Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 27 czerwca 2014

Co w trawie piszczy III czyli o ogrodzie + sceny rodzinne

Jak ja kocham lato! Cieplo, slonce, no i to poczucie, ze do deszczowej jesieni jeszcze tyyyle czasu zostalo! Marzy mi sie plaza, ocean, jeziorka, wycieczki, ach, doczekac sie nie moge! Poki co, co wieczor robie z Bi tradycyjne obchody calego ogrodu, zbierajac ostatnie truskawki i sprawdzajac co tez nowego zakwitlo. A Wam przedstawiam kolejne zbiory kwiatkow z mojego malego krolestwa. :)

Po pierwsze: jezyny! Truskawki pomalu sie koncza, wiec z niecierpliwoscia czekam na kolejny ogrodowy przysmak. Czarna jagoda jakos nam odmawia kwitniecia i owocowania, ale na szczescie jezyny rosna wielkie i co roku maja wiecej owocow. Szkoda ze jeden, nawet pokazny, krzak daje owocow wystarczajaco tylko na poskubanie sobie jezynek. A mnie sie marzy dzemik, chociaz pare sloiczkow... Moze dokupie kilka krzaczkow za jakis czas i zobaczymy co urosnie. :)



Po drugie, pokazywalam Wam wczesniej roslinke zwana Spiderwort. Taka spora kupa zielska, wygladajacego jak wieksza trawa. :) A kwitnie tak i pachnie przeslicznie:



Kwitnie tez takie cos. Zwane tutaj Daylily, nie znam polskiej nazwy. Nie patrzcie prosze na plotek z tylu, desperacko blagajacy o odmalowanie... ;)



Od kolegi z pracy dostalam kilka sadzonek czegos, co nazywa sie Beard Tongue. Nie mam pojecia skad taka durna nazwa. :) Sam kwiatek troche mnie rozczarowal bo kwitnie raczej skromnie, a ja wole jednak wyraziste kolory. Ale darowanemu koniowi... no wlasnie.



Zakwitl tez bialy Clematis. Cud po prostu, bo miejsce gdzie rosnie wyglada jak dzungla, niemal nie dochodzi tam slonce i nie do wiary, ze cos oprocz chwastow jest w stanie sie utrzymac. :)



A moja Lawenda, o ktora tak sie martwilam, nie tylko przetrwala zime, ale i zdecydowala sie zakwitnac! I tu juz nic nie rozumiem, bo ona nie kwitnie co roku. Myslalam, ze robi to co drugi rok, ale kwitla z zeszlym sezonie, wiec w tym spodziewalam sie przerwy. Najwyrazniej sie nie znam...



A to cudenko rosnie u mnie pod praca i nazywa sie Mountain Laurel. Taka "kisc" kwiatow jest mniej wiecej wielkosci kwiatostanu Rododendrona, ale kwiatuszki sa mniejsze. Jak przenieslismy sie 4 lata temu do nowego budynku i krzaczki zakwitly az mnie zatkalo z zachwytu i pomyslalam, ze musze je miec u siebie!


Jak pomyslalam, tak polecialam zaraz do sklepu ogrodniczego, kupilam sadzonke, M. ja posadzil, a ja nie moglam sie doczekac nastepnego roku az zakwitnie. W koncu sie doczekalam, a tu zonk! Mi zakwitlo cos takiego:


Rozowe!!! I nie, nie, nie, to nie jest to samo! ;) Ja chcialam biale, rozowe mi sie nie podoba! Coz, nie wykopie w koncu krzaka i nie spale go... Poluje po prostu na biala odmiane, ktora okazala sie byc bardzo trudno dostepna. :( Kolega z pracy probowal odciac galazke z krzaczka w pracy, "ukorzenic" go i przesadzic, ale sie nie udalo, wiec ja nawet nie probuje.

