Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

wtorek, 21 sierpnia 2018

Nadszedl ostatni tydzien wakacji...

Fajnie byloby spozytkowac go jakos przyjemniej, ale ze oboje z M. pracujemy, to sie nie da niestety... W dodatku przyszlo chwilowe ochlodzenie, ktore ma potrwac do srody, a w powietrzu czuc nadchodzaca jesien i chyba przez to JA czuje sie jakas taka zamulona i nieszczesliwa (i jednoczesnie zla jak osa!). W poniedzialek rano, w domu byly 24 stopnie, a mi bylo chlodno! :O Szok termiczny normalnie! ;)

W tym tygodniu Potworki czekaja postrzyzyny. Udalo mi sie umowic oboje na niemal te sama godzine, co jest moim malym sukcesem logistycznym. ;) Potworki maja bowiem swoje ulubione fryzjerki (dwie rozne!) i najpierw umowilam Bi, po czym kilka dni pozniej stwierdzilam, ze Nik tez jest zarosniety, grzywka niemal w oczach, wlosy zakrywaja mu uszy i przed szkola fajnie byloby zrobic z tym porzadek. Zadzwonilam do jego fryzjerki i na szczesnie udalo jej sie wcisnac Mlodego tylko 20 minut wczesniej niz siostre. Obie panie pracuja w jednym salonie, wiec najpierw poczekam z Bi, potem z Nikiem, a potem... nie wiem, moze pojedziemy na lody? ;)

W piatek dzieci maja spotkania zapoznawcze w szkole. Przekonamy sie, ktorzy z ulubionych kolegow/kolezanek trafili z Potworkami do klas w tym roku. ;) Z nieoficjalnych zrodel wiem, ze Nik najprawdopodobniej bedzie w klasie ze swoim najukochanszym kolega, co - nie ukrywam - oznacza wielkie ufff dla mnie. Mlodszy przez wakacje przelknal i zaakceptowal fakt, ze idzie do I klasy, ale nadal przezywa, ze oznacza to rozstanie ze znajomymi dziecmi. Wolalabym uniknac lez w oczach i kurczowego trzymania sie moich spodni pierwszego dnia, totez jestem szczesliwa, ze chociaz ten jeden kolega JEST. :D
Bi wyraza pewnosc, ze bedzie z trzema ulubionymi kolezankami, ale jakos nie panikuje na moje delikatne sugestie, ze moga jednak nie trafic razem do klasy, nie rwie wlosow z glowy i nie wpada w bezdenna otchlan rozpaczy. Zobaczymy jednak co bedzie w poniedzialek, kiedy rok szkolny oficjalnie sie zacznie... ;)

No, ale to, co bedzie sie dzialo w tym tygodniu, opisze Wam nastepnym razem. ;) Poki co mam do nadrobienia koncowke minionego tygodnia. ;)

Po pierwsze: w zeszly czwartek, 16 sierpnia, Bi wypadla druga gorna jedynka! Nie wiem ktora z nas (w sensie ja czy Bi) odczula wieksza ulge... ;) Ta cholera bujala sie i bujala przynajmniej pol roku! To szosty mleczak, ktory wypadl Bi w przeciagu 14 miesiecy. O ile pierwsze 5 wylatywalo jeden po drugim, to ten naprawde dal na siebie czekac! Bi sie niecierpliwila, bo wiadomo, Wrozka Zebuszka rozdaje kase, zas ja, bo dosc mialam pytan kiedy, kiedy i jeszcze raz kiedy wypadnie. ;) Bi marudzila, ze nie moze nia gryzc, czesto - gesto jeczala podczas mycia zebow i wiecznie dopytywala ile jeszcze czasu zanim w koncu wyleci. Nie wiem, czy ja wygladam na biuro informacji? ;) Na moje sugestie, zeby ruszala zeba palcem czy jezykiem to szybciej sie go pozbedzie, Starsza przybierala bolesnie - spanikowana mine i piszczala: "Ale to bedzie bolalo!".
Na to pozostawalo mi tylko wzruszyc ramionami. Niech nie rusza jak nie chce. Kiedys uparte zebisko i tak musi wypasc.
"Ale kieeeedy?!". I tak w kolko. ;)

Jestem wielka fanka takich szczerbatych usmiechow! ;)

W koncu jednak jedynka wypadla. Zebowa Wrozka podlozyla kase, dziecko szczesliwe, ale wieczorem zlapalo sie za policzek podczas kolacji! Jak na haslo, obie gorne dwojki, ktore lekko ruszaja sie od pewnego czasu, zaczely sie mocniej kolysac, a wiec C.D.N. :D

Zanim jednak jedynka zdecydowala sie na "wyskoczenie", przyszly listy ze szkoly. Zaadresowane elegancko do Bi oraz Nika. Takie listy to tutaj (a przynajmniej w naszym miasteczku) tradycja. Nauczycielki przedstawiaja sie jako tegoroczne wychowawczynie, pisza pare slow o sobie, czasem zalaczaja zdjecia. Przypominaja o czytaniu w czasie wakacji (rychlo w czas!), o liscie wyprawkowej, itd.


