Oczekiwany glownie przez Bi, rzecz jasna. Ja sama, po 6 tygodniach wstawania w soboty "na czas" z racji zajec na basenie, delektowalam sie kazda minuta porankow podczas dwoch, calkowicie wolnych sobot dzielacych oba zajecia. ;)
Dobra, moze strasznie wczesne te moje sobotnie poranki nie sa, bo 8 rano to nie "skoro swit". Jestem jednak strasznym spiochem, lubie zakopac sie w posciel i zlapac jeszcze 10-cio minutowa drzemke. I kolejna... I jeszcze jedna... ;) Nie lubie po prostu wstawac "bo musze". A Potworki rosna i od kilku miesiecy wstawanie z nimi to czysta przyjemnosc.
Pierwszy zazwyczaj zrywa sie Nik. Rzeski i gotowy do dzialania. "Dzialanie", jeszcze z rok temu, objawialo sie wtargnieciem do pokoju rodzicow i szarpaniem za ramiona, glowy, czy inne wystajace spod koldry czesci ciala, skandujac "Zlooob mi kakauuuuko!!!". I to zazwyczaj punkt 6 rano. No nie dal pospac, dziad maly! ;)
Od jakiegos czasu jednak, Mlodziez zrywa sie co prawda rownie wczesnie (malo kiedy dosypiaja do 7...), ale za to ktore wstanie pierwsze, maszeruje do salonu, wlacza bajki i oglada grzecznie (potem dolacza siostra/ brat) az rodzice sie nie przebudza. Zyc nie umierac! :)
Zdarzaja sie oczywiscie wyjatki, jak w ostatnia sobote, kiedy budzik mialam nastawiony na 8, wiec z rozkosza lapalam ostatki snu, mimo slonca wpadajacego do sypialni, oglaszajacego, ze dzien juz sie zaczal. ;)
Nagle budzi mnie wyszeptane prosto w ucho "Mamo!". Co sie dzieje? "Kanal z bajkami nie dziala!". To wlacz inny, mrucze i odwracam sie na drugi bok.
Po chwili: "Mamo!". Co tym razem? "A ja sama sobie obcinam paznokcie!". Uhm, ziewam i zakrywam glowe koldra, ale juz rozbudzilam sie na tyle, ze siegnelam po telefon zeby sprawdzic godzine:
7:13! No kurka na wacie! :/
Poza tym jednak jest luz blues. :) Nawet M. z rozrzewnieniem wspomina wakacje kiedy siedzial z Potworkami. Oni rano wstawali, ogladali bajki lub bawili sie (i demolowali chalupe), a on dosypial po nocce. Teraz juz trzeba sie rano zrywac, zeby potomstwo do szkoly odwiezc. ;)
No, ale jak zwykle za daleko odplynelam od brzegu (ze tak za Klarka powtorze... :D). Mialo byc o gimnastyce.
Jak wspomnialam wyzej, Bi usilowala wywabic mnie z lozka juz od 7 rano, ale sie nie dalam i twardo wylezalam do budzika. Nawet chyba przysnelam. ;)
Potem pobudka, sniadanie sobie, Potworkom, pieciokrotne przypomnienie corce, zeby ubrala pod normalne ubranie stroj gimnastyczny i zrobila siusiu przed wyjsciem. M. nie szedl do pracy, wiec zostal z Nikiem... i pojechalysmy! :)
Sala gimnastyczna okazala sie nieduza i, jak to najwyrazniej w Stanach czesto bywa, niezbyt nowoczesna. Nie robi moze tak smutnego wrazenia jak basen, na ktory uczeszczaly Potworki, ale zdecydowanie dobrze by jej zrobil remoncik. ;)
Niestety, rodzicom nie wolno na sale wejsc. Musielismy czekac w przebieralni, ktora na szczescie posiada okna, z ktorych mozna obserwowac dzieciaki. Pechowo, wiekszosc cwiczen odbywa sie sporo od owych okien, w kacie sali. Nie dosc, ze daleko, to przez szybe ciezko bylo zrobic sensowne zdjecie. :)
(Tu Bi cwiczy nogi odbijajac sie na trampolinie)
