Mojej mamusi oczywiscie. :)
Nie nie, matka nie stala sie nagle uosobieniem taktu i zdrowego rozsadku. Po prostu, z powodu roznicy czasu moge z nia rozmawiac tylko w weekend, w weekend mama zawsze ma pod opieka moja siostrzenice (swoja droga, to szczesciara z mojej siorki), ta zas od kilku miesiecy nie spi w dzien. A ze absorbujaca z niej panna, wiec nawet jak do mamy dzwonilam, to pogadac sie nie dalo, bo wtracala sie, odciagala babcie od ekranu, nawet probowala odlaczyc laptop, bo w koncu babka ma sie zajac nia i koniec. Zalety tego stanu rzeczy to, ze mama nie miala mozliwosci rozkrecic sie w swoim narzekaniu i krytycyzmie.
Az do poprzedniego weekendu. Kiedy to dowiedzialam sie, ze... uwaga uwaga! ZNECAM sie nad swoim dzieckiem!!!
Musze przyznac, ze kiedy to uslyszalam, zaniemowilam... No bo skad taka opinia? I to ze strony wlasnej matki? W koncu idealna nie jestem, wsciekam sie, czasem krzykne, sporadyczny klaps tez sie znajdzie. Ale od razu znecanie???
Winnym okazal sie moj tato. Nie wiem dokladnie w jaki sposob przedstawil matce piatkowy wieczor, ale rzeczywistosc niezle przeinaczyl. Pozwolcie, ze Wam opisze co takiego zrobilam:
Szykujac Nika do spania, jak zwykle przykazalam Bi, zeby usiadla grzecznie na kanapie i poogladala bajki. Chodzi mi o to, zeby byla w miare cicho. I zazwyczaj nie ma problemu, Bi oglada kreskowke, Nik zasypia przy cycu, odkladam go do lozeczka i biore sie za szykowanie do lozka Starszej. Tym razem, przez obecnosc dziadka, wszystko bylo oczywiscie na opak. Bi zaczela na wpol sie popisywac, na wpol strzelac fochy. W rezultacie zamiast cichutko ogladac bajki, lazila bez celu po pokoju, wdrapywala sie na stol, bez przerwy wpadajac na zabawki i zrzucajac je z hukiem. Moje upomnienia calkowicie ignorowala. Usypianie malego ciagnelo sie w nieskonczonosc i nic dziwnego, skoro co chwila az podskakiwal, kiedy plastikowe klocki z lomotem sypaly sie na podloge albo samochodzik przejezdzal przez pokoj piszczac niemilosiernie kolkami...
Kiedy w koncu Nik zdolal usnac, odlozylam go i pierwsze co, kucnelam przed Bi, zlapalam ja za rece i spytalam powaznie dlaczego nie slucha mamy i halasuje kiedy wyraznie ja poprosilam, zeby grzecznie ogladala bajeczki. Wytlumaczylam tez jeszcze raz, ze czasami, kiedy mamusia o to prosi, trzeba byc cichutko zeby mogla polozyc braciszka spac. Oczywiscie Bi, osadzona w miejscu i zmuszona wysluchac mojej tyrady, uderzyla w placz jakby dziala jej sie niewiadomo jaka krzywda.
I to wszystko. Ani na nia nie nakrzyczalam, ani nie dalam klapsa. Rozumiem, ze dziadkowie sa od rozpieszczania i nie chca w ogole widziec wnukow placzacych, ale nie przesadzajmy! Gdzie tam bylo znecanie sie???
Co prawda podejrzewam, ze slowko to moja matka dopowiedziala sobie sama. Tak samo jak to, ze jak tak dalej pojdzie, Bi ucieknie z domu i opieka spoleczna odbierze nam prawa rodzicielskie!!! No ludzie! Skonczylo sie na malo przyjemnej klotni, na koniec ktorej wygarnelam matce zeby lepiej skupila sie na problemach meza a nie na wychowaniu MOICH dzieci. Dzieci, ktorych ona na dobra sprawe nie zna.
To chyba zabolalo mnie najbardziej... Nie fakt, ze rodzice fabrykuja miedzy soba jakies nieuzasadnione oskarzenia na moj i M. temat, ale to ze tak naprawde nie znaja ani nas ani wnukow, ale sa pierwsi do krytyki. Tata przyjezdza raz w tygodniu o godzinie 7 wieczorem, kiedy pomalu szykuje juz maluchy do spania. Moglby przyjezdac wczesniej, ale nie, lepiej rozpie***yc mi cala wieczorna rutyne. Bi na jego widok dostaje jakiegos kociokwiku, Nikowi sie udziela i wyciszenie ich i polozenie do lozek graniczy wtedy z cudem. Oni swiruja, ja robie sie nerwowa i powstaja takie sytuacje jak powyzsza...
