I znow. Kolejny tydzien minal. Czas biegnie coraz szybciej, a mimo wszystko mam wrazenie, ze zyje w jakims takim zawieszeniu. Pracuje z domu nadal, probuje normalnie wszystko ogarniac, ale caly czas czekam, co ze szkola... Niby nasz gubernator oglosil, ze (na dzien dzisiejszy) szkoly maja prowadzic zajecia normalnie, stacjonarnie, ale zostalo jeszcze 5 tygodni, podczas ktorych sytuacja moze sie zmienic. W dodatku, nasze miasteczko oglosilo plany powrotu do szkoly i kiedy je przeczytalam, malo z krzesla nie spadlam! Pierwsza opcja sa normalne, codziennie lekcje. Wiadomka. Ostatnia opcja (oby do niej nie doszlo!) jest nauczanie zdalne. To juz znamy, wiemy czego sie spodziewac, choc nie oznacza to, ze nam sie ta wersja podoba... ;) Jest jednak jeszcze wersja z polaczeniem zajec stacjonarnych ze zdalnymi. I tu nie wiem czy mam sie smiac, czy plakac. Raczej to drugie...Dotychczas, wiekszosc chyba szkol w Stanach, jak i na calym swiecie, przyjelo forme nauki w szkole przez 2-3 dni i reszte dni zdalnie. Nie jest to opcja idealna dla pracujacego rodzica, ale ze moja praca pozwala na wykonywanie sporego zakresu obowiazkow z domu, wiec jakos bym to przelknela. Moj szef raczej tez. Niestety, nasze miasteczko wpadlo na "genialny" pomysl, zeby rotacja przebiegala co tydzien. Czyli tydzien w szkole, tydzien w domu... No kto wpadl na tak idiotyczny pomysl?! Jakos nie wyobrazam sobie oznajmic szefowi, ze bede sie pojawiac w biurze co drugi tydzien... :/ W dodatku rotacja mialaby sie odbywac alfabetycznie, wedlug pierwszej litery nazwiska, a to oznacza, ze Bi juz na starcie zostalaby rozdzielona z najlepsza przyjaciolka! :O Nie mowiac juz o tym, ze taki system po prostu rozwala kazda probe organizacji oraz zlapania jako takiego rytmu... Po prostu udusilabym tego "geniusza", ktory wymyslil te opcje! :/
Dlatego zamiast korzystac z potencjalnie ostatnich tygodni z Potworkami w domu, ja gryze pazury i nie moge sie na niczym skupic...
Dobrze, ze remont nieco odwraca moja uwage... W zeszla sobote wybralismy sie do sklepu, zeby jeszcze poszukac inspiracji do remontu lazienki. Sklep 45 minut jazdy, a tymczasem kiedy dojechalismy, jeszcze z autostrady moglismy podziwiac zakrecony kilka razy wezyk ludziskow czekajacych na wejscie. :O W pelnym sloncu, a ja nawet czapek Potworkom nie wzielam, bo przeciez mielismy byc w srodku! :( W tym momencie M. sie poddal i chcial zawracac z powrotem, ale stwierdzilam, ze jak juz taki kawal przejechalismy, mozemy sprawdzic przynajmniej jak szybko posuwa sie kolejka. Idac jednak grzecznie w strone ogonka, przechodzilismy wzdluz szeregu wejsc i traf chcial, ze przy jednym stal napis "entrance only" [tylko wejscie], a w srodku stanowisko do zwrotu towarow. Tak sie skladalo, ze chyba z rok temu, kupilismy w tym sklepie uchwyty do szafek, ktorych w koncu nie uzylismy i teraz wzielismy do oddania. Weszlismy wiec, pan zatrzymal nas zeby sprawdzic co mamy do oddania i czy mamy paragon, po czym pokierowal do stanowiska. Oddalismy uchwyty, ale zeby wyjsc ze sklepu, musielismy przejsc do dalszych drzwi, odnaczonych jako "exit only" [tylko wyjscie]. Spodziewalismy sie, ze ktos tam pilnuje porzadku, ale miedzy drzwiami znajdowaly sie kafejki, jakies sklepiki z jedzeniem i nikt juz tam nikogo nie sprawdzal. Pracownicy pilnowali tylko, zeby ludzie nie wchodzili wyjsciem i zeby nie wpuszczac nikogo bez zwrotow pierwszym wejsciem. Zastanowilismy sie czy uczciwie wyjsc i stanac w ogonku? Ale kurcze, bylismy juz przeciez w srodku, przejscie na glowna czesc sklepu bylo zaraz kawalek dalej (swoja