Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

środa, 7 grudnia 2016

Mikolaje, Mikolajki i takie tam...

Do Swiat jeszcze prawie 3 tygodnie, ale w Potworkowie zrobilo sie niespodziewanie mikolajowo. :)

Jak pisalam ostatnio, nasz kosciol urzadzil doroczne przyjecie bozonarodzeniowe dla dzieci. Potworki wyczekiwaly go juz od dwoch tygodni, Bi odliczala dni w kalendarzu i na mysl, ze cos mialoby przeszkodzic w ich uczestnictwie w tym arcywaznym wydarzeniu, az cierplam. :) Jak to w zyciu bywa, a raczej w sezonie chorobowym, oczywiscie malo brakowalo, a nie pojechalibysmy, ale o tym pozniej. ;)

Zaliczylismy wiec przyjecie, a po drodze kilka(nascie) razy zalowalam, ze wyciagnelam M. z nami... Maz moj bowiem przed wyjsciem, a pozniej wiekszosc drogi jeczal, ze wolalby zostac w domu i odkurzyc oraz pomyc podlogi.

A ja zawsze chwale go, jaki to on rodzinny i w ogole... Tiaaa...

No, ale sama mialam sie z dwojka Potworkow pchac w te tlumy i scisk?! Mowy nie ma! ;) Nie posiadlam jeszcze zdolnosci rozdwojenia sie, ani nie dorobilam drugiej pary oczu w tylu glowy. :/ Juz trzeci rok z rzedu uczestniczymy w tym przyjeciu i w dwa poprzednie, bylo strasznie duzo dzieci, a wiec i rodzicow, w sali panowal scisk, a male berbecie ginely z oczu, kiedy oddalily sie dalej niz na metr... Spodziewajac sie czegos podobnego, twardo nakazalam M. jechac, czy mu sie to usmiecha, czy nie. Odkurzanie poczeka na lepszy czas. ;)

Okazalo sie jednak, ze moglam zostawic go spokojnie w domu i przynajmniej nie musialabym potem sama zasuwac z odkurzaczem. :/ Nasz kosciol dopadl bowiem jakis niz demograficzny. Najwyrazniej sporo dzieciakow z dwoch poprzednich lat bylo przy gornej granicy wiekowej (przyjecie jest dla dzieci do 10 lat), a wiec w tym roku juz sie nie zalapaly na impreze. Patrzac na zdjecia i porownujac je z zeszlym rokiem, wyglada, ze zabraklo tak z 1/3 dzieciarni, a to naprawde sporo.

W rezultacie, obszerna sala byla na tyle pustawa, ze moglam spokojnie zostawic Potworki przy zabawach i odejsc do stolika napic sie kawy. Wystarczylo sie lekko wychylic i mialam ich caly czas na oku.

Przy okazji wspominek z poprzednich lat, z westchnieniem stwierdzilam, ze dorastaja te dzieciaki...

Podczas pierwszego przyjecia, w ktorym wzielismy udzial, Bi miala 3.5 roku, a Nik 2. Bi nawlokla cukierkowy naszyjnik, chciala balonowego kwiatka, ale od malowania buzi uciekla z fochem, a od Mikolaja trzymala sie jak najdalej. Nik za to, znudzony, zajal sie glownie marudzeniem, a potem urzadzil awanture, bo dostal spychacz, zamiast ciezarowki. :D Zeby usiedli na dywanie z innymi dziecmi, rowniez ja musialam klapnac na podloge. ;)

Rok temu, Bi miala juz 4.5 roku, a Nik na dniach konczyl 3. Bi wziela udzial we wszystkich zabawach oraz dala sobie pomalowac buzie. Nik zabawy mial gdzies, ale dostal balonowy miecz, ktorym najpierw probowal stracac bombki z choinki, a potem dzgal inne dzieci, glownie siostre, po glowach. :D Oboje jednak grzecznie (dobra, Nikowi musialam zabrac miecz, bo nadal tracal nim wszystkich naokolo) usiedli na dywanie, a potem podeszli do Mikolaja po prezenty.

