*
Skonczylam na szalonym pierwszym (pelnym) weekendzie grudnia. Jak wspomnialam ostatnio, kolejne dni byly duzo spokojniejsze, caly tydzien jednak uplynal pod znakiem zmian w grafiku. ;)
W poniedzialek jeszcze normalnie, szkola, praca, trening druzyny plywackiej. Po szkole czas na zjedzenie obiadu, potem odrabianie lekcji. Pedem na trening, a po treningu juz godzina 19, czyli pora na kolcje i do spania. Zwyczanie poniedzialkowo. :)
We wtorek rano urwalam sie z pracy i popedzilam do szkolnej biblioteki. Tym razem przypadla kolej klasy Bi. Szkoda, ze jej wizyta w bibliotece przypada na takie glupie godziny poranne, ze musze wymykac sie z pracy krotko po przyjsciu do niej. Na dluzsza mete nie widze w tym sensu, a bardziej utrapienie, wiec raczej od nowego roku dam sobie spokoj. Radosc w oczach Potworkow kiedy widza mnie w szkole, jest bezcenna, ale w pracy tez nie moge za bardzo przeginac. ;)
W srodku dnia bilam sie z myslami, bo straaasznie nie mialam ochoty na gromade "dzikich" dzieci w domu, a z drugiej strony Bi i jej przyjaciolka prosily od kilku tygodni o playdate. Teraz psiapiolka z rodzina miala wyjechac do Indii na 3 tygodnie (to nasi sasiedzi - Hindusi), wiec dziewczyny nie beda sie widziec niemal do polowy stycznia. Wtorek to jedyny poza piatkiem dzien, kiedy Potworki nie maja zajec pozalekcyjnych, wiec pomyslalam, ze "teraz albo nigdy". W koncu napisalam do sasiadki zapraszajac ja na kawe, a dziewczyny na zabawe, czesciowo majac nadzieje, ze odpisze mi, ze sa zajeci. :D
Niestety - stety, sasiadka odpisala, ze przed wyjazdem ma mnostwo spraw do zalatwienia, ale corki moze podrzucic opiekunka. ;) M., slyszac, ze wieczorem bedziemy miec gromadke piszczacych dziewczynek, plus Kokusia, ktory do cichych tez nie nalezy, zmyl sie na silownie i zostalam na placu boju sama. ;) Co zreszta ma dobre strony, bo sama mam duuuzo wiecej cierpliwosci do biegajacych i wrzeszczacych dzieci.
Nie przewidzialam jednak jednego. Mianowicie, mimo ze Nik ogolnie lubi nasze sasiadki, poczul sie urazony i rozgoryczony, ze w jego urodziny przyszly kolezanki Bi, a nie jego koledzy. I w sumie mial racje, choc ja zapraszajac je, zupelnie nie myslalam o odwiedzinach w kontekscie urodzin Kokusia. Wstyd, matka!
Dzien wczesniej specjalnie upieklam dla Nika brownie, o ktore prosil juz od jakiegos czasu, wiec zaprosilam wszystkie dzieciaki do stolu, wsadzilam w kawalek swieczke, dziewczyny zaintonowaly Happy Birthday to You i chyba ta chwila uwagi pocieszyla Kokusia, bo potem juz nie zglaszal pretensji. ;)
Nik zdmuchuje swieczke po raz pierwszy... ;)
A jak juz udalo mi sie zebrac dzieciaki przy stole, to w ramach nieco spokojniejszej aktywnosci, wyciagnelam upieczone wczesniej ciasteczka, lukier w tubkach oraz posypki i dalam im wolna reke w dekorowaniu. ;)
Nik i A. co chwila scigali sie do miseczki z ta sama posypka, a Bi oraz Mniejsza A. dekorowaly w spokoju i skupieniu ;)
Te opaski z uszkami Potworki dostaly rok temu w hotelu z parkiem wodnym i caly czas sa ich ulubiona dekoracja glowy :)
W srode oraz czwartek pracowalam krocej bowiem dzieciaki konczyly dwie godziny wczesniej z powodu szkolen dla nauczycieli. Traf jednak chcial, ze we wtorek w nocy znow sypnelo sniegiem. Cos sniezny ten grudzien w tym roku...
