Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 26 kwietnia 2019

A te Swieta to w ogole byly? ;)

Zaczynam pisac w poniedzialek. Tutaj to juz dzien jak codzien, dzieci sa wiec w szkole, a ja w pracy, bleee... I strasznie zazdroszcze Wam w Polsce kolejnego dnia wolnego! ;)

W miare jak lata plyna, coraz mniej mi sie chce szykowac czegokolwiek na Wielkanoc. Moze i jest ona najwazniejszym Swietem chrzescijanskim, ale przez to, ze tutaj to tylko jeden dzien, przygotowania zajmuja wiecej czasu niz samo swietowanie. Dobra, w sumie to zawsze tak jest, ale w tym wypadku te proporcje sa naprawde kompletnie zachwiane. ;) Bez sensu. Mysle, ze dopoki Potworki sa male, a moj tata w Stanach, bede sie jeszcze wysilac na choc namiastke tradycji. Kiedy jednak tata, tak jak planuje, wroci na stale do Polski, a Potworki beda za duze, zeby wierzyc nadal w Zajaczka Wielkanocnego, mysle, ze sobie odpuszcze i te niedziele spedzimy jak kazda inna. Ewentualnie polaczymy ja z jakims wyjazdem. ;)
Tym razem i tak bylam chyba najbardziej nie-przygotowana od lat. Ostatnio w pracy mamy zapieprz i zamiast wychodzic normalnie o 16 - 16:15, od dwoch tygodni wychodze dzien w dzien przed 17. Oczywiscie w domu wtedy nie wiadomo w co rece wlozyc, wiec ogarnia sie tylko biezace sprawy. Treningi Bi dwa razy w tygodniu dodatkowo wszystko komplikuja. W zeszly piatek planowalam wiec wziac pol dnia wolnego (niestety w pracy musialam sie pojawic), zeby choc troche nadgonic wielkanocne przygotowania. Mialam wyjsc o 12, wyszlam prawie o 13. :/ W domu ledwie zdazylam przebrac sie w dresy i wstawic jajka do ugotowania na pisanki, a zadzwonil telefon, ze papiery, ktore mielismy podpisac w poniedzialek, trzeba podpisac juz "dzis". Co bylo robic, musialam szybko naciagnac na siebie cos porzadniejszego i wrocic do pracy. Cale szczescie, ze prace mam 10 minut od domu i ze M. mial tego dnia wolne, wiec nie musialam martwic sie o Potworki, ktore nie mialy lekcji. No, ale bylam zla, nie ukrywam... W dodatku, kiedy dojechalam do pracy, podpisalam i zeskanowalam co trzeba, szef mial akurat telekonferencje. Mialam wracac do domu i wielkanocnych przygotowan, ale stwierdzilam, ze co, jesli z owej telekonferencji wyniknie, ze bede musiala jeszcze cos pilnie podpisac? Postanowilam poczekac az szef skonczy. Jak na zlosc gadal niemal godzine, a ja siedzialam jak na szpilkach. :/ W koncu jednak skonczyl i oswiadczyl, ze nie, nic juz ode mnie tego dnia nie potrzebuje. Eeeeech...

W rezultacie, wszystkie moje ambitne plany sie jeb ryply. ;) A konkretnie to musialam je mocno zweryfikowac.
Po pierwsze - goscie spedzaja czas na dole, wiec tam odkurzylam i umylam podlogi oraz wyszorowalam zlew w lazience oraz kibel. U gory odkurzylam i stwierdzilam, ze podloge oraz lazienki umyje jak zdaze. Nie zdazylam. :D
Po drugie - plany piekarniczo - kuchenne ograniczylam do niezbednego minimum. Odpuscilam sobie dodatkowa salatke, zapiekane ziemniaczki oraz trzecie ciasto. ;)

W piatek udalo mi sie upiec marmurowa babke oraz zapeklowac mieso i pozniej rowniez wstawic je do piekarnika. No i Potworki pomalowaly jajca. ;)

Podekscytowanie jest! :D

Kokus cieszy sie nieco spokojniej...

I gotowe! Tak, w Wielki Piatek bylo TAK cieplo, ale niestety to byl ostatni taki dzien... :(

W sobote rano Bi miala normalnie trening, a ze kiedy nie ma Polskiej Szkoly staram sie ja zabierac na dodatkowe plywanie, wiec pojechalysmy. Pozniej trzeba bylo przygotowac koszyczki (bo przeciez Potworki musza miec kazde swoj!) i jechac na swiecenie. Dodatkowo akurat tego dnia mijal termin oddania kilku ksiazek w bibliotece. Mielismy tam zajechac prosto z kosciola, ale oczywiscie ja kiedys zapomne wlasnej glowy, wiec ksiazek nie wzielam. Musialam wrocic do domu i jechac jeszcze raz. Niezawodne Potworki oczywiscie koniecznie musialy zabrac sie ze mna. Zwykle nie mam nic przeciwko, tym razem jednak stalam nad nimi i poganialam, bo zrobilo sie popoludnie, a ja z dalszymi przygotowaniami bylam daleko w lesie. Na szczescie wbrew zapowiadanym prognozom, Wielka Sobota byla dosc ciepla choc pochmurna i deszczowa. W przerwie miedzy mzawka a ulewa, M. udalo sie zabrac Potworki na krotki spacer, a ja moglam w spokoju ogarnac podlogi.

