Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

czwartek, 6 czerwca 2019

Ogrodowo i nie tylko

Nadszedl nieuchronnie czas, kiedy nie mam (prawie) o czym napisac. :D
Poprzedni, po-kempingowy tydzien minal zwyczajnie, na biegu miedzy szkola, domem i praca. Jak zwykle. Obecny tydzien to juz ostra jazda bez trzymanki, wiec teoryzuje, ze miniony to byla cisza przed burza. ;)
Znaczy sie, w pracy byla nerwowka i zapieprz, ale nie beda Wam przeciez o robocie pisac bo to nuuudy. ;) W swerze domowej jednak, wyjatkowo nie dzialo sie nic specjalnego.

Aha. Zaczne od tego, ze "rzyganko", ktore Bi zafundowala mi w piatek wieczorem, okazalo sie, na szczescie, jednorazowe. W nocy juz sie nie powtorzylo, a dziecko w sobote wstalo zadowolone, glodne i z checia, zeby jechac na trening. Zaden z pozostalych czlonkow  rodziny (odpukac!) nie mial przypadlosci zoladkowych, wiec wyglada, ze cos Bi zwyczajnie zaszkodzilo. Co? Niewiadomo, bo jadla wszystko to, co reszta rodziny i twierdzi, ze w szkole nikt jej niczym nie czestowal. Nie mam wiec pojecia co moglo wywolac bol brzucha i wymioty, ale najwazniejsze, ze wszystko przeszlo bez sladu.

W sobote byl oczywiscie dzien dziecka. Tutaj sie go nie obchodzi, ale ze ja lubie kultywowac nasze polskie tradycje, to praktycznie co roku cos z tej okazji Potworki dostaja.
Po powrocie z basenu, kazalam dzieciarni zamknac oczy i nie podgladac, po czym przynioslam im upominki. Tym razem troche zaszalalam, zwykle bowiem to byly naprawde drobiazgi, np. wiatraczki wydmuchujace banki mydlane, czy cos w tym stylu. Tym razem Potworki dostaly po ksiazce z ulubionych serii ("Ready Freddy" dla Kokusia, "Secret Rescuers" dla Bi) oraz po jaju z "glutem", w ktorym zanurzone sa czesci figurki.

Rozczochraniec pobasenowy ;)

Wiadomo, dzieciaki (przynajmniej moje) kochaja glutki, a tu jeszcze dodatkowo zabawka, ha! Trzeba kazda czesc wydobyc z ciagnacego sie gluta, po czym zlozyc figurke do kupy. Nik ma juz dwa smoko - stwory z podobnej serii (Breakout Beasts), a tym razem postawilam na nieco przyjemniejsze dla oka "Crystal Creatures". Nik na poczatku cos tam komentowal, ze to "dziewczynskie", ale ze nie ociekaja ani rozem, ani brokatem, uznalam, ze mu nie zaszkodza.

Glucior :D

I faktycznie, koniec koncow Nik jest szczerze zachwycony swoim jednorozcem. Rowniez jednorozco - pegaz trafil sie Bi, wiec obydwoje zadowoleni. Po poskladaniu w calosc figurki, zostaje jeszcze glutek, ktory mozna trzymac w jaju - opakowaniu, wiec zabawka ma kilka zastosowan. Akurat te figurki wiedzialam, ze beda hitem, bowiem Potworki od kilku tygodni braly lalki Bi oraz te wczesniejsze smokopodobne cos Nika i bawily sie w "Barbie and dragons". Nie pytajcie mnie na czym dokladnie ta zabawa polega. W skrocie, smoki gonia Barbie, lalki uciekaja, smoki okazuja sie przyjacielskie, Barbie sie do nich przekonuja i wszyscy lataja po domu dlugo i szczesliwie. Teraz zabawa ewoluowala w "Barbie and unicorns". :D Cieszy mnie to, bo Nik zaczyna odkrywac, ze mozna bawic sie czyms, co samo nie jezdzi, nie swieci i nie halasuje. Do niedawna bowiem, Mlodszy tolerowal wylacznie jezdzace auta, ruszajace sie robociki, itd. Oczywiscie wszystko eksploatowal na maksa wyczerpujac jedna baterie po drugiej, a potem podlaczal cala kolekcje do ladowania i chodzil markotnie po domu, proszac o tableta. Kiedy odmawialam tlumaczac, ze na tableta maja wyznaczony czas wieczorem i wskazywalam pudla z innymi zabawkami, chlipal, ze on nie umie sie bawic "figurines". :O I faktycznie, jakos ostatnio przestalo go interesowac urzadzanie wyscigow samochodzikom, a figurkami jakos nie potrafil odgrywac scenek. Na szczescie, od czego ma sie starsza siostre. :) troche to zajelo, ale w koncu Nik zaczal bawic sie z nia albo swoim Lego, albo wlasnie w te "Barbie i smoki". Przylapalam go nawet kilka razy kiedy sam siadal w kacie i ukladal scenariusze dla swoich dinozaurowych figurek Lego (ma kilka zestawowo z serii Jurassic World). :)

