Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

czwartek, 23 maja 2019

Srodek maja byl intensywny i nie zapowiada sie zeby codziennosc zwolnila tempa

Wielkim wydarzeniem minionego weekendu byly wystepy w Polskiej Szkole z okazji Dnia Mamy i Taty. Wlasciwie to "taty" to takie troche naciagane bylo, bo Dzien Ojca wypada tu pod koniec czerwca, a wtedy wiadomo, szkoly juz nie ma. Podpieli go wiec pod Dzien Matki, tyle, ze nawet w piosenkach spiewanych przez dzieci, tata wymieniony byl moze ze 3 razy. ;) Biedni tatusiowie, ktorzy przyjechali poogladac dzieciaki. :D M. jak zwykle pracowal i na propozycje wyjscia pol godziny wczesniej zeby zdazyc, tylko machnal reka. Ja oczywiscie takiej okazji nie moglam przepuscic. Odwiozlam wiec Potworki do szkoly, po czym popedzilam na zakupy do "Polakowa" oraz hamerykanckiego supermarketu. Po czym... zrobila sie 10 rano (wystepy byly o 11), a ja od rana bez KAWY! ;) Podjechalam wiec szybko do Dunkin' Donuts po kawke i paczka, a tam... kolejka jak za PRL'u! :O Ustalam sie, nerwowo przytupujac, chyba z 10 minut, ale w koncu dostalam cos slodkiego oraz najwazniejsze - dawke kofeiny! ;)

Do szkoly dotarlam ponownie nawet z 10-minutowym czasowym bonusem, wiec szybko skonsumowalam paczka, po czym ruszylam na poszukiwania audytorium. Niestety, zamiast zaparkowac bezposrednio pod nim, zostawilam auto pod bocznym skrzydlem, gdzie znajduje sie polska szkola, zeby potem nie krazyc z Potworkami. Juz kiedys pisalam, ze to High School to jest istny labirynt. Nasz Stan jest mocno prowincjonalny, wiec malo ktore miasto ma wiecej niz jedno liceum. Wiekszosc miast i miasteczek jest na tyle niewielka, ze udaje im sie pomiescic wszystkich nastolatkow w jednym budynku. Miasto, gdzie znajduje sie Polska Szkola, to juz jednak jest rzeczywiscie "miasto" (w porownaniu z moim miejscem zamieszkania, ktore jest prawie wioska), a wiec High School to jest przeogromne gmaszysko, pelne korytarzy, korytarzykow, tajnych przejsc i schodow w najmniej oczekiwanym miejscu. Idac z bocznego skrzydla gdzie zaparkowalam, trzy razy pytalam o droge napotkanych rodzicow bladzac po tej cholernej szkole! :D

W koncu szczesliwie udalo mi sie jednak dotrzec do audytorium, mialam farta bo w tlumie wypatrzylam miejsce obok kolezanki i zaczal sie... show. ;)
Musze Wam napisac, ze jestem pelna podziwu dla organizatorow. Przedstawienie bylo naprawde niesamowite! Specjalne efekty dzwiekowe, swietlne. Prawie kazda grupa wiekowa podzielona zostala na chlopcow i dziewczynki i mieli osobne tance.

Chlopcy z Klas Zerowych mieli bardzo fajny pokaz. Na glowach kaski kosmonauty (nie wiem z czego), a na plecach "rakiety" zrobione z 2-litrowych butli po pepsi. Niestety, ktos chyba nie zerknal wczesniej na tlo, bo jasne kaski oraz biale koszulki zlewaly sie ze swiatlem kuli ziemskiej i slabo bylo chlopakow widac. :( Strzalka zaznaczylam Wam Kokusia

W dodatku wiekszosc wystepow byla w tematyce interesujacej dzieciaki, np. dziewczynki z zerowek byly przebrane za Myszki Minnie, Klasy I za postacie z Mario Bros, a chlopcy z ktorychs starszych klas tanczyli, ukladajac kartonowe kostki z tlem z Minecraft. :)

