A tak naprawde to jada... Jest 22:30 i tesciowie sa juz w drodze z lotniska. Niestety, sniezyca nie sniezyca, samoloty startowaly i ladowaly o czasie. Zaden tez nie zostal wyslany do Waszygtonu. Damn...
Caly weekend spedzilam szorujac, ogarnijac i przecierajac. M. co prawda stukal sie w glowe i powtarzal, zebym dala sobie spokoj, ale jemu latwo powiedziec. To nie do niego przyjezdza na inspekcje tesciowa. :( Machnelam tez lasagne i leczo z cukini. Co prawda tesciowa opowiadala przy kazdej rozmowie na Skype co to ona nie bedzie dzieciom (i przy okazji reszcie domownikow) gotowac, ale pomyslalam, ze przez dzien-dwa, kiedy bedzie odpoczywac po podrozy i przestawiac sie na tutejszy czas, tez trza cos jesc... ;) Przeleciala mi tez przez glowe mysl o upieczeniu ciasta, ale zaraz po niej pojawila sie ta, ze tylko brakowalo zebym ich przyjela chlebem i sola. Posluszna wrodzonej zlosliwosci, dalam sobie spokoj. :)
No coz, trzeba zacisnac zeby i postarac sie nie poklocic zaraz w pierwszym tygodniu... Moja mamusia zwykla mowic, ze "po 3 dniach gosc smierdzi". Ja i tak dam im szesc. ;) Potem to juz hulaj dusza, piekla nie ma. Jak mnie wkurza, to moga sie szybko przekonac, ze ich syn poslubil wcale nie tak spokojna, ugodowa dziewoje. Jak widzicie, nastroj mam bojowy! ;) Szczegolnie, ze planowalam jutro z rana wymknac sie "po angielsku", czyli zwyczajnie zwiac do pracy. W ten sposob zyskalabym kolejny niemal caly dzien na oswojenie sie z mysla, ze zaczynaja sie dla mnie iscie koszmarne czasy. Niestety, dobry plan zostal pokrzyzowany przez pogode i malzonka.
Matka Natura zeslala snieg. Duuuzo sniegu... W sumie padal z przerwami juz od soboty. W niedziele w nocy zas zaczal padac bez przerwy i padal tak do poniedzialkowego popoludnia. M. w pracy, ja z Potworami, nie bylo wiec komu odsniezyc kolo domu. Moje auto ma naped na 4 kola, przez podjazd bym sie wiec przedarla. Gorzej z wylotem na ulice, gdzie plugi nawalily ciezkiego sniegu niemal po pas. :( Tu niestety klania sie dosc niskie podwozie mojej wozidupki. Utknelabym jak nic... A malzonek po pracy wpadl tylko do domu na moment, przebral sie i ruszyl w daleka droge na lotnisko... Bedzie musial zerwac sie ze mna wczesnym rankiem (wzial wolne na pierwszy dzionek z rodzicami), wytaszczyc odsniezarke i oczyscic mi przejazd... To jednak oznacza, ze juz z rana czeka mnie spotkanie z drogimi tesciami... O 6 godzinie zazwyczaj jestem we wiadomym humorze, wiec moje postanowienie trzymania jezyka za zebami moze szlag trafic... ;)
Koncze nastepnego dnia, bo patrzalki zaczely mi sie same zamykac...
