Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

czwartek, 20 czerwca 2019

Pierwszy tydzien wakacji

Zanim napisze o pierwszych dniach po zakonczeniu roku szkolnego, wrzuce kilka slow o raportach Potworkow.
Na wielu blogach pojawily sie ostatnio posty o tym, ze oceny sa tak naprawde niewazne i nie stanowia dobrych wskaznikow o przyszlym sukcesie dziecka. I ja sie z tym jak najbardziej zgadzam, nie mniej jednak, dobre swiadectwo nadal napawa rodzicow duma. :)
Od siebie dodam, ze z moich obserwacji wynika rowniez, ze ocena dziecka zalezy tez mocno od nauczyciela. Tegoroczny raport Bi jest duuuzo lepszy od Kokusiowego.

Pierwsza strona raportu Bi - widac "E" (exceeds) za zachowanie (dziwne, ze zaliczaja je do dzialu "myslenia i nauki" ;P) oraz za dodawanie i odejmowanie

W kilku punktach Starsza zostala oceniona jako "przekraczajaca" umiejetnosci II klasy. Wiem jednak, ze Bi miala w tym roku naprawde cudowna, ciepla nauczycielke, ktora na kazdym kroku podkreslala jak wspaniala trafila jej sie klasa. Ciekawa jestem czy mowi tak co roku, do wszystkich rodzicow? ;)

Druga strona - "E" za "przedmioty naukowe" cokolwiek znaczy to w II klasie, w-f oraz plastyke (akurat te sie srednio licza ;P). Z muzyka nadal tak naprawde nic nie wiadomo, bo pani do konca roku nie wrocila z macierzynskiego ;)

Nauczycielka Nika byla znacznie surowsza, a na dodatek przez cala swoja kariere uczyla klasy II. W tym roku, po raz pierwszy trafila jej sie pierwsza klasa i sama zwierzyla sie na poczatku, ze bedzie to dla niej ciekawe doswiadczenie. ;) Nie wiem czy, przyzwyczajona do wiedzy i poziomu II-klasistow oceniala dzieci surowiej i to jest przyczyna "slabszego" raportu Kokusia, czy jako matka jestem malo obiektywna? W kazdym razie, Nik z wiekszosci kryteriow otrzymal "M" (meets), czyli miesci sie po prostu w zakresie wiedzy I klasy. Zdarzyly mu sie jednak dwa "N" (near), oznaczajace, ze nie spelnia jeszcze kryteriow, ale jest juz blisko.

Pierwsza strona raportu Kokusia

Z tymi dwoma przypadkami zgadzam sie... i nie. W pierwszym przypadku, najwyrazniej Nik nie slucha uwaznie opinii innych. No coz, Nik ogolnie sluchac nie lubi, woli gadac. ;) W drugim przypadku, nie wykazuje sie inicjatywa. I tu znowu, racja, Mlodszy jest raczej niesmialy i rzadko sam wyrywa sie do jakiegos zadania. Nie lubi byc w centrum uwagi... I chociaz z obiema ocenami poniekad sie zgadzam, to one wynikaja raczej z osobowosci dziecka, a nie z faktycznych umiejetnosci... A osobowosc nalezy raczej oceniac w kategorii zmian i indywidualnych postepow, ktorych zreszta czesto nie ma, bo jesli dziecko jest ciche i niesmiale, raczej nie zrobi sie nagle odwaznym i przebojowym... :/ Nik otrzymal "E" (exceeds) tylko z plastyki, ale badzmy szczerzy, kto tam patrzy na ocene z rysunku... :D
Najbardziej zaskoczyla mnie jednak ocena czytania Kokusia. Bi zostala oceniona na najnizszy poziom wymagany w 3 semestrze II klasy. Miesci sie w widelkach, ale na ich dole. I fakt, ze chociaz jej czytanie bardzo sie poprawilo, to dalej idzie topornie. Nik natomiast czyta, jak dla mnie, rewelacyjnie! Rowno, plynnie, a z gloskowaniem obcych wyrazow radzi sobie lepiej niz siostra! Kiedys dla zabawy czytali napisy w aucie, ostrzegajace przed poduszkami powietrznymi i sadzaniem dziecka w foteliku na przednim siedzeniu. Wiem, wiem, lekka, relaksujaca lektura. :D Nik kilka wyrazow przekrecil, ale przeczytal w zasadzie bez problemu. Bi w polowie wsciekla sie, ze jej nie wychodzi, zawyla, kopnela siedzenie i... czytac przestala. ;) Dlatego bylam dosc zaskoczona, ze pani ocenila Nika na srodek tych "widelek" ocenowych! Ja bym mu spokojnie dala najwyzsza note.
Nie mam oczywiscie porownania z innymi dziecmi i moge porownac tylko Bi z Kokusiem. Jak na moje, nieobiektywne, oko jednak, Nik ogolnie, nawet pomijajac czytanie, wydaje sie znacznie bystrzejszy niz siostra. Poza matematyka oczywiscie, tu berlo zdecydowanie nalezy sie Bi. ;) Kokus czyta jednak lepiej, a takze szybciej lapie i zapamietuje rozne zagadnienia. A jednak raport otrzymal slabszy i zastanawia mnie jaka moze byc ku temu przyczyna.

