Na poczatek moje wlasne przekrecenie. Gadalam szybko, myslac jednoczesnie o czyms innym. Chcialam powiedziec, ze musze uprzatnac burdel wokol biurka. A co mi wyszlo?
"I have to clean this MESK".
Mess around my DESK = MESK.
Logiczne! ;)
Ostrzezenie: dalsza czesc NIE dla osob o delikatnych zoladkach!!! ;)
Wczoraj rozmowa zeszla nam jakos na "ciekawe" eksperymenty, ktore wielu z nas musialo odbebnic podczas studiow.
Kolega mial zajecia, na ktorych musial wypic butelke Gatorade (taki napoj z elektrolitami, nie wiem czy jest znany w Polsce), a potem mierzyc ilosc moczu wydalana przez nastepnych kilka godzin. Czemu mial sluzyc ten eksperyment? Nie mam pojecia, kolega tez nie pamietal, za to pamietal jak potem w toalecie stali w kolejce przestepujac z nogi na noge i poganiajac sie nawzajem. :)
To byla ta delikatniejsza historia.
Kolezanka z kolei opowiadala o zajeciach z mikrobiologii. Mieli mianowicie wyhodowac sobie kolonie bakterii Escherichia coli. Dla tych, co nie pamietaja, bakteria ta znajduje sie w kale wszystkich organizmow stalocieplnych. Tak, ludzi tez. :) Nie wiem co strzelilo do glowy profesorowi kolezanki, bo na moich wlasnych laboratoriach, bakterie pobieralismy po prostu z gotowych kolonii i przenosilismy na wlasny agar. Jedynie co, to robilismy sobie wymazy z gardel i sprawdzalismy czy cos nam "wyrosnie". :) Natomiast profesor kolezanki wymyslil, ze studenci mieli zrobic sobie wymazy z sami-wiecie-skad, zeby wyhodowac ta wlasnie, "kupolubna" bakterie! ;)
A teraz konwersacja sprzed kilku dni.
Nie wiem, jak wyglada to w Polsce, ale w USA najwyrazniej, jesli potraci sie zwierzaka, mozna go sobie zaladowac na auto i zabrac do domu na obiad. Kazdy stan ma jednak troche inne procedury.
W Pensylwani trzeba "padline" oznaczyc jako wlasna, ktos musi to zatwierdzic i wtedy mozna sobie po nia podjechac i zabrac.
W Maine i moim wlasnym stanie, jesli potraci sie takiego np. jelonka, mozna od razu ladowac go na "pake", nie trzeba miec specjalnych pozwolen.
Jak dla mnie to jest po prostu obrzydliwe. Mieso niebadane, oczami wyobrazni widze juz te wszystkie tasiemce i motylice, ktore mozna w ten sposob "zlapac", bleee!
No, ale co kraj to obyczaj. :)
Oczywiscie kazdy normalny czlowiek, widzac na drodze zwierze, bedzie hamowal lub probowal je ominac. Sa jednak mniej litosciwe jednostki. Jeden z kolegow opowiadal, ze jego wujek zobaczyl kiedys przechodzacego przez jezdnie bazanta i wrecz przyspieszyl! Pewnie mial juz wizje soczystej, aromatycznej pieczeni... :)
Akurat ten jegomosc zostal solidnie ukarany za okrucienstwo, bo "ptaszek" tak rozwalil mu przod auta, ze naprawa znacznie przekroczyla wartosc jednego bazancika. :)
Na koniec slogan z restauracji "Roadkill Café" (nikt nie potrafil mi powiedziec czy to z jakiegos filmu/ serialu czy zwykly zart). ("roadkill" to po angielsku zwierze zabite przez auto)
A oto slogan:
"You kill 'em, we grill 'em!"
Uroczy, nieprawdaz? ;)
Takie rozmowy tocza sie podczas lunchu. I malo kiedy ktos sie krzywi lub protestuje. Chyba dziwne z nas towarzystwo... :)
Bardzo oryginalna nazwa:)
OdpowiedzUsuńA slogan w zasadzie ma sens:P
Pamietalisko
Ale czy tylko mi wydaje sie taki... niesmaczny? ;)
UsuńMi też się podoba. A może faktycznie grillują ? ;P
OdpowiedzUsuńByle nie padline! :)
UsuńAle że co tam było obrzydliwego i nie dla delikatnych żołądków? :P
OdpowiedzUsuńNiebadanego mięsa z dzika bym nie zjadła, ale bażant czy jeleń? Bez problemu. :P
Ostatnio tak mijalismy bażanty autem i nawet rzekłam, że zjadłabym na obiad haha. A w domu tylko wieprzowina czekała. :P
Ja, jako absolwentka biologii, tyle sie nawkuwalam o pasozytach i ich cyklach zyciowych, ze w zyciu nie zjem zadnego miesa, ktore nie zostalo przebadane. Po prostu sie brzydze...
UsuńHehe, profesorek od coli mnie rozwalił :) Jakiś wariat!
OdpowiedzUsuńDokladnie! Nie wiem czy probowal zaoszczedzic na materialach (watpie) czy "ozywic" nieco zajecia, ale zupelnie nie trafil!
UsuńWy to macie ciekawie w tej robocie :)
OdpowiedzUsuńA jaki poziom dyskusji! ;)
UsuńNo przy takich apetycznych tematach w czasie lunchu... mozna sie tylko zastanowic o czym byscie rozmawiali podczas dlugiej wspolnej kolacji :)))
OdpowiedzUsuńAz strach... Od 2 lat nie bylam na firmowym Christmas Party. W tym roku sie wybieram i chyba powinnam zaczac sie bac... ;)
UsuńNo niezłe masz towarzystwo :)
OdpowiedzUsuńMoże jakieś macie Stowarzyszenie Czarnego Humoru co??? :D
Pasowaloby jak ulal! :)
UsuńSzczerze powiem, że slogan jest obrzydliwie konsekwentny na poziomie przyczynowa- skutek i chyba trochę zachęcający nawet jest, oraz też bym miała opory przed skonsumowaniem zabitego na drodze zwierzaka. Już chyba nawet nie chodzi o to, że mięso nie przebadane, ale jakoś tak....
OdpowiedzUsuńPomijam fakt, że mięsa nie jadam, gdyż nie lubię ;-)
Ja rowniez do miesozernych nie naleze. :)
UsuńMasz racje, pomijajac fakt pasozytow, to konsumpcja zwierza, ktorego sie wlasnorecznie "ubilo" brzmi tak jakos... nieludzko...
dziwne z tym zabieraniem padliny...z tego co się orientuję, to u nas wzywa się straż gminna, leśną lub miejską i oni zabierają zwierzątko...
OdpowiedzUsuńTak jak napisalam, co kraj to obyczaj... ;)
Usuńhehe... no nieźle :) Faktycznie nie dla ludzi o słabych żolądkach :)
OdpowiedzUsuńMnie takie tematy za bardzo apetytu nie odbieraja, ale wiem, ze sa wrazliwsze jednostki, wiec wole ostrzec. :)
Usuń