Pierwszy ranek minal poprawnie. ;) Tescie przywiezli jedna walizke chyba cala pelna zabawek i innych upominkow dla dzieci, wiec Potwory ich obskoczyly i nie chcialy wypuscic ze szponow. ;) Z trudem dalo sie ich na moment odciagnac celem zmiany pieluchy (Nik) i przebrania pizamek na ubrania. Babcia i dziadek musieli asystowac. Dziadkowie tez pelni zachwytu nad jednymi z najmlodszych wnuczat. Ciekawe ile ta wzajemna fascynacja potrwa, ale narazie ja i M. oficjalnie nie mamy dzieci, a sami moglibysmy nie istniec. :)
Tescie przywiezli tez oscypki, mniaaam! ;)
Co poza tym? Jesli macie juz dosyc pory roku na "Z", lepiej nie czytajcie nastepnej czesci posta. ;)
Zima trwa bowiem na calego. Niemal od poczatku stycznia. Jak narzekalam, ze grudzien cieply, ze sniegu zero, to teraz pogoda nadrabia. Nie dosc, ze co chwila sniezy, to jeszcze mamy mrozy, ktore utrzymuja sie tygodniami. Odwilz to kwestia dnia - dwoch. W rezultacie co napada, to lezy, bo nie ma kiedy stopniec... Nie zebym narzekala, podoba mi sie taka biala sceneria za oknem! Tylko ostrzegam czytaczy marzacych juz o wiosnie. ;)
Wspomnialam, ze wczoraj siedzialam z dzieciakami w domu? Wlasciwie ten wolny dzien zaplanowalam duzo wczesniej, jako ze tesciowie przylatywali w nocy, a nie oplacalo nam sie posylac dzieciakow do opiekunki na jeden dzien. Jednak przy warunkach pogodowych jakie mielismy wczoraj i tak siedzialabym w domu. W skrocie: sypalo, sypalo i jeszcze raz sypalo. Przy tym wialo, a temperatury utrzymywaly sie w okolicach -8 stopni...
Po sobotniej "odwilzy", kiedy temperatura laskawie podniosla sie do +2 stopni, wyrosl nam na rynnie lancuszek uroczych sopelkow:
Po poludniu nie bylo juz zmiluj sie, trzeba bylo Potwory przewietrzyc. Calutenki weekend sprzatalam, a Pan Tata nie kwapil sie na zimno, dzieciaki spedzily wiec dwa dni kiszac sie w domu i rozpierala je energia. Swieze powietrze stalo sie niezbednikiem dla mojej psychiki.
Nasze "przewietrzenie" szybko przeksztalcilo sie w wyprawe badaczy Antarktyki. ;) Poniewaz od ponad miesiaca ciagle cosik pada oraz/lub proszy, a nie ma jak stopniec, sniegu mamy tyle, ze przydalyby sie rakiety sniezne. Podjazd jeszcze M. regularnie odsnieza, ale na reszcie ogrodu, podazajac za Potworami, zapadalam sie do polowy ud!
(Nie dajcie sie zwiesc - Potwory sa znacznie lzejsze, wiec i nie zapadaly sie az tak gleboko jak matka)
Po chwili dzieciarnia stwierdzila, ze najlatwiej jednak poruszac sie po ogrodzie na czworaka.
Nie wiem, ze im nie bylo zimno... Sama kilka razy plasnelam na tylek przy wygrzebywaniu z zasp jednego lub drugiego Potwora i szybko wstawalam na nogi tak ciagnelo od sniegu. A oni? No, Niko w sumie nie mial wyjscia, bo co zrobil krok, to padal. Ale Bi udawala, ze traci rownowage i tarzala sie dla samej przyjemnosci kontaktu z lodowatym puchem. Serio! Przy rozbieraniu sie w domu, znalazlam snieg w rekawach jej kurtki, w nogawkach spodni i w butach... Nie mowiac juz o mokrej czapce. Ech, dzieckiem byc... Lubie zime, ale jednak starosc zaczyna mnie juz dopadac, bowiem na mysl o kompletnym przemoczeniu, przechodza mnie dreszcze... :)
Dzielne przekopywanie sie przez snieg zostalo wynagrodzone, bowiem dzielni odkrywcy dotarli w koncu do naszego przydomowego placu zabaw...
Gdzie okazalo sie, ze hustawki lada moment znikna zupelnie, a zjezdzalnia z solidna warstwa sniegu oraz lodu pod spodem, nie nadaje sie do niczego, a juz napewno nie do wariackiego zjezdzania. Ale punkt docelowy zostal zdobyty, o! ;) Po czym nastapila wyprawa powrotna, podczas ktorej krotkie nogi najmlodszego uczestnika juz nie wyrabialy i matka, sama brnac z trudem w sniegu, musiala w sumie przenosic potomka z jednej zaspy w druga. Chyba sie to wiec kwalifikuje jako wyprawa ratunkowa... ;) Matka wyszla z niej zdyszana i ledwie zywa, Potomek Mlodszy rechoczacy wesolo, a Potomek Starszy... mial jeszcze sile na pare "orzelkow"... :)
Koniec wkretu zimowego. Cieplolubni moga czytac dalej. ;)
Tak po prawdzie, to oprocz zimy i tesciow nic szczegolnego sie nie dzieje...
