Oj...
Znowu w domu... Fajnie by bylo gdybym wziela sobie dzionek wolnego na swiateczne porzadki... Niestety... Tym razem areszt domowy wymuszony. Moje poniedzialkowe nudnosci oraz bol brzucha, ktore mialam nadzieje, ze wywolal tunczyk z saszetki, na ktorego pokusilam sie w niedziele, okazuja sie jednak jelitowka. Na zasadzie: entliczek pentliczek, malowany stoliczek, trafilo w Nika... :/ Nocke mielismy wesola, z dwukrotnym przebieraniem, zmiana poscieli oraz myciem podlogi. Kolejny "chlust" z samego ranka, po zderzeniu podraznionego zoladka z kakao (no wiem, glupota, ale tatus nie pomyslal)... Od tamtego czasu narazie spokoj (jest 13:30). Oby tak dalej...
No i siedze sobie w domu z marudzacym, chociaz podejrzanie energicznym synem (jak to jest, ze JA po rzyganku nie mam nawet sily sie podniesc, a on szaleje jak gdyby nigdy nic? :/) oraz corka. I pluje sobie w brode, bowiem rano dalam Bi wybor: moze albo zostac z nami w domu albo pojsc do przedszkola, do kolezanek oraz zabawy. Oczywiscie wybrala opcje #1. Teraz zaluje, ze w ogole dalam jej wybor. Od rana bowiem nie robi nic innego, tylko drazni brata, dokucza mu na potege i jeczy, ze sie nudzi. Nie slucha, robi na przekor, a kiedy w koncu podniose glos, ryczy... Ja zas, po praktycznie nieprzespanej nocy, nie mam sily ani ochoty jej zabawiac... Nawet planowane robienie ozdob na choinke mnie nie neci... Przeszlo mi przez mysl pieczenie pierniczkow, ale to niechybnie skonczylo by sie degustacja. A ze ta dla Nika jest mocno niewskazana, wiec pierniki odpadaja... No i martwie sie, ze nastepna w kolejce do wirusa jest wlasnie Bi, a tymczasem na wtorek zaplanowane mamy szczepienie przeciw grypie, ktore odbebniamy naprawde na ostatnia chwile. Dostalam juz i maila i telefon od szkolnej pielegniarki, przekazalam, ze mamy juz termin szczepienia, a tu masz ci los. Jelitowka po domu krazy... :(
Poki co jednak, korzystajac z potworkowej drzemki oraz zeby zostawic Wam ociupinke lepszego humoru na weekend, wrzucam Wasza ulubiona serie. Sporo sie tego uzbieralo, ale inne posty mialy pierwszenstwo. ;)
***
Pieczemy muffinki. Matka zrzedzi, bo w mace grudki, w kakao grudki i jak to ma sie ladnie wymieszac...
Matka (mruczy sama do siebie): "Powinnam byla przesiac make i kakao, ale sie nie chcialo, to teraz mam..."
Bi (ze smutkiem): "Przepraszam, bo ja mialam ci przypomniec, ale zapomnialam..."
Hehe... Dla jasnosci. Nigdy nic Bi nie mowilam o przesiewaniu maki do pieczenia. Nie wiem skad w niej to poczucie winy. ;)
***
Do indyka na swieto Dziekczynienia, upieklismy slodkie ziemniaki. Jak wiadomo, slodkie ziemniaki sa w srodku pomaranczowe.
Bi: "A dlaczego mamy ziemniaki marchewkowe?"
***
Babcia pokazala sie na Skypie z walkami we wlosach.
Bi: "O! Babcia ma kulki na glowie!"
***
Spora konsternacje wywolala dekoracja na salatce przyniesionej przez ciotke M., wykonana z natki pietruszki oraz paseczkow buraczkow.
Bi (o naci): "A po co ta trawa?"
Nik (o buraczkach): "A moge zjesc ta galaretke?"
W drugim przypadku dowcipna matka dala chetnemu dziecku posmakowac, ale jakos "galaretka" mu nie podeszla. ;)
***
Bi zainteresowala sie rzadkiem buteleczek stojacych na polce. Rzeczywiscie sporo tego, bo multiwitaminy matki, ojca oraz dzieci, kwasy omega-3 (teoretycznie dla obojga Potworow, w praktyce lykane tylko przez Bi), glukosamina na bolace kolano matki, witaminy psa, syropki na przeziebienie, buteleczka lekarstwa przeciwgoraczkowego, itd. Matka cierpliwie wymienia co jest na co.
Bi: "A na glowe?"
Jak bunty 2-, 3- i kto wie ilu-latka jeszcze troche potrwaja, to niechybnie i lekarstwa na glowe sie tam pojawia. ;)
***
Bi wyciagnela z szuflady dawno zapomniana koszulke nocna, ale po nalozeniu, oburzyla sie:
"Mamo, widac mi tylek!"
