Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

wtorek, 4 września 2018

Dlugi weekend, czyli choroby wieku dzieciecego, ktore wykanczaja (nerwowo) doroslych

Jest taka choroba dotykajaca najczesciej dzieci ponizej 5 roku zycia. Starsze dzieciaki oraz dorosli rowniez moga sie zarazic, ale zdarza sie to znacznie rzadziej...
Nik ma 5 lat i 8 miesiecy, wiec powiedzmy, ze "zalapal" sie na ostatnia chwile. :D

Pochodzil sobie chlopak do szkoly cztery dni i juz w czwartek dostalam maila od wychowawczyni, ze po poludniu sie pokladal i wydawal jakis cieply. Jechalam po pracy do swojego lekarza, wiec puscilam wiadomosc do meza, zeby dziecku zmierzyl temperature.
38.1. A kuzwa taka mac. To sie do szkoly nachodzil. :(
Ale spokojnie. Upaly byly nieziemskie, w szkole klimatyzacji brak, moze po prostu go przegrzalo (chociaz udar cieplny to tez nic fajnego...).
Po powrocie do domu oceniam sytuacje. Dziecko z obnizona goraczka szaleje jak zdrowe. Wezly chlonne zdecydowanie powiekszone. A wiec nie przegrzanie. Kataru, kaszlu brak. Uszy nie bola. Zagladam w gardlo. Na podniebieniu jakies czerwone plamy, hmmm... Pod wieczor temperatura znow podchodzi pod 38 stopni. Na szczescie nie wyzej. Pobudka o 4:18 nad ranem. Dziecko gorace, ale temperatura "tylko" 37.8. Co robic, rano zostawilam syna z dziadkami (co za szczescie, ze jeszcze sa!), a sama wsadzilam Bi w szkolny autobus, po czym pojechalam do pracy i zaczelam dobijac sie (telefonicznie) do pediatry.
U lekarza, oprocz gardla, ktore wygladalo na "szkarlatynowe" (ale test okazal sie negatywny), odkrylismy z doktorkiem drobniutka wysypke na stopach mlodego delikwenta. W ten sposob padla diagnoza:

Bostonka.

Zawsze musi byc ten pierwszy raz. :D Tutaj to plaga zlobkow i przedszkoli, a takze mlodszych klas szkol podstawowych. Az dziw, ze oba Potworki przeszly przez przedszkole, pozniej zerowke, a Bi rowniez I Klase i zadne tego swinstwa wczesniej nie zlapalo...

Nik pochorowal sobie w piatek, po czym w sobote goraczka juz nie wrocila, dziecko szalalo i wrocil mu apetyt. Za to Bi zaczela narzekac na bol gardla... :/
Ludzilam sie, ze moze to tylko jej marudzenie z zazdrosci o uwage poswiecona bratu... Niestety, w niedziele rano zaczela byc jakas niewyrazna. W poludnie zaczela narzekac na zimno, a ze w domu mielismy 26 stopni, zmierzylam jej temperature. 38.5. Ech... Podalam slabszy srodek (odpowiednik paracetamolu), zmierzylam jeszcze raz po 1.5 godziny, a tam... 38.9. Rownie dobrze moglam podac jej soczek. :( Dalam ibuprofen i dopiero wtedy w koncu goraczka spadla, a Bi wstala z kanapy, na ktorej przysypiala i zaczela sie bawic. Idac spac temperature miala znow 37.6, ale to za malo, zeby podac jej lekarstwo. Poza tym mialam nadzieje, ze skoro Nikowi tak szybko przeszlo, to moze i Bi juz choroba odpusci. Niestety, zanim sama sie polozylam, zmierzylam jej na spiocha temperature, ktora pokazala 39.5 stopnia! :O

W ten wlasnie sposob, dzieki Potworkom zmarnowalismy ostatni letni dlugi weekend. :(
Od poczatku nie planowalismy zadnego dalszego wyjazdu, bowiem to koncowe dni tesciow w Hameryce, wiec M. chcial spedzic z nimi jak najwiecej czasu. Poniewaz jednak od niedzieli pogoda znow miala zrobic sie goraca i wilgotna (w piatek oraz sobote mielismy krotkie ochlodzenie), myslalam o zabraniu Potworkow nad ocean, bowiem to juz naprawde ostatki lata. No ale niestety... :(
W sobote, kiedy oba Potworki czuly sie w miare niezle, malzonek moj wraz z tata robili cos przy jego aucie. Rozlozyli sie z narzedziami na calym podjezdzie, blokujac mi tym samym wyjazd z garazu. Cos im tam przy okazji nie wychodzilo i po minie M. widzialam, ze poproszenie aby wyzbieral caly ten balagan i go przesunal, zaowocuje klotnia, wiec odpuscilam. Z braku mozliwosci jazdy gdziekolwiek autem, zabralam dzieciaki na przejazdzke rowerowa.

