Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 18 września 2020

Tydzien #27, czyli przerwa w areszcie domowym + katastrofa #2

Katastrofe zostawie sobie na sam koniec, bo nie chce jej wciskac pomiedzy nasza codziennosc (wiec mozecie po prostu ominac posta i przeskoczyc do ostatniego akapitu :D), ale mowie Wam, ten rok 2020 to przejdzie do historii... i to w najgorszym kontekscie...

Ale poki co, jak minal tydzien #27?

Na czym to ja...
Aaa, tak, na piatkowym popoludniu, kiedy Nik mial pierwszy trening pilki noznej. Zanim jednak pojechalismy na trening, po naszym osiedlu przejechal ice cream truck. Cale lato slychac go bylo od czasu do czasu, ale w weekend, kiedy bedacy w domu M. stwierdzal (ku rozczarowaniu dzieci), ze lody z takiego wozu sa niedobre, a oni maja caly zamrazarnik lodow w domu. Niby prawda, ale... wiecie, ze to nie tyle o lody chodzilo, co o fakt, ze moga je sami kupic i to za swoje pieniadze. Korzystajac z tego, ze byl piatek i malzonek w pracy, pozwolilam Potworkom wybiec i zakupic mrozone pysznosci. Pomyslalam, ze to idealny koniec lata, szczegolnie, ze byl to jeden z ostatnich naprawde cieplych dni.

 Co za radosc :)

Na trening Mlodszy jechal mocno stremowany, bo wsrod nowych kolegow zzera go niesmialosc, ale tez i podniecony. Az bylam zaskoczona, bo spodziewalam sie protestu. Nie wiem bowiem, czy juz o tym pisalam, ale to Bi strasznie chciala chodzic na pilke nozna, ale zapisujac ja, zapisalam i Kokusia, niejako z automatu. ;) Troche pomoglo to, ze dostawszy maila od trenera, ze trening odbedzie sie jeszcze tego samego dnia, wyjelam zakupione w tajemnicy korki. Nie wyciagalam ich wczesniej, bowiem przez korone wiele wydarzen, sportow, itd. jest odwolywanych. Na wiosne przeciez juz nam odwolano pilke nozna, a teraz nasz gubernator wprowadzil zakaz gry w amerykanski football, poniewaz nalezy on do tzw. "contact sport", czyli sportu gdzie gracze zmuszeni sa do bliskiego kontaktu fizycznego. Wiem, ze uczelniane druzyny protestuja (dla wielu uczniow i studentow to kwestia stypendiow), ale czy cos zdzialaja?
W kazdym razie trzymalam te korki schowane, zeby jakby cos, odeslac je bez ryku Potworkow. Teraz zas wyciagnelam je i kazalam synowi przymierzyc, bo Nikowi notorycznie cos uwiera albo cisnie w butach. Az cierplam na mysl, ze powie mi iz go cisna na kilka godzin przed treningiem. Na dlugosc wiedzialam, ze beda pasowac, gorzej z szerokoscia. I cos tam faktycznie mamrotal, ze ciasne te buty, ale kiedy powiedzialam mu, ze musza mu dobrze stope trzymac, jakos to przelknal i z entuzjazmem pognal zrobic kilka koleczek po ogrodzie. ;)
Na popoludniowym treningu okazalo sie, ze Nik w druzynie ma jeszcze trzech kumpli, z ktorymi chodzi do szkoly (z jednym nawet do klasy, ale przez to, ze dzieci sa podzielone na dwie grupy chodzace na zmiane, widza sie tylko przez ekran kompa, ech...), wiec odetchnal z ulga i polecial nawet sie nie ogladajac. 

To biale to Nik ;)

Niestety, stwierdzam, ze taka grupka kolegow to nie zawsze dobra sprawa. ;) W druzynie sa chlopcy z rocznikow 2011/2012, wiec kilku jest starszych, powazniejszych, ktorzy widac, ze chca grac dla faktyczniej gry i grac potrafia. Na tle tej gromadki, Nik i jego kumple sprawiaja wrazenie... straszne. :D I nawet nie chodzi o to, ze nie umieja kopnac pilki, bo to im nawet jako tako wychodzi... Gorzej, ze oni byli na tym treningu dla... szalenstw! Stawali na pilki przyjmujac jakies dziwne pozy, rzucali w siebie niczym przy grze w zbijanego... Porazka. Podczas przerwy na picie wygarnelam Nikowi, ze ma wiecej sluchac trenera, a mniej swirowac z kolegami, bo zwyczajnie bylo mi za niego wstyd. Nie za bardzo podzialalo. ;)
Najwazniejsze jednak (chyba), ze mu sie podobalo, bo jadac tam spodziewalam sie protestu i trzymania sie mnie kurczowo, jak to czesto z Kokusiem bywa. ;)

Pilkarzyk :)

W sobote rano pojechalismy na trening na basen. Byc moze ostatni raz do listopada, bo teraz co sobote Potworki maja mecze, a te sa zazwyczaj rano...