Teraz juz nawiazujac do wakacji.
Minal sobie u nas juz tydzien od ich rozpoczecia. Poki co za bardzo nie odczuwam roznicy. Oczywiscie Potworki chodza na polkolonie, ja codziennie maszeruje do pracy, ogolny plan dnia pozostal wiec ten sam. A umysl, przez kilkumiesieczny "trening", caly czas pozostaje w stanie napiecia i przypomina ukluciami paniki: "Dzis poniedzialek, z Bi na basen!", "Jest sobota, trzeba rano wstac do Polskiej Szkoly!", "Odrobic lekcje!", "Sprawdzic foldery w plecakach!", itd. :D

Tak jest tu durnowato urzadzone, ze kazde miasteczko konczy rok szkolny innego dnia, a w dodatku do okolo miesiaca wczesniej nie wiadomo kiedy konkretnie ten koniec nastapi. W rezultacie, polkolonie ustalaja poczatki "orientacyjnie". I tak np., jedne z polkoloni w naszym miasteczku zaczynaja sie dopiero w przyszlym tygodniu. Poniewaz dzieci skonczyly szkole w zeszla srode, rodzicom, ktorzy zapisali na nie dzieci pozostalo szukanie gdzie by tu "upchnac" potomstwo na 1.5 tygodnia. Bezsens...
My mielismy nieco wiecej szczescia, poniewaz polkolonie Potworkow zaczynaly sie w poniedzialek 17-ego, wiec mialam tylko czwartek i piatek do rozgryzienia. Postanowilam pracowac te dwa dni z domu, skoro mam taka opcje. Dzieki temu ja troche poleniuchowalam, a dzieciaki odsapnely po intensywnej koncowce roku szkolnego. ;)

Pierwszy dzien wakacji - czwartek okazal sie okropny. Deszcz calutki dzien i temperatura 13 stopni. W polowie czerwca! Porazka... Co robic w taki dzien z Potworkami, zeby ani nie rozniosly chalupy ani nie spedzily 12 godzin nad tabletami? Postanowilam zabrac ich do kina. Akurat leci Alladyn, wiec uznalam, ze bedzie idealny na rodzinny wypad. Kupilam bilety przez internet, a rano oznajmilam Potworkom gdzie jedziemy. Ku mojemu zdumieniu, Nik (ktorego reakcji sie obawialam) byl podekscytowany, a Bi zaczela... ryczec, ze ona nie chce bo nie lubi ksiezniczek i na ten film nie ma ochoty! :O No pieknie! Bilety kupione, seans za 3 godziny, a tu awanturka... Na szczescie jakos udalo mi sie przekonac Bi, zeby dala filmowi szanse, ze moze jej sie spodoba, ze film jest, zgodnie z tytulem, bardziej o Alladynie niz ksiezniczce, a w razie czego sie po prostu zdrzemnie... ;)
W koncu pojechalismy i Bi, przekupiona popcornem i soczkiem nawet odzyskala humor. ;)
A po filmie? Nik oswiadczyl, ze bylo super, mimo ze pod koniec juz wstawal z fotela i ogladal go to kucajac, to kleczac, to na stojaco. ;) Bi oznajmila, ze tylko koncowka byla fajna, ale nie chciala sprecyzowac co konkretnie jej sie w tej koncowce spodobalo. ;) Ale oboje chca isc na Krola Lwa pod koniec lipca. :D