Proba selfie podczas odpoczynku na moscie - zupelnie nieudana ;)

Wystarczylo pol godziny abym obiecalam corce, ze wiecej nie biore jej ze soba. ;) Bede jezdzic z Kokusiem. Tyle marudzenia dawno sie nie nasluchalam.
"Dlaczego tak daleko?! Ona nie chce przejechac na druga strone drogi i pojechac na inna czesc szlaku! Ona chce juz wracac! Czemu nie przyjdziemy tu na piechote?! Bo ona nie chce jechac na rowerze, ona chce spacerowac z Maya!", itd.
Nie docieralo, ze to od poczatku miala byc przejazdzka, a nie spacer. Ze na piechote nie przeszlibysmy nawet polowy dystansu, ktory przejechalismy na rowerach. Ze i ja i Nik mielismy jeszcze mnostwo sil i ciekawosci co lezy dalej. Nie, ona uparla sie, zeby wracac i tak dlugo jeczala, az w koncu stwierdzilam, ze albo zawroce, albo udusze ja na miejscu. Wybralam to pierwsze. ;)

Na niedzielne popoludnie mielismy zaplanowanego pozegnalnego grilla dla tesciow oraz ciotki M., ktora wraca na stale do Polski. Nic wielkiego, ot zaprosilismy mojego tate oraz faceta owej ciotki (chociaz co to za "facet", skoro zostawia go bez skrupulow i wyjezdza na inny kontynent?). Poprzedniego wieczora upieklam sernik, tesciowa zrobila salatke jarzynowa, poza tym jakies zeberka, jakies kielbaski i impreza jak malowana. ;) Oczywiscie ciotka jak to ciotka, na przyjecie jak by nie bylo na swoja "czesc", spoznila sie prawie 2 godziny. ;)
Pomiedzy porannym kosciolem, aplikowaniem Bi lekow przeciwgoraczkowych, a popoludniowym spotkaniem, postanowilam jeszcze skoczyc na zakupy ubraniowe, zeby choc czesciowo zaopatrzyc Potworki w jesienno - zimowe ciuchy. Wrocilam ze stosem fatalaszkow, chociaz co do spodni Nika nie ludze sie, ze wytrzymaja zbyt dlugo. On srednio co miesiac ma przynajmniej dwie pary do wyrzucenia i wymiany, bo rwie je na kolanach w tempie ekspresowym. ;) Udalo mi sie jednak dostac pare niezlych rzeczy, a takze po fajnej kurtce jesiennej dla kazdego, wiec jestem zadowolona. :)

Poniedzialek zas to byla porazka. W zeszlym tygodniu, jak tylko prognozy pokazaly 34 stopnie i 70% wilgotnosci, pomyslalam - ocean! Pozniej, kiedy okazalo sie, ze Potworki "postanowily" akurat teraz sie rozchorowac, stwierdzilam, ze moze chociaz nasze pobliskie "brudne" jeziorko, jesli beda sie w miare dobrze czuli. ;) Lekarz dal zielone swiatlo na wycieczki, byle nie w duze, zamkniete skupiska dzieci. Niestety, w poniedzialek temperatura Bi byla niepewna. Caly dzien oscylowala wokol stanu podgoraczkowego. Po poludniu chwilowo spadla do normalnej, ale dziecko nadal bylo blade i odmawialo jedzenia. Nie chcialam z nia nigdzie jezdzic w obawie, ze nagle znow wroci jej goraczka, a ja bede pol godziny od domu. I tak utknelismy. Kiedy czula sie troche lepiej, Bi marudzila, ze chce na plac zabaw. Kiepski pomysl. ;) Umowmy sie, ze skapany w sloncu plac, przy 34 stopniach, to nie najlepsze miejsce na zabawe. Starsza jednak tego pojac nie chciala, wiec skonczylo sie placzem, tupaniem nogami oraz wyrzucaniem mi, ze ona jest chora, a ja jestem dla niej mean (= pol: wredna). :D
Koniec koncow, przy takim upale, caly dzien snulismy sie od kanapy w salonie do krzesel na tarasie oraz od cienia na patio po lozko u gory (niektorzy przeczekiwali gorac urzadzajac sobie sieste). :/ Kompletnie zmarnowany dzien... Tylko Potworkom, kiedy Bi spadla goraczka, pozwolilam wykapac sie w naszym basenie.

