Az chcialoby sie napisac "ach, coz to byl za weekend", ale niestety, mimo, ze dlugi, byl raczej taki sobie.
Po pierwsze - bylo goraco. Bardzo, ale to baaardzo goraco! W niedziele stuknelo nam 38 stopni. W cieniu! Dodajmy do tego 60% wilgotnosci powietrza i mamy niemal saune. W rezultacie, wiekszosc czasu dogorywalismy z dzieciakami w klimatyzowanym domu. Do ogrodu wychodzilismy dopiero okolo 19, kiedy temperatura spadala do przyjemnych 28 stopni. :)
Na czwartek mielismy jeszcze ambitne plany, chcielismy pojechac do parku gdzie maja latem fontanne dla dzieci. Mielismy nadzieje, ze chociaz Bi sie troche pobawi i schlodzi. Jak to przy dzieciach bywa, lepiej sobie planow nie robic. Caly dlugi weekend, jak na zlosc, jak jedno spalo, to drugie szalalo. I na odwrot. Jak wreszcie oboje sie wyspali i najedli, robilo sie za pozno zeby gdziekolwiek dalej wyruszyc.
Jedynie w piatek udalo nam sie wybyc z domu na dluzej, poniewaz juz z rana oznajmilam, ze jedziemy i niech nikt nie wazy mi sie protestowac! I pojechalismy - na plaze! Pierwszy raz od 3 lat! Ale mialam radoche! M. tez. Dzieci juz nieco mniejsza. Pamietacie te mala dziewczynke, ktorej w zeszlym roku w Lebie nie dalo sie wyciagnac z wody? Otoz gdzies zginela, przepadla i tyle. Teraz nie chciala nawet zamoczyc stopek! Spedzila 3 godziny grzebiac w piachu i byla zachwycona, ale HELOL! Piaskownice to mamy przy domu, nie potrzeba tluc sie ponad godzine samochodem, zeby polepic babki! No a z Nikiem kompletna porazka, 7 miesiecy to jednak za malo na udane plazowanie. Mimo, ze rozlozylismy sie przy samej wodzie i mielismy namiocik oraz parasol, bylo zdecydowanie za goraco. Maly wytrzymal jakies 1.5 godziny i zaczal jeczec, marudzic, nie pomogl ani cyc, ani wozenie w wozku. To, ze byl juz spiacy tez przyczynilo sie do jekow. W koncu stwierdzilismy, ze wystarczy na pierwszy raz, zapakowalismy caly majdan, a on w tym czasie zasnal mi na rekach! Poniewaz jednak bylismy juz spakowani, stwierdzilismy, ze i tak czas jechac. Wtedy oczywiscie syrene wlaczyla Bi, zla, ze zabieramy ja z piaskowego raju. :)
A pierdzielony namiocik pokonal nas kompletnie! Z rozlozeniem nie bylo problemu. Wszystkie kijki naprezone, wiec sam sie rozlozyl jak tylko odpielismy trzymajace go pasy. Niestety, takie z nas matoly, ze zadne nie sprawdzilo jak to diabelstwo bylo zlozone. Przyszlo nam pakowac sie do domu, a ustrojstwo nie chce sie zlozyc! M. mocuje sie na wszystkie strony, ja usiluje odgadnac cokolwiek z zalaczonej niewyraznej instrukcji, pol plazy obserwuje i pewnie ma ubaw po pachy! :) W koncu M. scisnal to tak na slowo honoru, ze do pokrowca nijak sie nie zmiescilo, ale do auta jakos to dotaszczylam. Potem ledwo wepchnelismy pakunek do bagaznika. Po powrocie do domu nadal ambitnie probowalismy zlozyc pi&^%$%#$y namiocik, ale po godzinie sie poddalismy. Wtedy M. wpadl na pomysl, zeby sprawdzic na YouTube czy nie tam filmiku instruktazowego. Ha! Na YouTube by czegos nie bylo?! A na filmiku pan nonszalancko zlozyl namiocik JEDNA reka w 10 sekund!!! Poczulismy sie jak ostatnie osly... :)
W sobote za to od rana spaczylam sobie humor poniewaz mialam rano wizyte u zebologa. I otrzymalam nienajlepsze wiesci. Zrobil mi sie ubytek w trzonowcu, ktory dawno, dawno temu mialam leczony kanalowo. Ubytek zaleczony bez problemu, ale z zeba malo co zostalo. Dentysta nadbudowal mi go, ale ostrzegl mnie, ze moze mi sie on w kazdej chwili zlamac i naprawde powinnam zalozyc na niego koronke. To juz, kurna, trzecie zebisko, ktore powinnam poratowac koronka! A najgorzej, ze zanim to zrobie, na ten akurat zab bede musiala miec zrobiony zabieg chirurgiczny, zeby wyciac kawalek dziasla i odslonic kosc. Zeba zostalo bowiem tak malo, ze nie ma nawet o co koronke zahaczyc. Ech... Nie dosc, ze cierpne na sama mysl o zabiegu, to ciekawa jestem ile taka przyjemnosc kosztuje?