Sasiedzkie widoki

Poza tym pieklam kolejna babke, zapiekalam biala kielbase, kroilam salatke, a w przerwach dla rozrywki wstawilam, wrzucilam do suszarki oraz poskladalam i pochowalam trzy prania. ;)
Od kilku dni mowa byla, ze zurek gotuje M., a potem kolega bardzo byl zdziwiony kiedy okolo 18 zapytalam czy w ogole zamierza sie za niego zabrac czy mam go dolozyc do mojej listy? ;)

W koncu nadszedl wieczor i Potworki podniecone poszly dosc wczesnie, jak na nich, spac. Zmeczona bowiem ciaglym sluchaniem, ze tak straaasznie nie moga sie doczekac, powiedzialam im, ze im szybciej sie poloza, tym szybciej przyjdzie niedziela. :D Choc raz mnie w czyms posluchali...
Kiedy upewnilam sie, ze zasneli, wyszlam do ogrodu pochowac nieszczesne jajka. Naprawde pluje sobie w brode, ze w ogole zaczelam te tradycje. Teraz juz bede musiala ja kultywowac az Potwory przestana wierzyc w Zajaca, Mikolaja i reszte magicznej ferajny. ;) Nie dosc, ze zawsze nakombinuje sie co w te jaja wlozyc bo nie chce zapychac ich samymi slodyczami, to jeszcze przeraza mnie samo chowanie. Lazac z latarka po ogrodzie caly czas mam ciarki, rozgladam sie nerwowo i nasluchuje szelestu w krzakach. To nie na moje nerwy, serio! Pocieszam sie, ze jeszcze moze ze dwa lata i chociaz to mi odpadnie. Owszem, zniknie jakas czastka magii, ale za to ja przestane przezywac coroczna traume. Pies, ktorego zabieram dla podniesienia morale, oczywiscie zamiast trzymac sie mnie, stoi na tarasie z mina "a lez se w te krzaki, ja wole sie trzymac z daleka". W sumie nieglupie stworzenie. :D

Nastepnego ranka Bi obudzila mnie o... 5:30 rano! Myslalam, ze ja udusze! Przylazla do sypialni, zeby oznajmic mi, ze chyba widzi przy drzwiach jakies prezenty. Zdziwiona panujaca ciemnoscia spojrzalam na zegarek i gdybym nie lezala w lozku, niechybnie padlabym z szoku! Dodajmy do tego, ze polozylam sie po polnocy i mozecie sobie wyobrazic jaki mialam humorek. ;) Pogonilam panne z powrotem do lozka, ale nie na dlugo. Zaraz po 6 wstali juz oboje z Nikiem (nie wiem na pewno, ale nie zdziwilabym sie gdyby Bi go obudzila), ale zamiast isc otwierac prezenty, znow przylezli do naszej sypialni, zeby zwierzyc sie, ze widza upominki w swoich "gniazdkach" (u mnie w domu i kontynuuje te tradycje u siebie, Zajaczek zostawial upominki w gniazdach ulozonych z zawinietych w kolko szalikow lub apaszek). Dopiero kiedy oboje z M. wymruczelismy ze my spimy i zeby sobie robili co chca, poszli na dol. Potem juz dochodzily mnie tylko strzepki rozmow oraz klotni, a kiedy zeszlam na dol godzine pozniej, znalazlam istna rozpierduche:

Od razu widac, ze poranek Potwory mialy udany ;)

