A my mielismy piatek w sloncu. Ulewa przeszla dopiero o 23, jak juz w najlepsze lezelismy w lozkach pod kemperowym dachem. Cala sobote bylo slonce, lunelo znienacka dopiero o 20:30, kiedy wlasnie rozpalilismy wieczorne ognisko. ;) Dziwna to byla ulewa, bowiem zahaczyla o nas bokiem. Lalo, blyskalo i grzmialo, ale po drugiej stronie kempingu mielismy widok na czyste niebo. :D I tak przez godzine. Na szczescie ognisko zdazylo sie juz porzadnie rozbuchac, wiec tylko groznie posyczalo, ale nie zgaslo. A kiedy burza poszla sobie w koncu precz, nie tylko posiedzielismy przy ogniu, ale jeszcze mielismy widok na fajerwerki, ktore ktos puszczal na plazy. :)
Panowala bardzo wysoka wilgotnosc powietrza - okolo 80%, a to polaczone ze sloncem sprawilo, ze bylo po prostu niemozliwie goraco. Przy takiej wilgoci powietrze niemal stalo, zupelnie jak nie nad oceanem. Ubranie i wlosy lepily sie do ciala. Mielismy jednak to szczescie, ze nasza miejscowka znajdowala sie w "alei dla snobow", jak zartowalismy z M. Trafilismy tam co prawda z przypadku, bo zarezerwowalam jedyne miejsce, ktore mi "wskoczylo" jako wolne (ktos musial zrezygnowac). Okazalo sie jednak, ze miejscowka ta miala podlaczenie zarowno do pradu, jak i wody! To dopiero bylo bezstresowe kempingowanie! Zadnego napelniania zbiornika, zadnego wlaczania agregatora i pilnowania, zeby mial benzyne, ha! Beztrosko wlaczalismy klimatyzacje w przyczepce i wchodzilismy sie schlodzic, kiedy juz nie dawalismy rady wytrzymac na zewnatrz. ;)
Przy takiej aurze, sporo czasu spedzalismy oczywiscie na plazy, starajac sie schlodzic w wodzie. Z rana i pod wieczor jednak, kiedy robilo sie odrobine chlodniej, wyruszalismy na plac zabaw i urzadzalismy sobie wycieczki rowerowe. Tutaj nie bylo niestety pieknych tras wsrod wydm. Za to jezdzilismy po kempingu i porownywalismy inne przyczepki z nasza. ;) Szare, kremowe, biale, pelen asortyment. Jedna byla cala pokryta naklejkami z nazwa "zaliczonych" pol kempingowych, inna oklejona wielkimi podobiznami kolorowych, tropikalnych zab drzewnych. :D Jedne byly ogromne, inne malutkie, niektore ciagniete przez zwykle SUV'y, czemu M. nie mogl sie nadziwic, bo jego Toyota 4Runner nie dala rady i pospiesznie kupowal rok temu pick up'a. ;) Niektorzy wyraznie przyjechali na dluzej i ustawili sobie przy namiotach lub przyczepkach male ogrodki. Jakies lampki, wiatraczki, flagi... Czasem kwiatki, a raz widzialam nawet spory krzew pomidora w donicy! :D Te pole kempingowe posiada nawet kino na swiezym powietrzu, w ktorym wieczorem puszczane sa filmy. Niestety, w piatek, kiedy miala byc grana bajka dla dzieci ("Secret life of pets"), seans odwolano. :( Jest tam rowniez caly program zajec o przyrodzie i lokalnej florze oraz faunie. Jesli przyjezdza sie na dluzej, jest gwarancja, ze dzieciaki nie beda sie nudzic. My bylismy tam tylko jeden pelen dzien, wiec nie skorzystalismy, a szkoda.
Zostawiam Was z fotorelacja. :)
Gdyby ktos mial watpliwosci, czy Potworki ucieszyly sie na widok ocanu:
Bi jest niesamowicie ekspresywna osobka ;)
Swoja droga to cale szczescie, ze mamy te kempingi, bo inaczej nie wiem, czy dzieciaki ogladalyby ocean w tym roku. Na poprzednim kempingu (rowniez nad ocanem) bylismy miesiac temu. Przez caly ten czas myslalam i myslalam o wybraniu sie na plaze, ale zanim od myslenia przeszlam do czynow, to prosze, miesiac sobie smignal i tyle Potworki ocean widzialy. :)
A oni wode uwielbiaja.
