Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

poniedziałek, 8 września 2014

Kolejna pechowa kumulacja oraz ponowna rocznica

Witam! Post dlugi nie bedzie (raczej, bo wiecie jak to ze mna bywa, chocbym chciala sie strescic, jakos nie wychodzi...), poniewaz pisze z domu, gdzie mam na glowie Bi, ktora uparla sie zeby rozniesc chalupe w drzazgi. Chwilowo zmeczona szalenstwami przysiadla ogladac Peppe, a ja z ulga klaplam nad laptopem... Jak to sie stalo, ze jestesmy w domu, opisze pozniej...

Od tygodnia przesladuje nas jakas kumulacja, nooo... moze problemow to zbyt powazne slowo, ale malych, upierdliwych spraw. Jak to jest, ze wszystko zawsze przydarza sie jedno za drugim, na zasadzie domina?!

Coz wiec takiego sie dzialo w ciagu ostatnich kilku dni?

W sobote mielismy pogode jak w polowie lipca, czyli 32 stopnie przy 80% wilgotnosci... Gdybym mogla, prysznic bralabym co godzine, bo nawet klimatyzacja nie wyrabiala i temperatura w naszym domu osiagnela zawrotne 29 stopni. Jedyna zasluga klimy to osuszenie powietrza, wiec przynajmniej az tak z czlowieka nie kapalo... Ja, jak to ja, liczylam na wycieczke na plaze, szczegolnie ze to byl juz raczej ostatni tak goracy dzien w tym roku. Niestety, pomysl zostal zbojkotowany przez malzonka, ktory mial "arcy- wazne" rzeczy do zrobienia. Moglam sie co prawda uprzec, ale z rana bylo pochmurno, a po poludniu zapowiadali burze, wiec nie bylam pewna jak sie pogoda rozwinie. Oczywiscie rozwinela sie tak, ze nagle niebo zrobilo sie lazurowe, a slonce tak dawalo czadu, ze tylko w cieniu mozna bylo oddychac. No ale coz, M. juz wtedy walczyl z rurkami, srubami i narzedziami. A samej jechac na plaze mi sie nie usmiechalo. Ogarnac Potwory na placu zabaw to juz wystarczajace wyzwanie... :/ A w swietle pozniejszych "wydarzen" chyba dobrze sie stalo, bo juz sobie wyobrazam gderanie malzonka. A kiedy M. uporal sie w koncu z "majsterkowaniem", rzeczywiscie lunelo...

Przy wilgotnosci rodem z Amazonii, wlosy Bi wygladaja tak:



A Kokusia tak:



Kocham te lokasy! Szkoda, ze zima, przy suchym powietrzu, stana sie praktycznie proste! ;)

Poza tym, kilka dni temu odkrylismy, ze kran w kuchni nam przecieka... I to tak, ze po jednym dniu wszystko pod spodem doslownie plywa. M. zabral sie za naprawe, ale zlew jest wiekowy, pordzewialy ("odziedziczylismy" go razem z domem), a kran tak "don" przymocowany, ze malzon ani rusz nie mogl go odczepic. Postanowilismy wiec, ze najlepiej bedzie wymienic caly zlew i armature za jednym zamachem... Juz od jakiegos czasu o tym myslelismy, ale byly pilniejsze wydatki. Teraz jednak kran zadecydowal za nas, ze chce przejsc na emeryture i przy okazji zabrac zlew ze soba... ;) Zobaczymy jak mojemu malzonkowi pojdzie zabawa w hydraulika. Juz raz sie calkiem niezle sprawil, kiedy pekla rurka pod zmywarka. Miejmy jednak nadzieje, ze tym razem pojdzie mu nieco sprawniej, bo wtedy walczyl trzy dni, kurwowal i wsciekal na caly swiat... Ale prawdopodobnie bede dzis miala kompletnie rozbabrana kuchnie i wcale mnie ta mysl nie cieszy... Z drugiej strony lepsze to, niz kilka razy dziennie wycierac wode, ktora zbiera sie pod szafka...