***
Po kapieli, zabieram Nika do pokoju i kaze sie mu wejsc na kanape mowiac, ze chce go jeszcze raz dokladnie wszedzie wytrzec. W zamysle mam paszki oraz pachwinki, ale syn przerywa mi pytajac:
"Jajka?"
***
Nik, w przyplywie czulosci, o reniferze - maskotce:
"Wezmem go do babci, bo ja go kocham, bo to moj psyjaciel i bendem go chlonil i tsymal o tak, pod paszka"
***
"Intymnych" tekstow ciag dalszy. Podczas zabawy, M., ktory mial ubrane tylko bokserki, odslonil nieco za duzo. Nik z podziwem w glosie:
"Tata, ale mas duzego dyndusia!"
***
Nik potrafi nieraz pokazac nienaganne maniery mlodego gentlemana.
Do dziadka, po otrzymaniu prezentu urodzinowego: "To baldzo milo z twojej stlony, ze mi kupiles takie autko!"
***
W zwiazku z urodzinami Mlodszego, Bi zaczela dopytywac sie kiedy beda jej urodziny. Poniewaz nie rozroznia jeszcze miesiacy ani nawet za bardzo por roku, zaczelam tlumaczyc, ze najpierw przyjdzie zima, spadnie snieg (no powiedzmy, bo w tym roku to watpliwe), a potem nadejdzie wiosna, zrobi sie cieplo, wyrosna kwiatki, ptaszki beda budowac gniazdka i wlasnie wtedy beda jej urodziny.
Bi: "A ja sie urodzilam w lato, bo lubie kwiatki, ptaszki i sloneczko?"
Hmm... Chyba za wczesnie na tlumaczenie, ze urodzila sie wio-sna, bo rodzice bzykneli sie skutecznie latem? :D
***
Bi gada teraz plynnie przeskakujac z polskiego na angielski, albo mieszajac oba w jednym zdaniu.
Z zapamietanych "kwiatkow":
Przybiega na skarge: "Mama, Kokus jumpnal mi na plecy!" [od jump - skakac]
"Kokus, jak nie bedziesz practicing to sie nie nauczysz!"
"Mamo, a dziadek robi mi w pokoju mess!"
***
A zeby nie bylo, ze tylko dzieciom polsko-angielskie srodowisko sprawia trudnosc, ostatnio popisal sie (znowu!) tata. Opowiadal bratu o etapach, przez ktore musza przejsc w jego fabryce czesci samolotowe.
M.: "Tam sie poliszuje kawalki." [od polish - polerowac]
Bez komentarza... :D
***
Zycze Wam milego i zdrowego, ostatniego weekendu przed Swietami! Aaaaaa, to juz?!
Biedactwa- to jedna z chorob, ktorych nienawidze!!Jeszcze to cholerstwo TAKIE zarazliwe!!
OdpowiedzUsuńDziekuje za dawke humoru- nawet Menzon zapytal z czego sie "lacham"/ lachen- smiac ;)
Zdrowka Kochani!!!!! :*
No naprawde! Z nas M. okazal sie najodporniejszy, bo przez jeden dzien cos go troche mdlilo, ale nawet oslabiony nie byl.
UsuńHaha, czyli u Was tez pojawiaja sie takie zabawy jezykowe! :D
Ojej, jelitowka... Brrr... Trzymam kciuki by szybko przeszło no i ominęło Bi..
OdpowiedzUsuńTym razem nie jestem zdecydowana który cytat wybieram na moj no 1, ale na pewno jeden z tych intymnych :D jajka i duży dyndus rozśmieszyły mnie do łez :D wciąż jeszcze rechocze pod nosem, a właśnie usypiam Laurę :) żebym jej tylko nie obudziła ;)
Ech, niestety NIE ominelo... :/
UsuńTo jest wlasnie fajne przy takich maluchach, ze o czymkolwiek mowia, czlowiek sie smieje, bo one sa jeszcze takie niewinne, nie ma w tym zadnych podtekstow. Gdyby mi nastolatek takie teksty puszczal, pewnie bylabym mocno zdegustowana. ;)
A mnie rozwalił reniferek... Już to sobie wyobraziłam :) Lila takie przypływy czułości miewa czasem do dziwnych rzeczy ale przemawia tak samo czule. Słodkie to bardzo, bardzo.
OdpowiedzUsuńA jelitówki nie zazdroszczę (pisałam już), a tym bardziej i Nika. Ech...
Do mnie nie dociera, że za chwilę święta...
Nik tez wyrywa sie z takimi czulosciami do maskotek, aut, ksiazeczek, itd. Nieraz mnie zaczyna sciskac, a ja sie zaslaniam, bo moment wczesniej mnie np. kopnal w zebra, albo o malo nie stracil okularow. A on slodko: "Ale ja cie kocham!". I wez tu sie na niego gniewaj! :D
UsuńO rany, to Was dopadło, aby już koniec i Bi oszczędziło.
OdpowiedzUsuńhahaha no umarłam "Tata, ale mas duzego dyndusia!" :)
idę nadrobić poprzednie posty bo jakies przedziwne zaległości tu mi się porobiło no.
