Jesli o rodzicach mowa, to nie moge uwierzyc, ze kiedy oni mieli 40 lat, ja konczylam 18. Miec czterdziestke i pelnoletnie dziecko... Niesamowite... Nie wyobrazam sobie teraz dyskutowac z nastolatka wyzsza ode mnie, ktora wedle wszelkich kruczkow jest w dodatku dorosla i ma te same prawa co ja. :O Zreszta, moja mlodsza siostra miala wowczas lat 12 i takiej wielkiej panny tez nie wyobrazam sobie miec. :D
Poza tym urodziny jak urodziny. Nie dosc, ze same w sobie przygnebiajace, to...
Moj maz zapomnial... :( Bylo mi bardzo przykro, bo nie dosc, ze urodziny, to jeszcze takie wazne, przelomowe... Zaparlam sie ze mu nie przypomne i zastanawialam sie kiedy samemu mu cos "kliknie". Kliknelo nastepnego ranka. M. nie ma zupelnie pamieci do dat i rocznic i okazalo sie, ze liczyl na to, ze Facebook mu przypomni. :O Tymczasem w ten dzien akurat na niego nie zajrzal, dopiero kolejnego dnia. ;) Przepraszal oczywiscie zarliwie i kiedy wrocilam z pracy, wreczyli mi z Potworkami kwiatka i wlasnorecznie wypisana kartke, ale niesmak pozostal. Minal tydzien, a mi nadal jest przykro... Nie mowiac juz o tym, ze kwiatek przekwitnie i (znajac mnie) padnie, mimo ze doniczkowy), a ja chcialabym cos bardziej "pamiatkowego". Na 40 urodziny M. zamowilam mu obraz powiekszony ze zdjecia z Potworkami, ze specjalna dedykacja. Musze chyba sama sobie zamowic cos podobnego, bo moj malzonek na to nie wpadnie... :/
Wracajac do koncowki jeszcze poprzedniego tygodnia. U nas 1 listopada to dzien jak codzien, ja maszerowalam wiec do pracy, a Potworki do szkoly. Tego dnia mieli tzw. Fancy Friday. Zwykle organizowano go zima, ale z jakiegos powodu w tym roku wypadl duzo wczesniej. Co to wiec takiego? ;) Otoz Fancy Friday to dzien (zawsze piatek, zgodnie z nazwa), kiedy dzieci jedza lunch na stolach przykrytych bialymi obrusami i przystrojonych wazonikami z kwiatkami oraz swieczkami (na baterie). Te, ktore chca, moga sie tez elegancko ubrac. Bi na to oczywiscie jak na lato, a Kokusiowi przygotowalam koszule i muche spodziewajac sie protestu, ale ku mojemu zaskoczeniu ubral je z entuzjazmem i jeszcze wesolo pozowal do zdjecia. ;)
Elegancja Francja ;)
W poprzedni weekend w koncu i my zmienilismy czas, ale musze sie pozalic, ze tym razem doznalam rozczarowania. Zazwyczaj wyczekuje zmiany czasu na zimowy niczym kania dzdzu, marzac o pobudce przy swietle poranka. Kiedy bowiem jest ciemno, wylaczam budzik i mimo najszczerszych checi, podkladajac pod glowe ramiona, albo wrecz podnoszac sie i opierajac lepetyne o zaglowek lozka, czesto-gesto zasypiam... Niestety, w tym roku (chyba naprawde sie starzeje) mimo pobudki ze sloncem swiecacym mi prosto w twarz, dalej chodze jak snieta ryba. ;) A moze to wlasnie o to slonce chodzi? Jestem bowiem calkowicie oslepiona, nie moge otworzyc oczu i wstaje z lozka zaslaniajac sie reka i mruzac patrzalki. ;) Proby przymkniecia zaluzji spelzaja na niczym, moj malzonek bowiem lubi rano (a wstajeo 3:30, czyli dla normalnego czlowieka w srodku nocy) popatrzec sobie przez okno i zawsze, zawsze zpomina tych zaluzji z powrotem przymknac. ;)
Po poludniu oczywiscie wydaje mi sie, ze jest o wiele pozniej niz faktycznie, chodze ziewajaca i zla. Ale kiedy poloze juz Potwory spac i ogarne co musze na dole, zasiadam przed lapkiem i... wraca mi zycie. Tym bardziej, ze teraz taki fajny okres przed nami - Mikolajki, swieta, urodziny Nika. Zaczynam pomalu kompletowac prezenty, zapisywac pomysly na liste i w rezultacie kolejny wieczor koncze o polnocy i rano nie moge sie zwlec z lozka... Ot, zycie "sowy". ;)
Moje urodziny wypadaja jako ostatnie z "trojcy", czyli mnie, M. (ktory swietuje w Halloween) oraz mojego taty (z koncowki pazdziernika). Zawsze w okolicy urodzin mojego malzonka, z racji, ze sa posrodku, staram sie upiec wiec cos tortopodobnego i zaprosic Dziadka na przyjecie naszym malym gronie. Tak zrobilam tez i tym razem. Zaprosilam tate na pierwsza niedziele listopada, a w sobote zabralam sie za ciacho. Tym razem wybralam cos zwane "truskawkowa chmurka", jako ze wydalo mi sie efektowne, ale w miare proste. :D
I proste faktycznie bylo, ale za to dosc czasochlonne. Nie dosc, ze galaretka musiala stezec, to jeszcze cholerna beza piecze sie 1.5 godziny i najlepiej zostawic ja w piekarniku do wystygniecia! :O
Przy okazji musze ponarzekac na autorow przepisow, ktorzy nie dodaja czasem waznych informacji. Ciacho faktycznie robilo wrazenie:
Pycha!
