Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

niedziela, 21 lipca 2019

Nudy, czyli tasiemiec, w ktorym choc raz jest wiecej zdjec niz tekstu

Tak jak w tytule. Tymczasowo skonczyl sie okres wyjazdowy, a zaczelo zwykle, szare zycie. Malzonek wstaje nad ranem i pedzi do roboty, ja wstaje sporo pozniej, ogarniam siebie oraz karmie i poganiam Potwory, po czym sama jade w korkach do pracy, odstawiajac po drodze potomstwo na polkolonie. :/ A po powrocie, jak zwykle, po drodze czasem zakupy, cos zjesc, rozladowac zmywarke, zaladowac zmywarke, czasem wstawic pranie, znow nie ma nic na obiad, a cokolwiek sie przygotuje Potwory i tak beda grymasic. Potem wieczny dylemat: ogarnac cos w chalupie czy w ogrodzie? Podjechac z dziecmi do biblioteki po nowe czytadla, podlac ogrod bo od dwoch tygodni upaly i susza i nagle dzien sie konczy... :(

Ten ped i brutalny powrot do rzeczywistosci sprawil, ze prztykamy sie z M. czesciej niz zwykle. Wlasciwie to jak tak patrze wstecz, to wykazujemy trend do wyjatkowo paskudnych awantur wlasnie w sezonie letnim. Moze upaly uderzaja nam do glow, a moze to to, ze ciepla pogoda jest tak krotka, ze chce ja wycisnac jak cytrynke i wedlug slow mojego meza mnie "nosi"? To "noszenie" czy tez "roznoszenie wewnetrzne", wcale nie oznacza, ze musze gdzies jezdzic, choc zazwyczaj tak jest. ;) Czasem mam po prostu pomysly nie zgadzajace sie z mezowskim swiatopogladem. Np. ostatnio postanowilam rozlozyc dzieciom basen, o! ;) Malzon na moja wzmianke, ze planuje to zrobic, burknal tylko, ze "ty zawsze takie rzeczy wymyslasz jak ja mam robote". Zwazcie, ze wspomnialam, ze JA bede rozkladac basen. Nie prosilam o pomoc. Ale malzonek juz sie zaperzyl, bo z gory zalozyl, ze jego pomoc bedzie niezbedna. A on ma przeciez ROBOTE. Caly problem w tym, ze jak bede czekac az on te robote skonczy, to sie nie doczekam. M. bowiem rabie drewno pozostale po wiosennym cieciu drzew. Konca nie widac. To znaczy, widac postep, nie powiem, ale konca rabania to ja nie widze w najblizszej przyszlosci. A juz na pewno nie latem.
No a potem poszlo lawinowo, bo maz musial niezle w myslach przeklac i mnie i ten cholerny basen. Normalnie az sie chce rzec tfu ftu, na psa urok. ;)

Pierwszego dnia udalo mi sie przytaszczyc basen z piwnicy, rozlozyc i mniej wiecej wygladzic, obejrzec czy gdzies nie przetarl sie lub nie pekl, po czym... zrobil sie wieczor i pora kladzenia dzieci spac. Pieron wzial by wracanie do domu o 17! :D
Kolejnego dnia, zanim wrocilam z pracy, malzonek, ktory jest typem perfekcjonisty i uwaza, ze nikt nie zrobi nic tak dokladnie jak on, dokonczyl ustawianie basenu (z wlasnej inicjatywy), podlaczyl rurki od pompy i zaczal nalewac wody. Kiedy przyjechalam, oznajmil mi z radosnym usmiechem, ze niestety basen ma DZIURE! Faktycznie, wody nabralo sie moze 1/3, a z jednej strony basenu zrobila sie juz wyrazna kaluza. A ja przeciez ogladalam go ze wszystkich stron! :/
No coz... bylam gotowa kupic po prostu nowy, chociaz zastanawialam sie czy to ma sens, bowiem marzy mi sie zeby zainstalowac w ogrodzie porzadny, duzy basen na stale. Tu musze jednak jeszcze "urobic" meza, ktory uwaza, ze nie jest nam on do niczego potrzebny, a poza tym szkoda mu miejsca (tak jakby w pilke gral na trawie, a zreszta nawet nie lubi jej kosic!) w ogrodzie... ;)
W kazdym razie pozalilam sie tacie, a on stanal na wysokosci zadania i oznajmil, ze znajdzie dziure i ja zalata! Tato pracuje w firmie instalujacej i serwisujacej baseny, wiec wie czego uzyc. Niestety, przyszlo nam na niego czekac az 5 dni, bo akurat jest szczyt sezonu i pracowal do pozna nawet w sobote.
Rozkladanie basenu przesunelo sie wiec juz o niemal tydzien. ;)