(Na to cos dzieciaki wskakiwaly po odbiciu sie, zas z drugiej strony mialy zeskoczyc. Widzialam jak dzieci z bardziej zaawansowanej grupy cwiczyly zeskok z tego saltem. Bi skakala jak kura z grzedy... :D)
Musicie wiec uwierzyc mi na slowo, ze Bi wyszla zachwycona... szczegolnie kiedy okazalo sie, ze do tej samej grupy chodzi dziewczynka z jej szkoly. :) A na zakonczenie wszystkie dzieci dostaly pieczatke na wierzch dloni, mowiaca "Good Job!". Amerykanie to wiedza jak zmotywowac maluchy! :D
Chociaz, na samym poczatku zajec, w ktoryms momencie myslalam, ze juz po "zawodach". Na rozgrzewke dzieciaki (wiekszosc dziewczynek, ale jakis chlopiec tez sie znalazl) musialy bowiem porobic serie cwiczen. Jednym z nich bylo podparcie sie na rekach i wyrzucenie nog jak nawyzej w gore. Podloze na ktorym cwiczyli bylo zrobione z czegos elastycznego, niemal jak trampolina. W rezultacie, kiedy Bi odbila sie nogami, podrzucilo ja tak, ze przez sekunde balansowala na rekach, po czym lup! zleciala do tylu, na plecy! Kiedy sie podniosla, miala na buzi wyraz totalnego szoku i popatrzyla na mnie niepewnie zza szyby. Pokazalam jej uniesiony kciuk na znak, ze wszystko jest w porzadku i na szczescie wrocila spokojnie do cwiczen. ;)
Jak sobie radzila trudno mi powiedziec po jednych zajeciach. Grupa wiekowa, do ktorej trafila jest dla 5-6-latkow, wiec Bi jest w jej gornej granicy. Mlodsze, 5-letnie czlonkinie grupy od razu mozna bylo rozpoznac, nie tylko po wzroscie. Maluchy zupelnie inaczej sie poruszaja, maja gorsza koordynacje i nawet kiedy sa szczuplutkie, to ich ruchy sa mniej pewne i takie... "kluskowate". ;) W grupie jest jednak tez kilka dziewczynek, ktore nie tylko sa gdzies w wieku Bi, ale widac tez na pierwszy rzut oka, ze uczeszczaly na gimnastyke wczesniej. Szczegolnie jedna, nie wiem co robila w grupie dla poczatkujacych, ale instruktorki szybko zaczely "uzywac" jej do pokazywania cwiczen innym dzieciom, bo widac bylo, ze obeznana jest z sala, a cwiczenia wykonywala bezblednie.
Grupa jest spora. Nie liczylam, ale na oko jest w niej okolo 20 dzieciakow. Taka grupa zajmuja sie jednak 4 instruktorki, wiec nie jest zle.
W kazdym razie Bi juz nie moze sie doczekac kolejnych zajec, wyglada wiec na to, ze przez jakis czas przy gimnastyce zostaniemy. Zeby jeszcze Kokusia namowic... ;)
O gimnastyce wystarczy. :) Pierwsza polowa tygodnia uplynela mi pod znakiem wywiadowek. W poniedzialek u Nika, we wtorek u Bi. Wywiadowki oczywiscie indywidualne, na szczescie ogolnoklasowych tu nie ma. :)
Najpierw, w piatek, otrzymalam jednak raporty obojga Potworkow. :)
(Tak wygladaja pierwsze strony raportow. U Nika na drugiej sa tylko wyniki ze "sztuki", muzyki oraz w-f'u. Bi ma dodatkowo jeszcze zagadnienia z "science" oraz socjologii czy tez nauki o spoleczenstwie, czy jak tam mozna przetlumaczyc "social studies" :D)
Martwilam sie o Nika, oczywiscie. Tak juz mam, ze czesto nawet podejmujac sluszna wedlug mnie decyzje, marwie sie o konsekwencje. Zas z wyslaniem Mlodszego do zerowki pewna bylam tak na 99%. Ten 1% niepewnosci meczyl mnie i uwieral i pewnie nie przestanie do konca roku. ;)