Z zalozenia ta grupa miala przedstawiac Princess Peach (nawet nie wiedzialam, ze ta postac z gry ma imie :D), ktora ma rozowa sukienke, ale w praktyce suknie ksiezniczek byly we wszystkich kolorach teczy :)

Ogolnie wyszlo to bardzo, bardzo fajnie i przyczepic moge sie tylko do dlugosci wystepow. Calosc trwala godzine i 40 minut. To dlugo. Mlodsze dzieci z widowni szybko znudzily sie, glosno plakaly i protestowaly. Takze same dzieciaki wystepujace, czekajace lub juz po swojej czesci, pod koniec gadaly, wyglupialy sie i halasowaly. Nawet mnie, szczerze mowiac doopa szczypala od siedzenia w jednej pozycji. ;)
Nie zaluje jednak, bo tak jak pisze, show byl godny zapamietania, szczegolnie, ze w hamerykanckich szkolach podstawowych nie robia przedstawien na taka skale. Nawet wystepy Potworkow z okazji May Day to nie bylo TO. A w poprzedniej szkole w ogole nie organizowano takich ogolnoszkolnych wystepow dla rodzicow, z zadnej okazji, jedynie malutkie, kameralne, w klasie. ;)

Tak minal ostatni dzien "lekcji" w polskiej szkole. Nauczycielka Bi ma spore ambicje i Starsza faktycznie cos tam utrwalala, choc krotko, bo mieli probe generalna, a potem wystep. Nik za to przyznal, ze jego klasa przed wystepem sie tylko bawila bowiem jego Pani byla tego dnia nieobecna. ;) Teraz zostalo juz jedynie uroczyste zakonczenie roku szkolnego, ale to dopiero 8 czerwca. Nadchodzacy weekend to bowiem tutejsza "majowka" i zajec nie ma, a kolejna sobota to w Polskiej Szkole wycieczki dla wszystkich klas. Ja jednak zdecydowalam sie Potworkow na nie nie zapisywac. Po rozmowie z kolezanka, ktorej starszy syn wlasnie zdal w Polskiej Szkole mature, stwierdzilam, ze podziekuje. Okazuje sie bowiem, ze te wycieczki to sam chaos. Rodzice, ktorzy zdecyduja sie pojechac ze swoimi dziecmi, dostaja pod opieke kilkoro innych, bo nauczycielki nie sa w stanie same wszystkich upilnowac. Juz widze to oczami wyobrazni. Potworki sa w roznych klasach, wiec mialam wizje jak Nik leci w jedna strone do swoich kolegow, Bi w druga do kolezanek, a ja nie moge upilnowac ani jednego, ani drugiego, a jeszcze mam do ogarniecia przynajmniej trojke nie swoich dzieci! :D Do tego nalezy dodac, ze wycieczka jest do obiektu z placami zabaw oraz basenami, trwa caly dzien, od 9 do 16:30 i kosztuje $50 za dziecko. Stwierdzilam, ze zamiast stresu, za ktory musialabym jeszcze zaplacic stowke, wole zrelaksowac sie w domu. Za darmo. ;)
A tak w ogole, to bedac w Polskiej Szkole w sobote, korzystajac z okazji zapisalam Potworki na kolejny rok. Poki co nie wiedza i dowiedza sie pewnie we wrzesniu. :D

