Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

środa, 4 kwietnia 2018

I co? Juz po?! ;)

Krotkie jakies takie byly te Swieta... U nas jednodniowe, wiec wiecie... ;)

Musze sobie zapamietac jedna rzecz na przyszlosc - brac Wielki Piatek caly wolny, a nie tylko pol. ;)
Wyszlam z pracy o 12. Zanim podjechalam do domu taty zeby wyjac jego poczte, zanim wstapilam do sklepu zeby kupic kilka brakujacych produktow, zanim wrocilam do domu taty bo zapomnialam pozyczyc otwieracz do wina (a w miedzyczasie M. znalazl nasz i niepotrzebnie zrobilam koleczko...), zanim w koncu zajechalam do domu, odkurzylam i pomylam podlogi, zrobila sie 17... A tu jeszcze jaja trzeba pomalowac! A gdzie reszta sprzatania i gotowanie?! :O W koncu, w piatek udalo mi sie jeszcze upiec biala kielbase (w winie - po to potrzebowalam tego cholernego otwieracza! :D) oraz babke na oleju oraz powycierac kurze. I poszlam spac prawie o polnocy...

W sobote nie bylo duzo lepiej. W piatek asystowalam Potworkom w farbowaniu jajek, ale rano trzeba bylo jeszcze uszykowac koszyczki i dotrzec na swiecenie. Wracajac z kosciola utknelismy w takim korku, ze musielismy nawrocic i nadkladajac sporo drogi, dojechac do domu od zupelnie przeciwnej strony. :/ W ten sposob wrocilismy grubo po poludniu.
Tego dnia niestety wypadalo tez cotygodniowe pranie, bo Swieta czy nie, ale na reszte tygodnia wypada miec zapas czystych gaci. ;) W przerwach miedzy swiatecznymi przygotowaniami, przekladalam wiec do suszarki mokra odziez oraz skladalam sucha, klnac na strate czasu. Poza tym upieklam mini ziemniaczki (kupilam trzy, wydawalo mi sie, male woreczki, a tymczasem bede je jadla chyba przez kolejne dwa tygodnie...), skroilam salatke oraz upieklam babke cytrynowa.
Atmosfera zrobila sie dosc napieta, bo Potworki, ignorujac oczywiscie ojca, przybiegaly z kazda pierdola do mnie. A M. dolewal oliwy do ognia, namawiajac mnie na rodzinny spacer i przekonujac, ze koleczko po osiedlu mnie nie zbawi. Ja urobiona po lokcie, a on mi wyskakuje z takimi propozycjami! I jeszcze sie obrusza kiedy stwierdzam, ze nigdzie nie ide, ale on moze dzieci zabrac na przechadzke z moim blogoslawienstwem, bo mi ciagle ktos przeszkadza! ;)

Udalo sie jednak przygotowac wszystko, co zaplanowalam. Chalupa posprzatana, co trzeba bylo - upieczone. Niestety, babka cytrynowa mi sie spalila. :/ I to tak dziwnie, bo z wierzchu miala piekny, zloty kolor, a po wyjeciu z blaszki, caly obszar, ktory do niej przylegal, byl czarno - brazowy. :( Pierwszy raz cos takiego widzialam... Poza tym, niestety wyszla sucha, mimo ze pieklam ja zgodnie z przepisem. A taka mialam na nia ochote! Na szczescie, po odkrojeniu spalonego wierzchu, reszta pod spodem byla calkiem smaczna, tyle ze okropnie sie kruszyla... Ja oraz Bi sie nia zgodnie opychamy. :) Tak to bywa, jak sie czlowiek bierze za nowy, niewyprobowany przepis, w nowym, "niewyczutym" jeszcze do konca, piekarniku. ;) Kolejnym razem musze pamietac, zeby piec albo w nizszej temperaturze, albo krocej.