Jak to u nas bywa, nawet cos tak przyziemnego wywolalo zazdrosc oraz sprzeczke. Nika list od nowej wychowawczyni malo obszedl. Przymusilam go w sumie, zeby usiadl i go wysluchal. Ale kiedy dostrzegl, ze list Bi zawiera rowniez naklejke, strzelil focha. "No bo dlaczego on nie ma?! A przeciez tez chce!"
No tragedia, mowie Wam... ;)
Zeby to jeszcze byla jakas super naklejka, nie wiem, np. z postaciami z bajek! Tymczasem ona zawierala az imie Bi. To w ramach przygotowan do pierwszego dnia. Wiadomo, ze zajmie kilka dni zanim nauczycielka zapamieta imiona wszystkich gagatkow w klasie. ;)
Jak widac mozna sie obrazic nawet o taka pierdole. :D

Pod koniec zeszlego tygodnia, zebralam sie tez w koncu zeby urzadzic Potworkom pokazowa lekcje biologii. ;)
Juz od jakiegos czasu obserwuje kaluze przy mojej pracy. Nie mozna owego zbiornika nazwac inaczej, bowiem ma okolo metra na metr i glebokosc maksymalnie 10 cm. Kaluza ta jest jednak niezwykla, bowiem nie wysycha! Wokol budynku musza byc wysokie wody gruntowe. Nie widze innego wyjasnienia dlaczego w czasie upalnego lata takie malenkie bajorko pozostaje napelnione. Po kazdym deszczu takich mini zbiornikow robi sie wokol parkingu wiecej. Wedlug wszelkich praw fizyki, powinny wyschnac w ciagu kilku godzin, a jednak trzymaja sie kilka dni. Dwie zas nie wysychaja w ogole. Ta konkretna zwrocila jednak moja uwage, bowiem kiedy obok niej przechodzilam, katem oka zaobserowalam ruch. Pochylilam sie sprawdzic co takiego moze plywac w zwyklej, wydawaloby sie, kaluzy... Nic nie poradze, ze chociaz moja kariera zawodowa poszla w nieco innym kierunku, to w takich sytuacjach odzywa sie we mnie biolog, ktory chce sprawdzic, poznac, obserwowac... ;)
Kijanki! Jakas zdesperowana (albo szalona) zaba musiala w tym bajorku (a kilkanascie metrow dalej ma autentyczny maly staw!) zlozyc jajeczka! Niesamowite, ze cos sie z nich wyklulo i przetrwalo...
Od tamtego czasu przy kazdym spacerze w czasie lunchu zachodzilam sprawdzic jak sie maja. Niektore padly ofiara jakichs drapieznych podwodnych robali, ktore (az niemozliwe) rowniez zalegly sie w kaluzy. Wygladaja mi na larwy wazek, ale ze mistrzem entomologii nigdy nie bylam, moge sie mylic. ;) Kilka kijanek jednak zylo i mialo sie dobrze. A ja zaczelam zastanawiac sie jak pokazac je Potworkom. Wielokrotnie bowiem podczas spacerow widywalismy kijanki w mijanych jeziorkach i stawach, dzieciaki zawsze jednak zalowaly, ze nie moga im sie przyjrzec z bliska.
W koncu wpadlam na pomysl, zeby pozyczyc Nikowa siateczke oraz plastikowy pojemnik na robaki (niezbednik kazdego chlopca, hihi...) i sprobowac kilka wylowic.
Sporo czasu sie do tego przymierzalam. Na parkingu co chwila ktos idzie do samochodu, ktos przyjezdza, odjezdza... Glupio jakos mi bylo kucac przy kaluzy i lowic kijanki. ;) W koncu jednak zauwazylam, ze niektorym wyrastaja lapki. Wiedzialam wiec, ze to tylko kwestia czasu az wyrosna na zabki i wyniosa sie z kaluzy. W zeszlym tygodniu wybralam sie wiec na lowy! ;)

Oto jest Wojtek! :)