Nik patrzy na trenera, a Bi wlasnie pod woda odepchnela sie od scianki

Po poludniu mielismy spotkanie z nauczycielkami z Polskiej Szkoly. Zorganizowane zostalo w polonijnym klubie sportowym, a raczej na jego boiskach. Mozna bylo poznac nowa nauczycielke dziecka na ten rok oraz odebrac podreczniki... w teorii. Rodziny mialy sie bowiem stawiac w porzadku alfabetycznym, w okreslonych godzinach. Jak to jednak bywa z owa Polska Szkola, jak zwykle mieli balagan, a nasza polska mentalnosc kaze nam tez isc na przekor ustalonym zasadom. I tak, dostalam z samego ranka telefon od kolezanki, ze pojechala tam duzo wczesniej niz miala wyznaczone, "bo tak, bo co bedzie pozniej jezdzic" i ze nikt nie pilnuje zadnego alfabetu i moge przyjechac kiedy chce. Podziekowalam i pojechalam jednak wtedy, kiedy mialam na to wyznaczony przedzial czasowy. Niestety, spotkanie z nauczycielka wygladalo tak, ze panie ledwie mialy czas rzucic na dziecko okiem, rozdaly foldery z materialami i do widzenia, zobaczymy sie przez ekran kompa. :O Juz to mnie lekko zirytowalo, choc bardziej brak podrecznikow. Podreczniki to byla jedna z dwoch kart przetargowych w zapisaniu Potworkow na kolejny rok do Polskiej Szkoly. Pisalam juz wczesniej, ze wahalam sie, czy nie uczyc ich polskiego samej, ale (poza tym, ze nie wiem, na ile mialabym motywacji, a oni checi zeby sluchac mamusi) po pierwsze, nie chcialam zeby zostali cofnieci o rok i potem trafili do innej klasy, a po drugie, mialam ogromny problem z zakupem podrecznikow. Mozna je bez wiekszego problemu zakupic w UK, ale do Stanow juz nie sprowadzaja (przynajmniej nie dla prywatnych osob) i juz. Polska Szkola zas, zeby zachecic do zapisow, oglosila, ze w tym roku podreczniki dzieci otrzymaja za darmo. Ucieszylam sie myslac, ze jesli te lekcje "online" okaza sie kicha, to przynajmniej bede miala podreczniki i sama przerobie z Potworkami material. Pojechalam na spotkanie, a tam ani oficjalnego zapoznania z nauczycielkami, ani prawdziwych podrecznikow! Panie rozdaly foldery z kserowkami, w dodatku z materialem tylko do grudnia! :O No myslalam, ze mnie szlag jasny trafi!
Teraz mam kolejna zagwozdke. Zaplacilam ze wpisowe, ale na czesne mam czas do pazdziernika. Zastanawiam sie wiec, czy placic, czy jednak zrezygnowac z tej cholernej szkoly... :/ Mysle, ze zobacze, jak pojda te wirtualne lekcje. Jesli dzieciaki beda faktycznie pracowac i cos z tego wynosic, to moze pociagne te farse. Jak nie, to czeka mnie decyzja do podjecia...

Potem zas przyszla niedziela i wielkie wydarzenie dla Bi. Starsza molestowala nas (glownie mnie) o to juz od ponad roku, ale znajac jej histeryczne usposobienie oraz wiedzac jak reaguje na szczepienia/ pobranie krwi/ plombowanie zebow, itd., caly czas mowilam jej, zeby sie dobrze zastanowila, bo to nie jest przyjemny zabieg. Dotychczas na wiesc, ze to boli, wycofywala sie raczkiem. Od jakiegos czasu jednak, pragnienie zwyciezylo nad strachem i nie bylo dnia, zeby nie prosila... O czym mowa? O przekluciu uszu! ;) W koncu stwierdzilam, ze ma juz 9 lat, wiec jest to mniej wiecej swiadoma decyzja, a skoro tak bardzo chce... Zaznaczylam jednak, ze jedzie z tatusiem! Dzieki temu dziecko przerzucilo sie na wiercenie dziury w brzuchu ojcu, ktory oganial sie od corki jak od upierdliwej muchy. :D Upor jednak zwyciezyl i M. w koncu oznajmil, ze dobra, juz dobra, wezmie ja na przeklucie. A w koncu pojechalismy cala rodzina. Wlasnie w niedziele. ;)
Coz moge powiedziec... Bi siadla na fotel blada i przerazona, po czym zacisnela paluchy na oczach kiedy dziewczyny przekluwaly jej uszy (dobrze, ze oba na raz).

Dzielna? :D

Zniosla to jednak duzo lepiej niz sie spodziewalam, bo choc lzy w oczach byly, to jednak obylo sie bez ryku na caly sklepik. :D

W oczach lzy, radosc i ulga ;)

A przy okazji matka tez przeklula sobie uszy. ;) To znaczy, ponownie. ;) Juz kiedys dziurki mialam, ale moja wspaniala mamuska zmusila mnie, zebym te pierwsze kolczyki wyjela juz po 3 dniach kiedy uszy jeszcze dobrze sie nie zagoily. W rezultacie dziurki mialam wyraznie za male, nakladanie kolczykow to byla mordega, szczegolnie w jednym z uszu, a potem czesto bolaly mnie kiedy mialam je zalozone. Pozniej zas urodzily sie Potworki, bylam niedospana i w wiecznym biegu, notorycznie wiec o kolczykach zapominalam, az w koncu jedna dziurka zarosla mi kompletnie. Raz czy dwa udalo mi sie ja jeszcze jakos przebic, ale oczywiscie bol byl niemozliwy, wsadzony kolczyk to bylo jedno pieczenie i rwanie i w koncu odpuscilam. Pozwlilam obu dziurkom zarosnac. Teraz jednak, korzystajac z tego, ze i tak bylam w miejscu, gdzie przekluwaja uszy, poprosilam, zeby i mi "strzelili". ;) Moze tym razem uda mi sie utrzymac dziurki dluzej niz 6-7 lat...