W kazdym razie tym razem przechodzacy front byl slaby, a temperatury okolo 0, wiec nie zapowiadano niewiadomo jakiego kataklizmu. Wiedzac, ze lekcje juz byly skrocone, zakladalam, ze albo zaczna o normalnej porze, albo szkole po prostu zamkna. Tiaaa... Opoznili rozpoczecie lekcji o dwie godziny, a ze dzieciaki konczyly juz o 13:15, to pojechaly do szkoly na zawrotne 2.5 godziny! A ja na tylez samo do pracy, co bylo bez sensu, ale sklaniajac sie raczej ku normalnemu dniowi (tylko skroconemu), nie spakowalam sobie zadnych papierow do przejrzenia. Inaczej napisalabym po prostu, ze pracuje z domu. Podejrzewam jednak, ze wiem dlaczego szkole opoznili, zamiast zamknac zupelnie. Jak wspomnialam, lekcje konczyly sie wczesniej ze wzgledu na szkolenia dla nauczycieli. I jestem przekonana, ze o te szkolenia sie rozeszlo. Gdyby zamkneli szkoly kompletnie z powodu zlych warunkow na drogach, musieliby szkolenie przelozyc na inny dzien. Mysle, ze za wszelka cene chcieli tego uniknac. Nie przewidzialam tego, trudno. To byl w kazdym razie, jeden z moich najkrotszych pracujacych dni. Mialam wrazenie, ze tylko weszlam do biura i wyszlam. :)
Ta magiczna sceneria to... lasek okalajacy parking pod moja praca :D
Na skroconych lekcjach bardzo skorzystaly Potworki. Kupa sniegu, ktora spadla zaraz po Thanksgiving, zdazyla zostac zmyta przez ocieplenie i deszcz, ale dzieki swiezemu opadowi znow mogli szalec na bialym puchu. Nik nawet pytal, czy moze z naszej przydomowej gorki zjezdzac na nartach. Zrezygnowal dopiero jak powiedzialam, ze ja nie orczyk i go wciagac pod gore nie bede. ;) Za to w ruch poszly "dupki" oraz skutery.
Taka zima to ja rozumiem! ;)
Nie mowiac juz o tym, ze sroda oraz czwartek to sa dni, kiedy wpadaja tylko do domu zeby cos na szybko przelknac, po czym ja przylatuje z pracy i z marszu pakuje ich do auta i zabieram na basen (sroda) lub lyzwy (czwartek). Tym razem mieli czas zeby wrocic do domu, zjesc spokojnie obiad, pobawic sie na sniegu, odrobic lekcje i dopiero wyruszalismy z domu.
Z niewiadomego powodu, Potworki, z gorki po drugiej stronie domu, pod choinkam, przeniosly sie na te ponizej podjazdu, mimo, ze jest wyraznie krotsza
Niestety, spokojniejszy tryb dnia haniebnie Potworki rozleniwia i jakos tak utarlo sie, ze jak nie maja szkoly, nie jezdza tez na dodatkowe zajecia. W srode Nik tez urzadzil awanture, twierdzac, ze nie powinni jechac na plywanie, ale tym razem tupnelam noga. Bi miala miec w sobote zawody i kolejny trening byl jak najbardziej pozadany. ;)
W czwartek lekcje znow byly skrocone, ale chociaz zaczely sie o normalnej porze. Myslalam, ze wymigam sie od wolontariatu w bibliotece, ale zapytalam bibliotekarki (glupia ja! :D) jak to sie odbywa w krotsze dni. Okazalo sie, ze kiedy lekcje sa skrocone, caly grafik jest "uciety" do pol godziny. Zajecia w bibliotece odbywaly sie wiec o 10 minut krocej i zaczynaly o 12:15 zamiast o 13:05. Coz bylo robic. Szefa na szczescie nadal nie bylo, wiec wyszlam z pracy w poludnie, pojechalam do szkoly, a potem juz prosto do domu czekac na Potworki. ;)
Dzieciarnia przyjechala i po zjedzeniu obiadu poleciala oczywiscie na snieg.
Widzicie te lwia grzywe na glowie Bi? Dzien wczesniej, po kapieli kazalo sobie zaplesc warkoczyki ;)
Poznym popoludniem mieli lyzwy i tu o dziwo wcale nie protestowali! ;)
Bi cwiczy hamowanie...
A Nik jazde na jednej nodze ;)
Tego dnia przyszedl mroz i choc nie byl jakis ogromny, ot - 2, to stojac przy lodowisku, od ktorego ciagnelo az milo, mimo zimowej kurtki, rekawiczek oraz kaptura na glowie, przemarzlam do szpiku kosci. Pare minut kiedy dzieciaki oddawaly wypozyczone lyzwy i przebieraly sie w buty, nic mi nie daly, dalej cala sie trzeslam! A oni, jak zwykle, chcieli jeszcze chwile podziwiac trening hokeistow! :O Coz, dalam im cale dwie minuty na podziwianie zawodnikow zapierniczajacych po lodzie ile sil w nogach. Do domu mamy prawie 20 minut, w samochodzie ogrzewanie na maksa, a jak dojechalam nadal mialam wrazenie, ze nie czuje palcow u nog. ;) Cala reszte wieczora zajelo mi zeby sie znow zagrzac...
W piatek juz dzieciaki poszly do szkoly, a ja do pracy, na caly dzien. Wreszcie! :D Wieczor uplynal spokojnie i leniwie, bo kolejnego dnia Potworki nie szly do Polskiej Szkoly. W sobote rano bowiem, odbyly sie... pierwsze zawody plywackie w tym roku!
Bi z najlepsza kolezanka z druzyny
To znaczy, pierwsze dla Bi, bo tak naprawde to drugie. ;) Tydzien wczesniej byla inauguracja sezonu, ale ze tego akurat dnia byl Mikolaj w Polskiej Szkole, a pozniej zabawa bozonarodzeniowa w kosciele, wiec nie bylo mowy, zeby zamiast tego ciagnac Bi na zawody. Nie wybaczylaby mi tego. :D
Jak poszlo Bi? Hmmm... Trudno powiedziec w sumie. ;)
Chodzi o to, ze z przeciwnej druzyny, tylko 16 osob zglosilo sie na zawody i to glownie z najstarszych wiekowo grup. Z druzyny Bi, jej grupa wiekowa miala wiec dwie sztafety (jedna roznymi stylami, druga kraulem) ale dziewczyny plynely po prostu na czas, bo nie mialy przeciwniczek.