Niestety, jeden prezent kompletnie sie nie udal. Nikowi zamarzyl sie robocik z serii Hexbug i zamowilam mu pajaka. Niestety, kiedy Mlodszy zachwycony go rozpakowal, okazalo sie, ze... nie dziala. :( Nie wiadomo czy pajak czy pilot nie laczy, ale srednio raz na godzine urzadzenie przekrecalo glowe i probowalo zrobic krok. Poza tym mozna bylo dusic guziczki do rozpeku a pajak ani drgnal. :(
Strasznie zal mi bylo Kokusia, bo chlopak naprawde ma pecha. Samochod, ktory dostal na urodziny, po 3 dniach sie zepsul. Dron zawisl na drzewie (na szczescie udalo sie go odzyskac i poki co, tfu tfu, dziala). Ostatnio kupilam Potworkom nowe adidasy i oboje zazyczyli sobie takie swiecace kiedy sie tupnie. Bi przyszly, przymierzyla, wszystko super. Nik swoje przymierzyl, nie pasuja. Niby o numer wieksze, a cisna go gdzies w palce i co zrobisz... W dodatku czubki mialy zrobione z czegos tak twardego (moze to wlasnie bylo problemem), ze nijak nie moglam sprawdzic gdzie Nik ma paluszki. Coz, oddalam, zamowilam inna pare. Przyszly, Mlodszy przymierza, pasuja, wszyscy sie ciesza, az przyjrzalam sie jak Nik maszeruje po domu. Jeden adidas swieci, drugi nie! No szlag by to trafil! :/
A teraz na dokladke ten pajak... Jakos wszystko dla Bi dziala bez zarzutu, chociaz tu chyba klania sie to, ze Starsza lubuje sie w zupelnie innego typu zabawkach. Na Wielkanoc zazyczyla sobie np. Scruff a Luv (nie wiem nawet czy dobrze napisalam) czyli maskotke, ktora przychodzi w formie kulki i dopiero po zamoczeniu rozwija sie w zwierzatko. Takie cos, podobnie jak uwielbiane Barbie i laleczki L.O.L po prostu nie maja jak sie popsuc! :D

W kazdym razie mlodszy byl niepocieszony, ale na cale szczescie do jajek wlozylam im jeszcze kilka malutkich robocikow z tej serii. Te dzialaja bez awarii, ale za to kiedy jezdza wygladaja niczym karaluchy i jakos tak odruchowo sie wzdryguje. :D Niestety skubance sa tez szybkie i juz kilka razy trzeba bylo odsuwac meble, bo ktorys utknal w jakims zakamarku a jeden czy drugi Potwor ryczy. ;)

Sniadanie wielkanocne uplynelo w calkiem przyjemnej atmosferze, chociaz chrzestny dzieciakow nadal nie moze sie otrzasnac po wyjezdzie ciotki M.

Poczatkowo wszystkim udzielil sie nastroj A. i poza pajacowaniem Bi, atmosfera byla dosc... grobowa. A moze po prostu byli glodni? ;)

W szoku jestem i zastanawiam sie jakich czarow uzyla stara w koncu baba (ona jest juz po 60-tce!) zeby tak omotac o 12 lat mlodszego faceta?! Wyjechala prawie 8 miesiecy temu, a on nadal wyraznie nie jest soba, chodzi przybity, a rozmawiaja na skypie codziennie. W niedziele pokazal nam zdjecie stolu, na ktorym postawil dwa nakrycia i zegnajac sie powiedzial, ze jedzie do domu i symbolicznie, przez skypa podziela sie z J. jajkiem. :O Byloby to nawet dosc wzruszajace, gdyby nie bylo tragiczne w tym samym czasie... A ta stara jedza (no nie lubie jej, nic nie poradze :D) w dodatku na sile narzuca sie temu biednemu chlopu zamiast dac mu spokoj i pozwolic rozpoczac nowe zycie. Teraz kreci, ze chce na wakacje przyleciec do Stanow. Jak, pytam sie?! Przypominam, ze ona byla tu nielegalnie, przesiedziala wize i jesli jest gdzies w systemie, to w zyciu nie dostanie kolejnej! Ale najlepsze, ze oczywistym jest pytanie "Jak to chce przyleciec? A zlozyla juz podanie o wize?". W koncu mamy prawie maj i wakacje za pasem... Z tego co A. wie, nie zlozyla. Moi tesciowie, ktorzy z ta kobieta regularnie rozmawiaja nic w ogole nie wiedza o jej planach przylotu... Wniosek? Kreci tego chlopa rowno, najwyrazniej zeby za wszelka cene utrzymac z nim kontakt. Po co? Nikt nie wie...
Normalnie tragikomedia w trzech aktach... ;)