Moj nowy piekarnik w ogole dostal chrzest bojowy. Do instrukcji obslugi, ktorej i tak bym nie czytala (no hello - to piekarnik, sprzet, ktorego z mniejszym lub wiekszym powodzeniem uzywam od 25 lat!), dolaczona byla karteczka (ktora na szczescie zauwazylam), zeby przed uzyciem go "przepalic", czyli wlaczyc na 200 stopni na godzine. Tak tez zrobilam, caly dol domu smierdzial topiaca sie guma, bleee, ale... kilka dni pozniej nadeszly Swieta i biedak napracowal sie w jeden weekend, jak normalnie, przy dobrych wiatrach, przez miesiac. ;) Przy okazji dowiedzialam sie, ze podobnie jak piekarnik w starym domu, temu rowniez nie nagrzewaja sie drzwiczki. To znaczy, robia sie podczas pieczenia przyjemnie cieplutkie, ale nie parza. Funkcja juz nie taka niezbedna przy nieco starszych dzieciach, ale jednak przyjemna. :)

W sobote, o 22 wieczorem, poszlam jeszcze z latarka do ogrodu, pochowac plastikowe jajka z drobiazgami dla Potworkow. Mialam lekkiego pietra, bo poza drzewami za naszym ogrodem jest jeszcze pojedyncza linia domow, potem ulica, a potem juz dlugo tylko las. Jest tam sciezka spacerowo - rowerowa, ale noca to krolestwo zwierzat, ktore (slyszalam juz ostrzezenia od poprzednich wlascicieli oraz kilkorga sasiadow) chetnie zapedzaja sie w okolice naszego ogrodu. A kilka dni wczesniej departament ochrony przyrody w naszym stanie zamiescil na Fejsie ogloszenie, ze pora schowac karmniki dla ptakow, bo wlasnie niedzwiedzie budza sie ze snu zimowego... Suuuper... :/
Wzielam ze soba Maye, chociaz bardziej dla komfortu psychicznego niz dla faktycznej obrony, bo to najwiekszy tchorz, jakiego znam. :D Siersciuch stal na patio zaraz przy domu i wcale nie mial zamiaru towarzyszyc mi w bardziej oddalonych zakamarkach ogrodu...
W ktoryms momencie jak cos wystrzelilo spod krzakow i popedzilo miedzy drzewa, to az podskoczylam i gwaltownie wciagnelam powietrze. Mysle tez, ze serce stanelo mi na ulamek sekundy, ale przezylam. Byl to najprawdopodobniej krolik. ;) W kazdym razie, po rozlozeniu (nie bylo mowy o "chowaniu", za ciemno bylo i kazdy kat wygladal jak dobra kryjowka) jajek, wrocilam do domu z prawdziwa ulga. ;)

Za to w niedziele mialam pelen relaks. Rano obudzil nas tupot nog na schodach - to Bi juz sie zbudzila i popedzila sprawdzic czy Zajaczek zostawil prezenty w "gniazdkach", ktore dzieci w mojej rodzinie robia przy drzwiach z szalikow (czyli po prostu ukladaja je w "koleczko" ;P). Zanim ziewajac zeszlam na dol, Bi zdazyla juz otworzyc swoj glowny upominek - Barbie trenerke gimnastyki.
Nik jest ostatnio spiochem, ale odglosy radosci siostry rowniez i jego zwabily na dol. Kokus dostal miniaturke Chevrolet'a Silverado, ciagnacego przyczepke z motorem. Oprocz tego, "Zajaczek" myslal w tym roku praktycznie i Potworki dostaly po nowej parze adidasow do szkoly, bowiem stare przedstawialy obraz nedzy i rozpaczy. ;) Dodatkowo kazde otrzymalo po zestawie mazakow oraz po prezencie, ktory zrobil chyba najwieksza furore - ksiazki "paint by sticker". Jest to zestaw 10 bialych obrazkow z ponumerowanymi czesciami. W te miejsca przykleja sie odpowiednio kolorowe naklejki, tworzac obrazek przypominajacy nieco witraz. Obrazki nie dosc, ze sa piekne, to jeszcze wyklejanie ich wspaniale relaksuje, co odkrylam pomagajac Kokusiowi, ktoremu brak cierpliwosci, zeby skonczyc samodzielnie caly, a oczywiscie chce go miec teraz, zaraz, natychmiast. Chyba kupie sobie wlasny zestaw, bo maja je rowniez dla doroslych. ;)

