Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 21 grudnia 2018

W tym domu sie gada + przedswiatecznie + zapomniana swiateczna fota ;)

Garstka teksciorow na dobry, swiateczny nastroj. :)

*

Starsza swoim zwyczajem jest "najmadrzejsza" i na wszystko ma ostatnie slowo. Matka stara sie (naprawde!) byc cierpliwa, ale w koncu nie wytrzymuje.
"Bi, przestan sie wreszcie wymadrzac!"
Bi (oburzona): "Ja nie madrzuje sie!"

Trudna ta polska jezyk. :)


***

Teraz beda trzy teksty jeszcze urlopowe. Pierwszy - ostrzegam! - jest fizjologiczny.
Otoz, w pokoju hotelowym byla oczywiscie tylko jedna lazienka, co chwila wiec ktos sie komus dobijal do tego przybytku. Ktoregos dnia to ja siedzialam na tronie, a dzieciaki co chwila walily drzwi pytajac sie kiedy wyjde. Nik wkurzal mnie nieziemsko, bo za kazdym razem pytal czy nadal tam jestem. W lazience nie bylo nawet okna, ktorym moglam uciec, wiec burczalam na niego, polecajac, zeby zajal sie w koncu czyms ciekawszym. Po chwili slysze jak Nik odchodzac od drzwi, oglasza wszem i wobec:

"I guess mommy is still doing kupe!"

Zaiste, reszta NA PEWNO o tym nie wiedziala! :D


***

Jak (chyba) wiadomo, moj malzonek jest gleboko wierzacy, praktycznie co niedziela jestesmy wiec w kosciele. Mimo, ze Potworki zdaja sie nic tam nie robic tylko nudzic sie, gadac i dopytywac kiedy idziemy do domu, cos tam widocznie jednak w ich glowkach zostaje. Podczas cyrkowego pokazu, ktory odbyl sie w hotelu, cyrkowiec zawisl na wstazkach z rozlozonymi ramionami i uniesiona glowa.
Nik: "He thinks he's God"

Chwile pozniej jeden facet staje drugiemu na glowie, ale do gory nogami, tak, ze obie glowy sie stykaja, a rozlozone ramiona maja rowno zlaczone.
Nik: "They're making a cross, dla Bozi"


***

Cos Nik ma ostatnio "faze" na Boga. ;)
Pierniczymy. Potworki wycinaja rozne ksztalty piernikow, Kokus jednak najczesciej wybiera ksiezyc. Bi troche sie podsmiewa, ze Nik nic, tylko wycina ksiezyce. Mlodszy tlumaczy spokojnie:
"I like moon, because that's where God lives"

Wiecie wiec... Jesli zastanawiacie sie, gdzie znajduje sie to biblijne Niebo, Kokus zna odpowiedz: na ksiezycu! :D


***

Na koniec dialog zapamietany z czasu remontu kominka.
Chodzimy po markecie budowlanym, a Nik marudzi i placze o kazda pierdolke, ktora sobie akurat upatrzyl. Tlumaczymy, ze ida Swieta, ze na dniach ma urodziny, ze dostal juz prezent na Mikolajki i ze obsolutnie, definitywnie, NIC mu nie kupimy. Mlody wychodzi ze sklepu z placzem, ktory momentalnie przemienia sie w foch. Kiedy zapinam mu pasy, rzuca mi obrazony:

"Thanks for buying me NOTHING!"

Taaa... Sarkazm mamy opanowany... ;)


***

I zostalo juz tylko kilka dni do Swiat... Menu w miare poskladane, zakupy zrobione (mam nadzieje, ze nie przypomne sobie o czyms w ostatniej chwili!), prezenty wszystkie dotarly... Nie dotarly za to kartki, ktore maja przyjsc dopiero w czwartek (prawie 2 tygodnie po zamowieniu!). Rodzina w Polsce dostanie je wiec grubo po Nowym Roku, ale coz... Z mojej oraz M. familii jestem juz jedna z ostatnich dinozaurow ktore wysylaja prawdziwe kartki, wiec mam nadzieje, ze liczy sie gest... ;)
Dopisek: kartki dotarly w srode. W czwartek poszly te przeznaczone dla hamerykanckich znajomych. Do Polski pojda... pozniej, bowiem okazalo sie, ze zostaly mi tylko 2 znaczki na zagranice, musze wiec zlozyc wizyte urzedowi pocztowemu! :D

Za nami kolejny nieco zabiegany weekend. Ostatni zajety "zwyklymi" sprawami, nadchodzacy bowiem bedzie juz uplywal pod znakiem swiatecznych przygotowan, z koledami w tle...