A matka? Wydaje jej sie, ze wie najlepiej jak powinnam wychowywac dzieci. Co lepsze, ona probuje mi tlumaczyc jak moje dziecko mysli i w jaki sposob powinnam do niego podchodzic. Ona! Ktora widziala Bi ponad rok temu przez tydzien, Nika w ogole nie widziala na oczy! Ktora ostatnio zdziwila sie, ze Bi tak ladnie zaczela mowic i spytala ile ma lat, a o Nika zapytala czy skonczyl juz 9 miesiecy (skonczyl 10 i pol), bo zaskoczona byla, ze chodzi juz za raczki! I co gorsza, ona wcale nie chce ich poznac! Moglaby przyleciec w odwiedziny, spedzic z nimi troche czasu, ale lepiej szukac kazdej glupiej wymowki. A kiedy probuje cos jej opowiedziec, dac lekki wglad na zycie i umiejetnosci Bi i Nika, natychmiast przerywa slowami "a moja N. to to czy tamto...". Tak, moja N.! Coz, z tego co wiem, to moja siostrzenica jest nadal corka siostry i szwagra, babka jej nie adoptowala... Ale Nik i Bi to nie sa juz jej??? Wiem, ze N. jest jej oczkiem w glowie i wiem, ze to naturalne, skoro ma ja na miejscu. Ale boli.
Wiem, wyszlo chaotycznie, ale musialam gdzies to z siebie wyrzucic. Nie chce rozmawiac z M. bo on i tak jest ciety na moich rodzicow (dluga historia), nie chce jeszcze dolewac oliwy do ognia. Lepiej zachowac pozory szczesliwej, kochajacej rodzinki... :/
Latwo nie masz. Najgorzej jest jednak nie miec oparcia w matce. Ja matke mialam (i mam) na odleglosc, ale jest madra kobieta i nawet jesli cos jej sie nie podobalo lub nie rozumiala, to rozsadnie przede mna sie nie wymadrzala z krytykami...
OdpowiedzUsuńOgraniczysz rozmowy z matka, bedzie zes wyrodna corka. Dalej bedziesz kontynuowac, trafi cie wychwalanie siostrzenicy... Chyba najlepiej mysl o czyms innym i udawaj, ze jej sluchasz przytakujac od czasu do czasu :)
Na szczescie od kilku miesiecy praktycznie z nia nie gadam bo sie zwyczajnie nie da. :) Kiedys szlag mnie trafial przy kazdym, co-tygodniowym telefonie...
UsuńStrasznie przykre jest to co piszesz :(
OdpowiedzUsuńW ogóle straszna niesprawiedliwość, że Twoje dzieciaki są mniej ważne :/
Dokladnie. Ja rozumiem, ze siostrzenica jest tam, na miejscu, matka spedza z nia kazdy weekend, wiec jest do niej bardzo przywiazana. Mnie tylko drazni, ze ona niby pyta o moje dzieci, ale wlasciwie nie chce sluchac mojej odpowiedzi. Kiedy cos mowie, natychmiast porownuje to do N. i cala rozmowa schodzi na nia. Nie powiem, ja tez lubie posluchac o siostrzenicy, ale chcialabym, zeby babcia okazala tez jakies zainteresowanie swoim pozostalym wnukom...
UsuńAgata, nie warto się irytować. Dzieli Was taka odległość, super dajecie sobie radę bez pomocy mamy, i tego się trzymaj. I wiesz co? Chyba z rodzicami postawiłabym sprawę jasno-dziadkowi powiedziałabym, żeby przyjeżdżał najpóźniej koło 17-ej, a mamie, że Ty najlepiej znasz swoje dzieci i to Ty Je wychowujesz. Ja mam z moją mamą rewelacyjny kontakt, ale też na tle wychowania zdarzają się nam spięcia, i kiedyś powiedziałam Jej wprost, że nigdy nie będę taka jak Ona i żeby dała mi wychowywać dzieci po mojemu, nawet jeśli popełniam błędy. Na szczęście zrozumiała i uszanowała.
OdpowiedzUsuńA co do tego, że boli, to rozumiem Cię doskonale.
Tylko, że ja mam ten ból z teściami. Eliza zawsze była traktowana bardzo po macoszemu, a Lilki nawet nie widzieli, a mieszkamy uwaga-jakąś godzinę drogi od siebie...
