W kazdym razie, oprocz chodzenia w kolko po domu i niedowierzaniu, ze teraz mieszkam tutaj, czas mija sobie zwyczajnie. Poprzednie dwa tygodnie dzieciaki smarkaly i kaszlaly (nadal im sie zdarzy), a teraz przeszlo na rodzicow. Caly poprzedni tydzien czulam, ze cos mnie bierze, ale dni mijaly i nie pogarszalo sie. Niestety rowniez sie nie polepszalo i w koncu, w piatek poczulam sie chora. Nie jakos powaznie, ot, bol gardla i smarki oraz lzawienie oczu od kataru. A w sobote M. wrocil z pracy narzekajac, ze on rowniez zle sie czuje. W ten sposob narty znow przeszly nam kolo nosa. A juz sobie zaplanowalam, ze w sobote odbebnie pranie i sprzatanie, zalatwimy zakupy w obu sklepach - hamerykanckim oraz polskim, zeby niedziela zostala wolna i po kosciele moc skoczyc na stok. Temperatury bowiem, choc plusowe, powyzej 0 byly tylko tyci-tyci, w zeszly wtorek (jesli pamietacie) dosypalo nam troche sniegu, wiec warunki, choc dalekie od idealu, na polowe marca byly calkiem przyzwoite.
Niestety, maz chory. Ja pewnie przelknelabym ten katar i kaszel i pojechala i tak, ale nie M., no gdzie! "On przeciez ma kluche w gardle i cos mu "tak dziwnie" w nosie"! Toz to stan niemal agonalny, gdzie na narty?! :D Pojechalabym sama, ale niestety, samotnie nie ogarne obu Potworkow na wyciagu. A wziac sama Bi? Niesprawiedliwe dla Kokusia...
Niestety, mimo ze ciagle nie trace nadziei, to musze chyba zaakceptowac, ze narty nie sa nam w tym roku pisane... :( W kolejna sobote maja nam bowiem dowiezc stolik do kuchni oraz sprzet AGD. Okienko dostarczenia, jak zwykle odpowiednio 12-16 i 13-17. No i kuzwa siedz czlowieku pol dnia w domu i czekaj! :/ Na niedziele zostana wiec zakupy oraz sprzatanie, bo nie bede przeciez myc podlog w sobote, skoro mi zaraz gromada chlopow wejdzie w buciorach do chalupy... :/ A weekend za 2 tygodnie to juz Wielkanoc... Na ktora zupelnie nie mam planu ani pomyslu... Nie wiem ani co piec, ani co gotowac, ani w sumie nie mam do tego glowy. Urzadzanie domu pochlania mnie calkowicie... ;) Podzielcie sie swoimi planami kulinarnymi, moze cos zgapie! :D
W miniona sobote obchodzony byl Dzien Swietego Patryka. Mimo, ze swieto jest irlandzkie, Hamerykanie bardzo je lubia (u doroslych polega glownie na pojsciu do pub'u, nazarciu sie "corned beef" (nie pytajcie mnie jak to sie nazywa po polsku; sprobowalam raz i nie posmakowalo mi) oraz ozlopaniu sie piwska, wiec czego tu nie lubic? :D). Tydzien wczesniej w wiekszych miastach odbyly sie "zielone" parady pod znakiem koniczynki, a w wiekszosci szkol dzieciaki kilka dni polowaly na "leprechauns" (czyli irlandzkie krasnale). :D Bi byla niepocieszona, bowiem jej klasa ograniczyla sie do przejscia po bibliotece szkolnej, gdzie widnialy slady malych stopek. Coz, jej wychowawczyni, sadzac z nazwiska, jest zydowka, wiec sie nie dziwie. ;)
Klasa Nika jednak miala w piatek caly dzien frajdy. Z pudelek dzieci konstruowaly pulapki na leprechauns.