Ostatnim upominkiem byly male projektory, ktore podpatrzylam kiedys u Mamatu. Tak jak sie spodziewalam, rowniez staly sie hitem. To takie projektorki na baterie, rozmiaru i ksztaltu latarki, w ktore mozna wlozyc klisze ze zdjeciami. Bi dostala zdjecia z syrenkami oraz jednorozcami (ktore sa aktualnym hitem), a Nik z morskimi zwierzetami oraz dinozaurami. Teraz po wieczornym czytaniu, oboje jeszcze lezac w lozkach, wyswietlaja sobie obrazki na suficie. :)

Rowniez w sobote rano, zabralam Potworki do biblioteki. To juz moze mniej z okazji Dnia Dziecka gdyz bywamy tam bardzo regularnie, ale troche tez, bowiem pojechalam z nimi o okreslonej godzinie, zeby zalapali sie na przejazdzke na koniku. Biblioteka ma takiego mechanicznego konia, jakie czasem widuje sie w supermarketach.

Bi zachwycona, chociaz robi sie pomalu na tego konika za duza ;)

Tego jednak wlaczaja tylko na godzine kazdego dnia (byc moze dlatego, ze widac, iz ma on juz swoje lata) i ostatnio Potworki nie mialy szczescia zeby trafic na odpowiedni czas. W sobote sobie nadrobili. Dodam tez, ze konik jest na zetony, ale te panie bibliotekarki rozdaja za darmo. :)

Nik za to chyba sie troche boi, ale za zadne skarby sie nie przyzna :D

Reszta weekendu, bardzo pieknego zreszta, spedzilam glownie robiac porzadki w ogrodzie. Posialam (troche pozno, wiec nie wiem czy cos wyrosnie, o zakwitnieciu nie mowiac) cynie (ktore juz 4 dni pozniej kielkuja! :O) oraz... malwy. Zamarzyly mi sie te ostatnie, chociaz wlasnie co do nich jestem najmniej pewna czy wyrosna. Narazie nic sie z gleby nie wychyla... Dosialam tez jeszcze troche kosmosow. Te rowniez "chodzily" za mna jeszcze w starym domu. Czesc zasialam kilka tygodni wczesniej i juz sobie rosnie, choc opornie. Pamietam ogrod mojej babci, pelen floksow oraz wlasnie kosmosow i marzy mi sie cos takiego...

Obecny stan warzywnika. Nie widac, ale wszystkie warzywa juz kielkuja, nawet pietrucha, o ktora zaczelam sie niepokoic. Widzicie ten delikatny zygzak po lewej, zaraz obok belki? To wlasnie pierwsza partia kosmosow, zasiana 2 tygodnie temu

