Tiaaa... Wczoraj to naprawde byl maly, maciupenki kryzysik... Dzisiaj mamy juz kryzys pelna geba i przez duze K. :(
Po odwiezieniu:
Rano odwozilam Potworki troche wczesniej niz przez pierwsze dwa dni, bo chcialam, zeby Bi poznala "swietlice", zanim jutro zostawie ja tam juz z samego rana. Niestety, dzisiaj oboje ryczeli juz w aucie, jak tylko skrecilam w ulice przy ktorej znajduja sie przedszkole i podstawowka... :/
Nik chlipal cala droge z parkingu do przedszkola (a opisywalam kiedys, ze kawalek musimy przejsc, przez trawnik, wzdluz sali gimnastycznej, przez kolejny trawnik...). Potem wyl w korytarzu, ze chce isc ze mna do pracy. Zupelnie nie byl zainteresowany powieszeniem plecaka w szafce, co robil z entuzjazmem w poniedzialek i wtorek, a po wejsciu do sali, dolaczeniem do dzieci, ktorym pani czytala ksiazeczke. Nastepnie ryczal pod oknem, przez ktore patrzyl jak odchodze z Bi.
Jak narazie, Mlodszy nie wpadl na to, ze moze uczepic sie mnie kurczowo i nie pozwolic wyjsc, wiec nie mamy takich dantejskich scen jak rok temu ze Starsza. Ale spokojnie, podejrzewam, ze to rowniez przyjdzie z czasem... ;)
Bi, jak to Bi. Nie pomoglo, ze w swietlicy (czyli stolowce), podbiegla do niej kolezanka z klasy - Alexandra, probujac zachecic ja do zabawy... Pani musiala chwycic ja za reke, bo po kilku buziakach i usciskach, corcia nadal nie byla gotowa na rozstanie. A Bi darla sie "Maaammaaa!!! MAAAAAMAAAA!!!" na cala szkole... Slychac ja bylo przy drzwiach wyjsciowych, na koncu dlugieeego korytarza... :(
Tragedia...
Po odebraniu:
Nik podobno plakal dosc rozpaczliwie, ale jedna z pan blizej sie nim zajela, dala mu jakies zadanie i podobno to pomoglo. Przestal szlochac i przez reszte dnia bylo ok... Po drzemce wydawal sie zdezorientowany, ale nie dziwie sie, bo dzisiaj pierwszy dzien spal w przedszkolu. Kiedy sie obudzil, pewnie nie za bardzo wiedzial gdzie jest. ;) Kiedy go odebralam, mial pretensje, ze tak pozno po niego przyjechalam. Biedak, nie wie, ze dzis i tak przyjechalam godzine wczesniej. ;)
Po Bi pojechalam pelna obaw, bo na swietlice musiala isc tez po lekcjach. Balam sie, ze po dwoch dniach, kiedy odbieralam ja od razu po zajeciach, bedzie wystraszona, kiedy kaza jej zostac w szkole... Tymczasem moje dziecko bawilo sie w najlepsze na placu zabaw, z dwiema kolezankami z klasy! ;) Po oficjalnym odebraniu, uprosila, zebysmy wrocili na plac, aby mogla dalej bawic sie z nowymi psiapsiolkami. To spowodowalo maly dramacik, bowiem Nik podniosl wrzask, ze Bi nie chce sie z nim bawic. No nie dala sie przekonac, zeby choc raz zjechala z nim ze zjezdzalni... Najsmieszniejsze jest to, ze zazwyczaj na placach, oni bawia sie osobno, malo kiedy za soba biegaja. A tym razem Nik najwyrazniej poczul sie zazdrosny, ze siostra osmiela sie miec jakies towarzystwo poza nim. ;)
Mamy wiec kryzys, ale tylko poranny... ;) I potrwa on pewnie jeszcze jakis czas. Sprawy nie ulatwia fakt, ze nadchodzacy weekend bedzie dlugi - trzydniowy. Dzieciakom nadal adaptujacym sie do nowej rzeczywistosci, niepotrzebna jest dluzsza przerwa, zdecydowanie. :/
Oj oby ta adaptacja skończyła się jak najszybciej . Biedne Potworki ... Mam jednak nadzieję , że w końcu polubią nowe miejsce , nowych znajomych , nowe zajęcia ...
OdpowiedzUsuńJa tez mam taka nadzieje... Jak narazie - Nik bez zmian... :(
UsuńOjojojjj :( dobrze, że Nik dostał jakieś zadanie. W grupie Podopiecznego też jest dwójka takich płaczących dzieci. I przestają, jak mają coś do zrobienia, skupiają się na czymś innym. Domyślam się, że nie jest to najprzyjemniejsze doświadczenie.. Trzymam kciuki, żeby już coraz mniej było tych lamentów :)
OdpowiedzUsuńJak narazie, jest coraz gorzej. Dzis juz Nik probowal sie mnie kurczowo trzymac. Na szczescie nie za mocno i udalo mi sie go obrocic w strone okna... :(
UsuńKryzys dnia trzeciego- tak mówią :) Będzie dobrze, prędzej czy później :) http://codziennik-kobiety.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńU nas trzeciego i czwartego i piatego i szostego, itd. ;)
UsuńTrzymam kciuki!! Będzie dobrze, bo wszystko kiedyś mija :))
OdpowiedzUsuńPodobno mija. Zobaczymy ile te poranne ryki potrwaja. ;)
UsuńMatka tyrzymaj się, chociaż pewnie w pracy na niczym się skupić nie moglaś. Dzieci wkrótce bedą zadowolone, że chodzą do szkoły/przedszkola :*
OdpowiedzUsuńBi juz (odpukac!) lepiej. Ale Nik bez zmian... :(
UsuńTrzymam kciuki za dzieciaki aby było już tylko lepiej i za Ciebie...
OdpowiedzUsuńDzieki... Ja sie trzymam zaskakujaco dobrze. Bi tez niezle. Tylko Nik rozpacza...
UsuńHej, skoro Bi już się zaprzyjaźniła, może nie będzie porannych dramatów. A Nikowi daj jeszcze chwilkę, przywyknie ;)
OdpowiedzUsuńU Bi (odpukac) lepiej. Nikowi musze dac czas, nie mam wyjscia. :)
UsuńTrzymaj się Kochana. Czas, czas i jeszcze raz czas... Nawet po największych kryzysach w końcu wychodzi słońce :)
OdpowiedzUsuńŚciskamy.
Ech, wiem... Nie jest mi fajnie zostawiac Nika w takim stanie, ale daje rade. U Bi juz ok i oby tak pozostalo...
UsuńWytrwałości!!! U nas szkoła zaczyna się dopiero od poniedziałku:)
OdpowiedzUsuńNo to czekam na sprawozdanie, jak u Was! ;)
UsuńOjojoj... wyobrażam sobie jak ciężko musi Ci przychodzić zostawienie płaczącego dziecka... trzymaj się Agatka!
OdpowiedzUsuń