To jest straszne, ze niektorzy dziadkowie zwyczajnie faworyzuja wnuki od jednego dziecka, jednoczesnie ignorujac te od drugiego. Szczegolnie jesli, tak jak u Ciebie, mieszkaja blisko i jednych i drugich... Ja chcialabym wierzyc, ze gdybym byla na miejscu, to moja matka okazalaby wieksze zainteresowanie moim dzieciom, ale wcale nie jestem tego pewna...
UsuńMoi tesciowie sa zupelnie inni. Tez maja troje wnukow "na miejscu" i rowniez czesto o nich opowiadaja, ale robia to w taki naturalny, nienachalny sposob, ze w ogole nie czuc, ze tamte dzieci sa im blizsze. A naszymi zawsze sie zywo interesuja, widac, ze gdyby mogli wyskoczyliby z ekranu komputera, zeby ich wysciskac. :)
Z tata nieraz juz rozmawialam. Tlumaczy sie pokretnie i widze, ze takie pozne przyjezdzanie zwyczajnie mu pasuje. Wypelnia swoj "dziadkowy" obowiazek, jednoczesnie nie spedzajac z wnukami zbyt duzo czasu. Wiem, ze zabawy z Bi go mecza, ale to tylko dlatego, ze on robi dokladnie to, co w danej chwili wymysli sobie dwulatek! Mnie tez by to wykonczylo...
Oj tak, na temat faworyzowania i innego traktowania wnuków/dzieci to na przykładzie moich teściów mogłabym elaborat napisać... Gdyby mój mąż nie podczytywał czasami bloga to może i bym napisała u siebie o tym, bo to co oni wyprawiali to przechodzi ludzkie pojęcie. Powiem Ci, że od prawie dwóch lat nie mam kontaktu z teściami i teraz naprawdę czuję się szczęśliwa. Oczywiście mam świadomość, że moje dzieci nie mają tych drugich dziadków, a przecież oni żyją, ale nikogo do miłości zmusić się nie da...A jeśli ktoś na siłę się przymusza, to czuć ten fałsz i obłudę na kilometr. Wiesz u nas główny problem był taki, że oni niechęć do mnie przekładali na Elizę, a to już było dla mnie nie do zaakceptowania.
UsuńJeśli chodzi o moją mamę, to z kolei Ona ma fioła na punkcie Elizy (myślę, że to też przez to, co my z Nią przeszliśmy jak była malutka) ale Syn mojego brata w ogóle to na tym nie cierpi, bo mama umie to jakoś tak pogodzić, że Dawid Ją uwielbia i też razem spędzają sporo czasu.
Ja sobie zawsze myślę, żebym wyciągnęła nauczkę na przyszłość i nigdy nie była ani taką teściową, ani taką babcią jak moja teściowa... Może mi się uda.
No ale fakt jest faktem, że trudny problem poruszyłaś, bo nie jest łatwo się z pewnymi rzeczami pogodzić, tym bardziej jeśli to są Twoi rodzice, bo wiadomo-ja do teściów też mam inny stosunek niż miałabym do swojej mamy.
U nas teściowa zawsze takie szopki odstawiała na Elizy urodziny, że ręce z cyckami opadały. Najpierw wydzwaniała, że przyjedzie dzień wcześniej, potem, że dwa dni później, a w rezultacie było tak chyba ze 2razy, że nie przyjechała w ogóle...
wiesz jak ja sobie zawsze w takich sytuacjach myślę: zapamiętaj to sobie babo (w sensie to do siebie tak mówię), żebyś podobnych rzeczy swojej córce kiedyś nie robiła! i tylko tyle, poza tym - zlewka, bo nic innego sensownego z takiego zachowania mamusi nie ma, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZazwyczaj udaje mi sie calkiem skutecznie zlewac jej teksty. Czasem jednak, jak ostatnio, szala goryczy sie przelewa nie potrafie ich tak lekko olac...
Usuńrozumiem jak Ci może być przykro, gdy mama faworyzuje inną wnuczkę . Ciekawe, że nie potrafi stanowczo powiedzieć "pobaw się teraz grzecznie i nie przeszkadzaj bo rozmawiam z ciocią". Przecież Ty nie masz czasu wysiadywać przy laptopie. Kocham moją mamę, nigdy nie chciałam, aby wychowywała mojego syna a już teściowa to absolutnie.