Bi plynie stylem motylkowym, a trenerzy bacznie obserwuja. ;) To byla jedna ze sztafet polaczona z innymi, stad te dwie chlopiece glowy plynace w przeciwnym kierunku :D
Poza tym Bi wygrala dwa pierwsze miejsca stylami: na plecach na 25 metrow oraz kraulem na 50 metrow. Plynela jednak przeciwko dziewczynkom ze swojej druzyny, a w tej chwili, w swojej grupie wiekowej, jest zdecydowanie najszybsza. Dwie bardzo szybkie dziewczynki z zeszlego roku odeszly z druzyny (jedna sie przeprowadzila, co sie stalo z druga, nie wiem), a ze Bi nadal nie ukonczyla 9 lat, wiec ciagle sciga sie w grupie 8 i ponizej. A oprocz niej, w tej grupie wiekowej zostala jeszcze tylko jedna 8-latka, a poza tym 7- i 6-latka. Takie maluchy nie maja z Bi szans. ;) Jestem wiec oczywiscie bardzo z Bi dumna, ale nie bede sie oszukiwac i wiem, ze to byly bardzo latwe wygrane. Prawdziwy test bylby przeciwko dziewczynkom z innej druzyny, gdzie tez mogly byc szybkie zawodniczki.
Cale szczescie, poniewaz tak malo bylo zawodnikow z drugiej druzyny, wiele wyscigow mlodszych grup laczono, wiec zamiast kwitnac 4 godziny na basenie, bylismy tam 2.5. Znow bowiem Bi plynela w wyscigu #1, potem #25, #34 i... #61 (na 68), czyli praktycznie na samym koncu. Przygotowywalam sie wiec na duuugie czekanie, a tu niespodzianka! Wszystko poszlo bardzo sprawnie. :)
Cale szczescie, tego bowiem dnia musialam upiec Kokusiowego torta na nasze male, rodzinne przyjecie. Postanowilam bowiem nie popelnic ostatniego bledu i wstawic tort do lodowki na cala noc. ;) Tym razem nie pieklam tej "truskawkowej chmurki", bo Nik nie lubi owocow w galarecie, postanowilam wiec upiec cos, co moooze tknie. Pomieszalam dwa przepisy, bo przelozylam biszkopt masami sernikowymi, ciemna i jasna, a na wierzch dalam warstwe bitej smietany. Tym razem jednak dodalam do niej zelatyny, no i tort siedzial w lodowce calutka noc oraz wiekszosc kolejnego dnia. I moze to zadzialalo, a moze po prostu fakt, ze warstwa bitej smietany byla nie za gruba, bo tym razem nic sie nie rozciapywalo. ;) Nie bardzo wiedzac co zrobic z gora tortu, postanowilam wyprobowac jadalne, dekoracyjne oplatki. Mialam spory problem ze znalezieniem okraglego oplatka z czyms, co Nik lubi, w koncu padlo wiec na Krola Lwa. ;) Musze tez zainwestowac w profesjonalny zestaw do dekoracji, bo z przecietym foliowym woreczkiem za duzo nie poszalalam. :D
Dzielo sztuki cukierniczej to nie jest, ale i tak jestem z siebie dumna :)
Chrzestny Potworkow niestety rozchorowal sie i nie przyjechal, jedynym gosciem byl wiec dziadek. Nik poczatkowo byl rozczarowany, ale kiedy dostal ogromna ciezarowke przewozaca w dodatku kilka pojazdow budowlanych, oczy zrobily mu sie okragle z wrazenia i zapomnial o nieobecnosci wujka. ;)
Nik zdmuchuje swieczke po raz drugi :)
Zaspiewalismy Sto Lat, zjedlismy tort (nawet solenizant sie skusil!) i tyle ze swietowania. Nikowi chyba jednak ograniczone towarzystwo nie przeszkadza. Chodzi mu tylko o chwilke uwagi skupionej wylacznie na nim. Co nie zdaza sie czesto, skoro zazwyczaj stoi w cieniu glosniejszej i bardziej ekspresywnej siostry. ;) Oczywiscie o imprezie dla kolegow tez co chwila wspomina, ale poki co nic nie mam zarezerwowanego...
Obecny tydzien mial byc juz spokojny, bez zmian w grafiku i niespodzianek, poza bilansem 7-latka Kokusia w piatek. Mial minac miedzy praca, szkola (dla mnie wizytami w tamtejszej bibliotece), basenem i lyzwami. Czyli jak zwykle. Ostatni tydzien przed przerwa swiateczna, ostatni wysilek przed dluzszym odpoczynkiem. :)
Grudzien jednak w tym roku naprawdę obfituje w snieg i na noc z poniedzialku na wtorek znow zapowiadano opady. Mialo sie zaczac od sniegu, przejsc w marznacy deszcz, po czym znowu w snieg. Prognozy od kilku dni miotaly sie na wszystkie strony, przewidujac 5 cm sniegu, skaczac nagle do 20 cm, zeby wrocic znow do ledwie kilku cm. Czyli nikt nic nie wie. Typowe. ;) I nie wiedzial, bo jednak samego sniegu spadla tylko delikatna warstewka na sam koniec. Caly wtorek padal zas... No wlasnie, ch*j wie, co to bylo. Nie byl to klasyczny marznacy deszcz, bo nie zamarzal w warstwe lodu na powierzchniach. Nie byl to tez zwykly snieg. Spadaly kuleczki, ktore pokrywaly wszystko biala warstwa i byly szorstkie, nie slizgaly sie! To znaczy nie pod butami, bo drogi byly jednak podobno w kiepskim stanie. Z tego co udalo mi sie doczytac, byl to deszcz lodowy (wbrew pozorom to zupelnie co innego niz marznacy deszcz ;P).
