Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 23 sierpnia 2019

Nudy na pudy w zeszlym tygodniu


Napisalam ostatnio, ze ciekawe tygodnie przeplataja sie z nudnymi? Napisalam. I jak zwykle blogowy chochlik zasmial mi sie w nos, bowiem jednak dwa tygodnie pod rzad potrafilo nie dziac sie nic spektakularnego. ;)
Jak spojrze w pamiec i poszukam co sie dzialo w zeszlym tygodniu, widze tylko poranne ogarnianie Potworkow, prace, "chwile" wieczorem w domu, czytanie ksiazki przed spaniem, kiedy oczy sie same zamykaja i... lozko. Caly tydzien zlal sie niemal w jedno...

Mimo, ze zapisani byli na polkolonie, wakacje strasznie rozleniwily Potworki. Troche w tym mojej winy, bo korzystajac z tego, ze na camp nie musieli zdazyc na konkretna godzine, nieco im poluzowalam i nie poganialam rano. A przynajmniej nie az tak, jak w roku szkolnym, kiedy musieli zdazyc na autobus. Jesli by nie zdazyli, czekaloby mnie osobiste zawiezienie, a ze szkola znajduje sie w kierunku przeciwnym od mojej pracy, to wiecie... Stawka byla spora... ;) Tutaj jednak i tak ja ich zawozilam i tak, a do tego polkolonie znajdowaly sie doslownie dwie minutki autem od domu, nie bylo wiec takiej presji. Do tego dodac fakt, ze zajecia na polkolonii zaczynaly sie o 9 rano, a autobus szkolny przyjezdzal o 8:10 i...w rezultacie Potwory (szczegolnie Nik) potrafily nieraz jesc miseczke platkow na mleku... 40 minut! :O Dodatkowo (i tutaj tez Kokus byl najczestszym winowajca) potrafili w momencie, kiedy ja oznajmialam, ze nakladamy buty i wychodzimy, wykrzyknac, ze... musza kupe! Rece opadaja!!! Nieraz dojezdzalismy na polkolonie kwadrans po 9. Oczywiscie teraz nie mialo to znaczenia, ale juz od nastepnego tygodnia trzeba sie bedzie ostro spiac i wrocic na bardziej poukladane tory. ;)

Poki co jednak, nadal jest lato, w zeszlym tygodniu byl przedostatni tydzien wakacji, wiec i grafik nadal luzniejszy i umysly wyluzowane. No moze poza praca, ale ze moj szef nadal jest w Chinach, wiec i w pracy nikt mi nie sterczal nad glowa. ;)
Wraz z sierpniem, nadeszlo delikatne ochlodzenie, a w kazdym razie nie jest juz tak uporczywie upalnie jak w lipcu. Ranki zrobily sie zimne, ale po poludniu nadal wraca upal. W poniedzialkowe popoludnie, o godzinie 17:30 nadal termometr wskazywal 29 stopni, Potworki z radoscia wskoczyly wiec do basenu.

Pontony, choc zabieraja mnostwo miejsca w naszym malym baseniku, nadal sa hitem :)

Nie przeszkadzalo im zupelnie, ze plywali juz tego dnia dwa razy na polkoloniach. ;)
Pozniej, korzystajac z przyjemnego wieczoru bez oslabiajacej wilgoci w powietrzu, zabralam sie za wyrywanie wiechci pozostalych po kwiatach. Ku mojemu zdumieniu, dolaczyly do mnie Potworki. Dla nich zajecie okazalo sie frajda i razem obrobilismy caly ogrod. Samej zajeloby mi to pewnie kilka wieczorow, a tak - zrobione!