Mi zas bardziej podobala sie wersja animowana. ;) Pierwsza polowa filmu przypominala nudnawa obyczajowke zamiast film przygodowo - romanyczny. Najwazniejsze jednak, ze zabilismy troche czasu w ten nudny, deszczowy dzien. :)

W piatek pogoda byla juz lepsza choc rano bylo nadal pochmurno i chlodno - 18 stopni. Poniewaz w niedziele byl tutejszy Dzien Ojca, zabralam Potworki do biblioteki, gdzie odbywaly sie "zajecia" z wykonywaniem kartek dla tatusiow. Pisze w cudzyslowiu, bo tak naprawde na stolikach rozlozono roznorakie artykuly papiernicze i dzieci zostawione byly zwojej wlasnej inwencji. Nikt nic nie pokazywal ani nie pomagal. Oprocz rodzicow oczywiscie. ;) Potworki sa juz na tyle duze, ze brak instrukcji zupelnie im nie przeszkadzal.


Ochoczo zabrali sie do pracy i po troche ponad godzinie wyszlismy zarowno z kartkami, jak i z kilkoma zgarnietymi mimochodem ksiazkami. ;)
W miedzyczasie pogoda zaczela sie poprawiac, wiec ucieszylam sie, ze mlodsza z sasiadek z naprzeciwka jest juz na dworze i zawolala Potworki do zabawy. Temperatura pomalenku rosla, ale caly piatek wial strasznie zimny wiatr, wiec mozecie sobie wyobrazic jaka bylam wsciekla, kiedy pol godziny pozniej dzieciaki przybiegly... cale przemoczone! Okazalo sie, ze u kolezanki urzadzili sobie bitwe na wodne balony! :O
Po poludniu zas, przyjechal do Nika kolega z klasy. Musze sie przyznac, ze niechetnie zgadzam sie na "play date" dla dzieciakow. Nie lubie zostawiac Potworkow u, badz co badz, obcych ludzi i nie przepadam za obcymi dziecmi pozostawionymi w moim domu. Boje sie odpowiedzialnosci w razie gdyby cos sie stalo, no i nie wszystkie te dzieciaki sa usluchane tak jak powinny. ;) Dotychczas zdarzaly sie wizyty kolezanek Bi i nie bylo zle, bo dziewczynki wiadomo, albo sie hustaly caly czas nawijajac, albo siadaly z lalkami czy farbami i jakby ich nie bylo. Na wizyty malych rozbojnikow plci brzydkiej nie mialam zupelnie ochoty, ale Nik oraz mama tamtego kolegi (zapewne za namowa syna) tak mi truli tylek, ze w koncu uleglam. Bylam w domu, wiec okazja nadarzyla sie idealna. I koniec koncow nie bylo tak zle. Bi calutki czas bawila sie z mlodsza sasiadka (starsza zniknela na caly dzien z mama), a Nik mial kolege, wiec we czworke urzadzili sobie podchody dziewczynki na chlopcow i biegali bez przerwy na lini dom - garaz - ogrod, pokazujac mi tylko na migi, zebym nie zdradzala ich kryjowek. ;) Chlopiec okazal sie uprzejmy i dobrze wychowany. Na szczescie. :) Troche klopotu sprawialo mi tylko pilnowanie ich. W domu, wiadomo, moge sobie usiasc na kanapie i slysze co sie dzieje. Na podworku klapne na tarasie i mam oko na tyl. Ale oni caly czas zmieniali polozenie, bylo ich czworo, a w dodatku przy grze w podchody byli cichutko, wiec ciezko bylo stwierdzic, co robia. Przez cale dwie godziny wizyty, naprzemian krazylam wiec wokol domu i zagladalam do srodka, zeby sprawdzac co mlodziez kombinuje. ;)

A w sobote...
W sobote odbylo sie w koncu przyjecie urodzinowe Bi! :D
W tym roku pobilam po prostu rekordy, urzadzajac oba 1.5 miesiaca po faktycznych urodzinach! Z tym, ze u Nika to faktycznie ja zawinilam, ociagajac sie z robieniem rezerwacji... U Bi wine ponosilo miejsce, ktore okazalo sie strasznie oblegane, no i ktore pozwala na zaledwie 3 przyjecia dziennie i tylko w weekendy, wiec maja ogolnie niewiele terminow. Nie wiem bowiem czy pisalam, ale Bi w tym roku zapragnela miec urodziny... na FARMIE! :O Na tej farmie, na ktora jezdzimy co roku, gdzie mozna karmic z reki zwierzatka, potrzymac malenkie kurczaczki i przejechac sie na kucyku.