Niestety zabawe Potworki musialy dosc szybko skonczyc, bo pedzilismy do kosciola, a po powrocie zasiedlismy do uroczystego sniadania. Szkoda tylko, ze moj tata jest w Polsce, bowiem w czworke jakos tak smutno bylo... To znaczy mi oraz M., bo Potworki raczej tego nie odczuly. Oni juz dawno wyczaili przez okna "pochowane" jajeczka i jeczeli zeby pojsc je pozbierac. Po sniadaniu wiec zabralam ich na 5-minutowy szal zbierania, ktory skonczyl sie fochem Kokusia, bowiem szybsza siostra znalazla sporo wiecej jaj od niego. ;) I nie pomoglo zapewnienie Bi, ze w domu sie wszystkim z nim podzieli... Na szczescie Starsza dotrzymala slowa i kiedy juz policzyli, ze maja po rowno baczkow, jo-jo, plastikowych rybek, pierscionkow, figurek Pikachu i innych pierdol, humor Kokusiowi wrocil. ;)

W poludnie dalam sie namowic na przechadzke po okolicy. Uwierzycie, ze mieszkamy w nowym miejscu miesiac, ale dopiero pierwszy raz spacerowalam po nowej dzielnicy? W tygodniu nie ma na to czasu, a w weekendy mielismy pechowo tragiczna pogode. Oczywiscie, w Wielkanoc bylo piekne slonce, ale jak tylko wyszlismy z domu, zerwal sie wiatr, przywial chmury i okropnie zmarzlam. ;)
A potem wpadla na obiad ciotunia M., Potworki po dlugim marudzeniu ("A cooo to za zuuupa? Fuj!") spalaszowaly z apetytem zurek, posiedzielismy, pogadalismy, dzieci poroznosily chalupe i kolejna Wielknoc przeszla do historii. :)

Teraz tylko pare wspomnien zdjeciowych. I tekstu pewnie tez cos sie wcisnie. ;)
Farbowanie jajec:

 Kilka jaj oraz barwnikow, a tyyyle radosci... :)

Poczatkowo jajek bylo 6, ale dwa popekaly przy gotowaniu i do malowania sie nie nadwaly. Dobrze, ze zostaly chociaz 4 - po jednym na lepka. ;)

Gotowe!

Tak naprawde to Nik nie chcial koloru rozowego, zas Bi nie chciala niebieskiego. Te pastylki z barwnikami wygladaja jednak tak tajemniczo, ze obojgu trafilo sie po takim samym kolorze. ;)
Nik swoje niebieskie jajko upuscil (dobrze, ze na stol, a nie podloge...) zaraz po farbowaniu i do swiecenia zaniosl pekniete. Bez komentarza... ;)

 Nika niechcacy ubralam calego w podobnych odcieniach i wygladal niczym niebieski kleks :D

Swiecenie to tez powod do radosci. Ciekawe, ze ja z dziecinstwa pamietam, ze przy Wielkanocy czekalam tylko na Zajaca, a wyprawe do kosciola celem swiecenia pokarmow traktowalam jako kare i strate czasu. Ale malowac jaja lubilam. ;)

Niedzielne poranne szalenstwo:

"Mam buty jak a rock star!" A pies latal podniecony jakby to conajmniej on dostal prezenty :D

Upominki "praktyczne" rowniez cieszyly sie (i nadal ciesza) powodzeniem, z racji, ze buty przy kazdym kroku swieca. :)

Chlopiec i jego (kolejne juz) auto. Nawet kakalko (w zielonym kubku) szurniete na bok :)

Bi juz od rana wyklejala obrazki

Nasze sniadanie wielkanocne, z racji, ze zasiadalismy do niego tylko we czworke, bylo jak widac raczej skromne.

