Moje dzieci to cwaniaki. Mali, zlosliwi, uparci kombinatorzy. :)
Szczegolnie w Bi odkrywam z lekkim rozbawieniem (oraz kropla przerazenia) moja wlasna osobowosc. Daje mi to troche do myslenia o sobie samej... ;) Wiecie, ze moja matka byla osoba bardzo zaborcza. Nakazy i zakazy to byla moja codziennosc. O ile ciagle nakazy bez mozliwosci kompromisu owocowaly awanturami (wcale nie w okresie dojrzewania, ale kiedy juz doroslam i odwazylam sie glosno wypowiedziec swoje zdanie; wczesniej za bardzo sie rodzicielki balam), o tyle z zakazami to juz inna historia. Siostra moja miala taktyke smecenia i proszenia do zerzygania (za przeproszeniem). Tak dlugo chodzila za mama i marudzila, ze ona chce i prosi i blaaagaaa, az w koncu ta ulegala. Ja, jako osobka znacznie bardziej skryta, nie prosilam. Dobrze, czasem poprosilam, przedstawialam swoj punkt widzenia, probowalam przekonac matke do swoich racji. Najczesciej przegrywalam. Co robila Agata, kiedy spotkala sie ze stanowczym zakazem, w dodatku powtorzonym? Po prostu go ignorowala. :) Nie otwarcie, glosno i ostentacyjnie, o nie. Po prostu go obchodzila, cichcem, na paluszkach i stopniowo. Za plecami rodzicielki robila na co miala ochote. A przy tym, coz przyznam sie tu, na blogu, umialam klamac i to bardzo dobrze oraz doskonale zacieralam za soba slady. I mieli moi rodzice sporo szczescia, ze trafila im sie corka w sumie spokojna i rozsadna i piszac o swoich "wystepkach" mam na mysli w sumie drobiazgi, bo z takim charakterkiem mialam niezly potencjal na zmarnowanie sobie zycia... :)
Koniec pierwszej malej dygresji. :)
Kolega z pracy ma synka w wieku Bi. Od jakiegos czasu zali sie, ze maly wszystko neguje, sprzecza sie, ze on nie, ze on tak, a w ogole to inaczej... Klasyczny bunt (tak, kolejny!) trzylatka. A Bi? Ona, wierna kopia swojej matki, jak spotka sie z nakazem, wtedy owszem, placze, smarka, wrzeszczy, ze nie, ona sama nie umie ubrac sandalow, nie podciagnie sobie gaci i nie pojdzie wysikac sie do domu, bo ona chce na trawke! :) Ale zakazy, te traktuje jak kiedys ja. Jak powietrze. Tyle, ze, jak narazie, robi to nieco bardziej otwarcie. A ja pekam ze smiechu, chociaz jednoczesnie juz boje sie co bedzie za kilka lat.
Na przyklad taka sytuacja:
Zrobilam Nikowi kanapeczke (uprzednio pytajac sie corki czy tez chce - nie chciala, zeby nie bylo...). Pokroilam w kostke i polozylam talerzyk na stole. Bi natychmiast podbiega i zaczyna podkradac po kawaleczku. Prosze ja, zeby nie wyjadala bratu i pytam ponownie czy tez jest glodna i czy jej tez zrobic kanapke. Nie chce. Nie, to nie, znikam za sciana kuchni. Po chwili zagladam kontrolnie zza "winkla", a Bi oczywiscie wyzera bratu kanapke kawaleczek po kawaleczku. Tym razem juz sie wkurzam i ponownie mowie jej, ze jesli chce to zrobie i jej, ale ma w tej chwili przestac wyjadac Nikowi! Nie, Bi nie chce kanapeczki. Nakazuje wiec, zeby zostawila talerz brata w spokoju i ponownie znikam za rogiem, ale po sekundzie wychylam sie zza sciany i oczywiscie zastaje Bi z wyciagnieta reka juz-juz nad talerzem Nika i lobuzerskim usmiechem na twarzy. Na moje "Bi! Co ja ci powiedzialam?!", usmiecha sie jeszcze szerzej, po czym bezczelnie patrzac mi prosto w oczy... kleka przy bracie, otwiera buzie i z urocza minka prosi "Am-am!". A Niko oczywiscie wklada jej kanapeczke prosto w rozwarta paszcze... Bi odwraca sie w moja strone i chichocze, doskonale wiedzac, ze splatala matce figla...