W sobote rano Bi miala kolejne zawody plywackie. Tym razem odbyly sie w jednej ze szkol srednich (high school), co dla nas - widzow okazalo sie niezlym przeklenstwem. Obszar wokol basenu byl niewielki i tylko plywakom, trenerom oraz wolontariuszom wolno bylo wchodzic na jego teren. Trybuny znajdowaly sie wyzej i byly... malutkie. Rodzice, rodzenstwo i inni ciekawi krewni obu druzyn stloczyli sie tam jak sardynki w puszce, a ze na basenie ogolnie bylo goraco, po chwili zrobilo sie nie do wytrzymania... Dobrze, ze wszystkim bylo rownie ciezko, a ze zawody poszczegolnych dzieci byly jak zwykle rozrzucone w czasie (Bi startowala w 1, 9, 43 i 61 wyscigu), sporo osob w przerwach wychodzilo na zewnatrz schlodzic sie i rozprostowac nogi. Tak robil tez i M., zabierajac przy okazji Nika. Wtedy cieszylam sie, ze mlody ma przez chwile zajecie, nie pomyslalam jednak, ze moze sie to okazac brzemienne w skutki. Otoz, obaj wychodzili na dwor i chociaz bylo cieplo jak na grudzien - 10 stopni na plusie, to jednak roznica temperatur miedzy basenem a swiezym powietrzem byla znaczna. A Nik nie mial czapki! Efekt? W poniedzialek rano mial juz wyraznie zatkany nos! W czwartek wieczorem zas, Bi zaczela chrypiec jak stary gramofon... A tak dlugo wszyscy trzymalismy sie w zdrowiu! Od przeziebienia, z ktorym Nik bujal sie caly wrzesien oraz pol pazdziernika, wszyscy bylismy zdrowi. Az do teraz... :/

Ech... W kazdym razie, kiedy akurat siedzielismy scisnieci na trybunach, Nik po 10 minutach jeczal, ze goraco, ze nudno, ze ile jeszcze, ze on nie chce tak siedziec... Po godzinie tego marudzenia, wyciagnelam tajna, zachomikowana bron (kupiona z mysla o takich wlasnie okazjach) - gierke. Takie male, elektroniczne pudelko na baterie. I to byl strzal w dziesiatke! Przez reszte zawodow nie wiedzialam, ze mam ze soba mlodsze dziecko! I jak na codzien jestem przeciwniczka zbyt duzej ilosci elektroniki dla dzieciakow, tak tym razem ta gierka ocalila mnie od postradania zmyslow i/ lub wybuchu. ;)

Bi, jak wymienilam wyzej, miala 4 wyscigi. Dwa z nich byly druzynowe, cos na ksztalt sztafety. Jedna osoba plynie dlugosc basenu, a kiedy dociera do scianki, do wody wskakuje kolejna. I tak dalej, az basen przeplyna cztery osoby. Bi w jednej plynela na plecach, a w drugiej kraulem. Przy obu bylam jednak dosc rozproszona, wiec nie wiedzialam nawet ktora druzyna wygrala. :) Starsza miala  rowniez dwa wyscigi indywidualne - kraulem oraz stylem motylkowym i w obu zajela drugie miejsce. Poszlo jej wiec rewelacyjnie, choc Mloda spuscila nos na kwinte, bo ona chciala wygrac! Po pierwszym wyscigu trener podszedl nawet do nas do trybun i pochwalil ja za skok do wody. :)

Plynie nasza "ryba" (jak to okreslil moj tata) ;)