Jak to czesto tutaj bywa, po bardzo mokrej i bardzo zimnej wiosnie, nagle przeskoczylismy w tryb: lato. Poki co takie dosc wczesne, ale w koncu mamy slonce przez kilka dni pod rzad, a w niedziele oraz poniedzialek przyszla nawet slynna letnia wilgotnosc powietrza. Za tym akurat nikt nie tesknil. ;) Niestety, poki co, skoki temperatury sa zabojcze. Rano 10 stopni, po poludniu 23! I wez sie czlowieku ubierz odpowiednio i gdzies nie przezieb!
W kazdym badz razie, korzystajac z ladnej w koncu (!) pogody, w sobote pojechalismy po ziemie ogrodowa, kompost oraz nasiona i sadzonki warzyw. Troche pozniej niz chcialam, ale co robic skoro wiosna plata nam figle. Przez wiekszosc zeszlego tygodnia nosilismy nadal kurtki, a teraz zniencka przyszlo cieplo.
W nadchodzacy weekend najprawdopodobniej nas nie bedzie, a kolejny to juz czerwiec kiedy jest juz naprawde za pozno na sadzenie czegokolwiek, wiec przymusilam M. zeby przekopal mi w koncu warzywnik. Dosc mocno sie opieral, bo "jest niedziela, a poza tym po malowaniu kolpakow oraz nadkoli w przyczepce (takiej malej, roboczej, nie kamperze) ledwo zyje". No tak. W malowaniu kol niedziela mu nie przeszkadzala, ale kiedy ja prosze o zrobienie czegos, to nagle dzien swiety trzeba swiecic? Coz... Weszlam mu na ambicje oswiadczeniem, ze sama to zrobie, a na prychniecie malzonka, ze przeciez nie dam rady oznajmilam, ze jak dam, tak dam, ale bedzie zrobione... Moze nie idealnie, ale zawsze. Na efekt nie musialam dlugo czekac, bo M. chwycil za szpadel zanim zdazylam zejsc do ogrodka. Oczywiscie nie upieralam sie przy samodzielnym kopaniu skoro juz sie za to wzial. :D

Ogrodek zostal wiec przekopany i zabralam sie za sadzenie. Potworki strasznie chcialy mi pomoc, a ze ciesze sie iz wspolne zajecia nadal ich rajcuja, wiec nie protestowalam. Oczywiscie "pomoc" polegala glownie na klotniach o to czyja kolej, wabieniu do warzywnika Mai, ktora tratowala swiezo posadzone sadzonki oraz nabijaniu sie z siebie nawzajem. "Dzieki temu" calosc zajela nam oczywiscie dwa razy dluzej niz gdybym zrobila to sama, ale nie narzekam. A przynajmniej nie bardzo. ;) Jeszcze pare lat i podejrzewam, ze za pomoc w ogrodzie Potworki zazadaja dodatku do kieszonkowego, wiec ciesze sie tymi chwilami kiedy sami sie o to dopraszaja i przescigaja entuzjazmem. ;)
Poki co, warzywnik prezentuje sie tak:

Narazie dosc pusto. Wszystko musi urosnac lub/i wykielkowac :)

Musialam go nieco "skondensowac", poniewaz w nowym domu przestrzen wydzielona na ogrodek warzywny jest o polowe mniejsza niz w starym. Zrezygnowalam z rzodkiewki oraz buraczkow. W poprzednich latach nigdy nie mialam z nich nawet mizernych zbiorow. Oczywiscie sama jestem sobie winna bo trzeba je po prostu posadzic duzo wczesniej. Jesli posadzi sie je za pozno i szybko zrobi sie cieplo, to zamiast wyhodowac bulwy, zaczynaja kwitnac. W kwietniu jakos nigdy jeszcze nie chce mi sie babrac w ziemi, dalam wiec sobie spokoj. Zgodzilam sie jednak zaryzykowac z marchewka, bo Bi bardzo chciala ja posadzic. Potworki bowiem wybraly sobie po sadzonce oraz paczce nasion. U Bi padlo wlasnie na marchew oraz sadzonke pomidorkow koktajlowych, a Nik wybral groszek oraz sadzonke cukinii.

Nik sieje swoj groszek

Oprocz tego, Kokus przyniosl ze szkoly sadzoneczke dyni. Zobaczymy co nam z niej wyrosnie. ;) Zrezygnowalam tez z fasolki szparagowej bo w naszym domu jem ja tylko ja.
Reszte posadzilam ta sama co w poprzednich latach, po prostu wszystko bedzie troche bardziej scisniete. Moze dzieki temu chwasty beda sie mniej panoszyc? ;) Mamy wiec pomidory, ogorki do kiszenia, cukinie, zielona papryke, baklazany, marchew, koper, pietruszke, szczypiorek i groszek.