Pomocnicy :)

Nie obylo sie rzecz jasna bez klotni, bo pochwalone potomstwo zaczelo rywalizowac i przescigac sie w tym, kto zerwie wiecej. Skoczylo sie fochem i placzem, jakzeby inaczej. :D

Rowniez w poniedzialek przyszly maile z przydzialami nauczycieli. Nie wiem czy podzialala moja sugestia z listow, ktore rodzice pisali pod koniec maja, czy Potworki mialy farta, ale Bi dostala sie do klasy w ukochana psiapsiolka, a Nik z ulubionym kumplem oraz bonusowo jeszcze z jednym lubianym kolega. Dla scislosci, maile byly tylko z przydzialem nauczycielek. Dokladnie ktore dzieci trafily do ktorej klasy dowiemy sie dopiero w poniedzialek, bo nie wszystkie dzieci mialy mozliwosc dotrzec na spotkanie zapoznawcze, ktore odbylo sie... dzis (ale o tym w kolejnym poscie). Pisalam juz chyba kiedys, ze tutaj co roku nie tylko zmienia sie wychowawca, ale jeszcze dzieci z danego rocznika sa mieszane? W poprzedni poniedzialek moja komorka rozgrzala sie wiec do czerwonosci od smsow otrzymywanych oraz wysylanych do znajomych mamusiek, probujac wywiedziec sie z kim jeszcze znajomym dzieciaki beda w klasie. Narazie dowiedzialam sie tylko tyle, ze Nik bedzie z dwoma ulubionymi kumplami oraz bonusowo z sasiadka z naprzeciwka (co skwitowal przewrotem oczami :D). Natomiast Bi bedzie z najlepsza przyjaciolka oraz synem naszych znajomych (na ktorego Komunii bylismy w maju), ale poza tym nie wiem o nikim innym. Wszystkie dziewczynki, ktorych rodzicow numery mialam, beda w innych klasach. :/
To taka tutejsza, coroczna nerwowka, bo od obecnosci ulubionych kolegow, zaleza oczywiscie humory dzieciakow na poczatku roku oraz szybkosc przystosowania sie do nowej Pani i klasy. :) Chociaz Bi juz zawczasu wzdycha, ze "znowu ta szkola...". Dziwne, bo pamietam, ze JA tam lubilam wracac do szkoly po wakacjach. Moja radosc trwala przecietnie okolo tygodnia, ale to juz szczegol. ;)

Wtorek nie wyroznial sie niczym szczegolnym, oprocz tego, ze po pracy wybralam sie z dzieciakami do kolezanki. Dzieciarnia polatala u niej w ogrodzie, my sobie poplotkowalysmy i oczywiscie nadal bylo nam malo. Nigdy nie mozemy sie nagadac. ;) Ciesze sie tez, ze Potworki maja kolezanke - Polke w swoim wieku. Nawet jesli miedzy soba i tak rozmawiaja po angielsku. ;)

Sroda i czwartek byly najwyrazniej tak nudne, ze calkowicie umknely mojej pamieci. Nie mam pojecia, co robilam, poza praca oczywiscie. ;) Wrzuce wiec fote tego "cudu" znalezionego przypadkiem na froncie domu.

Czy nie piekny?

Czesc ogrodu pomiedzy glazami a chodnikiem rzadzi sie sama soba. Panuje tam wieczny cien, slonce dochodzi dopiero poznym popoludniem, wiec jest to krolestwo funkii. Poza nimi jednak rosnie tam tez troche innych kwiatow i zdarzaja sie takie niespodzianki. :)

A tu rabata przy frontowych drzwiach. Nie wiem o czym myslala osoba projektujaca owa kompozycje, bowiem wysokie, biale floksy zaslaniaja widok na reszte kwiatow od strony drzwi oraz sciezki! :D

Poza flora, po osiedlu krazy tez fauna. Nasze sasiedztwo ma taki wspolny adres mailowy gdzie mozna zamieszczac ogloszenia, pytac o polecanych fachowcow lub dzielic sie ciekawszymi wydarzeniami. I tak, pewnego dnia, otrzymalam maila ze zdjeciami. Jedni z sasiadow mieli na ogrodzie... rysia! :O

Zdjecie mocno zamazane bo podejrzewam, ze robione z daleka, ale rysia rozpozna nawet amator

Rys wzbudzil zachwyt, ale nic poza tym. Te wspaniale koty sa raczej "niesmiale", rzadko sie pokazuja i unikaja ludzi jak moga. Innego jednak dnia, M. pojechal po cos do sklepu, po czym doslownie minute pozniej otrzymalam od niego telefon. Myslalam, ze czegos zapomnial, tymczasem on chcial mnie ostrzec, zebym nie wypuszczala dzieci do ogrodu, bowiem doslownie trzy domy od naszego, niedzwiedz przewrocil sobie smietnik i spokojnie pochlanial co lepsze kaski! :O Moj maz nagral nawet film i ta bestia byla ogromna!
Rysie, niedzwiedzie, kojoty, strach z domu wyjsc normalnie... ;)

