Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

wtorek, 30 października 2012

Przezylismy

Tytul brzmi dramatycznie, ale tak naprawde to nic specjalnego sie nie dzialo, przynajmniej nie w naszych okolicach.
Wypuscili nas wczoraj (poniedzialek) z pracy w poludnie, bo prognozy grzmialy na alarm, ze w ciagu dnia pogoda ma sie gwaltownie pogorszyc. W dodatku governor naszego Stanu zarzadzil zamkniecie niektorych autostrad o 13, wiec puscili nas do domkow w sama pore. U meza w pracy tez odwolali nocna zmiane, wiec siedzielismy sobie wesolo w trojke i obserwowalismy co tez tam sie dzieje za oknem. W sumie to troche wialo i tyle :) Jak napisalam w odpowiedzi na jeden z komentarzy, w Trojmiescie gorzej wieje podczas zimowych sztormow. M. tez stwierdzil, ze ten "huragan" nie umywa sie do halnego. Swiatlo zgaslo kilka razy, ale doslownie na kilka sekund, na tyle zeby zawolac do siebie "ooo-ooo!" i znow sie zapalalo. :) Tak wiec na wpol odczulismy ulge, a na wpol troche sie rozczarowalismy. :) Z mojej strony wiecej bylo ulgi, bo jeszcze mam swiezo w pamieci burze z zeszlego roku. Oczywiscie to u nas. Na poludniu naszego Stanu, a takze w Stanach Nowy Jork i New Jersey szkody sa ogromne. Zreszta nawet w glebi ladu kilkaset tysiecy mieszkancow (w naszym Stanie) potracilo prad. U mnie w pracy dzis rano 5 osob bylo bez elektrycznosci (co stanowi okolo 1/4 pracownikow, wiec statystycznie calkiem sporo :)), wiec dali nam wolny jeszcze wtorek. Ja prad mialam, wiec skorzystalam z okazji i pomylam podlogi w domu bo juz strasznie sie zapuscily, a co! A, i skonczylam robic glupie wykresy do magisterki. :)

A co sie dzialo rok temu? Oj dzialo sie, dzialo! I to rowniutko w zeszlym roku, niemal co do dnia. Otoz nawiedzila nas straszna burza sniezna. A ze drzewa mialy jeszcze pelno lisci, a snieg padal mokry i ciezki, wiec polamalo drzewa, a te z kolei pozrywaly linie wysokiego napiecia w calym Stanie. Prawie milion mieszkancow zostalo bez pradu! Nam sie upieklo, bo czesciowo prad zachowalismy. Wystarczalo na troche swiatla i czajnik elektryczny. Zostalismy niestety bez lodowki, kuchenki, cieplej wody i ogrzewania. Male, przenosne grzejniczki dzialaly, ale tak na pol mocy. Musielismy kombinowac i jak chcielismy zagotowac wode, to trzeba bylo wylaczyc grzejnik, bo inaczej gaslo swiatlo. :) W dzien urzadzalismy sobie kemping w salonie, a na noc przenieslismy Bi znow do kolyski do naszej sypialni (spala juz wtedy u "siebie"), wlaczalismy grzejniczek i bylo calkiem cieplo. I jakos czlowiek to przetrzymal, chociaz bylismy jednymi z ostatnich w naszym Stanie, u ktorych podlaczyli prad. Zylismy tak przez 10 dni! Zeby dodac calej sytuacji slodyczy, Bi (ktora konczyla wtedy 6 miesiecy) doslownie 3 dni wczesniej dostala zapalenie ucha i jeszcze byla na antybiotyku. A po antybiotyku dostala rozwolnienia. Wyobrazcie sobie teraz dziecko "strzelajace" co godzine i to tak, ze wszystko przelatywalo poza pieluche! W rezultacie Bi miala plecy zafajdane za kazdym razem i cala byla do przebrania. A tu nie ma biezacej cieplej wody, a pralka bez pradu nie zadziala. Wode grzalismy w czajniku i kapalismy Bi w salonie w jej wanience. Gorzej bylo z ubrankami. Z praniem recznym nie nadazalam, a poza tym w domu poza jedynym pokojem, w ktorym mielismy grzejnik, byla lodowa, wiec nic nie schlo. Zreszta nawet nie mialam sznura, zeby cokolwiek rozwiesic bo na codzien mam suszarke. Cale szczescie, ze moj tata mial prad, wiec codziennie odbywalismy wycieczke do dziadka, zeby zrobic pranie i zagrzac tylki. :) Pisze "wycieczke" bo cala okolica wygladala jak po kataklizmie, wszedzie powalone drzewa, pozrywane linie wysokiego napiecia odgrodzone przez policje, wszystkie drogi naokolo nieprzejezdne lub pozamykane... Do mojego taty normalnie jedzie sie okolo 5-10 minut. W tamtych dniach, poniewaz musielismy krazyc i szukac objazdow, zajmowalo nam to okolo pol godziny! Oczywiscie tato zaproponowal, zebysmy przeniesli sie do niego, ale przy malym dziecku tyle jest dupereli ktore normalnie mamy w domu pod reka, no i jednak mielismy te "troche" pradu, wiec stwierdzilismy, ze wszedzie dobrze, ale w domu najlepiej. :) Zywilismy sie glownie suchym prowiantem bo nie mielismy jak gotowac posilkow, a Bi przeszla na prawie 2 tygodnie na diete wylacznie "cycowa". :) Fajnie nie?
Moze dlatego az tak nie przerazila nas wizja podrozy z Bi tego lata, bo wczesniej mielismy taka szkole przetrwania? ;)