W nadchodzacy weekend planujemy pierwszy kemping w tym roku! Po niepewnosci i zmianach prognoz co kilka godzin (!), wyglada, ze pogoda zamierza wspolpracowac. Teraz prosze o kciuki zeby nikt z nas sie nie rozchorowal. Pisze to nie bez przyczyny, bo od wtorku mam takie dziwne drapanie w gardle i krecenie w nosie, ktore zwykle zwiastuje nadchodzace przeziebienie... Moze sie jakos wybronie, a moze polegne... Zreszta, najwazniejsze, zeby dzieci niczego ze szkoly nie przywlokly. Ja tam sie nafaszeruje specyfikami i przetrwam. ;)

Na froncie domowym to wszystko. W szkole (tej normalnej - dziennej) u Potworkow zas sporo sie dzieje. U Bi motyle zaczely sie wykluwac z poczwarek, dzieci spedzaja wiec dnie z nosami przyklejonymi do siatkowych klatek. :)

Podniecenie siega zenitu :D

Raki pustelniki u Kokusia znalazly nowe domy (i to nie u nas, ufff!). Poza tym dzieciaki intensywnie przygotowuja sie do pokazu wiedzy dla rodzicow na koniec roku.

Zaczynam rozumiec dlaczego Potworki maja awersje do pracy przy stole. W szkole wiecej czasu spedzaja na dywanie niz przy biurkach! :O

Sadzili tez w klasie wlasne roslinki, ktore okazaly sie slonecznikami.

Nik i jego ulubiony kumpel, jeszcze z przedszkola :)

W ogole jestem w tym roku zasypana sadzonkami slonecznikow. Kiedys w sklepie Potworki wybraly sobie po sadzonce kwiatow. Bi wybrala slonecznik. Starsza byla tez w tym roku na dwoch wycieczkach i z kazdej przywiozla zasadzone nasionko slonecznika. W klasie sadzili tzw. mystery plants. Kilka dni temu nauczycielka w koncu zdradzila im co zasadzili. Bi ma... nie zgadniecie! Slonecznik! :D Bede musiala wszystkie te sloneczniki posadzic gdzies w jednym miejscu i liczyc, ze przetrwaja, bo bedzie placz. ;)
Oprocz hodowli flory i fauny, w szkole odbywaja sie tez inne aktywnosci. W piatek dzieciaki beda mialy Field Day, czyli cale popoludnie zawodow sportowych. Szkoda, ze tego samego dnia mamy jechac na kemping, popoludnie spedze wiec na pakowaniu. Gdyby nie to, chetnie zglosilabym sie do pomocy, zeby podejrzec jak radza sobie Potworki.
W kolejnym tygodniu Nik ma wycieczke. A jeszcze kolejny, zreszta ostatni "caly" tydzien szkoly, pelen bedzie dodatkowych zajec i atrakcji. W poniedzialek po szkole dzieciaki moga zostac dluzej i wziac udzial w biegu, ktorego dochod bedzie przeznaczony na kolko rodzicielskie szkoly. Tu jednak Potworki, choc chetne, raczej nie wezma udzialu. Musialabym sie bowiem urwac wczesniej z pracy zeby ich odebrac, a nie dam rady, M. zas oczywiscie kompletnie nie ma na to ochoty. Nie moge zas sie urwac, bowiem w piatek tego samego tygodnia, planuje przyjechac pozniej do pracy gdyz Nik ma w klasie wystepy z okazji konca roku. Gdzies w tym tygodniu rowniez Bi bedzie prawdopodobnie miala podobna uroczystosc i znow przyjdzie mi sie urwac. Dodatkowo, w czwartek, klasy II beda dawaly dwa koncerty skrzypcowe - w szkole na apelu oraz o 7 wieczorem. Na ten wieczorny koncert Bi nie chce za cholere jechac, placzac, ze jak sie pomyli to wszyscy uslysza i sie wstydzi. Mam nadzieje, ze jednak ja przekonam, ale jesli nie, zakladam urwanie sie na godzinke z pracy zeby zobaczyc ja grajaca z cala klasa na apelu. ;)
Dodatkowo, w czwartek musze wyjsc godzine wczesniej bo Bi ma dentyste zaraz po szkole.
Jak widzicie, ciagle cos, a jeszcze nadszedl czas szukania upominkow dla pan na koniec roku i na dodatek dopinania przyjecia urodzinowego Bi na ostatni guzik oraz wysylania zaproszen (a ja nie moge zdobyc adresow mailowych rodzicow!)...
Jesli juz o szkole mowa, to pokaze Wam jak w hamerykanckich klasach upewniaja sie, ze dzieci nie sciagaja od siebie na testach:

Akurat tu nie mam zdjecia zadnego z Potworkow...

Czy to nie genialne? :D Oczywiscie oslonki nie zapobiegna sciaganiu jesli ktos sie uprze, ale od siebie nawzajem nic nie zgapia. ;)

Napisze Wam jeszcze jaki ze mnie ostatnio "zapominalec". Po pierwsze, od tygodnia "przywoze" do pracy chusteczki higieniczne. Pudelko stoi przyszykowane na stole w jadalni. I troche pewnie jeszcze postoi, bo szykujac sie rano do pracy mam wzrok mocno "wybiorczy" i w dodatku dzialajacy bez porozumienia z moja wola. ;)
Po drugie, zapomnialam spakowac na poniedzialek jedzenia dla rakow pustelnikow. Tak, raczki sa poki co nadal w klasie Kokusia, a rodzice zostali poproszeni o wpisanie sie na liste kiedy kto przysle zarelko dla pupilkow. ;) Ja wpisalam sie na 20 maja, nawet zaznaczylam to w kalendarzu w telefonie i... zapomnialam. Na szczescie pustelniki sa odporne i przezyly do nastepnego dnia. ;)
Po trzecie, we wtorek w pracy zajelo mi pol dnia, zeby zrozumiec dlaczego tak zle wygladam. Co szlam do toalety, to patrzylam w lustro zdziwiona, ze mam takie jakies niewyrazne, zmienione oczy. Przeciez jestem zdrowa, w miare wyspana... Chora jednak bede czy jak? Taaa... Okolo poludnia przyjrzalam sie sobie baczniej i w koncu dotarlo do mnie, ze wcale nie mam zmienionych oczu, tylko... ich NIE umalowalam! :D
Po czwarte, rowniez we wtorek zaplanowalam sobie zakupy po pracy. Zrobilam liste ostatnich sprawunkow potrzebnych przed kempingiem i w poludnie uzgadnialam przez telefon z M. co jeszcze trzeba kupic, kiedy... przypomnialam sobie, ze tego dnia przeciez JA odbieram dzieci (nie wracaja autobusem bo maja kolko ogrodnicze)! I musze wyjsc kilka minut wczesniej zeby po nich zdazyc! Dopiero by bylo jakbym sobie na zakupy pojechala!!! :O
Po piate, tego samego dnia, poszlam po poludniu do toalety. Siedze na klopie robiac co trzeba, az unioslam wzrok i zauwazylam, ze... nie zamknelam drzwi! Najgorzej, ze byla to akurat wieksza toaleta dla inwalidow, wiec nie moglam po prostu wyciagnac reki i ich zamknac! Siedzialam jak na szpilkach konczac "robote" (na szczescie tylko jedyneczka) i nasluchujac czy nikt nie wchodzi do lazienki, po czym zerwalam sie jak oparzona! :D

Wiekszosc z tego zdarzyla sie w ciagu 24 godzin, wiec nie swiadczy to za dobrze o stanie mojego umyslu. Chyba mam za duzo na glowie. ;)
Najgorsze, ze moje roztargnienie udziela sie tez Potworkom. W piatek Nik zapomnial w szkole bluzy. W poniedzialek wieczorem zorientowalam sie, ze nadal nie przyniosl jej do domu. We wtorek odbieralam go ze szkoly, wiec upewnilam sie, ze ja w koncu wzial (inaczej znow wyszedlby bez). Przy okazji sprawdzilam czy Bi ma skrzypce oraz folder z nutami, ktorego zapomniala tydzien wczesniej. ;) Tymczasem po powrocie do domu, okazalo sie, ze Nik zapomnial tym razem... bidonu, natomiast swojej bluzy nie wziela Starsza!
Poddaje sie!!! :D