W zeszly czwartek Potworki doszly do dnia 50 wyzwania czytelniczego i w piatek wybieralam sie z nimi do biblioteki, ale ta okazala sie... zamknieta, z powodu szkolenia personelu. Serio?! ;)
Mowi sie trudno i jedzie w sobote. Ze swojej strony trzymalam kciuki zeby nic nam nie wypadlo, sobota byla bowiem ostatnim dniem wyzwania, wiec gdybysmy nie przyjechali, "nagroda" za 50 dzien by przepadla... Pisze w cudzyslowiu, bo nagroda bylo znow zakrecenie kolem oraz wypisanie kuponikow, z ktorych panie rozlosuja wsrod dzieci kosze z upominkami.

Tym razem kreci Bi :)

Na szczescie nic nie stanelo nam na przeszkodzie, dzieciaki zakrecily kolem "fortuny", wrzucily bileciki do upatrzonych sloikow, wypozyczyly po kilka ksiazek oraz bajek na DVD (to Kokus) i pozostalo czekac na wyniki. Obawiam sie jednak, ze zadne z Potworkow nie mialo szczescia, bowiem minelo juz kilka dni i nikt nie zadzwonil zeby zawiadomic o wygranej. ;)

A jeszcze w zeszly piatek, minal Potworkom ostatni dzien polkolonii. Niesamowite jak szybko zlecialo 9 tygodni. Mgnienie oka normalnie... :/ Jak co piatek, dzieciaki dostaly dyplomy. To dla Potworkow byly ostatnie, tymczasem Bi swoj... zapomniala... ;)

Tym razem Nik zostalm nagrodzony za bycie "najlepszym przyjacielem wszystkich" i to jest prawda, bo to dziecko generalnie lubi kazdego ludzia. :) Poniewaz Bi ostatni dyplom zapomniala, wrzucam przedostatni. Tym razem dostalam nagrode za bycie "krolowa zabawy w chowanego". Nik potwierdzil, ze nikt nie moze jej znalezc, a Bi ucieszyla sie, ze choc raz dostala nagrode za cos niezwiazanego z plywaniem. ;)

W ogole, nie wiem czy pisalam, ale te polkolonie, poza cotygodniowymi platnosciami jak za zboze, kosztowaly nas jeden bidon (Kokusia), jeden stroj kapielowy (Bi) i prawie jedna czapke. Dzieciaki zapominaly, kolejnego dnia niby szukaly, ale cos slabo, bo nie znajdowaly, a M., ktory ich odbieral, nie chcialo sie najwyrazniej poszukac. Traf chcial, ze nastepnego dnia po tym, kiedy Nik zostawil czapke z daszkiem, Potworki odbieralam ja. Poszlam wiec do srodka i przeszukalam polki ze zgubionymi/ zapomnianymi rzeczami. Czapke odzyskalismy, ale kubek oraz stroj przepadly. Pewnie komus wpadly w oko. Dodam jeszcze, ze stroj Bi byl nowiutki, kupiony specjalnie z mysla o polkoloniach, ech... :/

W sobote po poludniu zorganizowalam zas nie lada gratke dla Kokusia. W miescie obok otworzono bowiem sale gimnastyczna z zajeciami z parkour. Jesli ktos nie wie, co to parkour, jest to sport na bazie toru przeszkod. Jak wiadomo, Nik jest milosnikiem sportow ekstremalnych i  o tym calym parkour gadal mi juz od jakiegos czasu. On jednak naogladal sie filmikow na YouTube, gdzie kretyni istni kaskaderzy uprawiaja ten sport w miescie, skaczac z budynku na budynek, itd. Ja usiluje mu wytlumaczyc, ze takie cos nadaje sie moze dla bandy mlodziezy bez wyobrazni, ale nie dla malego chlopczyka. Na sali gimnastycznej, o ktorej wspomnialam wyzej, co sobote organizowane sa zajecia probne, postanowilam wiec zapisac na nie Mlodszego, zeby zobaczyl, jak to wyglada.