Zanim tata przyjechal, woda zdazyla praktycznie zupelnie wyciec, a boki oklapnac. Kiedy je podnosilam, zeby dziadek mogl szukac dziury, z jednej faldy wyskoczyla... zabka. Jakas plaga w tym roku, czy co? :D


Dzieciaki oczywiscie chetnie przygarnely stworzonko, ale na szczescie zamiast przekladac z rak do rak, wolaly puscic je zeby plywalo w resztce wody w basenie. Mozecie sobie wyobrazic radosny pisk Kokusia: "It SWIMS!".
Coz, no... To zaba, a wiec ekspert od plywania tak jakby... :D

Moj tata wykazal sie niesamowita cierpliwoscia. Upal 33 stopnie (w cieniu; ile bylo na sloncu wole nie wiedziec), pot kapal mu z czola ciurkiem, a on, pochylony, z nosem przy plastiku, analizowal sciany i dno basenu centymetr po centymetrze. ;) Cierpliwosc i dokladnosc sie oplacila, bo znalazl w koncu dziurke w dnie! Takie malenstwo - 3 mm, nie dziwie sie, ze je przeoczylam! ;)
Dziurka zostala zalatana, zaczelam nalewac wody, a tu moj maz, ktory wstal rano lewa noga przychodzi i wola, ze co ja robie, ze jak zawsze byle jak, byle szybko, przeciez basen jest krzywo! Patrze na M., ktory sam ustawil basen te kilka dni wczesniej, patrze na basen, ktory spokojnie stoi na przygotowanym miejscu i pytam: gdzie krzywy? Rzecz jasna, jak moj malzon jest wsciekly, to nie da sie z nim normalnie pogadac, warknal tylko, ze "kolo dupy mu to lata", odwrocil sie na piecie i znikl w garazu. Normalnie pobieglabym za nim nie zostajac dluzna, ale tym razem bylo mi strasznie wstyd przed tata, ktory zreszta wydawal sie szczerze ubawiony, ech...
Oczywiscie kilka dni pozniej (bo potem sie do siebie nie odzywalismy :D), M. zwalil humory na to, ze Bi go tego dnia rano wkurzyla (nie pamietam tego), a tak w ogole to "dupa" to nie jest przeklenstwo i o co ja sie w ogole czepiam... :/

Wracajac do basenu. Tata moj posiedzial jeszcze troche. Napoilam go woda z lodem i nakarmilam lodami, bo przy takich temperaturach nic innego "nie wchodzi". Przez ten czas woda do basenu lala sie leniwie. Podejrzewam, ze z powodu suszy, cisnienie w wezu bylo beznadziejne! W koncu tata pojechal, zabierajac ze soba laty do basenow. Blad! Minela godzina, a Potworki wolaja, ze pojawila sie kolejna dziura! :O Tym razem wyzej, wiec widac bylo, ze woda tryska az milo. :/ Szlag! Co bylo robic, czekala mnie pospieszna jazda do taty. Na szczescie to niedaleko i obrocilam w pol godziny. ;) W koncu, z paluchami pokrytymi zaschnietym klejem (laty nie sa nim pokryte niestety) i skrajna frustracja bo woda leciala z weza jak krew z nosa, wkurzylam sie i zakonczylam te farse. Dopiero kolejnego dnia dopelnilam basen i z dusza na ramieniu podlaczylam pompe. Na szczescie dziala. ;) Za to nadmuchiwane kolko utrzymujace mniej wiecej ksztalt basenu traci powietrze. Codziennie dopompowuje i codziennie wieczorem jest flak. :/ No i musialam znow zaczac zabawe w chemika - amatora, dodajac chlor i inne srodki, zeby woda sie nie zamulila i nie zarosla glonami. Nie mowiac juz o wyciaganiu lisci, igiel i utopionego robactwa. Ale to juz male piwko. ;)