Na chwile obecna jednak moge odetchnac z ulga. Przynajmniej do nastepnej, marcowej wywiadowki. ;) Nik, mimo ze 5 lat konczy dopiero za miesiac, radzi sobie swietnie. We wszystkich zagadnieniach jest tam, gdzie dziecko w Kindergarten powinno byc po pierwszych trzech miesiacach. Nauczycielka az prosila o przypomnienie kiedy sa jego urodziny, bo nie pamietala. Co tylko potwierdzilo, ze Kokus, choc najmlodszy, w ogole nie wyroznia sie intelektualnie czy sprawnosciowo, mimo ze w klasie jest przynajmniej dwoje (o tylu wiem) 6-latkow. :)
Ogolnie, wychowawczyni wyrazala sie o Kokusiu w samych superlatywach. Jest bystry, wygadany, wesoly, przyjacielski, pomocny, no, troche gadatliwy, ale to efekt uboczny przyjacielskosci. ;)
Troche gorzej wypadla Bi, chociaz w sumie bez zaskoczenia. Ona tez ogolnie radzi sobie dobrze, za wyjatkiem czytania, ale to juz sama zauwazylam. Jej wychowawczyni poczynila dokladnie te same obserwacje - ze Starsza usiluje zgadywac po pierwszej literce, ale tez bardzo nie lubi byc poprawiana. Delikatnie tez napomknela, ze Bi jest "nieco" uparta, na co tylko przewrocilam oczami i powiedzialam Pani ze smiechem, ze dobrze wiem, ze Starsza jest baaardzo uparta i nie ma co tego owijac w bawelne! ;)
Dostalam kilka podpowiedzi jak popracowac nad tym nieszczesnym czytaniem. Okazuje sie przy tym, ze dotychczas robilam to zle. Zachecalam bowiem Bi do gloskowania, natomiast teraz podobno bardziej pracuje sie nad znajomoscia wzrokowa wyrazow (Bi powinna podobno okolo 100 wyrazow czytac "odruchowo"!) oraz rozbijaniem wyrazu na krotsze czesci. :/ Nauczycielka pocieszyla mnie, ze jeszcze 15-20 lat temu cwiczono czytanie wlasnie w "moj" sposob, wiec nie jestem taka zupelnie nieogarnieta, tylko ucze dziecko w ten sposob, w jaki ja bylam uczona. ;)
Wychowawczyni potwierdzila rowniez, ze Bi swietnie radzi sobie z matematyka. Niestety, na ostatnim tescie Starsza stracila kilka punktow, bo walnela sie na... slownictwie. Niestety, ale Bi ma wyraznie problem z wyrazami. Ciezko idzie jej czytanie, wolniej przyswaja nowe slowa i pojecia. Zadania na tescie zrobilaby bezblednie, ale pomylila pojecia "fewer" oraz "the same as"... :/ Tu poczulam sie zla na siebie, bo na jednej z prac domowych Bi miala zaznaczone, zeby pocwiczyc zadania z tymi wyrazeniami... Zapisalam to sobie i nawet przypielam na lodowke, ale w natloku codziennych obowiazkow jeszcze nie zdazylam. Troche tu zawinila tez Pani. W Polsce nauczyciele zawsze podawali date testu wczesniej. Zreszta, tutaj w starszych klasach tez to robia. Natomiast w najmlodszych najwyrazniej uwazaja, ze dziecko powinno wszystkie wiadomosci wyniesc ze szkoly. Wydaje mi se zreszta, ze to dobre podejscie, ale nauczycielka zaznaczajac, ze Bi powinna cos pocwiczyc, moglaby dodac, ze za dwa dni maja test. Wtedy wcisnelabym pocwiczenie tych zagadnien w nasz grafik, chocbym miala peknac! ;)
Z drugiej strony, skoro z zalozenia dziecko ma nauczyc sie wszystkiego w szkole, to wynik testu jest tez sprawdzianem dla nauczyciela. Moze wiec dobrze sie stalo, ze nie zawyzalam sztucznie wyniku corki, biorac na siebie jej "douczenie"?