Sobota "nalezala" wiec do Bi, bo oboje z M. nie moglismy sie jej nachwalic i obdzwonilismy dziadkow. Okazalo sie, ze tego dnia moja starsza siostrzenica zajela tez drugie miejsce w turnieju judo, wiec byl to zdecydowanie dzien naszych dziewczyn! :D

W zeszly czwartek M. w koncu pojechal po choinke. W piatek Potworki ubraly ja, pokrzykujac na mnie, zebym nie przeszkadzala. :D W sobote przyszly ostatnie ozdoby, wiec tamtaramtam! Oto swiateczna odslona (kawalka) salonu:


Niestety, jak to czesto bywa o tej porze roku, dodajac do tego prace na pelen etat, malo mam czasu zeby siedziec i sie nim delektowac, ale ilekroc mam na to chwile, siadam i czuje sie jak w ckliwych, bozonarodzeniowych filmach. :) Dodatkowo, robiac zwykle, spozywcze zakupy, dojrzalam w sklepie taki kubeczek i po prostu musialam go miec! :)


Kawa z niego smakuje przepysznie, a dodatkowo sluzy mi jako zaklinacz pogody i przyciagacz sniegu. Chociaz poki co nie dziala i Swieta beda juz na 100% zielone i cieple (jak na grudzien). :/ W utrzymaniu nastroju, pomagam sobie wiec tez ksiazka "naszej" Asi:


Niestety, cholera, po przeczytaniu 5 rozdzialow, ksiazke zmuszona bylam odlozyc na szafke, bo tyle jest rzeczy do ogarniecia, ze wieczorami nie mam czasu na czytanie ani ksiazki ani nawet blogow... :( Podczytuje (i pisze) po trochu z pracy, ale to nie to samo...

W zeszla sobote musialam niestety wziac sie ostro za sprzatanie chalupy. Ostatnie kilka weekendow bylo tak zajetych, ze od powrotu z wakacji nie udalo mi sie posprzatac calej chalupy na raz. Owszem, sprzatalam to te czesc domu, to tamta, ale w takim ukladzie, caly czas i tak wszedzie sie nosilo. Mam tu na mysli oczywiscie glownie podloge. W sobote odkurzylam wiec i pomylam podlogi w calutkim domu, a potem bonusowo wysprzatalam lazienki. Tylko co z tego, jak przed Swietami czeka mnie runda #2, a moze i #3. :/
W sobote upieklam tez biszkopt na tort Nika. Tym razem wyszedl mi idealny! Byl wyrosniety, leciutki i pulchny, a przy tym nadal lekko wilgotny. M. stwierdzil z podziwem, ze robi sie ze mnie mistrzyni pieczenia biszkoptow, problem tylko w tym, ze za kazdym razem pieke je tak samo, a raz wychodza, raz nie. :D
Najwazniejsze jednak, ze wyszedl, bo kolejnego dnia, po kosciele i zakupach, wzielam sie za kremy. Pieklam ten sam tort co na urodziny moje, M. oraz taty, z cichutka nadzieja, ze ten wyjdzie lepszy. I wyszedl! Nie tylko biszkopt sam w sobie byl delikatniejszy i wilgotniejszy, ale tez tym razem go nasaczylam. ;) Dodatkowo, do ciemnego kremu dodalam ociupinke whisky, ktora walala nam sie po szafie. Tak tyci-tyci, dla zaostrzenia smaku. W kazdym razie torcik wszystkim bardzo smakowal. Moj tato oraz chrzestny Potworkow zjedli po dwa wielkie kawalki, co jest chyba najlepszym komplementem. Tylko solenizant we wlasnej osobie, choc swieczki zdmuchnal chetnie, torta nawet nie tknal.


