Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 4 października 2013

Osmiopunktowa mieszanka, ze zaden tytul nie pasuje :)

Po pierwsze, to mam asystentke. Bi oczywiscie, ktoz inny zalapal by sie na tak wazne stanowisko? ;) Codziennie asystuje mi przy porannej toalecie. A moglaby jeszcze z godzinke pospac. Mnie tam by sie nie chcialo zrywac o 6, zeby patrzec jak matka doprowadza sie do stanu uzywalnosci. :) W kazdym razie podaje mi po kolei szczoteczke do zebow, balsam do ciala, potem krem, cienie, tusz, itd. Wszystko z dokladnym i powolnym, dwuletnim namaszczeniem. A jesli sama cos chwyce pierwsza, jest ryk jakby ja zywcem przypiekali! W rezultacie znow wypadam z domu jak torpeda i przyjezdzam do pracy 10 minut spozniona. :)

Po drugie, wczoraj byl jakis wysyp piratow drogowych albo skonczonych sklerotykow. Najpierw rano:
Autostrada trzypasmowa. Po lewej zjazd. Pan Slerotyk jedzie spokojnie prawym pasem. Nagle: ziiiuuut! Przejezdza przez wszystkie 3 pasy i wpada (doslownie) na zjazd! Zanim otrzasnelam sie z lekkiego szoku, Sklerotyk ponownie zmienia zdanie i zjezdza z pasa zjazdu, sruuu, spowrotem na autostrade!
Potem po poludniu:
Jest taki odcinek, gdzie dwie autostrady lacza sie na chwilke ze soba, zeby potem ponownie sie rozdzielic. W rezultacie powstaje jeden wielki kogel mogel, gdzie kierowcy przemieszczaja sie slalomem miedzy soba, zeby zjechac z jednej autostrady na druga, lub odwrotnie. Strasznie nie lubie tego odcinka, bo juz nieraz byly tam stluczki, taki robi sie balagan. Wczoraj wypadku na szczescie nie bylo, za to byl gosc z chwilowym zacmieniem. Zjechal na druga autostrade na samym poczatku zjazdu. I jechal sobie nia spokojnie, nic nie zapowiadalo, ze sie pogubil... Az dojechal do samiutkiego konca polaczonych autostrad (a to polaczenie ciagnie sie przez dobre pol kilometra jak nie dluzej), gdzie w ostatniej chwili skrecil spowrotem na pierwsza autostrade! Jak w ostatniej chwili? A tak, ze przejechal po martwym polu! A martwe pole w tym miejscu to nie bagatelka! Idzie lekko w gore (jedna autostrada opada w dol) i pelne jest wybojow, potluczonego szkla, gruzu i Bog wie czego jeszcze... I ten gosc nagle, lubu dubu, przelecial tamtedy, nawet nie zwalniajac, malo podwozia nie zgubil! Wariat jakis!

Po trzecie, kupilam Bi jesienne polbutki. Czas byl najwyzszy, bo na sandaly rano jest juz za chlodno, a dziecko powyrastalo mi ze wszystkich bucikow, oprocz adidasow. Ktore to adidasy co chwila prosza sie o pranie, a w czasie kiedy schna, Mala Dama musi w czyms chodzic. A ze w dzien wraca sloneczne lato i temperatura okolo 20 stopni, to kalosze raczej odpadaja... Spedzilam chyba 2 godziny na internecie, wybierajac, przebierajac i zastanawiajac sie nad rozmiarami, bo z rozpedu zaopatrzylam ja tez w dwie pary zimowych kozaczkow. :) Dobrze, ze kupuje jej buty z tylko jednej firmy, ktora ma zatwierdzenie Akademii Pediatrii, inaczej spedzilabym na internecine caly dzionek. :) Co nie zmienia faktu, ze sie lekko podlamalam. Na buty, ktore za kilka miesiecy beda juz za male, wydalam bowiem ponad 200 dolcow... :/ No trudno... Ciuszki czesto kupuje dzieciom uzywane (szczegolnie Nikowi, bo rosnie jak szalony), ale buty jednak wole kupic nowe. Kazdy bucik nabiera z czasem ksztaltu stopy, a po co maja im sie wykrzywiac nozki? Ale cena za takie malenkie butki, z ktorych dziecko zaraz wyrasta, lekko mnie szokuje. A za kilka miesiecy zacznie sie kupowanie dwoch zestawow, wtedy dopiero z torbami pojde! ;)