Takich zdjec mam na peczki - tak, to jest radosc :D
Nawet Nik jakos ostatnio mniej trzesie sie z zimna, zamacza sie niemal natychmiastowo i wchodzi tak gleboko, ze musze go stopowac. W ogole, zanim ja - zmarzluch pierwsza klasa, wejde do kolan, oni juz wbiegaja po szyje. Dobrze, ze nasze lokalne plaze to zatoka, a nie otwarty ocean i fale sa slabe. A w miniony weekend nie bylo ich niemal wcale. :)
Kto by pomyslal, ze to ocean. Wyglada jak jezioro! ;)
Temperatura wody nie powalala, ale przy sobotnim goracu byla na tyle atrakcyjna, ze i ja popluskalam sie z Dzidziorkami (tak nadal czasem nazywamy Potworki) i nawet Ojciec Rodziny wlazl do wody. A to juz wydarzenie na miare swieta lasu. ;)
Potworki plywaly:
Bi cwiczyla stawanie na rekach:
Podziwiam ja - jako dziecko nie znosilam wody w nosie i uszach i malo kiedy wyczynialam takie akrobacje ;)
I zaluje tylko, ze nie wzielam im zadnych dmuchanych zabawek, ani nawet deseczek do plywania. Przez wyjazdem sprawdzilam i wszedzie jak byk bylo napisane, ze na plazach publicznych w naszym Stanie nie wolno uzywac niczego, co unosi sie na wodzie. Nawet wiec nic nie pakowalam. Tymczasem okazalo sie, ze ten kemping, mimo ze jest czescia calego Parku Stanowego z publiczna plaza, ma osobne zejscia nad ocean! Sa one niestrzezone, co ma oczywiscie swoje wady, ale za to jedna zalete: nikt nie zabroni zabawy dmuchancami. Poprzednio bylismy tam przed sezonem, wiec nie mialam jak tego zweryfikowac. :/ Praktycznie kazde dziecko mialo kolo, mini deske surfingowa (boogie board), albo inne nadmuchiwane ustrojstwo. A Potworki nie mialy i oczywiscie nasluchalam sie z tego powodu jekow i pretensji... ;)
No, ale nie sama plaza czlowiek kempinguje. ;)
W piatek zrobilismy sobie z Potworkami s'mores'y, czyli pieczone pianki z czekolada oraz grahamkowymi krakersami. Znaczy sie ja oraz dzieciaki, bo M. ich nie tknal. :) To az niesamowite, bo normalnie ciezko go odciagnac od slodyczy. No, ale s'mores to wytwor slodki az po mdlosci :D
Nie pytajcie jak potem wygladaly ich rece i buzki ;)
Zapas pianek mialam az w nadwyzce, ale wiecej s'mores'ow nie bylo, bowiem Nik wypalil nasz jedyny kijek. ;) A potem posikal sie w nocy w lozko... ;) Dobrze, ze pogoda zmienila sie z zapowiadanej o 180 stopni i udalo sie wysuszyc w sloncu pizamke i spiworek, a nawet materac (przesikane bylo wszystko)!
Ogniska to mielismy imponujace! ;)
Plac zabaw okazal sie dla Potworkow nudny. Troche pozjezdzali ze zjezdzalni, troche sie pohustali i Nik wsiadal znow na rower, zeby pojezdzic naokolo. Bi za to zlapala bakcyla wspinaczki. Tak dlugo cwiczyla, az w niedziele wlazla na sama gore. Bylam jednoczesnie szalenie z niej dumna (nie mialam nawet pojecia, ze potrafi wspinac sie po linie) i na granicy stanu przedzawalowego! ;)
No byscie nie zemdlaly na taki widok?!
W sobote wieczorem przypomnialo mi sie, ze spakowalam tez Bi rolki. Kemping nad samym oceanem plaski byl niczym deska do prasowania i Starsza swietnie sobie radzila.
W tle "miszcz" drugiego planu, ktorego tam nawet nie zauwazylam dopoki nie wgralam zdjec :D
Kiedy wracalysmy, udalo mi sie strzelic piekna fote zachodu slonca:
Cos pieknego...
Niestety, te chmury, choc wygladaly bardzo spektakularnie, nie zwiastowaly niczego dobrego. Ledwie doszlysmy (Bi dojechala) do przyczepki, zaczelo kropic. A potem rozpetala sie ulewa, o ktorej wspomnialam wczesniej.
