Ale wracajac do tytulu...
Ukonczenie 4 lat stalo sie dla Nika jakas tajemnicza granica, gdzie nagle jego zycie "nabralo rumiencow", ze sie tak symbolicznie wyraze. ;) Dotychczas Kokus byl takim slodkim, rodzinnym beniaminkiem, kochanym, rozpieszczanym, ale odsunietym nieco od pozarodzinnych atrakcji. ;) Tak naprawde, Kokus do niedawna nie mial ani wlasnych kolegow, ani swoich "spraw".
Tymczasem, jako przedszkolak, zaczal stawac sie pomalu pelnoprawnym czlonkiem spoleczenstwa. Oczywiscie wszystko na poziomie 4-latka. ;) Ma kolegow, ktorych Bi nie zna. Siostrze jest dosc ciezko sie z tym pogodzic, bo dotychczas lubila z wyzszoscia wypominac bratu, ze jej kumpelki robia to czy tamto, a on ich nie zna i to nie sa jego kolezanki. ;) Rowniez, dotychczas tylko Bi dostawala zaproszenia na przyjecia urodzinowe do kolegow z placowek edukacyjnych. I jeszcze kilka spraw by sie uzbieralo, w ktorych tylko Bi miala przyjemnosc uczestniczyc. O, chociazby fakt, ze Bi juz nart sprobowala (co prawda 2 lata temu, ale zawsze :D), a Nik stoku na oczy nie widzial! ;)
Wszystko jednak pomalu sie zmienia i dzis troche o pierwszych razach Kokusia. Czesc juz doswiadczyl, czesc szykuje sie w najblizszym czasie.
Po pierwsze, podczas goraczki przedswiateczno - noworocznej nie bylo jakos okazji napisac o tym czegos wiecej, ale 20 grudnia, Nik zaliczyl swoja pierwsza wizyte u dentysty. Tylko rutynowa kontrole, ale i tak niepokoilam sie, jak sie zachowa. Niepotrzebnie, bo Mlodszy spisal sie na medal. Otwieral buzie kiedy trzeba, plukal kiedy trzeba, wybieral smaki pasty oraz fluoru, a na koniec naklejki oraz nagrode ze "skrzyni skarbow". ;) Mnie, jako matke, bardziej interesowal stan uzebienia syna, ale tu tez nie bylo zastrzezen. Wszystkie zabki idealne, ufff... Nadal mam traumatyczne wspomnienia z leczenia ubytkow Bi. ;) Co ciekawe, dowiedzialam sie tez ze zabki Nika sa bardzo dobrze wyszorowane (sprawdzaja to smarujac zeby specjalna farba, ktora po wyplukaniu ust zostawia mniej lub bardziej wyrazny nalot). Zaskoczylo mnie to, bowiem Nik umyl zeby przed wizyta samodzielnie, spodziewalam sie wiec raczej komentarzy, ze gdzieniegdzie sa niedomyte. ;)
Jedynym "problemem" bylo wyciagniecie potem Nika z poczekalni pelnej zabawek, PlayStation oraz tv z bajkami. ;)
Po drugie, musze sie pochwalic, ze w zeszlym tygodniu, Nik zostal w przedszkolu "Gwiazda Tygodnia"!
(Kompletnie tego na zdjeciu nie widac, ale na gwiezdzie napisane jest "Star of the Week")
Niestety, nie napisze Wam za co otrzymuje sie tak zaszczytny tytul, bo tego zwyczajnie nie wiem. ;) Ciagle zapominam spytac nauczycielki, a Kokus nie potrafi mi tego wytlumaczyc. W kazdym razie co tydzien, tytul otrzymywany jest przez inne dziecko. Oprocz "medalu", dzieciaki maja przypinane odznaki na swoich szafkach. Widzialam, ze od poczatku roku kilkoro dzieci zostalo "Star of the Week" juz kilkakrotnie, nawet zaczelo mi sie przykro robic, ze Nik dotychczas nie dostal nominacji (bo ze jest najfajniejszy, najlepszy i w ogole, to przeciez powszechnie wiadomo :D)... A tu prosze, doczekalam sie! ;)
Po trzecie, w koncu Nik doczekal sie prawdziwego przyjecia urodzinowego!