Wystarczy meteorologii. :) W kazdym razie, jak to czesto w Hameryce bywa, szkoly zamknieto. Swoja droga to zastanawiam sie, co osoby odpowiedzialne za te decyzje sobie wlasciwie mysla. Wedlug prawa bowiem, dni szkolnych musi byc 180. Koniec roku jest zawsze wstepnie zaznaczony jako cos zupelnie nierealnego, jak np. 5 czerwca. Wiadomo bowiem, ze prawie zawsze bedzie kilka dni, gdzie szkoly beda zamkniete z powodu sniegu lub jakiejs awarii.
Oczywiscie ludzie robia plany na urlop i nikt nie chce dzieciakow trzymac w szkole dluzej niz do polowy czerwca. Tymczasem z doswiadczenia juz widze, ze na poczatku sezonu, decyzje o zamknieciu podejmowane sa lekko i niefrasobliwie. Za to w lutym i marcu (ktory zazwyczaj bywa bardziej sniezny niz miesiac go poprzedzajacy) ktos budzi sie, ze okurwajegomac! Szkola bedzie czynna zaraz do 20 czerwca! I zaczynaja utrzymywac lekcje, nawet kiedy naprawde wypadaloby je odwolac, bo warunki na drogach sa straszne.
Po tej przydlugiej dygresji, dochodze do sedna. Mamy dopiero grudzien, a szkoly byly juz zamkniete 3 dni! O ile drugi dzien (wtorek po dlugim weekendzie z okazji Thanksgiving) rzeczywiscie sypnal sniegiem solidnie, a i ten w tym tygodniu, z opadem powodujacym na drogach "szklanke" mial uzasadnienie, tak ten pierwszy (poniedzialek po Thanksgiving, kiedy zreszta wiele okolicznych miasteczek mialo normanie lekcje), byl zupelnie niepotrzebny, bo posypalo tylko troche i plugi w mig sie z tym uporaly. Zero logiki. A potem w marcu sypnie sniegiem po kolana, a lekcje tylko opoznia o 2 godziny, chocby autobusy musialy sie przedzierac przez zaspy. :/
Pomarudzilam na tutejszy system, moge pisac dalej. :)
Tym razem bylam przygotowana na mozliwosc zamkniecia, wyslalam sobie na prywatnego maila papiery, rano wiec spokojnie napisalam, ze pracuje z domu i zajelam sie... rozdzielaniem potomstwa. Nie wiem, co w nich ostatnio wstepuje, ale dokuczaja sobie caly czas, dogryzaja, uskuteczniaja zlosliwosci, czasem dojdzie nawet do rekoczynow... Zauwazylam ten trend w okolicach Indyka i wtedy winilam za to 6 dni spedzonych caly czas razem. Ale potem wrocili do szkoly, a ich zachowanie wzgledem siebie nie zmienia sie ani o jote. :/ A tu przed nami przerwa swiateczna i dwa tygodnie razem. :O
Ja oszaleje, a juz na pewno osiwieje. :D
Wracajac do wtorku, ktory nieuchronnie spedzilam z Potworkami zamknieta w chalupie. No dobra, nie doslownie zamknieta, ale kto by przy takiej pogodzie wysciubial nos z domu?! Przynajmniej ominelo mnie urywanie sie do szkolnej biblioteki pol godziny po przyjezdzie do pracy. ;)
Musze przyznac, ze poczatkowo nawet mnie taki leniwy dzien ucieszyl. Na spokojnie rozladowalam zmywarke i zaladowalam ja z powrotem. Na spokojnie wstawilam zupe pomidorowa. Na spokojnie zmienilam posciel... Niestety, po poczatkowej euforii, ze nie ma szkoly oraz chwilowej grzecznej zabawie, Potworki wrocily do tego, co im ostatnio wychodzi najlepiej, czyli do klotni! Mitygowalam, tlumaczylam, rozdzielalam do osobnych pokoi, w akcie desperacji pozwolilam im nawet posiedziec na tabletach... Na nic! Kilkanascie minut zabawy i znowu krzyki, przepychanki, "Jestes glupi/ia!", itd. Wreszcie wyciagnelam zachomikowany na przygotowania swiateczne zestaw do robienia bombek.
Co za szczescie, ze oboje lubia takie kreatywne zabawy!
