Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 7 października 2016

Sceny z zycia matki (ostrzezenie: kolejny tasiemiec!)

No to dotrzymalam slowa i pisze jeszcze w tym samym tygodniu. Samozadowolenie mnie po prostu rozpiera! ;)


A wiecie, ze jestem miedzy jednym dluuugim weekendem, a drugim?! :D

Pewnie, ze nie wiecie, bo skad? Pisze Wam wiec: poprzedni weekend mialam 4-dniowy, bowiem szkoly zamkniete byly w piatek oraz poniedzialek, natomiast nadchodzacy bedzie az 5-dniowy, poniewaz szkoly zamkniete sa od poniedzialku do srody, ha!

Dobra, z tym "ha!" to przesadzilam, bo w sumie to nic przyjemnego zuzywac cenny urlop na swieta, ktorych sie nawet nie obchodzi oraz szkolenia nauczycieli. Bo tak, w poprzedni piatek nauczyciele sie edukowali, w poniedzialek bylo Rosh Hashanah (zydowskie swieto), w kolejny poniedzialek mamy Columbus Day, w srode Yom Kippur (kolejne zydowskie swieto), a wtorek dzieci dostaly wolny w bonusie. ;) Najlepsze, ze kazde miasteczko ustala sobie wlasny grafik i tak, syn kolezanki, ze wszystkich tych dni, wolne ma tylko w Columbus Day, a siostrzency znajomego nie maja wolnego w ogole, o! A ja zmuszona jestem brac dni z wlasnego urlopu, bo oczywiscie wiekszosc prywatnych firm nie obchodzi nawet Dnia Kolumba, a co dopiero zydowskich swiat. O dawaniu pracownikom wolnego z okazji szkolenia nauczycieli ich potomkow juz nie mowiac. ;) Gdzie tu sprawiedliwosc?!

W sumie, zanim zaczniecie grzmiec jaka ta Hameryka podla, niedobra i fuj, musze cos sprostowac... W wiekszosc z tych wolnych dni, szkoly organizuja opieke nad dzieciakami. Cos na zasadzie polkoloni. I gdyby te "polkolonie" odbywaly sie w naszej podstawowce, wyslalabym tam Potworki bez wahania. Niestety, na te dni wszystkie szkoly podstawowe w naszym miasteczku (a jest ich 4), spedzaja dzieci do jednej (oczywiscie nie naszej, za dobrze by mi bylo). Nie decyduje sie tam wysylac Potworkow (narazie, za pare lat moze mi sie odmienic), bowiem po pierwsze wiem, jak wyglada ich adaptacja w nowym miejscu. Dopiero co przetrwalam tygodniowy ryk na poczatku wrzesnia. Za wiecej narazie podziekuje. Po drugie, szkola organizujaca polkolonie, znajduje sie w zupelnie innej czesci miasteczka. Nie jakos specjalnie daleko, ale w centrum, gdzie problemy z parkowaniem oraz przejazdem sa na porzadku dziennym. Zeby sie tam dostac, a potem wy-dostac, moja podroz do pracy i z powrotem, wydluzylaby sie niemal dwukrotnie. A ze przywilejem dlugiego stazu pracy w jednej firmie, jest posiadanie wiekszej ilosci dni wolnych niz przecietny "zuczek", wiec korzystam. ;)

Przyznaje tez, ze chociaz ze smutkiem patrze na topniejace dni urlopowe, to milo jest odliczac do kolejnych wolnych dzionkow. ;) W nastepnym tygodniu biore wiec 3 dni wolne, w kolejnym jeden na wycieczke przedszkolna Kokusia, potem popracuje dwa pelne (o zgrozo!) tygodnie, a pozniej znow beda dwa dni wolne w jednym tygodniu, jeszcze pozniej Thanksgiving, po drodze jakies wczesniejsze wyjscia z okazji wywiadowek, itd. Tak to mozna pracowac! ;)