Ale wracajac do swietowania. Calkiem bylo milo, chociaz Potworki dawaly do wiwatu i chociaz chcialam utrzymac swiateczna atmosfere, to zmuszona bylam porzadnie huknac na jedno i drugie. Dzieciaki wyrosly w koncu na tyle, ze przynajmniej zjedza cos ze sniadania. Co prawda tylko jajko oraz chlebek z maselkiem, ewentualnie szyneczka, ale nie badzmy  drobiazgowi. ;) Za to usilnie probuja zwrocic na siebie uwage, a robia to w cholernie irytujacy sposob. Nie jestem wielka zwolenniczka powiedzenia, ze dzieci i ryby glosu nie maja, ani ze kiedy dorosli mowia, dzieciarnia ma byc cicho. Za to wyznaje zasade wzajemnego szacunku oraz nie przerywania sobie nawzajem. Walczymy o to na codzien, bowiem Potworki rutynowo, podczas naszych rozmow, staja przede mna i potrzasajac za ramie dopytuja gdzie jest jakas zabawka lub wyglaszaja niesmiertelne: "Mamomamomamomamomamomamo!!!!!". NIGDY nie staja grzecznie obok i nie czekaja zeby cos wtracic. Podczas sniadania jednak przeszli samych siebie. Kiedy my z M. probowalismy podjac rozmowe z A., ktorego nie widzielismy kilka miesiecy oraz z moim tata, Potworki znudzone przezuwaniem i dorosla konwersacja, zaczely... spiewac! Nie bardzo glosno, ale wystarczajaco, zeby denerwowac. Oczywiscie kazde wlasna melodie, zeby jeszcze bardziej dopiec. Kiedy probowalismy ich zignorowac i rozmawiac troche glosniej, oni rowniez podnosili glosy. I zeby to raz! Po upomnieniu milkli na kilka sekund, po czym znow zaczynali duet. I tak w kolko, az w koncu zebrali solidny opierdziel i przestali, ale atmosfera juz sie skwasila. :/
I rozumiem, ze to dzieciaki, ze sie nudzili, ze nie mogli sie juz doczekac szukania jajek w ogrodzie, ale to bylo tylko pol godzinki sniadania i oczekuje juz troche lepszego zachowania od prawie 8-latki (bo na Kokusia moge jeszcze przymknac oko).

W ogole od jakiegos czasu toczymy walke o dobre maniery. Fakt, ze sami tu zawinilismy, szczegolnie ja, przyznaje sie bez bicia, jako ta bardziej poblazliwa. Potworki maja temperament, rozpiera ich energia i w rezultacie czesto zachowuja sie niewlasciwie. I to co wypada jeszcze od biedy 6-letniemu Nikowi, juz 8-letniej Bi zwyczajnie nie przystoi. Na to, ze w chwilach zlosci klapie tylkiem na ziemie i kopie w nia nogami, raczej dlugo nic nie poradze. Moge najwyzej wysmiac, ze zachowuje sie jak 3-letnia coreczka kolezanki (i tak nie pomaga). Podobnie, nie zmienie, ze kiedy Bi jest zla, ryczy ile sil w plucach. Nie dla niej cichutkie szlochanie, o nie! Cala ulica musi slyszec, ze Starsza zostala (w jej mniemaniu) niesprawiedliwie potraktowana. Tu w gre wchodzi charakter i dopoki Bi sama nie stwierdzi, ze jej wstyd rzucac sie na ziemie i drzec, nic nie zdzialam. Sa jednak miejsca i czas, gdzie chcialabym, zeby nabrala troche oglady. Przyklad? Moja niemal 8-letnia corka, nadal podczas posilkow wstaje od stolu, wedruje po domu, bawi sie z psem, nagle akurat musi siusiu, kupe czy cos tam jeszcze (zdarza sie, wiem, ale przy kazdym posilku to juz za wiele). Poki jest glodna, je. Ale kiedy po doslownie kilku kesach zaspokoi pierwszy glod, zaczyna wedrowki ludow. Nik tez, ale tak jak pisalam, na niego jeszcze mozna przymknac oko, choc tez dostaje bure. Jak nas to wkurza! Wstaja, bawia sie, caly czas trzeba ich upominac, przypominac, wolac z powrotem do stolu, karcic, a posilek trwa godzine albo i dluzej!
Albo kosciol. Tutaj to ksiazke mozna napisac. Wierca sie, gadaja, podpowiadaja sobie rozwiazania z parafialnych gazetek dla dzieci, zamiast na siedzeniu siedza na klecznikach... I rozumiem, ze np. podczas mszy na niedziele palmowa mieli dosc. Jakby nie patrzec msza byla duzo dluzsza niz zwykle i nawet ja ukradkiem ziewalam. Ale w sobote bylismy na swieceniu jajek. Tu duzo zalezy od parafii, ale u nas to jest doslownie 10 minut. Stawia sie koszyki na oltarzu, ksiadz szybko przypomina tradycje oraz symbole pokarmow, kropi je woda swiecona i czesc. Mozna isc do domu. Przyjechalismy wiec jak zwykle na swiecenie. Ksiadz wszedl, zaczal ceremonie, a Bi juz szepcze oburzona: "Mamo, ale mowilas, ze tylko sie przezegnamy i jedziemy do domu!" Odpowiadam szeptem, ze nic takiego nie mowilam, tylko, ze tego dnia bedzie krociutko i zeby byla cicho, bo przeszkadza. Oczywiscie Bi nie da sobie nic wytlumaczyc, wiec juz prawie na caly glos sie kloci: "Ale nie, ale mama! Mama! Przeciez mowilas...!" Tu wtracil sie M. i ostrzej skarcil corke, ktora reszte swiecenia (moze 2 minutki) przesiedziala czerwona i ze lzami zlosci w oczach. A ja z przerazeniem stwierdzam, ze to dziecko za rok ma isc do Komunii! Z taka dojrzaloscia to nie wiem czy nie warto by jej przetrzymac... :/

No, ale mialo byc o Swietach a nie problemach wychowawczych. :D

Kiedy w koncu wszyscy (dorosli) sie najedli, podalam desery oraz kawe i na szybko ogarnelam stos naczyn w zlewie. Wtedy wreszcie zabralam Potworki, ku ich nieopisanej radosci, pozbierac jajka w ogrodzie.