Coz... Przeszlo kolo mnie kilka osob. Podejrzewam, ze wzieli mnie za wariatke, ale co tam. :D Wazne, ze moja misja zakonczyla sie powodzeniem! Co prawda udalo mi sie zlapac tylko jedna kijanke (szybkie sa skubance!), a reszta pochowala sie wsrod trawy zarastajacej czesciowo kaluze, ale lepszy rydz niz nic. Kijanke, ktora nazwalam Wojtkiem (:D) przywiozlam triumfalnie do domu, a Potworki byly oczywiscie zachwycone mogac obejrzec ja z bliska. Kilka razy co prawda Wojtek ladowal na lodowce, bo dzieciarnia klocila sie kto bedzie na niego patrzec i szarpala pojemnikiem tak, ze woda wraz z kijanka chlustala na wszystkie strony. Balam sie, ze stworzenie wyzionie ducha ze stresu. ;) Jakos na szczescie dotrwalo do dnia nastepnego, kiedy to, ku rozczarowaniu potomstwa, odwiozlam Wojtka do znajomej kaluzy i rodzenstwa. ;)

A potem nadszedl weekend. Caly tydzien w napieciu sledzilismy prognozy, ktore jak zwykle tego lata zmienialy sie niczym w kalejdoskopie. Deszcz, czesciowe zachmurzenie, burze rano, burze po poludniu, przelotne burze... Pelen pakiet. Sprawdzalam pogode trzy razy dziennie i trzy razy otrzymywalam inna odpowiedz. ;)
W koncu stwierdzilismy, ze skoro i tak ciezko jest cokolwiek przewidziec, to raz kozie smierc! Wyszlismy w piatek wczesniej z pracy, zapakowalismy wszystko co trzeba i juz o 14:30 wyruszylismy... na kemping! ;)

Tak jak ostatnio, korzystajac z obecnosci tesciow a wiec opieki nad psem, wybralismy kemping w naszym Stanie. Swoja droga nie rozumiem tego. We wszystkich Stanach naokolo albo mozna miec zwierzeta, albo sa wydzielone czesci kempingu, gdzie ich obecnosc jest dozwolona. W naszym Stanie zas, sa zaledwie DWA kempingi, na ktorym mozna miec psa (lub kota)! I to takie w srodku lasu, bez jeziora, rzeki czy nawet placu zabaw, ktore przy dzieciach sa dla mnie niezbedne. :/
Tym razem ponownie wyladowalismy nad oceanem, a raczej nasza zatoczka. Kemping znajdowal sie przy plazy, ktora jest niezaprzeczalnie moja ulubiona w naszym Stanie. Niewielka, ale z pieknym bialym piaskiem i czysta woda. Wiazalam wiec spore nadzieje z polem kempingowym i... niestety troche sie rozczarowalam... ;)
Pole bylo niewielkie, ale to nie problem. Bylo cicho i niemal kameralnie. Miejsca kempingowe byly bardzo zroznicowane. Jedne bardziej przestronne, inne mniej, jedne na trawie, inne na piachu, jedne na lace, inne schowane w lesie. Kiedy rezerowalam wyjazd, chwycilam ostatnie wolne miejsce, zreszta, nigdy tam nie bedac, nie wiedzialam czego szukac. Trafila nam sie miejscowka calkowicie zalesiona, w cieniu i praktycznie bez trawy.

Cienista miejscowka

Na poczatku zupelnie nam to nie przeszkadzalo. Wielokrotnie juz spedzalismy kemping w lesie. Tym razem jednak, ten las okazal sie przeklenstwem. Po pierwsze, komary ciely niemilosiernie, nawet w srodku dnia. Po drugie, mielismy miedzy krzakami przeswit z widokiem na sasiednie miejsca na lace. Wieczorem, tam bylo jeszcze zupelnie jasno, a u nas zapadal juz zmrok i trzeba bylo zapalic lampe. Po trzecie, pierwsze dwa dni bylo goraco i panowala wysoka wilgotnosc. O ile na plazy i w innych czesciach kempingu pojawiala sie lekka bryza, na naszym miejscu powietrze doslownie stalo... Bylo duszno, wlosy lepily sie do czola i wszystko bylo wilgotne.
Podobnie, z soboty na niedziele temperatura gwaltownie spadla. Rano, przy naszej przyczepce las trzymal nieprzyjemne zimno. W dlugich spodniach i bluzach wybralismy sie na spacer po plazy i poczulismy sie jak idioci, bowiem wszedzie poza lasem bylo juz bardzo cieplo! :) Na plazy ludzie siedzieli w strojach i kapali sie w wodzie. A tu zajezdzamy my, w spodniach dresowych (bluzy szybko zdjelismy), a Potworki w dodatku w kaloszach. :D