No! I tego sie trzymam! :D
Poza tymi jednak, drobnymi problemami (no dobra, czytanie to nie drobiazg bo to wstep do wszystkich innych przedmiotow...), Bi zalicza wiekszosc zagadnien na poziomie swojego rocznika. W kilku jest juz blisko. W jednym nawet przewyzsza poziom dla pierwszej klasy. Mianowicie, w pisaniu. Mozecie sie zdziwic (ja sie w kazdym razie zdziwilam), ze dziecko ktore slabo czyta, dobrze pisze. Tyle tylko, ze tu nie chodzi o poprawnosc, a o umiejetnosc rozwijania tematu. ;) Bi pisze tragicznie (ale akurat pod tym wzgledem miesci sie w kryteriach I Klasy), zazwyczaj z ogromnym trudem udaje mi sie (albo i nie) rozszyfrowac jej zapiski, ale za to kocha pisac i zawsze wychodza jej elaboraty. ;) Jesli kiedys przyjdzie jej do glowy zalozyc wlasny blog, gwarantuje, ze bedzie pisac tasiemce niczym jej mamusia. :D
Skoro juz o szkole pisze, dodam moze, ze dzieci dostaja tu bardzo duzo pomocy, a przy okazji dostaje ja nauczyciel. Nie wyobrazam sobie bowiem, zeby jedna wychowawczyni skutecznie ogarnela potrzeby 19-ciorga calkowicie roznych dzieciakow. W podstawowych zagadnieniach, jak czytanie, pisanie oraz matematyka, dzieci, w zaleznosci od poziomu dzielone sa na grupki 2-3-osobowe. Owe grupy maja zajecia (nie wiem niestety jak dlugo ani jak czesto) ze "specjalistami". W szkole Potworkow jest specjalistka od matematyki oraz kilka specjalistek od czytania i pisania. Dla dzieci obcojezycznych sa tez przydzielone dodatkowe zajecia z angielskiego, ale na to Potworki juz sie nie zalapaly. ;) W ten sposob, kazde dziecko dostaje w szkole dodatkowa pomoc.
Byla pochwala, teraz musze znow ponarzekac na hamerykancka szkole, chociaz akurat pod tym wzgledem nie sadze, zeby bardzo roznila sie od polskiej czy jakiejkolwiek innej. ;)
Otoz, caly obecny tydzien w szkole trwa kiermasz ksiazek. Nie powiem, pomysl fajny, cel zaszczytny bo dochody zostana przeznaczone na nowe ksiazki w szkolnej bibliotece. W czym wiec problem?
Ano, Potworki gadaly o tym kiermaszu juz od zeszlego tygodnia, ale pytajac czy moga kupic to czy tamto, wcale nie mialy na mysli ksiazek, tylko... zabawki! Tak, na kiermaszu "ksiazek" mieli kupe dupereli, od olowkow, gumek oraz notesikow, az po maskotki, dzieciecie lakiery do paznokci i tym podobne cuda. Nosz... Kupilam im po dwie ksiazki, ale stanowczo odmowilam kupna zabawek. Co z tego. Bi przypomniala sobie, ze ona ma przeciez w skarbonce wlasna kaske, Nik rowniez i postanowili wziac ja do szkoly.
Caly ten kiermasz to jedno wielkie wyciaganie pieniedzy. Nie dosc, ze godziny przedluzyli tak, ze nawet pracujacy rodzice zdazyli podjechac, to jeszcze w czasie lekcji dzieci brane byly do pokoju, w ktorym sie odbywal, zeby mogly cos dodatkowo kupic! :O
Oczywiscie pakujac kasiorke, Nik wlozyl ja wieczorem do plecaka, po czym rano wyjal, niewiadomo po co wzial do swojego pokoju i... zapomnial wsadzic z powrotem! A po przyjezdzie ze szkoly, Bi pochwalila sie kupionym pamietnikiem (cale szczescie nie lakierami do paznokci, do ktorych swiecily jej sie oczy...), Nik zas rozryczal sie, ze zgubil swoje pieniadze! Myslalam, ze wyjal je gdzies w szkole, ale dosc szybko odnalazl je obok swojego lozeczka. ;) Ryki jednak kontynuowal, bo jaka to niesprawiedliwosc, ze siostra cos sobie kupila, a on nie! :D Nie namyslajac sie dlugo, zapakowalam Potwory do auta i pojechalismy do szkoly. W ten sposob wyladowalam na cholernym kiermaszu dwa razy, czyli o dwa za duzo! Za rok dam dzieciom kase do szkoly i niech z nia robia, co chca! Ja tego kiermaszu nie chce nawet ogladac! :D