Malutkie krzeselko ;)

Wlasciwie to byl moj pomysl, bo zima, mijajac te farme za kazdym razem w drodze na lodowisko, sama rzucilam od niechcenia: "Bi, a moze ty bys chciala urodziny tutaj?". Starsza podchwycila pomysl z entuzjazmem i juz nie bylo odwrotu. :) Niestety, zadzwonilam tam pod koniec kwietnia myslac, ze uda mi sie zarezerwowac przyjecie na srodek lub koniec maja, a tu zonk! Terminy mieli, owszem, na 9 rano albo na dlugi weekend. Na przyjecie z samego rana ja sama sie nie pisalam, a na dlugi weekend watpie zebysmy zebrali zbyt wielu gosci, bo wszyscy sie rozjezdzali. I tak, gdyby nie blizsi i dalsi znajomi, impreza bylaby dosc mizerna. Bi bowiem zaprosila z klasy tylko dziewczynki i to nie wszystkie (zaczynaja sie juz delikatne antypatie), w koncu mialy przyjsc 3, a ostatecznie przyszly dwie bo jedna sie rozchorowala. :O Na szczescie znajomi dopisali i mielismy 17 dzieciakow. Calkiem niezla gromadka. ;)
Termin byl potwornie odlegly i kiedy zaraz po faktycznym dniu urodzin, powiedzialam Bi kiedy odbedzie sie przyjecie, poplakala sie. ;) Okazuje sie jednak, ze poczekanie do czerwca zadzialalo na korzysc. Mamy w tym roku chlodna i bardzo deszczowa wiosne. Wlasciwie to czerwiec licze zawsze jako poczatek lata, ale pogodowo w tym roku zupelnie nie przyniosl zmiany. Zawsze o tej porze roku mamy temperatury dochodzace spokojnie do 28-30 stopni, a najczesciej nawet pierwsza fale upalow po 35 stopni wzwyz za soba, a w tym roku cisza. Poki co jednak (oby nie zapeszyc, haha) na wszystkie wazniejsze dni i uroczystosci udaje nam sie wstrzelic w okienko ladnej pogody. :D Tak bylo z kempingiem pod koniec maja, tak bylo z wystepami oraz zakonczeniami roku i tak bylo na przyjeciu Bi. W czwartek lalo, w piatek bylo ladnie, ale nadal dosc chlodno, w niedziele zas znowu zimno i deszcz. A w sobote? Piekne slonce i temperatura 26 stopni, po prostu idealnie!

Przyjecie kosztowalo mnie troche wiecej wysilku niz zazwyczaj. Przyzwyczajona jestem bowiem do miejsc, ktore o wszystko zadbaja i przywiezc trzeba tylko tort. Ba! Z tego co pamietam, w ktoryms miejscu nawet tort zamawiali! Tutaj wszystko bylo na mojej glowie, od tortu po obrus na stole. ;) Na szczescie plastikowe nakrycia stolu, talerzyki, serwetki oraz baner (ktoremu nawet zdjecia nie zrobilam :/) zamowilam po prostu przez internet. Do tego kupilam juz pokrojone owoce i warzywa, mini czekoladowe babeczki, wode i soczki, lody na patyku oraz zamowilismy pizze. No i tort oczywiscie! Wszystko bylo w jednorozce, nawet na torcie jeden siedzial. ;)


Salka na przyjecia okazala sie dosc toporna i bez klimatyzacji, tylko z wentylatorami w oknach. Ale coz, to farma, a nie palac. :D Wazne, ze miala osobna lazienke oraz lodowke i zamrazarke.
Po powitaniu i odczekaniu az zbiora sie wszyscy goscie (ostatni przyjechali ci, ktorzy mieszkaja najblizej :D), kiedy dzieciaki juz ganialy jak dzikie po podworku, ruszylismy na obchod farmy i karmienie zwierzakow.

 Ta koza jeszcze troche, a po prostu by sobie przelazla przez plot ;)

Jedne dzieci byly zachwycone, inne wolaly ganiac wolno biegajacy drob. :D Nasz przewodnik w ktoryms momencie przyniosl tez uroczego krolika do poglaskania. :)

Nienazarte osly. Nasz przewodnik mowil, ze zwierzaki z farmy moglyby jesc caly dzien ;)

Po odwiedzeniu wszystkich zwierzat, dzieciaki mialy przejazdzki na kucyku.