W "nagrode", wieczorem Bi odwiedzila kolezanke, zeby pochwalic sie kolczykami i pobawic sie z jej puszysta pupilka. :)

Biedny krolik :D

Przy okazji sasiadka strzelila mi bardzo fajna fote z corka. Szkoda, ze akurat bylam bez makijazu i choc zostalam w sukience, ktora ubralam na wycieczke z przebiciem uszu, to ladniejsze sandalki na obcasiku, wymienilam na wygodne staruszki. ;)

<3

Aha! Ostatnio Noelka w komentarzu zauwazyla, ze Bi ma wlosy bujne po mnie. Co do bujnosci czupryny Starszej, to nie wiem, narazie jest chyba dosc przecietna, ale fakt, ze ja mam niemozliwie geste wlosy. Widac to dopiero teraz, jak pozwolilam im urosnac. Kiedy byly krotkie i wycieniowane, zdawaly sie ciensze. Ale teraz, szczegolnie zaraz po myciu, mam na glowie lwia grzywe. :D

Nikowi trafila sie fota, jak z rozwianym wlosem (jego tez niemozliwie urosly!) zjezdza z uliczki sasiadow. ;)

Tak, to jest osobna uliczka... na ktorej dwa auta sie za cholere nie wymina :D

A pozniej nastapil tydzien, w ktorym jezdzilam do biura! Tak jest, moi panstwo, do pracy W pracy!!! :D Budynek dziala narazie nadal w trybie "safe", wiec ja jestem wpisana jako 90% pracy w domu, a w biurze do 4 godzin tygodniowo, w razie potrzeby. Wielkiej potrzeby poki co nie ma, ale stwierdzilam, ze skoro dzieciaki sa w szkole, to moze i dla mnie czas wyjsc z domowych pieleszy i przyzwyczajac sie pomalu do powrotu do "normalnego" trybu (ktory nie wiem kiedy i czy w ogole nastapi...). ;) I nie powiem, fajnie bylo zobaczyc moich Chinczykow na zywo. Co prawda widzialam tylko dwoje, bo nikt poki co nie wrocil do pelnoetatowej pracy w laboratorium.

Tak jak wyczytalyscie wyzej, w poniedzialek Potworki poszly do szkoly w szkole!!! :D I juz widac, ze ten zmianowy uklad jest dobry tylko dla urzednikow, ktorzy go ukladali. Bi rano brzuch rozbolal i przyznala juz w czasie drogi, ze sie denerwuje. Nie ma sie co dziwic, skoro, mimo, ze jest to juz trzeci tydzien szkoly, Potworki jechaly do niej trzeci, ale dzien. :/ Mialam racje, ze ciezko bedzie im sie wdrozyc w rutyne przy takim porozrywanym grafiku... :( I nie pomogl tu nawet fakt, ze rodzice najlepszej przyjaciolki Bi postanowili jednak od tego tygodnia poslac corki do szkoly.
Po lekcjach na szczescie po nerwach nie bylo sladu, a jeszcze sasiadka poprosila mnie zebym odebrala tez jedna z jej dziewczyn, bo druga musiala odebrac wczesniej. Bi miala wiec ukochane towarzystwo w aucie i tylko Nik siedzial naburmuszony i najwyrazniej zazdrosny. ;)
Z racji przeklutych uszu, nie wzielam tego dnia Bi na trening plywacki. Pojechal sam Nik i tu znow skonczylo sie lekkim naburmuszeniem. Tego dnia bowiem zamiast tych trenerow, co zwykle, przybyla ich siostra. Dziewczyna jest dobrym trenerem, swietna plywaczka, ale niestety jest straszna sluzbistka. Teoretycznie dzieciom z druzyny nie wolno po treningu bawic sie w wodzie, zeby nie zajmowali basenu dla czlonkow klubu, ktorzy przyszli poplywac. Nie widze jednak zadnego sensu w zabranianiu im tego, kiedy basen jest pusty. To sa male dzieciaki i dla nich te kilka minut zabawy w wodzie jest najlepsza czescia treningu! Dwaj zwykli trenerzy przymykaja na to oko, a i rodzice (w tym ja) sami pilnuja, zeby dzieci nikomu nie przeszkadzaly i wychodzily z wody jesli wszystkie linie sa zajete. A tu pojawila sie mloda "jedza" na treningu i zaraz "po", wygonila wszystkie dzieci z wody. :/ Nik oczywiscie byl wyraznie zly, chociaz nie powinien, bo przyjechalismy na basen prawie 10 minut przed treningiem, wiec zdazyl sobie poszalec. No, ale samemu to nie to samo, co z kumplami. ;)

Nie ma to jak miec caly basen dla siebie ;)

W poniedzialek wieczorem otrzymalam tez maila z wydzialu edukacji mojego miasteczka. Az zrobilo mi sie goraco, kiedy zobaczylam w tytule "covid-19". Pieknie, pomyslalam sobie, Potworki poszly do szkoly calutki jeden dzien w tym tygodniu i pewnie zamykaja...
Na cale szczescie mail informowal tylko, ze ktos w jednej z podstawowek (nie naszej) otrzymal pozytywny test na korone i wobec tego osoba ta (nie podali czy to uczen, nauczyciel czy inny pracownik) oraz osoby, ktore byly z nia/nim w bliskim kontakcie, wyslani zostali na 14-dniowa kwarantanne. Tym razem przezylam wielkie "ufff", ale nastepnym razem moze to byc szkola Potworkow i jedna z ich klas. :/

We wtorek otrzymalam maila o kolejnym przypadku korony w szkole w naszym miasteczku. Tym razem w szkole sredniej (high school). Znow kwarantanna dla owej osoby, plus wszystkich, ktorzy byli lub mogli byc z nia w kontakcie. Szkol poki co nie zamykaja, ale w takim tempie to nie wiem czy dociagniemy chociaz do pazdziernika... :(
We wtorek zdarzyla sie tez nasza kolejna katastrofa, ale o niej pozniej. Mowiac krotko dzien mialam wyjety z zyciorysu, a wieczorem padlam jak kawka, wymordowana psychicznie na maksa...
Tego dnia wieczorem, Bi miala dlugo wyczekany pierwszy trening pilki noznej i smutno mi, ze moj nastroj sprawil, ze wydarzenie to bylo dla mnie blade i bez normalnego entuzjazmu. Na szczescie Bi ma w druzynie jeszcze piec (!) dziewczynek, ktore zna, wiec chyba nie odczula tego, ze matka byla jakas "oklapnieta"... W kazdym razie dziecko poki co zachwycone i juz omawia przyszle sezony. Ciekawe czy po kilku przegranych meczach nadal bedzie odczuwac tyle ekscytacji... ;)

Byl pilkarzyk, jest i pilkarka. Czy moze pilkareczka? ;)

Mimo, ze na treningu bylam mocno zamulona problemami, to zdolalam jednak zauwazyc cos irytujacego. Trening odbyl sie na boisku, na swiezym powietrzu, a 90% ludu mialo na gebach maseczki! Jeszcze rozumiem gdybysmy byli jeden kolo drugiego, ale tam wszyscy rodzice stali w sporych od siebie odleglosciach. Nawet jesli rozmawiali ze soba, to z lekkiego dystansu. Ale pal ich szesc, chca miec maski niech maja, ale dziewczynki z druzyny, w czasie treningu tez mialy je zalozone. Nie wszystkie, ale zdecydowana wiekszosc. I po jaka cholere?!