A z weselszych tematow, to Bi zaczyna nam pyskowac! Naprawde! Nauczylo sie to-to pieciu slow na krzyz, ledwo od ziemi odroslo, a juz pokazuje pazurki! Oczywiscie samo pyskowanie to nic dobrego, ale tak dlugo czekalismy az zacznie gadac, ze teraz cieszy nas kazde slowo, nawet te, majace teoretycznie nas ochrzanic. Na przyklad taka sytuacja:
Bi zrobila kupe w gacie. Po umyciu, wytarciu i przebraniu, rodzice nadal nie moga przejsc nad tym do porzadku dziennego. Chodza wiec i zrzedza: "Bi, dlaczego Ty ciagle jeszcze fajdasz w majtki, co? Taka duza dziewczynka! Nie robi sie kupy w majty! Robi sie do nocniczka!". Itd., itp. Tak sobie marudzilismy, a Bi obserowowala nas naburmuszona. W koncu nie wytrzymala i wypalila: "NIE! MAMA NIE! TATA NIE! NIEEE!!!". Ups... Jeszcze troche, a powie nam, zebysmy sie przymkneli! ;)
Albo, dialog ojca z corka:
Tata: "Bi, dlaczego zakruszylas caly stol okruchami z ciastoliny? Zobacz jak tu teraz brudno!"
Bi: "NIE! JA NIE!"
Tata (pewien swojego): "Bi tutaj nabrudzila!"
Bi: "NIE!!! BI NIEEE!!!"
Tata (retorycznie): "Jak to nie Bi? To kto w takim razie tu nabrudzil?"
Bi (po chwili namyslu): "MAMA!!!"
Takim oto sposobem odkrylismy, ze mamy w domu nie tylko maleg pyskacza, ale i klamczuszke! ;)
A od trzech dni kupy laduja znow tam gdzie trzeba, czyli w nocniku. Zeby jednak nie bylo rodzicom za milo, Bi odkryla, ze po zrobieniu siku mozna wsadzic lapy w nocnik i sobie pochlapac...
Jakie te nasze dziewczyny podobne w zachowaniach, jak jedna ;)
OdpowiedzUsuńDwie male kaczerbichy. :) Moze to taki wiek? Tyle, ze Basia jest ogolnie odwazna i pewna siebie, natomiast Bi tylko w znanym otoczeniu. Wsrod obcych woli schowac sie za mama lub tata. :)
UsuńAga jakoś trzeba przeżyć ten najtrudniejszy czas z dzieciakami. Później będzie już lepiej, pojedziemy z nimi na plażę, wpuścimy do wody a same będziemy się opalać :) i wysyłać do baru po zimną colę ;) Tego nam życzę, bo jak na razie i u mnie w domu sajgon, Starszy terrorysta ciągle gada i coś chce a Młodszy jęczy, żeby go nosić. Jak wracam z pracy to do wieczora ledwo zyję.
OdpowiedzUsuńŚciskam was ciepło.