Za to pogoda, tak jak ostatnio, sprawila nam mila niespodzianke. Pewnie, ze moglo byc lepiej, ale i tak mielismy duzo wiecej slonca i mniej deszczu niz w domu. W sobote po poludniu, moj tata zadzwonil, pekajac ze smiechu i pytajac ironicznie czy siedzimy na plazy. I bardzo sie zdziwil, kiedy mu powiedzialam, ze wtedy akurat nie, ale juz dwa razy tego dnia - owszem, plazowalismy. ;)
W domu burze przechodzily cale piatkowe popoludnie oraz wiekszosc soboty. A na kempingu padalo glownie w nocy. Jedyna ulewa, ktora zlapala nas w dzien i to z zaskoczenia, nadeszla w sobote poznym popoludniem. Wybralismy sie na msze do pobliskiego kosciola. Kiedy wyjezdzalismy, slonce przebijalo sie przez chmury. Za to przed 18, gdy wyszlismy przed kosciol, blyskalo, grzmialo i lalo tak, ze swiata nie bylo widac! Chwile debatowalismy czy przeczekac burze w kosciele, ale ze nie wiedzielismy ile ona potrwa (w koncu raporty z domu donosily, ze padalo tam praktycznie caly dzien...), stwierdzilismy, ze trudno, przebiegniemy do auta. Oczywiscie zadne z nas nie mialo parasola. ;) Pechowo, parking byl pelen i samochod zostawilismy kawalek dalej, przy ulicy. Nie bylo tam chodnikow, czekal nas wiec dziki bieg w ulewie, przez mokra trawe, przez ulice i znow po trawie do auta. Kiedy zdyszana, mokra i trzesaca sie z zimna, dobieglam do auta, pomacalam sie kontrolnie po kieszeni i wpadlam w panike - nie mam telefonu! Podczas biegu trzymalam za reke Nika, wiec nie pilnowalam jednoczesnie kieszeni! :/ Mimo zalewajacego mi oczy deszczu, musialam wrocic i to wolniej ta sama trasa i sprobowac go odnalezc. Znalazlam go w koncu lezacego w rwacym potoku, ktory zrobil sie z brzegu ulicy. Musial mi wypasc, kiedy przeskakiwalam glebsza kaluze.
Przyznaje, ze mialam wiecej szczescia niz rozumu. ;) Po pierwsze, przy takiej pogodzie, moglam tam krazyc pol godziny i go nie znalezc. Po drugie, gdyby wypadl na srodku ulicy, jakies auto na bank by po nim przejechalo i byloby po telefonie. A po trzecie, mimo, ze przelezal pare minut w kilku cm wody, dziala (odpukac!) bez zarzutu! Slyszalam wczesniej, ze iPhone 8 jest wodoodporny i moge to potwierdzic na wlasnym przykladzie! :D
Po powrocie na kemping okazalo sie, ze dalismy... pupy. ;) Kiedy wyjezdzalismy, pogoda byla nadal ladna, wiec ani nie otwieralismy zadaszenia od przyczepy, ani nic nie pochowalismy. Znalezlismy wiec wszystko: lezaki, rowery, stroje oraz reczniki (wywieszone do wysuszenia, haha), mokre i zbryzgane blotem! :/
Po jakiejs godzinie przestalo padac i M. przystapil do rozpalania ogniska. Drewno mielismy na szczescie suche, schowane na pace jego auta, ale w powietrzu bylo tak wilgotno, ze malzonek troche sie nameczyl, zeby je rozpalic. Kiedy w koncu sie udalo, probowalam porozwieszac wokol niego wszystkie nasze mokre rzeczy, ale nic to nie dalo. To, co odwrocone bylo w strone ognia wysychalo, ale kiedy obracalam je, zeby wysuszyc druga strone, tamta schla, a pierwsza nasiakala ponownie wilgocia. ;) Krzesla turystyczne, zrobione z wodoodpornego materialu, przeschly dosc szybko na tyle, ze mozna bylo na nich usiasc, ale ubrania dosuszylam dopiero w domu. :D

Poza ta jedna ulewa, padalo tylko w piatek w nocy i w niedziele nad ranem. Bylo potwornie wilgotno i nic nie schlo, ale przez wiekszosc trzech dni niebo bylo tylko czesciowo zachmurzone, co chwila przebijalo slonce i co najwazniejsze, bylo cieplo! :)