Pulapka Kokusia. Napis z boku mial brzmiec "free gold", ale najwyrazniej slowko "free" przeroslo mozliwosci zerowkowicza. ;)
Kokus opowiadal mi potem z przejeciem, ze kiedy byli na dlugiej przerwie, krasnoludki narobily w klasie okropnego bajzlu, zostawily slady stop nawet na oknach, ale zaden nie zlapal sie w pulapke. :D
Z okazji St. Patty's Day, chcialam ubrac Potworki do szkoly na zielono, ale troche za pozno o tym pomyslalam. Z Bi sie jeszcze udalo, bowiem wyciagnelam z dna szafy zielony sweterek z zeszlego roku (dobrze, ze go przy przeprowadzce nie oddalam z reszta za malych ciuchow!), co prawda troche juz przykrotkawy, ale co tam. ;) Natomiast Nik posiada tylko jedna zielona bluzeczke, niestety bardzo cienka, a ze termometry tego ranka pokazaly -6 stopni, wolalam dac mu cos cieplejszego. Ograniczylam sie wiec do zielonych portek. :)
W sobote wypadl Bi kolejny zab. Tym razem dolna, lewa dwojka. Dziwne, bo zawsze myslalam, ze najpierw powinny wypasc wszystkie jedynki, a potem dolne dwojki. Najwyrazniej z wypadaniem zebow jest tak, jak z ich wyrzynaniem - zdarzaja sie odstepstwa od reguly. Lewa gorna jedynka Bi sie lekko rusza, ale do wypadniecia jej jeszcze daleko. Tymczasem lewa dolna dwojka kiwala sie tak, ze Starsza ja sobie praktycznie "wyjela". ;)
Przy okazji nasluchalismy sie placzu oraz marudzenia ze strony Kokusia, ktory jest niepocieszony, ze jego zeby uparcie siedza. ;) Matka zas popelnila karygodny blad, a mianowicie zapomniala zastapic Wrozke Zebuszke w jej honorowym zadaniu! :D
Jeszcze po polozeniu Potworkow spac, sprawdzilam portfel meza, czy ma jakas kaske (ja wszedzie place kartami i malo kiedy mam gotowke), po czym uspokojona zasiadlam przed kompem. Poznym wieczorem zas, padlam do lozka zupelnie zapominajac o powinnosci! :O Z rana, kiedy doszedl mnie pelen rozczarowania okrzyk Bi, od razu pomyslalam "Oh shit!" i wiedzialam co uslysze... Cora zaplakana zeszla na dol, szlochajac, ze Wrozka o niej zapomniala. :( Na szczescie pamietalam, ze Red-sonia pisala o takim zdarzeniu z jej starsza coreczka, wiec udalo sie jakos dziecko pocieszyc, ze Zebuszka tez moze zaspac, albo byc bardzo zajeta i sie spoznic. Przed wyjsciem do kosciola udalo mi sie wsadzic kase pod poduszke i kiedy po powrocie do domu Bi pobiegla (natychmiast, a jak!) sprawdzic, zeszla na dol juz zadowolona i usmiechnieta. :) Po czym, ku naszemu zdumieniu... oddala otrzymany banknot Nikowi (ktory odstawial swoje jeki), tlumaczac, ze ona juz tyle razy dostala pieniazek, a on nie. Normalnie dzien dobroci dla zwierzat, eeee... braci! :D
W ogole budzi sie w Potworkach jakas szczodrosc i chec dzielenia (tfu, tfu, zeby nie zapeszyc!). Do niedawna strzegli swoich skarbonek zazdrosnie, od czasu do czasu tylko wysypujac zawartosc i przechwalajac sie, kto ma wiecej monet. Nie znaja sie jeszcze na pieniadzach, wiec tu chodzilo o ilosc metalowych krazkow, a nie o nominal. :D
Tymczasem w ich szkole jest teraz zbiorka na jadlodajnie dla bezdomnych. Dzieci sa zachecane, zeby reszte wydana im po zakupieniu lunch'u, oddawaly do skarbonki na ten cel. Potworki co prawda lunch'u nie kupuja, wole im sama zapakowac przekaski, ale wyciagneli swoje skarbonki i odliczyli po kilka monet, zeby wplacic na szczytny cel. Jakie pobudki kieruja Nikiem, to nie wiem. On chyba malo co rozumie, po prostu patrzy na inne dzieci. Bi jednak wie juz, ze pieniazki sa przeznaczone dla biednych ludzi, ktorzy nie maja za co kupic jedzenia. Co prawda cos jej sie z lekka pomylilo, bo dodala "Np. w Afryce, mamo!". Klaniaja sie moje westchnienia kiedy grymasza z Nikiem podczas posilkow, ze "Wy wybrzydzacie, a w Afryce jest mnostwo dzieci, ktore nie maja nawet kawalka chleba..." :D Troche probowalam Bi uswiadomic, ze nie trzeba wcale szukac w dalekiej Afryce, bowiem ludzie, ktorym mniej poszczescilo sie w zyciu, sa zaraz kolo nas, w tej pieknej i (pozornie) dostatniej Ameryce. Czy mi uwierzyla? Nie wiem...