Mam tez nadzieje, ze nadchodzacy (dlugi) weekend bedzie nieco lepszy niz miniony. Co z tego, ze mialam dwa dodatkowe dni, skoro nie dosc, ze pogoda byla rodem z listopada - szaro, deszczowo i zimno, to jeszcze oba Potwory kaszlace i usmarkane... Z planow, zeby zabrac ich gdziekolwiek, wyszly nici. W niedziele, w muzeum (ktore tak naprawde jest stara farma) nieopodal naszego domu, organizowali "Hay Day", czyli jesienny festyn, z malowaniem dyni, przejazdzka na sianie i innymi atrakcjami. Bardzo chcialam zabrac tam dzieciaki, ale jak, skoro oboje lazili z glutem po brode? Jeszcze gdyby bylo cieplo i slonecznie, olalabym moze katar i zabrala ich i tak, ale ziab, deszcz + smarki i mamy recepture na dluzsza infekcje. :/ A dluzszej juz nam w sumie nie trzeba, bo u Nika ten katar ciagnie sie juz trzeci tydzien! Ludzie, no ile mozna?! Mialam cichutka nadzieje, ze Bi poprzynosila rok temu wystarczajaco zarazkow z przedszkola, zeby Mlodszy tez nieco sie uodpornil, ale gdzie tam! Mamy klasyczny przyklad dziecka w pierwszym roku edukacji w "placowce". Bedzie tak pewnie teraz smarkal i kaszlal na zmiane do pierwszych mrozow (tfu, tfu!). A mnie pielegniarka przedszkolna goni z przypomnieniami o szczepionce na grype! :/

Nowe wiesci z sagi lodowkowej: jutro maja dowiezc kolejna. To juz #3! :D
Ostatnio skonczylo sie na tym, ze przywiezli nowa, ale okazalo sie, ze z boku ma autentyczna dziure! I to taka dlugosci 15 cm! Oczywiscie zabrali zlom z powrotem. Wieczorem tego samego dnia, M. zadzwonil do sklepu z pytaniem o dalsze ustalenia. Okazalo sie, ze samochod dostawczy nie dojechal jeszcze do magazynu (bylo po 19!), a najpierw musza ustalic co sie z nia stalo i czy rzeczywiscie nie nadaje sie do sprzedazy (jaja jakies!). Ktos mial oddzwonic do nas nastepnego dnia rano. To byl wtorek. W srode cisza. Tak samo kolejnego dnia. W koncu M. wsciekl sie nie na zarty i stwierdzil, ze nie bedzie bawil sie w telefony. Pojedzie do sklepu i zrobi awanture. Kiedy do soboty nikt sie nie odezwal, zapakowalismy Potworki w auto i pojechalismy zlozyc kolejna juz reklamacje. Ja jestem malo wojownicza, wiec zostawilam gadanie M., chociaz jego akcent mozna nozem krajac. :D Ale za to ma grozna aparycje, w dodatku z marszu zazadal manager'a, wiec skakali przy nim az milo. Z jednego manager'a zrobilo sie dwoch, wysluchali, posprawdzali dane w komputerze, przepraszali kilkanascie razy. A ja ganialam za Potworami, ktore radosnie rozbiegly sie po sklepie. ;) W koncu ustalili dostarczenie nowej lodowki na sobote, a wczesniej sprawdzenie, czy napewno wszystko jest w porzadku, czy dziala i wyglada jak trzeba.

Do trzech razy sztuka! Mam nadzieje, ze tym razem dostaniemy w koncu porzadny sprzet!

Z innej beczki, to zaczely mnie dopadac watpliwosci czy nie zapisanie Bi do polskiej szkoly w tym roku, bylo dobra decyzja. Wydawalo mi sie, ze przyda jej sie raczej dodatkowa nauka angielskiego. Tymczasem okazalo sie, ze moje dziecko swietnie sobie z nim radzi, tylko matke ma przewrazliwiona na punkcie czystosci jezyka... ;) Zaobserwowalam za to cos niepokojacego. Potworki, w zabawie, mowia do siebie prawie wylacznie po angielsku! Do nas - rodzicow, nadal mowia po polsku, wtracajac rzadziej lub czesciej angielskie wyrazy. Ale do siebie nawzajem uzywaja glownie angielskiego. Spodziewalam sie oczywiscie, ze przyjdzie to wraz z pojsciem Nika do przedszkola, ale ze tak szybko?! Po zaledwie miesiacu?!