Po czwarte, Bi zesikala sie wczoraj dwa razy w gacie. Ostatnio zdarza jej sie dosc czesto. A juz nie miala praktycznie zadnych "wypadkow"! Opiekunka tez zauwazyla, ze czesciej popuszcza w pielucho-majtki. Polaczone z wieksza ruchliwoscia Nika i jej ostatnia agresja w stosunku do niego i wnioskuje, ze bidula jest zwyczajnie zestresowana nagla konkurencja o uwage rodzicow. Trzeba uzbroic sie z cierpliwosc i z czasem wszystko wroci do normy. Przynajmniej taka mam nadzieje...

Po piate, szykujac sie wieczorem do spania, pochylilam sie jeszcze nad psem (chrapiacym juz w najlepsze). I co widza moje zmeczone oczy??? Dwa opite, wielkie, obrzydliwe kleszcze! Bleee... Nienawidze kleszczy... Normalnie ich usuniecie zlecam mezowi, ale ze o tej porze jest w pracy, co bylo robic, sama wyjelam paskudztwa (czyli jak chce to potrafie, o!) i utopilam w kiblu. Ale jeszcze sie wzdrygam... Przy okazji spojrzalam w kalendarz i oczywiscie zapomnialam we wrzesniu spryskac nasza suczke Frontline! Czyli te kleszcze to moja wina... Taka jestem ostatnio zmeczona i rozkojarzona, ze nawet zapiski w kalendarzu nie pomagaja... :/

Po szoste, Bi odkryla nowa zabawe. Jak to bywa z zabawami, ktore sama wymysla (w przeciwienstwie do tych zainicjowanych przeze mnie), dodaje ona matce sprzatania... Pisalam, ze uwielbiam zmywalne kredki Crayoli? Pisalam. Kocham je za to, ze z taka latwoscia schodza z mebli, scian, skory i ubran. Niestety, podejrzewam, ze to efekt uboczny zmywalnosci, ale material, z ktorego kredki sa zrobione, bardzo latwo sie kruszy. W rezultacie kazda szybko sie zlamala na kilka czesci. Ale nie to jest najgorsze, bo nawet polamanymi mozna nadal rysowac, chociaz musze ciagle pilnowac, zeby Bi nie wysypala tych kawalkow, bo boje sie, ze Nik sie ktoryms zadlawi. Za to Bi odkryla jak latwo jest te kredki pokruszyc i teraz bez przerwy zeskrobuje wosk (nie wosk? Kij wie, co to jest...) paznokciami! I zostawia mi taka kupke zielonych/niebieskich/czerwonych okruchow! A Niko tylko czyha, zeby je dorwac i zjesc, wiec latam co i rusz ze scierka! Nie pomagaja tlumaczenia, grozby i prosby...

Po siodme, odkrywam "uroki" posiadania w domu chlopca. Kurde mole, Bi pierwszy "wypadek", kiedy poszla jej krew miala dobrze po skonczonym roczku. Mimo szalenstw, jakos byla na tyle ostrozna, ze nie robila sobie zazwyczaj krzywdy. A Nik? Nie dosc, ze sie zanosi az do omdlenia, czym juz przyprawia nas o zawal, to dzis reka mu sie podwinela, jak "pedzil" na czworakach, ze rabnal sie prosto nosem o podloge! Az mu krew poleciala z jednej dziurki! Cholerny kaskader, osiwieje przy nim!

