Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 17 kwietnia 2020

Swieta i po Swietach oraz areszt domowy, tydzien #5

I juz. Po.
Jak pisalam, nasza Wielkanoc niewiele roznila sie w sumie od innych Wielkanocy. Na wszelkie Swieta miewalismy i tak zawsze maksymalnie 7 osob. ;) Na Boze Narodzenie moj tata zawsze przyjezdza, podobnie jak chrzestny Potworkow oraz ciotka M. kiedy jeszcze mieszkala w Stanach. Na Wielkanoc jednak, moj tata czesto jest w Polsce (nie celowo, tak mu po prostu jakos wypada), a ciotka M. oraz jej "kawaler" czasami przyjezdzali, a czasem nie, zaleznie od humoru oraz pogody. Z nich zawsze byli zapalency rowerowi i wloczykije, wiec jesli pogoda dopisywala, woleli ruszac w plener niz siadac za stolem. ;) Bywaly juz wiec Wielkanoce kiedy bylismy tylko we czworke i w tym roku zupelnie nie odczulismy roznicy. ;)
Swieta spedzilismy na kompletnym luzie. Olalam swiateczne porzadki i ogarnelam po prostu chalupe jak zwykle. Z gotowaniem tez sie za bardzo nie wysililismy, bo wiadomo bylo, ze Potworki niemal niczego nie rusza, a tylko dla mnie i M. szkoda czasu. ;) Zrobilam pieczen, M. ugotowal zurek, upieklam sernik oraz babke cytrynowa i to byl nasz caly wklad. :) Normalnie w piatek bylabym jeszcze przynajmniej pol dnia w pracy. W tym roku zyskalam duzo wiecej czasu na te skromne pieczenie, wiec odbebnilam je w atmosferze totalnego relaksu. Nie musielismy jechac w sobote rano na swiecenie pokarmow, wiec Potworki farbowaly jajca dopiero w ten dzien po poludniu. Bez niedzielnej, obowiazkowej mszy, ranek tez minal duzo spokojniej. Ja sie wyspalam, dzieciaki wybawily nowymi zabawkami, bez mojegu wk*rwa na przedwczesna pobudke (jestem spiochem, przyznaje sie bez bicia), biegu do kosciola, po czym pedu z powrotem, bo zoladek zaciska sie juz w supel z glodu. ;)
Ogolnie, gdyby nie swiadomosc, co sie dzieje na swiecie oraz temat koronawirusa dominujacy w rozmowach z rodzina przez Skypa, bylyby to najspokojniejsze Swieta w mojej karierze. :)

To tak w duzym skrocie. Teraz troche konkretow oraz dokumentacji zdjeciowej. ;)

Pewnie nie pamietacie moich okolowielkanocnych opowiesci z poprzednich lat, wiec przypomne, ze radosnie kultywowana tradycja jest tutaj poszukiwanie jajeczek wypelnionych slodyczami lub/i malymi zabaweczkami. Takie poszukiwania organizuja szkoly, koscioly, pola gofowe, miasteczka, rok temu miala je nawet silownia gdzie Potworki chodzily na basen. W tym roku zapisalam ich na wielkie poszukiwanie organizowane przez nasze miasteczko w pieknym kompleksie rekrecyjnym, ale oczywiscie wiadomy wirus sprawil, ze wszelkie tego typu imprezy zostaly odwolane... :/ Poniewaz jednak owa tradycja jest tutaj tak lubiana, ktos z naszego osiedla wpadl na pomysl urzadzenia poszukiwania jajek w dobie koronawirusa i braku spotkan towarzyskich. ;) Ludzie z naszego sasiedztwa sa polaczeni przez system maili, ktorych administratorem jest jedna z mieszkanek. Najczesciej wysylane sa w ten sposob prosby o polecenie rzetelnych fachowcow, innym razem zdjecia niedzwiedzi czy rysia w swoim ogrodzie. Tym razem w mailu znalazly sie szablony pisanek oraz prosba, zeby kto chce, pokolorowal je i przykleil do okna. W ten sposob, podczas spacerow mozna "szukac" jajeczek u sasiadow. :)
Zarowno mi, jak i Bi bardzo sie akcja spodobala. Nawet M. wyrazil swoja aprobate. Tylko Nik marudzil, ze on przeciez nie lubi kolorowac... Ale na moje stwierdzenie, ze nie musi, bo to ma byc zabawa, naburmuszyl sie i zlapal za flamastry. ;)

Nik przy kolorowaniu namarudzil sie, ile wlezie, ale do zdjec usmiech zapodal chetnie ;)