Wroce jeszcze na moment do zebiszczy. Prawa dolna dwojka, ktora nie chciala byc najwyrazniej gorsza od lewej, wyleciala Bi w poniedzialek w szkole. Oprocz tej upartej gornej jedynki, zaden zab sie narazie nie rusza, wiec bedzie chyba chwila spokoju. ;) Tym razem postawilam sobie za punkt honoru nie nawalic i banknot od Wrozki Zebuszki polozylam na telefonie, zeby wziac go razem z nim, idac spac. :) Za to dziecko obudzilo mnie przed 7, wpadajac uradowane do mojej sypialni zeby sie pochwalic, ze Zebowa Wrozka tym razem przyszla o czasie. :D
Pokoj Kokusia w koncu zostal umeblowany:
Czy Bi nie wyglada tu jak klasyczna Baba Jaga z tym jednym zebem?! :D
Nik jest z niego niesamowicie dumny. Wczesniej, z wlasciwa sobie bojazliwoscia (tak, Nik ostatnimi czasy zrobil sie straszna strachajdupka!) powtarzal, ze on nie chce spac sam, bez Bi. Maz moj roztaczal juz czarne wizje, jak to Mlodszy bojkotuje swoj pokoj kompletnie. To byl zreszta glowny powod, dla ktorego najpierw zarzadzilam urzadzenie JEGO przestrzeni. Chcialam, zeby podczas malowania pokoju Bi, a pozniej skladania jej mebli, pospali kilka dni u Kokusia razem. W ten sposob mial miec szanse oswoic sie z nowym pokojem, majac jednoczesnie wsparcie psychiczne w postaci obecnosci siostry.
Jeszcze nie wiem, czy takie ustawienie mebli bedzie tym ostatecznym :)
Moja zapobiegliwosc okazala sie jednak zupelnie niepotrzebna, bo juz w momencie, kiedy w pokoju stanelo lozko, Nik chcial tam spac (ale musial poczekac az smrod farby sie ulotni) i obojetna mu byla nieobecnosc Bi. ;)
Dywanik Nik sam wypatrzyl w Ikei. Trzeba przyznac, ze do pokoju malego chlopca pasuje idealnie i Kokusiowe auta w kolko kraza po dywanowym miasteczku. :)
Pokoj narazie prezentuje sie dosc "lyso", bo stoja tam tylko meble, natomiast brak jakichkolwiek dodatkow. Ktore zamowilam i wiekszosc nawet juz przyszla, ale musze jeszcze zaplanowac co, gdzie i jak. Poza tym, mam zaslonki, ale nie mam karniszy, wiec nie ma ich nawet jak powiesic. ;) Jak juz wszystko dojdzie/dokupie/zawiesze, podziele sie efektem koncowym.
M. zaczal za to prace nad pokojem Bi.
Kilka z Was pytalo czy Starsza wybrala kolor rozowy (z brokatem :D) i przyznaje, ze spodziewalam sie dokladnie takiej decyzji, juz planujac wybrac baaardzo delikatny odcien rozu. Tymczasem Bi zaskoczyla chyba wszystkich, wybierajac... zolty! :D
Przed:
Troche nuda powiewa...
Po:
I pomalowane! ;)
I jak ciesze sie, ze nie rozowy, to jednak ten zolty tez mi nie lezy... Widzicie, wieksze okno w pokoju Bi wychodzi na wschod. Rano jest w nim niesamowicie jasno. Teraz, dodatkowo przy zoltych scianach, o poranku nie da sie tam wejsc bez okularow przeciwslonecznych! ;) A Bi zadowolona twierdzi, ze chce sie czuc jakby lezala w sloncu na plazy. Coz, to ona spedzi w tym pokoju kolejne kilka lat (az zechce go przemalowac), wiec najwazniejsze, zeby jej kolor odpowiadal. To jej krolestwo. :) Tylko nie wiem czy do takiego jasnego pokoju, pasuja biale meble, ktore wybralam, ale coz, za pozno...