W miedzy czasie Bi miala kolejna wizyte kontrolna u dentysty. Tym razem zero nowych ubytkow, ufff... Spytalam tez kiedy wypada sie pokazac z dzieckiem u ortodonty, z racji, ze jeden z przednich zebow Bi jest wyraznie wysuniety i przekrzywiony. Dentystka poradzila, ze zazwyczaj pierwsza wizyta odbywa sie kiedy wszystkie przednie stale zeby wyjda juz do konca. Zazwyczaj dziecko ma wtedy okolo 9-10 lat. Obecnie, poniewaz wszystkie zebiska po kolei luzuja sie i wypadaja, wszystko jest w ciaglym ruchu. Pocieszyla mnie, ze ten zab Bi moze spokojnie jeszcze "wskoczyc" na swoje miejsce. Oby. Pozyjemy, zobaczymy...

Jedynym bardziej interesujacym dniem zeszlego tygodnia, i to na sam jego koniec, byla sobota. Tego dnia odbyl sie w naszym miasteczku doroczny festyn strazacki z parada i karuzelami. Pisalam juz o nim rok temu. Tym razem, tak jak poprzednio, dopisala pogoda. Chociaz... Nie wiem czy "dopisala" to odpowiednie slowo. Po bardzo mokrej i chlodnej wiosnie, lato rozpoczelo sie upalnie i sucho. Przez trzy tygodnie niemal nie padalo, a jak juz to przelotnie. Temperatura caly czas oscylowala wokol 30 stopni, wiec letnia pogoda wlasciwie stala sie regula. ;)
Festyn rozpoczal sie wlasciwie juz w czwartek, a ze tego dnia byla znizka na bilety, zabralam Potworki, ktore az przebieraly nozkami z podniecenia. ;)

Mini rollercoaster. W pierwszym wagoniku Bi z naszym malym sasiadem, w czwartym Nik

Oczywiscie potem plulam sobie lekko w brode, bo nie moglam ich z tamtad wyciagnac, a jeszcze niektore atrakcje okazaly sie platne osobno. Oczywiscie dowiedzialam sie o tym po fakcie, kiedy juz pozwolilam Potworkom wziac w nich udzial. :D

Hitem byla zjezdzalnia, na ktora Potworki poszly chyba trzy razy

Staroswiecka karuzela z konikami dla Bi...

Oraz cos dla Kokusia ;)

Sama sobotnia parada, w porownaniu z zeszlym rokiem, niestety rozczarowala. Byla znacznie krotsza, sporo mniej bylo maszerujacych orkiestr, mniej wozow strazackich...

Perelki sie jednak znalazly...

Cofamy sie do wojny secesyjnej ;)

Patriotyzm rzadzi!

I moi ulubiency - Szkoci ;)

Skromnie. Dzieciakom jednak sie podobalo, a ze pojechalismy tam glownie ze wzgledu na nie, to najwazniejsze.

Takie widoki to marzenie kazdego malego chlopca ;)

Na poczatku planowalam jechac sama z dzieciakami, ale potem napisalam o paradzie kolezance, ktora chetnie dolaczyla, ale z mezem. To wlazlo chyba na ambicje M., bo przewracajac oczami i nie szczedzac ironicznych komentarzy (jakbym go zmuszala!), ale pojechal z nami. ;)
Po paradzie nie bylo mowy zeby dzieciaki zrezygnowaly z kolejnych odwiedzin na festynie, tym bardziej, ze teraz mialy kolezanke, z ktora mogly dzielic frajde.

To bylo wyjscie z toru przeszkod, ktorym dzieciarnia krecila niczym kolkiem chomika, a potem nie mogla wyjsc ;)

Zjezdzalnia znow robila furore - tu zjezdzaja dwie kumpele ;)

Na szczescie panowie mieli siebie do pogadania, my - baby tez, no i trojka dzieciakow rowniez latala cala szczesliwa. ;) Co ciekawe, karuzele szybko sie znudzily, a ze festyn odbywa sie na terenie szkoly Potworkow, to dzieciarnia przeniosla sie na najzwyklejszy... plac zabaw. :D

Skoro dzis tak krotko, to pokaze Wam jeszcze troche ogrodu. :)

Ostatnia susza nie wplynela za dobrze na trawe, ktora zaczela przypominac siano, ale podlewana czesc ogrodu, czyli warzywnik oraz rabatki, zdecydowanie lubi te letnia pogode.
Warzywnik wyglada jak dzungla. ;)

Kto rozpozna co jest co? :D

Widok od drugiej strony. Widzicie te kupy drewna w tle i przy szopce? Ciekawe ile lat zajmie nam jego spalenie...