To pochlonelo ich na dluzej, choc Nik - maruda mial zdecydowanie dzien meczyduszy i jeczal, ze on nie ma dobrych pomyslow i nie wie jak chce te bombki udekorowac i dlaczego w zestawie jest ich tylko 6, dlaczego tylko po jednej tubce kazdego koloru... Wymyslal sobie jeden "problem" za drugim, ale przyznaje, ze zajeli sie tym na dluzej i bez klotni. Niestety, okazalo sie, ze zanim dekoracje mozna przyczepic na bombki, musza wyschnac. Majac nadzieje, ze zajmie to krocej niz cala noc (jak informowala instrukcja), uleglam prosbom, zeby wyjsc na dwor. Potworki caly ranek dopraszaly sie, ze chca na snieg, a ja tlumaczylam, ze to co pada, choc jest bialawe, wcale sniegiem nie jest. ;) Nie dali sie przekonac, wiec w koncu z westchnieniem sie zgodzilam.
Wtedy okazalo sie, ze to co pada, jest na szczescie szorstkie i sie nie slizga. Balam sie bowiem, ze ktores z nas wywali sie i cos zlamie przed samymi Swietami. ;) Niestety, padalo takie mokre i zimne niewiadomo co. Po jednej probie dzieciaki zrezygnowaly ze zjezdzania z gorki, bowiem ich dupki zapierdzielaly jak szalone i grozily wjechaniem w krzaki i pokiereszowaniem twarzy lub wykluciem oka. :O Nik dorwal gruba galaz i zajal sie rozbijaniem lodu, choc duzo to nie dalo. ;)
On rozbijal, ona zajela sie zbieraniem odlamanych kawalkow ;)
Pod wieczor udalo nam sie jeszcze upiec kolejna partie pierniczkow, choc dekorowanie przelozylismy na kolejny dzien. Chyba w koncu udalo mi sie znalezc przepis na pierniczki, ktory mi odpowiada, choc ciekawostka jest, ze ciasto ma zawsze inny odcien. Pierwsza partie pieklam na poczatku miesiaca dla pan z Polskiej Szkoly i wyszly one jasnobrazowe. Partie ze wtorku zwiekszylam o 1.5, bo pamietalam z zeszlego roku, ze ledwo nam piernikow starczylo na obdarowanie wszystkich, ktorych chcielismy. Zgodnie z proporcjami, dalam wiec 1.5 lyzki kakao, zamiast 1. I niespodzianka, bo ciasto bylo ciemnobrazowe, niemal czekoladowe w kolorze. ;)
Taki kolor piernikow lubie najbardziej
A ja oczywiscie musialam dac plame, bo nadzorujac Potworki, uspokajajac klotnie (nic nowego ostatnio) o foremki, rozgniatajac i walkujac kawalki ciasta, itd. w ktoryms momencie zauwazylam, ze nowo wyciagniete z piekarnika ciastka maja jakis niezdrowy, szarawy kolor. Kolejna partia to samo. Uznalam, ze moze wymieszalismy za duzo scinkow zmieszanych z maka ze swiezym ciastem i nie przejelam sie specjalnie. Dopoki nie zauwazylam, ze kolejna partia nie chce sie piec. Dopiero wtedy dotarlo do mnie, ze gdzies pomiedzy partiami, wylaczajac zegarek, musialam niechcacy wylaczyc piekarnik i dwie partie ciastek byly po prostu na wpol surowe! :O Na szczescie po szybkim dopieczeniu nabraly prawidlowego, zloto-brazowego kolorku. ;)
Kolejnego poranka szkoly oczywiscie byly opoznione o 1.5 godziny, a wiadomosc przyszla tradycyjnie - o 5 nad ranem. :D Potwor Mlodszy zas strzelil focha, bowiem przyszedl do mnie rano i pyta, czy nie ma szkoly. Odpowiadam zakopana pod koldra, ze jest, ale opozniona. Na to moj syn pyta, co to znaczy opozniona. Tlumacze na agielski, ze delayed. Niestety, Kokusiowi pomylilo sie z delete, czyli "skasowany" i uznal, ze lekcji nie ma. Niepocieszony byl wiec, kiedy zaczelam poganiac dzieciaki ze sniadaniem, zeby wyrobic sie na czas... :D Poranne opoznienie wykorzystali jednak calkiem niezle, bowiem dekoracje na bombki w koncu byly suche i mogli je do nich przyczepic! :)
Bombki sa niestety przezroczyste, wiec slabo je widac ;)
Tego samego dnia, po poludniu, nastapilo wydarzenie historyczne! Otoz tata zabral Potworki na trening, co u nas sie praktycznie nie zdarza. Fenomen po prostu! :D
Spowodowane bylo to tym, ze musialam jechac na poczte odebrac tajemnicza przesylke, a nie naglym zainteresowaniem tatusia dzieciecymi sportami. ;) Z ta przesylka to byla niezla zagwozdka, bo w poniedzialek listonosz zostawil awizo, ze jest paczka z Polski na moje imie. Wiedzialam, ze siostra ma wyslac, ale jeszcze tego nie zrobila. Z matka jestem na wojennej sciezce, wiec raczej niskie szanse, ze paczke by szykowala. Od kogo wiec moze byc przesylka?! M. teoretyzowal, ze moze od tych znajomych co odwiedzili nas w pazdzierniku. Tez przeszlo mi to przez mysl, ale jednak mialam watpliwosci. Pechowo, kolejnego dnia caly dzien padal deszcz lodowy, na drogach bylo paskudnie, wiec na poczte pojechalam dopiero w srode. I okazalo sie, ze paczka przyszla od... mojej kuzynki! Ktora ostatnio przesylke wyslala z gratulacjami, kiedy bylam w ciazy z Bi! Nic dziwnego, ze nawet przez mysl mi nie przeszla! :D
Na mojej wizycie na poczcie, skorzystali wszyscy. Ja nie musialam pedzic z pracy z wywieszonym jezorem zeby zdazyc z Potworkami na trening. Dzieci podniecone, ze choc raz jechaly z tatusiem, pokazywaly mu wszystko na basenie, w przebieralniach oraz calym klubie, zapominajac, ze M. chodzi tam na silownie, wiec wszystko to zna. :) A tata choc raz mogl popatrzec na wlasne oczy jak plywa jego potomstwo, choc przyznal, ze nudzilo mu sie, bo ile mozna siedziec na tym basenie. Dlatego ja zawsze biore ksiazke, ale jak sie nie lubi czytac... ;) Na swoj sposob byl jednak dumny i potwierdzil to, co opowiadam mu ja. Bi jest dobra technicznie i szybka. Nik technicznie... coz, musi sie jeszcze wyrobic, ale ma tyle energii, ze macha ramionami niczym wiatrak i nadrabia szybkoscia.