I jak tu nie udusic tej cholery??? ;)
Niko, moje malenstwo, moj kochany syneczek, bardzo szybko uczy sie od siostry. Za szybko... ;)
Kilka dni temu podszedl do mnie i koniecznie chcial sie wdrapac na kolana, a rece mial cale czyms usmarowane. Zlapalam go za nadgarstki i powiedzialam cos w stylu "Yyyy, nie dotykaj mnie, masz brudne rece!". Na to Niko wyciagnal w moja strone jeden wypackany paluszek i zaczal go przysuwac do mojej bluzki rechoczac wesolo i patrzac na moja reakcje. Zlosliwiec maly! :)
Bedzie kolejna dygresja. Kilka dni temu przeczytalam na jakims przypadkowym blogu zdanie w stylu, ze dziecko nie placze, zeby nam - rodzicom dokuczyc, ze kazdy placz dziecka to komunikat, ze mu czegos brakuje, potrzeba czegos waznego... Autorka rozwodzila sie caly, calkiem spory post o tym, jakie to piekne zdanie, ze ona zawsze, ale to zawsze bedzie o tym pamietac, ze nigdy nie poczuje sie zirytowana czy zmeczona placzem swojej coreczki i takie tam blah, blah, blah... ;) Oczywiscie posypala sie lawina innych slodko-pierdzacych komentarzy, ze tak, ze to prawda, ze one chocby padaly na twarz to beda leciec z usmiechem na twarzy do swoich coreczek i synkow. Dodam, ze dziecko owej autorki ma raptem kilka miesiecy. Troche ja to usprawiedliwi, bo dziecko w tym wieku rzeczywiscie teoretycznie nie placze bez powodu. Chociaz maluchy zaskakujaco wczesnie odkrywaja, ze na dzwiek ich ryku rodzic staje na bacznosc i nie wahaja sie uzyc tej "broni"... Koniec dygresji.
Jak wiadomo ze mnie Matka Polka jak... no wiecie... Dodam od razu, ze kocham moje dzieci, zanim ktos mnie tu oskarzy o zwyrodnialstwo. Kocham je nad zycie, ale ich placz doprowadza mnie do szalu. Zawsze doprowadzal. Dziecko przewiniete, nakarmione, odbite i nie polezy/posiedzi ani chwili spokojnie, tylko ryczy. No szlag! A im dalej tym gorzej. Ryk o wszystko, co chwilka. Zeby zabawic, ponosic, najlepiej nie wypuszczac z rak. Wyjac z wozka, wyjac z lozeczka. Nosic, nosic, nosic! A potem zaczyna sie cwaniactwo. Dzieci zaskakujaco szybko przyzwyczajaja sie do dobrego...
