Nie lubie sie starzec. I nie chodzi mi nawet tak bardzo o to, ze trace na urodzie, ze kluje mnie i boli w miejscach gdzie nie klulo i nie bolalo jeszcze 5 lat temu. Ze zbedne kilogramy latwiej czepiaja sie mojej talii, a trudniej sie ich pozbyc... Najbardziej w starzeniu martwi mnie to, ze starzeja sie rowniez moi dobrzy znajomi i bliscy. Starzeja sie i odchodza. Nie starczyloby mi miejsca, zeby wymienic wszystkie lubiane i kochane osoby, ktore zmuszona bylam pozegnac w ciagu swojego zycia. Ostatnie 6-7 lat byly jednak najgorsze. Praktycznie co kilka miesiecy ktos odchodzi na zawsze... Niektore odejscia sa nieco latwiejsze, choc zawsze przykre, niektore bardzo trudne...
Zmarla ciocia mojej dobrej kolezanki. Moze nie byla moja krewna, ale znalam ja i lubilam. Nie miala meza, dzieci, wiec garnela sie do swojej siostrzenicy i jej znajomych. Odwiedzilam ja kilka razy i czasem karmilam jej kocury kiedy wyjezdzala na urlop. Byla przesympatyczna kobieta i znala wszystkie mozliwe piosenki dla dzieci. Kolekcjonowala porcelanowe lalki. Byla na moim "baby shower" i przyjechala w odwiedziny kiedy wrocilam ze szpitala z malusienka Bi. A teraz jej juz nie ma...
Tak sobie rozmyslalam o 3 nad ranem karmiac Nika. Z jednej strony tulilam malutkie, cieplutkie cialko dopiero budzace sie do zycia, a z drugiej strony wspominalam czas spedzony z tymi, ktorych nie ma juz wsrod nas... A mi pozostalo tylko tesknic i smucic sie...
Przykro mi...
OdpowiedzUsuńŻycie jest dziwne...
Życie-śmierć
Radość-smutek...
I tak na przemian...
przytulam :*
Dziekuje, potrzebowalam uscisku. :)
UsuńTaka kolej rzeczy chciałoby się rzec, a jednak przykro i smutno.
OdpowiedzUsuńPrzykro, niestety...
UsuńŚmierć jest składową życia i trzeba się z nią pogodzić, chociaż to piekeielnie trudne gdy pomyślimy o własnej. I gdy dotyczy naszych bliskich, lubianych, znajomych też niestety nie jest to takie proste.
OdpowiedzUsuńNie jest...
UsuńBoje sie wlasnej smierci, pewnie, ale teraz chyba bardziej martwie sie co staloby sie z moimi dziecmi gdyby mnie zabraklo...
Współczuję.
OdpowiedzUsuńJak to jest, że każdy z nas jest śmiertelny i od od samego początku istnienia życia, a jednak nadal nie przyzwyczailiśmy się do śmierci?
Do smierci chyba nie da sie przyzwyczaic, kiedy dotyka ona kogos bliskiego. Nawet jak czlowiek ja zaakceptuje, to i tak bedzie tesknil za kazda utracona osoba...
UsuńNie smutaj tak. Głowa do góry. Już taka kolej rzeczy. Jedni przychodzą inni odchodzą. I mimo wszystko trzeba się z tym pogodzić, choć czasami jest to bardzo trudne ;-(
OdpowiedzUsuńPogodzic sie mozna, ale tesknota pozostaje... :(
UsuńOj przykry temat...Najgorsza jest ta swiadomosc,ze te osoby odeszly na zawsze, ze juz sie nie napijemy razem kawy, ze juz nie moge zadzwonic, zeby zapytac co slychac,ze pozostalo tylko tesknic i wspominac...Tez czasem mysle,zebym doczekala az Dziewczyny beda dorosle,a potem mysle ze przeciez wnukow bym chciala jeszcze doczekac... Ach, smutno...
OdpowiedzUsuńMam tak samo. Ciagle mysle, zeby tylko dozyc czasu az dzieci beda samodzielne i samowystarczalne, zebym odchodzac nie musiala sie o nie martwic. A potem przychodzi mi na mysl, ze fajnie byloby jeszcze poznac wnuczeta... :)
Usuń