W ten sposob tez, historia zatoczyla kolo, bowiem pokoik w starym domu, ktory pozniej nalezal do Potworkow, tez byl zolty kiedy sie tam wprowadzilismy. Dwa lata pozniej, kiedy bylam w ciazy z Bi przemalowalismy go na kolor, ktory w zalozeniu mial byc kolorem kwiatow bzu, a wyszedl rozowy. A teraz znow wracamy do zoltego... Za 3-4 lata Bi moze znow zatesknic za rozem, kto wie. :D
We wtorek zaliczylam tez wywiadowki w szkole Potworkow. Udalo mi sie umowic z obiema wychowawczyniami jedna bezposrednio po drugiej, co jest cudem zwazywszy na to, ze dzieciaki dolaczyly do swoich klas ledwie 3 tygodnie temu, a inni rodzice juz dawno byli poumawiani. :) Wahalam sie czy w ogole jest sens isc, bo z oczywistych powodow, zadna z nauczycielek nie jest w stanie powiedziec mi niczego o postepach Potworkow. Chcialam jednak blizej "obejrzec" sobie obie panie i podpytac jak Bi oraz Nik odnajduja sie w nowych klasach.
Obydwie nauczycielki sprawiaja wrazenie przemilych, szczegolnie Pani Kokusia, ktora pasuje mi bardziej na przedszkolanke, a nie nauczycielke szkolna. ;) Mniej wiecej w moim wieku, energiczna i bardzo ciepla. Potrafila Nika i poglaskac po glowie i przytulic, co tutaj, w Hameryce jest ogromna rzadkoscia. Zreszta widac, ze i Mlodszy do niej lgnie.
Wychowawczyni Bi az taka "przytulasna" nie byla, ale rowniez jest sympatyczna, a przy tym sporo mlodsza i pelna energii. :)
U Bi nic sie od zeszlego roku nie zmienilo. Starsza nadal zmaga sie z czytaniem. Robi postepy, owszem, ale wciaz nie dogonila poziomu, na ktorym powinna "statystycznie" byc. Poza tym, nauczycielka zaobserwowala, ze Bi dziwnie wymawia niektore wyrazy, a przez to zle je zapisuje fonetycznie. Okreslila to jako "akcent" i niestety klania sie tu chyba dwujezycznosc Starszej. Bi mowi po polsku duzo wiecej i wyrazniej niz Kokus, ale przez to najwyrazniej cierpi jej angielski. Poczulam sie winna, bo staram sie, zeby dzieciaki nie zapomnialy polskiego, zeby uzywaly go w domu jak najwiecej, ale jak widac, odbywa sie to kosztem postepow szkolnych. :/
Moze byc tez oczywiscie, ze taka juz "uroda" Bi. W koncu M. nie znosi czytac i robi czeste bledy ortograficzne. Najwyrazniej Starsza wdala sie w tate i nie bedzie humanistka po mamusi. :(
Nik za to radzi sobie swietnie. Pisze, czyta oraz liczy na takim poziomie, na jakim powinien, biorac pod uwage jego wiek i klase. Zreszta, widze po jego pisaniu, ze jest duzo lepszy od Bi w tym samym czasie rok temu, a jest przeciez pol roku mlodszy niz ona wtedy byla. Do dzis, Bi piszac wyrazy fonetycznie, czesto zapisuje nonsens. Ani ona, ani nikt inny nie jest w stanie tego potem odczytac. Nik pisze z bledami, ale fonetycznie poprawnie. Mozna sie domyslic, co chcial zapisac. Moze on bedzie mial umysl bardziej humanistyczny, chociaz dla chlopca chyba lepiej zeby zostal inzynierem, niz poeta... :D
Z innych spraw mniej lub bardziej waznych, Matka Natura oszalala i po wiosennym lutym, postanowila zeslac nam zimowy marzec. Na srode zapowiadano kolejna sniezyce i szkoly... Nie, tym razem ich nie zamknieto (cale szczescie!), ale skrocono lekcje. Co dla mnie oznaczalo koniecznosc wziecia polowy dnia wolnego, niestety... :/ Cieszylam sie jednak, ze w ogole moglam pojechac do pracy i nie siedzialam w domu wsciekla, ze trace dzien z urlopu i wygladajac przez okno zastanawialam sie, gdzie ten snieg? W tym sezonie bowiem, jakos wszystkie sztormy sa bardzo nieprzewidywalne. Juz poporzedni okazal sie duzo slabszy niz zapowiadano. Ostatni zas, to doslownie smiech na sali (dla