Nik z ciast lubi tak naprawde tylko galaretke, ale ze w tej galaretce znalazly sie owoce, to nawej jej nie chcial sprobowac. Nastepnym razem na wierzch pokroje banany, moze wtedy zje. :D

W niedziele po poludniu mielismy wiec mini-przyjecie urodzinowe dla Mlodszego. W domu pojawil sie kolejny zestaw swiecaco - grajaco - jezdzacych zabawek. Az uszy bola, a za kilka dni kolejna fala prezentow. ;) Hitem okazal sie helikopterek, ktory lata i to, cholera, (za) szybko. Zabawka od 10 lat wzwyz, ale nawet dorosli maja problem z jej opanowaniem. Moja proba lotu zakonczyla sie tym, ze helikopter walnal w sufit (a ten w salonie mamy wysoooki!), spadl, odbil sie od pufy, przeturlal po ziemi straszac psa i zanim zdolalam go wylaczyc, rabnal jeszcze w kominek! Wiadomo, baba za kierownica! :D Ide o zaklad, ze ta konkretna zabawka nie wytrzyma u nas nawet tygodnia. ;)

Poza tym gubie sie juz komu, co i kiedy. Na poniedzialek Nik musial przygotowac plakat z jaszczurkami, bo mial prezentacje na ich temat (sam sobie wybral taki motyw przewodni). :D Oczywiscie w domu brak takiego duzego kawalka brystolu, wiec musiala matka zasuwac do sklepu. ;) Na srode Nik musial tez przyniesc kolekcje 5 przedmiotow, obojetnie co to bedzie. Oczywiscie, kto z synem przekopywal pudla z zabawkami w poszukiwaniu czegos ciekawego? No ja przeciez mam tyyyle czasu... :/
Dodatkowo, na ten ostatni tydzien "wszedzie" zaplanowane sa imprezy. Rzecz jasna, organizatorzy sa wylacznie pomyslodawcymi, ale juz materialy musza dostarczac rodzice. Bo mowa oczywiscie o imprezach dzieciecych. ;) Pomoc nie jest obowiazkowa, ale jakos tak mi glupio nie przylaczyc sie, skoro moje dziecko chodzi do danej klasy. I tak, u Bi beda dekorowac swiateczne ciasteczka. Zglosilam sie, ze przyniose 3 puszki polewy waniliowej. Pojechalam we wtorek po pracy do sklepu, a tu zonk! Polewy waniliowej brak, zostala tylko czekoladowa. Najwyrazniej biala polewa jest o tej porze roku szalenie popularna. ;)
U Nika beda mieli po prostu przyjecie. Tutaj zgodzilam sie dostarczyc soczki i na szczescie tych w sklepie nie brakowalo. ;) Dodatkowo, koordynatorka druzyny plywackiej, postanowila urzadzic impreze na basenie zamiast srodowego treningu! Poprosila o zbiorke po $3 od rodziny na pizze oraz przyniesienie innych przekasek. Tu znow stwierdzilam, ze najprosciej dla mnie bedzie dostarczyc soczki. ;)
A na piatek musialam pamietac, zeby spakowac Potworkom kocyki oraz ksiazki, bowiem mieli ogolnoszkolne czytanie. Piatek w ogole byl dla dzieciakow dniem rozrywkowym, bowiem mieli wspomniane czytanie, apel polaczony ze spiewaniem swiatecznych (w to zalicza sie Boze Narodzenie, ale tez Hanukkah i Kwanzaa :D) piosenek oraz klasowe przyjecia swiateczne. Mysle, ze nauki to tego dnia nie bylo za grosz... ;)

Jakbym malo miala na glowie, to na wtorek obiecalam Potworkom pieczenie piernikow. Wtorek jest dniem strategicznym, bowiem w poniedzialki i srody wieczory spedzam na basenie. ;) Niestety, na ten wtorek mialam tez zaplanowane zakupy w polskim sklepie oraz musialam podjechac do hamerykanckiego supermarketu i do taty, dla ktorego wypelnialam pewne formularze (dluuuga historia), marnujac 2 godziny mojego cennego, wieczornego czasu... :/
Tego dnia w pracy bylo wyjatkowo spokojnie. Brakowalo szefa, jeden kolega pracowal z domu, kolezanka wyszla wczesniej na umowiona wizyte u dentysty. Korzystajac ze spokoju, rowniez ja ucielam nieco godziny, majac nadzieje wrocic do domu o rozsadnej porze. Tiaaa... Zanim objechalam jeden sklep, drugi, wpadlam do taty i w koncu dojechalam do domu, zrobila sie 17:30. Zanim sie lekko ogarnelam, przebralam, rozladowalam zmywarke, zaladowalam do niej brudy ze zlewu, a na koniec zrobilam miejsce na blacie, byla 18:30. A Potworki deptaly mi po pietach, dopytujac kiedy bedziemy w koncu piec?! :)
Gdy wreszcie sie za to zabralismy, dwie godziny minely niewiadomo kiedy, ale byl to czas fantastycznie spedzony!