W niedziele slonce niby swiecilo, ale bylo jakby za mgielka. Spadla tez wilgotnosc i zerwal sie wiatr. Zrobilo sie wlasciwie przyjemniej, ale bez pelnego slonca, a za to przy morskiej bryzie, woda wydawala sie chlodna i choc poszlismy na plaze, to zamoczylam sie bardziej na sile niz z wieksza checia. Ale sie przeplynelam i to sie liczy! ;)
Okazuje sie, ze niestety pogode mielismy az ZA ladna.
Dlaczego?
A dlatego, ze matka jest blondynka. ;) Karnacje i ja i Potworki mamy jak dzieci mlynarza, wiec smaruje nas zawsze kremem z filtrem. M. rowniez powinien, ale nie chce, a ze jest dorosly, to niech robi co chce. ;)
W kazdym razie, mimo, ze zawsze smaruje sie kremem, wiecznie gdzies nierowno go rozprowadze i efekty sa bolesne i czerwone. Tym razem jednak doigralam sie porzadnie.
Zawsze smaruje twarz, szczegolnie moj wielki kinol, poniewaz jednak nosze grzywke, zazwyczaj odpuszczam smarowanie czola. W weekend rowniez sobie darowalam, ale chwile pozniej, zupelnie o tym nie myslac, zaczesalam wlosy do gory, bo bylo tak goraco, ze lepily mi sie do twarzy. Efekt? Czolo spalone na buraka!
No, ale moi panstwo, toz ja co roku spalam sobie jakas czesc ciala, wiec co sie tam bede czolem przejmowac! Troche szczypie, troche grzeje, coz, nie pierwszy nie ostatni zapewne to raz. Przejdzie. ;)
Przynajmniej tak sobie myslalam w niedziele.
W poniedzialek rano obudzilam sie ze spuchnieta, czerwona banka, zamiast czola! No tego jeszcze nie grali! Jestem weteranka poparzen slonecznych, ale jeszcze NIGDY nie spuchlam. Jak widac zawsze musi byc ten pierwszy raz.
Zdjecie za dobrze tego nie oddaje, ale to NIE jest moj normalny ksztalt czola! A juz na pewno zwykle nie jest takie gladkie! ;)
Przerazona siegnelam po co? Po Dr. Google'a oczywiscie! :D Okazuje sie, ze moja przypadlosc jest niezbyt czesta, ale znana i normalna. Ufff... Jesli opuchlizna jest naprawde dokuczliwa, lekarze moga podac sterydy. W przeciwnym wypadku zalecaja zimne oklady (na co sama wpadlam) i czas.
Najgorsze okazalo sie to, ze w poniedzielek rano mialam spuchniete czolo, natomiast w ciagu dnia opuchlizna zaczela (z grawitacja?) wedrowac w dol. Po poludniu zeszla na nasade nosa i okulary zaczely sie wen nieprzyjemnie wrzynac. Wieczorem mialam juz spuchniete boki nosa przy oczach oraz luki brwiowe. Spac kladlam sie z nadzieja, ze rano bede juz wygladac jak czlowiek. Niestety, we wtorek rano zapuchniete mialam juz cale powieki.
To bylo straszne...
Po kilku godzinach, obrzek powiek oraz lukow brwiowych zaczal schodzic, za to worki pod oczami nabrzmialy mi niczym... balony! :/
Tutaj widac, ze oczy jakby sie "uniosly", bo od strony nosa nadal sa zwezone...
Dzis opuchlizna z powiek i lukow brwiowych niemal zniknela. Nadal lekko spuchnieta mam nasade nosa, no i wory pod oczami mam wielkosci talerzy. Ale mam nadzieje, ze jeszcze 1-2 dni i moja twarz powroci do formy wyjsciowej. No i moze to bedzie dobra nauczka, zeby nie narzekac, ze jestem brzydka. Takiej szpetoty, jaka ogladalam w lustrze przez ostatnie dwa dni, swiat nie widzial! ;)
Trzymajcie sie i pamietajcie: uwaga na slonce! :D
Łoooo... No takiej realcji na slonce to jeszcze nie widziałam. Nieźle.
OdpowiedzUsuńFajnie, że tak trafiliście z pogodą. Tylko pozazdrościć ��
Pogode mielismy jak na zamowienie! Chociaz raz! :D
UsuńPo prostu to słońce to tak z zazdrości Cię załatwiło;-)
OdpowiedzUsuńNom. Bo ja taka piekna i promienna jestem, ze zawisc je zjadla! ;)
UsuńJuż wiem o jakim selfi pisałaś u mnie :D Wyglądasz jak ofiara przemocy domowej, ależ Cię to słońce zalatwiło. Dobrze, że już lepiej :/
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że pogoda Wam doipsała, że dzieciaki korzystają z wakacji, bo przecież wolne tak szybko się kończy :) Ty też "trochę" odpoczniesz od Teściów i naładujesz akumulatory. Kamper to był na prawdę strzał w 10!