Zastanawiam sie co upiec (i czy w ogole) na Tlusty Czwartek i nie wiem czy nie padnie na zdrowsza wersje paczkow polecanych przez Martusie, czy na niezdrowe i tuczace, ale o jacie! jakie pyszne, chrusty Meg. ;) A ze zapomnialo mi sie, ze to juz TEN czwartek i jestem nieprzygotowana, wiec mozliwe, ze nie upieke nic, tylko kupie gotowce. Dzieki losowi za polskie piekarnie w poblizu! ;)
Oprocz tego, oplaca sie czasem nie miec dla dziecka czasu. Tak, tak dobrze czytacie! W dzisiejszych czasach, kiedy zewszad wszyscy bombarduja nas rewelacjami na temat jak wazna i potrzebna jest uwaga rodzica, czasem jednak dobrze jest powiedziec dziecku stanowczo: poszedl won, mam wazniejsze sprawy niz zesrana pielucha, narobiles to sobie teraz tak chodz! ;) Zartuje rzecz jasna, choc nieraz nachodzi mnie mysl, ze jesli zignoruje kupe-giganta w pampersie syna, to moze ona wezmie i sama wyparuje? Albo chociaz zeschnie sie i wykruszy? ;)
Ale wracajac do brzegu. Mimo, ze matka jestem juz (dopiero?) niemal 4 lata, moje dzieci nadal mnie zaskakuja. Wczoraj, kiedy Niko pograzony byl w blogiej drzemce, Bi uparcie zawracala mi gitare. Nic dziwnego, w koncu odkad dostala w "prezencie" brata, zas sama zrezygnowala ze spania w dzien, drzemka Kokusia to takie nasze male swieto. Mamy wtedy czas zeby wyciagnac ciezka artylerie, czyli zabawy, ktore przy dwulatku groza niechcianymi dekoracjami domostwa, lub zabawki, ktore moga zostac przez niego polamane, pogryzione lub zgubione. W ruch ida wiec farbki, flamastry, kredki olowkowe, planszowki oraz puzzle. Wczoraj padlo wlasnie na te ostatnie. Zajeta pospiesznym kleceniem lasagni (w koncu niewiadomo jak dlugo maly ksiaze zaszczyci nas spaniem), wytlumaczylam dziecku, ze nie mam czasu, musi ulozyc sama. Bi strzelila focha i wyszla z kuchni. Ukladanie puzzli z Bi to zrodlo mojej irytacji. Niby fajna zabawa, niby ma uczyc dziecko koordynacji wzrokowej i logicznego myslenia. Coz, dla Bi okazuje sie to wyzwaniem ponad jej sily. Wspolne ukladanie konczy sie zazwyczaj tak, ze podaje jej puzzla i pokazuje gdzie ma go doczepic. Czyli ukladam je w sumie JA. Inaczej jest ryk, zlosc i elementy wrzucane z impetem do pudelka. Moja niemal 4-latka, do niedawna samodzielnie ukladala wylacznie puzzle 6-elementowe...