Jest mniejszy niz w starym domu, a posadzilam niemal tyle samo rodzajow warzyw, wiec nic dziwnego, ze kiedy wszystko sie rozroslo, to ciezko sie wepchnac, zeby sprawdzic plony. Zaleta jest niemal calkowity brak chwastow, bo nie maja sie zwyczajnie gdzie wcisnac. :)
Niestety, za rok musze troche inaczej rozplanowac co gdzie sadze. Teraz pomidory sa przyslaniane przez rozrosniete ogorki, ktore uparcie probuja sie tez czepiac "wasami" papryk.

Mimo czesciowego przysloniecia, calkiem sporo rosnie jednak pomidorow. Poki co, zielonych

Najgorzej potraktowalam jednak baklazany, wcisniete miedzy ogorki i groszek. Nie tylko, ze maja malo slonca, to i ogorasy i groch sie ich czepiaja i poki co, mimo, ze kwiaty maja, nie widac, zeby zostaly one zapylane. :/

Ogorki tez sa, choc czesto przyjmuja dosc dziwne ksztalty ;)

W koncu udalo mi sie tez przyrzadzic malosolne :)

Tyle o warzywniku. Teraz przejdzmy z praktycznej czesci ogrodu, do ozdobnej. ;)
Te biale kwiaty, zwane tutaj gooseneck to tojesc orszelinowa (troche sie naszukalam, zeby dokonac tego odkrycia :D).

Tojesc. Orszelinowa. A wez to zapamietaj ;)

Piekna jest, ale tez mocno inwazyjna. Nie chce jej zupelnie wytepic, ale nie wiem jak ja troche ujarzmic. Boje sie, ze za 2-3 lata, nic innego nie bedzie z przodu roslo...
Tymczasem niespodzianke sprawila mi hortensja, ktora rok temu nie miala ani jednego kwiata, a w tym zdecydowala sie jednak wypuscic kisc. Tylko jedna co prawda, ale zawsze to jakis postep. ;)


Kosmosy w koncu zaczynaja kwitnac! Co prawda, pamietajac ogrod babci, spodziewalam sie bardziej spektakularnego efektu, a poki co kwitna dosc skromnie... Zaczelo sie od pojedynczych kwiatkow, ktore wiedly zanim pojawily sie kolejne.

Tak, to wszystko to rabatka... nieco zarosnieta :D

Pomalu kwiatkow pojawia sie coraz wiecej na raz, ale daleko im do kolorowego dywanu, ktory sobie wizualizowalam siejac. :D

Z bliska jednak, kazdy kwiatek jest przesliczny

Cynie nadal sa malutkie i chyba w tym roku nie maja juz szans zakwitnac, ale najwieksza porazka sa... malwy! Posiane w polowie maja, dwa miesiace pozniej maja po dwa listki i srednio 3 cm wysokosci. :/
Lilie juz przekwitly, choc w starym domu pamietam, ze kwitly przez wiekszosc lata. Tam mialam jednak kilka roznych odmian, co pewnie przedluzalo okres kwitnienia. Floksy tez cos opornie w tym roku kwitna. Narazie kwiaty rozwinely sie tylko w malej, bialej odmianie.


Wieksza (czyli chyba typowa) odmiana z przodu domu nie ma jeszcze nawet pakow. :/ Jedna roza pomalu przekwita, druga, po przejsciu pierwszej fali kwiatow, wypuscila nowe pedy, ale pakow nie widac.
No cos ogolnie slaby ten rok dla kwiatow. Zaskoczeniem byla piekna piwonia i ta jedna, jedyna "kisc" hortensji. Reszte moge podsumowac jako "meh". ;)

Ufff... skonczylam. Strasznie jakos mi tez post nie szedl. Zwale to na letnie rozleniwienie. ;)

23 komentarze:

  1. Obawiam się, że to już ostatnie lato Waszego basenu, z naszym było dokładnie to samo - najpierw małe dziurki w dnie, w bokach i oklapujący brzeg (dziury nie znaleźliśmy), a jeszcze na dodatek mój siostrzeniec wrzucił do niego kota, bo było gorąco, a on chciał go nauczyć pływać, więc możesz sobie wyobrazić, co robił kot próbujący wyjść z wody.