Zrobienie porzadnego zdjecia jest awykonalne - tutaj wynurzyl sie na chwile, zeby zlapac oddech
Oczywiscie na zawodach, w stylu motylkowym, zabka oraz na plecach liczy sie tez technika i zostalby zdyskwalifikowany, ale kraulem spokojnie moglby startowac. :)
Wieczorem Potworki zaczely dekorowac upieczone dzien wczesniej pierniki. Zaskoczyli mnie, bo kiedy wybila magiczna godzina 19:15, Bi rzucila dekorowanie i popedzila na tablet. Nik natomiast uparl sie, ze skonczy pierniki. I skonczyl, mimo, ze zostalo mu wtedy ledwie 5 minut na ukochanej elektronice. ;) Zazwyczaj to Bi pierwsza byla do takich zadan kosztem tableta i nie wiem co sie stalo, ze role sie kompletnie odwrocily. ;)
Uwiecznilam poczatek "roboty", ale dopiero konczywszy post, uswiadomilam sobie, ze nie zrobilam zdjecia ani udekorowanym piernikom, ani gotowym paczuszkom :(
W czwartek urwalam sie po poludniu do biblioteki szkolnej. Stwierdzam, ze te czwartki sa jeszcze do ogarniecia, bo wychodze praktycznie w porze lunchu, nikt nie powinien wiec az tak krzywo patrzec. Powiedzialam wstepnie bibliotekarce, ze od Nowego Roku wtorki odpadaja, ale w czwartki postaram sie przyjezdzac co tydzien.
Tutaj jedynym "problemem" sa zajecia na lodowisku, bo wracam z biblioteki o 14, a o 15:50 wypadam z pracy jak oparzona, zeby zabrac dzieci na czas na lyzwy. Na szczescie te zajecia sa tylko sezonowe. ;) Wlasciwie to w czwartek byla ostatnia lekcja lyzew i teoretycznie Potworki moglyby wiecej na nie nie chodzic. Kiedy im jednak o tym powiedzialam, podniesli taki protest, ze przyznalam, ze juz ich zapisalam na kolejna sesje. Ta bedzie 6-tygodniowa i skonczy sie w polowie lutego, wiec jakos dobrne do konca i moze nie padne jak kon po westernie. ;)
Poniewaz byly to ostatnie zajecia, Potworki dostaly certyfikaty z osiagnieciami.