Mialo byc piekne zdjecie na pamiatke, a tu Nik wyglada na przestraszonego, a Bi pajacuje... ;)

Troche bylo rywalizacji, troche przekomarzania, ale ogolnie Potworki pracowaly zgodnie i nawet sobie pomagaly, co jest bardzo niecodzienne. To chyba ta bozonarodzeniowa atmosfera pokoju i milosci. :) Moja rola ograniczala sie do walkowania ciasta oraz wkladania i wyjmowania kolejnych partii z piekarnika. Reszta zajely sie dzieciaki, ja tylko nadzorowalam i pilnowalam, zeby nie pozerali surowego ciasta, bo ono przeciez tak kuszaco pachnie. ;)
Efektem pracy byly dwa kopiaste talerze piernikow. Trzy pierDniki zniknely w paszczy Kokusia. ;) Obawiam sie, ze przy dekorowaniu, kilka kolejnych sie tajemniczo ulotni. :D


W srode rano Nik mial bilans 6-latka. U nowego pediatry nadal lekko sie gubie. Bilans Bi w czerwcu mialam wrazenie, ze zrobiony byl tak "na odpieprz". Zwazyli, zmierzyli, osluchali, sprawdzili wzrok i tyle. Odbyl sie on nawet nie z lekarzem, tylko z pielegniarka. Z Nikiem spodziewalam sie czegos podobnego, tymczasem bilans przeprowadzil doktor i oprocz standardowych pomiarow sprawdzil Mlodszemu kregoslup, sposob chodzenia, refleksy (popukal w kolanka), pomacal czy jajka (:D) zeszly do moszny oraz kazal nasiusiac do kubeczka. Zrobil nawet wymaz z gardla, bo Nik akurat sie przeziebil i mial je zaczerwienione. Nie wiem czy dokladniejszy bilans to przypadek, czy komus pomylil sie wiek Kokusia i zaznaczyl go jako dziecko rozpoczynajace szkole (pamietam, ze wtedy oba Potworki byly dokladniej przebadane). Kiedy go rejestrowalam, panie pytaly bowiem czy Mlodszy idzie do zerowki. Odpowiedzialam, ze nie, jest w I klasie. Panie na to, ze "Aaaa... idzie do I klasy w nastepnym roku?". Sprostowalam, ze nie, ze w kolejnym roku szkolnym idzie juz do II i dopiero administratorki sie ocknely, ze "A, on ma 6 lat!". O ludzie! :D
Niestety, lekarz zaserwowal mi tez wyklad na temat szczepien na grype. W sensie, ze popelniam ogromny blad nie szczepiac Nika. Cisnienie mi skoczylo, ale ugryzlam sie w jezyk i nic nie powiedzialam. Moja mina mowila jednak chyba sama za siebie, bo doktorek dodal, ze to oczywiscie moja decyzja, choc powinnam ja przemyslec. Coz... Za rok wysle M., bo nie lubie sie klocic, a za stara juz jestem zeby sluchac wykladow. ;)
W kazdym razie, dane "techniczne" Kokusia mnie nieco zaskoczyly, ale pozytywnie!

waga - 22.7 kg
wzrost - 118.7 cm

To praktycznie identycznie jak u 6-letniej Bi, ktora wazyla 22.9 kg i mierzyla 118.9 kg. Niesamowite! :D W pierwszych 3 latach zycia tez szli leb w leb, ale przez ostatnie dwa lata Nik znacznie od siostry odstawal, bedac o kilka cm nizszym oraz srednio o kg lzejszym. Najwyrazniej jednak albo konczac 6 lat Bi zwolnila tempo wzrostu, albo Kokus wreszcie przyspieszyl, bo znow sie wyrownali. :) Dziwne, bo patrzac na Nika, ktory dla mnie nadal jest malenstwem, nie moge sobie przypomniec, ze Bi tez byla taka malutka...