    Lecę nadrobić Wasze wyjazdy :) Ja już po urlopie i bardzo mi smutno :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam sie, ze mozesz miec racje. ;) Na szczesci kota nie posiadamy... :D

      Usuń
  2. Oj pogoda jest beznadziejna. Uwierz mi , że twój trawnik jest cudownie zielony w porównaniu do naszego. U nas połowa ogrodka to siano. Az żal patrzeć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas przyszlo ochlodzenie i trawa jest soczyscie zielona. :)

      Usuń
  3. Ja nie wiem gdzie ten czas tak ucieka. Sama mam wrażenie, że ledwie wstanę, a już idziemy spać.
    Fajnie się ten festyn prezentuje i aż trochę Wam zazdroszczę tej parady :)
    Tobie coś wyrosło :) Nam na balkonie jeden kwiat w ogóle nie wyrósł, w drugiej doniczce z 2 nasionek wyrósł tylko jeden kwiat, a brokuły to same liście i nic nie wskazuje na to, żeby miały się pojawić warzywa :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, ja to nie wiem jak z tymi roslinami jest, ze czasem rosna jak glupie, a czasem za cholere! :D

      Usuń
  4. Festyn strażacki super, chyba wszystkie dzieci kochają takie festyny ;)

    W warzywniaku faktycznie masz szał ;) A kwiaty choć w małych ilościach to bardzo ładne. Hortensje też mi się marzą, może za rok ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei hortensjami jestem rozczarowana, bo to juz drugi dom, w ktorym mi w ogole nie rosna i nie wiem co robie zle. :D

      Usuń
  5. Kochana Agatko, zacznę od końca- jak chcesz zobaczyć piękne malwy, to zapraszam do mnie :)
    No to miałaś się z tym basenem, nie zazdroszczę! Ale powiem Ci, że znam to uczucie, bo mnie w wakacje i w ogóle porą letnią nosi niemiłosiernie. To wbrew pozorom jest tak krótki czas, że trzeba go dobrze wykorzystać. Na szczęście Marcin dzielnie znosi moje wszystkie pomysły. Oby jak najdłużej. Piękny kolor ma ta hortensja. Moje ogrodowe nie kwitną. Cud, że jedna z nich w ogóle przeżyła, bo była okropnie zadeptana. Ale chyba wolę życia miała dużą. Na szczęście pozostałe odmiany pięknie kwitną. Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to zazdroszcze, ze maz podchwytuje Twoje pomysly wyjazdowe! Moj kempingi - tak, moge zaplanowac gdziekolwiek i pojedzie. Ale takie jednodniowe czy kilkugodzinne atrakcje, to juz marudzenie i twierdzenie, ze wymyslam. A ja, tak jak piszesz, ciagle mam wrazenie, ze lato mi ucieka przez palce, szczegolnie, ze wiekszosc go spedzam jednak w pracy...

      Usuń
  6. Korzystajcie z pogody i basenu, bo on już długo nie pociągnie.. A pogoda to u nas ostatnio temat numer 1. Jak dzieciaki chodziły do szkoły, to było lato, a teraz w wakacje jest ciulato..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basen cudem przetrwal lato, ale kto wie czy w kolejnym jeszcze da sie go rozlozyc? ;)
      U nas pod koniec sierpnia nagle sie ochlodzilo i wiekszosc wrzesnia temperatury nie chcialy podniesc sie do czegos przypominajacego lato. ;)

      Usuń
  7. Co do droczenia sie z Mezem to i my jakos ostatnio nie mozemy sie dogadac. Moze rzeczywiscie to 'na pogode'?. Ciesze sie,ze wreszcie u was prawdziwe lato. U nas upalow nie ma ale jest cieplo :-) a drewna...wow,troche narabal :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. O klimatach domowych to nawet nie będę się rozpisywać:(
    Festyn super a akcja z basenem nie do pozazdroszczenia.
    Uściski:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W rodzinie jak w rodzinie, czasem tecza, czasem burze. ;)
      Festyn fajny dla dzieci, my - staruszki raczej sie wynudzilismy. :)