Co z tego, skoro ta biala czesc to byl krem na bazie bitej smietany, ktory przy krojeniu po prostu rozciapywal sie na nozu, talerzu i reszcie ciasta?! Katastrofa!
Lubie piec, ale niestety jestem wlasciwie piekarniczym laikiem, uczacym sie metoda prob i bledow. Jesli w przepisie nie jest zapisana jakas podpowiedz, sama nie wpadne na to, ze cos mi tu nie gra. Moja matka przez cale moje dziecinstwo piekla rzadko i tylko 3 rodzaje ciast: strucle z jablkami, ciasto ze sliwkami i metrowca. Tego ostatniego tlukla na wszystkie swieta oraz uroczystosci rodzinne, do tego stopnia, ze od kiedy "poszlam na swoje", ani razu go jeszcze nie upieklam i na sama mysl zoladek zawija mi sie w petelke. :D Jakis czas temu matka powiedziala mi z ekscytacja w glosie, ze ma przepis na sernik, ktory "zawsze wychodzi". No coz, prychnelam tylko, bo od lat pieke serniki wg. dwoch przepisow i zawsze mi one wychodza... ;)
Ale wracajac do mojej urodzinowej klapy. No, moze nie klapy, bo ciasto smakowalo naprawde oblednie, a ze na talerzu nie wygladalo juz tak elegancko? Coz, jego przeznaczeniem bylo pozarcie, a smakosze nie narzekali na jego walory estetyczne. :D W kazdym razie, krem zrobilam wg. przepisu, ktory mowil wyraznie, zeby ubic smietane i do ubitej dodac mascarpone. I tak zrobilam, spodziewajac sie, ze serek wystarczajaco utwardzi krem. Czesciowo sie to zreszta zgadzalo, ale jednak przy krojeniu sie calkowicie rozplywal. Dopiero pozniej, szukajac zrodla porazki doczytalam, ze ciasto powinno stac przynajmniej 8 godzin w lodowce, czego w przepisie nie bylo, oraz ze wypada do kremu dodac albo zelatyne, albo "smietan-fix" czy jakos tak. Tej informacji w przepisie rowniez brakowalo...
Trudno. Pierwsze sliwki - robaczywki jak to sie mowi. Nastepnym razem bede juz madrzejsza. ;)
Pierwszy tydzien listopada uplynal spokojnie i bardzo "rutynowo", poza wtorkiem, ktory Potworki mialy wolny od szkoly. Dlaczego? A dlatego, ze byly wybory. :/ W niektorych szkolach rozsiadly sie komisje wyborcze, a w innych (zeby chyba przypadkiem komus nie przyszlo do glowy poprowadzic normalnie lekcji) odbyly sie szkolenia nauczycieli. Naprawde, Hameryka powinna wziac przyklad z Polski i zorganizowac wybory w niedziele. Da sie? Da!