Tymczasem wczoraj, po chwili zapalila mi sie czerwona lampka, ze cos za cicho jest w pokoju. Wiadomo jak to jest, kiedy w domu, w ktorym sa male dzieci zapada nagle cisza, a nie jest to pora spania... ;) Czujac lekka panike, wylonilam sie z kuchni i doznalam nie tylko ulgi, ale i totalnego zaskoczenia... Bi bowiem wlasnie konczyla ukladac puzzle! 24-elementowe! Kiedy ja "nakrylam" brakowalo jej juz tylko 4 elementow, w tym jednego, z ktorym musialam jej pomoc, przedstawial bowiem niebo i niewiele wiecej, wiec za cholere nie mogla go dopasowac. Nie musze chyba dodawac, ze dumna bylam z niej jak cholera? :)
(Bi, samodzielnie ulozone puzzle oraz burdel zabawkowy w tle :p)
Aha, zakwitl mi tez storczyk! Dostalam go jakies 2 lata temu od malzonka, po czym zaraz przekwitl i tak stal z jednym lysym badylem. Nie obyta w opiece nad storczykami, nie wiedzialam czy powinnam owy badylek obciac czy lepiej zostawic, wiec na wszelki wypadek zostawilam. A on, niespodziewanie wzial, wypuscil boczny ped i zakwitl. :)
Ciesze sie jak glupia, bo ogolnie nie mam reki do domowych kwiatkow, wszystkie sa jakies takie ledwie zywe pomimo (w miare) regularnego podlewania i zmiany ziemi na wiosne... :)
I znow wyszedl mi tasiemiec... ;)
Haha, no racja, racja tasiemiec :) To i komentarz powinien być długi, ale już ledwo widzę dzisiaj, także napiszę tylko- trzymaj się dzielnie, może teściowie nie zajdą Ci za skórę :) No i pamiętaj, że przywieźli oscypki :) Buziaki!
OdpowiedzUsuńHaha, no oscypki to chyba w ramach przekupstwa! ;)
UsuńJa nawet jak probuje pisac tasiemca to I tak jakis krotki mi wychodzi :)
OdpowiedzUsuńZima na calego.... troszke zazdroszcze, bo chlopcy byli by bardzo szczesliwi, ale z drugiej strony Irlandia nieprzygotowana, wiec lepiej zeby snieg nie padal.
Ciekawe jak bedzie Wam sie mieszkac z Tesciami przez pewien czas :)
A na koniec...brawa dla Bi za puzzle ;)
Juz moge napisac, ze mieszka sie... srednio... ;)
UsuńA ja odwrotnie. Chocbym nie wiem jak starala sie strescic, jakos mi sie rozwleka! ;)
U nas w przyszlym tygodniu zapowiada sie ocieplenie - pierwsze dluzsze niz 1 dzien od niemal 2 miesiecy! :)
Ja tam zime go tylko na kartkach świątecznych lubię, wiec wcale bialej scenerii nie zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńTeściów tez nie zazdroszcze, ale moze tym razem nie będzie tak źle? Zawsze jak cię bardzo wkurza mozesz ich w zaspie zasypać:-)
A puzzle nie każde dziecko lubi i nie ma co przymuszać, ja swojej chrześnicy nie zarazilam bakcylem puzzlowym, za to Stokrocia ukladalaby bez przerwy. Ale oczywiscie duma jak najbardziej wskazana!
Z tesciami nie byloby najgorzej, gdyby bylo krocej. Ot i tyle... :/
UsuńJa Bi absolutnie do puzzli nie przymuszam. Ona ogolnie lubi je ukladac, ale ze mna. Niestety "ze mna" oznacza, ze to JA je ukladam. ;) Widzac to, sama nawet jej nie kupowalam nastepnych, miala tylko te, ktore dostala od obcych przy okazji urodzin, czy innych swiat. :) Ale po tym opisanym w poscie pierwszym razie, widze postep. Wyciaga puzzle sama i samodzielnie je uklada. Czyli sprawdza sie stara regula, ze dziecko musi do wszystkiego samo dojrzec. :)
Piękny!!!
OdpowiedzUsuńU nas topnieje ino strzela ;)
U nas troche stopniec bedzie mial szanse dopiero w przyszlym tygodniu, kiedy zapowiadaja dluzsza odwilz. ;)
UsuńHej ja też jestem z młodą na etapie puzzli...trudno to nazwać układaniem, na razie zgina je na wszystkie sposoby, więc znów wróciliśmy do...drewnianych :))
OdpowiedzUsuńZ Niko mam to samo. Niby jest zainteresowany, ale tylko na jakies 5 min. Potem zaczyna je zginac i rwac. :/ A te drewniane z luboscia rozsypuje i jezdzi po nich jezdzikiem... ;)
UsuńAle zima wow! U nas bardziej wiosennie niż zimowo ;)
OdpowiedzUsuńZ puzzlami u nas to samo, Syn lubi układać, ale trzeba razem z nim i mu pomagać, sam nie bardzo chce..
A z teściami dasz radę, powodzenia!