Poza sianiem, ostro rwalam i przycinalam. Te rozowe serduszka (fachowo nazywa sie to chyba wlasnie Serduszka) wlasnie bowiem przekwita i zaczyna sie rozkladac, przyciskajac inne rosliny. To samo dzieje sie ze Spiderwort. To, to w ogole jest taki cholerny "chwast", ze zaczynam miec go dosc. Rozrasta sie jak glupi, a samosiejki pojawiaja sie doslownie wszedzie! Najgorsze, ze bardzo ciezko sie go kompletnie pozbyc, bowiem ma mocne korzenie, ale kruche lodygi. Probujac go wyrwac, najczesciej ulamuje sie zwyczajnie lodyge, wiec roslina kolejnej wiosny odrasta i to jeszcze wieksza. :O Musze jej przyznac, ze w poczatkowej fazie jest bardzo ladna, ladniutkie ma tez kwiatki, ktore niestety jeszcze nawet nie przekwitaja, a roslina juz zaczyna opadac. Takie, przypominajace grube, wysokie trawsko, zielsko opadajace na cala rabate, nie wyglada juz zbyt estetycznie. Rok temu troche to zaniedbalam i potem opradajace Spiderwort poprzygniatal mi floksy i kilka innych bylin. Rosly wykrzywione i rzadkie, w tym roku wiec zabralam sie za ich sciecie jak tylko zauwazylam pierwsze sygnaly. Poza tym frontowa rabata zamienila sie w dziungle i tak naprawde wszystkim wiekszym kwiatom przydalo sie ostre ciecie. Nie mowiac juz o tym, ze miedzy rabata a domem jest wyrazna przestrzen, ktora kiedys wylozono agrowloknina i posypano kamykami. Przestrzen te jednak pomalu zaczely zarastac byliny. W zeszlym roku im na to pozwolilam, zachwycona iloscia i roznorodnoscia posadzonych tam kwiatow. Tej wiosny jednak, wypowiedzialam wojne. :D Powyrywalam wszystko bez litosci i dla lepszego efektu spsikalam caly obszar srodkiem na chwasty. Ktora to kuracje musze powtorzyc, bo sporo faktycznych chwasciorow rosnie sobie dalej w najlepsze. Z wyrwanych "ofiar" tylko irysow pozalowalam i poprzesadzalam w inne miejsca. ;) I zostawilam kat wokol roz w spokoju bo latem rosnie tam caly las Rudbekii i troche mi ich szkoda. :)
Przypomnialam tez sobie, zeby przyciac astry. W zeszlym roku nie odroznilam ich na czas od floksow i wyrosly wielkie, brzydkie haberdzie, a potem balam sie ich ciac, zeby ich nie ukatrupic. :D W tym troche chyba tez sie spoznilam z przycieciem i mozliwe, ze niektore zabilam, ale trudno. ;)
Oczyscilam tez nieco obszar wokol naszych krzewow owocowych. Rosna tam kwiaty, ktore jednak tez rozrastaja sie niemozliwie i pojawiaja nawet tam gdzie ich sobie zupelnie nie zycze. Wszystkich nie wycielam, ale zrobilam przestrzen wokol krzakow jagod, maliny oraz jezyny, zeby mialy troche wiekszy dostep swiatla. Jezyna jest jeszcze malutka, ale juz zakwitla (i przekwitla). Ciekawe czy beda jakies owoce? ;) Jedna z malin padla. Na jej miejsce zasadzilismy nowa i niestety tez sterczy suchym badylem... Jagody poki co sie trzymaja, ale czy kiedys zakwitna i wydadza owoce? Do nich jakos nigdy nie mielismy szczescia...

Wypowiedzialam wiec wojne chwastom oraz zarosnietej rabacie, ale tez robactwu. Lilie bowiem juz tradycyjnie sa zjadane przez czerwone zuki, a dodatkowo na naszej placzacej brzozie z przodu domu, zalegly sie jakies cholerne gasiennice i zjadaja liscie w niemozliwym tempie. :O

Cale dwa popoludnia spedzilam sadzac, siejac, rwac, tnac i psikajac. W poniedzialek miesnie ud napierdzielaly mnie tak, ze siedziec nie moglam. :D Komarzyska tez rowno mnie pociely. I choc widze efekty i odczuwam mnostwo samozadowolenia, to chodzac wokol domu, patrze i co chwila wpada mi do glowy, ze "Jeszcze to przyciac", "I troche tu", "O, tutaj tez dobrze by bylo powyrywac". W rezultacie we wtorek znow spedzilam godzine pracujac w ogrodzie. I podejrzewam, ze konca nie bedzie (no chyba ze zima :D), bo jedne rosliny sie rozrastaja, inne przekwitaja i zaczynaja nieestetycznie wygladac i caly czas jest cos do poprawki. :)

Skoro post zrobil sie ogrodowy, to pokaze Wam co tam aktualnie w trawie piszczy. :)

Po pierwsze, irysy! Mniejsze, fioletowe:


Oraz piekne, wielkie, zolte:


To cos ma kwiaty przypominajace bez, pachnie zupelnie jak bez, ale krzak bzu kompletnie nie przypomina:


Mysle, ze to Czarny bez, ale nie mial w ogole jagod, wiec nie dam sobie reki uciac.
Jest tez takie cos:

Najpierw myslalam, ze to Alium, ale kwiatki, zamiast zmienic sie w duze kule, zostaly takie jak na zdjeciu. Ktos, cos?
Jest jeszcze takie cos:


Rowniez nie znam nazwy, choc kojarze, ze juz gdzies to widzialam. Teraz juz przekwita, ale rosnie calkiem spore, tak z pol metra od ziemi.
I kolejna ogrodnicza zagadka:


To z kolei jest malutkie, ledwwie 20-30 cm od ziemi. Kwiatki sa najpierw niebieskie (widac po prawej) ale w miare jak rosna, zmieniaja kolor na rozowy (po lewej).
Rododendrony mocno sie spoznily w tym roku, ale w koncu zakwitly. Teraz juz kwiaty zaczynaja lekko wiednac. To znaczy, w tej - zwyczajnej odmianie. Kilka krzakow bowiem zaczyna dopiero kwitnac i kwiaty ma... rozowe!

Tu "zwyklak" ;)

Na zdjeciu nie widac tego dobrze, wiec musicie mi uwierzyc na slowo, ze maja zupelnie inny odcien niz u tej pospolitej odmiany.

A tu tajemniczy "rozowiak" ;)

No i jeszcze Mountain Laurel, ktora po polsku zwie sie ponoc Kalmia szerokolistna. ;)


Wole biala odmiane, ta jest rozowa, ale calkiem ladna, wiec wrzucam. ;)
Ach! Zapomnialabym o krolowej ogrodu - piwoni! Rok temu miala kilka pakow, ale "az" jeden kwiat. ;) W tym roku pakow jest mnostwo, ale poki co tylko 3 lub 4 wygladaja okazale i daja nadzieje na kwiaty.

Wyglada obiecujaco, ale co bedzie sie okaze ;)

Niestety, oblaza je mrowki i przeczytalam, ze moze to byc sygnalem, ze sa na niej mszyce. Mszyc nie widze (rok temu byly plaga na moich rozach), ale na wszelki wypadek piwonie spryskam...

Poza tym mija chyba najbardziej zwariowany tydzien w tym roku szkolnym.
W poniedzialek Potworki braly udzial w biegu przyszkolnym, ktorego dochod przeznaczony jest na zakup koszy do koszykowki. Ja nie moglam wyjsc wczesniej, ale ze odbywal sie po lekcjach, wyslalam na bieg M., zeby popatrzyl na wyscigi i zabral potem dzieciaki do domu. Dzieci biegaly rocznikami i dystans dostosowany byl wlasnie do wieku. Klasy I mialy jedno okrazenie wokol boiska i musze pochwalic Kokusia, ze ze wszystkich pierwszoklasistow, dobiegl czwarty!

Sprinter :)

Klasy II musialy okrazyc boisko dwa razy i Bi dobiegla... jedna z ostatnich. :D M. mowi jednak, ze zamiast biec, to pod koniec sobie szla z kolezankami.

Ide sobie, gdzie bede sie spieszyc... :D

Oczywiscie Starsza nie przyznaje sie, ze zabraklo jej sportowego ducha, tylko kloci sie, ze to niesprawiedliwe, bo dlaczego drugie klasy musialy obiec boisko aaaaz dwa razy... ;) W kazdym razie nagroda za bieg byly lody rozdawane na koniec. Efektem zawodow jest to, ze Bi spalila sobie na sloncu dekold, a Nik ma chrypke po lodach zjedzonych na rozgrzane gardlo. ;)

