Poniedz. i wtorek spedzilam w domu, kurujac Bi, ktora rozlozylo kompletnie. Po konsulatcji lekarskiej wyglada, ze albo to wyjatkowo paskudne przeziebienie albo grypa (!). W kazdym razie nigdy nie widzialam Bi tak chorej. Lalo jej sie z nosa, gardlo czerwone i bolace oraz goraczka. Bi nie potrafi wydmuchac nosa, odciagnac nie da, wiec ciagle wyciera sobie smarki rekawem. W rezultacie nos oraz skore nad gorna warga ma obtarte niemal do krwi. Dodajmy do tego trupia bladosc i zaczerwienione oczy i mamy przed soba mala kupke nieszczescia. A matka chcac nie chcac wziela wolne i zajela sie dogadzaniem, tuleniem i ogolnym rozpieszczaniem. :) Niko tez sie zarazil, ale przeszedl to znacznie lagodniej. Troche mu sie z nosa lalo i mial stan podgoraczkowy, ale poza tym humor mu dopisywal i normalnie chodzil do opiekunki, a ja w tym czasie moglam kurowac siostre. Ktora zreszta w poniedzialek jeszcze byla oslabiona i marudna, za to we wtorek z nadmiaru energii prawie odbijala sie od scian. Caly czas musialam wymyslac jej zabawy, bo pozostawiona wlasnej inwencji, zaczynala np. okladac psa tekturowa rurka i ganiac go pod jadalnym stolem... Najlepszy znak, ze zdrowie powraca. ;)
Teraz Bi jeszcze troche smarcze i pokasluje, za to Nik cos nie moze dojsc do siebie. Nadal leci mu z nosa, od czasu do czasu zakaszle i w dodatku ropieja mu oczka... Na domiar zlego gorne czworki dopiero czesciowo sie przebily, a trojki sa nadal dopiero widoczne pod dziaslami. Do tego deszczowa pogoda (wyglada, ze synek bedzie meteopata, po matce...) i Mlodszy tak marudzi, ze wytrzymac sie z nim nie da...
Od srody jestem juz w pracy, ale do blogosfery na dluzej nie moglam zawitac, bo mialam szkolenie. Czterodniowe, tyle ze 2 dni mi "uciekly". Nudne jak cholera bo na temat nowego systemu komputerowego, ktory bedzie uzywany przy niektorych projektach. Ciemny pokoj (dla projektora), do tego deszczowa aura za oknem i z trudem utrzymywalam otwarte oczy, pomimo kawy pitej jedna za druga. Przez cale dwa dni zadalam prowadzacemu moze jedno sensowne pytanie. :)
Mialam tez podpisac pilny raport, ale nie przewidzialam, ze nie bedzie mnie w pracy zeby skonczyc niezbedna dokumentacje... Trudno, moga na mnie krzywo patrzec, dziecko najwazniejsze. Poza tym jednak fajnie jest wpasc do robotki na 3 dni, zeby potem miec kolejne trzy wolne (szykuje nam sie dlugi weekend)! ;)
A na bloga wpadlam na dluzej dopiero dzis. I za pare godzin znow znikam na 3 dni. W poniedzialek Memorial Day, wiec nie pracujemy. I dobrze sie sklada, bo prognozy nie sa za ciekawe: sobota - przelotne deszcze i chlodnawo, niedziela - burze, dopiero wlasnie w poniedzialek slonce i okolo 26 stopni. Juz sie nie moge doczekac! Moze pierwszy wypad na plaze? ;) A jesli nie, to napewno jakis grill, bo ogniska chyba przy Niku nie zaryzykuje, a szkoda...
Co poza tym u Potworow? Pomalu zamieniaja sie w aktualna idolke Bi - Swinke Peppe. Czy to slonce czy deszcz, do szczescia wystarczaja im kaluze na podjezdzie. Sami zreszta zobaczcie:
Piatek po poludniu:
Sobota rano:
W niedziele niestety bylo juz tylko tak:
I wlasciwie jest nadal, tyle ze leki przeciwgoraczkowe juz niepotrzebne. Tylko Nikowi jeszcze na noc podaje przeciwbolowy, inaczej budzi sie i poplakuje. Podejrzewam zebiska...