Same Potworki troche ciemne, ale ulubiony sprzet z lodowiska na zdjeciu musial byc! :D
Tu byl maly zgrzyt, bowiem panie wpisaly, zeby Kokusia zapisac na poziom 2, a Bi na poziom 1B. Starsza oczywiscie strzelila focha, ze jakim prawem ona jest gorsza?! :D Niestety, po upadku zaraz na pierwszych zajeciach, Bi jezdzila juz potem bardzo powoli i zachowawczo. Potrafi jednak wykonac kazde cwiczenie, wiec nie bardzo rozumiem skad zalecenie, zeby powtarzala poziom 1. Obserwowalam rozne grupy przez 5 tygodni i nie zauwazylam zadnej roznicy miedzy jedynkami. ;) To ze Nik dostal sie na poziom 2 to za to zadna niespodzianka. Wedlug mnie powinien byc tam przeniesiony juz w polowie sesji. Nawet jego instruktorka byla pod wrazeniem, bo dopisala "amazing" na jego certyfikacie. :)
Wieczorem zas przyszla pora na konczenie dekorowania piernikow i nie obylo sie bez focha Bi, ze jak to?! Nikowi zostalo juz tylko zapakowanie i wypisanie kartek, a ona ma jeszcze pierniki do dekorowania?! :D No niestety, Mlodszy sie przylozyl dzien wczesniej, ona wolala tablet... Koniec koncow, Bi swoje paczuszki konczyla jeszcze w piatek rano... :O Najwazniejsze jednak, ze wszystkie zostaly zapakowane i zabrane dla ulubionych nauczycielek. :)
Piatkowy ranek zaczal sie od bilansu Kokusia. Byl tez oczywiscie kolejny foch ze strony Bi, ktora oburzyla sie, ze Nik straci zawrotne 45 minut z poczatku lekcji! :D
Bilans odbyl sie rutynowo: badanie osluchowe, zagladanie w gardlo, nos, uszy, wazenie, mierzenie, pogadanka na temat jedzenia warzyw (to do Nika), badanie wzroku i cos, co w Hameryce robia niezwykle rzadko - poziom hemoglobiny. Ostatnie Nik mial robione na bilansie... dwulatka, wiec kiedy lekarka zaproponowala, z radoscia przystalam. ;) Na szczescie wszystko wyszlo ok, a wzrok Nik ma sokoli, wedlug slow samej pielegniarki. ;)
Aktualne rozmiary:
wzrost: 125.7 cm
waga: 25.9 kg
Okolo 70 centyla. Nik zawsze wydaje mi sie taki malutki, nawet pomimo tego, ze ostatnio wyraznie wystrzelil w gore. Ciagle mam wrazenie, ze Bi byla duzo wieksza w tym samym wieku. Tymczasem porownujac rozmiary 7-letnich Potworkow, wychodzi, ze Nik jest nie tylko nieco ciezszy, ale jeszcze jest o caly centymetr wyzszy niz Bi w tym wieku! :D
Ja za to wysłuchałam pogadanki na temat szczepień przeciw grypie. Co roku to samo. Ja odmawiam, a lekarze serwują mi wykład o tym jak niesamowicie wazne i bezpieczne są te szczepienia. Cóż, akurat co do szczepionki na grypę mam swoje zdanie i nikt mnie nie przekona, ze ma ona sens. :)
I na tym, moje Drogie, koncze. Bede sie starac wpasc na Wasze blogi, zeby zlozyc Wam zyczenia swiateczne, ale jesli u wszystkich sie nie wyrobie, skladam je tutaj - grupowo:
Wesolych Swiat Bozego Narodzenia! Zeby choinka wam pachniala (nawet jesli, jak u nas, jest sztuczna i pachna zawieszone pachnidelka :D), zeby swiateczne ciasta nie szly w boczki, Mikolaj przyniosl cos wiecej poza rozga, a rodzina zeby tryskala humorem, nawet tesciowa! :*
Merry Christmas from the Little Monsters! :D
Merry Christmas from the Little Monsters! :D
Dostalam poranna kawe do łóżka, więc skorzystalam i przeczytalam miła lekturę, choc w polowie kawa mi się skończyła ;) Szalony czas przedświąteczny jak u nas, ale ma to swój smaczek. Gratulacje dla Bi, pływa niczym syrena :) Jakby nie było, wygrała i to się liczy, brawo.
OdpowiedzUsuńPiernikowanie choc u nas to maślane kruche, ale też zdobione, podobnie jak u was z podwójną porcja i ciągnęło się, ale szczęśliwi i tez juz poobdzielali wszystkich.
Z tym zamykanie szkół bo śnieg no macie przewalone..
Maszyna czyszcząca lód u nas też jest ulubionym elementem haha ;)
Co tam jeszcze?
Dziękuję za życzenia i wzajemnie. Ja już też przezornie u siebie złożyłam i przedświątecznie grudzień podsumowałam.
Wszystkiego dobrego dla Was, zdrowia i spokoju w Święta!! 🎅 🎁 🎅 U, jestem pierwsza ;)
Ach, jak Ci dobrze! Ja chyba nigdy nie dostalam kawy do lozka! ;)
UsuńBi plywa super, chociaz widze, ze coraz wiecej dzieciakow z jej druzyny zapisuje sie na prywatne treningi. Nie wiem jak dlugo Bi "pociagnie" na samym talencie. ;)
Na szczescie po grudniu, kiedy szkoly zamkneli 3 razy, caly styczen byla cisza, a w lutym sie poki co nie zapowiada. :)
Dokladnie jak Iwona z kawa w łóżku czytam i....do samego końca dotarłam. Dziekuje za życzenia!
OdpowiedzUsuńJa mam spokój, bez śniadań do pracy bez imprez szkolnych także ten czas kiedyś i dla Ciebie nadejdzie. Ciesz sie chwila...
Brawa dla potworkow za osiągnięcia sportowe . Świetnie że tak inwestujesz w dzieci, to popłaca całe życie.
Uściski za ocean! Podeślij trochę śniegu....tego wam zazdroszczę...U nas 8 na +
Nie ma czego zazdroscic, bo od grudnia nie mielismy porzadnej sniezycy. :D
UsuńNie za dobrze macie, dziewczyny, z tymi kawami do lozka? Zazdrosc mnie bierze! ;)
Dlatego wlasnie pcham dzieciaki w sport. Nie tylko daje im to jakies zajecie i nie roznosza chalupy, ale mam nadzieje, ze jak sie przyzwyczaja do ruchu, to tak im juz zostanie. :)
Super, że Bi i Nik tak lubią łyżwy, u nas przygoda dopiero się zaczyna.