      Usuń
  9. O mamo małosolne, już mi ślinka leci :) Co to sa kosmosy? Aksamitki?
    Z basenem tak już jest, my juz kilka tez pożegnaliśmy gdy pierwsza mini dziurka się pojawiła. Zmęczenie materiału. .
    Twój mąż to się stara zrzeda robi ;) Oszalalabym z nim, świętą za życia zostaniesz ;)
    Lato wypełni u was, upałów nie zazdroszczę. U nas na szczęście jesień minęła i jest akurat tak jak lubię, słońce bez skwar, oby tak było dobrze końca lata :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorki, słownik próbował mnie wyręczyc ;)

      Usuń
    2. Spoko, wiem jak to jest, szczegolnie jak pisze z telefonu. :D
      Obawiam sie, ze nasz basen w przyszlym roku tez moze juz wyladowac w koszu. ;)
      A M. tak, cos ostatnio marudzi jak stary dziadyga. ;)

      Usuń
  10. Malosolne tez mnie zachwycily. Przyszlabym podjesc, bo sama nigdy nie robie zadnych domowych przetworow. Jakos nie umiem sie zebrac i wykonac.
    Basen przy domu to przyjemnosc przez 3-4 m-ce w roku (zaleznie do klimatu), a wydatkow i zachodu taka masa, ze starcza za caly rok. Mialam przez ~10 lat duzy dom z basenem (rozmiar olimpijski, w ziemi) - ladna posiadlosc. Ze wszystkich wydatkow najbardziej absurdalnym byl wlasnie servis i utrzymanie basenu. Nigdy wiecej. Nawet na maluski dmuchany basen juz sie nie zdecyduje. Gdy jest nam goraco - polewamy sie spryskiwaczem trawnika i jest OK.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja robie tylko malosolne. ;) Moze jakby mi krzewy z malinami obrodzily porzadnie, to skusilabym sie na dzem. A tak, to tylko ogorasy mi zostaja. :D
      Wiem, ze utrzymanie basenu to spory koszt i pewnie potem bym plula sobie w brode, ale poki go nie mam, to sobie marze... :D

      Usuń
  11. Matko, czytam od końca i dopiero teraz doszłam do historii z basenem :)) U nas żabek dużo na działce, a jeszcze więcej jaszczurek - takie nasze zwierzątka ;)
    Dla mnie basen to ogólnie wspaniała rzecz przy upałach. Nawet niech będzie sobie mały, to i tak chłodzi najlepiej.

    A propos festynu. Kiedy byłam dzieckiem jeździliśmy z rodzicami do Bułgarii i tam właśnie wtedy królowały te zjeżdżalnie na szmatach (ja tak je nazywałam, choć w sumie to chyba koce były ;) ) Uwielbiałam je i wydawało mi się wtedy, że ta Bułgaria to takie wow, bo takie zjeżdżalnie mają, w Polsce mogłam tylko pomarzyć :P

    Rozmawiałam z gościem-ogrodnikiem, od którego kupuję kwiaty i mówił, że hortensje ogrodowe są trudne w uprawie, jak ich się chce to kwitną, jak nie to nie. Ja mam dwie - białą i różową. Różowa kwitnie w tym roku, a biała hmm ma jedną kiść.
    Za to moje hortensje bukietowe kwitną jak szalone i podobno one są wdzięczniejsze do uprawy.
    Moje pomidory coś zaatakowało niestety :( Piękne masz ogóreczki :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje pomidory musze chyba zerwac, bo niektore od miesiaca sa zielone. :D
      Musze zobaczyc jaka jest roznica pomiedzy tymi hortensjami, bo nawet nie wiem. :)
      Heh, no naprawde, powiem Ci, ze taka prosta rzecz, zjezdzalnia, a dla moich dzieci jest wiekszym hitem niz jakiekolwiek karuzele. ;)
      Do basenu dzieciakow nawet ja w tym roku wlazlam. :)

      Usuń