Na koniec czesci "ogrodowej" posta, pokaze Wam co my z M. wlasciwie w tym naszym ogrodzie w tym roku robimy. Rozpisuje sie bowiem o tym ile mamy pracy, jak ciezko to ogarnac, ale na zdjeciach czesto trudno to zauwazyc. A wiec 2 zdjecia w stylu "przed" i "po". Na dzis pokaze czesc z tylu domu, zaraz obok warzywnika. Jest tam taki kawalek dzialki (nazywany przez nas wyspa, z racji, ze jest lekko podniesiony), ktory kiedy wprowadzilismy sie do domu, jeszcze przypominal klomb, chociaz juz byl strasznie zarosniety. Przez nastepnych kilka lat jednak padly nam dwa ozdobne krzewy ktore tam rosly, tuje za to zrobily sie ogromne i zdecydowalismy sie je wyciac, w koncu uschla bez wyraznej przyczyny brzoskwinia. I zostal taki niemal pusty placyk. Od zeszlego roku postanowilismy przywrocic mu dawna "swietnosc", a w tym roku niemal skonczylismy. Do tylu przesadzilismy Hibiskusa, na jesien posadzilam tam Forsycje. Jeden ze Spiderwot'ow juz tam rosl. W tym roku dosadzilismy krzaczki jagod (jeden cos obgryzlo i padl), ten widoczny na zdjeciu wyzej Beard Tongue, Floksa oraz Bee Balm. Calosc chcemy otoczyc kamieniami, ale jeszcze nie skonczylismy.
A wiec, na poczatek zdjecie "przed" (zrobione juz po zasadzeniu wszystkiego co trzeba):


A "po" wyglada to tak:


Tak, to jest to samo miejsce! Nawet zdjecie staralam sie zrobic z tego samego punktu. Nie do poznania, prawda?
Ten badylek z przodu po lewej to jeden z ocalalych krzaczkow jagod. Co wypusci nowe pedy, sa one szybciutko obgryzane (przez kroliki zapewne), wiec nie wiem czy przetrwa, czy skonczy jak jego kumpel. ;)

Tak wlasnie oczyszczamy i upiekszamy jeden kacik ogrodu po drugim, a z racji jego wielkosci jest co upiekszac! Roboty mamy huk, starczy spokojnie na caly sezon, a i tak nie wiem czy skonczymy. Dlatego wlasnie warzywnik w tym roku poszedl jednak w odstawke. Chlip, chlip...


Oprocz pracy w ogrodzie, zycie rodzinne nam plynie jak zwykle. Czyli duzo jest smiechu, piskow, krzykow, histerii i placzu. Nic specjalnego. ;) Przy okazji opowiem Wam co moj malzonek "zmalowal" kilka dni temu (bo w tym wypadku trudno jest winic Bi):

Bi podchodzi i marudzi, ze chce siusiu. Mowie, ze pojde z nia do lazienki, ale podnosi wrzask "Nie! Nie mama! Tata!". No ja sie prosic nie bede, w koncu to zadna frajda. ;) Bi za to podchodzi do taty (bawiacego sie jak zwykle telefonem), ciagnie go za reke i marudzi "Tata, ja ciem siusiu, tata chodz!".
M. sie nie rusza.
"Tata, choooodz! Ja ciem siuuuusiuuuu!!!".
M., ktoremu nie chce sie ruszyc z kanapy, mowi ironicznie:
"A moze zrob siku po prostu na podloge?".
Szczeka mi opadla, juz otworzylam usta, zeby opieprzyc meza za glupote, ale zanim odzyskalam mowe, Bi... poslusznie zsikala sie w gacie!

Czasem po prostu nie wiem czy smiac sie czy plakac! A meza po tym "nie lubilam" przez dobrych kilkanascie minut kiedy skruszony wycieral kaluze i przebieral swoje starsze dziecko...


Poza tym to znow jakies chorobsko nas wzielo. Taaak, w samym srodku cieplego, slonecznego lata! I zebym jeszcze dzieciom zimne napoje dawala. Ale nie daje, lodow tez jeszcze w tym sezonie nie jedli. Podejrzewam, ze niedzielne chlapanie w lodowatej wodzie z dziadkiem moze miec cos z tym wspolnego. W kazdym razie we wtorek Niko zaczal smarkac i wypluwac sobie oskrzela kaszlem. Nocke mielismy ciezka, bo co chwila budzily go ataki kaszlu, a potem niedospany plakal, od placzu z kolei chyrkal jeszcze mocniej i tak w kolko. W srode po poludniu nastapila znaczna poprawa. A przynajmniej ustapil ten uporczywy kaszel. Za to wieczorem zaczela smarkac Bi. Oraz zafundowala nam kolejna nieprzespana noc, bo teraz ona sie budzila z zapchanymi nozdrzami, nawolywala mame i tate i w koncu okolo polnocy wyladowala w naszym lozku. Jak spi sie z wiercacym, rozpychajacym trzylatkiem mozecie sobie wyobrazic. Wczoraj w pracy wygladalam jak cien. Ziewajacy cien. Zapomnialam juz jak to jest wstawac do dzieci pol nocy... I zaczelo mnie tez drapac w gardle i krecic w nosie. Moze wiec to jednak jakis wirus, bo JA sie przeciez w wodzie nie chlapalam... Dzis to samo. Organizm jeszcze walczy, ale czuje ze mnie rozklada. Ratuje sie prochami, ale czy sie wybronie to nie wiem... 
A przy okazji wtorkowego faszerowania Nika lekarstwem, odbyla sie u nas nastepujaca scena:

Nasza mlodociana lekomanka (Bi, zeby nie bylo watpliwosci), widzac lekarstwo podane bratu, zalewa sie lzami, ze ona tez chce. Tlumacze, ze jest zdrowa, wiec nie potrzebuje lekow, ze to nie jest soczek. Nie dociera, jest ryk, histeria, "ja tes choooolaaaa!", itd. Ryczy tak z 10 minut, w koncu M. nie wytrzymuje i mowi, zeby przestala wyc, on da jej lekarstwo. Protestuje, ale maz mruga do mnie porozumiewawczo i za chwile przychodzi z lyzeczka napelniona plynem. Bi mine ma zdziwiona, ale wypija bez szemrania. M. pyta czy dobre bylo, Bi kiwa glowa, ze tak, ale po jej buzi widze, ze cos jest nie halo. Chwile pozniej M. szepcze mi na ucho, ze nalal jej na lyzeczke soku z cytryny. A ona wypila i nawet sie nie skrzywila! ;)


I znowu wyszedl mi post na 20 minut czytania!
Przepraszam, ale nie obiecuje poprawy! Musze sie nauczyc pisac czesciej, ale krocej, ciezko bedzie! ;)

12 komentarzy:

  1. Pięknie prezentuje się ogród!

    Pozdrawiam i zapraszam do nas ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudnie wygląda ten ogród... Ja robię tak samo jak młodszy tez chce to sok z cytryny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie...kurcze ale pracy masz od groma i ciut ciut!! Duza przestrzen :)
    gdyby moj Menzon cos "takiego" zrobil to strzelilabym FOCHA i to na dlugo!! :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Piekny ogrod...a z tym "syropkiem" dobre ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co ja bym dała żeby miec swój własny ogród . Co prawda pracy pewnie multum przy pielęgnowaniu , podlewaniu , przycinaniu , sadzeniu . Ale jaaaki efekt . Ah! zazdroszcze :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ogród macie bajkowy, tyle tajemniczych zakatkow - raj dla dziecięcej wyobraźni. Trochę się uśmiałam przy historii o Bi., M. i siku, ale przychodzi mi do głowy jedna myśl: BARDZO MU DOBRZE ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jaka ja bym była szczęśliwa, gdybym miała działkę, wielkości Waszego ogrodu... Tymczasem mam tyle pomysłów i nie wiem co robić, bo jestem ograniczona ilością miejsca... Uwielbiam lawendę!

    A mężuś- no ma facet fantazję :) Jak każdy facet :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Miłość do roślin... tego właśnie w sobie szukam. No kurczę nie mogę się przełamać by zrobić coś po swojemu...miejsce mam. Już nie mówiąc że tak pięknie jak Ty to robisz, może jeszcze przyjdzie mi kiedyś wena.

    OdpowiedzUsuń
  9. No to się chłop doigrał... :P
    A swoją drogą... tylko faceci mają takie pomysły xD

    OdpowiedzUsuń
  10. O kurenka - ale masz "genialnego" małżonka!!!
    No ja nie ręczę co bym mu zrobiła, ale na pewno z tydzień by nie dostał obiadu i spał by na kanapie :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurcze, ja tam kwiatów nie lubię, ale właśnie myślę o kupieniu ogródka 300-400m2 i zrobienia tam warzywniaka i sadu dla Mi. Kto wie, może wypali.
    Łączę się w chorobie bo mi wczoraj gardło padło i na gripexach jadę :/
    Trzymajcie się, ciepło! ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Kwiatki w ogrodzie są śliczne :)
    A męża to bym chyba zatłukła...:)

    OdpowiedzUsuń