*
A tak w ogole to za tydzien mamy Thanksgiving! Nie wiem co ugotowac i nie chce mi sie gotowac. Poza tym walcze z mezem, ktoremu znow wlaczylo sie burczenie, ze to nie "nasze" swieto i szkoda zachodu. Ktoregos roku naprawde go udusze! ;)
Super ta gimnastyka!! A Bi jest taka szczuplutka że pewnie wszystko jej łatwiej przychodzi :)) Nik nie dał się namówić? Nic a nic? :) uśmiałam się czytając o kiermaszu. Wiedzą jak maluchy przekonać do wydania kasy!! Ja też jestem śpiochem! Jaka pogoda u Was? W niektórych miejscach Polski śnieg (Zakopane), w Poznaniu głupie +5 i szarość :( dobrego piątku i weekendu :))
OdpowiedzUsuńU nas w sobote spadl snieg, a teraz wlasnie zmywa go deszcz. :)
UsuńBi wlasnie wcale nie jest szczuplutka, to taka "konkretna baba". ;) Ale gimnastyka niezle jej wychodzi. Nik nie chce sie dac namowic, ani troche. :)
Ja też jestem śpiochem, a raczej byłam, bo jedyne czego mi brakuje odkąd Tygrys jest z nami to snu. Nie dość, że pobudki wczesne, to noce rwane. Ale widać światełko w tunelu. 6.30 to już luksus. Kto by pomyślał? :)
OdpowiedzUsuńA gimnastyka... przypominam sobie jak sama w dzieciństwie, coś tam w domowych warunkach ćwiczyłam. Fajnie, że Bi ma możliwość ćwiczyć pod fachowym okiem i z fachowymi sprzętami.
Nadal macie przerywane nocki? W koncu Tygrysek to juz 3-latek... To juz nie moze zbyt dlugo potrwac! :)
Usuńwyglada na to, że Bi załapie gimnastycznego bakcyla ;)
OdpowiedzUsuńPotworki swietnie sobie radzą w szkole. Oby zapał im nie minął jak najdłużej. To mądre dzieciaczki i bez problemu ze wszystkim dadzą sobie radę.
Co do kiermaszu - faktycznie co za idiota wpadł na pomysł zabawek na kiermaszu książek. Fakt, marketing i pomysł na wyciągnięcie kasy świetny, ale czy o to chodziło?
Bi ogolnie zlapala sportowego bakcyla. Az milo popatrzec jak rwie sie do zajec ruchowych. W przeciwienstwie do brata... ;)
UsuńMoże kiedyś będziemy Bi oglądać w TV na Igrzyskach Olimpijskich :) Fajnie, że nie zniechęciła się tym drobnym incydentem i entuzjam pozostał.
OdpowiedzUsuńNaszego Stefano, w tygodniu nie można dobudzić - spałby do 10, naturalnie w weekend cierpi na bezsenność - klasyka! Na szczęście raczej dosypia do 8 :)
Rozumiem Twoje sfrustrowanie co do kiermaszu, bo książka to książka, a nie duperele i jeszcze to wodzenie na pokusę dzieci.
Dokladnie! Nie skapie dzieciom na ksiazki, wrecz przeciwnie, ale po zobaczeniu tych wszystkich dupereli, oni oczywiscie ksiazki mieli w nosie... :/
UsuńPotworki czy dzien powszedni czy weekend, wstaja przed 7. :/ Coz, przynajmniej do szkoly nie trzeba ich wybudzac. ;)
Jej pospać do 10... kiedy były takie czasy? Czemu nie wykorzystałam okazji coby się na zapas wyspać? Chociaż ostatnio nie powiem śpi mi się dość dobrze :) U mnie za tydzień urodziny Martyśki dla dziwczynek z klasy, a za dwa tygodnie rodzinny zjazd urodzinowy - ehhh. Tyle o ile koleżanki mamy w bardzo skromnym składzie, o tyle rodzinki już nie ;)
OdpowiedzUsuńFajna ta gimnastyka, jeżeli Bi złapie bakcyla to bedzie miała piękną figurę jako nastolatka :)
Nik na pewno też coś dla siebie znajdzie, a niedługo narty więc kochana będziesz musiała się chyba sklonować ;)
U nas są kiermasze ale tych rzeczy, które dzieci robią na zajęciach - więc na kiermaszu na Boże Narodzenie będą choinki, szopki i bombki robione przez dzieciaki, a na Wielkanoc zające, jajka itp. I te pieniążki idą na zakup zabawek czy książeczek do sal :)