Przyszlo mi do glowy, ze jeszcze nie jest za pozno, zeby Bi jednak so polskiej szkoly zapisac. W koncu mamy dopiero pazdziernik. Podzielilam sie pomyslem z M. i... prawie sie poklocilismy. Wbrew temu, co wczesniej ustalalismy, moj malzonek nie widzi zadnego sensu w wysylaniu Potworkow do polskiej szkoly. :( Twierdzi, ze jezyk polski do niczego im sie nie przyda, skoro beda mieszkac w Stanach.

Kuzwa! Czasami nie moge uwierzyc, jak my sie roznimy w pewnych kwestiach! Po pierwsze, na dzien dzisiejszy, Bi i Nik maja w Polsce dwie babcie, dziadka, ciotke, wujka oraz dwie kuzynki. Dalszej rodziny nawet nie licze! Fajnie by bylo, gdyby potrafili sie z nimi normalnie dogadac, chocby przez Skypa. :/ Maja tez dziadka, co prawda mieszkajacego w Hameryce, ale mowiacego bardzo slabiutko po angielsku. Po drugie, wychodze z zalozenia, ze polski, nawet jesli nie jest tutaj popularny, to zawsze dodatkowy jezyk, a tego czego sie naucza, nikt im nie odbierze. Pewnie, ze moglabym ich zapisac na jezyk francuski lub niemiecki (tutaj rownie "nieprzydatne" co polski), ale wtedy musialabym zostawic ich samych sobie, bo nie znam zadnego z tych jezykow. Z polskim przynajmniej jestem w stanie im pomoc. Poza tym, Polska Szkola, to nie tylko jezyk. To tez troche naszej kultury, zwyczajow, polskosci. Dodatkowo, mysle, ze warto zeby Potworki poznaly i zaprzyjaznily sie z innymi polsko - amerykanskimi dziecmi.

Ten wywod dotyczy akurat Polskiej Szkoly, ale tak jest ze wszystkim co dotyczy edukacji oraz rozwoju naszych dzieci. :/ Podobna rozmowe odbylam z M., kiedy zaproponowalam zapisanie Bi na lekcje plywania. O ktorych rozmawialismy latem i ktore wowczas sam zasugerowal! :O Tym razem uslyszalam, zebym robila co chce, tylko pamietala, ze to ja bede ja wozic. Czyli ja moge latac jak ze sraczka, a moj maz umywa rece! Tak samo bedzie pewnie zima z nauka jazdy na nartach! Przeciez ja jestem matka, ale on, jako ojciec, ma na wszystko wylane! Cycki opadaja... Ku*wa!

No. Wkurzylam sie. Lekko. ;)

Chcialam jeszcze pochwalic mego syna. To niesamowite, ze w domowych pieleszach ciezko jest przekonac moje dzieci do nauki czegokolwiek, ale wystarczy wyslac do przedszkola, a rozwijaja sie ekspresowo! Moj synek, moj malutki Kokus, nagle zaczal ambitnie cwiczyc samodzielne ubieranie, do ktorego ze srednim skutkiem probowalam przekonac go od roku. Pewnie, ze idzie mu to opornie, czasem rece az same wyrywaja mi sie, zeby pomoc i musze hamowac nadopiekuncze zapedy. ;) W koncu wiec, Nik potrafi samodzielnie zdjac bluzke (ze zdejmowaniem oraz nakladaniem spodni i gaci radzil sobie juz wczesniej). Nalozenie to nadal duzo frustracji, bo lapki za nic nie chca trafiac do rekawow, ale najwazniejsze, ze probuje. A dzis rano kompletnie mnie zaskoczyl, samodzielnie zapinajac zamek w kamizelce! :O

Jeszcze ze dwa tygodnie temu pytalam Kokusia kiedy mi cos narysuje. Odpowiadal, ze musi podrosnac. :D A tu nagle, z dnia na dzien, zaczal rysowac glowonogi, gdzie jeszcze latem rezygnowal z malowania po kilku maznieciach na kartce...