nas, bowiem Nowy Jork zasypalo konkretnie)! Dzieci wyszly ze szkoly po 13. Po 15, kiedy wychodziliby normalnie, nie padalo nic. O 16:30, kiedy wychodzilabym z pracy, nadal ani platka. Wynika wiec z tego, ze mogli spokojnie miec pelen dzien szkoly, a ja pracy... Snieg zaczal padac dopiero okolo godziny 18! Padal dosc intensywnie caly wieczor, ale ze temperatury byly dodatnie, to osiadal wylacznie na trawie. Kiedy kladlam sie o 23, juz tylko sobie proszyl. Rano nadal padal ledwo ledwo, a drogi byly czarne. Tylko auto musialam odsniezyc, bo na nim warstwa sniegu jednak osiadla. :/ Obawialam sie, ze opoznia szkoly (bo przeciez nawet odrobina bieli to idealny ku temu powod), ale na szczescie nie. Zeby jednak nie bylo mi za przyjemnie, utknelam w gigantycznym korku i zamiast jechac do pracy 10 minut, jechalam 25. Po poludniu juz w sumie do tego przywyklam, ale rano to niespodzianka... :/
A na koniec: w poniedzialek oficjalnie zajrzala mi w oczy STAROSC! Znalazlam na glowie pierwszego siwego wlosa! ;)
Zawsze zastanawialam sie, czy w ogole bede w stanie odroznic siwy wlos od reszty (przynajmniej na poczatku), z racji bycia blondynka. Moje ciemnowlose kolezanki (niekrote mlodsze ode mnie) juz od lat posiadaja jasniutkie nitki w czuprynach. Jedna zaczela sie farbowac. ;) Czasem pytaly mnie, czy ja tez siwieje? Zgodnie z prawda odpowiadalam, ze nie mam pojecia, bo jak odroznic jasno-blond wlos od siwego? Teraz wiem, ze tego sie nie da pomylic! To zupelnie inny odcien. Ta biel az razi w oczy! ;)
Coz... Trzeba zaakceptowac, ze choc nie mam jeszcze 40stki, to zamieniam sie pomalu w siwa babulenke... :D
Haha, jak na siwa babulenke to sie cosik za bardzo denerwujesz, ze nie mozesz pojezdzic na nartach. Babulenka prawdziwa raczej by sie garnela do siedzenia przy kominku.
OdpowiedzUsuńLadny pokoj Nickowi zrobiliscie. A kolor pokoju Bi - uwielbiam!
Dzieki! Ten zolty mial byc delikatniejszy, bledszy. Ale ze wybieralam kolory na szybko, to wyszedl jak wyszedl. Trudno, nie jest zly. ;)
UsuńBo ja mam nadzieje byc taka aktywna babcia! :D
Ha, ha, ja uśmiałam się! Ja mam 40 na karku, a farbuje się od 20 lat. Mając jakieś 18-19 pojawiły się pierwsze siwe i jest coraz gorzej :( wcześnie mnie starość dopadła ;))))
OdpowiedzUsuńMieliśmy niedawno taką przygodę z wróżka zebuszką ;) zawsze zabieram ząbki i podrzucam kasę. Nieopatrznie ząbek wrzuciłam do swojej szuflady i zapomniałam, kilka dni temu Młoda szukała czego i nagle wpadła do mnie i krzyczy Mamo znalazłam mój ząb? Skąd on się tam wziął? Czy to ty go zabierasz? Milion pytań, a mnie zamurowało na szczęści tylko na chwile ;) powiedziałam, że widocznie wróżka zgubiła go jak od nas wychodziła... uff. Ale sprytna Młoda zabrała ząb i wrzuciła pod poduszkę licząc że znów kasę zgarnie ;) ale nie z wróżką takie numery! ;)))
Święta w tym roku bojkotuje! O!
Hahaha, dzieciaki sa niemozliwe!!! :D
UsuńTak, z tymi zebami to utrapienie. Nie dosc, ze trzeba pamietac o podrzuceniu kasy, to jeszcze chowac je tak, zeby dzieciarnia nie znalazla... ;)
Zartowalam sobie tylko z tym siwym wlosem. ;) Wiem, ze wiele osob siwieje znacznie wczesniej. A moj wujek np., nie mial jeszcze 30stki, kiedy niemal calkowicie wylysial. Z dwojga zlego, wole juz ten siwy wlos. :D
Wcale Ci się nie dziwię, że masz sentyment do dawnych miejsc, a dom przecież wcale taki dawny nie jest. Ja dziś byłam na badaniach i wracając specjalnie pojechałam dookoła tylko po to, żeby przejechać koło ogrodu moich dziadków, którzy nie żyją od wielu lat. Więc doskonale Cię rozumiem.