Jedno z cwiczen polegalo na "wbieganiu" jak najwyzej na materac

Zabrala sie tez z nami Bi, ale na koniec zjadla ja trema i siedziala ze mna na trybunach, placzac, ze ona chce zejsc i cwiczyc z innymi, ale sie wstydzi i dlaczego ona jest taka niesmiala. ;) A dodam, ze byly tam i inne dziewczynki (choc niewiele), wiec nie chodzilo o brak towarzyszek.
Jesli o Kokusia chodzi, to wyszedl zachwycony, choc w grupie byl zdecydowanie najmlodszy. Na regularnych zajeciach dzieci sa juz rozdzielane wiekowo, tutaj malolaty mialy od 6 lat (Nik) do okolo 13.

Potem mlodziez cwiczyla serie skokow przez skrzynie obite miekkimi gabkami

Niestety, zajecia, przynajmniej na tej sali, nie nadaja sie na lato. Mimo otwartych ogromnych drzwi (niczym garazowe) oraz wiatrakow, bylo potwornie goraco. Ja siedzialam na krzeselku, a wyszlam stamtad spocona jak mysz. Na zewnatrz 30 stopni i 60% wilgotnosci powietrza, a w sali brak klimatyzacji, wiec nie ma sie co dziwic. Nie wiem jak dzieciaki daly w ogole rade cwiczyc i dziwie sie, ze zadne nie zemdlalo. ;)

Byl tez skok na scianke tak, zeby zlapac sie brzegu

Ogolnie, zajecia przypominaly gimnastyke, ale taka bardziej "chlopieca" i Nik oczywiscie chetny jest zeby sie zapisac. Rozwazam taka mozliwosc (choc jeszcze sie waham bo to prawie pol godziny drogi od nas), ale za kilka tygodni, kiedy porzadnie sie ochlodzi. :)

Pokaze Wam w koncu nowe plecaki/ tornistry Potworkow. Kupilam je juz jakis czas temu, ale jakos nie bylo okazji tu wrzucic.

Przy okazji cala, Potworkowa, wyprawka

W zeszlym roku dla obojga Potworkow wybralam sztywne tornistry. Bi uparla sie jednak nosic cale jedzenie w sniadaniowce (zamiast rozdzielic lunch oraz przekaski do osobnych kieszeni) i choc na codzien nie mialo to znaczenia, to kiedy musiala przyniesc cokolwiek dodatkowego, tornister ledwie sie domykal. W tym roku, na urodziny dostala sniadaniowke prawie dwa razy wieksza od zeszlorocznej, stwierdzilam wiec, ze przyda jej sie wiekszy plecak. Starsza ma obecnie faze na jednorozce, takiz musial byc wiec i plecak. Na szczescie udalo mi sie wyszukac cos w ciemniejszym kolorze, na rynku bowiem kroluje polaczenie - jednorozec + rozowy. Nie dosc, ze ten roz "gryzie" mnie po oczach, to jeszcze jest malo praktyczny - taki plecak kilka razy przejedzie po szkolnym holu i bedzie szary. ;)
Firmy nie wymieniam bo tak naprawde nie wiem ile ten plecak wytrzyma. Nigdy nie kupilam nic tego producenta. ;) Za to z czystym sumieniem moge polecic marke tornistra Nika - DeLune (to nie jest post sponsorowany! ;P). W zeszlym roku kupilam obudwu Potworkom tornistry tej firmy i choc nie sa najtansze, to jakosc rowna sie cenie. Na poczatku, kiedy je dostalam i okazalo sie, ze metki sa w jezyku rosyjskim, zwatpilam, przypominajac sobie jakosc dupereli kupowanych "od ruskich" na ryneczku. ;) Tym razem jednak przyjemnie sie rozczarowalam. Tornistry sa stosunkowo lekkie, a po calym roku szkolnym nic sie z nimi nie zadzialo. Nigdzie sie nie popruly, nic sie nie rozerwalo, zamki chodzily bez zarzutu i nawet sie specjalnie nie pobrudzily. Jedyne co, to Potworki zdolaly oderwac breloczki, ale to bylo do przewidzenia. ;) Dlatego w tym roku bez wahania wybralam dla Kokusia tornister tej samej firmy. Gdyby nie to, ze Bi potrzebuje jednak czegos wiekszego, zostawilabym im zeszloroczne, ale ze jej kupowalam plecak, kupilam tez Nikowi, zeby nie bylo awantury. ;) No a dlaczego nie plecak, ktos spyta? Ano dlatego, ze niestety u mnie w rodzinie panuje skolioza i wydaje mi sie, ze Nik ja odziedziczyl. Ja mam wade postawy, moja siostra ostrymi cwiczeniami wypracowala sobie prawidlowa posture, ale skrzywienie kregoslupa pozostalo. Moj tata jest wyraznie pochylony, a jego mama (a moja babcia), w ostatnich latach zycia miala na plecach sporego garba. Porownujac postawe Kokusia z prosta niczym struna Bi, mam wrazenie, ze on tez pochyla sie do przodu i lopatki za bardzo mu wystaja. Tutejsi pediatrzy nawet tego dokladnie nie sprawdzaja, ja wole jednak chuchac na zimne i robie co w mojej mocy, zeby plecy Mlodszego choc troche wycwiczyc. Po pierwsze - plywanie, na ktore zamierzam go nadal zapisac. Po drugie, wolalam mu jednak kupic tornister ze sztywnym, prostym tylem (choc obitym miekka gabka, wygodna dla plecow). Jeszcze przynajmniej na ten rok.