Tez czasem dopadaja mnie takie mysli z tym spaniem, ale podobno nie mozna wyspac sie na zapas, niestety... :)
UsuńWlasnie z tymi nartami, maz mnie zalamal, bo stwierdzil, ze jemu to w zasadzie w ogole sie nie chce szusowac. No wiecie panstwo! :O Ja tego w ogole nie przyjmuje do wiadomosci! ;)
Tutaj mozna za to kupic jakies drobiazgi z rysunkami dzieci - kubki, podkladki pod myszke, itd. :)
Ja też mam gimnastyczkę w domu, ja też! :D
OdpowiedzUsuńI wierna jest temu sportowi? Bo obawiam sie, ze Bi za dwa miesiace wymysli cos innego. W sumie to juz zapowiedziala, ze po gimnastyce chce sprobowac pilki noznej. ;)
UsuńKiermasze w szkole to jeszcze male piwo... W mojej okolicy dzieci gromadnie pukaja do domow i oferuja rozne rzeczy do kupienia, zeby "wspomoc miejscowa szkole, biblioteke, remont boiska". Kto to organizuje ? - Wlasnie lokalne szkoly, bo impreza zaczyna sie od szkolnego listu, broszury, reklam! Dzieciaki przestawiaja nam katalogi z podkoszulkami, oferty prenumeraty czasopism, albo zestawy ciast/slodyczy swiatecznych. Rodzice dzieci sa czesto zazenowani, ze ich pociechy zebrza w sasiedztwie i tlumacza, ze szkola ich do tego zmusza, a jednoczesnie, ze niby szkola "chce nauczyc maluchy przesiebiorczosci" itp. Ja od poczatku roku szkolnego juz zaprenumerowalam (po raz kolejny) Time i The New Yorker, kupilam T-shirt z tygrysem za $15 (o wartosci ok. $3, w ramach wspomagania stanowego ZOO) i nabylam 2 ozdobne pudelka cukierkow M&M po ok. $10 (w ktorych cukierkow mozna bylo znalezc za $3, co najwyzej). Ostatnio jednak, gdy dziewczynka z sasiedztwa przyszla, zeby mi cos znow "cos" sprzedac (nawet nie zapytalam CO to mialo byc)- od razu przeczaco podziekowalam, co dziecko dotknelo do zywego (spodziewam sie, ze teraz owe dziecko bedzie mnie kojarzyc jako chytra, skapa babe). Tak wiec - wyludzanie pieniedzy, za pomoca dzieci, odbywa sie juz na wszelkie mozliwe sposoby. Coz, Ameryka...
OdpowiedzUsuńO ludzie! Czegos takiego jeszcze nie widzialam! Owszem, druzyny sportowe z Middle School oraz High School zbieraja na duzyne pod supermarketami, ale to wszystko. To i tak dosc krepujace, bo przeciez tak jak piszesz, oni zwyczajnie zebrza... I pewnie tez wychodze na skapa babe, bo mieszkamy w takim miejscu, ze zakupow nie robimy w swoim miasteczku, tylko sasiednich. Zazwyczaj wiec nic im nie daje, bo co bede sponsorowac druzyne "rywali"? ;) Zreszta, kurcze, tam co weekend stoi inna druzyna, a to koszykowki, a to baseballu, a to cheerleader'ki... Ile mozna? :)
UsuńSuper, ze Bi bardzo sposobala sie gimnastyka. No I super wypadly twoje dzieci na wywiadowce. Ja jak sie zrobie to napisze o moich ;-)
OdpowiedzUsuńBi ogolnie garnie sie do sportow (w przeciwienstwie do brata). Mam nadzieje, ze juz jej tak zostanie. ;)
UsuńBi skacząca jak kura z grzędy... Padłam :) Masz Ty matka te skojarzenia ;)
OdpowiedzUsuńTa gimnastyka to super sprawa myślę. Nik znajdzie sobie jeszcze coś, zobaczysz, a Bi świetnie że złapała bakcyla. I oby tak dalej.
My teraz też na karate nie włączony na salę i nie mamy szyb nawet do podglądania :/ Ale na szczęście to chwilowe, bo to na czas remontu docelowej sali.
Z tym kiermaszem faktycznie zawalczyli o nieźle wyłudzenia kasy od dzieci, ech. Myślę że jakby były samiutenkie książki, nie byloby takiego zainteresowania, ale w sumie sami sobie winni, bo takimi duperelami nie zaszczepia w dzieciach miłości do książek .