(Strasznie zamazane, ale zauwazylam to dopiero, jak wgralam, a nie chcialo mi sie pstrykac jeszcze raz. W kazdym razie to mama oraz Kokus, idacy na spacer, trzymajac sie za rece. Jestem wzruszona :D)

W przedszkolu bardzo duzo cwicza rece, piszac po liniach. Dostaje wiec sporo probek "pisowni" mojego syna:



Jak widac raczka jeszcze drzaca, niezbyt sprawna, ale mamy dopiero poczatek pazdziernika. Ma czas, zeby sie wprawic. Poza tym, najwazniejsze, ze on to lubi! W domu sam zaczal mnie prosic, zebym mu cos napisala, a on poprawia to po liniach! :O


A zeby nie bylo, ze chwale tylko Nika, to Bi tez cwiczy pisanie z rownym bratu zapalem. Tyle, ze jest juz kilka poziomow wyzej, wiec zamiast odrysowywac po liniach, ja jej dyktuje po literce, a ona pisze. I rozpoznaje juz znaczna wiekszosc alfabetu. Musimy tylko popracowac nad zapamietaniem, ze sa litery duze i litery male, bo Bi zazwyczaj umie napisac tylko jeden rodzaj, wiec jej wyrazy to mieszanka duzych i malych liter. ;) Poki co, sporo czasu spedzamy razem, kiedy ja gotuje lub zaladowuje zmywarke, jednoczesnie dyktujac corce literki, a ona lezy obok na podlodze i pisze, pisze, pisze...

A obok (tez na podlodze) siedzi Nik i leci mazakiem po liniach. ;) Nie narzekam. Przynajmniej moge zrobic cos pozytecznego wieczorami, nie majac jednoczesnie wyrzutow sumienia, ze nie spedzam tego czasu z dziecmi. ;)

Pogadalam sobie, a teraz przejde do tytulowych "scen".

Do pierwszej, zgodnie z powiedzeniem, ze "zdjecie warte jest tysiac slow", dodam fotke wraz z tylko krotkim opisem.

Otoz, pewnego sobotniego poranka, matka jak zwykle wziela sie za odgruzowanie domu. Wlasciwie to chciala odkurzyc oraz pomyc podlogi, ale w naszej chalupie, najpierw trzeba spedzic sporo czasu zbierajac zabawki z podlogi, spod kanap, lozek oraz innych mebli. Chcac nie chcac, z mala pomoca (haha!) Potworkow, pozbieralam wszystkie lalki, auta, puzzle, kartki, mazaki i cala mase innych dupereli i doprowadzilam pokoik dzieci do stanu (prawie) idealnego. A po odkurzeniu ich krolestwa, kazalam im z niego nie wychodzic, poniewaz chcialam spokojnie przeleciec reszte domu.

Kiedy po pol godzinie wrocilam, zeby oznajmic Potworkom, ze moga juz znow balaganic w innych pokojach, oto co zastalam.

(Malowniczy nielad, zlozony z zabawek na podlodze, na lozkach oraz pod lozkami, chociaz tego ostatniego, juz na zdjeciu nie widac...)

To sie nazywa talent... :/

Kolejne dwie scenki beda tylko opisowe i wierzcie mi, tym razem nie chcialybyscie zobaczyc zdjec. :D Co ciekawe, obie zdarzyly sie tego samego dnia, jakby sie Potwory zmowily!
A myslalam, ze tego typu "fizjologiczne" anegdotki, skoncza sie wraz z odpieluchowaniem dzieci. Taaa...
Tak, jak sie zapewne juz domyslacie, o kupie bedzie! ;) Kto wrazliwy, niech nie czyta!

Scena 1:
Nik zalatwia potrzebe. Poniewaz zazwyczaj lubi sobie posiedziec na tronie, a mu sie nudzi, czesto dla towarzystwa wola Maye. Pies na to, jak na lato, w koncu siersciuchy lubia takie zapaszki. ;) Dotychczas obecnosc Mai w lazience kompletnie mi zwisala, ale od teraz bede ja przeganiac az sie bedzie za nia kurzylo!
Nik bowiem w koncu zawolal, zeby go podetrzec, a ja niewiele myslac podnioslam go z kibelka i postawilam na podlodze. Mlodszy sie wypial, a w tym momencie od drugiej strony podeszla Maya i zaczela wylizywac rozmazane g*wno z jego tylka! Fuuuuuj!!!! Ohyda, wygonilam psiura do ogrodu i nie daje jej sie wiecej lizac po rekach! Ani innej czesci ciala! Wiem, wiem, ze w ogrodzie pewnie znajduje i zjada rownie obrzydliwe "kaski", ale ja tego nie widze, wiec mnie nie rusza. Tym razem widzialam, wiec ruszylo. :D