Jakis tydzien temu Niko po polozeniu spac, zamiast jak Pan Bog przykazal usnac, po 15 minutach wlaczyl syrene. Akurat zbieglo sie to w czasie z zapaleniem ucha i wyrzynaniem trojek, wczesniej caly wieczor byl markotny, wiec nie czekajac polecielismy do niego. Ja zaaplikowalam srodek przeciwbolowy, M. ponosil do ponownego zasniecia. No i gucio. Tyle, ze nastepnego wieczora po polozeniu spac, Mlody znow stanal w lozeczku z rykiem. Zanim zdazylam zaprotestowac, M. juz byl u niego w pokoju, tulac, noszac i pocieszajac. Trzeciego wieczora uprzedzilam meza, ze Niko najwyrazniej usiluje zrobic nas w balona i ma do niego nie isc. Caly rytual sie powtorzyl. Niko wlozony do lozeczka wytrzymal grzecznie z 10 minut po czym zaczal wycie. Tym razem bylam zdecydowana go przetrzymac. Po 15 minutach placzu, ryku, nawolywania mamy i taty, skapitulowalam. Glownie pod miazdzacym wzrokiem meza, ktory mowil wyraznie co ze mnie za matka... Nie liczylam na wiele szczescia, ale weszlam do pokoju Kokusia i zamiast wziac rozzalonego syna na rece, poklepalam materac, oznajmilam ze wystarczy juz tych wrzaskow, ze czas spac i ze ma sie natychmiast polozyc. A on... polozyl sie, wsadzil raczki pod brzuszek, pupke wypial do gory i zwyczajnie poszedl spac! :)) Niestety, od tamtego czasu urzadza takie awantury co ktorys dzien. Zamiast zasnac, staje w lozeczku i ryczac nawoluje "Maaamaaa! Taaataaa!" a rozpacz ma w glosie taka, ze kamien by stopil z zalosci. Coz, kamien moze tak, ale nie skonstniale serce matki, ktora wchodzi do pokoju, pokazuje na materac i kaze klasc sie spac. :)) I on sie kladzie! Tak po prostu. I wiecej nie wstaje i nie budzi sie!
No i niech mi ktos teraz powie, ze moj synek jest taki biedniutki, placze bo cos mu dolega, czegos brakuje! Srutu tutu, klebek drutu! Smarkaczowi po prostu spodobalo sie jak tatus uspil kolyszac na raczkach i teraz niemal co wieczor probuje sztuczki z wyciem, zeby wymusic dodatkowe przedsenne pieszczotki. A takiego! Nie bedzie mna roczniak manipulowal! ;)
A jak tam Wasze "Potwory". Cwaniakuja? :)
Mój mąż też jest miękki w te sprawy od razu leciał, a ja nie jestem taka uległa, chcą się drzec bardzo proszę ja też potrafię, nie ma z matką żartów ;)
OdpowiedzUsuńU nas tez maz wiecznie poblaza, a ja wychowuje, a potem on pyta czemu ja sie ciagle dre? Jak to czemu, bo ktos w rodzinie musi! ;)
Usuńmoja mama miała na nasze jęki i wycia konkretny argument - nie wyj bo dostaniesz po tyłku i wtedy będę wiedzieć, o co wyjesz. Trzeba ją usprawiedliwić - kiedy miała 24 lata, była już matka czwórki dzieci, a niedługo potem urodziła kolejne.
OdpowiedzUsuńkurcze ja tez tak mowilam .... :) nawet bez czworki dzieci :)
UsuńJa bez mrugnięcia okiem mówię tak do dwójki. I w nosie mam, że kiedy mogą z tego powodu płakać terapeucie w rękaw. Byle nie za moje pieniądze :)
UsuńEkhem... Sama bardzo czesto serwuje podobne wyrazenie moim Potworkom. Jak narazie nie dziala. ;)
Usuńjakbym czytala o swoim dziecku ;P haha dzieci nawet ja uwazam sa zlosliwe...moze nie w zlym sensie, ale podoba im sie jak mowisz ciagle nie wolno tak czy siak, nie rob a ono i tak zrobi na przekor, mnie nie wkurza, a placz taki histeryczny mnie nie wzrusza... dopiero lece jak sie uderzy cos go boli czy jest chory. masakra jest jak czytasz o wychowaniu, chcialabys wprowadzic w zycie a sie nie da :/ dzieci nie sa polukrowane, dziecko to tez czlowiek co nie? tylko mniejszy... ja sie denerwuje np jak mowie cos synowi a on za 10 razem to zrobi, tlumacze mu w rozny nawet i w formie zabawy ze jestesmy druzyna ze szybciej zrobimy to cos tam...ale nie po co, lepiej matce napsuc nerwow...