A! A w niedziele wybralismy sie znow na rodzinna przejazdzke rowerowa i tym razem zaden z Potworkow nie marudzil, bowiem jechal z nami... dziadek! :)

Miny od razu inne niz ostatnio :)

Moj tata dostal od kogos uzywany rower i postanowil go wyprobowac. Obawiam sie jednak, ze mogla to byc jego pierwsza i ostatnia przejazdzka. ;) Rower okazal sie bowiem "damka" i to w dodatku na niego przymala.

Mama, synek, corka i... dziadek! Tata robi zdjecie ;)

Moj tata ma prawie 2 m wzrostu, a jego rower jest identycznego rozmiaru co moj, gdzie ja jestem o niemal 30 cm nizsza. :D Przy skretach obijal kolanami o kierownice i nie byla to chyba najbardziej komfortowa jazda. ;)

Poza tym, pewnie Was zaskocze, ale... jesien idzie. :D Mlode deby rosnace przy parkingu obok mojej pracy, pelne sa ogromnych zoledzi.






A skoro juz o pracy pisze, to kolejna osoba z budynku popisuje sie ulanska fantazja jesli chodzi o tablice rejestracyjna. Na parkingu stoi sobie takie cos:

Ktos tu lubi Wladce Pierscieni, chociaz ja wybralabym sobie raczej jakies lepiej sie kojarzace imie :D


Ja tymczasem mam jakas faze na kokosa ostatnio. Zupelnie przypadkowa i nieswiadoma dodam, zeby nikt nie pomyslal, ze to jakas ciazowa zachcianka. ;) W ciagu jednego tygodnia, zupelnie o tym nie myslac, kupilam sobie szampon o zapachu kokosa, cos a'la wafelki ale na mleczku kokosowym, a na koniec dodalam wiorki kokosowe do chlebka bananowego. :) Z tym chlebkiem bananowym juz sama nie wiem bowiem, co mam robic. Jest goraco i banany dojrzewaja w takim tempie, ze nie nadazam z pieczeniem. Chleb bananowy zaczyna nam sie pomalu przejadac, dlatego kombinuje z roznymi dodatkami, zeby urozmaicic jego smak. Z wiorami kokosowymi jednak jakos mi nie podszedl. ;)

A na koniec trzy Potworkowe powiedzonka. :)

Jako stworzenia wybitnie dwujezyczne, moje dzieciaki mieszaja sobie jezyki swobodnie, liczac, ze starzy i tak ich zrozumieja. ;) Niewazne, ze matka, slyszac czasem ich gadanie, musi sobie w mysli zdanie powtorzyc i przeanalizowac, zeby wiedziec o co chodzi. Czesto jednak jest nieco latwiej. I tak, ktoregos dnia, kiedy jechalam autem po prawie pustej autostradzie, Bi wykrzyknela, rownie zachwycona, co ja:

"There's no korek!"