Scena 2:
Tym razem Bi siedzi na tronie. Po chwili wola, ze i jej pupsko gotowe jest do wytarcia (Starsza umie juz to robic sama, ale czasem sie leni). Wchodze do lazienki starajac sie nie oddychac, siegam juz-juz po srajtasme, a na niej jakies rozmazane slady... Kolorem bardzo przypominajace kupe, w dodatku. Patrze na papier, patrze na corke i pytam, co zrobila z tym papierem toaletowym? Bi twierdzi, ze nic, ale usmiecha sie przy tym, wiec wiem juz, ze cos zrobila! Domyslam sie, ale jeszcze kolejny raz pytam stanowczo, co zrobila?! W koncu sie przyznaje, ze wsadzila sobie palca w pupe i potem go wytarla o papier! Yyyyyyyy!!!!!! Obrzydliwosc!!! Skad w ogole taki pomysl?!
Coz... Kazalam dziecku umyc rece dwa razy, a sama podziekowalam w duchu, ze nie wytarla palucha o sciane... ;)

Mowie Wam... Nielatwo mnie obrzydzic, ale dwie takie sytuacje w jeden dzien, to duzo, nawet na mnie. ;)

A teraz zostawiam Was. Pewnie odezwe sie dopiero w okolicach czwartku. Milego weekendu, dlugiego czy nie! ;)

29 komentarzy:

  1. Dobre o tej kupie, moje dzieci są już dorosłe ale jak były małe to tez było ciekawie, a co do jezyka polskiego to masz rację , my mieszkamy juz bardzo długo w Anglii ale dzieci mówią płynnie po polsku i po angielsku z odpowiednim akcentem, chodziły do polskiej szkoły i w domu rozmawiamy tylko po polsku, mają też polskich znajomych, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bym chciala, zeby tak samo bylo z Potworkami!

      Usuń
  2. Prze agenci kupowi :) Maja też :)
    Moja nie woła tylko stoi z portkami na kostkach i czeka. Ewentualnie z takimi portasami idzie do zabawy, wszak matka zabroniła ubierać się przed podtarciem??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie wkurza jak Nik po siusianiu, zamiast sie ubrac samemu, idzie do mnie, ale nie poprosi, tylko steka: "Y! Y! Y!". Jak mala dzidzia, normalnie... :/

      Usuń
  3. Ahahaha ale się usmialam przy tych kupowych anegdotkach :)))) ciężki kaliber i to w jeden dzień - rozumiem Twoje poruszenie :D
    Co do polskiego masz absolutną rację. Nie odpuszczaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie odpuszcze. Ale widze, ze batalia z mezem mnie czeka... :(
      No, dwie takie "sprawy" w ciagu kilku godzin, to za duzo na jedna Agate. ;)

      Usuń
  4. Pilnuj mama z tym językiem polskim! Ja nie posyłam dzieci do polskiej szkoły tylko dlatego, że nie mam prawka. Ale za to ćwiczę z córcią w domu czytanie w ojczystym języku (synuś jeszcze zbyt mały). No nie wyobrażam sobie, że nie umieją po polsku!!!

    Z tą lodówka to jakieś jaja sobie robią! Oby ta trzecia to już była ta ostatnia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ostatnia okazala sie czwarta! :D

      Ja tez sobie nie wyobrazam, ze Potworki moglyby po polsku nie umiec, ale moj maz nie ma z tym problemu. :/

      Usuń
  5. Nadrobiłam wszystkie 3 wpisy :)

    Nik w długich włosach skojarzył mi się z Bi, ale po obcięciu zupełnie inna buzia :)

    Cieszę się, ze już po aklimatyzacji i że jest pozytywnie :) A co do języka polskiego, to dobrze Cię rozumiem, co prawda nie mam takiego dylematu, ale gdybyśmy mieszkali za granicą, to robiłabym wszystko, aby dzieciaki znały język i kulturę mojego kraju :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam wlasnie takie same odczucia w temacie jezyka, ale M. ma to w nosie. :(

      Wiele osob mowi, ze Potworki sa do siebie podobne, ale to chyba wlasnie zasluga tego, ze oboje sa takimi jasnymi blondynami. Im sa starsi, tym bardziej rysy im sie roznia.