Poniewaz jednak tutaj sie nie nie da, zmuszona bylam wziac prace do domu i zajac sie potomstwem. Zeby jednak nie byl to taki nudny, leniwy dzien w pizamach (choc takim tez nikt by raczej nie pogardzil), postanowilam zaprosic do siebie dwie kumpele. Dziewczyny sie chetnie stawily, a z nimi ich dzieciaki, wiec nasza chalupa zostala na dwie godziny doslownie przewrocona do gory nogami. Razem dzieciakow bylo szescioro. W tym czworka w wieku "Potworkowym" (dokladnie, bo Nik byl najmlodszy, a Bi najstarsza, zas miedzy nimi jest, jak wiecie, tylko 1.5 roku), a do tego prawie 4-latka i roczniak. Wariactwo! Mlodziezy wlaczyl sie instynkt stadny, wiec najlepsza zabawa okazalo sie biaganie gora - dol i dzikie wrzaski. M., ktory w miedzyczasie wrocil z pracy, pokrecil sie 15 minut, po czym stwierdzil, ze to nie na jego nerwy i zmyl sie na silownie. :D
Nasze rozmowy byly mocno przerywane klotniami i uspokajaniem rozbrykanej smarkaterii, ale i tak fajnie bylo sobie posiedziec przy kawce i ciescie, ktore okazalo sie moja kolejna piekarnicza porazka w ciagu 4 dni. ;) Zamarzyla mi sie bowiem szarlotka z budyniem. Znalazlam przepis, ktory wydawal sie obiecujacy. Niestety, jak na moj smak, jablek bylo za malo, i zamiast je kroic w kawalki, lepsze bylyby starte. Budyn zas wyszedl za gesty (w przepisie bylo zeby uzyc mniej mleka) i bylo go za duzo. Rezultat smakowal dla mnie jak budyn zapiekany w ciescie. Zdecydowanie do poprawy i dobrze, ze mialam jeszcze reszte tej "truskawkowej chmurki", a jedna z dziewczyn przyniosla serniczek, bo inaczej musialybysmy zadowolic sie do kawy kupnymi kruchymi ciasteczkami. ;)
Tydzien zakonczylismy rowniez towarzysko, bo w sobote w koncu udalo mi sie zmowic z sasiadka na "play date" dzieciakow. Mialam kupe domowej roboty, chalupa wolala o pomste do nieba, wiec poczatkowo mialam tylko odstawic Potworki i potem po nich wrocic, ale sasiadka tak goraco namawiala na kawe, ze zostalam na... dwie godziny! :O Fajnie sie siedzialo, a ze tak umawialysmy sie na te kawe od wakacji (a mamy listopad!), ze i tak nie starczylo nam czasu zeby sie dobrze nagadac. Dzieciaki oczywiscie biegaly po domu jak swirniete, wiec zmeczony po calym tygodniu Nik, na koniec wygladal juz zalosnie jak kupka nieszczescia. ;)
Nawet na usmiech sil nie starczylo ;)
A na koniec dorzucam dwa Kokusiowe teksciory zapamietane z przygotowania do Pasowania na Ucznia w Polskiej Szkole. :)
***
Podczas pasowania, dzieci musialy wyrecytowac wierszyk "Kto ty jestes?". Podczas nauki, M. pyta syna podstepnie:
"A ty to jestes Amerykanin czy Polak?"
Kokus (mysli przez chwile): "Umm... Polak!"
M. (smiejac sie): "Taaak? A gdzie sie urodziles?"
Kokus (znowu mysli, myyysliii): "Polskiej ziemi!"
Niezgodnie z prawda i nie do konca gramatycznie, ale przynajmniej widac (slychac), ze ta znielubiana polska szkola procentuje. ;)
*
W przeddzien pasowania, Kokus dopytuje czy przyjde i zostane na poczestunku. Odpowiadam, ze oczywiscie, ze przeciez nie moglabym przegapic takiej waznej uroczystosci!
Kokus: "Good, you'll sit next to me!" [dobrze, usiadziesz obok mnie]
Ja: "E, mysle, ze bedziesz wolal siasc z kolegami."
Kokus: "No, I want to sit with you! Because mommy is more important than friends!" [Nie, chce usiasc z toba! Bo mama jest wazniejsza niz koledzy!]
No i jak go tu nie kochac!
Ciekawe czy za kolejne 7 lat bedzie uwazal tak samo? ;) Wtedy wazniejsi moga juz byc kumple, albo (o zgrozo!) jakas dziwczyna! :O
***
I na tym czas zakonczyc, bo tego, calkiem krotkiego przeciez, posta i tak pisalam po trochu 4 dni. ;)
o kurde, nie fajnie z tymi urodzinami wyszło, szkoda że M zapomniał przyykro by mi też było na bank. Faceci! (chociaż moj pamięta ... jeszcze :P ).