Na plaze wybralismy sie w piatek natychmiast po rozlozeniu naszej bazy. ;) Kemping z przyczepka wydaje sie prosty oraz wygodny i w porownaniu z namiotem taki jest, ale mimo wszystko nie jest to tak, ze stawia sie przyczepe i koniec. Trzeba ja jeszcze wypoziomowac, inaczej moze sie okazac, ze wszystko zsuwa sie ze stolu i polek, a maz turla sie na lozku w twoja strone i nad ranem spi wlasciwie na tobie. ;) Potem odczepic auto, rozlozyc dywan przed wejsciem, zeby nie wnosic syfu do srodka (i tak sie wnosi), powyciagac rowery, krzesla, owinac stol piknikowy i lawki cerata i w koncu mozna cieszyc sie natura. ;)
Jak tylko rozlozylismy wszystkie manele, ruszylismy wiec na plaze. I tutaj chyba spotkalo nas najwieksze rozczarowanie na tym kempingu. Plaza, jak wspominalam, jest moja ulubiona, ale dojazd do niej... Trzeba bylo przejechac kawal przez las, a potem jeszcze przez publiczne parkingi. Poprzednie pole kempingowe mialo prywatna plaze dla pola kempingowego, ale tutaj nie bylo tego luksusu. ;) Na rowerze przejazd zajmowal okolo 10 minut. Wspolczuje ludziom, ktorzy chodzili na piechote. Niby to nie tak strasznie daleko, ale jak wspomnialam na poczatku posta, dopadlo mnie jakies zmeczenie, przesilenie poznoletnie, czy "cus". ;) Przeciez tydzien wczesniej, przejechalismy prawie 14 km w 1.5 godziny, a ja w dodatku mialam okres i nic mi nie dolegalo. A tu, 10 minut i to po plaskim terenie, a nogi nieraz mi dokuczaly... Zreszta, dzieciaki tez czesto marudzily, ze nie maja sil, wiec to nie tylko ja taka zdechla bylam. Moze to cos w nadmorskim powietrzu, chociaz w poniedzialek rano idac przez parking do pracy, tez ledwie powloczylam nogami. No ale tutaj nie ma sie co dziwic, w koncu kto lubi poniedzialki? ;)
W kazdym razie plaza nadal byla piekna, a Potworki z zapalem rzucily sie do prawdziwego wyprobowywania swoich boogie boards. ;)

Pozowanie dla matki ;)

Bi nawet niezle "lapala" fale

Surfujemy szorujemy... po dnie :D

W sobote z rana bylo bardzo cieplo i wilgotno, ale pochmurno. Nawet troche mzylo, wiec zabralam Potworki sprawdzic, co ciekawego funduje "nature center" znajdujace sie na kempingu. Okazalo sie, ze to bardzo przyjemne miejsce. Wszedzie staly akwaria oraz terraria, w ktorych znajdowali sie przedstawiciele lokalnej nadmorskiej fauny. W jednym pokoiku znajdowal sie tez kacik artystyczny, pelen kolorowanek, wycinanek, kredek oraz mazakow. Centrum w sobotni poranek okazalo sie zbawieniem. Zamiast nudzic sie w przyczepce i marudzic, ze chca gdzies isc i cos robic, Nik stworzyl kolorowa rybke (Dory ;P) z wycinanki, a Bi uczyla sie zaplatac bransoletke. A potem nagle zauwazylam, ze slonce przebija sie przez chmury, wiec czym predzej polecielismy, zeby zgarnac po drodze tatusia i wybrac sie na przejazdzke. ;)

Mapa Parku Stanowego wyraznie wskazywala, ze znajduja sie na nim szlaki spacerowe. Myslelismy, ze moze nawet uda sie na nie wjechac rowerami. Obiecywalam sobie przyjemna przejazdzke wsrod mokradel... Niestety, nie bylo u kogo zasiegnac informacji, a sami, mimo szczerych checi, szlakow nie znalezlismy. Chyba ze byly nimi mijane lesne sciezynki, zupelnie nie oznakowane... :/
Pojechalismy za to droga do pawilonu gorujacego nad plaza. droga okazala sie meczaca, bowiem prowadzila niemal caly czas pod gore. Ale za to widoki z niej! Zdjecia zupelnie ich nie oddaja...


Z pawilonu zjechalismy polazic po widocznych na zjeciu skalkach, od ktorych Park ma zreszta swoja nazwe. ;) Pasace sie na lace obok ogromne stada gesi, okazaly sie dla Nika pokusa nie do przezwyciezenia. Jedzil pokrzykujac za nimi niczym kowboy na rowerze zamiast konia. ;)


Na skalkach szukalismy co tez odplyw zostawil po sobie w jeziorkach utworzonych w skalnych zaglebieniach. Tym razem zostwil tylko jedna rybke, ktora sprytnie chowala sie w wodorostach. ;)


Przy okazji, czy Wasze dzieci tez tak puszczaja uwagi mimo uszu? Przed wejsciem na skalki, ostrzeglam Potworki, ze w nocy padalo, a ciemne skaly nad sama woda pokryte sa glonami i pieronsko sliskie. Bi grzecznie trzymala sie mnie i M., natomiast Nik co chwila odchodzil na ciemne glazy. Efekt? Ze dwa razy wywinal takiego orla, ze mamy szczescie iz nie rozwalil lepetyny o jakis kamien!