We wtorek musialam wyjsc wczesniej z pracy, odebrac Bi ze szkoly (Nik obrazil sie, ze on musial wracac autobusem :D) i zabrac corke do dentysty. Pisalam juz chyba wczesniej, ze ulamal jej sie kawalek trzonowca? Wydawalo mi sie, ze to w tym miejscu gdzie wczesniej miala dziure, ale dentystka twierdzi, ze wczesniejszy ubytek byl z drugiej strony. Najgorsze, ze dziura zaczela sie cichcem, gleboko miedzy zebami. Nikt nic nie zauwazyl ani przy poprzedniej kontroli, ani ja przy myciu zebow. Dopiero kiedy zab sie ulamal, okazalo sie, ze ubytek jest ogromny i gleboki. Dentystka oczyscila wszystko, nadbudowala zeba, ale ostrzega, ze byla juz bardzo blisko nerwu, no i z zeba malo co zostalo, wiec niewiadomo na ile to wytrzyma. A trzonowce wypadaja dopiero okolo 11-12 roku zycia! :O Jesli cos zacznie sie dziac, to albo czeka Bi leczenie kanalowe, ktore podobno przy mleczakach czesto nieprzynosi odpowiedniego skutku, albo trzeba bedzie zeba wyrwac, co u dziecka laczy sie jednak z zalozeniem specjalnej blokady, zeby zeby nie powchodzily na to miejsce zanim wyrosnie tam staly. :/
Mi, na mysl o ktorejkolwiek opcji robi sie slabo. Juz leczenie ubytkow u Bi jest przezyciem nie na moje nerwy. Starsza to straszna panikara, ktora w dodatku ma chyba niski prog bolu, a za to strasznie lubi uzalac sie nad soba. We wtorek tez byla panika, placz, a przy podaniu znieczulenia ryk na caly gabinet. A wczesniej dentystka posmarowala jej dziasla znieczulajacym zelem, wiec przy podaniu zastrzyku mogla czuc jedynie cisnienie. Potem uparcie twierdzila, ze dalej czuje jezyk i wargi, a podanie dodatkowego znieczulania zaowocowalo oczywiscie kolejnym wrzaskiem, az wszystkie dzieciaki zaczely sie patrzec (gabinet to jedno duze pomieszczenie z 5-cioma krzeslami). Potem broda Bi latala tak, ze dentystka nie mogla nic zrobic. Dopiero po dobrych 10 minutach Bi uspokoila sie na tyle, ze mozna bylo naprawic zeba. Ech... Ten moj maly dramaturg. ;)

A! Zapomnialam napisac Wam o najwiekszym "szoku" minionego weekendu! :)
Otoz, w niedziele przyjechal moj tata, zrobilam wiec sobie przerwe od rwania zielska i ja, M. oraz dziadek siedlismy z lodami na tarasie. Po chwili dosiadly sie do nas Potworki, az nagle Bi wola: "A bear! A bear!". I faktycznie, na obrzezach ogrodu, zaraz za pierwsza linia krzewow i kwiatow, maszeruje sobie niedzwiedz! :O

Obrzeza ogrodu sa niestety mocno zarosniete, wiec slabo widac, ale po srodku mozna dostrzec czarna glowe z obroza. Najprawdopodobnie jest to nadajnik, a wiec ten "misiek" jest monitorowany przez naukowcow ;)

Najlepsze (najgorsze?), ze jeszcze 5 minut wczesniej, tam na dole bujaly sie na hustawkach Potworki! Mozna powiedziec, ze same, bo wszyscy dorosli byli wysoko na tarasie! :O
Kolejny raz przypomnialam sobie, ze mieszkamy w cholernym "niedzwiedziowie".
A w srode rano przelecial nam przez ogrod lis. Tydzien temu sasiadka widziala zas u siebie kojota. :O Czasem zastanawiam sie czy ja rzeczywiscie mieszkam na obrzezach miasta, czy to tylko matrix... :D

I na tym lepiej skoncze, mimo, ze doszlam do wtorku, a dzis mamy juz prawie piatek (za pol godziny polnoc :D). Znow wyszedl tasiemiec, wiec nie bede Was przemeczac. :)
Milego weekendu!

21 komentarzy:

  1. Nie nadążam ostatnio z komentowaniem. Czytam na bieżąco w telefonie, ale komentować mogę tylko w komputerze, dlatego zalegam z komentarzami wszędzie.
    Pięknie u Was w ogrodzie! Ja nie mam ręki do kwiatów, dlatego u nas wszędzie raczej krzewy kwitnące. Polecam szczerze kolkwicję chińską, jest fenomenalna!
    Zazdroszczę, że w szkole Potworków tyle się dzieje i że rodzice w tym uczestniczą. U nas nawet jeśli coś się dzieje, to nie mam okazji podpatrzeć.
    Niedźwiedź! Och!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzalam sobie te kolkwicje - piekna!
      Ze mnie poczatkujacy ogrodnik i o wielu gatunkach dopiero sie ucze, tutaj jednak ktos ulatwil mi zadanie i posadzil tego tyle, ze dosadzam tylko kwiaty jednoroczne. Z wielorocznych dodalam tylko forsycje, bo nie bylo.
      W tutejszej szkole dzieje sie duzo, duzo wiecej, wiekszosc jest jednak wlasnie tylko dla dzieci. Rodzice tylko czasem maja okazje wpasc i popatrzec.