droga, to bez sensu ten uklad), nikt nic nie sprawdza, no to... przeszlismy. :D Nie do konca "legalnie", ale ciesze sie, ze ominelo nas sterczenie przy 32 stopniach z dzieciakami, Bog wie jak dlugo i bez chociaz skrawka cienia. No i pogratulowalam M., ze pamietal o tych uchwytach i spedzil pol godziny szukajac upchnietego w jakiejs szufladzie paragonu. ;) Wracajac bowiem pozniej do auta, bylismy swiadkiem jak pare osob zostalo cofnietych. Niektorzy probowali wejsc po prostu cichcem od drugiej strony (:D), a inni mieli rzeczy do oddania, ale nie posiadali paragonu. Wszyscy zostali odeslani z kwitkiem, a nam sie udalo, hehehe! ;)
W lazience tymczasem zaczela sie demolka. Kafeleczki ze scian przyczepione byly tak mocno, ze aby uniknac odbijania kwadracika po kwadraciku, M. rozwalil po prostu sciane...
Za chwile zapomne juz jak to wygladalo :)
I po polowie sciany... Po ilosci mrowek, ktore wiecznie kreca sie po tej lazience, obawialam sie, ze w scianie znajdziemy gniazda. Na szczescie nic takiego nie bylo, a i izolacja wydaje sie byc w niezlym stanie
Zauwazylam, ze robiac zdjecia skupiam sie na scianach, chcialam wiec pstryknac fote podlodze, ktorej nienawidzilam z pasja przez ponad dwa lata. Nie obylo sie bez zupelnie nieplanowanego "modela" ;)
W koncu i podlodze trzeba bylo powiedziec "sayonara". Bez zalu. :D Pod kaflami odkrylismy warstwe linoleum w calkiem niezlym stanie. Bi tak sie ono spodobalo, ze chciala, zebysmy je zostawili. ;)
Mam teraz kibelkowa "wysepke", przynajmniej na jeszcze kilka dni. M. wiedzial, ze jeszcze nie zacznie nic konkretnego i oszczedzil nam biegania do gory na kazde siusiu ;)
W poniedzialek nadszedl pamietny dzien, kiedy powrocily treningi plywackie Potworkow! Balam sie, ze rozleniwieni dluga przerwa nie beda chcieli jechac, ale na szczescie polecieli jak na skrzydlach. Ciekawe ile potrwa ich entuzjazm. ;)
Trening w takich okolicznosciach przyrody - az im troche zazdroszcze :)
Oczywiscie i tutaj koronawirus wplywa na wszystko i zmusza do wprowadzenia zasad "dla naszego bezpieczenstwa", ktore nie maja sensu... Basen miesci sie z tylu budynku, gdzie jest dodatkowa odnoga parkingu. Zaparkowalam tam, weszlismy sobie przez furtke, kladziemy rzeczy i co? Trener przychodzi i przeprasza, ze musi byc "zlym policjantem", ale maja wytyczne od Stanu bez ktorych przestrzegania nie moga funkcjonowac. To miedzy innymi oznacza, ze wszyscy musza wejsc glownymi drzwiami, tam bowiem mierza temperature. No swietnie. Zamiast wiec przejsc przez zarosniety trawnik, gdzie moje dzieci zlapia najwyzej kleszcza, mamy przelezc przez caly budynek, gdzie wiadomo, dotykaja wszystkiego i moga zlapac cos znacznie gorszego... :/ No ale. Poczlapalismy naokolo calego parkingu do glownego wejscia. Na dworze 35 stopni w cieniu. Mysle sobie, ze beda jaja, jak dojdziemy cali zgrzani i nie tylko nas nie wpuszcza, ale wysla na kwarantanne. ;) Na szczescie termometr pokazal prawidlowe temperatury calej naszej trojce... W glownym holu, gdzie zazwyczaj staly kanapy, krzesla oraz stoliki dla czekajacych na dzieci rodzicow, pustka. Wszystko wyniesione... Nastepnie, idac przez budynek, wszedzie strzalki z kierunkiem poruszania sie. Najlepiej, ze przeszlismy schodami na polpietro, musimy isc wyzej, a tam strzalka tylko na dol! Czyli co, mam wracac z powrotem do glownego holu i tam szukac przejscia?! O nie, poszlismy na gore i mam ich gdzies. I tak nikogo nie mijalismy. ;) Na dworze jeszcze lepiej! Chodnik o szerokosci moze metra, ale podzielony tasma na pol i ze strzalkami pokazujacymi kierunek poruszania sie.