Na koniec kolejny tekscior dziecka dwujezycznego. Nik, jak wiecie, mowi glownie po angielsku, a polski trzeba mu niemal sila wyrywac z gardla. ;) Mlodszy ma jednak swietna pamiec i szasta powiedzonkami w dowolnym jezyku, jak mu akurat pasuje.
Szykujemy sie na kemping, szorujemy przyczepke po zimie (zdechle pajaki w lodowce, bleee), a Potwory kloca sie w tym czasie kto, gdzie bedzie siedzial (bo to przeciez najwiekszy problem ;P). Mowie, ze dla wszystkich starczy miejsca, ale syn, nieprzekonany, wykrzykuje:
"This will be MY seat, koniec kropka!".

I tym optymistycznym akcentem koncze i zycze przyjemnego weekendu!

22 komentarze:

  1. U nas też dzień mamy i taty jest połączony ze względu na to, że są różne sytuacje rodzinne i żeby żadnemu dziecku nie było przykro.

    Ojjj tak długo bez kawy, masakra jak to dobrze, że są takie miejsca, gdzie można sobie kupić na wynos.

    Piękny masz ten warzywnik. A plony pewnie przepyszne ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie plonow nigdy nie mam za duzo, wiec kazdy pomidor cieszy. :D
      Nom, bez kawy to ja dlugo nie pociagne. Jak jedziemy z M. na kemping, to pierwsze pytanie po wyjezdzie z domu to: "pamietalas o kawie?". :))))

      Usuń
  2. U nas też mega przeskoki pogodowe;)
    Ja ostatnio też łapię się na tym, że czegoś nie pamiętam (głównie imion!?!)
    Może to ten wiek;)) (przynajmniej u mnie;)

    Buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie moze tez wiek. W koncu dobiegam juz chyba tego wieku, ktory nazywa sie "srednim". ;)

      Usuń
  3. Musiało super wyglądać to przedstawienie z tymi wszystkimi efektami. Tutaj nie ma żadnych przedstawień, jedynie dzieciaczki robiły jakieś laurki, ale to mam dostać jutro. :)
    Sporo się dzieje w szkole Potworków. Pamiętam, że jak my chodziliśmy do szkoły, to w biologicznej klasie mieliśmy żółwie i chomiki, i też co roku były poszukiwania kto je zabierze na wakacje, z tym że we wrześniu były z powrotem przynoszone. :) Ja raz miałam żółwia na weekend majowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez pamietam to wlasnie ze szkoly w Polsce. Mi mama nigdy nie pozwolila nic wziac. :/ A tutaj to troche bez sensu, bo biora stworzenia do klasy w marcu/kwietniu, a juz na wakacje je rozdaja chetnym...

      Usuń
  4. Takie przedstawienie??? woowwwww! aż jestem w szoku. Kurczę dzieje się u Was tyle, że ciężko nadążyć ;) trzymam mocno kciuki żeby ten wyjazd się Wam udał. U nas dopiero zrobiło się ładnie, a tu od wtorku zapowiadają deszcz znowu ;( porażka. Aż mi się nie chce kwiatów na balkon kupować... buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas ten tydzien byl piekny i cieply, ale juz kolejny ma byc deszczowy. Na szczescie nadal cieply. A ja modle sie, zeby chociaz do soboty sie wypogodzilo, bo Bi bedzie miala impreze na powietrzu. :O
      A przedstawienie bylo niesamowite, to fakt! :)

