ale czasem i ona ma zly dzien. ;)

      Usuń
  3. Te naciągania w sklepie to chyba norma. U nas z dzieciakami już nie było tak źle, wiedzieli (przynajmniej ze mną, bo Krzyśka częściej próbowali namawiać), że mogą wziąć po jednej małej rzeczy i koniec. Jednak jak ostatnio byliśmy w sklepie, po bardzo długiej przerwie dla dzieciaków, to też próbowali co chwilę coś nowego wziąć z półki i myślałam, że kota dostanę. :)

    Jakby M. został sam w domu z dzieciakami, to daję głowę, że wszystko by leżało i kwiczało. Krzysiek jest w domu od 7 miesięcy i tak jak pisałam u siebie, owszem co nieco pomoże, ale pilnowanie godziny czy obiadu kompletnie mu nie w głowie. Nie mówiąc o tym, że nie słyszy co dzieci do niego mówią, chociaż siedzi koło nich. Faceci nie mają tak wielozadaniowego umysłu jak my, kobiety.

    Co do zdjęcia na końcu. Pamiętam jak kiedyś jechaliśmy na wakacje. Akurat prowadził Krzysiek, a mi się przysnęło na siedzeniu pasażera. Otwieram oczy, a prosto na nas jedzie ciężarówka. Zerwałam się z krzykiem, serce w gardle, a Krzysiek się zaczął ze mnie śmiać - ciężarówka jechała na lawecie, akurat tyłem do kierunku jazdy i przez to wyglądało tak, jakby jechała na nas. Pamiętam, że długi czas nie mogłam się uspokoić, nawet gdy już wiedziałam co i jak :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje, ze to chyba wynik tego, ze tak dlugo dzieciaki nie wychodzily do zadnego sklepu. Dziwie sie tez, ze to akurat Bi urzadzila awanture, bo jesli chodzi o proby naciagania, to zazwyczaj Nik byl pod tym wzgledem gorszy...
      Moj M. jak ma cos robic, to jakby mial klapki na oczach. Gdyby musial pracowac z domu, to dzieciaki pewnie siedzialyby glodne i caly dzien w pizamach, albo caly czas by sie na nich darl, zeby nie przeszkadzali... ;)

      Usuń
  4. Junior jest mistrzem naciągania zwłaszcza jak jedzie do sklepu z tata. Ze mną częściej odpuszcza, bo wie, ze naciągnąć sie nie dam, ale Mężu jest w tym zdecydowanie za miękki.
    Z Bi rośnie urodzona piłkarka. Chciałabym, żeby Junior zainteresował się jakimś sportem, ale on póki co akceptuje tylko wycieczki rowerowe. Musimy probować metodą małych kroczków, moze akurat coś mu się spodoba.
    My ostatnio też grzejemy sie kominkiem, kiedy jest za ciepło na odpalanie pieca i za zimno na siedzenie bez ogrzewania. U nas jest o tyle fajnie, że ciepło rozchodzi się po całym domu i wszędzie jest mniej więcej podobna temperatura, kiedy palimy w kominku, na górze zazwyczaj jest nawet cieplej niż na dole, bo ciepło jednak ucieka do góry, a że mamy w miarę otwarte przestrzenie, to nic nie stoi mu na przeszkodzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My Nika rok temu zapisalismy do druzyny plywackiej troche na sile. Poczatkowo sie opieral, a teraz jezdzi chetniej niz Bi. ;) Kiedy zapisalam go na pilke, tez poczatkowo byl lekki opor, ale juz pierwszy trening byl sukcesem. :) A teraz juz sam dopytuje czy moze robic to czy tamto...
      Heh, pamietam, ze moj tata, po zakupach z moja siostra tez przychodzil do mamy z pretensjami, ze ona go naciaga. A moja mama zdziwiona, ze dlaczego sie daje?! :D

      Usuń
  5. Zawsze marzył mi się kominek! Niestety, pozostaje ewentualnie namiastka typu biopaliwo lub elektryczny. Może kiedyś o tym pomyślę. Zadziwiające, jak u Was wszystko sprawnie funkcjonuje mimo wirusa. My prawie pozamykani na głucho. Czytałam niedawno, ze amerykańska jesień jest piękniejsza od polskiej, po Twoich zdjęciach widać, ze to prawda! Trzymajcie się zdrowo :) Matka Kaszubka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Narazie funkcjonuje, ale zachorowania ida w gore. Poza tym, wyglada, ze Biden wygra, a on juz obiecuje, ze wszystko pozamyka na glucho... :/

      Usuń
  6. M. powinien dziękować za tak ogarniętą żonę a nie marudzić jeszcze! Pewnie miał zły dzień i tak wyszło:( Nie przejmuj się - życie;)
    Tu też lasy prywatne i tylko parki pozostają - nie to co w PL:)
    Ciasto wygląda apetycznie!!! Aż bym zjadła:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M. ostatnio ma prawie caly czas zle dni! :D Nie wiem, chyba odbijaja sie juz te miesiace niepewnosci i zmeczenie pandemia...