Zbieranie jajek, a raczej juz po "zbiorze". Pokusze sie o stwierdzenie, ze Potworki lubia zbierac kolorowe jaja chyba bardziej nawet niz dostawac wieksze prezenty od Zajaczka. Coz, moga przy okazji pobiegac, jest element rywalizacji, a przy okazji dostaje sie kolejna kupke dupereli... czego tu nie lubic? ;)

Na moja komende, Kokus usilowal wcisnac na buzie choc cien usmiechu, ale widac te "szczesliwa" mine po porownaniu koszyka siostry ze swoim ;)

Przy otwieraniu jajek humor Nika znacznie sie poprawil, szczgolnie kiedy zaraz w pierwszym znalazl figurke Pikachu. :)
Wielkie otwieranie :)

W poprzednich latach spedzalam godziny w supermarkecie, wybierajac jakies naklejki, figurki, szukajac na wlasna reke rzeczy, ktore beda ciekawe, a jednoczesnie zmieszcza sie do jajek. W tym roku kompletnie nie mialam do tego weny, wiec poszlam na latwizne i zamowilam gotowy zestaw. ;)

Oprocz Pikachu, najwieksza furore z jajek zrobily chyba jo-jo. Nik jeszcze srednio sobie z nimi radzi, ale Bi juz kombinuje z roznymi sztuczkami :)

Po poludniu Potworki wsiakly juz w najlepsze w wyklejanki:

Widzicie to skupienie? ;)

Poniedzialek Wielkanocny to u nas juz dzien powszedni. Ale zeby nie bylo zbyt nudno, to poranek zastal nas taki:


Jaja jak berety!!!

Oczywiscie jest juz kwiecien, wiec szkol nie zamkneli, choc tym razem byloby to usprawiedliwione, bowiem drogi rano byly w kondycji gorzej niz sredniej... Sniegu spadlo dobre 20 cm. Za to po poludniu temperatura podskoczyla do +8 i migusiem stopnial. ;)

Z powodu przygotowan swiatecznych, urzadzanie domku spadlo w zeszlym tygodniu na dalszy plan. W sobote co prawda przywiezli w koncu nasze lozko, ale skladanie go musi poczekac. Najpierw bowiem M. chce pomalowac sciany i wymienic podloge.
W calym domu jest piekna, drewniana podloga, a w sypialniach... panele. Wiem, ze w Polsce sa one popularne, ale w Stanach juz nie bardzo, chociaz chyba pomalu wkraczaja do lask... W kazdym razie, nie sam fakt paneli stanowi problem. Widzicie, w Hameryce nadal wiele osob lubi miec chociaz w sypialniach, tzw. carpet'y, czyli dywany kladzione od sciany do sciany z gabczasta izolacja pod spodem. Dla mnie to ohydne siedlisko roztoczy oraz zluszczonego naskorka oraz innych swinstw, bowiem taki "carpet" mozna odkurzyc, mozna nawet przejechac odkurzaczem pioracym, ale wszystko to sa tylko powierzchowne zabiegi. Jestem wiec wdzieczna poprzednim wlascicielom, ze ich nie zostawili, bo i tak bym je zerwala. O ile jednak w starszych domach takie dywany najczesciej byly kladzione na drewniane podlogi, bowiem carpet'y zrobily sie popularne okolo lat 70-tych, o tyle w tych nowszych kladziono je bezposrednio na deski badz cement, w zaleznosci od tego, z czego byla zrobiona podloga. Tak niestety sprawy maja sie u nas - poprzedni wlasciciele najwyrazniej zerwali dywany, pod ktorymi byly zwykle, niewykonczone dechy. Ciesze sie, ze nie polozyli na nie kolejnych dywanow, ale za to panele wybrali nie dosc, ze jedne z najtanszych, to jeszcze nie zadbali o uprzednie wyrownanie podlogi. Efekt? Widac, ze miedzy panelami robily sie szpary, ktore oni "latali" wypelniaczami. Gdzieniegdzie rog lub bok jakiegos panela, wystawal ponad inne... Po miesiacu uzytkowania, panele zyja wlasnym zyciem, podnoszac sie po prostu jeden po drugim. Chcemy wiec je zerwac i polozyc drewaniana podloge. Projekt czasochlonny oraz dosc kosztowny, ale na dluzsza mete mysle, ze oplacalny.

