Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Nie lubie Swiat!

No tak... Ja juz w pracy (tutaj nie ma drugiego dnia Swiat), a w Starym Kraju juz wieczor, wiec oficjalnie Swieta minely...
W sumie to myslalam, ze ta Wielkanoc bedzie juz troche bardziej "swiateczna". Kiedy bylismy sami z M., zawsze mowilismy, ze te wszystkie tradycje obchodzi sie dla dzieci, ze dla samych siebie to nawet sie nie chce. Potem pojawila sie Bi, ale nadal byla na tyle mala, ze nie rozumiala za bardzo co sie dzieje, wiec robilismy zadosc tradycjom bardziej z poczucia obowiazku niz z prawdziwej checi. W tym roku Bi jest juz prawie dwulatka, wszystkim sie interesuje i wszystko chce poznawac, wiec myslalam, ze bedzie inaczej, ze razem z coreczka bedziemy od nowa odkrywac radosc z tradycji wielkanocnych... A tu dupa... Swieta uplynely nam w biegu i pod znakiem "wkurwa" jak kazdy inny weekend. Oczywiscie nie pomogl tu fakt, ze w piatek pracowalam, a dzis juz po Swiecie...

W piatek kiedy wrocilam z pracy Bi jeszcze miala drzemke. Obudzila sie jak zwykle w wisielczym humorze i godzine zajelo nam, zeby ja spacyfikowac. Potem nakarmic oba potworki i polecielismy na zakupy, bo lodowka swiecila pustka, a przeciez mus cos na te Wielkanoc upichcic. Jak to w Wielki Piatek, sklepy zapchane byly ludem niemilosiernie i wrocilismy do domu prawie na pore spania maluchow. Oczywiscie Nik zdrzemnal sie w aucie i potem uwalczylam sie z nim prawie godzine zeby zasnal. A po uspieniu Smerfow - bigos i jaja na Swieconke. Uzylam folii termokurczliwej, nie chcialo mi sie i nie mialam czasu na nic bardziej wyrafinowanego... :)

W sobote rano polecielismy na swiecenie pokarmow, a potem przypedzilismy do domu z zamiarem posprzatania. Ale kiedy podjechalismy pod dom, uwiodla nas wiosna, ktora w koncu zdecydowala sie niesmialo zawitac do naszego ogrodu. Zostalismy wiec troche na dworze, rozkoszujac sie sloneczkiem i szukajac krokusow. I to byl blad. Kiedy wreszcie niechetnie weszlismy do domu Nik jeszcze spal, ale rodzina M. zaczela zawracac nam gitare. Najpierw tesciowie zadzwonili na Skype, potem wpadla ciotka M. ze swoim facetem, po drodze ze swiecenia jajek. I jednym i drugim delikatnie napomykalam, ze mamy kupe roboty i trzeba polozyc Bi na drzemke (a mala podniecona goscmi ani myslala sie polozyc), ale gdzie tam, beda gadac i gadac! W rezultacie poranne sprzatanie diabli wzieli, popoludniowe tez bo przemeczona Bi nie chciala zasnac a potem spala prawie do 17, a kiedy spi nijak nie moge wyciagnac odkurzacza, zreszta obudzil sie Nik i musialam go zabawiac. A on, jak na zlosc, nie dal sie odlozyc, ani zabawic, caly czas chcial byc noszony i co chwila kwekal grozac obudzeniem siostry. M. mial swiateczne przygotowania gdzies i poszedl popalic suche galezie, ktorych naspadalo z drzew przez zime. Przy okazji spalil choinke bozonarodzeniowa, ktora lezala sobie uschnieta w rogu ogrodu. :) Mimo, ze odwalil kupe roboty, to ja jednak strzelilam focha, ze zamiast zajac sie dzieckiem, zebym mogla cos porobic, on zabawia sie w ogrodnika... Na domiar zlego zapomnialam na amen wyjac z zamrazarnika mieso na pieczen. Wieczorem, przy dwojce dzieciakow do ogarniecia, udalo mi sie na raty zrobic salatke, a babke stwierdzilam, ze upieke juz w Wielkanoc.