OdpowiedzUsuńJa tez nie chcialabym, zeby mama wychowywala mi moje dzieci, ale milo by bylo od czasu do czasu "podrzucic" je babci na pare godzin. :)
UsuńA moja mama czesto narzeka, ze N. jest zaborcza i niegrzeczna, ale nawet nie probuje jej strofowac, a dziecko ma juz 4 lata i czas, zeby nauczylo sie jakichs zasad...
No cóż, apodyktyczna i niesprawiedliwa jest ta Twoja mamusia,
OdpowiedzUsuńNa szczęście mieszkacie daleko i różnica czasu też Was nieźle dzieli, bo strach pomyśleć co by się działo, gdybyś była pod ręką?
A może wtedy Twoje dzieci byłyby "jej" również, chociaż mówiąc szczerze coś mi się niedobrego w środku robi na takie faworyzowanie jednego wnuka, gdy jest tych wnuków więcej....przykre!
Od naszych drugich dziadków (a później samej babci) nie mieszkalismy daleko bo ok 10 km, a i tak inne wnuki były ich, a kiedyś babcia tacie powiedziała, że my to jesteśmy tak dalej bo przecież ona ma swoje wnuki już...
UsuńJa doszłam do wniosku że baba była chora psychicznie albo uposledzona, no i nawet niezbyt żal mi było jak umarła.
Z tego co czytam w komentarzach, to takie faworyzowanie jednych wnukow jest dosc popularne... A ja myslalam, ze to tylko moja mamuska...
UsuńTak jak pisalam wyzej Marcie, nie jestem pewna czy gdybym mieszkala blizej to moje dzieci tez bylyby "jej" wnukami, bo siostra cale zycie byla jej ulubienica, co niestety dalo sie odczuc kiedy dorastalysmy... I chyba pozostalo.
Ojj miałabym i ja żal do mojej mamy w takiej sytuacji. Co prawda nie znamy kontekstu, więc nie oceniam, ale samo to, co teraz opisałaś musi być przykre. Niestety, ale relacje z rodzicami często bywają trudne...
OdpowiedzUsuńRelacje z mamuska mialam takie, ze ucieklam az za ocean... ;)
UsuńMoj tata tez ma swoje za uszami... Wlasciwie to nadal staram sie utrzymywac z nimi w miare poprawne stosunki, tylko zeby moje dzieci choc troche znaly dziadkow. I tak jest mi Bi i Nika zal, ze maja ich tak daleko (oprocz taty, ale on na emeryture tez planuje powrot do Polski), chcialabym zeby ich chociaz kojarzyli...
Współczuję Ci, że nie masz oparcia we własnych rodzicach... Chyba najgorsze w tym wszystkim jest to, że, jak sama napisałaś, Twoja mama nie chce poznać Twoich dzieci, a Twój tata ma problem z zaakceptowaniem Waszych zasad. Może porozmawiam z tatą, skoro jest na miejscu? Może będzie umiał Cię zrozumieć?
OdpowiedzUsuńDobrze, że wszystko z siebie wyrzuciłaś, czasem trzeba!
Pozdrawiam!
Dokladnie to jest najprzykrzejsze. W sumie jestem przyzwyczajona, ze matka wszystko krytykuje, a kazdy problem wyolbrzymia do granic mozliwosci. Najbardziej jednak boli, ze ona nie ma ochoty dowiedziec sie niczego o moich dzieciach. Oczywiscie ona twierdzi inaczej, ale jej czyny mowia same za siebie...
UsuńNo cóż, może trzeba by było zwrócić uwage na to, że jej N. jest taka rozwydrzona że nie da nawet porozmawiać :P
OdpowiedzUsuńWspółczuje bo wiem, że to może boleć.
Brzmi smutno i niesprawiedliwie.
Czasami mnie korci, ale wiem, ze cokolwiek bym nie powiedziala, powtorzy to siostrze. A z nia mam akurat dobry kontakt i nie chcialabym, zeby obrazila sie, ze krytykuje jej corke...