OdpowiedzUsuńPrzytulam i pozdrawiam cieplutko! (P.S. U nas prawie nie ma słońca tylko cholerny smog :/).
Moj nigdy nie pamieta, powinnam byc wiec przyzwyczajona, ale jednak bylo mi przykro...
UsuńMinus dla M.
OdpowiedzUsuńU mnie z kolei pierwszy raz w życiu w tym roku zapomnieli o mnie... teściowie;) Miłości między nami nie ma, ale pozory zachowujemy zawsze... a tu taki ZONK. I najlepsze były tłumaczenia teściowej po dwóch tygodniach (na moje imieniny) - przepraszamy, że nie zadzwoniliśmy na urodziny ale byliśmy na grzybach i tak strasznie zmokliśmy.
;)))
O.moj boze, Gosiu, przepraszam, ale peklam ze smiechu! Z tego tlumaczenia oczywiscie!😂
UsuńO, bylam taka zmoknieta, ze telefon mi sam z reki wypadal! Usmialam sie za wszystkie czasy! :D
UsuńJak cudownie się Potworki prezentują. Klasa. Ja właśnie przeżywam podobne ciasto. Rozpłynęło mi się wszystko. Mam nadzieję, że jak odstoi to się ciut zwiąże. Okaże się jutro. A coś mnie trafi jak rodzicielka powie, że nie eksperymentuje się przy okazji gości. Taaa... bo bez okazji to mi się chce całą sobotę zarywać na jedno ciasto.
OdpowiedzUsuńMoj tata tez potrafi rzucic podobnym tekstem. ;) Niech sie, kurcze cieszy, ze jak wpada na kawe to ma ciasto do niej, a nie krytykuje! :D
UsuńWcale Ci się, nie dziwię, że było Ci przykro i że nadal jest. Ale Ci faceci to chyba w większości tacy niedomyślni. Co prawda Krzysiek pamięta daty i zawsze dostanę kwiatka albo książkę, ale czasami chciałoby się coś bardziej wymyślnego, zwłaszcza przy takich okazjach. Np. na 10 rocznicę ślubu dostałam kwiatka, a przyznam liczyłam na jakiś pierścionek, albo inną biżuterię :P No i pamiętam jak trochę było mi żal widząc tort na 30stkę. Krzyśkowi zamówiłam taki z logo jego ulubionej drużyny piłkarskiej, jak się okazało, że nie mam piec bo mi zamówił, to liczyłam na jakiś bardziej wymyślny może z książkami, z komputerem - tyle tego jest, a dostałam zwykły, z tabliczką 30 lat minęło. Fajnie, że sam pomyślał, ale gdzieś trochę żalu było :)
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądali tacy eleganccy. Ale na tym zdjęciu widać, że Nik niewiele ustępuje wzrostem Bi, czy po prostu tak tylko na zdjęciu wygląda? I nie mogę się napatrzyć na te ich jasne włosy, cudnie wyglądają :)
Ja też nie umiem kombinować z przepisami, ani na ciasto, ani na takie dania na imprezę. Jak mam łyżeczkę, to łyżeczkę, a jeszcze bardziej lubię jak mam podane gramy :) Za to moja mama w ciastach kombinuje, tutaj to zastąpi tym, tego nie doda, tego doda więcej :) A Krzysiek tak robi z pozostałymi daniami, tu wsypie jakieś przyprawy, tu doda coś innego, i jak dla mnie lodówka jest pusta to on z tej pustej lodówki zrobi sos :D
A ja wole w lyzeczkach, lyzkach i szklankach, bo nie mam wagi i jak jest w gramach to kombinuje na oko. ;)
UsuńNik sie strasznie wyciagnal i jest teraz tylko o pol glowy nizszy od Bi, a stopy maja niemal identyczne. :O
No ci faceci... Ja przez jakis czas kupowalam M. prezenty w stylku kubkow termicznych ze zdjeciami dzieci, albo cos z dedykacja, a potem lezalo w szafce nieuzywane. Myslalam, ze sie domysli, ze JA lubie takie rzeczy, ale gdzie tam... ;)
O,to wszystkiego najlepszego! Spelnienia najskrytszych marzeń! Dla M wielki minus.. nie będę Cię dobijała, tez byloby mi bardzo przykro. Mój Mistrz nie przywiązuje do dat w ogóle, nie pamięta o swoich imieninach nawet ;) Ale o moich i dzieci nigdy nie zapomniał jak dotąd, a na 40 zrobił mi mega niespodzianke, choć za takimi akurat nie przepadam..