Po deszczu dnia poprzedniego oraz wielkanocnego poranka, zmuszona bylam "popsuc" eleganckie stroje Potworkow... kaloszami :D

Radosc szybko zmienila sie w foch ze strony Kokusia. Niestety, Bi jest znacznie szybsza i chyba bardziej spostrzegawcza. 

Bi biegala, a Nik chodzil spacerkiem z nosem na kwinte ;)

Zeby cos znalezc, musial na jajo prawie nadepnac :D

Gdzie ona nazbierala pelniusienki koszyk, tam Nik zapelnil go ledwie do polowy. A ja mu jeszcze pomagalam! Kiedy Bi byla odwrocona tylem, pokazywalam Nikowi gdzie leza jajka. Beze mnie mialby 3 na krzyz! :D

Do zdjecia Nik wykrzesal z siebie cien usmiechu :D

Nie pomoglo tez, ze szukanie to tylko zabawa, a potem i tak sie po rowno wszystkim podziela. I tak skonczylo sie fochem. Kolejny nastapil przy dzieleniu sie lupami. Gdzie Bi uczciwie wszystko dzielila na pol, tam Nik sie zbiesil. Akurat pechowo jemu trafily sie oba jajka z malutkimi zestawami Lego. Oczywiste bylo, ze seria City jest dla niego, a Friends dla Bi. Podobnie, jemu trafilo sie malutkie Poly Pocket, przeznaczone dla Starszej. I co? Nie odda i juz! Bo to ON znalazl te jajka! Nie pomagaja tlumaczenia, ze dzielimy sie po rowno, ze inne drobiazgi Bi juz sprawiedliwie rozdzielila... Nie i juz. W koncu musialam interweniowac. Skonczylo sie rykiem i tekstem, ze nie jestem dobra mama... Coz, przezyje. ;) A za rok rozwaze zainwestowanie w dwa zestawy jajek - jeden niebieski, drugi rozowy, zeby kazdy wiedzial ktore sa dla kogo. ;)

To byl dopiero poczatek otwierania zdobyczy...

Poniewaz natura kocha rownowage, przy obiedzie padlo na Bi, zeby urzadzic scene. Zaden z naszych gosci na nim nie zostal i troche bylo mi przykro, bo specjalnie zrobilam pieczen, a M. zurek. Myslelismy, ze panowie przyjada na pozne sniadanie, potem posiedzimy, pogadamy i w koncu podamy obiad. Niestety, zostalismy sami, ale moze to lepiej, bo takiej awantury przy jedzeniu dawno nie mielismy. Potwory to wybredniaki, ale zurek jedli juz wczesniej i nie pamietam, zeby ktoremus az tak wybitnie nie smakowal. Bi spojrzala tylko do talerza, zobaczyla w zupie jajko (ktore normalnie bardzo lubi!) i momentalnie wybuchla placzem, ze dlaczego jajko w zupie, ze ona nie chciala, itd. Probowalam mitygowac, przypomnialam jej, ze wczesniej jadla juz zurek i jej smakowal, ze jajka przeciez tez lubi... Taaa... Ty se mow, a ja zdrow. Bi wpadla w taka histerie, ze przestala w ogole reagowac na to, co do niej mowimy. W kolko powtarzala, ze to ble, gross, disgusting oraz ze to jest jej "worst day EVER!". Na poczatku sie smialismy, ale kiedy minelo pol godziny, godzina, a panna nadal wrzeszczy (na caly glos, a jakze, dziwne, ze nie zachrypla) w koncu wysyczalam zla, ze jesli to taki okropny dzien, to zeby oddala w tej chwili prezenty od Zajaczka oraz te z jajek. Skoro nie docenia tego, co ma, to widocznie upominki nie sa jej potrzebne. To dalo jej troche do myslenia i odpuscila nieco dramatyzowanie, choc nie do konca. Zupy jednak nie zjadla. Nie pomogl "ban" na tableta oraz slodycze. Nic innego tego dnia juz do jedzenia nie dostala, ale i tak zurkiem wzgardzila. Kolejnego dnia przeszla jednak sama siebie. Zeby odzyskac pozwolenie na wieczorna sesje z tabletem powiedziala M., ze jednak zupe zje, po czym...cichcem wylala ja do zlewu. Na jej nieszczescie M. domyslil sie, co zrobila, ale ona bezczelnie zaprzeczala idac w zaparte. No i tym razem doigrala sie porzadnie bo dostala kare na tableta oraz slodycze do konca tygodnia. Bez odwolania, chociaz nie wiem, czy tata w koncu nie zmieknie. ;) Czego bowiem M. nie lubi najbardziej, to klamstwa.