Jakby malo bylo atrakcji "hydraulicznych", Maya dostala cieczke! Zamierzalismy ja wysterylizowac, ale odkladalismy to w czasie, az prosze, czekalismy troche za dlugo... Na usprawiedliwienie napisze, ze nasza poprzednia psinka miala 10 miesiecy jak ja zabralismy na "wyczyszczenie" i nadal byla przed pierwsza cieczka... Przeczytalam (taaak, rychlo w czas), ze suczki moga ja dostac w wieku 6 miesiecy, ale im wiekszy pies, tym pozniej ja zazwyczaj dostaje. Jak widac nie ma co liczyc na ta regule, bo z Mai jest wielkie bydle i co? Piersza cieczka w wieku 8 miesiecy i tygodnia! Poza tym zalamala mnie informacja, ze caly cykl trwa u suki okolo 3 tygodni! Myslalam, ze to jak u kobiety, kilka dni i po krzyku... Teraz trzeba pilnowac tej cholery, zeby jej jakis samiec nie dopadl... Jak wiecie, nasz ogrod jest ogrodzony tylko z trzech stron, wiec nieproszeni goscie bez problemu sie tu dostana. Nie mowiac juz o tym, ze sa suki, ktore same uciekaja do psow. Mamy "invisible fence", ale nie wiem czy wygra z instynktem... W kazdym razie szczeniaki to ostatnie na co mam ochote, podobnie jak zgraja obcych, napalonych kundli w moim ogrodzie...

Poza tym, wczoraj Bi ni z tego, ni z owego, obudzila sie rano z goraczka. Inne objawy - brak. Tylko ta goraczka... 39 stopni. Jeden syrop przeciwgoraczkowy zbil ja do 38, po czym przestal dawac rade. Drugiemu udalo sie ja obnizyc do 37.3 i tak utrzymala sie przez wiekszosc dnia, zeby wieczorem znow skoczyc do 38.3... I tu wlasnie jest pies pogrzebany, dlaczego cieszylam sie, ze jednak nie pojechalismy na plaze. M. mi zrzedzil, ze Bi napewno znow przeziebila sie od chlapania w zimnej wodzie w sobote. Nie chcialo mi sie juz nawet zaczynac dyskusji, ze przy 32 stopniach, to i ja sama co chwila pryskalam sie woda, ktora zreszta wcale nie byla zimna, a wrecz goraca, bo waz ogrodowy lezal na sloncu... Poza tym jak to "przeziebila", skoro nie ma ani kataru, ani kaszlu i na bol gardla tez nie narzeka? W kazdym razie gdybym jednak "zmusila" go do plazowania, a Bi nie daj Bog weszlaby do oceanu, dopiero bym sie nasluchala!

Takim to wlasnie sposobem, wyladowalam dzis w domu z Bi. Po wczorajszym calym dniu z goraczka, chcialam zobaczyc jak sie sytuacja rozwinie i czy konieczna bedzie interwencja lekarska. Nie musze chyba dodawac, ze Bi od rana roznosi energia i ogolnie wyglada na okaz zdrowia? A goraczki brak. Zobaczymy wieczorem...

Poza tym na zasadzie "jak nie urok to sraczka", Niko od 2 dni ma jakas tajemnicza wysypke. Najpierw mial ja idealnie na lini zapiecia pieluch i myslalam, ze dostal na nie uczulenia. Tu tez bylam w kropce, bo przeszlismy przez kilka rodzajow i tylko pampersy nie uczulaly. A tu znow! Tyle, ze wczoraj identyczna, drobniutka wysypka, najwyrazniej nie-swedzaca, pojawila mu sie na stopach. Ki diabel? Dzisiaj ma ja tez na kolanach i znacznie rzadziej rozsypana na brzuszku. Pojawily tez sie pierwsze krostki na buzi... No nic, tak jak w przypadku Bi i jej goraczki: obserwujemy i jak cos to wpraszamy sie do lekarza...

A coz takiego M. robil w sobote, ze stanowczo odmowil jazdy na plaze? Nie, wbrew pozorom nie naprawial kranu, chociaz to chyba najpilniejsza robota... No ale kto by sie przejmowal zalana szafka... Moj malzonek wolal skladac do kupy cos takiego:



Tak, przy klimacie rodem z dzungli oraz w pelnym sloncu, M. skladal rurki i rureczki w dlugich spodniach. Osobiscie roztapialam sie od samego patrzenia. Oczywiscie nie obylo sie bez asysty Potworow oraz bacznego nadzoru Mai. :)

A tu juz zlozone, w calej okazalosci oraz w docelowym punkcie ogrodu:



Dzieciaki wyrosly z naszych malutkich, plastikowych, ogrodowych zabawek, a przypadkiem trafilismy na posezonowa wyprzedaz, wiec skusilismy sie na nowy zestaw hustawek. Mi marzy sie co prawda piekny, drewniany, z domkiem na gorze, ale 1) myslimy o zmianie domu za rok, dwa i M. krzywi sie na mysl o rozbieraniu tego na czesci pierwsze przy przeprowadzce, oraz 2) krucho u nas z kasa i niewiadomo kiedy sie polepszy, chyba jak dzieci pojda do szkoly... Musialam wiec przelknac wrazenia estetyczne i zaakceptowac to, co jest realne w tej chwili a nie za kilka lat...