      Usuń
  7. Fajnie, ze Potworki jeszcze moga uprawiac sport, u nas chwilowo ? ;) zawieszone i Mlody marudzi, ze w fussball nie pogra :(
    Nie cierpie cichych dni...a wiesz, ze one zawsze, no prawie zawsze byly z powodu dzieci?? Dokladnie jak u Was- marna pociecha co nie?
    Ciacho apetyczne- daj przepis- ja do pieczenia mam dwie lewe rece ale moze???
    Powiedz lepiej jak tam wybory?? Jestem ciekawa rozwoju sytuacji??
    Pozdrawiam serdecznie!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesli o wybory chodzi, to sytuacja jest... dynamiczna. :D Wygrana bedzie o doslownie ulamek, narazie sa oskarzenia o oszustwa, podrabiane glosy, itd. ;)
      Jak nie zapomne, to przepis na ciacho wrzuce u Ciebie w komentarzu. Jest szybkie i bajecznie proste.
      U nas tez nie wiem jak dlugo potrwa ta wzgledna normalnosc. Jak wygra Biden (a raczej wygra) to pewnie niezbyt dlugo. :/
      Jesli chodzi o dzieci jako powod klotni, to faktycznie jakas pociecha to jest. :D Czyli jak sie nie rozwiedziemy zanim dzieci sie wyprowadza, to moze przetrwamy... ;)

      Usuń
  8. Nadal macie ciepelko. Az zazdroszcze. I Super, ze dzieci moga trenowac. U nas w Ie juz nic nie moga oprocz pojscia na plac zabaw. Wzielam ich na zakupy dla rozrywki, ale sa Kochani I nigdy o nic nie prosza. Milego tygodnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poki co moga, dlatego tez zapisuje ich gdzie sie da, bo podejrzewam, ze zaraz znow wszystko zamkna...
      Pogoda jest w sumie w kratke. zazwyczaj jest okolo 10 stopni, ale byl juz i pierwszy snieg i solidne przymrozki, a od jutra przez pare dni ma byc... 20 stopni! :O

      Usuń
  9. Przeczytałam wczoraj, ale młodsze dziecię się przebudziło i nie zdążyłam skomentować...
    Piękną macie jesień! Aż chce się spacerować, jak ma się takie otoczenie :)
    Fajnie, że dzieci kontynuują zajęcia pozaszkolne. Ja się cieszę, że moje jeszcze są na tyle małe, że prawie nic przez tę pandemię nie tracą. Tyle, że właśnie przepadają nam jakieś weekendowe wyjścia, typu basen czy park trampolin, gdzie chciałam zabrać Misię :( A na jutro zapowiadają kolejną konferencję i wszędzie trąbią o lockdownie więc pewnie w weekend nawet do znajomych nie będziemy mogli jechać, bo to w Brukseli :/
    Ciacho wygląda przepysznie, Misia by chętnie zjadła, dziś zjadła 3 jabłka na jednym posiedzeniu :D Co prawda nie były za duże, ale zawsze.
    No i co do ogarniania dzieci, to podejrzewam, że większość facetów by wymiękła, gdyby mieli ogarniać zdalne nauczanie, swoją pracę, dom, zakupy, itd I jeszcze znosić humorki współmałżonka :P U nas jest często tak, że T. pobłaża Misi, pozwala jej na więcej niż ja, ale to ja jestem z dwójką sama całymi dniami więc trzeba towarzystwo jakoś dyscyplinować ;) Chyba to norma.
    Trzymajcie się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez mysle, ze na moim miejscu M. by wymiekl, ale nie przeszkadza mu to zrzedzic zebym szukala nowej pracy. Bardzo wygodnie "zapomina", ze jesli bede normalnie pracowac, to jak szkoly zamkna, albo dzieci znajda sie na kwarantannie, to ON bedzie musial przejsc na zmiane nocna, a w dzien pomagac Potworkom ogarniac nauczanie zdalne. Ciekawa jestem wowczas jego miny. ;)

      Usuń
  10. Hm, myślę że facet ogarniający dom, szkołę dzieci, swoją robotę zdalną i z noszący humory żony nie istnieje. Chyba że to robot 😄.
    Fajnie, że macie jakieś zajęcia.
    Nam zostało SI, basen i judo, ale przez to, że nauczycielka T ma potwierdzony Covid siedzimy w domu do poniedziałku włącznie.
    Najlepsze, że w piątek Starszy przywlókł katar, więc i tak obaj siedzieliby cały tydzień w domu.
    A my oczywiście nie mamy oficjalnej kwarantanny. Jednak rozsądek podpowiada dobrowolną izolację.

    Ale mi narobiłaś smaku tym ciastem. Chyba jakieś muffinki zrobimy na weekend. Choć ja jestem na diecie 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja diety zawsze zaczynam "od jutra". Pechowo bardzo lubie piec, a ze Potworki takich domowych ciast raczej nie lubia, to zajadamy je ja z M. i czasem moj tata jak akurat wpadnie. ;)
      U nas dzis Nik zaczal smarczec. Mam nadzieje, ze przez te 2 dni jeszcze go ze szkoly na covidowy test nie wysla, a przez weekend jakos sie podkuruje. ;)

      Usuń