Srode mialam zalatana, bo po odwiezieniu Potworkow do szkoly, z racji katastrofy z dnia poprzedniego, mialam kilka telefonow do wykonania. Zeszlo mi praktycznie do telekonferencji z praca, ktora jak na zlosc akurat tego dnia sie przedluzyla, a potem musialam jeszcze podjechac do biura, zeby sfinalizowac protokol. Po powrocie do domu mialam akurat czas na szybka kawe i musialam pojechac po Potworki, a potem, zaraz po nakarmieniu glodomorow, jechalam z nimi na basen.
Po przekluciu uszu spytalam dziewczyne, ktora to robila, ile dni Bi musi dac uszom sie goic zanim znow moze plywac. Ta odpowiedziala zdziwiona, ze moze od razu... Hmm... Na wszelki wypadek odpuscilam jednak Bi trening w poniedzialek, we wtorek treningu nie ma (plywackiego, bo za to ma pilke nozna ;p), ale w srode stwierdzilam, ze moze pojsc. Przy plywaniu jednak narzekala, ze uszy ja bola. Podejrzewam, ze chlorowana woda przeplywa wokol nich z duzym cisnieniem i mogla powodowac dyskomfort. Polecilam Bi zakryc uszy czepkiem, ale twierdzila, ze nadal bola. Po treningu jednak wesolo szalala skaczac do wody, robiac przewroty, itd., wiec sama nie wiem na ile byly to jej wymysly, a na ile cos tam czula. Znajac Bi moglo jej sie nie chciec plywac, a ze miala idealna wymowke, to nie zawahala sie jej uzyc. ;)

Czwartek byl w koncu pierwszym praaawie spokojnym dniem. Po powrocie M. z pracy musielismy tylko podjechac w sprawie katastrofy, ale poszlo zadziwiajaco sprawnie. A tak to rano odwiezc Potworki, pojechac do pracy, wrocic z pracy, wstawic pranie, rozladowac zmywarke, pojechac po Potworki. Luzik. ;) Bi powinna byla jechac na trening bardziej zaawansowanej grupy na plywaniu, ale z racji, ze pol poprzedniego jeczala, ze bola ja uszy, machnelam reka i pozwolilam zostac jej w domu. Wieczorem w koncu pospuszczalam powietrze z basenowych zabawek, ktore kilka dni wczesniej przeplukalam i zostawilam do wyschniecia. Mam szczescie, ze lato (jeszcze oficjalnie nie przyszla jesien ;p) jest bardzo suche, wiec wszystko spokojnie poschlo, a nie jak rok temu, gdzie zabawki zostawialam zeby przeschly, ale zanim zdazylam schowac to polal jakis deszcz i znowu musialy schnac. Chyba ze 4 podejscia robilam. ;)

Z basenu juz w weekend spuscilismy wode, a dzieki temu, ze jest sucho, spokojnie przesechl, umylam miejsca, gdzie czailo sie troche glonow, zdazyl sobie spokojnie wyschnac, potem powyciagalismy rurki, zostawilismy rozwieszony na krzeslach zeby wyschlo takze dno od spodu i poszedl do schowania, czyli zawala nam pol graciarni w piwnicy. ;) Sezon letni uwazam za oficjalnie zamkniety. :(

Do biura podjechalam w koncu tylko w poniedzialek, srode i czwartek. We wtorek przydarzyla sie katastrofa i bylam zbyt rozstrzesiona zeby myslec o pracy. A w piatek bylo tak pochmurno, ciemno, chlodno i sennie, ze rano, ziewajac nad kawa, stwierdzilam, ze pierdziele, nie jade. ;) Przyznaje, ze calkiem milo jest miec taki wybor. :) Po tym tygodniu czuje sie kompletnie wypompowana. Nie wiem czy to przez jezdzenie w te i we wte, czy to zmiana trybu zycia po kilku miesiacach zamkniecia w domu, czy stres zwiazany z katastrofa, ale dzis juz po prostu padalam na pysk. W decyzji o odpuszczeniu sobie biura, pomoglo to, ze nadal nie otrzymalam zaleglego wynagrodzenia za sierpien. Ku mojemu zaskoczeniu, jedna wyplata wrzesniowa wplynela (mam placone co 2 tygodnie), ale po sierpniowych ani widu, ani slychu, mimo, ze podczas telekonferencji szef obiecuje jakies gruszki na wierzbie, w sensie, ze wyplaty, bonusy, itd. Jak to gadal, to mialam ochote wrzasnac, ze facet! Ja nie mysle o bonusach, ja chce po prostu otrzymywac wynagrodzenie na czas!!! :/ Tak w ogole to jest parodia, bo nasza firma ma nadzieje za jakis rok rozpoczac badania kliniczne. Te sa oszacowane na, bagatelka, 2 miliony dolcow! Ubezpieczenie calego procesu na... 6 milionow! I jak oni zamierzaja zgromadzic takie pieniadze, skoro nie moga zaplacic na czas pieciorgu pracownikom (a milionow nie zarabiamy)?! W kazdym razie w piatek zostalam w domu bez zalu i bez wiekszych wyrzutow sumienia. :)

 