      Usuń
  6. Noo Kochana, całkiem niezłe te literki! Nie wszystkie dzieci tak potrafią już w tym wieku! Trzymam też kciuki, żebyście już wreszcie trafili na swoją lodówkę ;))) żeby wreszcie to się skończyło. A co do scenek..ogółem nie dziwi mnie to ale.. heheheh. ;)
    Pozdrosy z zalanego deszczem (i zimnego) Poznania.

    www.swiat-wg-anuli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moze mam troche zbyt wysokie wymagania wzgledem Kokusia. ;) Bi rok temu byla tylko o kilka miesiecy starsza, ale pisownie miala duuuzo lepsza. Musze tylko pamietac, ze ona ogolnie miala dobrze wycwiczona reke bo lubila rysowac, a Nik wrecz przeciwnie. ;)

      Usuń
  7. No coz, moi chlopcy nadal sie trzymaja, chociaz jakis wirus w powietrzu, bo kaszla, a I Mlodszy dzisiaj lekko goraczkowal. Zobaczymy jaka bedzie noc I czy pojdzie do przedszkola. Pamietam, ze Starszak raz mial kaszel chyba z 6 tyg. Myslalam, ze oszaleje! Oby Kokusiowi w koncu skonczyl sie ten katar.
    Ja zastanawiam sie nad szkola od roku I moze za rok... kiedys myslalam podobnie jak twoj maz. Teraz jednak wiem, ze chcialabym zeby chlopcy potrafili porozumiewac sie po polsku... :-/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze wiedzialam, ze chce poslac Potworki do Polskiej Szkoly. I zaluje, ze jednak nie poslalam Bi od tego roku. No coz, mam nadzieje, ze ten rok zwloki za bardzo nie zaszkodzi. ;)
      Nik mial tak rok temu. Kaszlal raz lzej raz mocniej od konca sierpnia do listopada! Dwa razy bylam z nim u lekarza bo wydawalo mi sie, ze MUSI mu cos byc. Diagnoza? Wirus. Samo przejdzie. :/
      Teraz jakby sie doleczyl i modle sie, zeby wytrzymal w zdrowiu chociaz ze dwa tygodnie, bo za tydzien umowilam go na szczepionke przeciw grypie, ktora jest wymagana w tutejszych przedszkolach...

      Usuń
  8. To jak ja zostawiłam ślady na ścianie to kazałam czyścić cała ubikację, wtedy to dopiero było larmo, teraz użeram się z posikaną deską :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nauczylam syna siusiac na siedzaco, na szczescie. :D

      Usuń
  9. Takie sceny mam nadzieje u nas się nie pojawia - z psem ma pewno bo mamy jednego ale na podworku wiec szans nie ma ;) Lodówka oby do trzech razy sztuka, a weekendów to tak trochę zazdroszczę, bo najbliższy to chyba dopiero w listopadzie (ale za to dwa!). Żeby nie było, że mi tak strasznie źle i w ogóle to w przyszłym tygodniu idę na urlop i będę robila to co robi prawdziwa matka półka na urlopie czyli prala kanapę, poduszki, narzuty,firanki, okna i ppłytki kuchni i łazience - generalne porządki. Zobaczymy co z tego będzie mając Kasie w domu... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no wlasnie! Ja zawsze mam ambitne plany na wolne dni, a potem przy placzacych sie po domu Potworkach nie wyrabiam nawet 1/3 normy! ;)
      My w listopadzie mamy 4-dniowy weekend dla wszystkich, a oprocz tego "dzieki" szkole, bede miala dodatkowo 3-dniowy. :)