Ach spanie. No witaj w klubie!!!
Jestem porannym spiochem, Tola ma to po mnie, tylko coraz częściej tylko w dni kiedy Tymon ma na 8.00 do szkoły..
Do niedawna w weekendy mieliśmy podobny luksus. Tola spadła, Tymon cicho w salonie bajki oglądal, potem i Tola dołączals. Teraz bajek nie włączają, tylko bawią się stanowczo za głośno na górze i najchętniej w okolicach drzwi od naszej sypialni.
Wrrrr
Fajnie wypadly Potworki nawywiadowce. Gratki. Z czytaniem u nas jest identycznie jak widzę. To samo zgadywanie wyrazu po pierwszej literce czy sylabie ;) A już końcówek nie czyta chyba w ogóle i jak trafi to jest dobrze, jak nie to wychodzi mu wyraz od czapy :D
A NOWE metody nauki czytania i mnie zaskoczyły 😁😁
Haha, no nie wasze święto, ale zjeść coś dobrego można no 😋😎
Elaboraty powiadasz Bi kocha.. 😆😉😂
Tak po prawdzie, to gdzies kiedys przeczytalam to porownanie i teraz mi sie przypomnialo. :)
UsuńBi mam wrazenie, ze polubi kazdy sport. Byle sie ruszac. Z Nikiem moze byc problem... ;)
Jestem pewna, ze szkola zarobila sporo wiecej na takich duperelkach, ale wkurza mnie sama zasada. Albo to kiermasz ksiazek, albo nieh urzadza "szkolny" kiermasz i sprzedaja co chca. Najlepiej jakby, wzorem polskich szkol, urzadzili wyprzedaz prac plastycznych dzieci. Ale nieeee...
Moi bajki ogladaja z godzinke, a potem tez roznie bywa. Zaczynaja biegac, piszczec, pokrzykiwac, a ze mamy dom parterowy, to wszystko slychac... Az nieraz trzeba krzyknac na towarzystwo, zeby nie przeginali, no ale wtedy dodatkowo sie czlowiek wybudza... ;)
To czytanie to jakis koszmar... Bi sie umeczy, usteka... A najlepiej ze jej ksiazki maja wiele powtarzajacych sie wyrazow, wiec czesto rozszyfruje w koncu jakis wyraz, a na nastepnej stronie on sie powtarza i co? I ona nie pamieta i meczy sie (a ja z nia) od nowa! :O
No jasne, ze mozna! Nawet trzeba! ;) Zreszta to swieto Potworkow, moich prywatnych Amerykanow! :D
Fajnie Bi wygląda na tych zdjęciach dokumentujących gimnastykę :) Najważniejsze, że jej się podoba i fajnie, że w ogóle takie coś macie...
OdpowiedzUsuńOliwka też czyta pojedyncze literki, czasami próbuje sylabami, ale jakoś nie bardzo jej to wychodzi....
Oliwka ma jeszcze czas. Nauczy sie. :) Ale Bi jest w prawie polowie I klasy i czas, zeby cos sie w tym kierunku poprawialo...
UsuńTytuł notki - i zobaczyłam cię oczyma wyobraźni z tłustym indykiem wsadzonym za pasek spodni. Ech :D
OdpowiedzUsuńHahahaha!!!!
UsuńEch, pospałabym sobie chociaż raz do ósmej... U nas pobudki są między piątą a szóstą, w nocy zrywam się też po kilka-kilkanaście razy, a spać wcale nie chodzę tak wcześnie, bo po północy (właśnie dochodzi pierwsza w nocy) - czasem wydaje mi się, że gdyby to tak zbić razem, to śpię po trzy godziny na dobę. Kiedyś odeśpię... Kiedyś... Mam nadzieję w każdym razie.