OdpowiedzUsuńBi ma tak samo. Jest tak uparta, ze czlowiek powtarza jej po 5 razy, nie rob, tak nie wolno, przestan. A ona dalej swoje, nieraz jeszcze patrzac ci bezczelnie w oczy. Czesto nawet na nia krzykne, a ona jakby glucha byla... A jak ja sie w koncu wkurze i ja odciagne z miejsca przestepstwa, to jest ryk az sie sciany trzesa. I na nic tlumaczenie, ze jak mowie, zeby przestala to ma przestac, nastepnym razem jest dokladnie to samo...
Usuń:) mnie też trudno byłoby zachować powagę :) to niesamowite jak dzieci potrafią być przebiegłe :D
OdpowiedzUsuńTo jest wlasnie najgorsze jak wiesz, ze MUSISZ zachowac zmarszczone czolo i grozna mine, a kaciki ust same ci drgaja od powstrzymywanego usmiechu! :)
UsuńTak - płacz, wyk, ryk to najlepsza rzecz do wymuszania tego co się chce! a mnie aż ciśnienie się podnosi i ledwo trzymam język za zębami, aby nie powiedzieć słowa za dużo.
OdpowiedzUsuńNo i u nas też M. ma miękkie serce i często jej ustępuje i na wiele więcej pozwala. Ja na to sobie nie pozwalam, bo by mi na głowę weszła i nic bym przy niej nie mogła robić.
Dokladnie, u nas w domu to tez ja jestem ta bardziej stanowcza... ;)
UsuńOj, mi sie czesto wymyka to i owo. Na szczescie dzieci jeszcze tego nie powtarzaja... ;)
Uff nadrobiłam wszystko ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że wyjazd nad wodę się udał, ale podobnie jak Ty nie rozumiem rodziców, którzy opiekę nad swoimi dziećmi przerzucają na innych. Co do urodzin, to dziwnie, że zaprosili, a potem trzymali dzieciaki w jednym miejscu, ja to bym innym dzieciakom wszystko z szafy powyciągała do zabawy ;)
Oliwia ostatnio cwaniakuje tak jak Niko, położy się a po chwili woła, że chce picia, siusiu, przytulić ją mamy, dać mocnego buziaka, bo tamten był za słaby :)
Nie wiadomo o co tym dzieciom chodzi... ;)
UsuńBi wymysla przed spaniem. Bo ona musi miec pieska, kocyk, niekapek i jeszcze tate w lozku, zeby moc spokojnie zasnac. ;) A jak nie daj Boze tato wymknie sie zanim ona dobrze zasnie, wtedy jest ryk na calego! ;)
Tak myślę i myślę, nie- Lila chyba nie cwaniakuje. Ale, ale... Jakie On ostatnio histerie urządza :( Czasami boję się do Niej podejść, a nie podejść się nie da, bo przecież zaraz tą małą łepetynę rozbije, jak Jej nie złapie. No i drze się tak, że opisać się tego nie da. I przysięgam, jeszcze się powstrzymuję, ale jak Ona się nie uspokoi, to nie ręczę za siebie. Bo też oczywiście kocham nad życie, ale spokój musi być :)
OdpowiedzUsuńTaaa, u Nika nadal na porzadku dziennym jest rzucenie czym popadnie w zlosci... ;) I powiem Ci, ze ja z autentycznym przerazeniem patrze na jego fizyczny rozwoj! On wyczynia takie rzeczy, o ktorych Bi sie w jego wieku nawet nie snilo... Ja juz sobie pomalu zapisuje do roboczego posta o 20 miesiacu, z jakich powodow ostatnio wyskakuja mi nowe siwe wlosy... ;)
Usuń