Czy Wy tez zauwazacie bezsens w tych oznaczeniach?
Na drzwiach zamiast normalnych klamek, takie uchwyty, ktore maja niby pomoc w otwieraniu ich ramieniem zamiast dlonia, ale w praktyce zupelnie niewygodne... Na treningu dzieci wchodza do wody z jednej stony, a wychodza z drugiej. Kiedy, juz plywajac, czekaja na swoja kolej, musza ustawiac sie przy czerwonych kropkach zaznaczonych co 6 stop, ale co z tego, skoro jest ich piecioro w jednej lini i potem i tak mijaja sie w wodzie i wpadaja na siebie... :/ Bezsens totalny.
Poniewaz od tylu miesiecy siedze w domu i nawet zakupy robi M., bylo to moje pierwsze wieksze zderzenie z kornawirusowa rzeczywistoscia. To co widze, to chaos, utrudnienia na calym kroku i zasady, ktore sa zwyczajnie idiotyczne, byle miec co pokazac zarzadowi Stanu. Wszystkie te bzdury i tak nas nie ochronia jesli zachorowania znow zaczna rosnac, a zaczna w koncu na pewno...
Najwazniejsze jednak, ze dzieciaki ciesza sie z wyjscia poza dom. Caly dzien dopytywali kiedy w koncu bedzie ten trening. Niestety, ten zrobili o normalnej, wieczornej porze. Mozliwe, ze trenerzy maja w dzien inna prace. Tylko w sobote ma byc na 8 rano, ale nie wiem, czy wstaniemy. :D
Poplywali, pocieszyli sie, a potem udalo im sie skorzystac z kilku minut na najglebszej czesci basenu (3m), poniewaz akurat byla pusta. Inaczej mogliby nas pogonic, z racji, ze basen ma byc glownie do uzytku czlonkow klubu.
Skok bez wiekszej gracji, ale najwazniejsze, ze jest zabawa ;)
Chociaz, przy upalach, jakie u nas obecnie panuja, nie wiem czy ktoregos razu nie przyjade w stroju i nie zanurze sie na chwile. Zobaczymy, czy ktos mi zwroci uwage. ;)
We wtorek nadszedl kolejny wiekopomny dzien, bowiem pojechalam do kolezanki! Naprawde, w obecnej sytuacji, takie zwykle cos urasta do rangi sensacji!