Inna sprawa, ze takie same, byle jakie panele sa polozone w pokojach dzieci. Tam wygladaja ok, zapewne poniewaz pokoje nie byly zbyt czesto uzytkowane. Synowie poprzednich wlascicieli sa juz dorosli i ide o zaklad, ze panele polozone zostaly juz po ich wyprowadzce. Zobaczymy jak beda wygladac po kilku miesiacach...

A! W Wielki Czwartek, wiedzac ze nastepnego dnia M. oraz dzieciaki maja wolne, co dawalo nam luzniejsze popoludnie, pojechalismy do sklepu kupic zaluzje oraz karnisze na okna. Poprzedni wlasciciele bowiem, posciagali wszystkie! Gole okna zostawili! :O Do salonu kupilismy zaluzje zaraz po przeprowadzce bo przy ty wielkim, nisko osadzonym oknie czulismy sie bardzo nieswojo nie mogac go zaslonic. Ale reszta dotychczas byla pusta. Uznalismy, ze juz czas je pozaslaniac. Do niektorych pokoi kupilismy tylko zaluzje, do niektorych tylko karnisze, do innych i to i to... i $1000 poszedl! Rany ile kasy idzie na takie pierdoly! :/ A nie kupilam jeszcze zadnych zaslonek ani firanek na okna, poza pokojem Kokusia! Tu pewnie znow stuknie kilkaset $$$! :O
W dodatku zaluzje do jadalni oraz naszej sypialni okazaly sie zle przyciete i nie mieszcza sie we wnekach okiennych, wrrr... :///

I to tyle. Poza tym nic sie nie dzieje. Za to w kolejnym tygodniu, Potworki maja ferie wiosenne. Musze zaplanowac jakies atrakcje, ale jeszcze nie wiem jakie. :)

26 komentarzy:

  1. U nas śniegu nie było (choć podobno w niektórych regionach Polski było biało) ale zimno było strasznie (+3). A w Wielki Piątek i Sobotę po 17 st. Mnie się wuzetka też nie udała. Mama robiła ją od nowa i jej wyszła.. ;) złośliwość rzeczy martwych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie! Zawsze jak pieke cos dla siebie, bez spiny, to wychodzi. A na Swieta - albo zakalec, albo spalone! :O

      Usuń
  2. Jak to Agatko- nic sie nie dzieje ;) duzo i ciekawie, jak zawsze zreszta u Was! Wiesz, ze my juz jajeczek nie barwimy...dziecka nie chca ;) a ja...no coz zawsze mam za malo czasu wlasnie takie sprawy.
    U nas nadeszla wiosna wiec zimowe zdjecia wydaja mi sie ogromna abstakcja :O
    A propos "Zajaca"- wlasnie takie drobiazgi , szukanie i planowanie jest w dziecinstwie takie urokliwe- moje "staruchy" chcialy kase- cholernie romantycznie ;) a czekoladowe zajace stoja nietkniete- wszyscy sie dietuja ;)
    Pozdrawiam serdecznie z wiosennego Niemcowa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E, no niby duzo, ale to nic ciekawego w sumie. Domowa codziennosc. ;)

      Twoim dzieckom wcale sie nie dziwie, ze nie chca malowac jaj. Wroci im ochota, kiedy dorobia sie wlasnych pociech. ;)
      I to prawda, ze to planowanie frajdy dla maluchow to najlepsza czesc Swiat. Nie wiem kto ma lepsza zabawe - ja organizujac, czy oni korzystajac z zabawy. ;)