UsuńAgatko, bardzo przykre, co piszesz. Przykre, że jesteście tak niedogadani z rodzicami. Ja nie mam problemu, żeby zerwać więzi z kimś z rodziny, kto sprawia mi ból lub zachował się wobec mnie nieakceptowalnie, a Twoja mamusia pod to podpada. Polecam się zdystansować. To trudne, ale u mnie taka jest już rodzinna tradycja, że jak ktoś jest głupi i niereformowalny, to nawet jak jest rodziną, nie zasługuje na przyjaźń i kontakt, za mało czasu i nerwów mam na jedno życie, żeby się użerać z takimi. Rozumie, że Ci przykro, że babcia faworyzuje wnuczkę, którą ma na miejscu, ale tym bardziej po co ci taka babcia dla Bi i Nika? Nie namawiaj jej na odwiedziny, jeśli to dla niej problem. Ja nie odzywam się do mojej teściowej i nie widuję jej od ponad dwóch lat i mam zamiar utrzymać ten stan do jej śmierci, jakkolwiek okrutnie to brzmi. Kiedyś było mi przykro, że nie widzę ze strony tamtych dziadków chęci do odwiedzin, że nie możemy liczyć na ich wsparcie, że widać, jak ich boli, gdy "muszą" coś dziecku kupić. A teraz żyję daleko, pokłócona z nimi na śmierć i cieszę się, że nie muszę się z nimi użerać i że przez to, że Basia ma z nimi bardzo sporadyczny kontakt, będzie doznawała mniej rozczarowań ich postawą. Nie odczuje może tak bardzo jak ja, jak są skąpi, leniwi, głupi, niepotrafiący okazać miłości i zainteresowania, gdy będzie ich widziała tak rzadko. Dla mnie to same plusy. Też mam takiego jednego dziadka, z którym zerwałam kontakty, bo za bardzo mnie bolało jego niesprawiedliwe krytykanctwo i to, co myślał i mówił innym o swoich dzieciach i wnukach. Pewnych ludzi się nie zmieni, a szkoda cierpieć przez nich. A z tego, co pamiętam, to wasza mama też nie była usposobieniem cierpliwości i delikatności w wychowaniu, więc nie powinna krytykować Ciebie.
OdpowiedzUsuńDużo siły i spokoju.
Kilka razy w zyciu bylam juz bardzo bliska zerwaniu z matka wszelkich kontaktow. Ale zawsze jakos tak czulam sie winna, ze to w koncu rodzicielka, ze chcialabym zeby moje dzieci znaly babcie... Z drugiej strony nie wykluczone, ze kiedys nie wytrzymam i rzeczywiscie sie od niej odetne. Ja z kolei patrzac na swoich tesciow, dopiero widze jacy moi rodzice sa zapatrzeni w czubek wlasnych nosow. No, mama teraz jest zapatrzona w N. i to jest chyba pierwsza osoba, ktora ona kocha szczerze i bezinteresownie...
Usuńmoi Rodzice nigdy nie oceniają - chociaż może robią to ale po cichu i pod nosem. sama czasami tracę już cierpliwość , postawię do konta np.. ale nic nie powiedzą.. nie wtrącają sie w wychowanie chłopców, chociaż kochają najbardziej na świecie - jak to Dziadkowie:) Rodzicami też są cudownymi:)
OdpowiedzUsuńzawodkobieta.blogspot.com
Szczesciara z Ciebie...
UsuńMoi rodzice na szczęście się nie wtrącają, choć widzimy się często. Ale dobrze wiem, o czym mówisz, jeśli chodzi o nieinteresowanie się wnukami...mam to samo u teściów. Ale nic, nie damy się jakiemuś głupiemu gadaniu :*
OdpowiedzUsuńU mnie odwrotnie, tesciowie bardzo sie wszystkimi wnukami interesuja, mimo, ze tez maja trojke na miejscu. A moi? Nawet moj tata, ktory mieszka 10 minut drogi od nas, wpada raz-dwa razy w tygodniu na godzinke i to wszystko...
UsuńU mnie sytuacja podobna, tyle że z ojcem kontaktu nie mam, mama przychodzi o wyznaczonych przeze mnie porach, już dawno jasno jej powiedziałam o której kąpie Alana i że wolę być w tym czasie sama, bo to czas na wyciszenie, a babcia to by się tylko z nim bawiła. Jest u nas 2 razy dziennie i nie przeszkadza mi to. Wręcz mnie trochę odciąży zawsze. Alana ma na codzień, ale jak jedzie do drugiej wnusi (w wieku Bi) to nic o Alanie nie wspomina. Czasami ma wyczucie taktu. Jak Ty się nad dziećmi znęcasz to ja sadystka jestem. Alan (!) ciągle słyszy: "zostaw!", "nie wolno!", "nie ruszaj!", " Nie, nie nie!"
OdpowiedzUsuńMoja teściowa rozpowiadała że się znęcał nad dziećmi za każdym razem gdy mi któreś zapłakało. A nigdy nie podniosła na dziecko ręki, nawet klapsa nie dałam. Wiem co czułaś.
OdpowiedzUsuń* pozjadało mi "m" w czasownikach, sorry
Usuń