Nie mam za bardzo wyjscia, musze dac rade. ;)
UsuńBi zupelnie nagle, po tym pierwszym, samodzielnym razie, teraz uklada puzzle zupelnie sama i prosi o pomoc tylko kiedy naprawde nie moze dopasowac ktoregos elementu. :)
Weź podeślij nam priorytetem trochę tego śniegu, co? :D
OdpowiedzUsuńU Was nadmiar, a u nas pustki!!
U nas puzzle na porządku dziennym, ale nie myśl sobie że Zuza chętnie je układa. Ona po prostu wywala wszystkie z każdego pudełka, miesza, a potem się dziwi że nic nie pasuje!
Ja już nawet zaczęłam na odwrocie robić magiczne znaczki coby potem dojść z nimi do ładu :P
Ale jak razem układamy to spoko, ale Mała szybko się nudzi.
U nas królują klocki i ostatnio kolorowanki :)
A z teściami to musisz dać radę, nie ma innej opcji :)
Choć wcale Ci nie zazdroszczę, oby te 3miesiące szybko zleciały.
Buziaki :*
No wlasnie, nie mam innej opcji, to chyba jest kluczem tutaj. MUSZE dac rade, bo nie mam gdzie uciec. ;)
UsuńBi tez uwielbia kolorowanki. i naklejki. :) U nas "miszczem" mieszania puzzli jest Nik, ale na szczescie wiekszosc naszych zestawow jest tak rozna, ze latwo mozna je potem posegregowac. :)
Zima jak z bajki, nasze dzieci nie znają takich.
OdpowiedzUsuńTeściowie chyba nie tacy straszni, jak ich malujesz... dziećmi się zajmą, idźcie na randkę, do kina, na drinka!
To prawda, że dzieciom czasem warto nie poświęcać uwagi, dla ich rozwoju i swojego świętego spokoju. Ostatnio chciałabym się usprawiedliwić, mówiąc, że im mniej uwagi tym lepiej... ale wiem, że trochę naciągam prawdę.
Cisza w domu zawsze jest podejrzana! Albo śpią, albo psocą tak, żeby rodzice nie widzieli... choć coraz częściej nakrywam Basię na samotnej, spokojnej zabawie i to jest szok!
Dokladnie! Moich nawet przylapuje czasem na spokojnej WSPOLNEJ zabawie! Kto by pomyslal?!
UsuńTesciowie nawet chetni, zeby sie dzieciakami zajac kiedy my pokorzystamy z zycia, tymczasem moj maz... jakos nie bardzo, mimo ze przed ich przyjazdem naobiecywal mi cuda wianki... :(
U nas kazda zima, to wielka niewiadoma. Cztery lata temu mielismy taka, ze sypalo doslownie co kilka dni i to od razu dopierdzielalo z 30 cm! Trzy lata temu mielismy JEDNA sniezyce, a w marcu chodzilismy w lekkich sweterkach. Dwa lata i rok temu bylo przecietnie - ani za zimno, ani za snieznie, ale cos tam czasem posypalo, wiec dzieciaki poznaly co to snieg. A w tym roku nie dosc, ze sypie, to jeszcze ciagle mamy mrozy jak w Suwalkach! ;)
Ten śnieg mnie kusi chyba przegonię Twoich teściów i sama przyjadę, ile by tam bałwanów wyszło, a iglo...
OdpowiedzUsuńAlez zapraszam! Ale marzenia o balwanach i igloo od razu rozwieje - przy ciaglym mrozie, snieg mamy suchy i sypki. Kompletnie sie nie lepi! ;)
UsuńTrzymaj się Agata! I jak co to pokaż swoje prawdziwe oblicze kobiety wampa hihi :D A teściowa to może chociaż przyda się do tego gotowania, to ci jeden obowiązek odejdzie w tym czasie.... no jakoś szukam małego pozytywu ich wizyty.....
OdpowiedzUsuńA zimy to ciut tak zazdroszczę, bo mimo iż uprzykrza życie to dzieciaki ją uwielbiają!
