Znowu, cholera! Znowu przyjechalam do pracy z fotelikiem Nika! Wrrrrr...
I ponownie, w tyl zwrot i spowrotem do domu przeklinajac Babcie Skleroze!
Chyba czas zainwestowac w jeszcze jeden fotelik... Dla Bi mamy dwa, bo M. rano zawozi ja do opiekunki, a ja po poludniu ja odbieram. Nika wozi glownie M., wiec fotelik jest tylko w jego aucie. Ale do jasnej ciasnej, ile mozna miec pierdzielonych fotelikow??? To juz by byly 4! A wlasciwie 5, bo mamy jeszcze stary fotelik malego, z ktorego juz wyrosl! Przy dwojce dzieci mozemy spokojnie otworzyc sklep z uzywanymi akcesoriami dzieciecymi, naprawde!
Kiedy podjechalam, M. wyszedl do mnie, zeby wziac ten durny fotelik. Nie bylo go w domu raptem 30 sekund. Jak sie okazuje to wystarczajaco dla dwojki dzieci, zeby narobic balaganu na pol godziny sprzatania, a raczej wycierania. Co sie stalo? Ano, najpierw Niko dorwal sie do psiej miski z woda i zaczal sobie chlapac. Kochana coreczka chcac oszczedzic tatusiowi sprzatania, zabrala bratu "zabawke" i postawila na blacie w kuchni. Tyle, ze juz pusta. Bo przy okazji wylala cala zawartosc na siebie, Nika i pol kuchni...
M. potem do mnie zadzwonil i gderal, ze musial przebrac Bi, a nie zna sie na dziewczynskich ubraniach i nie jest pewien czy zolte spodenki pasuja do bluzeczki z fioletowymi kokardkami i kolorowymi konikami. :)
A ostatnio dosc czesto nachodzi mnie mysl, ze jestem szczesciara. Wiem wiem, nieczesto pisze to tu, na blogu, wiec musze chyba oprawic w ramke i powiesic na scianie! Maruda i zrzeda ze mnie, nigdy tego nie ukrywalam. Wystarczy przeczytac moj opis. :) Zazwyczaj raczej uzalam sie nad soba i narzekam jaka jestem zmeczona i nerwowa. No bo jestem! :)
Ale jakos ostatnimi czasy mam "szczescie" trafiac czesto na blogi dziewczyn zmagajacych sie z bezplodnoscia, walczacych o ciaze i wlasnego malucha. Lykajace tabletki, robiace sobie zastrzyki, spedzajace godziny (i fortune) w klinikach. I modlace sie co miesiac o cud, ktory nie nadchodzi... Przez 3 lata staran o Bi bylam jedna z nich. I rownie dobrze moglabym to ja wtedy pisac te smutne choc jednoczesnie pelne niesmialej nadziei posty...
Dlatego mam szczescie, ze mam moje dwa Potworki. Codziennie tuzin razy wyprowadzaja mnie z psychicznej rownowagi i przyprawiaja o zawal lub przynajmniej o palpitacje serca. Ale kiedy Bi obejmuje mnie opalonymi lapkami i daje buziaka na dobranoc, albo placzacy w nocy Nik natychmiast sie uspokaja i kladzie mi glowke na ramieniu kiedy wezme go na rece, to lzy staja mi w oczach i wyc mi sie chce. Z milosci. Ze szczescia, ze ich mam. :)
Bo co to by było Agatko za szczęście, gdyby Cię nie miał kto wkurzać? :D
OdpowiedzUsuńHaha, bardzo trafne :D
UsuńNo wiecie dziewczyny... Wyobrazam sobie, ze gdyby nie mial mnie kto wkurzac, wiodla bym sobie slodkie, beztroskie zycie... ;) Zreszta ja i tak zbyt latwo sie wkurzam...
UsuńDobrze to Noelka podsumowała ;)
OdpowiedzUsuńTeż mam czasem takie chwile :) Jak każda mama.