Najwazniejsze, ze przydomowy plac zabaw podoba sie samym zainteresowanym. :)








A tytulowa rocznica? Jutro, 9 wrzesnia mija 11 lat odkad przeprowadzilam sie do Stanow! Juz ponad dekada! Czy przynudzam pytajac poraz setny, a nawet tysieczny, kiedy to zlecialo? :)

12 komentarzy:

  1. Co do dzieciaczków to moja 4latka dwa tygodnie temu miała podobne objawy i wylądowaliśmy w szpitalu na bezobjawowe zapalenie płuc wywołane przez bakterie,taka wysypkę tez przerabiałam z moim prawie dwulatkiem i okazało się to "bostońska choroba".pozdrawiam Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja cora ma tendencje do takich jedno-dwudniowych goraczek. Jakies 1.5 roku temu miala szereg badan, w tym rentgen pluc, ale wtedy goraczka utrzymywala sie przez 5 dni. Teraz znow minela po jednym dniu. Mlodemu wysypka tez juz blednie i schodzi. Nie mam pojecia co to bylo, moze jakas alergia, ale najwazniejsze, ze juz przechodzi. :)

      Usuń
  2. Post wyszedł długi, ale czytało się tchem jednym! :)
    A małżonek.. nooo Ci powiem, że mi zaimponował ;) Czas wykorzystał przykładnie bardzo, dzieciaczki zachwycone. Ciebie zadowolił już chyba? :)))) (szafkę ze zlewozmywakiem mam na myśli, szafkę;))
    Lokasy rzeczywiście cuuudne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie tam, nowy zlew dalej czeka w piwnicy, a ze starego jak sie lalo, tak dalej leje. :)

      Oj tak, dzieciaki zachwycone. Maly nawet przekonal sie do jednej z hustawek (normalnie boi sie hustania), a na zjezdzalni wyczyniaja takie akrobacje, ze serce mi staje! ;)

      Usuń
  3. A skoro takie sobie zajecie znalazł, to miał chyba rację, że nic ważniejszego w tej chwili nie było;)
    Loki piękne;) Zdrówka dla Szkrabów;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tiaaa... Komu by sie chcialo naprawiac zlew, jak mozna skladac do kupy hustawki... :)

      Usuń
  4. 11 lat? Czyli w 2003? Pisalas kiedys o tym jak to sie stalo, ze Stany I, ze w nich zostalas?
    Strasznie chcialabym o tym przeczytac.
    Loczki maja cudne I plac zabaw tez fajny - wazne, ze wlasny.
    A ja obstawiam , ze Bi zlapala jakiegos wirusa.
    Milego dzionka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasciwie to chyba nie pisalam, nie pamietam... Hmm... Moze I sklece post na ten temat, ale to nie zadna porywajaca historia. :)

      Ja tez mysle, ze u Bi to byl wirus, bo po jednym dniu nagle ozdrowiala. ;)

      Usuń
  5. Wow, ale superowe te huśtawki! Mieć takie sprzęty w swoim własnym ogrodzie to musi być niezły wypas dla dziecka! :)
    Gratuluję rocznicy, 11 lat to faktycznie spory kawałek. Też chętnie przeczytam jak tam trafiliście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moge napisac, ale tak jak wspomnialam Minii, moja przeprowadzka za ocean nie wiaze sie z zadna ciekawa opowiescia. ;)

      Z tymi hustawkami to jest tak, ze dzieciakom szybko sie one nudza. Nawet jak ma sie swoje w ogrodku, to i tak trzeba jezdzic regularnie na place zabaw. Nie mowiac juz o tym, ze zalezy mi na obyciu z innymi dziecmi, a przy domu Bi i Nik skazani sa wylacznie na wlasne towarzystwo. Ten "przydomowy" zestaw to bardziej ostatnia deska ratunku dla rodzicow na wieczory oraz dni kiedy nie ma czasu zabrac Potwory do parku. :)

      Usuń
  6. Świetne te huśtawki i zdrówka dla maluchów i sto lat z okazji rocznicy :)

    OdpowiedzUsuń