OdpowiedzUsuńCiasto ma smakować nie wyglądać :) Wiele jest pięknych ale w smaku są jak sztuczne. Choć wiem o co chodzi, ja też zloszcze się jak moja beza pavlova mi brzydka wyjdzie i zawsze okropnie się ja kroi, ake podobno im brzydsza tym pyszniejsza, wiec się broni ;) Po 1,5h pieczenia susze ją zawsze całą noc potem w piekarniku, a do bitej śmietany zawsze dosypuje fix i nakładam ją tuż przed podaniem, żeby beza nie nasiakla, bo jej zwewnętrzna chrupkosc jest obłędna.
Potworki elegancja Francja.
Wiem, Twoj Mistrz, to Mistrz po prostu. ;)
UsuńEch, no niby ciasto ma smakowac, ale nie lubie jak M. czy moj tata potem sie podsmiewaja i rzucaja glupie komentarze. ;)
Spóźnione, ale szczere życzenia urodzinowe- sto lat sto lat! :) Zdrowia, szczęścia i spełnienia najskrytszych marzeń :)
OdpowiedzUsuńNieładnie, że mąż zapomniał, przykro mi..
Podziwiam, że w ogóle chce Ci się piec ciasta i znajdujesz na to czas! Ja zawsze zamawiam lub kupuję gotowe ;) Jeszcze nigdy nic nie upiekłam sama ;)
Fajnie tak spotkać się z koleżankami na kawie i poplotkować, też to lubię :))
Potworki fajnie wyglądali tak na elegancko :)
Nie ma jak babskie ploty! ;)
UsuńJa gotowac nie znosze, ale piec akurat bardzo lubie. Niestety tego czasu jest jak na lekarstwo i zdarza sie, ze pieke cos raz na 2-3 miesiace. ;) A potem mam wiecej czasu albo "zryw" i pieke co tydzien. :D
M. niestety zupelnie nie ma pamieci do takich okazji... Normalnie jestem przyzwyczajona, ale ze tutaj takie okragle urodziny, to zrobilo mi sie przykro. :(
Kochana, chłopy są niedomyslne istoty. Mój nigdy, co prawda, o urodzinach nie zapomniał (o imieninach zawsze, bo mam w Wigilię a dodatkowo we Włoszech się nie obchodzi), ale na prezent niespodzianka nie mam co liczyć. Jak sobie sama nie wybiorę, to delikatnie insynuacje nie działają. Gadalysmy o tym nawet kiedyś z innymi mamami z klasy.
OdpowiedzUsuńA ci do wyborów, to we Włoszech owszem są w niedzielę, ale w szkołach gdzie znajduja się komisję zajęcia i tak są odwołane w poniedziałek (w ubiegłym roku gdy wybory lokalne, zbiegły się z europejskimi) szkoły były zamknięte i we wtorek. Włoskie dzieci uwielbiają wybory 😜
Heh, wcale sie nie dziwie! Tutejszym dzieciakom wybory tez kojarza sie wylacznie z wolnym od szkoly. ;)
UsuńMy z M. prezentow sobie nie robimy juz od dawna. W najlepszym wypadku albo pokazujemy paluszkiem konkretna rzecz, albo sami zamawiamy i dajemy drugiej osobie zeby zapakowal i wreczyl (to najczesciej na Gwiazdke). ;)
Eh, facetom chyba jak się nie przypomni, to ciężko jest takie rzeczy zapamiętać. Choć M. w sumie ma trochę ułatwione zadanie, skoro macie urodziny blisko siebie ;/
OdpowiedzUsuńAle jak widać, nie każdy facet jest taki sam - Kokuś rozbroił mnie swoim ostatnim tekstem, słodziak :D
A ja wczoraj robiłam malinową chmurkę. Siłą rzeczy musiała postać całą noc w lodówce, bo robiłam ją na wieczór ;) Ale też wolę jak są jakies wskazówki w przepisach, sama też się uczę coś tak jak Ty. Moja mama też piekła zawsze tylko babkę, rogale i kruszon, to wszystko. A ja lubię pokombinować, choć póki co nie wyszukuję jakichś super skomplikowanych przepisów, bo czas trochę ograniczony i w każdej chwili mały człowieczek może chcieć na ręce. Ale wszystko przed nami, no nie? :)
Moje czlowieczki juz wyrosniete, ale tez nie chce mi sie spedzic calego dnia na pieczeniu ciasta. Patrze z podziwiem na te kilkuwarstwowe przekladance i... no nie moge sie przelamac. ;)
UsuńM. niestety kompletnie nie pamieta o zadnych uroczystosciach. Juz w sumie przywyklam...