      Do nas cos ta Wiosna przyjsc nie chce... :/

      Usuń
  3. U nas w tym roku na jajkach Junior uprawiał wesołą twórczość pędzelkiem, więc nie farbowalismy. Fajne jest takie szukanie jajek. W naszej rodzinie nutę ma takiego zwyczaju, ale kto wie, może w przyszłym roku... Za to zajączek musi być i Junior jak zawsze cieszył się z każdego drobiazgu.
    No to chyba powoli jesteście na finiszu urządzania domu, co? Czujesz się już jak u siebie czy jeszcze nie do końca? No i muszę powiedzieć, że mieszkacie w pięknej okolicy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W domu czuje sie w sumie juz jak u siebie, ale do finiszu remontu to jeszcze troche zostalo... Najgorsze roboty zaczniemy pewnie jak przyjada tescie - kladzenie kamienia wokol kominka i renowacja lazienek... :O

      U nas w rodzinie tez tradycji szukania jajek nie bylo. To tutejszy zwyczaj, ale ze mi sie podobal, to go zaadoptowalam. ;) Ale oprocz tego, Zajaczek tez musi byc! :)

      Usuń
  4. Jak tak patrzę na Wasze zdjęcia, to dochodzę do wniosku, że Twoje dzieci wyglądają jak klony moich :-)
    Serio!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo i moje i Twoje to pary blondasow. I u mnie i u Was starsza dziewczynka i mlodszy chlopiec. Dziewczyny nawet imiona maja podobne i urodzily sie w tym samym czasie! :D

      Usuń
  5. No w Polsce wreszcie zaświeciło słońce - oby na stałe już :) Niestety wykańczanie domu jest chyba najdroższe ze wszystkiego, kupisz parę pierdółek i nagle z konta ubywa jakaś horendalna kwota, która jest nieporównywalnie większa niż zakupy :D

    Ja już od dawna nie farbuję jajek, bo zawsze przez skorupki przechodził barwnik i potem, jajko było "brudne", stosuję owijki - takie koszulki termokurczliwe z różnymi obrazkami. W tym roku kupiłam jakieś Krejzole ze śmiesznymi buźkami, mnie się podobały, ale mąż kręcił nosem, że co to za odzdoby ;) On nie chodzi z koszyczkiem to nie a prawa głosu ;) Dziewczyny oczywiście miały swój słodki koszyk z cukierkowym baranem - pamiętasz takie cukierkowe barany? Moja Martyna bardzo chciała zobaczyć jak on smakuje, odgryzła kawałek i stwierdziła, że jest straszny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie! Przy kazdej rzeczy, ktora kupuje do domu, zatrzymuje sie patrzac na cene i w glowie zapala mi sie lampka krzyczaca: "Ile?!". ;)

      Ja kiedys tez stosowalam te koszulki termokurczliwe. Ale Potworki domagaja sie farbowania, a ze potem "brud" na jajach im nie przeszkadza, to stwierdzam, ze razdo roku mozna. ;)
      Moj maz tez co roku marudzi, ze koszyczki slabo ozdobione, ze male, ze skromne... Ale to JA je szykuje, wiec tylko mu mowie, ze jesli chce, moze cos zrobic w tym kierunku. I temat sie urywa... :D

      Cukrowe barany sa tu w polskich sklepach. Ale ja wole te z masla lub ciasta. Przynajmniej da sie je potem zjesc. ;)

      Usuń
  6. To sie narobilas w te Swieta, M. Moglby troszke pomoc. Rzeczywiscie kasy leci na takie "pierdoly". Ja teraz patrze na tapete do pokoju chlopakow, to lapie sie za glowe ile to kosztuje...a snieg? Niech juz spada , ale daleko od nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak caly luty wypatrywalam sniegu, to wtedy mielismy wiosne. Jak teraz przyszla pora na ciepelko, to u nas co chwila jakis deszcz ze sniegiem. :/