Bi zrobilismy wieksza imprezke na Roczek, na trzecie oraz czwarte urodziny, ale Nik, jak przystalo na drugie, "pokrzywdzone" dziecko, dotychczas swietowal rocznice narodzin tylko w towarzystwie rodzicow, siostry, dziadka, ciocio-babci oraz chrzestnego. Nie moge powiedziec, zeby szczegolnie narzekal na taka niesprawiedliwosc, ale uznalam, ze 4 lata to juz odpowiedni wiek, zeby naprawde swietowac. Zawzielam sie wiec, ze nie dam sie grudniowemu wariactwu i nie odpuszcze! Co prawda imprezke zamowilam z premedytacja na styczen, ale zarezerwowac ja trzeba bylo jeszcze przed Swietami. A i tak wybor dat i godzin byl juz mocno ograniczony. :O
O samej imprezie jednak na koniec posta, bo tu czeka mnie troche wiecej pisaniny (i chce dorzucic kilka zdjec)... :)
Po czwarte, 1 lutego zaczynaja sie w naszym miasteczku, spotkania zapoznawcze dla rodzicow oraz dzieci zaczynajacych od wrzesnia zerowke. Mimo, ze Nik dopiero co skonczyl 4 lata, rocznikowo jednak ma juz piec i oficjalnie figuruje na liscie dzieci "zerowkowych". Co prawda na podjecie ostatecznej decyzji mamy czas do maja (a tak naprawde nawet pozniej mozemy w ostatniej chwili zmienic zdanie, tyle, ze czekaloby nas duuuzo bieganiny oraz papierologii), ale na wszelki wypadek postanowilam uczeszczac z Nikiem na te spotkania. Tym bardziej, ze zaczynam przekonywac sie, ze Mlodszy moze byc rzeczywiscie na zerowke gotowy. Np. piszac podsumowanie czterolatka w grudniu napisalam, ze Nik rozpoznaje niektore litery alfabetu. Otoz, w ciagu miesiaca, Kokus nagle zaczal ukladac swoje alfabetyczne puzzle praktycznie samodzielnie! Rozpoznaje wiekszosc liter, co wiecej zaczyna rozpoznawac jakie wydaja one dzwieki (a pamietajcie, ze w angielskim to nie jest takie oczywiste), poznaje tez wiekszosc cyfr od 1 do 10. Tak naprawde to musimy tylko nadal pracowac nad motoryka mala (na szczescie mamy na to jeszcze 8 miesiecy), ale jesli chodzi o wiedze i umiejetnosci, to Nik spokojnie powinien byc do wrzesnia gotowy na rozpoczecie "kindergarten". Chociaz moze nie powinnam pisac hop, zanim nie przeskocze, bowiem...
Po piate, w piatek (:D) powinnam otrzymac pierwszy, oficjalny raport postepow Kokusia. Wtedy bede widziala konkretnie, jak moje obserwacje przekladaja sie na umiejetnosci sprawdzane przez nauczycielki. Z raportow Bi z zeszlego roku pamietam, ze wszystkie te umiejetnosci sprawdzane byly wlasnie pod katem gotowosci do zerowki, wiec bede miala wszystko czarno na bialym. Gorzej jak okaze sie, ze Nik zupelnie sobie nie radzi... ;)
A po szoste, mam nadzieje, ze uda nam sie w tym roku zabrac Nika na wspomniane wyzej narty. Oraz lyzwy. Wszystko zalezy od pogody i humorow tatusia... Od pogody, bo od ponad tygodnia mamy wiosne! Temperatury na plusie, sniegu zero. Kolega z pracy byl w miniony weekend na jednym z naszych lokalnych stokow, i twierdzi, ze warunki sa beznadziejne. Potrzebujemy temperatury choc troche blizej zera i sporo naturalnego puchu. A w prognozach ciiisza...
Z lyzwami nie jestesmy na szczescie uzaleznieni od Matki Natury. Ale za to M. jest Zima cholernie ciezko wyciagnac z domu... A sama dwojki nie ogarne, niewazne czy to stok czy lodowisko...