Koniec koncow Bi pokolorowala 3 jaja, a Nik 1. :D
Przez kilka dni, spacery zamienily sie dla Bi w przednia zabawe. Nik, tak jak nie mial ochoty na kolorowanie jajek, tak na spacerach zapiernicza na rowerze czy hulajnodze i nie ma czasu rozgladac sie na boki. ;) Starsza jednak bacznie przygladala sie kazdemu mijanemu domowi i liczyla jaja. I musze przyznac, ze sasiedzi staneli na wysokosci zadania! Podczas sobotniego spaceru Bi naliczyla 54! :O

Dzieciaki pomalowaly jaja w glebokie, mocne kolory i niestety na zdjeciach, na tle okien, slabo je widac :/

Bardzo mile bylo to, ze jaja pojawily sie nawet w oknach ludzi, o ktorych wiem, ze dzieci maja nastoletnie, albo wrecz dorosle, ktore juz wyfrunely z domu. Ktos dorosly wiec musial poswiecic czas na kolorowanie obrazkow. Ze tez im sie chcialo! ;)

W piatek M. byl w domu, spedzilismy wiec dzien leniwie i spokojnie. Zapeklowalam mieso na pieczen, a wieczorem upieklam sernik i to byly cale przygotowania do Swiat na ten dzien. ;) Korzystajac z obecnosci ojca i meza, wybralismy sie na rodzinna przejazdzke. Do czego to doszlo, zeby godzinna jazda autem po okolicy stanowila rozrywke nie do odrzucenia. ;) Dla mnie oraz Potworkow jednak, ta przejazdzka oznaczala drugi raz, kiedy wybralismy sie poza nasze osiedle w ciagu 4 tygodni! :O

Bezpieczenstwo nade wszystko! Nawet lalki ;)

W sobote upieklam miecho na pieczen oraz babke cytrynowa (ktora wygladala nieco zakalcowato, ale na tyle dziwnie, ze nie dalo sie stwierdzic na sto procent czy zakalec jest, czy nie ;P), a M. ugotowal zurek. Tego dnia dostalam tez okres, wiec humor mialam dosc wisielczy i cieszylam sie, ze nie musze sie bardziej wysilac z przygotowaniami. Swoja droga, ten okres to zawsze przychodzi nie w pore. Jak czlowiek chce zeby sie spoznil, to przyjdzie wczesniej. Jak chce wczesniej, to ma sie jak w banku, ze nawiedzi pozniej. Tym razem dostalam go jak w zegareczku, co nie zdarzylo sie juz od dawna. A mogl juz "poczekac" te dwa dni i przyjsc po Swietach, to nieeee... ;)
Potworki oczywiscie cala sobote krazyly wokol mnie i marudzily, ze kieeedy bedziemy malowac jajka. Przyznaje, ze nie chcialo mi sie i odwlekalam ten moment ile sie dalo. Niby wiekszosc "pracy" odwalaja oni. Ale jednak to ja musze wszystko przygotowac, ja musze ich pilnowac i to ja musze potem posprzatac po tej zabawie. A i tak, pomimo mojego nadzoru, we wtorek znalazlam jakies podejrzane zacieki na scianie nad krzeslem Kokusia... ;)

Rozczochraniec :D

Ale dzieciaki mialy przednia zabawe, mimo ze kolorowali tylko po dwa jajka, nikt u nas w domu bowiem nie wcisnie wiecej niz po jednym, szczegolnie dopchniete chlebkiem z szyneczka. :)

Mlodszy tez wiatr we wlosach ;)

Za to zrobili to na dwa razy. Raz po prostu zanurzajac je w wodzie z barwnikiem, a pozniej probuja jeszcze z wierzchu pomalowac farbkami. Te okazaly sie jednak bardzo wodniste i splywaly z jajek, tworzac bohomazy zamiast wzorow. Teraz zaluje, ze nie dalam im farbek od razu, bo zaschniete bardzo ladnie blyszczaly. Moze w przyszlym roku. :)

Jakos umknelo mi, zeby zrobic Potworkom fote z ich gotowymi "dzielami"