W nocy male potwory budzily sie jeden przez drugiego, a o 5:30 rano zrobily pobudke na dobre, z duza iloscia histerii, marudzenia i wycia przy jedzeniu. Pojechalismy na msze podczas ktorej niemal zasnelam z niewyspania i znudzenia. Po powrocie chcielismy zasiasc rodzinnie do swieconki, ale Bi odmowila zjedzenia czegos innego niz kawal chleba z maslem, po czym urzadzila histerie o czekoladowego zajaca, na ktorego miala chrapke. Prezenty od "zajaca" na szczescie jej "podeszly", ale i tak najwieksza furore zrobily plastikowe jajka, do ktorych wsadzilam po zelku, a ktore mialam pochowac w ogrodzie, ale niestety zaczelo padac, wiec je jej po prostu dalam. Poza tym zyczenia przez Skype z jedna rodzina i druga, wstawic te nieszczesna pieczen i na babke juz machnelam reka. Trudno, moze w nastepny weekend bedzie babka "po-swiateczna". :)

Do bilansu Swiatecznego weekendu moge chyba dodac tez katar i chrypke, ktore po Bi dopadly mnie i M., a dzis rano chyba nawet Nikowi gralo lekko w nosku. Oby to bylo tylko moje przewrazliwione ucho...

14 komentarzy:

  1. jakby Ci tu delikatnie napisać, no, szału nie miałaś w te święta;)może za rok?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moze za rok. Jak dzieciarnia troche podrosnie. :)

      Usuń
  2. Niezly numer takie "swieta". Tez mialam takie dwa czy trzy razy... Za rok dzieciaki podrosna i moze na spokojnie jakos uda sie cos wykombinowac.
    Moje juz sa duze i jakos latwiej nimi komenderowac, ale i tak nie zawsze wyjdzie jakby sie mialo ochote. Wtedy powtarzam sobie, ze nie warto tracic nerwow...
    Pozdrawiam i trzymam kciuki za nastepny weekend :)
    Nika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rowniez pozdrawiam, milo Cie goscic u "siebie". :)
      Masz racje, im dzieci starsze, tym latwiej to wszystko ogarnac i zorganizowac.

      Usuń
  3. No niewesoło... Ale u mnie też jakoś wyszło nerwowo i nudno. Zawsze były spacery, a tu dwa dni śnieżycy :/ Powodzenia za rok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cos Ty, a spacer w sniegu??? A sanki, balwanki i igloo??? Wiem, wiem, to nie styczen, zartowalam tylko. :)

      Usuń
  4. Święta, święta i już po świętach. Jak zwykle więcej zamieszania niż to wszystko warte.... u nas podobnie te święta jakieś takie nijakie. Eh. Może za rok będzie lepiej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie to sobie caly czas powtarzam, moze za rok. Szkoda, ze powtarzam to juz od 2 lat. Moze w koncu kiedys nadejdzie TEN rok, kiedy Swieta mina naprawde blogo i rodzinnie? :)

      Usuń
  5. Najgorsze to spinanie i przekonanie, że coś MUSIMY zrobic. Że dom musi błyszczec a na stole tona jedzenia. U nas było fajnie bo wzięłam wolny piatek i wszystko zrobiłam na spokojnie a później już tylko relaks. No i dziś wolne było. Najgorzej zaskoczyła pogoda i śniezyce. Mówię ci, tego to jeszcze na Wielkanoc nie było, ledwo do kościoła wyjechałam rano a sąsiedzi lepili bałwana... Zero komentarza...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brr... Nie wyobrazam sobie. Nawet dzis rano zalamalam sie kiedy spojrzalam na termometr a tam -2. Ale u nas przynajmniej snieg juz stopnial.
      A ja jeszcze w niedziele rano przed kosciolem odkurzalam i mylam podlogi, chyba mi odbilo... ;)

      Usuń
  6. No to faktycznie szału nie mieliście...
    Moje zdanie jest takie, że ludzie za bardzo napalają się aby posprzątać na siłę, aby stół był pełno zastawiony.... a dla mnie ważniejsze jest spędzanie tego czasu razem. Ja mam o tyle dobrze, że śniadanie jemy u rodziców i tylko z mamą się umawiam co zrobię i co zrobi moja siostra. Święta mamy składkowe i dzięki temu jedna osoba nie jest zmęczona przygotowaniami.

    Najważniejsze, że mogliście ten czas spędzić razem, a babka najlepiej smakuje po świętach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje. Ten czas spedzony razem powinien byc najwazniejszy. Tez zawsze to powtarzam, a potem ktos wjezdza mi na ambicje i znow zasuwam ze sciera i przy garach... Szczegolnie jak dzwoni tesciowa i pierwsze co pyta to co ugotowalismy, bo ona juz ma 5 dan, 3 placki i tort gotowy... :(

      Usuń
  7. Też nie lubię świąt ;) A Tobie to już w ogóle się nie dziwie ;) Dobrze, że już po :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczescie, przezylam, teraz moge odetchnac do Swieta Dziekczynienia. :) A wtedy Nik bedzie mial juz prawie rok i mam nadzieje, ze wszystko bedzie szlo troche latwiej. :)

      Usuń