      Dom to skarbonka bez dna, to fakt. ;)

      M. po prostu, korzystajac z lepszej pogody, rzucil sie ogarniac podworko. A ja zostalam z odgruzowywaniem srodka chalupy i pichceniem. ;)

      Usuń
  7. Jak to mówią- święta, święta i po świętach, tym bardziej, że u Was krótsze!
    No też bym się pewnie zagotowała, ale stwierdzam, że facetom zupełnie brak wyobraźni- który z nich w takiej sytuacji sam z siebie wziąłby dzieci na spacer...
    Bi ma piękny kolor swojego blondu. Zazdroszczę :)
    Mówisz, że niedźwiedzie się budzą? Kurczę, niby ju z tyle razy o nich pisałaś w różnych kontekstach, ale za każdym razem wciąż się jednak dziwię takim wiadomościom i potem muszę sobie przypominać, że to normalne!
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas normalne niestety... Mam nadzieje, ze nigdy nie bede musiala zadnego na podworku ogladac. Raz wystarczy mi do konca zycia. :)
      Faceci to sa genialni inaczej. A potem dziwia sie, ze co Swieta maja w domu awanture! ;)
      Ja Bi tez zazdroszcze. Ja taki "szwedzki" blond mialam ledwie do 5 roku zycia, potem zrobil sie popielaty. :(

      Usuń
  8. Fajne święta mieliście i kolorowe :) Ale faktycznie krótkie, u nas to tylko 2 dni i minęły błyskawicznie, ale u Was to zaledwie 1 dzień szok!
    Ale największy szok to ta pogoda dzień po świętach!! Ja bym się wkurzyła! Śnieg w kwietniu to lekka przesada :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogoda leci sobie w tym roku z ciula i to solidnie. Zima mielismy wiosne, a teraz snieg... :/

      Niestety, najwieksza wada tutejszej Wielkanocy jest to, ze to tylko 1 dzien i w dodatku zawsze niedziela, wiec nie ma szansy, ze ktoregos roku wypadnie np. w piatek i dostanie czlowiek bonusowe pare dni. ;)

      Usuń
  9. A ja po tym jak w poprzednim domu mieliśmy wszędzie (bardzo tu popularne) panele, to powiedziałam - nigdy więcej i założyliśmy na całej górze wykładzinę dywanową:))) Takie to mamy odmienne gusta:)

    U Was śnieg a u nas deszcz i zgnilizna:( na pogodę nie było co liczyć.

    Ps. Z tymi niedźwiedziami, to strach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, dla kazdego cos, co lubi. ;)

      Ble, no pogoda ostatnio jest okropna... :(

      Niedzwiedzie sie panosza, ale mam nadzieje, ze zaden jednak do ogrodu nie wlezie! ;)

      Usuń
  10. czytam i mówię do Krzyśka - ale mają w tej Ameryce - niedźwiedzie im przychodzą do karmników!
    - To oni dokarmiają niedźwiedzie?!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jezu, ile mnie nie było .a u was takie zmiany!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu, ale gdzie Ty sie w ogole podziewasz?! :) Bo na wlasnym blogu tez Cie nie ma! Wracaj!!!

      Usuń
  12. Intensywnie przy świętach :) U nas też śniadanie było skromne, bo byliśmy w czwórkę i praktycznie najedliśmy się samym żurkiem i święconym :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas byla walka, zeby Potworki zjadly ze swieconki cos poza jajkami! Woleli sie opchac suchym chlebem! :)

      Usuń
  13. My lubimy sniadania we 4 :-) na luzie bez spiny. A dzieje sie u Was sporo ale moja uwagę przykuł stół przy ktorym dzieciaki sie 'skupiają' :-) jest na prawde świetny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten stol, to jak narazie najlepszy zakup jaki poczynilam do domu! Ciesze sie, ze nie tylko mi sie podoba! :)

      Usuń