Nie wiem jak Wasze dzieciaki, ale Potworki oczywiscie niesamowicie przezywaly fakt przyjscia zajaca wielkanocnego. Juz kilka dni wczesniej przygotowali listy do "kroliczka", ktore wieczorem polozyli na swoich "gniazdkach" z szalikow. Bi, ktora ogolnie wszystkie emocje przezywa bardziej ekspresywnie, az podskakiwala z podniecenia, a wieczorem sama poganiala Kokusia, zeby szybciej klasc sie spac. ;)
Niestety, przez cale to podniecenie, nocke mielismy tragiczna. O 3:30 nad ranem, Nik zaczal... kaszlec. Nie nie jest chory, choc tego sie obawialam. Po prostu, po raz pierwszy od dluzszego czasu mielismy w nocy przymrozek, wiec ogrzewanie wlaczalo sie czesciej niz zwykle. Suche powietrze zaowocowalo wlasnie kaszlem u Kokusia, ktory jak juz zacznie, to idzie to istna kanonada: echu, echu, echu, echu i echu... I tak przez kilka minut. Pozniej pare minutek przerwy, gdzie czlowiek juz-juz prawie wpada w objecia Morfeusza... i Mlodszy zaczyna od nowa... :/ Normalnie, Nik budzi takim kaszleniem mnie oraz M., ale Bi spi jak zabita. Tym razem, ogolne podekscytowanie zaowocowalo tym, ze i ona sie przebudzila. A jak juz sie przebudzila, to zaczela wedrowke ludow. W ktoryms momencie nawet przylazla do naszej sypialni, zeby zwierzyc sie z rzeczy tak waznej, jak fakt, ze ona widzi na dole prezenty! Przed czwarta nad ranem! :O
Po pierwszym rozbudzeniu, udalo sie jeszcze odeslac panne do lozka. Nie na dlugo. Nik w koncu przestal kaslac, oboje z M. przysnelismy, az obudzily nas jakies podejrzane halasy z dolu. Patrze na zegarek: 4:45 rano!
Poczatkowo myslalam, ze to pies lazi po korytarzu, ale po chwili dotarlo do mnie, ze widze wyrazna smuge swiatla dochodzaca z dolu. Wylazlam z cieplej poscieli, zagladam, oczywiscie lozko Bi puste. Ide na dol, a ta mala zolza zaszyla sie w lazience na dole (szkoda, ze nie zamknela drzwi, wtedy moze by nikogo nie obudzila) i pieczolowicie rozrywa upominki! :O Tu juz sie miarka przebrala! U nas w domu wszyscy wiedza, ze matka obudzona, to matka zla, wiec ignorujac fakt Swiat, "wydarlam" sie na Bi polszeptem, ze wstac moze dopiero jak zrobi sie jasno, zgasilam swiatlo i kazalam wracac do spania! ;) Oczywiscie z tym spaniem to nie takie proste, bo Bi poszla, owszem, do swojego pokoju, ale zamknela drzwi, a zza nich wyraznie dochodzil mnie jej ryk. ;) W koncu jednak musiala pannica pasc, a po takiej nocce jak juz usnela, to slyszalam, ze z kolei to Nik obudzil rano ja. ;) Wtedy juz bylo jednak po siodmej, wiec mogli sobie robic, co chca. ;)

Taki widok zastalam po zejsciu na dol - ukladanie Lego od samiuskiego ranka :)

W niedziele rano, kiedy wszyscy (czyt. matka) porzadnie sie wyspali (chociaz ja oraz M. mielismy po tej nocy ciezkie glowy i nawet Bi padla wieczorem w polowie czytania :D), zasiedlismy do wielkanocnego stolu. Poniewaz bylismy tylko we czworo, nie chcialo nam sie nawet nakrywac stolu w jadalni (ktory zreszta zawalony jest obecnie przyborami, podrecznikami szkolnymi oraz ksiazkami) i zasiedlismy przy mniejszym, w kuchni.

Ot i cale swiateczne sniadanie. I tak troche zostalo :D

Mamy w domu wode swiecona oraz kropidlo, wiec M. popryskal talerz ze "swieconka". Do koszyka tez nie chcialo mi sie tego wkladac. ;) Bylo skromniutko, ale ze dzieciaki wstaly sporo przed rodzicielami, szybko zglodnialy i same zapodaly sobie wczesniej chrupki z mlekiem, wiec i tak apetyt im nie dopisywal. ;)

Po sniadaniu, M. uparl sie, zeby podjechac do pobliskiego kosciola. Mszy co prawda nie ma, ale w godzinach porannych budynek otwarty jest dla wiernych, ktorzy chca sie pomodlic. Ja tam nie chcialam, Potworki tez nie, ale ze tacie zalezalo, no to pojechalismy. ;) Po powrocie zas czekalo Potworki to, na co czekali nie wiem czy nie bardziej niz prezenty od zajaczka, czyli... szukanie jajek w ogrodzie! :D

Nie ma szans na normalne zdjecie; musialabym wybrac jedno i biegac za nim krok w krok :D