W tym roku, moge stwierdzic z satysfakcja, ze oba Potworki w pelni z przyjecia skorzystaly.



Oboje udekorowali ciasteczka, oboje nawlekli cukierkowe naszyjniki i oboje cierpliwie wystali w kolejce po balony.





Bi stworzyla jeszcze piankowa dekoracje bozonarodzeniowa, Nikowi nie starczylo czasu. Nik za do dal sobie pomalowac buzie, na... tygrysa!



Bi zas zazyczyla sobie spadajaca gwiazdke, ale na rece, nie na twarzy, bo ona chciala ja widziec. ;)

Tylko do Mikolaja podeszli sceptycznie i niezbyt chcieli pozowac przy odbieraniu prezentow.





Za to pod koniec przyjecia, jak gdyby nigdy nic, wgramolili mu sie na kolana do zdjecia.



I badz tu czlowieku madry. Mozliwe, ze wczesniej chcieli po prostu chwycic za paczki i ruszyc do ogladania upominkow, a tu matka im glowy zdjeciami zawraca. :D

A jak to sie stalo, ze prawie ominela nas taka zabawa?

Zadna to wielka zagadka. Po prostu, Mlodszy sie pochorowal. ;) W zasadzie to niewiadomo co mu bylo. W sobote rano wydal mi sie jakis cieplawy, chociaz za bardzo nie marudzil. To znaczy, nie bardziej niz zwykle. ;) Zlapalam za termometr, a tam juz 38.4! Noszzzzz... Na nic nie narzeka, nic go nie boli, nie smarcze, kaszlnie sobie od czasu do czasu (ale to pozostalosc po poprzedniej infekcji). Obstawiam jakiegos wirusa. Bi tez miewala kiedys takie goraczki bez innych objawow.

W kazdym razie, goraczka trzymala Kokusia przez cala sobote, sobotnia noc i niedzielny ranek. A tu przyjecie po poludniu! :/ Bi (gumowe ucho) uslyszala nasza rozmowe, ze moze trzeba zrezygnowac i uderzyla w placz. Co robic? Zabrac tylko ja? Nik bedzie ryczal. Zeby jeszcze byl naprawde powaznie chory... Ale zarowno po zbiciu, jak i z goraczka, Mlodszy biegal, bawil sie, szalal, zupelnie niczym zdrowe dziecko. Tylko apetytu nie mial.

Stwierdzilismy, ze jedziemy. W koncu to tylko dwie godziny zabawy. Mikolaj jest raz do roku, szkoda, zeby Nik musial zrezygnowac z takiej gratki, skoro czuje sie zupelnie dobrze...
Mlody bawil sie swietnie, ale po powrocie do domu, temperatura znow zaczela mu isc w gore. Podalam syrop przeciwgoraczkowy, z rezygnacja szykujac sie na pozostanie w domu kolejnego dnia i zabranie go do lekarza. Tymczasem, po popoludniowej dawce lekarstwa, temperatura pozostala juz w normie. Nie podrosla nawet do stanu podgoraczkowego... Ki diabel?

Teraz mam tylko nadzieje, ze Bi sie nie zarazila. Chociaz watpie, bo mamy srode i sie trzyma (tfu, tfu, byle nie przechwalic!). :)

*

Poza tym, w poniedzialek spadl nam pierwszy snieg! Drugi, jesli liczyc mokra breje z konca pazdziernika. ;) Tym razem jednak, opad byl zdecydowanie sniegiem, choc spadlo go zaledwie 2 cm i znikl jeszcze tego samego dnia. Co nie przeszkodzilo szkolom miec 90 min opoznienia. :O Kurcze, no! Wstaje rano, sprawdzam na telefonie maile. Nie ma nic. Spogladam za okno. Trawniki biale, ale drogi czarne. Dobra nasza. Zagladam jeszcze na wszelki wypadek na strone szkoly, a tam jak byk, wielkie ogloszenie o opoznieniu! Okazalo sie, ze moj telefon, jakims cudem, nie zaladowal nowych maili... :/