To teraz cos wiecej o przyjeciu urodzinowym. :)
Jak wiecie, mieszkamy daleko od rodziny i nie mamy na miejscu maloletniego kuzynostwa. Nie posiadamy rowniez zbyt wielkiej grupy znajomych. Aby wiec zorganizowac Potworkom prawdziwy "kinderball", nie ma wyjscia, trzeba zaprosic dzieciaki ze szkoly/przedszkola. U Bi w szkole panuje zasada, ze albo zaprasza sie wszystkie dzieci z klasy, albo zaproszenia trzeba dostarczyc poza placowka. U Kokusia takich ograniczen nie ma, ale kiedy probowalam podpytac Synka, z kim sie najbardziej kumpluje, nie potrafil wybrac. Co bylo robic? Zaprosilam wszystkie dzieciaki, spodziewajac sie, ze moze polowa przyjdzie. Hahahaha!!! Z powodu przerwy swiatecznej, powsuwalam dzieciom zaproszenia do szafek z ponad 3-tygodniowym wyprzedzeniem. I zaczelam sie martwic, ze przyjdzie ich 2-3, bo po dwoch tygodniach tyle dostalam odpowiedzi! :O A potem zaczely splywac w takim tempie, ze zrobilam sobie liste w telefonie, zeby sie nie pogubic... ;) W poniedzialek poprzedzajacy impreze, mialam potwierdzonych 13 dzieci (plus Potworki), w piatek juz 17. Koniec koncow, dzieci bylo... TAMTARAMTAM! Dwadziescia dwoje!!! :O Z calej grupy przedszkolnej, tylko 4 dzieci nie przyszlo (z czego trojka to rodzenstwo). Do tego ta garstka dzieci znajomych, ktora mamy i zrobila sie gromada, ze ho ho!
Co podnioslo mi z lekka cisnienie, to zachowanie niektorych rodzicow . Dwoje nie odpowiedzialo na zaproszenie w ogole. O ile jedna dziewczynka sie rzeczywiscie nie pojawila, o tyle druga mama nie tylko jednak przyszla ze swoimi blizniakami, ale przyprowadzila dodatkowo starsza corke! Inna para rowniez przyszla ze starszym dzieckiem! Naprawde rozumiem, ze czasem nie ma wyjscia, ale ja do cholery place za impreze "od lepka"! Zapraszajac licze sie oczywiscie z tym, ze ktos moze nie miec wyjscia i przyprowadzi ze soba starsze/mlodsze dziecko, ale do jasnej ciasnej, wolalabym byc o tym uprzedzona! Jedna mama, odpowiadajac na zaproszenie, zapytala czy moze przyprowadzic drugiego synka. To ja rozumiem!
Dobrze, ze po trosze spodziewalam sie takiej sytuacji i przygotowalam nadprogramowe "favors" czyli upominki dla malych gosci. Na szczescie dla wszystkich starczylo i nawet jedna zostala dla Bi. Inaczej bylaby niepocieszona, bo obiecalam jej, ze te, ktore sie "ostana", beda jej. :D
Oprocz tych niewielkich zgrzytow z dobrymi manierami pewnych doroslych, przyjecie w pelni sie udalo. Dzieciaki dobrze sie bawily, a Kokus zachwycony byl cala, skupiona na sobie uwaga. Wlozyl korone, zasiadl na tronie i upajal sie swoim dniem. ;)
(Krol Kokus Pierwszy :D)
Tort byl paskudny (nie znosze tych amerykanskich ciast i slodkich polew), ale tu nie o smak, a o styl chodzilo. ;)
Dzieciarnia wyszalala sie na dmuchancach...
(Nie mam pojecia jak to sie stalo, bo fotke robilam w pospiechu zanim smarkateria "ucieknie", ale na zdjeciu grupowym jest "tylko" 16 dzieci. :P)
...potem pozarla pizze...
(Siostra odmowila zajecia miejsca obok solenizanta i usiadla po drugiej stronie salki)
...zaspiewala "Sto Lat"... A przepraszam, to nie ten kraj... ;) Zaspiewali wiec Happy Birthday, Nik zdmuchnal swieczke...