Takie to byly Swieta. Pelne dramatow mniejszych lub wiekszych. ;)

Skoro juz pisze, to przy okazji dodam, ze mamy zmartwienie z Maya. :(
Zaczelo sie jeszcze przed Swietami, ale ostatnio nie chcialam jeszcze tego dodawac do tasiemca. Z niewiadomych powodow Maya zaczela sie posikiwac. Nie to, ze nie daje rady trzymac. Ona robi to mimowolnie. Pierwszy raz zauwazylismy, kiedy spala rozwalona na podlodze w kuchni, a przy ogonie wyrosla spora kaluza moczu. Kiedy M. zaskoczony zawolal jej imie i sie zerwala, wystrzelila kolejna struzka! Tego dnia pies latal jak szalony po podworku i cos sobie zrobil w lape, co zreszta spotyka Maje dosc czesto. Kuleje dzien, dwa, po czym jej przechodzi. Tym razem jednak wrecz ciagnela lape za soba, co w polaczeniu z mimowolnym popuszczaniem, przerazilo mnie, ze cos sobie powaznie uszkodzila. :O Pozniej musielismy wyjsc z domu, a ze bylo cieplo, zostawilismy psa na tarasie. Po powrocie znalezlismy kolejna mala "kaluze".
Po tych dwoch razach wszysto jakos sie jednak ustabilizowalo. Wiekszych kaluz moczu nie zauwazylismy, chociaz kiedy Maya wstaje z poslania dosc czesto widze na nim mokre plamki, jednak duzo mniejsze niz te pierwsze dwa razy. Po kilku dniach przestala kulec, je, pije i zalatwia sie normalnie i wlasciwie wydaje sie zupelnie zdrowa. Poczytalam troche o tym, co to moze byc i prognozy nie sa zbyt optymistyczne. Moze to byc uszkodzenie nerwu odpowiedzialnego za zamykanie ujscia pecherza. W takim przypadku niestety nic juz nie mozna zrobic, ewentualnie zakladac psu pieluche. :/ Druga mozliwoscia sa zmiany hormonalne, podobno czeste u wysterylizowanych suk. Tylko, ze Maya miala zabieg 4 lata temu! Czy to mozliwe, ze taki skutek uboczny pojawilby sie dopiero teraz? W takim wypadku mozliwe jest podawanie hormonow. Podaje sie je jednak juz do konca zycia psa i trzeba sie liczyc z ich efektami ubocznymi. :(
U weta jeszcze nie bylam. Poki co, doraznie wyciagnelismy niemowlece bramki i kiedy wychodzimy z domu blokujemy Mai wyjscie z kuchni i korytarza, ktore wylozone sa kafelkami, wiec latwe do zmycia. Siersciuch bowiem zawsze podczas naszej nieobecnosci spi na dywanie w salonie. Dywan zas jest... bialy. Zniose kudly, zniose brud, ale plam oraz smrodku moczu juz nie wytrzymam. Niestety pies zostal skazany na banicje, ale tylko kiedy nas nie ma. :)

A na koniec dodam, ze we wtorek zrobilam, zgodnie z wytycznymi, ciazowy test, zeby potwierdzic, ze poziom hormonow spadl jak trzeba. I chyba po raz pierwszy w zyciu ucieszylam sie, widzac negatywny wynik. To znaczy, "ucieszylam sie" to zle wyrazenie. Odczulam ulge, ze zamknelam temat. Przynajmniej ten etap zostal zakonczony, nawet jesli nie o takim zakonczeniu marzylam.

Koncze pisac w piatek. Takie mam tempo! :D Przez ten czas Swieta odeszly w niepamiec rowniez w Polsce i zdazyl dojsc nowy pajak Kokusia, ktory na szczescie dziala. Placze nam sie wiec teraz pod nogami pomaranczowa "tarantula", ktora jest jakims wybrykiem natury bowiem posiada tylko 6 nog. ;) A rzezucha, ktora wlasnie ladnie wyrosla i wybujala... padla. Wrocilam wczoraj z pracy i cala tacka ususzona. Kie licho?! Jedyne co przychodzi mi do glowy, ze uprazylo ja przez szybe slonce. Druga tacka ma sie jednak dobrze, hmmm...

No. To teraz juz naprawde koniec. Mialo byc o Wielkanocy a wyszly, jak zwykle, zale i jakies przypadkowe smety. Jak to u mnie... Mam nadzieje, ze nie zanudzilam Was na smierc...