OdpowiedzUsuńCo z tego, że Święto Dziękczynienia nie jest tradycyjnie polskie? Nie jest niezgodne z Waszą wiarą, legendę ma ładną, uniwersalną, dzieci też nie będą się tak czuły wyobcowane, że wszyscy dookoła świętują, a Wy nie. Każda okazja do świętowania jest dobra :) "When in Rome, do as the Romans do", ot co! ;pp
Fajnie, że Wasze dzieci mają okazję, by rozwijać swoje talenty. Może Bi odnajdzie się w gimnastyce i zapał jej nie minie, a może kiedyś nawet wyrośnie z niej sławna akrobatka? :) W każdym razie gimnastyka jest dobra, poprawia sylwetkę, wymusza prostą postawę, ładny chód, fajnie tak. Nik też na pewno sobie coś znajdzie. Macie dużo możliwości, zresztą nawet u nas na głuchej wsi jest teraz sporo zajęć dla dzieci, a i dojazd do większego miasta na inne zajęcia to też teraz nie problem. I też jestem zdania, by nie zapisywać dzieci na siłę, że sami sobie wybiorą zajęcia (choć marzy mi się po cichu, by Jerzyk chciał kiedyś trenować zapasy, żeby nikt mu nigdy nie podskoczył - a on sam na razie deklaruje chęć udziału w zajęciach z piłki nożnej, ale takich maluchów u nas jeszcze nie przyjmują). Gdy ja byłam dzieckiem, marzyłam o takich czy owakich zajęciach, ale nic dookoła nie było. Tak więc dziś nic nie umiem :D
Pozdrawiam Was serdecznie z mokrych, lekko ubielonych Kaszub :)
Nie wiem, jak Ty funkcjonujesz! :D Pamietam siebie z czasow kiedy Potworki byly malenkie. Tez spalam nieraz po 3-4 godziny i nastepnego dnia nawet szlam do pracy, ale czulam sie jak zombie, ciagle nieprzytomna! ;)
UsuńJa tez uwazam, ze Thanksgiving ma ladna otoczke i nie jest wazne, ze to nie swieto koscielne. No i tak jak piszesz, w przyszlosci Potworki pytalyby dlaczego my nie obchodzimy swieta Dziekczynienia, a wszyscy naokolo tak...
Co do Bi to wydaje mi sie, ze ona bedzie uprawiac jakis sport, bo widze, ze to zwyczajnie lubi. Ale z Nikiem ciezka sprawa... Bardzo chcialabym, zeby plywal, bo to dobre na kregoslup, a wydaje mi sie, ze on sie leciutko garbi i ma krzywe nozki, czego tutaj zwyczajnie nie diagnozuja... Ale uciesze sie, jezeli bedzie cwiczyl cokolwiek, bo kazdy sport wzmacnia miesnie i poprawia sylwetke...
Ja bylam spiochem- z wiekiem sie to zmienia ;) Dzis jestem szczesliwa, ze ni musze wstawac o 5,6 czy 7 moj budzik dzwoni o 7.30 choc ostatnio sama wstaje krotko po 7. Wiesz jaki fajny dlugi dzien mam ;)
OdpowiedzUsuńGdy dzieci byly male- boze kiedy to bylo?? Celebrowalismy kazda minute w lozku.
Ciesze sie, ze starasz sie spelniac marzenia dziec- to jest naprawde wazne, cos zawsze sie wykluje, cos zostanie a juz ruch to najlepsza forma rozwoju.
Co do kiermaszy itp. raczej nie spotkalam sie z tym przymusem- na adwntowych kiermaszach, czy festynach szkolnych forma datku byl udzial rodzicow- np grillowanie czy ciasto i kawa jako darowizna- a kupujacy to za symboliczna cene 50 ct badz euro dofinansowywali jakis cel.
Nie dus Meza- choc zyjac tam i majac dzieci potrzeba Ci chlopa ;) a gorala nie zmienisz ;) oni juz tak maja :)))
Hehehe, ci uparci gorale, no! :D
UsuńTutaj takie kiermasze, kiedy ochotnicy pieka, a ludzie to kupuja, organizuje nasz kosciol. Ale szczerze, to najczesciej ciasta pieczone sa z poproduktu z pudelka, a sprzedaja kawalki za taka cene, ze fiu fiu! :D
Wiem, ze z wiekiem zapotrzebowanie na sen sie zmienia. Pamietam jak moja mama byla gdzies w moim wieku. My z siostra buszowalysmy po pokoju i nieraz pamietam, ze juz solidnie burczalo mi w brzuchu, a nasza mama potrafila spac do poludnia! :O Za to kilka lat pozniej, kiedy stalam sie nastolatka i na mnie przyszla kolej na umilowanie do spania, wsciekalam sie jak cholera, kiedy matka wpadala o 8 w sobote do pokoju, zrzucala ze mnie koldre i darla sie, ze czas wstawac, bo ile mozna spac! :D