Bi na poczatku wygladala na lekko stremowana, moze dlatego, ze jako "gwiazda dnia" pojechala jako pierwsza

To okazalo sie troche oszukane, bo normalnie kazde dziecko ma dwa okrazenia, a tym razem bylo tylko po jednym. Moze to jednak dobrze, bo kolejka byla spora. ;) Na szczescie obok byl plac zabaw, wiec te dzieci, ktore juz sie przejechaly, mogly pojsc poszalec.

Gwiazda nawet pomachala ;)

Nik za to chyba pierwszy raz w zyciu, wsiadl na kuca bez obaw i wahania :)

A potem caly plan sie rozjechal, bo rozbawiona dzieciarnia wcale nie miala ochoty wracac na pizze, ktora zreszta ledwie ruszyli. Tak samo niepopularny okazal sie tort. ;)


Dopiero lody zdolaly przyciagnac uwage smarkaterii i trudno im sie dziwic, bo salka zrobila sie dosc duszna, a mlodziez wolala wybiec na zewnatrz i latac jak wsciekla depczac kolorowe rabatki. ;) Wkrotce zaczelo byc ciezko doliczyc sie dziaciakow, rodzicow i upilnowac kto gdzie jest, wiec poprosilam Bi o rozdanie upominkow (goody bags) zanim goscie niepostrzezenie rozjada sie bez nich. ;)
Jak zwykle z niektorymi osobami zamienilam tylko kilka slow, ale to typowe w czasie tych przyjec. ;) Ogolnie impreze uwazam za bardzo udana i dobrych kilka osob skomplementowalo, ze bylo naprawde ciekawie. Cos innego. ;) Sale zabaw sa niezle zima, ale latem ludziska jednak wola zabawy na powietrzu. :)

Tak, Bi kocha konie stanowczo za mocno ;)

A po imprezie wpadly do mnie jeszcze na domowego (tylko dla wybranych, hehe) torta oraz kawe dwie kumpele, do naszej dzieciarni dolaczyly obie corki sasiadow i cala gromada gonila do 19:30. To sie nazywa intensywny dzien! Na szczescie kolejny okazal sie bardzo deszczowa niedziela, wiec wszyscy mogli dojsc do siebie. ;)

A od poniedzialku powrot do brutalnej rzeczywistosci. Matka do pracy, a dzieci... na polkolonie! :O
Nie wiem kto byl bardziej zdenerwowany w poniedzialek, ja czy oni. ;) Tak bylam pochlonieta myslami jak to bedzie, ze dopiero kiedy odjezdzalam, zauwazylam, ze portfel z prawem jazdy zostawilam w torebce, ktora nosilam przez weekend. Czekal mnie wiec powrot do domu, ech... Na szczescie to bliziutko. ;)
Nik od rana marudzil, ze nie chce na polkolonie, ze chce zostac z mama, itd. Bi najpierw sie cieszyla, potem stwierdzila, ze jednak sie denerwuje. Nerwy Starszej na szczescie przeszly jak tylko zobaczyla w grupie swoja najlepsza kolezanke. ;) Z Nikiem bylo troche gorzej, ale na szczescie obylo sie bez placzu. Chwila paniki nastapila tylko, kiedy okazalo sie, ze Potworki zostaly przydzielone do dwoch roznych grup. Grupa Bi to 7-8 - latki i mimo, ze Nik rocznikowo ma juz 7, znalazl sie w mlodszej grupie 6-latkow. Na szczescie, na moja prosbe, przepisali go bez mrugniecia okiem. ;) W ten sposob Potworki wraz z dwiema corkami sasiadow (w tym najlepszej kolezance Bi) tworza zgrany 4-osobowy front przeciw reszcie bandy. ;) A "banda" to niezla, bo oprocz Bi oraz sasiadek, jest jeszcze tylko jedna dziewczynka. Reszta to kilkunastu malych lobuzow! ;)

Poszli bez ogladania sie za siebie!