...wszyscy pojedli slodkiego paskudztwa zwanego tortem... I po imprezie! :)
Rozpakowywanie prezentow w domu, to byl istny szal! Przy takiej ilosci dzieci, mozecie sobie wyobrazic ile przybylo nam pojazdow! :O Jestem wdzieczna, ze kilkoro osob podarowalo Nikowi ksiazeczki, gry oraz "gift cards". Teraz musze jeszcze powypisywac "thank you cards" i czekamy do maja, na urodziny Bi. Jak dobrze, ze nie musze organizowac przyjec urodzinowych co miesiac... :D
Do przeczytania! :*
Kocham te Twoje tasiemce, jak Cię nie ma to Cię nie ma, a jak napiszesz to hoho!!
OdpowiedzUsuńJakoś mam wrażenie, że te "pokrzywdzone" młodsze dsieci, dużo szybciej się rozwijają, szybciej łapią - może chcą "dogonić" to starsze? Nie wiem, ale myślę że Kokuś sobie poradzi w zeroce, a raport który o nim dostaniesz pewnie Cię zaskoczy, ile to Twój synek potrafi :)
Wiesz też nie lubiętakich niespodzianek na urodzinach, ostatnio jak Martyna dostała zaproszenie to zadzwoniłam do mamy tego dziecka i zapytałam czy mogę zabrać Kasię, chciałam za nią sama zapłacić, bo w końcu to "obce" dziecko ale w ostateczności został gościem również (w rewanżu ja też zaprosilam oboje dzieci - dziewczynkę solenizantkę czy tam jubilatkę zawsze mylę, które do czego i jej brata - na urodziny Martyny, więc jakby się wyrównało ;).
Chcialabym nauczyć się i dzieci jazdy na nartach, w tym roku odpuszczę, bo Kasia za mała, ale jak w lipcu skonczy trzy lata to chyba sprobujemy :)
My wzielismy Bi na stok dwa lata temu, kiedy nie miala jeszcze 4 lat skonczonych i nie tylko swietnie sobie radzila, ale i bardzo jej sie podobalo! :)
UsuńJa nie mam nic przeciwko rodzenstwu, jesli mnie ktos uprzedzi. Sama mam dwoje dzieci, wiec wiem, ze nie zawsze tata jest pod reka, zeby z drugim zostac. Ale na przyjecie Nika przyszla jedna rodzina niespodziewanie z dodatkowym dzieckiem, a druga w ogole przegiela, bo nie tylko nie odpowiedziala na zaproszenie a sie zjawila, ale jeszcze przyprowadzila starsza corke. No ludzie! :O
Masz racje, te mlodsze wcale takie pokrzywdzone nie sa. Od malego musza walczyc o uwage I rownouprawnienie i niezle ich to hartuje w stosunkach miedzyludzkich. ;)
Kokus wyrasta i bedzie nam wszystkim chyba tutaj ciezko to zaakceptowac ;)
OdpowiedzUsuńPiekny mial ten swoj dzien- a jaki dumny i szczesliwy :)
Popieram, dobrze, ze urodziny sa tylko raz w roku!
Zycze sniegu i nart !!!
Narty byly, ze sniegiem nadal marnie! ;)
UsuńNiestety, Nik rosnie, zmienia sie w malego chlopca, a matka nadal widzi swojego malego bobaska... ;)
Super impreza! Ale się Nik cieszył pewnie, że miał tyle gosci :)
OdpowiedzUsuńNik z lekka zglupial i nie wiedzial z kim szalec najpierw! :D
UsuńHeh, no u nas te urodziny dziewczyn są bliżej siebie i... I jakoś wolałabym dłuższą między nimi przerwę :)
OdpowiedzUsuńZachowanie rodziców absolutnie mnie nie dziwi, pamiętasz zapewne, że pisałam u mnie o czymś podobnym. Co prawda sytuacja z przyprowadzaniem "dodatkowych" dzieci mnie osobiście nie spotkała (jedna mama zapytała i zapewniła, że jeśli trzeba będzie, to Ona dopłaci. Oczywiście nie pozwoliłabym sobie na to, bo jedno dziecko nie robiło nam różnicy.) ale już nie potwierdzanie to po prostu standard. Jakże mnie irytujący, bo raz- że tort, dwa- przecież mogłabym zaprosić w to miejsce inne dzieci, tym bardziej, że Lila lubi sporo dzieci też z podwórka, a u nas te sale zabaw są jednak mocno ograniczone wielkością. Nie ma możliwości zaproszenia wszystkich dzieci z przedszkola i jeszcze ulubionych kolegów i koleżanek z podwórka.