Na powyzszym zdjeciu mozecie tez podziwiac mojego "koscielnego" gozdzika. Ponad tydzien, a skubaniec nie ma najmniejszego zamiaru wiednac! :)
Aha, prawie zapomnialam o moim tytulowym sukcesie! Nic wielkiego, chociaz ja czulam sie bardzo usatysfakcjonowana. Po prostu, po wielkanocnej porazce, w koncu odwazylam sie ponownie sprobowac sil w pieczeniu muffinek. Wlasciwie to nie mialam wyjscia, bo musialam wymyslic cos interesujacego dla Bi, ktora we wtorek miala juz napady dzikiego biegu wzdluz i wszerz domu z nudow... A poza tym chcialo mi sie czegos slodkiego, a bananowiec, ktory upieklam w sobote znikl w ciagu jednego dnia. :) Babeczki wyszly pulchne, mieciutkie i delikatne, mniaaam! Wykorzystalam ten przepis (dzieki Dorotka!), ale dodalam rodzynki i pokruszone migdaly oraz orzechy wloskie. Czekolade tez mialam dodac, ale okazuje sie, ze zniknela (ktos wyzarl, bo jeszcze niedawno lezala spokojnie w szafce!). W kazdym razie ciesze sie, ze wyszly, moze teraz bede je regularnie piekla, bo tak fajnie, szybko to idzie, no i frajda dla Bi jest nieoceniona. Nawet pomimo, ze potem swoich wypiekow nie ma ochoty probowac. ;)
Poza tym, wreszcie definitywanie "zaklepalismy" date przyjecia urodzinowego Bi. Zaproszenia wypisane, klamka zapadla. Tak tak, przyjecie odbedzie sie (ponad) miesiac po wlasciwych urodzinach. :) No trudno, najwazniejsze, ze wreszcie przekonalam malzonka. Teraz czas zaczac solidne planowanie, chociaz u mnie z tym zawsze na bakier i jak znam zycie znow wszystko bede robic na ostatnia chwile i na odwal - odpieprz. Inaczej przeciez nie bylabym Agata! ;)
Milego weekendu, odezwe sie (mam nadzieje) we wtorek!
PS. A jednak odzywam sie jeszcze dzis! ;) Wypuszczono nas bowiem wczesniej, tak na mile rozpoczecie dlugiego weekendu. Z tej okazji naszla mnie refleksja, ze 2 godziny to jednak strasznie duzo czasu. Oczywiscie mowa o dwoch godzinach bez dzieci. I nie, nie bede plakac jak bardzo za nimi tesknie. Albowiem aktualnie delektuje sie ta chwilka spokoju. Tym milsza, ze nieoczekiwana. :) Wyszlam z pracy, zalatwilam sprawe w banku, pojechalam na "polskie" zakupy (tu sie lekko zalamalam, bo parking pelen, a kolejka za wedlina jak za czasow PRLu w Polsce. Ja wiem, ze dlugi weekend i w ogole, ale sklepy beda otwarte normalnie jutro i pojutrze, a wiekszosc tez w poniedz. A tu ludzie wykupuja towar z polek jak przed wojna...), przyjechalam do domu, wypiescilam Maye, ktora normalnie jest mocno pod tym wzgledem zaniedbywana, bo wiadomo, przegrywa dobitnie walke o uwage na rzecz dzieciakow, rozpakowalam zakupy, rozladowalam i od nowa zaladowalam zmywarke, a teraz mam jeszcze okolo godziny zanim bede musiala jechac po Potwory, wiec siedze na tarasie, popijam (goraca!) kawke i pisze Wam o tym jak fajnie jest przez moment nie slyszec ciaglego "y-y-yyyyy!" oraz "Mama, siusiu! Mama ja ciem piciu! Mama ja ciem china [plastelina] bawic!", itd.
Zrozumieja mnie tylko matki dwojki absorbujacych pociech, ktore na chwile sie od nich wyrwaly. ;)
No, teraz to juz naprawde milego weekendu! ;)
Lipomal, to co uzależniło MIlaka :)
OdpowiedzUsuńMoje dzieci to zawolani lekomani, co by to nie bylo domagaja sie wiecej. :)
UsuńSpory zestaw leków, niech szybko wracają do zdrowia :)
OdpowiedzUsuńBłotko i kałuża to istna świetna zabawa dla dzieci ;)
Dokladnie, po co rowery, slizgawki i piaskownica, jak wystarczy zwykla kaluza. :)
UsuńSzkoda, że maluchy chorują i się męczą :(
OdpowiedzUsuńucałuj ich proszę ode mnie, dobrze?