W srode wieczorem jak wspomnialam, na basenie odbylo sie przyjecie swiateczne dla druzyny plywackiej. Okazuje sie, ze to byl pierwszy raz kiedy zorganizowano cos takiego i niestety widac bylo te amatorszczyzne. :D Zaproszone byly wszystkie trzy poziomy na te sama godzine i rozumiem  ze organizatorka uznala, ze tak bedzie latwiej - jedno przyjecie zamiast 2 - 3. Niestety wiekszosc imprezy to byly zabawy w wodzie, a nie ukrywajmy, w grach 6-8 latki nie beda mialy wiekszych szans z dzieciakami 12-14 letnimi. Dzieci bylo okolo 50, a wiec sporo i przy jednej z zabaw az stalam na brzegu basenu i nie spuszczalam oka z Bi. Gra wygladala bowiem jak pilka reczna w wodzie. Dwie druzyny mialy za zadanie zdobyc pilke i strzelic "gola", czyli odbic ja o przeciwlegla krawedz basenu. Teraz wyobrazcie sobie piecdziesiatke dzieciakow, lecacych na oslep przez wode. Te starsze rzucaly sie nie patrzac, ze pod nogami maja maluchy, ktorym glowy ledwie wystaja nad powierzchnie. To cud, ze nikt sie nie utopil, naprawde. Na podwyzszeniu co prawda siedziala ratowniczka, ale to byl taki chaos, wzburzona woda i kilkadziesiat cial przez te wode lecacych, ze ja, skupiajac wzrok tylko na moim dziecku, mialam czasem problem, zeby je zlokalizowac. Nie wyobrazam sobie upilnowac calej gromady. Moze i jestem nadopiekuncza, ale zupelnie mi sie ta zabawa nie podobala i zamierzam napisac na jej temat do koordynatorki, tylko jeszcze nie wiem jak zrobic to dobitnie ale w miare uprzejmie. ;)

Wszystkie dzieciaki tak siadaly, a jedna z instruktorek chodzila naookolo, goniac je, zeby trzymali zarcie daleko od wody :D

Nie musze oczywiscie dodawac, ze Bi sie podobalo i gdzie ja w myslach uznalam, ze za rok sobie odpuszcze te "przyjemnosc", Starsza oznajmila, ze ma wielka ochote na kolejna taka impreze... ;) Oczywiscie male zgrzyty sie pojawily. Do gry podzielono dzieci na dwie grupy i Bi zostala rozdzielona z psiapsiolka. Tamta szybko skumala sie z jakas inna dziewczynka i biegala za nia jak w amoku, na Bi nawet nie spogladajac. Starsza sie oczywiscie poplakala na takie traktowanie. Na koniec za to, kiedy juz (w koncu!) wychodzilysmy, okazalo sie ze w folderach znajduja sie juz wstazki za ostatnie zawody. Bi otrzymala swoje za dwa drugie miejsca w wyscigach indywidualnych, a oprocz tego wstazke za drugie miejsce w jednej ze sztafet i niespodziewanie za pierwsze miejsce w innej sztafecie!

"Medale", hihihi...