Pozytek z opoznienia byl chociaz taki, ze poniewaz Bi zaczynala dopiero o 10:15, wiedzac, ze za kilka godzin bialosc zniknie, pozwolilam Potworkom wyjsc na chwile na dwor, pocieszyc sie sniegiem. Szczegolnie, ze nie wiem kiedy znow go zobaczymy.



Nik rzecz jasna wrocil do domu z placzem juz po 10 minutach, bowiem zachcialo mu sie odsniezac grilla golymi raczkami. Przybiegl zawodzac zalosnie, ze lapki go bola. ;)

*

Poniewaz grudzien zaczal sie juz jakis czas temu, ktoregos pieknego dnia, pomyslalam, ze fajnie byloby zawiesic swiatelka na plotku. Sznur lampek znalazlam w piwnicy bez problemu, natomiast nie udalo mi sie zlokalizowac automatycznego wlacznika, ktory zapala lampki o zmierzchu i gasi po kilku godzinach. Poniewaz nie usmiecha mi sie wylazic na zewnatrz dwa razy kazdego wieczora, zeby lampki wlaczyc, a potem wylaczyc, a zostawienie ich wlaczonych 24/7 (wzorem sasiada) to marnotrawstwo pradu, poslalam na poszukiwania malzonka. Niestety i on wrocil z pustymi rekami, za to z pretensja, co ja tez z tym wlacznikiem uczynilam. Bo kurcze, nie mam nic lepszego do roboty, tylko chowac potrzebne akcesoria! :/ Niejasno mi sie teraz kojarzy, ze kiedy chowalismy swiatelka w styczniu, cos bylo z tym wlacznikiem nie tak, ale nie pamietam co... W kazdym razie, najprawdopodobniej wyladowal w koszu. M. zamowil nowy, ale nie przyszedl on okreslonego w mailu dnia. Kiedy minely dwa dni, a po wlaczniku nie bylo sladu, napisal do sprzedawcy. Ten, w odpowiedzi, zwrocil mu pieniadze. Bez slowa wyjasnienia... :/ M. zas, bez konsultacji ze mna, zamowil kolejny, zamiast po prostu podjechac po niego do najblizszego supermarketu... Ech... W ten sposob, do Swiat zostalo 2.5 tygodnia, a swiatelka nadal czekaja na podlaczenie. :( Dzis rano, Nik, wyjrzawszy przez okno, oswiadczyl z pretensja, ze "Wsyscy maja ozdoby, tylko my nie!". ;)

*

Zaliczylismy tez Mikolajki! :) Jakzeby inaczej?! Tubylcy robia wielkie oczy, bo nigdy o Mikolajkach nie slyszeli, ale co tam! My kontynuujemy polskie tradycje! :D

Dzien wczesniej, Potworki pieczolowicie postawily buty przy tylnych drzwiach, Bi upewnila sie, ze Mikolaj da rade dostac sie do srodka pomimo braku kominka, po czym poszli lulu. Rano, obudzily mnie podniecone szepty z dzieciecego pokoju, jeszcze zanim zadzwonil moj budzik. ;) Okazalo sie, ze Potworki zastanawialy sie, czy Mikolaj juz dotarl, ale troszke obawialy samotnej wedrowki przez nadal ciemnawy dom. :) W koncu przyszly do mojego lozka, z pytaniem czy "swiety" juz byl. Na moja rade, zeby poszli i sprawdzili, miny troche zrzedly, ale Bi szybko umyslila sobie, ze jest tam Majusia (tiaaa, najtchorzliwszy pies pod sloncem, hehe...), wiec ona sie nie boi.