Zaiste, cuda sie zdarzaja. :D

Nik ma za to "problem" z goscmi przylatujcymi do naszego poidla. Podlapal jakos polska nazwe - koliber, ale ze lubi ja zmiekczac, wiec uparcie przylatuje do nas... kolibrek. :D Nie koliber, nie koliberek, tylko kolibrek. OK... :)

Co sie jednak dziecku dziwie, skoro ma ono nadal problem z, rodzimym badz co badz, narzeczem. W jeziorze na ostatnim kempingu, przeplywaly czasem klebowiska zielonych glonow. Kiedy Nik spytal co to jest, najpierw odpowiedzialam, ze glony, ale widzac jego niepewna mine, dodalam angielskie tumaczenie - algae [czyt. mniej wiecej "aldzi", bo nie mam polskich liter]. Nawet to jednak nie pomoglo i do konca wyjazdu, widzac glony, Nik wykrzykiwal, ze "O! Znow allergy!" [czyt. ~alerdzi = alergia]. :D

I tym radosnym akcentem, zakoncze tego, wyjatkowo krotkiego, posta. ;)

Potwory juz w poniedzialek do szkoly, AAAAAAA!!!

8 komentarzy:

  1. Ten ryś to niezły okaz! fajnie zobaczyć takiego na wolności. W Pl też jesień idzie :( susza byla ogromna i drzewa są już takie jak z końcówki września, a i słoneczko niby grzeje ale takie jakby za chmurami.
    Agata, czy Wy kiedyś przylecicie do Polski?? :)

    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, kiedys bym chciala, chocby zeby Potworki zobaczyly, ale kiedy? Kto wie... ;)
      U nas wrocilo lato na kilka dni. Jest 30 stopni i niemozliwie goraco, a jednoczesnie drzewa zaczynaja zmieniac kolory i czuje taki dysonans. :)

      Usuń
  2. Tyle sie u was dzialo,ze przeczytalam raz dwa. Fajnie,ze pogoda nadal dopisuje,ale tam gdzie cwiczyl Nik na pewno nie dalab rady wysiedziec. Plecaczki ladne, ja kupilam chlopakom z TkMaxxa. Zobaczymy bo cenowo byly przystepne. A Rysiu piekny,kocham kotki :-) trzymam kciuki za pierwszy dzien szkolny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zaluje, ze ten Rys sie, poki co, nie zablakal na nasz ogrod. :)

      Usuń
  3. Wow ryś tak blisko i ten niedźwiedź!
    Ale allergy:) wygrywa;)))
    Kwiaty cudne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez sie zasmiewalam z Kokusiowej "alergii". :D
      Niedzwiedzie to akurat moglyby sobie pojsc precz. ;)

      Usuń
  4. Piekny :) (🌸)
    Ryś!!! No nieźle, piekny okaz, ale zeby aż tak blisko do ludzi? Po zdjęciach widze ze macie bardzo dużo zieleni w okolicy, macie też tam gdzieś blisko las? I jakieś duże miasto? Bo rys, niedźwiedź, kojot no robią wrażenie :)
    Fajne te zajęcia sportowe. Pewnie Tymona tez by takie coś zachwycilo. A jak czytałam o tej gorącej sali to aż mnie wzdrygnelo, czuje się właśnie teraz tak jak ty na tej sali.. Nie znoszę.
    Gratuluje dyplomów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieszkamy na przedmiesciach i tak, jest tu bardzo duzo zieleni. Zaraz kolo nas idzie szlak rowerowy, wiodacy przez pasmo zieleni. Niedaleko plynie rzeka, wokol ktorej tez sa tereny niezabudowane. A po przeciwnej stronie jest teren, ktory jest jakby "klubem" z jeziorem, wypozyczalnia lodzi, placami zabaw, itd., ale ktorego wlasciciele jednoczesnie zachowali go jako konserwatorium przyrody, ze sporym, prywatnym lasem. W piatek Bi jedzie tam na wycieczke szkolna, uczyc sie o lokalnej przyrodzie. :)

      Usuń