Niestety, nie oszczedzilo nikogo, oprocz dziadka, ktory przyjechal w niedziele przed Swietami, a ktorego zapomnialam uprzedzic o wirusie. Jakims cudem sie uchowal, chociaz jestem pewna, ze Bi juz wtedy zarazala. :)
UsuńJelitowke przechodzil Mlody, ale tylko jeden dzien. Drugiego wstal nowonarodzony. Duzo zdrowka.
OdpowiedzUsuńKocham ich rozmowki, no kocham. Bi I Nik sa boscy!!!
Tak samo moje dzieciaki. Jeden dzien i po sprawie. Kiedys gadalam z siostra, ze tak dziala szczepionka na rotawirusy. Dzieciaki nadal lapia jelitowke, ale przechodza ja bardzo lagodnie. Czy to prawda, to nie wiem, w kazdym razie moje byly szczepione. Jak dopadnie mnie to jeden dzien gadam z klopem, a nastepne dwa zdycham. ;)
Usuńaaa wszędzie choróbska, a jelitówka chyba najgorsza :-( mam nadzieję, że nas nic nie złapie :-/
OdpowiedzUsuńa mieszanie przez Bi polskiego z angielskim przypomina mi stare dobre czasy na anglistyce ;-)
Naprawde, jelitowka to w tym roku jakas blogowa epidemia! :)
UsuńZdrówka!
OdpowiedzUsuńMy też całkiem niedawno przeszliśmy jelitówke :(
Chyba nie ma bloga, gdzie ktos by nie pisal, ze jego rodzine dopadlo... :/
UsuńMam nadzieję że jelitowka oszczędzi resztę rodziny a Kokus szybciutko wyzdrowieje.Miksy jezyczne pokonaly tekst o duzym dyndusiu ;-)
OdpowiedzUsuńNajlepszy to "jumpnal" haha.Pozdrawiam!
O tak, Bi stosuje sobie polsko-angielskie slowotworstwo. :)
UsuńJelitowka ominela dziadka, ale poza tym przeorala wszystkich po kolei. :/
Niedobrze tak przed swietami chorowac:( Zdrowka Wam zycze i aby nikt sie juz od Nika nie zarazil.
OdpowiedzUsuńWlasnie. Szczegolnie jak dwa dni przed Wigilia rozklada meza, ktory potrzebny mi jest do krojenia cebuli oraz zabawania Potworkow kiedy ja pichce. :D
UsuńZdrówka dla Was! Oby Bi się nie zaraziła!
OdpowiedzUsuńNo niestety, zarazila sie... :/
UsuńOj, to zdrówka!
OdpowiedzUsuńPS Teksty jak zawsze pierwsza klasa! :) (Niech ten mój już gada! :) )
PS Gratulacje dla Taty! ;)
Hihihi!
UsuńSpokojnie, juz niedlugo i bedziesz Frania uciszac! :D
Nie ma to, jak podziw w oczach dziecka :)
OdpowiedzUsuńNiech te choróbska idą precz.
A najlepsze, ze takie maluchy latwo zachwycic. ;)
UsuńJa bym przeniosła termin szczepienia. Po szczepionce organizm jest osłabiony łatwo wszystko chwyta. Tak mieliśmy z młodą i masakra. Nikt nam nie powiedział, ze jak w domu choroba to żadnych szczepień a Ja jakoś nie pomyślałam. Podobno wirusy jelitówki to minimum 4 tygodnie na ich pozbycie się...Ja bym jeszcze podpytała lekarkę aby mieć pewność a nie zarzygane Święta :P.
OdpowiedzUsuńPrzenieslismy na tydzien pozniej. Martwi mnie troche to, co piszesz o 4 tygodniach, ale pozostaje miec nadzieje, ze Bi jednak nic dodatkowego nie podlapie. Przedszkole wymaga szczepienia przeciw grypie do konca roku. Dostawalam juz tyle telefonow i maili z ponagleniami i przypomnieniem, ze bez zaswiadczenia Bi nie moze wrocic do przedszkola, ze poczekalam az wydobrzeje po jelitowce i zaszczepilam. Mam nadzieje, ze nie odbije mi sie to czkawka kosztem dziecka. :(
UsuńZdrowia potworki kochane :***
OdpowiedzUsuńz tych tekstów powinna powstać książka. No może ebook. :D
Akcja z reniferkiem rozczuliła <3
Powiem Ci, że Igor w tamtym tygodniu też miał coś pseudo jelitówkowego... A humor i energia lepsze niż bez niej o.O
Te jelitowki to szaleja po wszystkich blogach. :/
UsuńMam nadzieje kiedys sobie te teksty wydrukowac na pamiatke jakby bloga szlag trafil. ;)
Współczuję choróbska, zazdroszczę wesołych klimatów :D
OdpowiedzUsuńNie da sie ukryc, ze wesolo z Potworami bywa. ;)
UsuńZdrówka i niech was choroby omijają
OdpowiedzUsuńAaaa-men! :D
Usuń