Z tej arcywaznej okazji Potworki zapragnely pomalowac wlosy, ale ze przypomnieli sobie o tym jak juz wychodzilismy z domu, czasu starczylo tylko na jeden paseczek
Widzialam sie juz kilka razy z sasiadkami, ale zawsze siedzialysmy na zewnatrz. Kolezanka mieszka w czyms na ksztalt domku szeregowego bez ogrodka, tylko z balkonem (to dosc popularne tutaj), wiec siedziec musialysmy w srodku. Fajnie bylo, wypilam dwie pyszne kawki, bowiem kolezanka ma super wypasiony ekspres, spieniajacy mleko i inne bajery, nagadac jak zwaykle sie nie moglysmy, a na koniec umowilysmy sie wstepnie, ze w przyszlym tygodniu moze przyjedzie do mnie. Przynajmniej jej cory moze w basenie sie pochlapia. :) Tyle, ze z mlodsza bedziemy musialy chyba wlezc do wody, bo ma niecale dwa latka i trzeba jej pilnowac. ;)
Sroda uplynela pod znakiem telekonferencji z praca (ech...) oraz kolejnym treningiem Potworkow. Rano Bi cos tam mamrotala, ze nie chce jechac, ale na szczescie jej przeszlo. Wiedzialam, ze ten entuzjazm dlugo nie potrwa. :D Problemem jest chyba to, ze na treningi przychodzi bardzo malo dzieci. W grupie Potworkow (poczatkujacej) jest 4-5 dzieci, a Bi jest jedyna dziewczynka. W grupie srednio-zaawansowanej jest tyle samo dzieci i rowniez tylko jedna dziewczynka (Marley - uwielbiam to imie!). Jesli pamietacie, przed pandemia Bi zaczynala pomalu przechodzic na treningi wyzszej grupy. Zaproponowalam wiec, zeby teraz dolaczyla do tej grupy, to prznajmnej bedzie miala Marley do towarzystwa (ktora zna i lubi). Narazie sie jednak opiera, tak samo jak przed przymusowa przerwa. Nie wiem co to dziecko ma za opor przed wyzsza grupa. Chyba to, ze w poczatkujacej jest najszybsza i najlepsza technicznie, a tam moze sie trafic ktos lepszy. ;)
A wieczorem w koncu zrobilam malosolne! Juz i tak czesc ogorkow mi zgnila i musialam wyrzucic, bo w tym roku jakos wszystkie obrodzily na raz i teraz juz widze na krzaczkach tylko pojedyncze sztuki, a jeszcze kilka dni temu nie nadazalam ze zrywaniem.
Taka ze mnie gospodyni, ze mialam tylko 3 sloiki i balam sie, ze nie upchce wszystkich ogorkow. Na szczescie udalo sie prawie na styk. Tylko jednego musialam pozrec :D
W ogole to nie wiem, jak to jest, ale w zeszlym roku malosolne robilam po nocy, bo prawie mnie w domu nie bylo i nie mialam kiedy. W tym roku niby jestem w domu, a i tak nie wyrabiam na zakretach i znow pieke i gotuje po nocach.:O Tym razem to juz chyba po prostu kompletny brak organizacji. :D Chociaz nie powiem, fajnie mi sie buszuje po kuchni po godzinie 22, kiedy wszyscy spia i w domu panuje cisza. :)
Aha! Zakwitla jedna z moich malw!
Moja pierwsza :*
To dosc dziwny egzemplarz (w sumie wszystkie, tylko inne narazie nie kwitna), bo tez i miala ciezkie zycie. ;) Rok temu, kiedy powinna nabierac sil na ten rok kwitnienia, M. co chwila ja kosil. Tuzin razy pokazywalam mu, ze tu mam drogocenne kwiaty i za kazdym razem zapominal. :/ Wracal z pracy, chwytal za kosiarke i zanim dojechalam 1.5 godziny pozniej, bylo po "ptokach". A te biedne malwy dzielnie odrastaly, choc oczywiscie mniejsze i slabsze. Watpilam, ze w tym roku wykielkuja, ale cztery daly rade. Jedna szykowala sie do kwitnienia wczesniej, to zlamal ja pies. :/ Malwa dzielnie sie jednak trzymala i nadal rosla, choc teraz lezala juz na ziemi, a ja balam sie ja ruszac, zeby nie zlamac do konca. W koncu jednak M. znow (!) bezmyslnie zahaczyl ja kosiarka i obcial paki! :O Co niesamowite, pozostaly kikut nadal jest zielony, ale juz oczywiscie nie zakwitnie. :( Kolejne 3 rosly duzo slabiej, tym razem jednak bylam w domu i pilnowalam, zeby M. ich nie uszkodzil i jedna jakims cudem wypuscila paki! Radosc dla mnie nieziemska, choc przez zeszloroczne koszenie, mam malwe - liliputa. ;) Siega mi ledwie kolan, a kwiaty maja srednice 6 cm. :D Ale i tak sa sliczne!