Po osme, stwierdzam, ze z psem w domu, to jak miec troje dzieci. I razem konspiruja, zeby nie dac sie matce wyspac:
Polozylam sie o 21:50.
1:37 - Nikus kweka. Nasluchuje, oczekujac, ze moze pokreci sie i zasnie spowrotem. Ale nie, ryczy coraz glosniej, slysze w dodatku, ze Bi zaczyna sie wiercic, wiec pedze, zeby uspokoic malego rozdarciucha.
Kolysze, caluje, szepcze, w koncu maly wtula sie w moje ramie i zasypia. W miedzy czasie M. wraca do domu, a ja slysze, jak pies lata po kuchni, skomle i skacze na drzwi. Ewidentnie bardzo chce wyjsc, a ja, uwiazana do dziecka, modle sie tylko, zeby maz juz otworzyl drzwi, zanim siersciuch zleje sie albo zerzyga na podloge.
W koncu M. wypuszcza psa, ja odkladam Nika i wracam do lozka.
Budzi mnie jakies piszczenie. Patrze na zegarek - 3:58. Mysle, ze to maly pewnie obudzil sie na cyca, ale cos mi nie gra. Nasluchuje. A to pies znowu lata po kuchni i popiskuje. Pedze wypuscic ruda bestie. Czego sie nazarla wczoraj w ogrodzie nie mam pojecia...
4:24 - tym razem placze zdecydowanie Niko. Ide go nakarmic. Ksiaze we snie rechocze do cyca. Ja ziewam...
5:03 - budzi mnie krzyk Bi. Zerwalam sie jak oparzona, ale panna najwyrazniej zakrzyczala przez sen i zasnela dalej...
Chwile potem maz budzi mnie szturchnieciem. Noszzzzz! Najwyrazniej mamrotalam cos na ksztalt "Bibi" przez sen, ale moglabym przysiac, ze snilam cos o pracy...
5:30 - dzwoni moj budzik. Pocieszam sie, ze za 1.5 godziny wypije spokojnie kawe przy biurku. ;)

10 komentarzy:

  1. Slowem masz "cyrk na kolkach" jak mawiala moja babcia ...
    Moze sprobuj od czasu do czasu "kimnac sie " z pol godzinki w pracy. Jakas wolna pakamera na mini sjeste moze sie gdzies znajdzie...
    Czasem takie pol godzinki pozwala zregenerowac sily na reszte dnia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, fajnie by bylo! Od czasu do czasu pracownicy wychodza z taka propozycja, ale bardziej zartobliwie. :) Moglabym schowac sie co prawda w aucie, ale musialabym na drzemke poswiecic swoj lunch, albo zostac pol godziny dluzej, a nie moge, bo musze byc o okreslonej porze w domu. :(

      Usuń
  2. Miałam podobnie. Czekałam z utęsknieniem kiedy dzieci podrosną i będę mogła się porządnie wyspać. I nareszcie nadszedł ten wymarzony czas a tu.......nici z tego bo bezsenność mnie dopadła. Ech, życie. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Ty znasz takie nocki z autopsji i to niedawnej... ;)

      Usuń
  4. Rzeczy dla małych dzieci, a zwłaszcza buty to szok cenowy...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ kierat! Jedyne czego mogę Ci pozazdrościć, to możliwość wypuszczenia psa. Bo moja suka jak ma taką nocną akcję, to muszę się ubierać, zjeżdżać windą z 8 piętra i iść na spacer. W dodatku cichaczem,żeby się dziecko nie zbudziło :/ Zawsze marzyłam o psie, ale adoptując ją, kompletnie nie przeszło mi przez myśl, że kiedyś zostanę sama z nią i z dzieckiem :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To juz w ogole wspolczuje! Cale zycie napatrzylam sie na rodziny posiadajace czworonogi w bloku i zawsze mi ich bylo zal, ze deszcz-snieg-upaly, a tu 3x dziennie z pieskiem na spacer isc trzeba! Gdybysmy mieszkali w bloku, raczej bym sie na psiaka nie zdecydowala. :)

      Usuń