      Usuń
  10. Historia z lodówką jest niesamowita, czy kiedyś się skończy? :)
    Mnie już dni wolne w szkołach nie dziwią odkąd Eliza poszła do szkoły. I Ty się tylko rodzicu martw jak tu opiekę dzieciarni zapewnić. U nas też niby zawsze świetlica pełni dyżur, ale... Właśnie, to "ale". A wiesz, że ostatnie dni to u Lilki też przełom w malowaniu i głowonogach- dziś przyniosła piękny portret mój i Marcina :) Ale ogólnie garnie się do tego znacznie słabiej niż Eliza w Jej wieku. Także byłam w szoku przed kolacją, że sama z siebie wzięła kolorowankę. No i też z dziś- nauczyła się pisać literkę "L" :)

    Kupa... Odkąd czasem zdarza mi się przewijać pięć brudnych tyłków pod rząd, niewiele jest mnie w stanie ruszyć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do kwestii nauki polskiego- na pewno bliżej mi do Twoich racji. Myślę, że to ważne dla dzieci, tym bardziej, że Oboje jesteście Polakami.

      Usuń
    2. Tez tak mysle. Ale nie wiem czy przekonam M. ;)
      Historia z lodowka sie skonczyla, alleluja! ;)
      Nik tez lubi prace plastyczne znacznie mniej niz Bi. A szkoda, bo ona idac do przedszkola miala tak wycwiczona rysowaniem reke, ze natychmiast nauczyla sie pisac swoje imie i przepisywac literki. Nikowi ciezko nawet odrysowywac po liniach. ;) Ale kilka dni temu, sam napisal litere H! To jego pierwsza. ;)
      Wlasnie, to swietlicowe "ale". Nie dosc, ze u nas trzeba za nia dodatkowo zaplacic, nie dosc, ze jest w zupelnie innej szkole, to jeszcze dochodza wyrzuty sumienia, ze spora grupa dzieci leniuchuje, wysypia sie, bawi... A moje maja zrywac sie rano i zasuwac do szkoly (nawet jesli nie ma oficjalnych lekcji)?! Szkoda mi ich. Pamietam z moich szkolnych lat, ze na dni wolne czekalo sie jak na zbawienie. Nie chce tego zabierac Potworkom...

      Usuń
  11. Mam nadzieję, że saga lodówkowa doczekała się szczęśliwego finału i korzystacie już z nowej w pełni sprawnej lodówki. I z jakimś gratisem od firmy w środku :)
    Głowonogi urocze. Synuś robi postępy.
    Własne kupy czyt. tygrysie mnie nie brzydzą, ale pracuję w instytucji, w której często przebywają dzieci i korzystają z przybytku, jakim jest toaleta. Co tam się dzieje. Brrr...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Korzystamy, korzystamy! :)
      Nik robi postepy, ale biedak przegrywa w porownaniu z siostra, wiec ciagle mi sie wydaje, ze idzie mu slabiutko... ;)
      Ble, moge sobie wyobrazic co sie dzieje w takiej na wpol publicznej toalecie... :/

      Usuń
  12. To ma być nieład? Phiiiii :P Toż to niemal idealny porządek jest!
    Scena z kupą zaiste obrzydliwa ;)
    Fajnie że obchodzicie tam te żydowskie święta... Ja je znam tylko ze słyszenia/czytania.
    A polskiego się uczcie, nawet jeśli chwilowo nieprzydatny. Kto wie, może w dorosłym życiu im się bardzo przyda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no fakt, ze nasz salon czesto wyglada znacznie gorzej. :D
      Z jednej strony fajnie, bo dzieci maja okazje nauczyc sie czegos o innych religiach/kulturach, ale z drugiej dokladaja tylko dni wolnych, kiedy pracujacy rodzice musza sie glowic, co zrobic z dziecmi. :/
      Ja tez uwazam, ze polski to zawsze dodatkowy jezyk i kto wie, co ich w zyciu czeka i kiedy moze im sie on przydac. Ale M. raczej nie przekonam... :(

      Usuń
  13. W zasadzie wszystko już powiedziano, wiec tylko klikam, ze byłam i czytałam;-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dobre :))) Samo życie. U nas też klimaty kupowe ostatnio ;)

    OdpowiedzUsuń