Poza tym, jeden z mieczykow jednak wypuscil paki. Jeden jedyny z 20 posadzonych cebulek. :/
Ciekawe czy uda mu sie zakwitnac i czy beda nastepne...
Trzese sie wiec nad nim niemozliwie i caly czas przypominam dzieciakom, ze jak rzuca psu pileczke w kwiaty i Maya mi tego mieczyka zlamie, to tabletow przez tydzien nie zobacza. ;)
Czwartek byl dniem dusznym i raczej pochmurnym, choc troche slonca sie od czasu do czasu przebijalo. Potworki jak zwykle po poludniu wlazly do basenu, po czym po pol godzinie wyszli marudzac, ze... im zimno. :O Zazwyczaj nawet po ponad godzinie nie mozna ich z wody wyciagnac, a tu takie buty. Tym bardziej, ze mielismy 28 stopni i niemozebna duchote. A woda, po kilku dniach upalow zrobila sie cieplutka. A im zimno... Jedynie co, to pechowo slonce akurat zaszlo za chmury. Oczywiscie, jak juz Potworki sie wycieraly i przebieraly, wyszlo z powrotem. ;)
Pod wieczor pojechalam z Bi na trening z grupa srednio - zaawansowana. Caly dzien wahala sie miedzy sprobowaniem, a (dziwnym jak na Bi) oniesmieleniem. W koncu przekonalo ja to, ze bedzie z jedyna, poza nia, dziewczynka. ;) Ciesze sie, ze dala sie namowic, bo chcialabym zeby kontynuowala powolne przejscie do wyzszej grupy. To znaczy, ja ze swojej strony w ogole najchetniej przestalabym ja wozic na treningi grupy poczatkujacej, ale powstrzymuje mnie opor Bi. Wyzsza grupa ma, po pierwsze, o jeden trening w tygodniu wiecej, a po drugie, ma te treningi dluzsze. W czwartek przekonalam sie tez, ze dzieciaki dostaja podczas treningow porzadny wycisk i dobrze. Starsza nie zdaje sobie sprawy, ze kiedy pozna jesienia przyjdzie czas na zawody, z racji ukonczonych 9 lat bedzie juz startowac w kategorii wiekowej 9-10. Nie tylko wiec dziewczyny beda starsze, ale i dystanse dluzsze. Teraz jest wiec czas na budowanie kondycji, inaczej obawiam sie, ze wymieknie w polowie wyscigu. ;)
W kazdym razie w koncu Bi pojechala, a kiedy po treningu juz-juz mialy wskoczyc z kolezanka do glebokiej czesci basenu i razem sie powyglupiac... zaczelo grzmiec i ratowniczka czym predzej basen zamknela! :O No co za pech! ;) Ze swojej strony bylam cichcem zadowolona, bo trening byl od 18 do 19, wiec konczyl sie w porze, kiedy pomalu zaczynamy szykowac Potworki do spania. Poza tym popatrywalam na niebo podejrzliwie, bowiem mijal trzeci dzien jak nie podlewalam ogrodu. We wtorek wrocilam bowiem od kolezanki tak pozno, ze zanim szybko przyszykowalam dla dzieciakow kolacje, zrobilo sie ciemno (tutaj slonce zachodzi jakas godzine wczesniej niz w Polsce). W srode zas zapowiadali na wieczor burze, wiec naiwnie uznalam, ze nie mam co podlewac. Taaa... Pokropilo troche o 21 i tyle. W czwartek wiec stwierdzilam, ze wracam, robie Potworom kolacje (M. dlubie w lazience, wiec jest bezuzyteczny jesli chodzi o sprawy opiekunczo - karmicielskie) i ide podlac chociaz warzywnik. Na szczescie nie zdazylam jeszcze wyjsc, jak zaczelo porzadnie grzmiec i w koncu lunelo. Uff... Ogrod odetchnal, bo kiepski czas sobie "wybralam" na niepodlewanie, kiedy panuja ponad 30-stopniowe upaly...