No pewnie, ze ucaluje od Cioci Noelki! :)
Usuńhhahaha 2 godziny- toz to LUXUS!!!!
OdpowiedzUsuńHaha, ktoz moze wiedziec wiecej o luksusach niz sama Luxusowa! ;)
UsuńMiłego również dla Ciebie :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że u Was już lepiej, a u Nikosia też mi podchodzi pod zęby :)
Co do pogody to chyba jest wymiennie niż w Polsce, u nas gorąco (przyjemnie) :)
Pozdrawiam!
Chyba tak, bo jak u nas w poniedz. przyszly upaly, to siostra powiedziala, ze w Trojmiescie juz znowu zimno. :)
UsuńU Nika to chyba rzeczywiscie zebiska (oprocz tego kaszlu, to jeszcze po chorobie), bo widze wyraznie przebijajace sie gorne czworki i wszystkie trojki sa tez tuz pod dziaslami...
Widzisz Agatko, że nie zawsze za pierwszym razem coś wyjdzie. No ale tymi muffinami to mogłaś się pochwalić i jakąś focię wstawić :)
OdpowiedzUsuńDla Potworków oczywiście dużo zdrówka, bo co jak co, ale zdrowe dziecko jest znacznie mniej dokuczliwe i marudzące - tym bardzie jak ma się ich x2 :D
No i szczególnie Tobie miłego weekendu życzę :) i abyś mogła pić sobie na tarasie tę "gorącą" kawkę!!!
Buziaki :*
O zdjeciu muffinkow nawet nie pomyslalam. Nastepnym razem postaram sie pamietac. :)
UsuńNaprawde, juz wole byc sama chora i zajmowac sie wesolymi, zdrowymi dziecmi, niz byc zdrowa i znosic marudzenie, placze o wszystko i brak apetytu...
Tak więc Cię rozumiem! Miałam teraz 3 dni wolnego, sielanka, bo chłopaki w żłobku, nie?:D Nie! Emil dostał tak silnej alergii na sosnę, że jest trzeci dzień w domu i próbujemy do na nogi postawić :/
OdpowiedzUsuńO kurcze, wspolczucia!
UsuńTo juz chyba regula, ze jak czlowiek planuje cos zrobic, albo po prostu wypoczac, to ma jak w banku, ze dzieciaki sie pochoruja! ;)
Dużo zdrówka dla maluchów i więcej takiego bonusowego czasu tylko dla Ciebie!
OdpowiedzUsuńA dziekuje, dziekuje, oby sie spelnilo! :)
UsuńMam nadzieję, że choróbska się w końcu od Was odczepią i będziecie mogli się cieszyć świetnym zdrowiem.
OdpowiedzUsuńOj te 3 godziny gdy Oliwia śpi...bezcenne, więc dobrze wiem o czym mówisz :)
Oliwka to spioszek. :) Bi juz od kilku miesiecy odmawia spania w dzien, a Niko spi godzinke - poltorej.
UsuńMyslalam, ze sezon chorobowy juz za nami, a tu niespodzianka, dzieciaki wiosna choruja wiecej niz zima. :/
Jak miło, że w humorze :)
OdpowiedzUsuńNo widzisz, trzeba próbować i się nie poddawać! Cieszę się, że muffinki wyszły. Próbuj innych, bo tu można szaleć!
Ze mnie jest tchorz, a jak mi cos jeszcze nie wyjdzie to juz w ogole sie zrazam... Czekoladowe mi wyszly, wiec pewnie przez jakis czas bede piekla wylacznie takie. :)
UsuńJa nie tylko rozumiem, ale i szalenie zazdroszczę, bo aktualnie mam dwie chore dziewczyny i kompletnie nie mam sił :(
OdpowiedzUsuńKurcze, wspolczucia, znam ten bol... A co to za wirus zmogl obie Twoje panienki?
Usuń