A jeśli chodzi o Bi to pierwsza moja myśl była, by zostawiać fotelik u opiekunki, ale zaraz potem zdałam sobie sprawę z trudności montażu tych fotelików! W taki razie moja rada jest inna: zmniejszcie ilość aut, a ilość fotelików samochodowych też się zmniejszy :D
Rada dobra, ale nie wykonalna. :) Jedno z nas musi sie dostac do pracy (komunikacja miejska jest tutaj praktycznie nie istniejaca), a drugie wtym czasie tez musi miec auto na wypadek gdyby (tfu-tfu) cos sie stalo i trzeba by bylo pedzic z dziecmi do lekarza lub szpitala... Bo my sie wymieniamy opieka nad maluchami. M. pracuje na noc i siedzi z malym w dzien, a ja pracuje w dzien i siedze z dziecmi popoludniu i w nocy. :)
UsuńCiesz się z tego co masz, bo przynajmniej masz na kogo się wkurzać. :)
OdpowiedzUsuńCiesze sie, owszem. :)
UsuńPięknie napisane... Sama prawda.
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze dociera ona do mnie tylko raz na jakis czas. :)
UsuńOt właśnie, trzeba doceniać to co mamy.
OdpowiedzUsuńTo prawda. :)
UsuńMyślałam, że napiszesz, że jesteś szczęściarą bo masz cudownego męża, który się tak dzielnie dziecmi zajmuje :):)
OdpowiedzUsuńPewnie, że mamy ogromne szczęście, mamy takie cudne, zdrowe dzieciaczki!
Hmm... Rzeczywiscie, zapomnialam o mezu... ;)
UsuńUps, bede musiala mu poswiecic jakiegos specjalnego posta, zeby sie zrehabilitowac!
Wzruszyłam się :)
OdpowiedzUsuńJa tez piszac to!
UsuńLubię czytać takie posty, które wywołują taki jedyny w swoim rodzaju uśmiech na twarzy...:) Pozdrawiam i witam się jednocześnie, bo coś mi się zdaje, że jestem tu pierwszy raz - tylko jak dodać do obserwowanych blogów, bo chętnie tu jeszcze zajrzę:)
OdpowiedzUsuńWitam, witam! :)
UsuńAle co do dodania do obserwowanych to nie pomoge, bo ja noga jestem i blogger to ciagle dla mnie zagadka! ;)
No pewnie , że jesteś Szczęściarą ! I to podwójną . I dziękować tam temu na górze, że piszesz o swoich małych Potworkach i zmaganiach z ich wychowaniem , a nie o trudnej drodze do szczęścia .
OdpowiedzUsuńA , że czasem marudzisz i narzekasz - no cóż nie każda Mama ma na to odwagę , żeby publicznie wyrazić swoje nie zawsze pozytywne myśli. Ty po prostu jesteś sobą ;-)
Wlasnie. Nie przepadam za blogami rodzicielskimi, gdzie mamusie przedstawiaja tylko ta cukierkowa wizje macierzynstwa. Wydaje mi sie to cholernie sztuczne. Pewnie, ze dzieci daja wiele szczescia. Ale powoduja tez, ze czlowiek zaniedbuje siebie, meza, dom, podnosi sobie ciagle cisnienie i jest permanentnie zmeczony. A o tym jakos niewiele blogerek chce pisac... :)
UsuńCzytałam ten post wcześniej jak byłam w pracy i po przeczytaniu ostatniego akapitu normalnie mi się oczy zaszklily. Już drugi raz chyba mnie wzruszylas swoim pisaniem o dzieciach ;-). Pięknie o nich piszesz.
OdpowiedzUsuńA co do fotelików to my po takich różnych akcjach między nami i dziadkami kupiliśmy w koncu 4 foteliki: my po jednym i dziadkowie po jednym ;-). Chyba też jak malutki podrosnie założymy sklep, bo mamy jeszcze piaty - ten z czasów niemowletctwa ;-).
Pozdrawiam
My tak samo, mamy juz 4 foteliki, w tym jeden niemowlecy, w ktory Nik juz nie wchodzi, kolyske, mate edukacyjna I lezaczek. Niedlugo wyrosnie tez z bujaka, a za jakies pol roku pewnie bedzie wolal jesc posilki z Bi, przy jej stoliku, niz w krzeselku. A gora dupereli w piwnicy rosnie... :)
UsuńA co do wzruszenia, to ot, czasem mnie najdzie. Zazwyczaj wole narzekac. ;)
Tak to napisałaś, ze i mi się łezka w oku zakręciła. To prawda, człowiek na co dzień nie zdaje sobie sprawy z tego ile ma szczęścia. Ale czasami przychodzi chwila na refleksje. Ta świadomość, że ma się kogoś kogo kocha się bezwarunkowo i jest się kochanym mimo wszystko :-)
OdpowiedzUsuń