      Usuń
  2. Piękny macie ten ogród. My na balkonie mamy bluszcz, żeby odgrodzić się trochę od sąsiadów i on jedyny rośnie naprawdę ładnie. W tym roku na prośbę Jasia zasadziliśmy brokuły, coś tam wyrosło jakieś liście są, ale co z tego będzie to się okaże i dwa rodzaje kwiatów, ale nawet nie pamiętam co to było. O ile jedne już liście puściły i czekamy na kwiaty, o tyle w drugiej doniczce rośnie co chwilę zielsko, ale kwiatów nie widać. Albo przymarzły, albo coś je wyjadło :P

    U nas Oliwka też wolno biega, ale co się dziwić, jak ja zawsze w bieganiu byłam ostatnia i o ile z innych zajęć na wf miałam 5 i 6, o tyle z biegu 3 była moim maksymalnym osiągnięciem :D

    Kurczaki, nie zazdroszczę tych stworków chodzących wokół domu. Chyba bałabym się wyjść do ogrodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brokuly kiedys mialam w ogrodzie, ale choc wyrosly ladnie, zagniezdzily sie w nich gasiennice. Paskudy nie zjadaly ich, ale oplotly je takimi cieniutkimi nitkami i same sie w tych nitkach schowaly, tak, ze nawet po namoczeniu brokula w wodzie z octem, nie wyplywaly na powierzchnie. W dodatku mialy kolor identyczny jak brokuly, wiec jedzenie laczylo sie z dziubaniem i wyciaganiem ugotowanych gasiennic. Po jednej probie sie poddalismy i wiecej brokolow juz nie sadze. :D

      Usuń
  3. Te komary to są wszędzie.. Właśnie uciekaliśmy przed nimi ze spaceru.

    Co do roślinki to ogrodnik ze mnie żaden - patrząc na zdjęcie, myślałam, że to kwitnący szczypiorek 🙈

    A co do niedźwiedzia to zaimponowałaś mi. Ja się boję iść z dzieckiem do parku, bo dziki, a Ty masz niedźwiedzia w odrodzie 🙈

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okazuje sie, ze to JEST kwitnacy szczypiorek! Jakas ozdobna odmiana! :D
      Dziki grasowaly w lesie w Gdynii, gdzie sie wychowalam i tez balam sie tam chodzic. :) Niedzwiedzie brunatne (podobno) same raczej ludzi unikaja, ale jak sie trafi na matke z mlodymi, to ma sie powaznego pecha... :/

      Usuń
  4. Kwiatki piękne :) To fakt w ogrodzie jest zawsze mnóstwo pracy i najgorsze jest to,że najczęściej jest to "syzyfowa praca", bo końca nie widać :/

    Niedźwiedź w ogrodzie szok!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie! Wczoraj znow przycinalam i rwalam i nazbieralam cala taczke, a maz pyta skad, skoro ostatnio wywiozlam chyba z 6 taczek zielska? No sama sie dziwie! :D

      Usuń
  5. Ogródek piękny, a Ty jesteś pracowitą kobietką, Agaciu!
    Jak Ty to wszystko ogarniasz? A jeszcze Potworki mają tyle zajęć. Podziwiam.
    Mam nadzieję, że z zębem Nika będzie już ok, plomnba spokojnie wytrzyma tyle, ile trzeba i żadne dodatkowe zabiegi nie będą potrzebne.
    A z tymi niedźwiedziami to faktycznie matrix, żeby tak blisko? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie, niedzwiedzie brunatne podobno unikaja ludzi, ale u nas to "unikanie" polega na tym, ze po prostu nie wychodza na otwarty teren. :D
      Kochana, ale Potworki, wbrew pozorom wcale nie maja duzo zajec. Nik mial basen raz w tygodniu, Bi treningi dwa razy. No i Polska Szkola. Znam rodziny gdzie dwoje dzieci ma po dwa sporty i rodzice cale wieczory woza je z jednych zajec na drugie. W sumie wspolczuje i tym rodzicom i dzieciom. ;)

      Usuń
  6. szczypiorek Ci zakwitł, i orlik (ten różowe kwiatuszki)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrz, nawet nie rozpoznalam szczypiorku! Zawsze mi zakwital w warzywniku, ale na bialo! :D
      Ale kwiatki to nie orlik niestety. Zupelnie inne liscie. To sa kwiaty z tych nakrapianych. To po lewej co wyglada troche jak orlik, to malutka samosiejka Serduszki.