A teraz o katastrofie...
Niestety, tym razem nie sa winne sily natury, tylko moja wlasna glupota... I chyba to jest najgorsze. Co innego kiedy mozna zwalic wine na cos lub kogos, a co innego, kiedy winic mozna tylko i wylacznie siebie. I przezywa czlowiek caly scenariusz od nowa i widzi wyraznie jak mozna bylo postapic inaczej zeby katastrofy uniknac... Coz, za pozno... :/ Jak na codzien niewiele klne, tak tym razem wyczerpalam slowniczek oraz obdarzylam sama siebie wszystkimi mozliwymi epitetami. :(
A wszystko zaczelo sie od zwyklego pospiechu... Czesto sie mowi, ze pospiech jest najgorszym doradca i musicie mi uwierzyc, ze to prawda, bowiem wlasnie we wtorek przekonalam sie o tym naocznie i bardzo bolesnie. Bolesnie psychicznie, na szczescie, a nie fizycznie, ale i tak boli solidnie.
Wychodzimy do szkoly. Poganiam Potworki, ktore jak zwykle teraz szukaja butow, musza siusiu, biegna po maskotke, itd. Przypominam, ze musza wziac lezace na stole maseczki. W koncu wbiegamy do garazu i wsiadamy do auta. Jeszcze raz pytam czy maja maseczki, bo bez nich nie wejda do szkoly. Ups, Nik oczywiscie nie ma. A trzy minuty wczesniej przypominalam! Mlodszy wysiada i pedzi na gore, a ja, poirytowana, stwierdzam, ze wycofam chociaz z garazu, zeby zaoszczedzic czasu. Auto pipcze jak oszalale, ale ze w garazu ciasno, to pipcze zawsze, wiec nie zwracam uwagi, az nie uslysze strasznego uderzenia i zgrzytu! :O Okazuje sie, ze Nik wysiadajac zostawil otwarte drzwi od samochodu, a ja cofajac, walnelam nimi w szyne od drzwi garazowych! :( No blondynka roku po prostu!!! Patrze zeby nie zahaczyc lusterkami, patrze w ekran kamerki czy z tylu nic nie mam, a kur*wa otwarte drzwi kompletnie mi umknely!!! Mimo, ze nie jechalam przeciez z zadna predkoscia i to byla doslownie sekunda, to nie tylko brzeg drzwi caly sie wgial, ale jeszcze cos przestawilo w zawiasach, wobec czego nawet sie nie zamykaly! :(

M. musial najpierw uwiesic sie na drzwiach, zeby odgiac zawiasy, a potem poodginac blache kombinerkami zeby sie w ogole zamknely :( 

Z poodginana blacha i tak wyglada to lepiej niz zaraz po trzasnieciu, ale "lepiej" jest tu pojeciem bardzo mocno wzgledym :(

Z rykiem zadzwonilam do M., ktory w pierwszej chwili przerazil sie, ze cos sie stalo dzieciom, wiec kiedy, wsrod szlochow, wyjasnilam, ze chodzi o auto, nawet sie bardzo nie przejal i nie opierdzielil mnie, jak sie tego spodziewalam. A przyznaje, ze tym razem na ten opieprz solidnie zasluzylam...

W srode czekala mnie oczywiscie przeprawa z ubezpieczalnia, choc ta poki co nie robi problemow. Ale swoje odczekac na lini musialam, a potem kolejne 15 minut wyjasniania co i jak sie stalo oraz odpowiadania na kolejne pytania. Kiedy skonczylam rozmawiac z ubezpieczalnia, musialam zadzwonic do warsztatu i umowic sie na wycene naprawy szkod. Samo umowienie sie zajelo raptem minutke, za to dodzwonic sie tam, to wyzsza szkola jazdy! Zawsze kiedy mam cos do zalatwienia, przypomina mi sie, dlaczego nienawidze wykonywac telefonow! Wole wyslac maila.

Na wycene pojechalam juz w czwartek i choc tam wszystko poszlo szybko, to okazalo sie, ze ubezpieczalnia zaznaczyla, ze naprawiane bedzie, tamtaramtam... auto M.! A babka przez telefon dwa razy upewniala sie, ktory samochod z polisy ma uszkodzenie! Czekal mnie wiec kolejny telefon do ubezpieczalni. Po pierwsze, zeby poprawili model samochodu w papierach, a po drugie, zeby spytac czy polisa pokrywa wypozyczenie auta, moje maja bowiem zabrac na 4-5 dni. Niestety, nie pokrywa, czyli czeka mnie proszenie czy tata nie pozyczy mi jednego ze swoich aut na pare dni. A musicie wiedziec, ze moj tato wcale taki chetny na pozyczanie nie jest. Jak zwykle sprawdza sie, ze z rodzina wychodzi sie najlepiej na zdjeciu. :/

Teraz serwis ma zebrac wszystkie potrzebne czesci (w tym cale nowiutkie drzwi) i umowic sie ze mna na odstawienie samochodu. Czekam wiec... I tylko M. optymistycznie (nie wiem skad w nim ten optymizm, skoro jest skorpionem, jak ja) twierdzi, ze nieszczescia chodza parami, a ze nam przydarzyly sie dwa w ciagu dwoch miesiecy, to powinnismy miec spokoj na pare lat. :D
A wszystko przez cholerna maseczke...
Pamietajcie, maseczki to zuo! :D


Kolejne zuo to nowy Blogger. No co za nieprzyjazne uzytkownikowi dziadostwo! Pewnie to kwestia przyzwyczajenia, ale poki co robi mi z tekstem, co chce. Cholera by go wziela... :/ 

 

22 komentarze:

  1. Tak wstrzymywałaś akcję z katastrofą do samego końca, że sądziłam że coś niechcący... zrobiłaś Kokusiowi tymi drzwiami... Domyślam się jaka Jesteś wkurzona, ale całe szczęście że ubezpieczenie się tym zajmie.