Odezwij się jak tam u Was na froncie. Czy jeszcze pokój czy już wojna :P
Gotowanie tesciowej jest rzeczywiscie jednym z nielicznych pozytywow ich wizyty. :)
UsuńJeszcze nie wojna, chociaz kilka rzeczy mnie srodze irytuje i zastanawiam sie sama kiedy wybuchne. ;)
Zastanawiam się czego bardziej zazdrościć - śniegu czy oscypkow ;) zdjęcia Potworkow w śniegu cudowne. Dziecięca radość aż bije z ich buziaczków. I pomyśleć, że najlepsza zabawa z mamą! Daj znać koniecznie jak tam sprawa z tesciami. Może nie będzie tak źle skoro tak dobrze zaczęli? Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńTrzeba tesciom przyznac, ze wiedza co nam przywiezc w ramach przekupstwa. ;)
UsuńU nas tata sie na snieg nie kwapi, a mama wrecz przeciwnie - sama az piszczy zeby pohasac w bialym puchu! ;)
Pomysl - za rok i Ty bedziesz z Laura szalec na sniegu! :)
Piekna zima :) ... na zdjeciach :) ja wyczekuje juz wiosny a wtedy bede sie w trawie tarzac jak Bi w sniegu :)))
OdpowiedzUsuńKochana, ciekawosc mnie zzera jak tam rodzinka??? Oscypka, takiego prawdziwego bym zjadla... mniammm
A te kwiatki tak maja- nic nie rob a kwiatki same sie pojawia :)
A, to dobrze wiedziec! Od dzis tylko go podlewam! ;)
UsuńA rodzinka, to wiesz... Najlepiej z nia na zdjeciu... ;)
Ja to ogólnie nie powinnam dzisiaj niczego komentować. Ani pisać. Jestem w jakimś dołku intelektualnym - czytam Twój post, dojeżdżam do końca i myślę: Boże, biedna, ma pasożyty... :)
OdpowiedzUsuńZajarzyłam chyba po 5 minutach :)
A ogólnie, zazdroszczę tej zimy - naprawdę! Nie przepadam za śniegiem, ale z dzieciakami to zupełnie inna bajka. Te sanki jakoś mi leżą na wątrobie...
Pozdrawiamy i już więcej głupot nie piszę :)
HAHAHA, padlam z tych pasozytow!!!
UsuńJa do zimy mam tylko mieszane uczucia kiedy musze prowadzic auto w malo przyjaznych warunkach pogodowych. Poza tym jednak uwielbiam, szczegolnie wlasnie odkad mam moje Potworki! :)
O matko, przesyłam moc gorących myśli. Współczuję z teściami, naprawdę bardzo współczuję. Ja pewnie byłabym non stop na melisie ;)
OdpowiedzUsuńNo widzisz jaką masz zdolną córkę :) U nas Oliwia miała czas, że uwielbiała układać puzzle, i zawsze sama, a próbuj jej pomóc to odgania. Później brała, ale nam kazała układać, a teraz znowu wróciła do tej zabawy. Ja kiedyś kochałam puzzle, teraz jej małe mogę układać, ale 1000 elementów już mnie nie ciągnie ;)
A śniegu nie zazdroszczę. U nas było trochę, tak że jak robiłyśmy "anioła" to praktycznie nic nie było widać, ale mała skorzystała ze sanek, a mi to starczyło :)
W takim razie fajnie, ze trafilo sie Wam sniegu tak wsam raz. ;)
UsuńBi bardzo dlugo nie chciala sama puzzli ukladac, ale teraz sie odwazyla, widzi ze jej wychodzi i robi to regularnie. :)
Na mnie niestety melisa nie dziala. ;)
A może nie będzie tak źle z teściami? Zawsze to pomoc przy dzieciach. W każdym razie - trzymam kciuki, żebyś nie denerwowała się za bardzo :). Piękne masz dzieciaczki i baaardzo zdolne :). A jak zakwitł kwiatek to znak, że niedługo wiosna i nie ma się co zimą przejmować ;). Pozdrawiam ciepło :))))
OdpowiedzUsuńAle ja sie zima nie przejmuje, ja ja lubie! ;)
UsuńE, Bi w porownaniu z rowiesnikami jest chyba calkiem przecietna. :) Niko (wg. mnie) ma zadatki na bystrzaka, ale moze po prostu jest wygadany? ;)