Powtarzam jeszcze raz: idz z nami, po suchych, jasnych kamieniach. Widze, ze chce zejsc na nizsze glazy nad sama woda, a te pokryte sa zielonym szlamem. Mowie: "Tam nie idz, widzisz, ze te kamienie sa sliskie!". Jeszcze nie dokonczylam zdania, a on juz jest na dole! Oczywiscie dwa kroki i LUP! Lezy! I patrzy wielce zdziwiony, ze jak to sie stalo?! :O

Lubie takie wedrowki, ale odetchnelam z ulga, kiedy wrocilismy na upstrzona gesimi odchodami lake. :D

W sobote po poludniu, zanim nadeszla zupelnie niespodziewana burza z ulewa, pieknie sie rozpogodzilo i wybralismy sie ponownie na plaze. Potworki znow usilowaly "surfowac".

Nie ten kierunek, kolego! :D


Pstryknelam im tez obowiazkowe zdjecie wakacyjnego czytania, o ktore szkola oraz nauczyciele prosili juz przynajmniej 4 razy. ;)



Taaa... Miny i pozy baaardzo naturalne. Ale co poradze, skoro kiedy naprawde cwicza czytanie, Potworki maja miny nie nadajace sie do publikacji. A juz napewno nie do szkolnej galerii, majacej promowac czytanie wsrod najmlodszych. :D

W niedziele, jak wspomnialam wyzej, obudzila nas wilgoc oraz ziab. M. gotow byl spakowac sie i wracac do domu. Bylam gotowa przyznac mu racje. Prawie. Ale, ze szkoda mi bylo wyjezdzac z samego rana, a i Potworki, zimno czy wilgoc, bawily sie przednio, uznalam, ze przejade sie jeszcze raz nad ocean, zeby przejsc sie jego brzegiem. Kto wie czy go jeszcze w tym roku zobacze? ;)
Pojechalismy wiec cala rodzina i odkrylismy, ze poza kempingowym lasem, wszedzie jest cieplo, a nad woda ludzie plazuja na calego. Mimo wiec chmur, wrocilismy do przyczepki, Potworki przebraly sie w stroje i wrocilismy jeszcze ostatni raz nad ocean. Dzieciaki podejrzaly jakiegos chlopca jak rzuca boogie board na nadplywajace na brzeg fale, po czym wskakuje na nia i przejezdza kawalek. Sami zapragneli tak "surfowac" i zabrali sie do cwiczen. Bi dosc szybko porzucila zabawe, ale Nik zlapal bakcyla i tak dlugo cwiczyl, az pod koniec zaczelo mu nawet czesciowo wychodzic. A w kazdym razie nie wykladal sie jak dlugi przy kazdej probie. ;)

Bi jest ciezka i szybko zapadala sie w piach ;)

Iiiiii... CHLUP! :D

Kiedy w koncu wyszlo mu to niemal idealnie, zdjecie mam oczywiscie tylem... :/

Dosc szybko pieknie sie rozpogodzilo i az szkoda mi bylo oglaszac koniec zabawy. Zreszta, Potworki ostro to oprotestowaly... Coz bylo jednak robic. Nastepnego dnia szlismy juz z M. do pracy, wiec chcielismy wrocic do domu na tyle wczesnie, zeby jeszcze sie rozpakowac, wstawic pranie, itd.

A powrot, coz, klasyk: :D








Tak zakonczyl sie, mozliwe, ze ostatni kemping w tym roku. Zadnego kolejnego nie mamy zarezerwowanego, wiec jesli gdzies wyskoczymy, to bedzie zupelny spontan. Poki co jednak, tematem #1 w naszym domu, jest nadchodzacy poczatek szkoly. :)

Do przeczytania! :)

26 komentarzy:

  1. Ale Wam dobrze z tymi kempingami! Fajnie tak móc swobodnie wyjechac i nie zastanawiac sie jak bedzie wygladal domek/pokoj. A co do sluchania uwag no cóż. .. zazwyczaj robią tak jakby zdania nie poprzedzalo slowo 'nie' 😂
    No i Wojtek mistrz!
    Udanego poczatku szkoły! U nas za poltorej tygodnia przedszkole i choc nic nie musze szykowac to stres u zal ze lato sie konczy jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi tez strasznie zal lata! Mimo, ze cale przepracowalam, to pogode mielismy goraca i co chwila cos sie dzialo. Chce jeszcze! :)

      Usuń
  2. Fajnie mieliście mimo tych zawirowań pogodowych;))
    Marcel też jest z tych, co muszą się przekonać na własnej skórze o wszystkim co mówi mama;))
    Ps. Jeszcze do wczoraj u nas walczyliśmy z wirusem;((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje Potworki podlapaly wirusa na samiutkim poczatku roku szkolnego... Zeby chociaz z miesiac poczekaly! :)