    Ciekawa jestem cen w Ameryce za przekucie uszu? To było w pakiecie z kolczykami? Bo u nas najtańszy pakiet to 58 funtów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, przeklucie uszu razem z kolczykami. Ceny chyba podobne, w zaleznosci od kolczykow $60-70. To tak przecietnie, bo oferowano nam tez kolczyki z diamencikami, ktorych ceny wahaly sie pomiedzy $99, a $199. Nie skusilismy sie. :D

      Usuń
  2. Lusia dorobiła się kolczyków na roczek i przekłuła jej nasza sąsiadka, która kiedyś się tym zajmowała i ma w domu potrzebny sprzęt. My kupiliśmy tylko kolczyki.

    Nie przejmuj się, to tylko blacha, "wyklepie" się. Ważne, że nikomu nic się nie stało

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. powiem Ci na pocieszenie, że wczoraj nasza sąsiadka wyjeżdżała z podwórka, wjechała z słupek od bramy wjazdowej i zastanawiała się dlaczego auto jej nie chce jechać ;)

      Usuń
    2. U mechanika powiedzieli mi, ze podobnych uszkodzem=n widza kilka w miesiacu. Pocieszyli mnie, ze nie tylko ze mnie taka roztargniona idiotka. ;)
      Niestety, nie wyklepie sie. Uszkodzenie jest w takim miejscu, oraz niestety zawiasy do wymiany, ze beda wymieniac cale drzwi. :(

      Usuń
  3. Dotarlam do konca czytajac wszystko, po drodze pewnie z racji ogromu wiadomosci cos mi umknelo...po pierwszemasz piekne wlosy i slicznie wygladacie mama z cora. Po drugie czytam i jestem zmeczona waszym"nudnym" ;) zyciem- matko boska macie naprawde aktywne dni- ja juz zapomnialam jak to jest z malymi dziecmi i obowiazkami szkolnymi oraz zajeciami pozalekcyjnymi. Po trzcie Bi doroasta i kolczyki to taki troche symbol doroslosci- a przy okazji fajny prezent, Bi lubi blyskotki wiec masz zawsze cos w rezerwie na podarunek. Co do auta- no coz zdarza sie, choc boli, cholernie boli zwlaszcza jesli jest to ulubione wozidelko, badz Pan domu lubi motoryzacje- znam ten bol, niby wszystko sie da naprawic ale jakis taki smutek o stresie nie mowiac pozostaje.
    Pozdrawiam za ocean!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, M. wlasnie lubi auta, o swoje dba jak o najwiekszy skarb i teraz, kiedy pierwsze emocje opadly, co i rusz dogryza mi z powodu stluczki z wlasnym garazem. ;) Nie moge sie doczekac zeby juz wymienic te drzwi, zeby nie przypominaly o tym przy kazdym spojrzeniu...
      To prawda, ze Bi lubi wszystko, co blyszczy. ;) Juz zdazyla przejrzec cala moja kolekcje kolczykow i jeczy kiedy pojade kupic jej dodatkowa pare, mimo, ze jeszcze 4 tygodnie musi nosic te pierwsze kolczyki. ;)

      Usuń
  4. Oj, wspolczuje karambolu z garazem. A czy to nie jest Twoj calkiem NOWY samochod, bo wspominalas, ze (tuz po katastrofie z przyczepa) sprzedalas swoje dawne auto? Jesli tak - wspolczuje tym bardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, tak, niestety, to jest wlasnie to moje nowiutkie auto. Cale 1500 mil na liczniku i juz drzwi do wymiany. :(

      Usuń
    2. Auuu... Przykro.
      Przytocze moja przygode z autami: 3-letni piekny, (wciaz jak nowy rocznik 2015) samochod postawilam na platnym parkingu, z monitorowaniem. Gdy wracam, widze, ze caly tylny rog mojego auta (blotnik, drzwi boczne i tylne, zderzak, lampa) sa zjechane w harmonijke/falbanke przez jakies biale auto, ktore przejechalo po moim samochodzie, zostawiajac duzo sladow. Policja znajduje video odnosnego zdarzenia, przekazuje do mnie i do ubezpieczenia. Ubezpieczenie znajduje sprawce z NJ, (z poza naszego stanu), ubezpieczonego w innej niz nasza firma, ale oferujace pokrycie wszystkich kosztow naprawy. Moj maz umawia autoryzowana naprawe u naszego dealera samochodowego, ale w miedzyczasie okazuje sie, ze nasz samochod z 2015 juz ma unowoczesnionego nastepce: model 2019, na placu od wrzesnia 2018. OK, kupujemy model 2019, sprzedajemy 2015 (z pieniedzmi na naprawe od ubezpieczenia). Dealer wspanialomyslnie nie uznaje zadnej obnizki za nasze uszkodzone auto, bo "latwo to odpicowac, naprawic i w ogole to jest drobiazdzek". Niecale 2 tyg jezdze szczesliwie tym nowym autem 2019, gdy na autostradzie mija mnie pedzaca ciezarowka, spod ktorej kola wyskakuje na moja przednia szybe kamyczek. Szyba zmienia sie (na 1/4 powierzchni) w siec pajaczka, i chociaz wciaz jest "cala" - taka posiekana nie jest bezpieczna do jazdy. Trzeba ja sprowadzic az z EU, bo w USA w 2018 jeszcze nigdzie nie ma nowych szyb do modelu 2019. W miedzyczasie dealer daje mi na 2-3 tyg. jakis kolejny "nowy model" mojego auta. Na szczescie - tego nie zdazylam doprowadzic do ruiny. Mija wlasnie ~2 lata od tamtych zdarzen i jak dotad - bez dramatu. Odpukuje w niemalowane, bo licho nie spi.

      Usuń
  5. Piękne to wasze zdjęcie z Bi.