Zabawnie piszesz o tym awansie społecznym Kokusia, ale chyba coś w tym jest. W końcu 4lata to już poważny wiek :)
Tak wlasnie pomyslalam, ze jak juz Kokus wyszedl spod domowo - opiekunkowych skrzydel, to niech juz ma ten pierwszy "bal". ;)
UsuńMasz racje. Mi az troche glupio bylo przed pracownikami tej sali zabaw. Tydzien przed impreza dzwonili i powiadomilam, ze mamy 15 dzieci. W piatek zrobilo sie juz 19 i zastanawialam sie czy nie zadzwonic i nie uprzedzic, ale bylam tam juz wczesniej i stwierdzilam, ze raczej gotowi sa na to, ze moze byc pare dodatkowych malolatow. Ale w koncu bylo az 22, a to niemal dwukrotnie wiecej niz im pierwotnie powiedzialam! :(
Z tortem to samo. Tydzien wczesniej zamawialam go i myslalam o wzieciu mniejszego, bo wydawalo mi sie, ze wystarczy. Zamowilam jednak wiekszy i cale szczescie, bo przy tylu dzieciach oraz niektorych doroslych chetnych na slodkosci, z naprawde ogromnego torta zostaly 3 (slownie: trzy!) kawaleczki! :O
Gdyby Potworkowe urodziny byly tak blisko jak Elizki i Lilci, to pewnie robilabym im jedno, wielkie przyjecie i z glowy! ;)
Rzeczywiście, takie tasiemce wynagradzają czas kiedy Cię nie ma. Jeszcze lepiej! Ja czasem czytam kawałek, a po dwu dniach wracam i doczytuję :D Zastanowiło mnie, że Nik był na cztery latka u dentysty. Nam lekarka na bilansie dwulatka kazała iść, a ja do teraz się nie mogę zebrać. Nie wiem. Jakoś nie wyobrażam sobie naszego histeryka otwierającego buzię, by jakaś obca osoba jej tam grzebała. Koszmar jakiś. Właśnie - a u okulisty byliście już? Bo też nam kazali...
OdpowiedzUsuńDobrze, że impreza się udała, mimo kilku wnerwów. Widzisz, niektórzy rodzice nie mają kultury. A może i nawet rozumu?
Nasza pediatra tez mi trula o dentyscie odkad Bi skonczyla 2 latka. ;) Wiedzialam jednak, ze wtedy to bylaby trauma dla nas obu. Poszlam z nia wlasnie w okolicach 4 urodzin, kiedy nabrala troche rozsadku. ;) Z Nikiem tez zdecydowalam sie poczekac az skoczy 4 latka, ale glownie dlatego, ze chcialam, zeby rozumial juz wiecej angielskiego i byl w stanie samodzielnie wykonywac polecenia. :)
UsuńCo do badania wzroku, to pytalam mojej okulistki i powiedziala, ze wystarczy, jak sie dziecku przebada oczy przed rozpoczeciem szkoly. Z Bi w koncu nie poszlam, bo nie widzialam niczego niepokojacego, a badanie wzroku u pediatry miala przy bilansie 5-latka. Z Nikiem byc moze bede musiala pojsc w okolicach kwietnia - maja, jesli to badanie jest wymagane przed szkola, bo bilans 5-latka, bedzie mial dopiero w grudniu.