Tutaj znowu - najbardziej nie mogla sie doczekac Bi, Nik wykazywal mniejszy entuzjazm, narzekajac, ze Bi zawsze znajduje wiecej jajek od niego. I niewazne, ze potem i tak wszystkim dziela sie po rowno! ;) Nie dziwie sie jednak, ze Kokusiowi srednio idzie to szukanie, bo omojbobrze! Idzie to dziecko i zamiast rozgladac sie naokolo i patrzec pod nogi, to spoglada ta siermiega gdzies w przestrzen, drepcze bez przekonania, w efekcie czesto przechodzac tuz obok, czy wrecz nad jajkiem! Mysli w tym czasie nie wiem o czym, bo nawet na moje gesty i sykniecia, kiedy probuje go nakierowac, nie reaguje. Tragedia po prostu! :D A potem placz, ze Bi znalazla wiecej od niego, ale jak moglo byc inaczej?! ;) Musze przyznac, ze wyjatkowo Bi wykazala sie dobrym sercem (czy to "dzien dobroci dla zwierzat"? :D), bo kiedy Mlodszy stal z boku naburmuszony i ze lzami w oczach, ona wyjela kilka jajek i pochowala pomiedzy kepkami kwiatow. Nawet wtedy jednak musiala brata niemal prowadzic za raczke, zeby je odnalazl, ale przynajmniej choc troche poprawil sie mu humor. ;)

Jak jest po rowno jajek, to juz wszystko w porzadeczku ;)

Po powrocie do domu nastapilo otwieranie jajeczek i... kolejne rozczarowanie Kokusia, bo jajka w tym roku wypelnilam tym, co mialam pod reka. Zazwyczaj kupuje rozne drobiazgi w sklepie, wole bowiem je obejrzec zeby sprawdzic, czy zmieszcza sie do jajka. W tym roku, z oczywistych powodow do sklepu sie nie wybieralam, a przez internet wolalam nie zamawiac, bo moze sie to okazac kupowaniem kota w worku.

Widzicie z jakim skupieniem Bi kontroluje zawartosc jajek brata? Swoich nawet jeszcze nie otworzyla... Nie daj Boze, zeby trafilo mu sie cos fajniejszego niz jej! :D

W jajeczkach byly wiec czekoladki, kredki swiecowe w ksztalcie zwierzatek oraz mini buteleczki z plynem do baniek. Z tym plynem wynikla smieszna sytuacja, bo kiedy dzieciaki otworzyly jajka, okazalo sie, ze buteleczka jest tylko jedna, czyli zniklo jedno jajo. Pytanie, czy tak je dobrze schowalam, czy jakies zwierze ukradlo? ;) Bojac sie niedzwiedzi, jak co roku chowalam jajeczka na szybko i przy swietle latarki, wiec nawet nie pamietalam gdzie je wszystkie wcisnelam. :D
Potworki wybiegly ponownie na poszukiwania i choc zajelo im to dobrych pare minut wspolnych poszukiwan, znalezli! Czyli tak dobrze schowalam. ;)

Reszta dnia to juz byly rozmowy na Skypie z rodzina oraz beztroska zabawa nowymi zabawkami. Potworki dostaly po nowym zestawie Lego: Kokus swoje pierwsze "Technic" z autem napedzanym pociagnieciem do tylu, a Bi Elves, ze smokiem. Oboje spedzili polowe dnia ukladajac. Poza tym, Bi w liscie do zajaca poprosila o maskotke Pajama Llama, a Nik o kolejna figurke Bakugan. Oboje dostali tez po mini dronie sterowanym ruchem reki.

W salonie wysoki sufit, wiec dron czasem ucieknie Potworkom poza zasieg ;)

Ten co prawda znalazl sie w liscie Kokusia, ale slusznie uznalam, ze jest to cos, z czego i Bi bedzie miala frajde.

Dron Bi jest zloty i prawie sie wtopil w kolor kominka :)

Oczywiscie, jak codzien, spedzilismy tez jak najwiecej czasu na podworku. W obecnej sytuacji wlasny kawalek swiata zewnetrznego, to prawdziwy luksus. ;)

Hulajnogi nadal rzadza ;)

Bilans po kilku dniach jest taki, ze Nik dopytuje czy moge mu kupic tez Pajama Llama, bo jego Bakugan jest mniejszy, a poza tym on tez lubi maskotki i nie, nie przeszkadza mu, ze te sa typowo dziewczynskie - rozowe. ;) Bi zas, zaraz pierwszego dnia zdolala wyrwac kabel od ladowarki do swojego drona, a potem wplatac wlosy w smiglo. :O Nie mam pojecia jak tego dokonala, bo dron ma ksztalt UFO z plastikowej "klatki" i ciezko jest w niego wplatac cokolwiek. Spedzilam dobre pol godziny z malymi nozyczkami do paznokci, wycinajac i wydlubujac wloski, co bylo mocno utrudnione wlasnie dlatego, ze przez te "klatke" nie moglam paluchami dojsc do smigla. Dzieci to maja jednak zdolnosci. ;)