      Usuń
  3. Ale super takie przedstawienie sie nauczyciela! Przynajmniej dzieci wiedzą kogo się spodziewać.
    Zazdroszczę tych wyjazdów nad ocean. To "surfowanie"dzieciaków fajnie wygląda! Pozdrawiamy z Klarcią!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ze fajnie, ze dzieci maja szanse poznac nowego nauczyciela. W Polskiej Szkole juz tak dobrze nie bedzie, bo z tego co wiem, to pierwszego dnia zobacza panie i musza isc juz samotnie na godzinke do klasy, a rodzice maja jakies spotkanie zapoznawcze. ;)
      Nie wyobrazam sobie lata bez oceanu. :) Chociaz kilka razy, ale musze poczuc miekki piasek i slony wiatr! :)

      Usuń
  4. Nie ma to jak porządne zakończenie wakacji. Cieszę się, że ten kemping jak i wczesniejsze tak wam się udały. A teraz powrót do rzeczywistości. Junior za 10 dni też wraca do przedszkola, ale nawet się cieszy bo chyba już się stęsknił za kolegami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie Bi sie cieszyla, ale Nik zachowywal sie jakby zapomnial co to szkola. ;) Nawet wiadomosc, ze bedzie w klasie z ulubionym kumplem, go nie ozywila. ;)

      Usuń
  5. Fajne te Wasze kempingi :)) Mytex pomału żegnamy się z wakacjami :( Bardzo nam szkoda i żal.. I też u nas temat nr 1 ostatnio to początek szkoły, w końcu Syn rozpoczyna 1 klasę, a 3 września coraz bliżej :0
    Powodzenia dla Potworków na rozpoczęcie roku szkolnego!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam na Twoj post o poczatkach szkolnych Juniora. ;)

      Usuń
  6. Super są te Wasze wyjazdy kempingowe!Bardzo lubię te Twoje opowieści.

    Mnie szkoła przeraża :( nie wiem jak to przetrwam. Ale jakoś trzeba ;))))
    U nas żadnej listy wyprawkowej niema. Listów od nauczycieli też nie. Wszystko będzie wiadomo pierwszego dnia. Niestety Młoda zupełnie w nowym otoczeniu i z nowymi koleżankami i kolegami. Ale da radę (mam nadzieję!. Lepiej niż matka ;))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas w Polskiej Szkole to samo - zero informacji. W srode jest spotkanie organizacyjne dla rodzicow nowych uczniow, ale dzieci tez beda rzucone na gleboka wode. Pierwszego dnia od razu beda musialy pojsc same do klas. Tylko na godzinke, ale zawsze to stres.

      Usuń
  7. A ja w ogóle tego początku roku nie czuję, zakupy nadal w planach! Kasia chodzi do przedszkola przez cale wakacje, wieć tu też nie czuję niczego nowego.

    Jedyna zmiana to zdecydowanie budzi się we mnie miś - najchętniej nie wychodziłabym z łóżka, zakopała pod kołdrę i obudziła kolejnym latem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak bede miala w weekend. Ma byc 20 stopni i po calym tygodniu 32-34, po prostu bede sie trzesla z zimna i chyba nie wyjde spod koldry! :D

      Usuń
  8. Lubię czytać o tych Waszych kempingach. Od razu przypominają mi się czasy kiedy jeździło się na biwaki :-)
    A, i biolog czy nie, podziwiam Cię za tak bliski kontakt z kijankami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kijanki sa niegrozne, za to dla dzieci fascynujace, bo nie moga pojac, ze ta "rybka" zamieni sie w zabke. ;)

      Kempingi sa super! Szkoda, ze w tym roku to raczej byl juz ostatni. :(

      Usuń
  9. Moje Pisklaki juz stare konie, czytając twoje relacje natomiast wspominam nasze przygotowania do szkoły. Boże kiedy to było :) Teraz widzę jak fajne jest dzieciństwo. Menzon zakłada właśnie hak na krowę , w sumie tylko aby móc założyć bagażnik rowerowy....ale mnie gdzieś tam korci wypad z przyczepa. Właśnie wasze opisy dodają odwagi i zachęcają.
    Uściski ogromne za ocean!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi wyprawy z przyczepa podobaja sie najbardziej ze wzgledu na to, ze latwiej w niej utrzymac czystosc oraz ze mam wlasny kibelek. ;)
      Oj tak, dziecinstwo jest bardzo fajne! Mam nadzieje, ze z M. nie spoczniemy na laurach i bedziemy z Potworkami wyjezdzac choc na krotko co roku. Bo moi rodzice ostatni raz wyjechali na wczasy kiedy mialam 9 lat i zazdroszcze opowiesci kolezanek, ktore zwiedzaly z rodzicami cala Polske i jeszcze kawal Europy. ;) My wyjezdzalismy do Belgii i siedzielismy w malym miasteczku na prowincji. Tylko raz wywialo nas do Brukseli i to przy okazji zalatwiania jakichs spraw. ;)