Trudno powiedziec cos na 100% po tych kilku dniach, ale poki co, polkolonie bardzo sie Potworkom podobaja. Codziennie maja lekcje plywania i tenisa, do tego plac zabaw, swobodna zabawe w basenie, gotowanie (probuje dowiedziec sie co tam robia, ale bezskutecznie) oraz zajecia plastyczne. We wtorek robili glutki. ;)
Mam nadzieje, ze to dobre podejscie potrwa do konca i za miesiac nie urzadza marudzenia, ze juz im sie tam nie podoba i nie chca chodzic. Zreszta, nie maja za bardzo wyjscia. ;)

A na koniec o tym jak moj dwujezyczny syn probuje pisac po polsku.
Pare dni temu, pyta: "Mama, how do you spell "siusiu"?"
To przeciez najwazniejsze slowo do napisania... ;)
Po czym sam sobie podpowiada: "S-H-O-O S-H-O-O"? [es-ejcz-ou-ou, es-ejcz-ou-ou]

Tiaaaa... Shoo-shoo... [czyt. szu-szu] Powiedzmy, ze to calkiem blisko. ;)
Ciekawe jakby napisal ulubione Potworkowe slowo, czyli "kupa"? :D

Wrzucam tez fote mojej piwoni w pelnym rozkwicie. Zdjecie jest z 8 czerwca. Niestety, zaraz po jego zrobieniu, nadeszla fala ulewnych deszczy i wiekszosc kwiatow zostala przygnieciona az do ziemi i zgnila. Musialam je powycinac, bo wygladaly wrecz nieprzyzwoicie. :(

A byla taka piekna... a jak pachniala! :(

29 komentarzy:

  1. U Was jak zwykle intensywnie:)
    Imprezy urodzinowe "po terminie ważności";)) Tam na farmie musiało być fajnie!
    My tak jak pisałam - do wakacji mamy jeszcze miesiąc:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakto jak? Qoopa :p to tak jak kolega napisał na próbnej maturze przepis na qloosky :p
    Jak ja lubię takie miejsca jak ta farma :D serce się raduje widząc dzieci ganiające na łonie natury, a nie tylko przed komputerami. U nas niestety coraz mniej osób decyduje się na urodzinki na świeżym powietrzu, wolą zamknięte sale zabaw, ascape room dla dzieci czy laserhaus..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam to szczescie, ze Bi urodzila sie wiosna, wiec jest opcja urodzin gdzies na lonie natury. Gorzej z Nikiem, chociaz juz zastanawiam sie nad urodzinami np. na lodowisku. ;)

      Usuń
  3. No i widzisz, ze polkolonie okazuja sie calkiem niezle. Niepotrzebnie sie niepokoilas. A takie przyjecie urodzinowe na farmie, z atrakcjami wokol zywych zwierzat - to byl super pomysl. Gratuluje, bo jak referujesz, bardzo fajnie to sie udalo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bylo swietnie. Naprawde sie martwilam jak to wyjdzie, ale niepotrzebnie.
      I polkolonie tez sie spisaly, choc organizacja nieco lezala. ;)

      Usuń
  4. Super te urodziny Bi fajny pomysł!

    I półkolonie też fajnie zorganizowane :)) Szkoda, że u nas tak nie ma..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polkolonie dla dzieci byly ekstra. Przeplyw informacji dla rodzicow za to byl slaby. ;)
      Urodziny to byl strzal w 10.

      Usuń
  5. U was jak zawsze dużo się dzieje. I dobrze 😉 cieszę się, ze potworkom podobają się polkolonie. Oby tak dalej. Udanych wakacji. My właśnie jesteśmy w drodze powrotnej z naszych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wakcje juz sie skonczyly i smutno mi. :( Chociaz jeszcze jeden kemping przed nami. ;)

      Usuń
  6. U Was pogoda nie rozpieszcza, u nas znowu szaleje z upałami aż za bardzo - przydałoby się to jakoś wypośrodkować.

    Najważniejsze, że impreza się udała, a przyznam, że patrząc po tych zdjęciach sama chętnie wzięłabym udział w takiej imprezie. Na pewno było to coś innego niż sala zabaw, do której dzieciaki są przyzwyczajony, bo jakby nie było one wszystkie wyglądają bardzo podobnie.
    Mam nadzieję, że nadal będą zadowoleni z półkolonii. Ale widać, że dzieje się tam wiele ciekawych rzeczy, więc myślę, że tak zostanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieciaki bardzo polkolonie lubily. Mysle, ze w przyszlym roku mozemy poslac ich w to samo miejsce.
      U nas lipiec byl bardzo upalny, za to sierpien duzo chlodniejszy. Dzis w nocy bylo 11 stopni i w domu wlaczylo sie ogrzewanie. :D