    Ciesz się, że tam u Was noszą maseczki nawet jak nie trzeba, bo u nas nie noszą notorycznie, np w galerii handlowej.Niech sobie nie wierzą w pandemie, ja natomiast jestem w grupie ryzyka i jednak TROCHĘ się boje ;)
    Co do katastrofy, najważniejsze że nie stało się nic większego i przede wszystkim nie wam. Człowieka czasami tak zaćmi i katastrofa gotowa :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, tym razem zacmilo mnie na calego! :D
      U nas nosi tak 99% ludu. Zdarza sie co jakis czas jakas uparta jednostka. Przyznaje, ze tez kiedys zapomnialam maseczek Potworkow i stwierdzilam, ze trudno, wejda do sklepu ze mna, bo nie bede sie 20 minut wracac. ;)

      Usuń
  6. Ale masz ślicznych piłkarzyków!
    Pewnie, że zasłużyli na zakup lodow ;) A wiesz, że ponad 20 lat temu moja znajoma miała slub i koledzy jej męża zrobili im niespodzianke i ich samochod slubny obstawili tymi samochodami od lodow i mrożonek i odprowadzili ich tak na wesele caly czas z ta straszna muzyczka w tle 😆😆😆 przypomniałaś mi to wzmianką o samochodzie z lodami. W Polsce to się chyba nie przyjęło, przynajmniej w naszym rejonie. Nie wiem, może to przez ta muzyczkę? U was tez sygnalizują swoją obecność taka "clownową" muzyczka?

    Dzielna Bi!! Radosc i wielka ulga przez lzy na drugim zdjeciu. :) Pamiętam jak kiedys tez marzyłam o kolczykach.

    Krolik slodki.
    Piekne to Wasze wspolne zdjecie !!

    Trening w maseczkach? Na powietrzu?.. omg 🤔🤭

    No i katastrofa.. wiem, ze w takich chwilach nerwy puszczają na maxa. Odpukać, jeszcze z autopsji tego nie znam, ale mogę sobie to wyobrazić. Dobrze, ze to tylko tak się skończyło, z AC zrobią i po sprawie. A wina Nika w sumie ;) Nasze poranki wygladaja podobnie i wierze, ze w pospiechu i zlosci na dzieci w takich chwilach, można nie zauważyć ikonki informującej o otwartych drzwiach, czy nawet ich w lusterku. I "katastrofa" gotowa.
    Nie przejmuj się, nie ma tego złego, może to będzie impuls dla Potworków, żeby się rano sprężać i starać aby juz nie było takich konsekwencji. Bo domyślam się, że przeżyły pewnie sytuacje rownie z emocjami?
    Tata boi sie o swoje drzwi teraz ;)
    Ale tak, maseczko Zuo!! Codziennie rano pytam się milion razy - macie maseczki?? A i tak Tymon juz dwa razy zapomnial .. takxe widzisz, nie jesteś w tym sama 😊😊🤗

    Co do nowego bloggera.. nie wiem po co go w ogóle zmieniali. OKROPNY! Poki mogę, jadę na starym.

    No i katastrofa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja cofalam ustawienia do starego bloggera, az juz wyczerpal mi sie limit i cofnac nie pozwolil. Pomalu sie przyzwyczajam, choc nadal zgrzytam zebami. ;)
      Poki co, Potworki juz kloca sie o wsiadanie (bo teraz musza oboje wsiadac od strony Bi), a ja nadal przezywam stres wyjezdzajac z garazu i najchetniej parkowalabym na podjezdzie. :D
      Niestety. Na powietrzu, podczas treningu dziewczynki w maseczkach... W dodatku, w regulaminie jest napisane, ze chociaz podczas meczow maseczek nie wymagaja, ale juz podczas czekania na swoja kolej, tak. :/
      A mnie jakos kolczyki nie krecily. Pierwszy raz przebilam uszy juz jako 22-latka i nie pamietam nawet co mnie do tego sklonilo. I teraz znow przebilam je tylko dlatego, ze nadarzyla sie okazja. Nic dziwnego, ze juz raz mi zarosly. Zobaczymy czy tym razem uda sie ich upilnowac? ;)

      Usuń
  7. Fajnie się Potworki prezentują w strojach piłkarskich. My mieszkamy naprzeciw boiska i podglądamy takich młodzików trenujących. Namawiamy Tygrysa, ale niestety On oporny na wszelkie aktywności poza własnym podwórkiem i maa i tatą u boku. A fajnie by było, bo przy dobrej pogodzie wystarczy wyjść z domu.
    Gratulacje dla Bi, że się odważyła. Chwila stresu, ale teraz jest pewnie szczęśliwa.
    Za to stresu to mi dołożyłaś. Nie mogłam doczytać do końca, bo albo dojechaliśmy do domu, albo ktoś coś chciał. Przejęłam się nieźle, zwłaszcza, że miałam wizję, że to Nick zmalazł się pod autem. I choć wyobrażam sobie ile Cię kosztowała ta sytuacja nerwów, to najwazniejsze, że ubytku na zdrowiu (tym fizycznym) nie było. Pamiętam, jak nam grad zbił kilkumiesięczne auto prosto z salonu. Calusieńkie. Do dziś mamy traumę, jak zapowiadają grad.
    Ja jako jedyna się wyłamię, bo mi nowy bloger bardzo pasuje. Ze straym miałam wieczne problemy, a teraz luz.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do nowego bloggera sie pomalu przyzwyczajam, zreszta nie mam wiekszego wyjscia. ;)
      Nie dziwie sie, ze teraz ogarnia Was blady strach przy zapowiadanym gradzie! Ja caly czas jestem oblana potem i trzy razy rozgladam sie naokolo kiedy mam wyjechac z garazu. ;)
      Tygrys jeszcze z wiekiem moze zapalac checia do zajec dodatkowych. My rok temu, wlasciwie na sile zapisalismy Nika na plywanie i troche mu zajelo, ale polubil je, a teraz pilke i sam zaczal dopytywac kiedy znow moze pojsc na karate albo... szermierke. :O