OdpowiedzUsuńW tym roku idę w ślady Pani Buki i nie robię na święta nic. Owszem ona umyje, firanki właśnie się piora, ale gotować nie będę nic, bo po pierwsze i tak nie będzie nas w domu, a po drugie jak zwykle naznosimy zapasów i kto to później zje?
Pokoje potworkow cudowne. Bi ma rację, trzeba czuć się jak w słońcu na plaży,a co!
Moja Droga, Ty to masz pelne usprawiedliwienie, zeby oswiadczyc: "Pierdziele, nic nie robie!" i juz. ;)
UsuńDomy dziadkow to sa miejsca niemal "swiete". Strasznie zaluje, ze ani moja mama, ani zadna z jej siostr nie zdecydowaly sie zatrzymac domu po rodzicach. Smutne, ze nalezy on teraz do obcych ludzi. A kamienica, w ktorej mieszkala moja druga babcia, juz w ogole nie istnieje. :(
Żółty mi się podoba - fajnie, że młoda sama mogła zadecydować mimo, że Tobie nie do końca leży ten kolor;) Kokusia pokój też super!
OdpowiedzUsuńCo do czytania Bi to chyba nie do końca chodzi o akcent (ale nie chcę się wymądrzać). Może po prostu potrzebuje więcej czasu. Moje dzieci mówią tylko po polsku (oczywiście poza szkołą:). A córka czyta bardzo dobrze po angielsku (i na pewno to nie moja zasługa;). Myślę, że i na Bi przyjdzie jej czas, więc się nie martw:)))
Ps. Musiałam wziąć dziś bezpłatną opiekę na synka, bo też chory:((
Tak, chcialam, zeby Potworki mialy choc czesciowo wklad w decyzje co do swojej przestrzeni. ;)
UsuńZ tym czytaniem, to faktycznie moze byc taka "uroda" Bi. Pozno zaczela mowic, gada niedbale, a teraz doszly problemy z czytaniem i pisaniem... Humanistka to ona nie bedzie... ;)
Blondynka jesteś, to po prostu Ci się odbarwił, a nie że sie starzejesz :D Ja miałam taki ambitny plan, żę codziennie będę myła jedno okno w domu, no i poki co nadal mam plan, ale dobry plan nie jest zły nie? :D
OdpowiedzUsuńRozumiem Bi z wyborem koloru żółtego, sama taki miałam przez kilka lat i powiem Ci, że super nastraja na cały dzień. Nie wiem jak wyjdzie w połaczeniu z białymi meblami, ale może nie będzie tak źle :)
PS. Niedźwiedzie już wstały? Czy jeszcze żadnego nie spotkałaś?
pozdrawiam
http://zksiazkanakanapie.blogspot.com/
Niedzwiedzia zadnego narazie nie widzialam, ale na niezawodnym Fejsie byly juz ostrzezenia, ze pora chowac karmniki dla ptakow, bowiem juz wychodza z gawr. ;)
UsuńPolaczenie zoltych scian z bialymi meblami oraz rozowymi dodatkami okazalo sie bardzo trafne. :)
Białe meble na tle żółtego koloru będą wyglądały świetnie, nie martw się.
OdpowiedzUsuńFajnie Bi wygląda bez tego zęba, Młodej ostatnio wypadła druga górna jedynka i wygląda jak wampirek...
Hehe... Druga gorna jedynka Bi trzyma sie uparcie i jak w koncu wypadnie, to druga - stala, bedzie pewnie w pelni wyrznieta. I znow bedzie Baba Jaga, tylko z zebem z drugiej strony. ;)
UsuńBiale meble z zoltym, rzeczywiscie fajnie wygladaja...