      Usuń
  7. Ja się w zasadzie ze wszystkim zgadzam. Oceny nie są ważne, choć pasek na świadectwie Gutka mało mnie nie wysadził w powietrze. Ale w zasadzie niczego innego się po nim nie spodziewałam ;)
    Natomiast zawsze mu powtarzam, że uczy się dla siebie. Nie dla nauczycieli, nie dla innych dzieci, tylko dla siebie. I ile się nauczy, tyle będzie umiał.
    W zasadzie on się wiele nie uczy - ma rewelacyjną pamięć, co mu sporo ułatwia.
    Natomiast to, co mnie denerwuje w naszej polskiej edukacji to to, że niektóre dzieci muszą sobie zapracować na pasek czy to zdolnościami, czy pracowitością, a inne wystarczy, że mają odpowiednie nazwisko.
    Dwie dziewczynki z klasy Gutka przez cały rok jadą na trójkach, zero aktywności na lekcjach i inicjatywy.... grzeczne są i miłe - to fakt, ale to w mojej ocenie nie wystarczy na pasek.... a jednak!

    A tak poza tym, to gratuluję Ci matko zdolnych dzieci!
    Brawa dla nich. Pięknie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gutek jest jednym z tych zdolniach, co to uczyc sie nie musza, a i tak wszystko pamietaja. Zebym ja tak mogla! :) U nas Nik ma szanse na cos takiego - tez ma swietna pamiec. Bi to umysl scisly i zadania z matematyki trzaska bez problemu, ale pisanie i czytanie to jej pieta achillesowa. ;)

      Usuń
  8. Gratuluję dzieciakom zapału i ambicji.
    Z tymi świadectwami to troszeczkę jest inaczej

    Chodzi o fakt, że oceny nie są adekwatne do umiejętności w życiu dorosłym i warto się skupić na indywidualnych cechach dziecka.
    Tobie akurat to nie umknie
    Najlepszego dla córki❤️💓♥️🌷🌷🌷🎂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ze wzorowe swiadectwo nie oznacza automatycznie, ze dziecko odniesie sukces w zyciu. :)

      Usuń
  9. Zacznę od końca, czyli Happy Birthday!! :)) Wszystkiego najwspanialszego dla Jubilatki :) Wspaniały pomysł z tą farmą! Myślisz, że w Polsce też coś takiego się praktykuje? Ciekawa jestem. Ja właśnie jestem na etapie planowania urodzin. U nas większość dzieci organizuje je w sali zabaw typu kulki i szaleństwo na linach, ale ja wolę zaprosić kilkoro dzieci na zabawę do domu. Jeśli masz jakieś sprawdzone rady to podpowiedz :) Mam tylko nadzieję, że pogoda dopisze.
    Świadectwo. Hmm. Niby nie ważne, a jednak. No bo z jednej strony my dorośli wiemy, gdzie ono ląduje potem, ale dla młodego człowieka, słaba ocena z przedmiotu, z którego bardzo się starał jest mało motywująca na następny rok. Kiedyś się mówiło, że pasek musi być zawsze, jak nie na świadectwie to gdzie indziej ;) Ale na poważnie to oczywiście kiedyś chciałabym, żeby dzieci się dobrze uczyły, ale bardziej niż tego, chciałabym, żeby uczenie sprawiało im przyjemność i żeby były dobre w tym co robią. Po co im dobra ocena jak nic za tym nie idzie. Gratuluję dobrych cenzurek, które Wy macie :) Według mnie, nie wszystko da się ocenić właściwie, bo każdy ma swoją osobowość i charakter, więc wtedy to tak poglądowo tylko można poczytać.
    Pozdrawiam serdecznie
    A! Zapomniałam!Piękna piwonia, miejmy nadzieję, że odrośnie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wlasnie lubie w tutejszej szkole. Nie ma takiego cisnienia na oceny i wyniki. Raczej, dzieci sa uczone, ze popelnione bledy tez sa wazne, bo pomagaja im sie uczyc. Dzieci oceniane sa pozytywnie, pod wzgledem swoich zdolnosci i predyspozycji i nacisk jest na pozytywy. W rezultacie dzieciaki naprawde lubia szkole.
      Co do urodzin to nie poradze, bo ja w domu urzadzilam Bi 1 oraz 3 urodziny i po tym powiedzialam, ze nigdy wiecej. :D