      Usuń
  5. u nas w szkole jest rodzaj stoiska, wieszak, stół i skrzynia i tam znosimy wszystkie zapomniane dzieciowe rzeczy - bluzy, kurtki, buty, piórniki, czapki, okulary.., wygląda to trochę jak sklepik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj w szkolach maja takie wielkie plastikowe pojemniki na kolkach, ktore normalnie sluza za smietniki. ;) Do nich wrzucaja wszelkie zapomniane rzeczy i jak sie cos zgubi, mozna je sobie przeszukac. ;)

      Usuń
  6. Oj dzieje sie u Was, dzieje :O sama zabiegana ciezko odpisuje na blogach ...wiesz, ze ostatnio wlasnie czytajac u ciebie pomyslalam jak te nasze blogowe dzieciaki wyrosly :O
    Powiem ci z perspektywy matki- kiedy bedzie ci tych akademii, spotkan, laurek brakowac- ciesz sie chwila, nawet kosztem scierpnietej d... ;)
    U nas niestety juz po...Dzieciaki dorosly...
    Mam nadzieje, ze pogoda jednak nie robi psikusow i mozecie wyjechac??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogoda wyklarowala sie na samiutki wyjazd, jak na zamowienie! :)
      Kochana, ja sama dobrze wiem, ze juz niedlugo i Potworki nawet nie beda mnie chcialy na takich przedstawieniach. Delektuje sie nimi wiec i zdretwiala pupa mi niestraszna. :)
      Wiem jak to jest z blogami. Pisze u siebie, ale z komentowaniem jestem na bakier, a z odpowiedziami na komentarze w ogole do tylu miesiac i dluzej! ;)

      Usuń
  7. No u Was jak zwykle sie dzieje. Super,ze przedstawienie sie udalo,ale rzeczywiscie masakrycznie dlugie. Nasz ogrodek przekopany w marcu, trawa urosla i nie ma nikt czasu sie nia zaja c. Udanego kempingu. Trzymam kciuki za pogode.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sie w koncu ostro za ogrod wzielam na poczatku czerwca. Ale za to doniczki nadal zieja pustka i nie mam kiedy kupic kwiatkow. :)

      Usuń
  8. Super, że tyle się dzieję u Potworków. Bardzo brakuje mi tego w polskich szkołach masowych, ale niestety to temst rzeka.
    Z tym zapominaniem, to chyba jakieś przesilenie, bo u nas to samo.. Może i nie zostawiłam otwartych drzwi w publicznej toalecie, ale torebkę z portfelem i dokumentami u teściów już tak..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W hamerykanckiej szkole dzieje sie az czasem za duzo. To znaczy, dla rodzicow ogolnie wstepu nie ma, tylko na wywiadowki i pokazy na koniec roku, ale da dzieci ciagle pojawiaja sie jakies dodatkowe atrakcje. :)
      U mnie zapominania ciag dalszy. Wlasnie sobie uswiadomilam, ze za tydzien przyjecie urodzinowe Bi, a ja nie zamowilam torta! :D

      Usuń
  9. Heh, post na czasie, bo po pierwsze jestem po przedstawieniu z okazji dnia rodziny u siebie w pracy, a po drugie- Lila dziś miała swoją pierwszą, szkolną wycieczkę.
    W pracy (ale u dziewczyn w przedszkolu i szkole też) zawsze łączymy te dwie uroczystości, żeby... machnąć to za jednym zamachem. Naprawdę, zanim ogarnie się takie przedstawienie, to mija szmat czasu. Tym bardziej, takie jak u Was- bardzo długie. Jestem pełna podziwu! Lila wróciła zadowolona z wycieczki, a ja dla własnego zdrowia, wolę sobie nie wyobrażać, jak Panie ogarnęły taką grupę. Co prawda z naszej szkoły w to samo miejsce jechały dziś cztery klasy, także i Pań i mam trochę było. Ja się nigdy na takie wyjazdy nie piszę. Myślę, że to też lekcja samodzielności dla dziewczyn, a dwa- po pracy mam przesyt dzieci :)