      Usuń
  7. Uwielbiam Ciebie za to,ze 'z niczego' potrafisz stworzyc tak dlugiego posta. Kojarzy mi sie z mojej mamy,ktora z niczego w lodowce potrafila zawsze przyrzadzic pyszne jedzonko. Masz talent Kobietko! Ogrodek piekny, kilka kwiatow znam z IE. Ja na Dzien Dziecka kupilam chlopakom po paczku z polskiej piekarni :-) a niedzwiadki wkolo? Wow. U mnie tylko owce , krowy i konie. Czasami przez ulice przebiegnie kuropatwa albo borsuk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, ja w zyciu borsuka na zywo nie widzialam! ;)
      Szkoda, ze ten "talent" nie objawia sie jak u Twojej mamy! Ja gotowac nie znosze, wiec brak mi polotu w kuchni! :D

      Usuń
  8. O kurczę, niedźwiedź prawie w ogrodzie :o U nas za płotem też las, ale biegają tylko dwa bambi, jak ja to na nie mówię ;)
    U Was zawsze tyle się dzieje! Super, że Potworki zadowolone z prezentów :)
    A co do ogródka, to wooow, bardzo mi się podoba! Ale kosztuje mnóstwo pracy, teraz dobrze Cię rozumiem. Cóż, może kiedyś... kiedyś... kiedyś... też sobie zrobię taki warzywnik. Póki co jednak, rąk mi brak :D I czekam na wieści jak tam malwy! Chętnie posadziłabym u siebie swoje 'imienniczki' :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malwy rosna baaardzo opornie. Poki co maja 2 cm wysokosci. :) Obawiam sie, ze posadzilam je za pozno i teraz zagluszaja je wieksze rosliny naokolo. :(
      Ogrod to naprawde strasznie duzo pracy! Caly czas jest cos to przyciecia, wyrwania, przesadzenia, dosiania... Nie mowiac juz o wiecznym rwaniu chwastow! Teraz mam juz wiecej czasu i wolne rece, ale kiedy Potworki byly w wieku Misi warzywnik lezal odlogiem, a rabatki zarastaly chwastami. :D
      Sarenki widuje u sasiada. Mam nadzieje, ze do nas sie nie zapedza bo potrafia zrobic straszne spustoszenie...

      Usuń
  9. Fiu, fiu - ładnie w tym ogrodzie u Ciebie:) Ale te niedźwiedzie?!?! O matko z córką!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedzwiedzie to niestety tutaj codziennosc. I trzeba miec sie na bacznosci...
      Dziekuje za komplement dla mojego ogrodka! :) Szkoda, ze mam tak malo wolnego czasu na grzebanie w nim. Mogloby byc naprawde pieknie! :)

      Usuń
  10. Piękny ogórdek. Mi się marzy jakoś zagospodarować balokn, ale raz, że nie chce mi się inwestować nie w mój, a dwa mały by mi wszystko poobrywał a jeszcze dodatkowo ma ostatnio fazę na wdrapywanie się wszędzie gdzie się i da i nie da też.
    Chyba po takiej niedźwiedziej wizycie przez tydzień bym z domu nie wychodziła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na balkonie to faktycznie ciezko, bo zawsze jest ryzyko, ze dziecko sie wespnie po skrzynkach i wyleci. Pamietam, ze jak moja siostra byla mala, nasz balkon w Polsce byl pusciutki, bo mama bala sie wlasnie, ze N. wyleci. A potem juz jej sie nie chcialo i do dzis chyba nigdy nie sadzi kwiatkow w skrzynkach. ;)

      Usuń
  11. Nie wiem, czy wracasz do komentarzy, ale napiszę: bodziszek i miodunka. A to coś, co pachnie jak bez, to nie czeremcha?

    OdpowiedzUsuń