      Usuń
  10. Tadam, wakacje a ja jestem ;)
    I będę, pisać tez piszę, takze suprise :D
    Z tym ocenianiem jak piszesz, wszystko zalezy od nauczyciela, ale pewnie też od klasy, jak się na jej tle wypada. Tymon jest w klasie z wysokim potencjałem, ale to już wiesz i z jednej strony to dobrze, bo wiecej pewnie liźnie wiedzy dzięki temu, ale z drugiej zawsze ciężko będzie mu się wzbić na wyżyny tych naj, pewnie w kazdej przeciętnej klasie byłoby łatwiej otrzymac mu lepszą ocenę umiejętności. Ale tak jak wspomniałaś, to nie ocena, a posiadana wiedza jest kluczem raczej do sukcesu, zatem :)

    Haha usmialam się z argumentu, ze najwyżej się zdrzemnie :D

    Zawsze tak jest, że ci co najbliżej to najpóźniej dobijają ;)
    Fajna ta farma. Jednorożce króluje też u nas, o mamo :)
    A z tortami tak już jest własnie, na takich imprezach dzieci od nich stronią, dlatego ja w tym roku zamiast tortu zrobiłam babeczki ;) i zeszły wszystkie.
    Piwonie są niezniszczalne ale i szybko przekwitaja, więc czy deszcz czy nie to i tak zaraz byłoby po nich, w przyszłym roku będzie znowu piękna, zobaczysz :)

    Miłych wakacji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednorozce to tegoroczna plaga. Dzis w szkole widzialam, ze prawie kazda dziewczynka miala plecak z jednorozcem (wlaczajac Bi) i co druga bluzke/ legginsy w jednorozce. Slyszalam nawet komentujace to nauczycielki. :)
      Sama jestem ciekawa jak te moje Potwory "ustawia" sie w przyszlosci. Poki co Nik jest bystry, ale olewatorski, a Bi ambitna, ale mniej zdolna. :)

      Usuń
  11. Bardzo fajny pomysł z tą farmą, jako miejscówką na urodziny :) Dzieciaki musiały być zadowolone.
    No i najważniejsze, że Potworkom podobają się półkolonie!
    A na Króla Lwa też sama się chętnie wybiorę, także wcale się nie dziwię dzieciakom :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ta farma to byl strzal w 10. :)
      Polkolonie to takie zlo konieczne, ale dobrze, ze Potworki w miare zadowolone.

      Usuń
  12. Czy jest coś lepszego niż wakacje...

    OdpowiedzUsuń
  13. Najlepsze życzenia dla Bi
    Jak ja im zazdroszczę tego dzieciństwa, luzu, zabaw i pierwszych przyjaźni.
    Przypomniałaś mi, jak dzieciaki w soboty spały u kolejnego kolegi z całonocnym niespaniem😅☺️
    A niedawno przemycali piwa , pierwsze osiemnastki😍
    Wszystko zbyt szybko mija....
    Bawcie się przednie w te wakacje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety. Moi dzis do szkoly wrocili. Kolejne wakacje przeszly do historii...

      Usuń
  14. Hej!
    Jestem tutaj pierwszy raz.
    Zaciekawił mnie tytuł bloga.
    Wróciłam się z czytaniem trochę wstecz (2012r).
    Przykro mi że tyle nerwów Cię kosztował tamten okres.
    Macierzyństwo nie jest takie kolorowe jak to pokazują w gazetach.
    Ja też dostałam po zupie od życia. Macierzyństwo okazało się mega wyzwaniem. Jednak chyba największej krzywdy poznałam od najbliższych. Rodziców zarówno moich jak i męża. Na szczęście mamy już to za sobą i żyjemy zdala od tych toksycznych ludzi.

    Pozdrawiam i życzę szczęścia!
    trzy-m.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. * po zupie :P Haha, po dupie miało być.
      Ach te smartphony, wcale nie takie smart

      Usuń
    2. Tobie tez duzo szczescia Karinko! Po doopie dostalas duzo gorzej niz ja! Mnie rodzicielstwo przeroslo poczatkowo, ale juz (chyba) do niego doroslam. ;) Ja sie po prostu nie nadaje na matke niemowlakow. Jak sie nie wyspie, to jestem jak bardzo zle zombie. :D

      Usuń