18 komentarzy:

  1. Ja to w ogóle nie wiem, czy osiem/dziewięć lat to dobry czas na przyjęcie komunii... Tak naprawdę mało które dziecko w tym wieku lubi i potrafi się skupić na mszy i zrozumieć jej sens... Sama najbardziej z tego dnia pamiętam... imprezę i prezenty of kors ;)
    Co do psiaka... oj chyba warto wybrać się do weta, bo to dziwne co piszesz. Trzymam kciuki!
    Uwieelbiam te twoje notki tragikomiczne <3 Taki trochu serial <3 :D

    PS Wielkanoc jest za krótka. Masz rację. Pisiont godzin przygotowań i trosiu świętowania :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt. Ja pamietam, jak mi wosk splywal po swiecy, a nie mialam takiej specjalnej oslonki i potem wyjscie na dwor, gdzie z kolezankami porownywalysmy kiecki. :D

      To fakt, ze Swieta generalnie sa za krotkie. :)

      Usuń
  2. Mimo wszystko, Swieta Wielkanocne mieliscie udane, bo rodzinne, z tata i chrzestnym dzieci. O to chodzi przeciez, zeby swietowac z bliskimi. Sama zbyt dobrze wiem, ze na emigracji najtrudniej jest odnalezc sie zyciowo wlasnie w czasie swiat, gdy spedza sie je w malutkim gronie lub wrecz samotnie. Odnosnie wyskokow Bi - poblazliwosc mamy na rozne wybryki potomstwa kiedys w koncu znajduje ujscie, wiec Bi musi teraz przechodzic stress wychowywania, gdy wczesniej bylo jej dosc bez-stressowo. Ogarnie sie w koncu, chociaz troche lez i potu zazna.
    Co do A. - przechodzi typowa depresje, jak po stracie partnerki zyciowej. W sumie calkiem to normalne. Co jednak NIE jest normalne, to fakt, ze owa partnerka jest o 12 lat starsza, i wlasciwie tak po prostu opuscila go, wyjezdzajac do PL. Wiem, ze ona byla w USA nielegalnie i moglo to byc dla niej meczace i zyciowo ograniczajace, ale... ona chyba nie byla zbyt przywiazana do A. On zas, pozostawszy na emigracji, powinien zainteresowac sie kims innym, bo tak naprawde nie ma zadnej szansy, zeby ciotka M. wrocila do USA. Na pewno nie przy dzisiejszych ograniczeniach imigracyjnych. Widocznie jednak A. wciaz zawieszony jest na poczuciu straty tej starszej o 12 lat kobiety, ktora zapewne dawala mu wrazenie bezpieczenstwa, niemalze jak kiedys dawala mu to matka czy jakas inna kobieta - ciotka lub starsza siostra. Dziwna historia, ale niemalo juz w zyciu widzialam. Bywa i tak.
    Bardzo pozytywne wrazenie robi na mnie Twoj M., ktory ukaral Bi za klamstwo. Ja tez najbardziej nie znosze klamstwa, szczegolnie u najblizszych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, z Bi jest maly klamczuszek i zupelnie nie wiem skad jej sie to bierze, bo przeciez nie jest nigdy karana i nie krzyczy sie na nia przesadnie czy bezpodstawnie...
      Z A. jest dokladnie tak jak piszesz. Nie moze przebolec i zapomniec o tej ciotce. I sam jej wiek jest moze bez znaczenia, ale fakt jak ona go potraktowala, juz nie. Mam wrazenie, ze zwiazala sie z nim i trzymala przy sobie, bo tak jej bylo wygodnie. Placil polowe czynszu, z tego co wiem to placil za wyjazdy na wakacje, kupowal jej telefony, komputery, sprzety itd., ktore ona wysylala do Polski. Po prostu wykorzystala go do cna, a wiedziala, ze wroci predzej czy pozniej do Polski. On najwyrazniej liczyl, ze jednak zostanie... Tak to sie nieraz plota ludzkie losy...

      Usuń
  3. Dzieciaki muszą mieć frajdę z wyszukiwaniem jajek, sama mam ochotę kultywować tę tradycję, ale nie pomyślałam, że ktoś musi je dzień wcześniej gdzieś po ciemku porozstawiać :D
    Widać, że Bi ma niezły temperament... Zresztą, można to zauważyć już nawet na zdjęciach ;)
    Biedna Maya, ciekawe co to może być... Nasza Nala też miała czasem takie epizody, ale raczej dlatego, że po wieczornym spacerze ponownie rzucała się na jedzenie i picie i nie wytrzymywała do rana. Eh, z psiakiem jak z dzieckiem, mam nadzieję, że się wyjaśni co z Mayą ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, Maya to jak trzecie dziecko. Najposluszniejsze z trojki, ale sprawiajace tyle samo problemow. ;)
      Kiedy Potworki byly male to chowalam jajka w wielkanocny poranek. Ale ktoregos roku Bi przyuwazyla mnie przez okno (na szczescie juz tego nie pamieta) i od tego czasu z dusza na ramieniu chowam jej poprzedniego wieczora. :)