Propaganda koronawirusowa ma sie bardzo dobrze. Na lokalnych wiadomosciach pojawia sie pasek z krotkimi, najwazniejszymi wiadomosciami. W naszym Stanie, ilosc pozytywnych wynikow utrzymuje sie od jakiegos czasu okolo 0.8-0.9%. Kiedy wiec podskoczyla do (och!) 1.1%, natychmiast pokazalo to jako sensacje! Niewazne, ze jednoczesnie spadla ilosc hospitalizacji oraz zgonow. Najwazniejsze, ze podwyzszyl sie procent pozytywnych wynikow! Tymczasem pare dni pozniej, kiedy pozytywne wyniki spadly do 0.6%, myslicie, ze pokazano te wiadomosc na pasku?! A gdzie tam! Wyskoczylo za to ze hospitalizacje z powodu korony podskoczyly o... 9 osob. Dziewiec osob na caly Stan! Od razu widac trend, zeby pokazywac negatywne wiadomosci i straszyc ludzi, zamiat optymistycznie zawiadamiac o trendzie spadkowym...
Poniewaz wydaje sie, ze maseczki zostana z nami jeszcze jakis czas, zamowilam Potworkom dzieciece. Narazie po jednej, ale przed rozpoczeciem szkoly pewnie jeszcze dokupie. Mam dwa opakowania jednorazowych maseczek z pracy, ale sa na Potworki za duze. Tak dlugo o to jeczeli, ze w koncu uleglam. I tak im sie przydadza... A Bi niesamowicie sie ucieszyla z wzoru. ;)
Lamparcik ;)
Czy ktos ma jakies wyprobowane przepisy na cukinie? Znow nie nadazam z przerobka moich zbiorow. ;) Faszerowana nam sie przejadla, podobnie jak leczo, ktorego mamy kilka zamrozonych pojemnikow i nie mozemy przejesc. Znalazlam przepis na zapiekanke i wyszla pyszna.
Dosc sceptycznie do niej podeszlam, ale niepotrzebnie. Nawet M. przyznal, ze dobra, a my sie malo kiedy zgadzamy co do smakow :)
Niestety, wychodzi jej cala blaszka, ale potrzeba do niej tylko dwoch cukinii. Ja tymczasem mam kolejne 4 w lodowce i musze je zuzyc zanim zgnija. Cos? Ktos? ;)
Pozdrawiam weekendowo!
Zaliczyłam "po koronie" okulistę, dentystę i, bibliotekę i basen. Na basenie ograniczeń najwięcej. Z racji wyniesionych z poczekalni krzeseł wnuki ubierały się , siedząc na ziemi. Ciekawe, czy ją dezynfekują. Tyle dobrego,że szatnię trenerów zamienili na szatnię rodzinną, więc wygodnie cała trójeczkę miałam pod ręką. Pozdrawiam z Polski.