      Usuń
  8. Pamiętam takie samochody z mojego dzieciństwa, jak jeździły co sobotę u mojej cioci. Siedzieliśmy na schodach i czekaliśmy kiedy przyjadą. Nie wiem jak u Was, ale w tym naszym można było kupić tylko pakowane lody, pojedynczo albo w kartonikach, dokładnie takie jak w sklepie, ale i tak smakowały dużo lepiej z takiego auta :D
    Gratulacje dla Bi, odważna dziewczyna :) Ty ściągasz na noc kolczyki? Ja na co dzień mam takie jedne wiszące i drugie kółka, i w nich normalnie śpię. Jedynie jak zmieniam je na jakieś większe (zazwyczaj przy okazji jakiejś imprezy), to wówczas tamte ściągam na noc, bo one zazwyczaj są dłuższe i grubsze. Ogólnie staram się jak najmniej ściągać, bo mi bardzo szybko zarastają, chociaż noszę odkąd skończyłam 5 rok życia, to po powrocie do domu, po porodzie z Oliwką (tydzień bez kolczyków) już musiałam przebijać kolczykiem, bo zaczęły zarastać. No i też mam problem z noszeniem czegoś innego niż złoto, bo od razu mi się uszy zaczynają psuć, tak samo jak mam takie wciskane - też od razu mi się ropa pojawia.
    Nie zazdroszczę sytuacji z samochodem i wcale się nie dziwię, że tak się przejęłaś. Na Twoim miejscu miałaby tak samo. Niby człowiek wie, że najważniejsze, że nikomu nic się nie stało, ale jednak się wkurza. Zwłaszcza jak winić może tylko siebie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze jest wlasnie to poczucie, ze zawinilam tylko i wylacznie ja sama. Gryzie sumienie. :D
      Ja sciagalam na noc kolczyki, bo jakie bym nie ubrala, zawsze mi jakosc przeszkadzaly, cos klulo, cos uwieralo... I moze to byl blad, bo potem rano w biegu regularnie o nich zapominalam i tak zaczelo sie zarastanie...
      Tutaj te lody sa pakowane pojedynczo i tez sa wlasnie identyczne jak sklepowe. Ale wiadomo, dla dzieci te z auta smakuja lepiej. ;)

      Usuń
  9. Auć! Aż mnie zabolało jak zobaczyłam zdjęcie tych drzwi. Ale dobrze, że tylko tak się skończyło. Ten rok faktycznie Was nie oszczędza!

    A co do kolczyków- ja byłam taka mała, że nawet nie pamiętam od kiedy mam dziurki. Za to o drugą dziurkę walczyłam z rodzicami, bo to wydawało mi się takie super cool i dopiero jako dorosła kobieta przebijałam sobie drugą dziurkę. Samo przebicie nie bolało, nic nie czułam, ale ucho bardzo długo się goiło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tych drugich, wyzszych dziurkach wlasnie czytalam, ze sa juz w chrzastce i dluzej sie goja. Coz, zobaczymy czy ja w ogole tym razem utrzymam "zwykla" dziurke. ;)
      Tak, ten rok jest do... pupy, choc oczywiscie zawsze mogloby byc gorzej, wiec ciesze sie, ze poki co uszkadzane sa tylko rzeczy materialne. :)

      Usuń
  10. Agaciu, przed chwilą napisałam dłuuuugi komentarz, po czym nagle zniknął mi internet. Komentarz oczywiście też, bo widzę, że nie ma. ;)
    Nic to, piszę jeszcze raz - krócej.

    Współczuję katastrofy, kochana.
    Wiem, że się wkurzasz, płaczesz, ale najważniejsze, że nic się nikomu nie stało (wiem, wiem, takie przypominanie irytuje��).
    A może dzięki temu doświadczeniu odtąd dzieci będą rano sprawniej się szykować i sami pamiętać choćby o tych maskach?

    Nik - daj mu trochę czasu. Gdy pokocha piłkę, przestanie broić, a skupi się na grze.
    Na razie niech się po prostu dobrze bawi.

    Bi - dzielna młoda dama. Gratulacje i niech się kolczyki dobrze noszą. :)

    No i jeszcze muszę Ci powiedzieć, że wyglądasz pięknie w tej zielonej sukience.
    Zazdroszczę włosów i talii!
    I się nie stresuj Agatko niczym, jesteś superwomen i supermama, więc czasem (częściej niż czasem) pomyśl o sobie i pozwól sobie na relaks.

    Ps. W naszej polskiej szkole opłata jest jednorazowa: 120 e za pierwsze dziecko, 100 e za drugie, 20 e za trzecie.
    Pokrywa ona koszt wynajmu sali, podręczników, nagród książkowych na koniec roku, nagród w konkursach, udziału w balu karnawałowym i udziału w corocznym pikniku integracyjnym. Ale wiem, że w każdym kraju wygląda to inaczej.
    Pozdrówka i mam nadzieję, że tym razem net mnie nie rozłączy. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez zdarzylo mi sie tak stracic dlugasne komentarze. Blogger czasem ma czkawke. ;)
      Potworki juz sie po katastrofie otrzasnely, za to mi nadal goraco jak mam wycofac z garazu. :D
      Nik w sumie pilke juz uwielbia i ciagle dopytuje sie kiedy ma treningi i mecze, ale broic nie przestaje. ;)
      Bi to taka milosniczka blyskotek, ze przejrzala juz moja kolekcje kolczykow dopytujac sie ktore moge jej oddac i blaga codzien zeby podjechac do sklepu i kupic jej jakas nowa pare... ;)
      Dziekuje! Z mojej dawnej talii nic nie zostalo, hehe, ale ta sukienka ma swietny kroj i pieknie ja podkresla. ;)
      W naszej polskiej szkole za pierwsze dziecko placi sie $450, za dwoje $600 i po iles tam za kazde kolejne, ale nie pamietam. Czesne pokrywa rowniez wynajem pomieszczen, wyplaty dla nauczycieli, zabawy swiateczne, itd., ale nie podreczniki...

      Usuń