A Kokus tak, poza chlopiecym lobuzerstwem, to jest naprawde cudowne, kochane dziecko. :)
Malzon dal duza plame, nieladnie. Tym bardziej, ze skoro macie takie zgrupowanie rodzinnych urodzin, to powinien pamietac, ze zonine beda tuz-tuz.
OdpowiedzUsuńMoj maz pamieta o moich urodzinach, ale nie pamieta o imieninach, nawet swoich. Tez mi sie to bardzo niepodoba.
Dzieci masz sliczne, pieknieja z dnia na dzien.
A ciasto wyszlo bardzo dobrze, szczegolnie, ze smakowite bylo. Gratuluje!
Aha - i 100 lat zycze! (chociaz spoznione!)
Co do imienin, to juz dawno sobie odpuscilam. U M. w domu w ogole sie ich nie obchodzilo i kiedy na poczatku znajomosci skladalam mu z ich okazji zyczenia, tylko przewracal oczami. A urodziny... coz taki typ. Nie pamieta o moich, nie pamieta o dzieci, rocznice moglyby nie istniec...
UsuńWszystkiego najlepszego moja ...Równolatko ! Ha ha - już wiem dlaczego nie mam Męża - żeby mi nie było przykro , że nie pamięta o urodzinach :-) Były Mąż jednak pamiętał ...o dziwo ! Agatko polecam do malinowej / truskawkowej chmurki owoce mrożone - i galaretka zastyga w mig . Ja beze zawsze pieke dzień wcześniej - no ale to ciasto robiłam już kilka razy to mogę się teraz „ wymądrzać „ No i cóż Kochana - życie zaczyna się po 40-tce ! ( obchodziłam 40-tke miesiąc przed Tobą , wiec zaufaj mojemu doświadczeniu ) . Jeszcze raz wszystkiego najlepszego !
OdpowiedzUsuńAnetko, bardzo sie ciesze, ze nadal tu zagladasz! Kiedy napiszesz cos u siebie? ;)
UsuńKochana, ja wlasnie dalam mrozone owoce do galaretki, tylko wtedy mi sie nierowno sciela. Przy samych owocach stezala niemal w grudki, a dalej byla nadal rzadka. To jednak to bylo male piwo. Najbardziej namieszalam z ta bita smietana... Ewidentnie brakowalo w niej zelatyny, albo za slabo ja ubilam... A beze tez pieklam dzien wczesniej. Coz, pierwsze sliwki - robaczywki. ;)
hej heeej co u Was?
OdpowiedzUsuńAgaciu, przepraszam, że spóźnione, ale z serca płynące życzenia wysyłam do Ciebie, przez dalekie oceany.
OdpowiedzUsuńNiech ta czterdziestka wcale nie będzie "rycząca", tylko śpiewająca, a najlepiej roześmiana i zakochana.
Wybacz mężulowi zaniedbanie, ale... niech nadrobi podwójnym prezentem w Święta. W końcu 40 stka nie byle co, prezent jakiś lepsiejszy się należy jak psu zupa. ;)
Wszystkiego najlepszego! Tort wygląda obłędnie, chyba też wyszukam przepis na tę chmurkę, bo ślinię się do ekranu.
No i zdjęcie Potworków w galowych strojach to jest coś co powala na kolana - wywołać, oprawić i na ścianę. Piękni!
Przyznaje, ze to zdjecie tak na szybko, telefonem im pstryknelam, a wyszlo bardzo ladnie. :)
UsuńNa Swieta niestety prezentu nie dostalam wcale, ale za to mielismy fajna wycieczke, wiec jakos to przelknelam. ;)
Pewnie, zrob to ciasto! Smakuje pysznie i wbrew pozorom jest bardzo latwe, chyba ze namiesza sie, jak ja, z bita smietana. :D No i troche czasochlonne jest przez to dlugie pieczenie bezy i tezenie galaretki, ale to mozna sobie jakos rozlozyc w czasie i juz. :)