OdpowiedzUsuńU nas szatnie na szczescie maja lawki, ale co druga szafka zamknieta. My z nich jednak nie korzystamy, wiec niech im. ;)
UsuńU Nas nadal nie ma lata i chyba juz po, chociaz przyszly piatek pokazuje na 22'C. W irlandzka pogode jednak nie mozna za bardzo ufac, poniewaz zmienia sie prognoza co godzine. Ciekawa jestem co wykombinujesz z lazienka. U nas o szkolach cicho sza. Pewnie podobnie bedzie jak u was, bo przeciez wszystkie kraje robia to samo. Ja zapisalam sie na masaz, bo Maz kupil voucher na hot stones i ciesze sie jak glupia, a przy koncowce rozmowy recepcjonistak informuje mnie, ze mam wziac maseczke, tylko do przebieralni, bo beda inne osoby. Zaznaczylam, ze nie nosze maseczki i w razie wielkiej ewentualnosci moga wziac szal by na te kilka minut zakryc sobie buzie(nosa nie). I od razu odechcialo mi sie spa. A strzalki. I linie to 'norma' . Ps fajnie sie tak 'odchamic' z kumpela na kawce :-) buziaki
OdpowiedzUsuńU nas ma byc 22 stopnie w ktorys dzien i mysle "ale ziiimno...". :D
UsuńJa zawsze bylam niesmiala i szczerze mowiac to maseczki mi pasuja. Czuje sie jakbym mogla czesciowo sie schowac. ;)
Jeśli chodzi o cukinie to polecam łódeczki faszerowane kaszą w sosie pomidorowym :) Gotujemy ulubioną kaszę ale ważny by była rozgotowana a nie sypka. Osobno na oliwie podsmażamy cebulę z czosnkiem, dodajemy do tego pomidory z puszki i przecież. Jak zgęstnieje łączymy z kaszą i takie coś umieszczamy w połówkach cukinii. Całość podpiekamy z piekarniku, na górę można dodać jakiś ser. Pychota!
OdpowiedzUsuńTakie faszerowane lodeczki robimy, ale nam sie przejadly niestety i zaczelam szukac czegos innego...
UsuńJestem pełna podziwu, że dzieciaki mając pod domem basen, w którym mogą pluskać się non stop, jeszcze chcą jeździć na basen i treningi :)
OdpowiedzUsuńTylko wiesz, w naszym woda siega im ledwie do bioder, a tu maja gleboki na 3 metry, do ktorego moga skakac na glowke. :D
UsuńDżem z cukinii.
OdpowiedzUsuńNo jakos tak... Nie moge sie przekonac... :D
UsuńJuż szkoda gadać o tym wirusie, tutaj też oczywiście przypadków coraz więcej, ale w szpitalach spokojnie. Poza tym tylko w jednym mieście jest dość poważna sytuacja, ale alarm na całą Belgię :/ Już się bałam, że nam granice znów zamkną i nigdzie nie pojedziemy, taki szum robią w mediach. Brak słów.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa efektu końcowego łazienki :D
O malwy miałam już kiedyś pytać, bo to moje imienniczki ;) I proszę, jest!
My też byliśmy na basenie, poza nami tylko dwóch facetów :D To akurat było fajne w tej całej pandemii.
A z cukinii robię placuszki ;)
Ja w koncu tez znalazlam przepis na placuszki, ktory mi wychodzi i co lepsze, cala rodzina zje! U nas zawsze jest z tym problem, bo Potworki to wybredniaki. :)
UsuńU nas tak samo, ze w kilku stanach wzrost zachorowan, a na calym swiecie trabia jaka to straszna sytuacja w tej Hameryce! Nie w Hameryce, tylko w kilku miejscach, ale to juz sie tak nie "sprzeda"... :/
Ja tez robie racuszki z cukinii, jak w Polsce robilo sie z jablek, tzn. jablka w ciescie. No i powtorzylabym te smaczna zapiekanke, skoro mezowi smakowala. W koncu wypada mu dac jakas nagrode za ofiarnie remontowana lazienke.
OdpowiedzUsuńA z virusem juz sama nie mam sily. Przeraza mnie swiatowy rozmach i ogrom tej histerii. Teraz na nowo politycy i ekonomisci wymyslili, ze nie wolno uzywac gotowki, bo "zaraza i brak monet na rynku". Czyli kolejna proba ukrycia defraudacji ekonomicznych, zeby mozna bylo manipulowac danymi finansowymi nie w realu, ale na ekranie komputerowym.
U nas na szczescie, poki co gotowke wszedzie przyjmuja bez problemow...
UsuńZapiekanke zrobilam i dalam czesc tacie i mam zamrozona na kiedys, kiedy zachce nam sie letnich smakow. :)
Ciekawa jestem jaka będzie ta łazienka:) Malwa cudna, dobrze że się uchowała. Czekam na mieczyka;)
OdpowiedzUsuńMieczyki mnie kompletnie rozczarowaly. :/
UsuńLazienka wyszla niczego sobie. :)