Poza tym, chyba przez to, ze Potworki nie mialy przysylanych lekcji ani w zeszly piatek, ani w poniedzialek, pozostale dni leca nam chaotycznie i bez konkretnego planu. Ja chodze jakas na wpol spiaca i otumaniona i nic mi sie nie chce, a oba Potworki przylaza z prosba o pomoc w lekcjach na zmiane i doslownie co 15 minut... W srode Nik mial zaprezentowac tekst, ktory napisal i jakims cudem on o tym zapomnial (dobra, to akurat nic nowego ;P), a ja, mimo, ze patrzylam na liste imion dzieci, ktore maja odczytac, co napisaly, moglabym przysiac, ze nie bylo tam Kokusia! :D Niestety, byl. Ale tak to jest, jak pomieszane sa dzieciaki z czterech roznych klas, bo wszyscy nauczyciele II klas razem tworza liste zadan. :/
Taaak... ten tydzien idzie po prostu na stracenie. ;)

Z pozytywnych wiesci, dostalam kolejna wyplate, ha! Szef w telekonferencji zapewnial, ze teraz powinnismy dostac kolejne dwie tydzien po tygodniu i w ten sposob wszystko zostanie nadrobione. Coz, uwierze, jak zobacze. ;)
Wszyscy tez bardzo optymistycznie zakladaja, ze najpozniej do konca maja wrocimy normalnie do pracy. Tia... Czy musze dodawac, ze osobiscie wcale nie jestem tego az taka pewna? ;)

Poniewaz w przyrodzie zawsze musi byc rownowaga, nieciekawie dzieje sie w pracy M. Jego firma, ktora jeszcze tydzien temu zapewniala, ze nie zamkna chocby zostala im dwojka ludzi do pracy, teraz juz spiewa inaczej. Zarzad moze by i uparcie trzymal wszystkich pracownikow na pelnych etatach, ale uzaleznieni sa od innych firm, ktore przeprowadzaly serwis maszyn, dostarczaly material, itd. Poniewaz wiele z tych firm jest nieczynna, to i u M. wielu ludzi przychodzi do pracy i siedzi, bo nie ma co robic. W rezultacie, wiekszosc pomniejszych osob z zarzadu oraz biur ma byc wkrotce wyslanych na bezrobocie. Z pracownikami bezposrednio z hali maja troche trudniej, bo tu reke na pulsie trzymaja zwiazki zawodowe. Za jakies 2-3 tygodnie maja wiec podjac decyzje, co robic, ale najprawdopodobniej pojada stazem pracy i najnowsi pracownicy odejda na bezrobocie, a najbardziej doswiadczeni beda pracowac 2-3-tygodniowymi zmianami. M. jest mniej wiecej po srodku jesli o staz chodzi, wiec moze trafic do ktorejkolwiek z tych grupek. Mozemy tylko czekac i zastanawiac sie, co bedzie pozniej...

Bilansem tego tygodnia jest tez stluczona jedna z miseczek, bowiem Bi niosla sobie mleko do mikrofali, jednoczesnie niosac tablet (nie daj Bog mialaby go przeciez na pare sekund odlozyc! ;P) i jakos jej sie omskla... Musze jej oddac sprawiedliwosc, ze byla naprawde skruszona i przepraszala przez caly dzien raz za razem. Ja zas, slyszac z gory rumor, pedzilam po schodach na zlamanie karku, oczami wyobrazni widzialam juz bowiem Bi lezaca nieprzytomna na podlodze (mikrofala jest wysoko, nad kuchenka, dzieciaki musza wejsc na krzeslo zeby dosiegnac i przerazilam sie, ze Starsza z niego spadla) lub stluczona szklana kuchenke. Kiedy wiec okazalo sie, ze to tylko miseczka (i kaluza mleka rozchlapana na pol kuchni oraz rozprysnieta po szafkach oraz zmywarce), odetchnelam z ulga i nawet nie mialam sily sie gniewac. ;)

I to tyle z biezacych wiesci. :) Trzymajcie sie moje Drogie. Czytam, ze w Polsce wymagane jest zakrycie twarzy? U nas, poki co, gubernator Stanu oglosil, ze "zaleca" noszenie maseczek, ale stosuje sie do tego srednio 50/50 ludziskow. ;)

20 komentarzy:

  1. Super święta jednym słowem :) Genialna akcja sąsiedzka, aż się wzruszyłam. U nas nie ma az takiej tradycji w szukaniu jajek i obdarowywaniu prwzentami, tzn ewentualnie ukrywamy dzieciom słodycze świąteczne w ogrodzie i tyle. W tym roku nie zrobiliśmy tego, słodycze i książki przywieźli od zajączka moi rodzice przed świętami i powiesili na bramie. Rekomoensta był poniedziałek bo mogli nas od rana zaskoczyc u jeszcze w lozku oblać wodą, a potem lali się nią przez dnia. Jaja pomalowali dokladnie takim samym sposobem jak wy i tez święconki jako takiej nie robiliśmy.
    Z firmami teraz tak jest, jedna zależna od drugiej, jak jedna upada, kolejne które dzieki niej zyly tez leca, niestety :( Od pierwszego dnia kwarantanny wiedzialam ze to nieuniknione i w mig zaczelam się tego bac. Bo cobyś nie robiła, jak ciezko nie pracowała, nie mozesz tego przeskoczyć :( Trzymam jednak kciuki, aby jakoś u M się to pozytywnie rozwiązało.
    Drona też dopiero co z najwyższej choinki ściągaliśmy ;)
    Jak tam trafil?
    Ano w Polsce tak, teraz już tylko w maseczkach i rękawiczkach możesz wyjsc.. Masakra. Właśnie wrzuciła zdjęcie Mistrza który do sklepu osiedlowego leci niczym na salę chirurgiczna 😷😷
    Ale od poniedziałku w koncu będzie można iść do parku czy lasu i ogólnie na spacer, mają nas nieco odblokować. Odliczam!!! Choć własne podwórko teraz to jak piszesz rarytas, to jednak taki areszt jest straszny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas do sklepow w maseczkach. Rekawiczek na szczescie poki co nie nakazali nosic.
      Niestety, M. to branza lotnicza, a ze teraz linie lotnicze kiepsko przedza, wiec w koncu i ich kryzys dogonil. Od polowy maja zaczynaja wysylac ludzi na miesiac na bezrobocie.
      U nas z kolei nie ma Smingusa Dyngusa i choc jako dziecko uwielbialam te tradycje, to poniewaz tutaj jest to zwykle juz normalny, pracujcy dzien, to jakos nie udalo mi sie wprowadzic jej do naszej rodziny...

      Usuń
  2. My też praktycznie potrawy i ozdabianie jajek zostawiliśmy na sobotę. Stwierdziliśmy, że skoro nie potrzebujemy ich do święconki, to możemy je przygotować dopiero w sobotę, aby były świeże :) Ale u nas nie udało się ominąć koszyczków, bo dzieciaki żyć by mi nie dały, bo przecież musieli sprawdzić czy pamiętają co trzeba włożyć :D Wkładaliśmy więc wszystko co trzeba do koszyczków, te ustawiliśmy na przybranym stole w pokoju, odmówiliśmy modlitwę, poświęciliśmy, po czym zanieśliśmy do kuchni i ich zawartość przełożyłam na talerze :D

    Ta tradycja z jajkami bardzo mi się podoba i może kiedyś się na nią skuszę, bo pewnie dzieciaki miałyby też sporo zabawy, ale znowu w mieszkaniu mogłoby już nie być tak fajnie jak w ogródku. A co do prezentów, to u nas Jasiu czekał aż Oliwka wszystko rozpakuje, a później jak wyciągał swoje to sprawdzał czy dostali ich tyle samo i czy takie same :D

    U nas tak jak piszesz maseczki, a w sklepach jeszcze rękawiczki jednorazowe. Ale od poniedziałku będziemy mogli chodzić do parku i lasu, więc może to nie takie złe wytyczne? Z jednej strony buntujemy się, że mamy siedzieć w domach, z drugiej jak można było swobodnie się poruszać, to w parkach i lasach były tłumy. Tak naprawdę nie wiadomo, co by było, gdyby nie ten zakaz i teraz jego likwidacja z koniecznością noszenia maseczek. Jeśli ma nas to uchronić przed taką liczbą zachorować jak np. we Włoszech to ja się na nie zgadzam. Choć nie ukrywam, że po miesiącu siedzenia na tych naszych 52 metrach mam powoli dość...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwie sie. Nie wiem jak bym wytrzymala tyle czasu nie wychodzac z domu, choc metraz mamy 3x taki...
      U nas maseczki wymagane, rekawiczki nie, choc ja w sklepach zawsze sie brzydze i juz chetniej bym chyba te rekawczki nosila. ;)
      Ach te rodzenstwa! Moi sa zazdrosni nawet jesli ktoremus kupie paczke majtek! :O
      Moim na szczescie swieconka na talerzu nie przeszkadzala. I tak jesc nie chcieli, bo zanim wstalismy zdazyli zapodac sobie chrupki do mleka. :D