Dokladnie! Jak wychodzimy z kolega do domu to zawsze zegnamy sie, ze idziemy na "druga zmiane", bo on tez ma w domu dwulatka. :) Nie bedzie odpoczynku dopoki potwory troche nie podrosna. :)
UsuńAle sie usmialam z ostatniego zdania, u nas mlody tak sie bawi piciem kota :))))
OdpowiedzUsuńNo to Wam sie zazbytnio podroz nie udala, zobaczymy jak nam wyjdzie plazowanie w sierpniu oby tylko sie udalo cos niecos posiedziec, bo to tez raj dla Emki, za to gorzej z Patrickiem to co napisalas to nie jest niestety super budujace, no ale zobaczymy. Pozniej beda obydwoje smigac i prosic o plaze zeby poplywac. Upalow nie zazdroszczde tez sie chlodzimy raczej w pomieszczeniach ;)
Hihi, Bi tez miala taki okres, ze wiecznie rozchlapywala wode z miski psa. Na szczescie w koncu z tego wyrosla.
UsuńMoze Wasz wyjazd w sierpniu bedzie bardziej udany niz nasz wypad, Patrick jest w koncu troche starszy. Kto wie, moze plaza i woda mu sie spodoba? :)
Hihi uśmiałam się z pyskatej Bi i historii z namiotem. Ale zęba współczuję! Brrrrr....
OdpowiedzUsuńHehe, pyskowanie pewnie predko nam sie "przeje", ale narazie cieszy nas, ze mloda zaczyna costam gadac.
UsuńOjoj, zębiska niedobre, a sama też się muszę wybrać, i też wieści będą nie najlepsze... Bi to już rezolutna panna, a co :)
OdpowiedzUsuńJezu, 38stopni?! I ja narzekam na upały w Polsce :)
Mam te same skojarzenia co do plażowania z maluchem, totalna porażka. W ogóle wakacje z dziećmi to nieporozumienie :) Ja chcę znowu spać do 11, pić wieczorem drinki, uprawiać seks w ciągu dnia... Kiedy dzieci na tyle podrosną?! :)
No wlasnie, wlasnie! Co sie stalo z tymi boskimi urlopami z mlodosci??? Moze za rok bedzie lepiej, chociaz tez czlowiek bedzie tylko ganial za maluchami i pilnowal, zeby sie nie potopily... Ale chociaz moze sam sie troche zamoczy.
UsuńUpaly to jeszcze zniose, lubie ciepelko. Ale ta wilgoc! Gdyby nie klimatyzacja (ktora oprocz chlodzenia tez wysusza powietrze), to chyba juz mech roslby na scianach! No Amazonia, naprawde! Nic dziwnego, ze tutejsze lasy wygladaja jak dzungla!
Ja mam wrażenie, że słowo "młodość" w moim przypadku, to już odchodzi do lamusa :) Szalone urlopy to chyba dopiero na emeryturze, albo jak zacznę do sanatorium jeździć :)
UsuńA co do klimatu u Was to nie zazdroszczę, ciężko pewnie pod tym względem. A nie chorujecie bardziej przez tą klimatyzację?
Ooo, o sanatorium to ja slyszalam roznorakie opowiesci, wiec jest nadzieja!!! ;)
UsuńNo wlasnie, ta klima. Ja nie choruje, bo w domu chlodze tylko tyle, ile jest to konieczne zeby czlowiek nie chodzil ciagle zlany potem. A w pracy (gdzie panuje epoka lodowcowa) zakladam sweter (gruby, welniany - w lipcu!). Gorzej z Bi, bo opiekunka tez chlodzi i to znacznie mocniej niz my w domu. Wiec mala od miesiaca sobie od czasu do czasu pokasluje i jestem pewna, ze to od tego. Ale co robic. Tutejsze dzieci jakos sie przyzwyczajaja i hartuja, wiec i moje musza...:(
Polubiłam Bi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, j.
Trzeba przyznac, ze da sie lubic ta mala diablica. ;)
UsuńRowniez pozdrawiam!