A tamci rodzice sa raczej bez kultury. Takie przyjecia sa tutaj bardzo popularne i nie wierze, ze ktos moze nie wiedziec, ze placi sie za nie od ilosci dzieci... :/ Dodatkowo, kazdy maly gosc dostaje tu tzw. "goodie bag" i nie wiem, ze ci rodzice nie pomysla, ze jesli nie odpowiedza, to jego dziecko moze takiego upominku nie dostac, bo nikt sie go nie bedzie spodziewal... I jak takie dziecko by sie czulo? :/
Ja na szczęście jak do tej pory zapraszałam tylko dzieci naszych znajomych, więc z potwierdzeniem przyjścia nie było problemu;) I zapraszam od razu z rodzeństwem jak takowe posiada, bo sama rozumiem jak to jest jak ktoś zaprasza tylko jedno moje dziecko. No, ale między znajomymi prościej jest wyjaśnić takie rzeczy niż wśród rodziców ze szkoły/przedszkola, których się właściwie nie zna.
OdpowiedzUsuńJa nawet ze znajomymi mialam problem, bo kolezanka z pracy mi dlugo nie odpowiadala. ;) Dobrze, ze z nia pracuje, wiec sie po prostu spytalam, a ona zaskoczona myslala, ze dawno powiedziala, ze beda! ;)
UsuńJa nie mam nic przeciwko przyprowadzaniu rodzenstwa, jesli sie wczesniej uprzedzi. Sama mam dwojke dzieci i tez zdarzylo mi sie przyprowadzic Nika na przyjecie ktorejs z kolezanek Bi, bo M. mial jakies plany i nie mogl z nim zostac. Tyle, ze wczesniej grzecznie spytalam czy nie stanowi to problemu. Ale jak ktos bez uprzedzenia przyprowadza drugie dziecko, albo jeszcze lepiej, wcale nie odpowiada na zaproszenie, a potem zjawia sie z zaproszonym dzieckiem oraz jego starsza siostra, to juz mocna przesada. ;)
Widzę, że przyjęcie się udało i że solenizant bardzo zadowolony :) A to najważniejsze :) Nawet nie chcę pytać, ile płaciłaś przy takim ogromie urodzinowych gości o.O Szczęśliwie jednak urodziny są raz do roku, a dzieci będą je pamiętać przez całe życie, więc można zaszaleć... Moja przyjaciółka ma najwygodniej, bo choć ma trzech synó, to wszyscy są z października i robi im wspólne imprezy, co jednak jest sporą oszczędnością :D
OdpowiedzUsuńA ja się właśnie zastanawiam, czy zrobić jakiś malutki kinderbal na dwa latka Reginki (też ma urodziny w maju, jak Bi). Jerzyk na dwa latka miał zabawę z kuzynostwem i koleżanką na placu zabaw z basenem z piłkami, więc może powtórzę coś podobnego... Nie chcę, by mi za kilka lat wypominali, że tylko jedno z nich ma kinderbale ;pp
Jeszcze raz najlepszego dla Kokusia :) Gratuluję też postępów w nauce - łał, zdolny z niego chłopczyk! Szkoda, że dorosły nie ma tak chłonnego mózgu jak dzieci ;p
No nie? ;) Dzieciaki w lot wszystko lapia, a "staremu" powtarza sie piec razy, a i tak zapomni! ;)
UsuńWlasnie tak sobie pomyslalam, ze Bi miala wieksze przyjecie na roczek, na trzy latka oraz na cztery. Tylko na dwa oraz piec sie nie zmobilizowalismy. A Nik dotychczas nic! ;)
Ja Ci moge napisac, ze za przyjecie zaplacilam, przy tylu dzieciach, 423$, plus 40$ za tort. ;) Przy tutejszych zarobkach, nie jest to moze fortuna, ale tanio tez nie jest, oj nie. Szczegolnie, ze zakladalam, ze powinnismy zmiescic sie w 350$. Naiwna! :D
Ale, tak jak piszesz, dzieci maja tylko jedno dziecinstwo. Zreszta, mysle, ze takie bale, gdzie beda chcieli zapraszac wszystkich kolegow z klasy, szybko sie skoncza. Mysle, ze za rok, gora dwa, Bi bedzie chciala miec przyjecie tylko z dziewczynkami, albo w ogole, tylko z blizszymi przyjaciolkami. Nik tak samo, bedzie mial ulubionych kolegow i tych, ktorych nie bedzie chcial zapraszac. I skoncza sie wielkie imprezy. ;)
Prawdziwy król na tronie, super!:-)
OdpowiedzUsuńHehehe, prawda?! Swietny mieli pomysl z tym tronem i korona!