Bi oczywiscie cala w skowronkach, tymczasem jej kolezanka poplakala sie, ze ona tez chce niebieska wstazke, bo ona nigdy nie zajmuje pierwszego miejsca! ;) Zeby bylo smieszniej, ona rowniez miala plynac w tej sztafecie, ale tuz przed nia poszla do toalety i zabawila tam nieco za dlugo. Kiedy nie zjawila sie na przygotowania do wyscigu, na jej miejsce podstawiono inna dziewczynke. A. zjawila sie tuz przed startem, ale wtedy juz wszystko bylo gotowe, dziewczyny przygotowane i w koncu nie poplynela. I pechowo w tym akurat wyscigu ich druzyna zajela pierwsze miejsce! :D No, ale to juz tylko nauczka na przyszlosc, zeby pilnowac numerow wyscigow i potrzeby fizjologiczne zalatwiac z duzym wyprzedzeniem (chyba ze to nagly przypadek, to wiadomo ;P). Ja tez korzystajac z dluzszej przerwy, zeszlam z trybun i zabralam Bi do lazienki, choc nie bardzo chciala. Obawialam sie jednak, ze przyjdzie i powie, ze musi siusiu akurat kiedy trzeba sie przygotowac do wyscigu. Trenerzy wiedzac, ze roznie to bywa, ustawiaja dzieciaki w kolejce juz okolo 10 minut wczesniej. Jesli nie ma dziecka, podstawiaja na to miejsce inne i sorry batory, ale jak sie nagle znajdziesz, to moze byc za pozno. ;)

W czwartek wieczorem trzeba sie bylo zabrac za dekorowanie piernikow, bowiem plan byl, zeby podarowac je nauczycielkom, a wiadomo, piatek byl ostatnim dniem szkoly. Potworki zabraly sie raznie do roboty, ale strasznie kusil ich lukier i oprocz dekorowania, sporo bylo oblizywania tubek. ;) Dodatkowo, 5 albo 6 (stracilam rachube) piernikow zniknelo w Kokusiowej (i nie tylko) paszczy. ;)

Zaczynamy!

Podczas calej operacji, Maya ulokowala sie sprytnie pod stolem.

A wyglada tak niewinnie, no obraz psiej milosci... Tak naprawde chodzi jej tylko o wyzerke :D

Madry psiur wie, ze jak dzieciaki robia cos na stole, to bedzie z niego spadac "manna", prosto w lakoma paszcze pieska. :) I rzeczywiscie, dwa pierniki spadly i zostaly pozarte zanim ktokolwiek zdazyl zareagowac. ;) Dobrze, ze tylko dwa, bo Maya niestety nie jest psem o mocnym zoladku i nawet te nedzne dwa pierniki przyplacila... sraczka. Ech... :/

Stwierdzam, ze jesli w przyszlym roku wpadne na pomysl, zeby podarowac sasiadom oraz nauczycielkom pierniczki, musze podwoic przepis. W Potworkach obudzil sie bowiem duch szczodrosci i kiedy polecilam, zeby zapakowaly paczuszki dla wychowawczyn, natychmiast odezwaly sie nawolywania, ze "A ja chce jeszcze dla tej pani!", "I dla tamtej!" "A ja mam jutro w-f i chce dac pierniki panu!", "A ja mam hiszpanski i chce dac pani od hiszpanskiego!". W ten sposob, z 4 planowanych torebeczek z piernikami zrobilo sie 10! :O

Gotowe paczuszki, oparte o dzielo Kokusia - balwana wykonanego w szkole ze... skarpety :D

Dla nas zostala doslownie garsteczka piernikow, ktora wieczorem powiesilam na choince, a kolejnego ranka zostaly z owej choinki niemal kompletnie wyzarte. :D

Przez JEDEN wieczor mozna bylo odszukac na choince taki widok ;)

Ja w tym roku zjadlam cale DWA pierniki i to tylko dlatego, ze Potworki udekorowaly je specjalnie dla mnie. Oba w ksztalcie serduszek. :* Dziecieca milosc jest nisamowicie wzruszajaca w swej prostocie.
Moze w czasie miedzyswiatecznym upieczemy wiecej, bo M. chyba nie uszczknal ani jednego! ;)

A na koniec Moje Drogie, poniewaz watpie zebym tu jeszcze wpadla na dluzej przez nastepne kilka dni:

Wesolych Swiat Bozego Narodzenia!
Czasu wspaniale spedzonego z Najdrozszymi!!!
Czegos fajniejszego niz rozga pod choinka! ;)
I Zdrowia (wiem co pisze, bo oba Potwory chrypia)!!!
Tak sie spieszylam, zeby opublikowac posta, ze zapomnialam o zdjeciu! :D

zycza Potworki i ich Matka ;)