      Usuń
  3. Ja w ogóle sprzątaniem się nie przejmowałam w tym roku, mam wymówkę, że nie chciałam urodzić przedwcześnie, także się nie przemęczałam :D
    Święta we własnym gronie, to też fajne doświadczenie. Zresztą na obczyźnie, to tak jak mówisz, nie jest coś nowego.
    My też nie zapuszczamy się nigdzie dalej przez tę całą epidemię. Ja ostatnio byłam w Brukseli 3 tygodnie temu u lekarza i w tym tygodniu jadę znowu i to tyle, potem na poród ;) A tak to wciąż w domu/ w ogrodzie...
    Ja czekam, aż Michalina podrośnie i będę mogła organizować zajączka, który będzie dla niej frajdą i na którego będzie czekać.
    A Potworki niecierpliwe, ale nic dziwnego! Bi to naprawdę niezła aparatka, musicie mieć serio ciekawie :P
    U nas maski też są tylko zalecane póki co, ale trudno mi się wypowiedzieć czy dużo osób je nosi, bo tak jak już mówiłam, siedzimy w naszym więzieniu i się z niego nie wyłaniamy :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas maski teraz wymagane w sklepach, na swiezym powietrzu nie. I choc jeszcze 2-3 tygodnie temu widywalam ludzi spacerujacych w maseczkach, tak teraz juz nie.
      Ja nadal siedze na naszym osiedlu, ale stwierdzam, ze dziczeje, bo kompletnie nie mam ochoty sie ruszac. :)
      No tak, poki co Michalinka nie wie jeszcze o co chodzi z tym Zajaczkiem. Za rok juz bedzie cos tam kumac, a za dwa lata juz pewnie bedzie wypatrywac prezentow. ;)
      Z Bi jest ten "problem", ze ona jest ogolnie rannym ptaszkiem i kompletnie nie przesypia tych niby potrzebnych dziecku 10 godzin. Spi srednio 8 godzin. A jak na cos czeka i jest podekscytowana, to w ogole spac nie moze i takie sa efekty. Nik inaczej - czy swieta, czy urodziny, spi jak zabity. ;)
      Kochana, Ty tej calej wiosny powinnas w ogole sie niczym nie przejmowac! ;)

      Usuń
  4. Jak juz w poprzednim poscie wspominalam - mielismy slaba Wielkanoc, mocno okrojona obrzedowo i kulinarnie. Czesc tego spowodowana jest chyba jakims depresyjnym nastrojem, przygnebieniem, ze jest jak jest. U nas, wsrod znajomych, kolegow z pracy, sasiadow - pokutuje przekonanie, ze pandemia COVID-19 to sciema na uzytek bankierow i politykow. Mowi sie juz wrecz, ze to kontrola-virus albo CoronaGate. Pocieszaja mnie teraz tylko realcje z Michigan, gdzie governorka dostaje baty od protestujacych obywateli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas odwrotnie - wiekszosc ludzi jest raczej przerazona. Sasiadka przez pewien czas nie pozwalala corkom bawic sie z Potworkami. Kolezanka z bylej pracy wypisuje na Fejsie jakies farmazony, ze "te doswiadczenie na zawsze ja zmienilo...". Ale to typowa, przezywajaca wszystko Amerykanka. Jej maz ma astme, wiec razem robia po gaciach... :/ Inni podchodza do tego troche rozsadniej, ale takiej opinii, ze wirusa nie ma, to raczej sie nie slyszy.

      Usuń
  5. Sąsiedzka inicjatywa - rewelacja!!! U nas tylko/aż na szybach rysunki tęcz - jako podziękowanie dla pracowników NHS czyli tutejszej służby zdrowia. (Przyznam bez bicia, że ciągle zapominamy tę tęczę namalować:(
    Jajek nie szukaliśmy... bo ogród mamy cały rozgrzebany i jesteśmy w trakcie jego tworzenia;) Ale zajączek prezenty zostawił obok kominka - też LEGO i L.O.L + oczywiście słodycze;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas nie tecze, ale serduszka. :) I tez jakos nie moge zagonic Potworkow do ich wyciecia. Trudno. ;)

      Lego rzadzi! :)

      Usuń
  6. Ja mimo wszystko zrobiłam koszyczek, w niedzielę był na stole. Ale święta były smętne :( takie nijakie..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle, ze gdybym mieszkala w Polsce i Swieta spedzala z dalsza rodzina, to tez czegos by mi brakowalo. A tak, to bylo prawie jak zwykle. ;)