6 komentarzy:

  1. Ale macie tam ciekawe życie. Jednak uważam, że lepiej przesadzić i przygotować ludzi na najgorsze, po czym miło się rozczarować, niż zostać zaskoczonym sytuacją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, chociaz tubylcy maja straszna tendencje do przesadzania i siania paniki. Nawet przed zwyklymi sniezycami ostrzegaja jak przed koncem swiata a ludzie robia zapasy jakby mieli zostac odcieci od swiata na miesiac. A potem spada 5 cm sniegu... :))

      Usuń
  2. wow, ale przeżycia (szczególnie z tą sraczką ;-)
    nie dziwię się, że woleliście zostać w domu, co w domu to jednak w domu...
    myśmy mieli taki okres w naszym mieszkaniu, że jak były odwilże i snieg z dachu spadał to zawsze wywalało prąd, średnio 4-5 wieczorów w tygodniu bez prądu... i powiem Ci, że z perspektywy czasu miło to wspominam, te wieczory przy świeczkach i rozmowach, w ciszy... (wtedy jeszcze nie mieliśmy dzieci, więc wiesz... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, bajka... My w zeszlym roku tez gadalismy, ze kurcze, gdyby nie Bi to calkiem fajnie bysmy spedzili czas. Dzieci wszystko utrudniaja... ;)

      Usuń
  3. Ale Wy tam macie "fajnie". Ja się strasznie boję wszelkiego rodzaju żywiołów i bardzo mnie zdziwło Twoje beztroskie podejście to wczorajszego Sandy. Szacun za odwagę :-)). Ja umarłabym ze strachu. A moze to już kwestia przyzwyczajenia u Ciebie? W końcu mieszkasz " nad brzegiem" oceanu już jakiś czas, nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to ja mieszkam daleko od wielkiej wody. :) Godzina jazdy. A w Trojmiescie zima tak wieje, ze czlowiek chodzi zgiety wpol, zeby "przebic" sie przez wichure. I nikt z tego nie robi tragedii. A tutaj? Co rusz jakas panika o byle co. Chociaz przyznaje, ze przedwczorajszy huragan to sobie troche olalismy, bo gdyby rzeczywiscie zabraklo pradu, albo ktores drzewo zwalilo sie na dom, to nie byloby juz tak wesolo...

      Usuń