Po chwili wrocili biegiem, krzyczac jedno przez drugie, ze byl, byl, sa prezenty! I z pytaniem, czy moga je otworzyc (!). Nie wiem, skad takie nagle oniesmielenie. ;)
Niestety, Nikowi mina nieco zrzedla, bowiem pamietajac, ze w grudniu czekaja nas jeszcze urodziny Nika oraz Swieta, na Mikolajki postawilam na prezenty, hmmm... praktyczne. No, moze nie do konca praktyczne, w koncu to nie majty, ale edukacyjne. Nik dostal alfabetyczne puzzle, a Bi takaz odmiane gry w "memory". O zalamce zwiazanej z ta gra za chwile, a narazie o fochu Nika, ktory oznajmil, ze on nie chcial takiego prezentu (a tymczasem uklada alfabet 3 razy dziennie...). Powiedzialam wiec, ze moze go polozyc z powrotem przy drzwiach. Napiszemy notke do Mikolaja, ze puzzle sie Kokusiowi nie podobaja i ten je zabierze.
"I psyniesie cos innego?" - pyta moj syn z nadzieja.

Cwaniak! :D

Kiedy stlamsilam ta nadzieje w zarodku, Nik wielce obrazony uznal, ze jednak puzzle sobie zostawi. ;)





Takie okazje niesamowicie mnie wzruszaja... Przypominaja mi wlasne dziecinstwo i ta niesamowita wiare w swiateczno - grudniowa magie. Szkoda, ze tak malym i niewinnym, cieszacym sie z najmniejszego drobiazgu i budzacym sie co rano z nieustajacym entuzjazmem, jest sie tylko przez krotki czas zycia... :( Mam nadzieje, ze uda mi sie zachowac Potworkowa ufnosc oraz wiare w to, ze swiat jest piekny i dobry, jeszcze chociaz przez kilka lat...

Teraz o grze Bi. To takie zwyczajne "memory", tylko nieco utrudnione, bo zamiast dopasowywac obrazki, trzeba dopasowac mala literke do duzej. Na pudelku zaznaczone, ze gra otrzymala jakas nagrode na jedna z najbardziej kreatywnych gier, czy cos w tym stylu. W sumie pomysl nieglupi, ale... Wlasnie, ALE.

Do kazdej literki przypisany jest obrazek z obiektem, badz zwierzatkiem, ktore zaczyna sie na dana litere. I wiecie, co jest na obrazkach z literka "K"? Rysunek KOTA! Caly alfabet jest anglojezyczny, zeby nie bylo watpliwosci... ;) A nawet kompletny laik wie, ze kot to po angielsku CAT! Pisane przez "C", a nie "K"!
Chyba pokusze sie o maila do dystrybutora (bo producent jest zapewne w Chinach) i zdrowo go przeklne. Skoro kupuje edukacyjne zabawki, robie to z mysla, zeby moje dziecko sie czegos nauczylo! Tymczasem tutaj nauczy sie, ze "cat", pisze sie "kat". :/

Niewykluczone, ze trafila mi sie podroba tej gry. Tylko, nawet podroba, moglaby byc gorszej jakosci, ale chociaz merytorycznie poprawna. :/

13 komentarzy:

  1. Wow jaka świetna impreza :D Chociaż jak znam życie to moi chłopcy na zabawę by się wypięli i skorzystałaby jedynie Ela...
    Zdjęcia super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje. Starsi chlopcy zazyczyli sobie po balonowym mieczu i biegali po sali nawalajac sie nimi nawzajem! Coz, dla kazdej grupy wiekowej cos milego! ;)