Byl, byl! Choc mam wrazenie, ze w tym roku za bardzo z niego nie skorzystalismy... :(
UsuńHehe, naprawde, jakbym jeszcze te opuchlizne pociagnela cieniem na niebiesko, moglabym z powodzeniem pojsc na policje i zeznac, ze to maz mi to zrobil! :D
O matko! masakra z tym słońcem, nie sądziłam, że coś takiego się może zdarzyć... Trzymaj się i szybciutko wracaj do ładu. Powodzenia.
OdpowiedzUsuńJa tez nie, chociaz mama twierdzi, ze juz kiedys tez tak lekko spuchlam. Ja tego nie pamietam, ale najwyrazniej jednak moge byc rzeczywiscie uczulona na slonce i musze uwazac...
UsuńWspółczuję, nam nadzieję, że już jest dobrze:)
OdpowiedzUsuńTakie "zadomawianie się" obserwuję co roku jak przyjeżdża do nas wesołe miasteczko i pełno przyczep rodzin, które to obsługują. A tam - kwiaty w doniczkach, suszarki na pranie, psie domy itp.
Juz dobrze, dziekuje! :)
UsuńJa jestem w stanie zrozumiec, ze ktos chce czuc sie bardziej domowo i swobodnie, ale na takim kempingu jest wymog, ze nie mozesz postawic przyczepy na dluzej niz 2 tygodnie. Dlatego troche smieszne wydaje mi sie rozkladanie wszystkich klamotow, a nieraz widac, ze w kilku kemperach mieszkaja krewni i znajomi i oni tworza cos jakby male miasteczka! Lacza stoly, rozkladaja dywany, wieszaja swiatelka, kwiatki, wiatraczki itd. :D
O ja cie! Ale się urządziłaś, czy raczej słońce cię urządziło! Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałam! Współczuję! Biedna jesteś :( Oby szybko przeszło!
OdpowiedzUsuńJa tez nie, chociaz mama twierdzi, ze kiedys juz spuchlam od slonca. ;)
UsuńJuz przeszlo na szczescie. :)
Czyli kemping udany, choć z maŁymi przygodami
OdpowiedzUsuńBardzo udany! :)
UsuńJa tez podobnie puchne od slonca. Na szczescie takie spuchniecie nie trwa dluzej niz 3-5 dni, chociaz wyglada okropnie. Kiedys tez spuchlam od upalnego dnia, slonca i wdychania dymu z palonych chwastow. Mialam wtedy maluskie szparki na oczy i policzki jak balony. Do tego sinice calej twarzy - jak po pobiciu. Alergolog dal mi leki odczulajace i po ok. tygodniu jakos przeszlo.
OdpowiedzUsuńPatrzac na Wasze wyjazdy z kamperem - coraz bardziej mam ochote na ten zakup. Tylko pieniedzy brak, bo wszystko idzie na splate domu i samochodow. Eeech... Zycie.
To czytam, ze ja i tak zle nie wygladalam! ;) Bo i oczy moglam w miare normalnie otworzyc i sincow nie mialam! :D
UsuńNiestety, kemper choc fajny, to wydatek rzedu kilkunastu do kilkudziesieciu tysiecy. U nas doszlo jeszcze kupno auta do ciagniecia, bo mezowa 4Runner nie dala rady. :/
Chyba masz uczulenie na słońce :( Moja siostra to ma.
OdpowiedzUsuńS'mores faktycznie takie słodkie? Zawsze mnie ciekawił ten smak :D
Strasznie slodkie! Wyobraz sobie te pianke plus czekolade! A i grahamkowy krakers slodki... :D
UsuńNiestety, chyba masz racje. Teraz boje sie w ogole odslaniac czola... :/
No to jednym słowem mieliście kemping all inclusive :) Szkoda tylko, że się tak załatwiłaś na tym słońcu - ale dobrze, że już wszystko wraca do normy. Buziaki :*
OdpowiedzUsuńZalatwilam sie fest, ale na szczescie po 4 dniach nie bylo juz nic widac. :)
UsuńDokladnie, to byl kemping luksusowy! :D