      Usuń
  4. Powiem Tobie Agata,ze widze masakryczne podobienstwo pomiedzy Bi a Starszakiem. No wypisz wymaluj takie glupie zachowanie,ze nie wiem skad on je bierze. Ze szkoly czy podworka? Ja zawszd mu powtarzam,ze jak bedzie sie tak zachowywal nagannie to do Komunii pojdzie rok pozniej razem ze swoim bratem :-) a Mayusi kurcze mam nadzieje,ze nic powaznego nie jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, ze my sami myslimy, zeby Bi o rok przetrzymac i poslac do Komunii razem z Nikiem? ;) Chodzi nam o to, ze nikt z Polski nie przyleci. Z rodziny tutaj zostal moj tata oraz chrzestny. Znajomych mamy bardzo skromne grono. Nie ma nawet sensu robic przyjecia. Myslimy o poslaniu ich razem i w ramach prezentu zwolnic na kilka dni ze szkoly i zabrac do Disneylandu. ;)

      Usuń
  5. Nie wiem co to jest, ale nasze dzieciaki też bardziej upierdliwe są w święta, albo wtedy, kiedy mamy coś pilnego do zrobienia :D
    A z tym wtrącaniem się do rozmowy, to dobrze Cię rozumiem. Sama kota dostaję, co chwilę ich upominam, a jak się wkurzam, to nawet przestaję rozmawiać z Krzyśkiem i czekam aż dzieciaki idą spać. Jak mi mają co chwilę przerywać to już wolę w ogóle nie gadać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widze, ze u wszystkich takie same rodzicielskie frustracje, a mi sie zawsze wydaje, ze te moje Potwory sa szczegolnie nieusluchane! :D

      Usuń
  6. U nas w tym roku przerwa wielkanocna była dłuższa niz zwykle, nasza szkoła dopiero dziś została na nowo otwarta - 25 kwietnia wypadało święto wyzwolenia, więc połączyli wszystko i była okazja na wyjzd.
    Co do zachowania Bi, to momentami jakbym czytała o Stefano. O wszystko ostatnio jest krzyk i ryk i to taki co ulicę dalej słyszą. Na podłogę się nie rzuca, ale przybiera postawę ofensywną i zdarzyło mu się raz czy dwa rzucić, że matka i ojciec są głupi. Nigdy czegoś takiego nie było, także podejrzewam, że to trochę wina szkoły, a trochę charakteru a trochę nasza (jak za dużo mu się pozwoli). Teraz też na wyjeździe miał chwilami odchyły od pionu, no myślałam, że uduszę jak staliśmy w kolejce do muzeum kina w ulewnym deszczu - zapytałam czy mogę wejść z dziećmi, a ten nie wejdzie bo nie! i jęki, że on już nie może, że nie da rady (staniem się zmęczył). No słowo daję, że bardziej się umęczę z prawie siedmiolatkiem niż niespełnia 1,5 roczniakiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Bi tez podejrzewam, ze troche winna jest szkola bo tu nastawieni sa strasznie na pochwaly i jak dziecko uslyszy nawet najdelikatniejsza krytyke od razu sie buntuje. Ale najwieksza role u nas stanowi charakter. Bi byla od urodzenia rozwrzeszczana i uparta i tak jej zostalo. ;)
      To fajna mieliscie przerwe! U na tyle wolnego to tylko w czasie przerwy bozonarodzeniowej! :)

      Usuń
  7. Z kościołem mamy podobnie a Marta ma Komunię za 3 tygodnie...
    Powodzenia z Mayą!
    Uściski:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ups... Powodzenia! :D
      Na szczescie dzieciaki w czasie Komunii sa przejete i powazne i choc raz nie pajacuja. :D

      Usuń
  8. Ja nie bardzo przepadam za Wielkanocą i zawsze jakoś mniej przykładam się do przygotowań :/ A co do komunii to trochę spędza mi ona sen z powiek i szczerze mówiąc cieszę się, że w PL jest ona teraz w trzeciej klasie, nie drugiej, bo zyskałam rok dzięki temu. a w naszym przypadku to bardzo dużo.
    Trzymam kciuki za Maję. Może to jakaś infekcja? :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My rozwazamy poslanie Bi do Komunii dopiero w IV klasie, razem z Nikiem. Moze do tego czasu spowaznieje. ;)

      Usuń
  9. Najważniejsze że święta spedziliscie razem, z tymi których kochacie... A cała reszta, to tylko otoczka. 3mam ✊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tez prawda. Chociaz fajnie jak ta otoczka tez pozytywnie wyjdzie. ;)

      Usuń