      Usuń
  7. Bardzo sie ciesze, ze Amerykanie wychodza na ulice. Nie od dzis wiadomo, ze USA ma jedno z najwyzszych zadluzen na swiecie i za chwile ludzir nie beda mieli za co zyc, wiec brawa dla tych, ktorzy chca walczyc z komunizmem.
    U Nas nie bylo czuc Swiat Wielkanocnych, bo pracowalam caly weekend. Chlopcom pochowalam jajka i czekoladowe kroliczki po domu. Dostali po pilce noznej, bo na szczescie Adidas online funkcjonuje z Niemiec. Wierze, ze uda sie pokonac ten chory, wladczy system, a wirus to jedna wielka sciema. Popatrz wkolo czy nie macie juz czarnych skrzynek na slupach do 5G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, jak trzeba pracowac w Swieta, to faktycznie kompletnie sie ich nie czuje... :(
      Wiesz, z tymi prostestami w Ameryce, to media w Europie mocno to koloryzuja. Podobnie z tymi ludzmi padajacymi jak muchy w Nowym Jorku. W Polsce grzmia jak tu strasznie, jak ludzie cierpia, jak inni urzadzaja protesty, itd. A tak naprawde to mamy... spokoj, cisze, media cos tam probuja straszyc, ale nie ma takiej zgrozy jak to opisuja w Europie. ;)
      Wiesz, Amerykanie to w wiekszosci nieodpowiedzialne polglowki, zyjace od czeku do czeku. Wydaja bez opamietania, nic nie oszczedzaja, wiec potem jak nagle zostaja bez pracy, to jest tragedia, bo nie maja z czego zyc. Nabijaja na karty kredytowe, a potem splacaja dlugi latami...

      Usuń
  8. No tak, u Was to święta prawie jak co roku. Nasze też chyba najspokojniejsze w karierze. Na pewno od strony przygotowań, bo już aż tak spokojne nie były. Dziewczyny cały tydzień przed świętami były tragicznie niemożliwe i kilka razy im zapowiadałam, że się doigrają i zajączka nie będzie. No i oczywiście w sobotę już przegięły. Także w niedzielę rano z prezentów daliśmy im tylko książki, żeby już tak nie było, że absolutnie nic, a reszta została w aucie. No i Lila na początku dzielna i pełna wiary, że może mi dzień wystarczy na zmianę zdania, jak nam popołudniu urządziła ryk, to myślałam, że mnie szlag trafi. no ale, do dziś prezentów nie dostały, bo co było lepiej to znowu na nowo.
    Fajna ta akcja z jajeczkami w oknach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to sie dziewczyny doigraly! ;) Mam nadzieje, ze w koncu jednak na prezenty zasluzyly? :)

      Tak, u nas taka Wielkanoc jest prawie co rok, wiec wielkiej roznicy nie zauwazylam. Tylko w piatek spokojniej bylo, to nie musialam na wariata szykowac swieconki. ;)

      Usuń
  9. Święta w minimalnym wydaniu.
    U nas Zając nie przynosi prezentów. Za to szukanie słodyczy pochowanych po domu się tak spodobało, że mamy nową tradycję.
    Śmieszy mnie trochę to otwieranie na siłę szkół dla młodszych dzieci. Ciekawe według jakiego klucza będą wybierać, które dzieci idą. Bo ma być ich przecież mniej.
    My wreszcie wypuszczeni z "więzienia domowego". Dziś ruszamy na rower.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas szkoly zamkneli do jesieni. I juz sie boje na jakich zasadach beda je wtedy otwierac, bo tutejsze szkoly, tak jak polskie, sa w wiekszosci przepelnione...
      U mojego meza w domu tez Zajac prezentow nie przynosil i kreci nosem, ze dzieciaki rozpuszczam. Ale co poradze, ze u mnie byl i Zajaczek, i Mikolajki i Gwiazdor i prezenty na Dzien Dziecka i swoje dzieci lubie tak samo obdarowywac. ;)

      Usuń
  10. Takie kameralne święta, na luzie mają swój urok.
    Przynajmniej się człowiek nie narobi jak górnik w kopalni.
    Oszczędza się czas, pieniądze i stresu mniej.
    My na obczyźnie już przyzwyczailiśmy się do świąt tylko w piątkę. Fajne u Was zwyczaje i inicjatywy sąsiedzkie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten pomysl z jajkami byl bardzo fajny. Teraz za to wszedzie rozwieszaja w oknach serduszka dla Sluzby Zdrowia. :)
      Tak, Swieta byly bardzo luzackie. Mimo, ze my zawsze w okrojonym skladzie, to jednak pomiedzy praca, a zajeciami dzieci, zazwyczaj troche przedswiatecznej bieganiny jest. A w tym roku spokoj i relaks... :)

      Usuń