OdpowiedzUsuńJa też nie ogarniam tego zamykania szkół u was z powodu śniegu. U nas (jak jeszcze był śnieg zima, bo teraz to prawdziwe święto jeśli spadnie cokolwiek) choćby nie wiem ile kiedyś spadło, szkoła była zawsze.
Wesołych świąt Kochani!!
Tutaj jest troche inaczej, bo praktycznie wszystkie dzieci dojezdzaja do szkoly autobusami. Po kazdej sniezycy trzeba je oczyscic, no i drogi musza byc w miare przejezdne, bo jakby nie daj Bog cos sie stalo, to tubylcy sa pierwsi zeby podac zarzad oswiaty do sadu, ze podwolil na jazde dzieci przy zlych warunkach. Inny swiat. ;)
UsuńTeż się nalatasza biedaku z tym wszystkim. Jak nie praca, to biblioteka, a jak nie to, to zajęcia dodatkowe dzieciaków...
OdpowiedzUsuńFajnie macie z tym śniegiem, u nas na niego na razie nie ma szans, temperatury oscylują zazwyczaj w okolicach +5, + 7 stopni, a żeby było zabawniej to w pierwszy dzień zimy, w jakimś miejscu w kraju (już nie pamiętam gdzie) zakwitły bazie!!! Masakra. Chyba, przez to w ogóle nie czuję, że jutro już wigilia.
Wam również życzę wszystkiego co najlepsze!!! Zdrowia, radości, spokoju i samych wspaniałych chwil z rodziną :)
Ze sniegiem fajnie mielismy, ale juz sie skonczylo. W styczniu spadla garstka i teraz temperatury, jak u Was, wiosenne prawie. :/
UsuńJak teraz mysle o grudniu, to i tak mialam relaks! Jak mi w styczniu doszedl klub narciarski, gdzie w poniedzialek wychodze z domu o 8:30, a wracam po 20, a dodatkowo weekendowe zawody, urodziny i Bog wie co jeszcze, to dopiero nie wyrabiam na zakretach! :D
:) dziękuję
OdpowiedzUsuńOstatnie życzenie idealnie dla mnie;)))
Wszystkiego najlepszego i dla Was! Żeby Potworki nie marudziły w Święta i byście spędzili super czas.
Czyli rozumiem, ze tesciowa masz jak z kawalow? :D
Usuńzdrowych i spokojnych Świąt dla całej Rodzinki:)
OdpowiedzUsuńWesolego po Swietach! ;)
UsuńŚwietne życzenia, Agaciu. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję z uśmiechem.
Z przyjemnością poczytałam co u Was i jak zawsze pokręciłam głową z podziwem nad Twoim zaangażowaniem i organizacją życia domowego. Jesteś kobieta cyborg, naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem Twej pracowitości i zaradności. Śnieżnych widoków bardzo Wam zazdroszczę, w Holandii buro, szaro i nie ma zamiaru śnieżyć, ale z drugiej strony jak pomyślę o paraliżu komunikacyjnym, to może i lepiej. Wszystkiego dobrego, Agaciu, wypoczywajcie i czekam na świąteczną relację, ale to już na spokojnie po świętach.
Igomamo, nie podziwiaj, bo zeby to wszystko ogarnac, cos musi spasc na drugi plan, no nie ma bata. U nas to sprzatanie. W chalupie mam ciagly chaos, a dodatkowo zawsze cos niedomyte. ;) Dobrze, ze M. gotuje, inaczej jeszcze glodni bysmy chodzili. ;)
UsuńDobrych Świąt
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze Wasze tez takie byly! :*
UsuńWesoło u Was ;) Bi świetnie pływa, Nik świetnie jeździ na łyżwach i nartach- masz niezłych sportowców w domu! Brawo! :))
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzenia. Mam nadzieję, że Wasze święta były radosne i udane Dzieciaki z prezentów zadowolone? ;)
To fakt, ze Potworki sa bardzo wysportowane, chociaz Bi wyczynowcem nie bedzie, bo jest po mnie, bardzo ostrozna. Nik to juz inna historia. :D
UsuńWprawdzie juz po swietach, ale jeszcze nastroj jest swiateczny, wiec skladam najlepsze zyczenia BozoNarodzeniowe do tylu i do przodu, na Nowy Rok.
OdpowiedzUsuńNawzajem! Ciesze sie, ze wiernie zagladasz! :)
UsuńPrzyznam, że jak przeczytałam, że post strasznie długi, to się od razu poddałam, bo niestety czasu w tej chwili nie mam, ale przynajmniej sobie na Was popatrzyłam :) Bo robi się coraz ładniejsza. A Niko jaki już duży. Piękne zimowe zdjęcie. U nas jeszcze ani razu nie padał i się nie zapowiada. Agatko- spełnienia marzeń i dużo zdrowia w Nowym Roku!
OdpowiedzUsuńSorki, wiem, ze przy moich tasiemcach, to najlepiej jak Iwosia i Lux - czytac z kawa i w lozku, jako poranna lekture. :)
UsuńCześć w Nowym Roku, co u Was? :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle odpowiadam z opoznieniem, wiec wiadomo, juz pare postow bylo. ;)
UsuńWszystkiego dobrego w nowym roku!
OdpowiedzUsuńI wzajemnie! :)
Usuń