    Czasami są takie słabsze dni, jeśli chodzi o koncentrację. Ja może nie mam takich problemów, jak opisałaś- ale jak mi się przytrafi spadek formy, to zapominam, co kto mi mówił. I zazwyczaj są to ważne rzecz- nie pamiętam, że Marcin gdzieś wyjeżdża, że Eliza coś ma w szkole itp.
    No tak, my dorośli mamy całą gamę specyfików, które nas postawią na nogi, z dziećmi to lipa- ich się nie nafaszeruje... Rozumiem to aż za dobrze. Trzymajcie się Agatko! Ściskam Was i trzymam mocno kciuki za kemping.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli masz jak moj M. Wspominam mu od tygodnia, ze cos sie dzieje, zapisane jest w kalendarzu na scianie, a on i tak nie pamieta i potem zdziwiony pyta "a to dzis dzieci cos maja w szkole? Nic nie mowilas!". ;)
      Ja nie wiem jak nauczycielki (nawet z pomoca 2-3 rodzicow) ogarniaja grupe dzieci poza szkola. W klasie wiadomo, wiekszosc dzieci nie ma gdzie zniknac. Ale poza budynkiem szkoly, to juz inna historia. Na tej wycieczce najbardziej zaniepokoilo mnie, ze mialy tam byc baseny. I teraz kurcze, nie wiem czy sama podjelabym sie pilnowania pieciorga dzieci, pomieszanych z innymi, w wodzie... Wolalam sobie odpuscic. :)

      Usuń
  10. Ta faktycznie na czasie, my też po przedstawieniu :) Co prawda w szkole Tymonka takich przedstawien nie ma dla rodziców, oni robią tylko bożonarodzeniowe, a pozostałe to są tylko wewnątrzszkolne. Ale jest jeszcze przedszkole. I tu choć efektów dxwiękowych czy świetlnych brak, to Dzieciaki wywalalają zawsze mega show. Jestem pełna podziwu dla naszych Cioć przedszkolanek i naszych małych artystów, jak oni to wszystko ogarniają. Ja oczywiście splakałam się szczerze, bo ta nasza Niunia to mój ukochany wyciskacz łez :)
    I u nas też zawsze tych tatusiów podciągają do dnia mamy, ale jest równowaga, tyle samo wrażen jest dla taty co i dla mamy :)

    Bi jaka cudna księżniczka, fajnie uchwycona na zdjęciu :)

    Niezłą masz dla nich wrześniową niespodziankę :)

    O!!! kawa, tak, namowiłas mnie ;) idę zaparzyć.

    ...parzę...

    :D

    O matko, te skoki temperatur jak u nas, dziś 8C, a teraz 19C, a ta wilgotność zabija chwilami, oberwanie chmury, po czym słońce i nie ma czym oddychać. Szalony ten maj w tym roku.

    haha, jak w korpo te osłonki podczas testow :) widzę, że jednak jakiś odważny tam się próbuje wychylić ;)

    Padłam czytając o tej toalecie dla inwalidów :D :D :D Po fakcie musiałaś się sama z siebie nieźle uśmiać.

    Udanego kempingu, koniec kropka! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kemping byl bardzo udany, dzieki! :*
      Oj tak, potem naprawde szczerze sie smialam! Ale mialam prawdziwy dzien sklerotyka. ;)
      U nas temperatury szaleja nadal, tylko nieco sie przesunely. Mimo wszystko rano jest 16 stopni, a po poludniu 27. :O
      U Was w przedszkolu panie robia naprawde niesamowita robote! Nie wiem jak dlugo one cwicza z dzieciaczkami slowa i choreografie, ale wyglada to niesamowicie. I nie dziwie sie, ze placzesz, bo ja mam lzy w oczach jak moje Potworki recytuja te swoje 3 zdania. :D

      Usuń
  11. Duzo sie dzialo. Ale to na tym blogu nie pierwszyzna ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jakos sporo sie dzieje. Ale spokojnie, Potworki kiedys podrosna, przestane tak intensywnie zyc ich zyciem i na blogu powieje nuda. ;)

      Usuń