22 komentarze:

  1. Dla Was rowniez sle najlepsze zyczenia BozoNarodzeniowe: zdrowia, dobrego humoru, milej zabawy i fajnych prezentow pod choinke!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze zdrowiem to srednio wyszlo, ale reszta sie sprawdzila! ;)

      Usuń
  2. "They're making a cross, dla Bozi"
    <3 uwielbiam go :D:D
    Nikt tak nie wprawia w nastrój świąteczny jak "Nasza" Asia :D

    Z okazji zbliżających się świąt życzę wam: rodzinnej atmosfery, pięknych chwil, duużo dobrego żarełka i ... spokoju
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokoju?! Przy tej dwojce Potworow?! Noelko, badz realistka! :D

      Usuń
  3. Piękny ten kominek.. Taki świąteczny ślicznie się prezentuje! 😍 Kochana, Wam też zdrowych! Spokojnych i rodzinnych świąt! Pozdrawiamy z Górnego Śląska 😁😁😁😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kominek prezentuje sie super! Nie wiem, co z nim zrobie kiedy posciagam wszystkie ozdoby i zostanie taki lysy. :D

      Usuń
  4. Ciepłych i rodzinnych Świąt. Bo wesoło będzie z pewnością 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bylo wesolo, nienaturalnie cieplo jak na grudzien i rodzinnie w miare naszych skromnych mozliwosci! :)

      Usuń
  5. Wspanialych Świąt! Niech będą takie o jakich marzysz!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Khem... No nie do konca byly, ale w sumie sie udaly! ;)

      Usuń
  6. Wesołych Świąt dla Was ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Wesołych świąt Agatko! Spędzonych w miłym rodzinnym gronie. Odpoczynku od codziennych spraw i obowiązków :) I wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpoczynek byl az za dobry, bo sie do pracy na dobre wracac nie chcialo! ;)

      Usuń
  8. Ja co prawda już poświątecznie, ale dziękuję za życzenia i również życzę Wam wszystkiego najlepszego na tą resztę świątecznych dni.
    Jak zwykle niesamowicie się uśmiałam przy rozmówkach.
    Gratuluję Bi takich wyników, naprawdę świetnie jej idzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejne zawody w ten weekend, zobaczymy jak pojdzie jej tym razem, bo duzo zalezy chyba od przeciwnej druzyny i jej formy. ;)

      Usuń
  9. Uff nadrobilam dwa posty 😁 kominek i kubek mnie urzekly- na prawde jak z filmu!
    Najlepszego na ten ostatni jeszcze dzien świąt! Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihihi, u nas nie ma drugiego dnia Swiat! Taka bieda! ;)

      Usuń
  10. Całujemy świątecznie :) Teksty jak zwykle doskonałe :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem co ja zrobie jak mi Potwory zmadrzeja i przestana serwowac takie teksty! ;)

      Usuń
  11. Pięknie świątecznie u Was :)
    Kubek i książka urocze - pomogły? U nas pogoda była mieszana, był i śnieg i deszcz, jak w marcu ;)
    Salon uroczy. Ja pierwszy raz po 10 latach, postawiłam choinkę przy kominku... nie wiem czemu tego wcześniej nie robiliśmy. Bajka, po prostu bajka :)

    Gratulacje ogromne dla Bi i siostrzenicy - zdecydowanie ten dzień należał do nich :)

    A rozmówki jak zawsze wymiatają. Magia dzieciństwa :)
    "I guess mommy is still doing kupe!" padłam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Humor toaletowy kroluje! ;)
      My mielismy straszny dylemat, co do tego, gdzie ustawic choinke. Przesuwalismy kanapy, przymierzalismy sie... Ale tak chyba bylo najlepiej. Zobaczymy czy za rok wymyslimy jakies inne ustawienie. ;)
      Kubek nic nie dziala. ;) Cieplo jest i jak cos pada, to albo centymetrowa warsteweczka, albo deszcz. :/

      Usuń