      Usuń
  10. Lato zbliża się ku końcowi, wakacje też...
    ja już dawno w pracy, ale mimo wszystko liczę dni do początku września, wtedy wchodzi inna robota...
    Kempingi - zazdraszczam. Mojego chłopa nie mogę namówić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moj chlop sam na to wpadl, a ja postawilam warunek - wszystko, byle nie namiot. ;)
      Ja pracowalam cale lato, ale i tak mi go zal. Wraz z pojsciem dzieci do szkoly zmienia sie caly rytm, no i zimna, deszczowa jesien coraz blizej... :(

      Usuń
  11. Ech, początek szkoły... Mam jeszcze tydzień, żeby się z tym oswoić. Nie ukrywam, że dobrze mi było bez tego kieratu :) Tym bardziej, że tamten rok szkolny Eliza zafundowała nam pełen emocji z rodzaju hard... Kurczę, Elizie też się jedynka tak długo bujała. Nie wiem, czy już u Ciebie o tym nie pisałam. Ale pomogła Jej koleżanka w przedszkolu i nawet nie chcę wiedzieć, jak to się stało. W każdym razie- ząb jeszcze nie wyrasta nowy (w przeciwieństwie do dolnych, które były błyskawicznie) i się zastanawiam, czy może ta górna jedynka nie powinna jeszcze wisieć...
    Bedę powtarzała do znudzenia- kempingi, super sprawa. Macie taką niezależność. Zazdroszczę :) Życzę więc wielu spontanów. No przynajmniej kilku :)
    Te listy od nauczycielek to bardzo miły gest. Podoba mi się!
    Kochana, trzymajmy się dzielnie w związku z 1września. Chociaż zaraz, u nas w sumie to 3-go wszystko rusza!
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i czekam na wiesci jak Lila w szkole! ;)
      Nie martw sie na zapas, Martus. Pisalas juz, ze Eliza w tym roku wspaniale zaskoczyla Was na obozie. Moze to samo bedzie ze szkola? Moze po prostu dorasta i dojrzewa?
      Tych spontanow juz w tym roku chyba nie bedzie. ;) Wszystko zalezy od pogody. Nastepny weekend dzieci znow maja dlugi, ale ma byc zimno i deszczowo, wiec nigdzie nie pojedziemy. A potem to trzeba bedzie poczekac i zobaczyc. ;)

      Usuń
  12. Miłego końca wakacji!

    A takie listy to genialny pomysł! Chociaż u nas pewnie oskarżono by taką nauczycielkę o spoufalanie się :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moze. Nie wiem jak to w Polsce wyglada. :) Ale tutaj co roku zmienia sie nauczyciel, wiec chca chyba dzieci z ta zmiana choc troche oswoic...

      Usuń
  13. Jakoś się nie mogę zebrać do komentowania ostatnio. Ale czytam! I zawsze niecierpliwie wyczekuję wieści od Was :)
    Z tą kijanką mnie ubawiłaś :D Czego się nie robi dla dzieci :D A przechodnie pewnie myśleli, że coś Ci wpadło, pierścionek, pieniądz, lub coś w tym stylu. Ja bym w każdym razie tak pewnie pomyślała, gdybym widziała kobietę łowiącą w kałuży ;)

    Koniec wakacji mnie dobija. Kiedy to się zleciało. W powietrzu u nas na Kaszubach już jesień, chłodniej się zrobiło, sporo pada, a my oczywiście w całą piątkę zaziębieni. Chciałabym jeszcze choć raz wyskoczyć nad jezioro lub morze, zanim nadejdzie prawdziwa jesień.

    Wasze kempingi są rewelacyjne. Widać, że dzieci zadowolone. I to surfowanie po falach, łał, coś świetnego! W ogóle tyle się u Was dzieje, tyle wycieczek, weź mnie adoptuj :D Ja bardzo lubię, gdy coś się dzieje :D

    Uściski! Powodzenia dla Bi i Nicka w szkole!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam wrazenie, ze u nas niewiele sie dzieje! :D Zazwyczaj mamy jedna wycieczke na tydzien, w weekend. Na kempingach bylismy w tym roku tylko 4 razy (to o polowe mniej niz rok temu!). No bieda... ;)
      U nas upaly przeplatane 2-3 chlodnymi dniami. A Potworki zlapaly bostonke na samym poczatku roku! :/
      Ha! O tym nie pomyslalam! Moglam wiec smielej lowic w tej kaluzy! W kazdym razie warto bylo, bo dla dzieciakow to nieoceniona lekcja! Nik pewnie za duzo nie zapamieta, ale Bi mysle, ze tak. :)

      Usuń