      Usuń
  2. Musisz zabrać z gry Bi te dwa elementy, ponieważ faktycznie wprowadzi to tylko zamęt. Co za - a już zostawie to bez ciągu dalszego ;) Nasz Mikołaj zostawił w butach Kinder jajko i swoją mała czekoladową podobiznę, a mnie rózgę, więc nie wiem chyba powinnam reklamację zgłosić ;) Najfajniejsze jest to, że Martyna spowrotem uwierzyła, że w nocy przychodzi Mikołaj, że to wcale nie rodzice podkładają upominki :) Kasia cieszyła się przez cały dzień: "Kołaj, był, niesamowite, w buciki wlożył jajko, ale numel!!" i tak calutki czas, w kółko, ta radość :)
    U mnie lampki i choinka dopiero bliżej Świąt, tak się opatrzy nic z magii nie zostanie :) Może ulegnę i pozwolę moim Gwiazdom ubrać ich taką malutką, żeby miały, ale duża będzie czekala na odpowiedni moment :)
    Ze śniegiem jak u nas, a jak przyjdą Święta to zostanie blotnista breja i tylko wspomnienia, że kiedyś było inaczej, że kiedyś Święta były białe, że czasem ciężko się było przez zaspy przebić. Nie pamiętam kiedy ostatnio można było swobodnie pojeździć na sankach, bez obawy że za jakąś chwilę zaryjesz w drogę, ani śniegu który utrzymał się dłużej niż dwa trzy dni. Może w tym roku? Może :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie. U nas na koniec tego tygodnia zapowiadaja arktyczne zimno, a na Swieta duze ocieplenie - jakby inaczej. ;) Jak narazie nie mamy szczescia i co troche sniegu popada, topnieje w kilka godzin. :/

      Ta dziecieca niewinna i szczera radosc, to chyba jedyne, co jeszcze przekonuje doroslych do kontynuowania tych wszystkich tradycji. ;)

      My po choinke mielismy jechac w weekend, wiec jak na zlosc, zapowiadaja snieg. Ale zostalo kilka dni, jeszcze prognozy moga sie zmienic. ;)

      Usuń
  3. U nas Bąbel dobrze znosił kontakty z Mikołajami, dopóki miał ich na wyłączność. A kiedy po raz pierwszy w jego życiu wzięliśmy go na większą imprezę mikołajkową z udziałem innych dzieci - kompletnie stracił zainteresowanie, nie chciał współpracować i generalnie uznaliśmy, że jest chyba jeszcze za mały na tego typu akcje. Może za rok odniesiemy większy sukces ;)

    Jeżeli o grę chodzi - też bym zabrała te elementy. Albo może doróbcie własne, z prawidłową pisownią :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To by sie zgadzalo. Dwa lata temu, kiedy Nik byl w wieku Babla, tez mial Mikolaja i przyjecie gdzies. I jeszcze awanture urzadzil, bo prezent mu nie podpasowal! ;) Rok temu juz bylo lepiej, ale dopiero w tym roku naprawde widac bylo, ze dobrze sie bawi. :)

      Usuń
  4. Pierwsze co mi przyszło do głowy - cudne kolorowe rajstopki Twojej córci z fotki z Mikołajem:))

    U nas też był Mikołaj;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki! Bi uwielbia kolorowe rajstopy, wiec zawsze wyszukuje jej jakies "oczojebne" style! ;)

      Usuń
  5. Najlepsze życzenia dla Nika

    OdpowiedzUsuń
  6. A może chodziło im nie o "cat" tylko o "kitty", stąd literka K? Nawet jeśli nie, to można to tak wytłumaczyć dzieciom :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kitty wcale mi do głowy nie przyszło, a może to być to :)

      Usuń
    2. Dziewczyny, moj kolega z pracy rozwiazal zagadke! Najprawdopodobniej chodzilo im o "kitten", bo rzeczywiscie, kot z obrazkow przypomina malego kotka. Mimo wszystko jednak, uwazam, ze mogli wymyslic cos bardziej jednoznacznego. Patrzac na obrazek, pierwsze skojarzenie to kot, czyli "cat". Ktore dziecko bedzie rozkminiac czy to "cat" czy "kitten". Kot to kot. ;)

      Usuń