UsuńWow, to gosci bylo tylu, ze szok. Mi tez na Mikusia urodziny od dwoch dzieci rodzicow mie dostalam w ogole odpowiedzi, okropne to !!! Najwazniejsze, ze Kokus zadowolony. Tron mial cudny!
OdpowiedzUsuńJa sama w szoku bylam, bo spodziewalam sie, ze z przedszkola malo kto sie zjawi. A tu prawie cala grupa przyszla! :O
UsuńJa wlasnie nie wiem, co z tymi rodzicami jest?! Tak trudno odpisac: przepraszam, nie bedzie nas? No naprawde! A mi (jak pisalam) dodatkowo jedna mama nie odpisala, ale sie zjawila i to w dodatku z dodatkowym dzieckiem! :/
Tron maja w tej sali zabaw swietny! I jeszcze korona do tego! ;)
Ale piękny tort! :)
OdpowiedzUsuńI po zdjęciach widać, że zabawa udana :)
Piekny, ale niesmaczny. ;) Tyle, ze tutaj chodzilo mi w rzeczy samej o jego wyglad, a nie smak. :D
UsuńZabawa byla zwariowana! Przez godzine skakania, swoich dzieci praktycznie nie widzialam na oczy! ;)
Patrz, coś w tym jest - Tola na dniach zostanie 4 latka i też dostanie pierwsza imprezę w klubie :) ;)
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie jak musiał być słodki tort, No ale straż pożarna.. :)
U nas zaproszonych jest w sumie ok 30 dzieci, bo Tola będzie miała wspólnie z Tymkiem urodziny i też zapraszalismy całe grupy No bo tak faktycznie wypada robić. I już się boję ;)
I wiem co to znaczy potem tyle prezentów w domu..
W domu to byl sajgon, naprawde! Nik biegal miedzy paczkami i wlasciwie to chcial wszystko otwierac na raz! A w tym szale ja, probujaca zapisywac co jest od kogo, zeby potem ladnie podziekowac w "thank you cards"! :D
UsuńNa torcie, polowa jego grubosci, to byl kolorowy lukier, fuuuj! Ale styl robi wrazenie! ;) Szkoda, ze autko Nik zgubil jeszcze na przyjeciu... :/
Oj, to tez czeka Was impreza na 100 fajerkow! :D
Dobrze wiem o czym mówisz z tymi urodzinami... My co prawda zabraliśmy Jasia na urodziny do Oliwki kolegi, ale chcieliśmy za niego normalnie zapłacić i nawet mi trochę głupio było, że wchodzi za darmo, ale skoro wchodził w miejsce innego dziecka, które się rozchorowało... Nie rozumiem, jak można nie potwierdzić, a potem przyjść. U nas zaprasza się tylko konkretne dzieci i całe szczęście, bo już na imprezę na 25 osób nie byłoby mnie stać...
OdpowiedzUsuńU Bi maja wlasnie wymog, ze albo zaprasza sie cala klase, albo trzeba zaproszenia wreczyc poza szkola. Z jednej strony dobrze, bo niezaproszonym dzieciom byloby przykro, ale z drugiej nie kazdy chce zapraszac 18 dzieci. U Nika w sumie nie widzialam innego wyjscia, bo on wszystkie dzieci lubi i nie umial wybrac. Ale Bi np. wiem ze wkracza w wiek, gdzie z chlopcami nie chce sie juz bawic, woli dziewczynki. Ale na jej urodziny bede musiala zaprosic chlopakow, bo nie znam rodzicow na tyle, zeby zapraszac poza szkola... :/
UsuńJa wlasnie tez nie rozumiem, jak mozna nie odpowiedziec na zaproszenie, a potem sie zjawic. Dla mnie w ogole niepojete, zeby nieodpowiedziec, bo kazdy przeciez chce wiedziec ilu bedzie gosci... Ale jak juz ktos sie nie pokwapi zeby wyslac smsa, to dla mnie jest oczywistym, ze go nie bedzie. A raczej "bylo" oczywistym, bo jak widac, zdarzaja sie niespodzianki. ;)