o Boże jak czysto w tych pokojach, jaki porządek ;))))
OdpowiedzUsuńGdzie?! Gdzie?! Chce to zobaczyc!!! :D
UsuńWow już miesiąc jak ten czas leci! Pokój Nika bardzo fajnie wyszedł. Junior mam bardzo podobny dywanik w pokoju też z Ikei ;)
OdpowiedzUsuńBi wybrała żółty? Fajnie :) Tak słonecznie ;)
Junior też obchodzil dzień św. Patryka na lekcji angielskiego :)
A z tym zamykaniem szkół przez śnieg czy mróz to lekka przesada! ;)
Przesada, to prawda. A najlepsze, ze dzis nam naprawde niezle dosypalo, ale poniewaz juz kwiecien, to szkol nie zamkneli! :D
UsuńCzytalam o Juniorowym dniu Sw. Patryka. Fajnie, ze ucza sie o tradycjach z innych krajow. :)
Wierz mi, ze w sloneczny dzien pokoj Bi az oslepia! :D
:D :D
OdpowiedzUsuń;p
UsuńHeh, doskonale Cię rozumiem, codziennie jeżdżę trasą jak do starej pracy i wciąż chętnie wysiadłabym na "moim" poprzednim przystanku, poszła do żłobka i... robiła swoje :) Jednak siła przyzwyczajenie jest wyjątkowa.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą- to już naprawdę miesiąc? Wierzyć się nie chce. Pewnie ani się obejrzymy, a napiszesz, że rok minął!
Fajnie, że Bi ma taki gest i kasę Bratu oddaje. U nas bywają pozytywne zapędy, ale to raczej rzadkość :) Kiedyś, kiedyś, jak Lila jeszcze była mała, to za każdym razem, kiedy szłyśmy to sklepu musiała kupić coś dla Elizki, ale i Jej to już przeszło :)Lilce na razie wypadły dwa na dole, ostatni w sobotę. I Marcin też w niedzielę z samego rana biegł z kasą, bo zapomnieliśmy.
Moi rodzice mając po 30lat oboje byli już szpakowaci i niestety ja i brat odziedziczyliśmy to totalnie po nich. Ja pierwsze siwe włosy miałam już około 20urodzin. Teraz w wieku 37lat jest bardzo siwa, stąd ten jasny kolor włosów. Także- głowa do góry : ) To tylko jeden włos :D
Pierwszy, ale na pewno nie ostatni. ;)
UsuńU nas tez taka hojnosc w stosunku do siebie nawzajem, to wyjatek. Bi chetnie dzieli sie z kolezankami, ale z bratem juz niekoniecznie. ;)
Nik nie moze przezyc, ze jemu zeby nie wypadaja i nie da sobie przetlumaczyc, ze ma juz prawie 5.5 roku i jeszcze kilka miesiecy i jemu tez zaczna. ;)
Pewnie masz racje i ani sie obejrze, a minie kolejne 9 lat, tyle ze pod nowym adresem! ;)
Gratuluję Bi wypadnięcia kolejnych ząbków :) A zachowanie Nika, to jakbym widziała Jasia. On po każdym wypadnięciu zęba u Oliwki, przybiegał do nas z pytaniem czy jemu też się rusza i kiedy to w końcu nastąpi :D
OdpowiedzUsuńPokoje wydają się duże, a ten Bi po malowaniu wydaje się jeszcze większy niż na zdjęciu przed. My mieliśmy przez 3 lata u teściów żółty i później u siebie przez kolejne 5 lat, teraz już na żółty nie mogę patrzeć :P
Co do siwych, to mi się zaczęły pojawiać od razu po urodzeniu Oliwki, więc jak miałam 25 lat. Ale to u nas chyba dziedziczne, bo siorze też się siwe pojawiły od razu po urodzeniu Mai. Fajnie wyglądało po nałożeniu farby jak ich nie było widać, ale teraz są już odrosty i mam taki pasek białych włosów na czubku :D Ale staram się na niego nie patrzeć, muszę wytrzymać tak do ślubu Najstarszej :D
Hihi, biedny Jasiu jeszcze troche poczeka. Ale Nikowi zostalo raptem kilka miesiecy i tez pewnie zacznie gubic zeby, ale kiedy mu to tlumacze, zlosci sie tylko, ze to jeszcze tyyyle czasu! :D
UsuńHaha, po tylu latach to nie dziwie sie, ze masz dosc zoltego! ;) Pokoje dzieciakow sa spore, spokojnie moglyby pomiescic dwojke, ale poniewaz sa dodatkowe pokoje w piwnicy, stwierdzilismy, ze u gory niech juz maja swoje wlasne. ;)
Haha, jestem pewna, ze i ja teraz bede przy odrostach znajdywac wiecej i wiecej "siwkow"! ;)