Na szczescie bostonka nie przeszkadza w wodnych kapielach...

Psikanie woda na odleglosc to niezla zabawa...

Najfajniej jednak pryska sie psa, ktory niezmordowanie wraca na bicze wodne :D

Niestety, wieczorem temperatura Starszej znow podskoczyla do 38.6. Cholerne wirusisko... :/

*

Zanim jednak choroby pokrzyzowaly nam wszelkie plany, w zeszlym tygodniu, pomimo rozpoczecia szkoly, nadal korzystalismy z lata. Jednego dnia byl taki upal, ze zabralam Potworki na pobliski duzy basen, zeby samej zanurzyc sie i poplywac.

Wielka woda ;)

Podwodne akrobacje Bi :D

Innego dnia M. wyszukal dla Nika w ogloszeniu wiekszy rower. Mimo, ze obecny kupilam mu rok temu, w tym okazal sie juz przymaly. To znaczy, pewnie rozmiarowo bylby jeszcze ok, ale dla spokojniejszego jezdzca, ktory nadal uzywa bocznych kolek. Nik na rowerze to istny szogun, ale z powodu malych kol (16 cali), zeby rozwinac pozadana predkosc, musial sie niezle napedalowac. Na naszych rodzinnych przejazdzkach najbardziej sie meczyl, bo pedalowal jak szalony, zeby nas przescignac (nie zebysmy mu na sile uciekali, po prostu na duzych kolach ledwie machnelismy nogami, a zostawialismy go daleko w tyle). A ze na ktoryms kempingu pokazal, ze potrafi swietnie jezdzic na rowerze Bi (oprocz schodzenia z niego, kiedy rozkwasil sobie nos upadajac, bo nie dosiega palcami do ziemi), wiec M. postanowil znalezc mu wiekszy pojazd juz w tym roku. Rower z kolami na 20 cali (taki ma Starsza)jest jeszcze za duzy, ale 18-nastki okazaly sie idealne. A ze przy okazji pojazd jest niebieski, to Nik jest w siodmym niebie. ;)

Nowa fura ;)

We wtorek (czyli dzis! :D), po dlugim weekendzie, Mlodszy pomaszerowal (pojechal school bus'em :D) juz do szkoly, za to Bi zostala z dziadkami. ;) Ciesze sie, ze jeszcze przez kilka dni ich mam, szczegolnie, ze tego samego dnia... szkoly znow zamkneli wczesniej z powodu upalu! ;)
Przy okazji okazalo sie, ze po czwartkowej zabawie z sasiadkami, Bi sprzedala wirusa dwom z nich. Nika trzymalam z daleka, ale Bi musiala juz wowczas zarazac, choc zadnych symptomow nie miala. :/ W niedziele rozlozylo najmlodsza sasiadeczke - 4-latke, a w poniedzialek jej siostre - kolezanke z klasy Bi. Epidemia na cala ulice (i pol szkoly zapewne)! ;) Niestety, ale przy goracu i wilgotnosci wszystkie bakterie oraz wirusy mnoza sie az milo...

W srode ide na spotkanie organizacyjne w Polskiej Szkole.
A! Zapomnialam napisac, ze dostalam od nich list z przydzialem klas i jestem wsciekla, bo mimo, ze w formularzu rejestracyjnym wpisalam Bi do II Klasy, a Nika do I, oni przydzielili ich rocznikowo i Bi ma isc do I Klasy, a Nik do zerowej (szkola przyjmuje dzieci wg. tradycyjnego polskiego rozdzialu - 7-latki do I klasy, 6-latki do zerowki). Wkurzona jestem niemozliwie, ale nie wiem gdzie uderzyc z reklamacja. Bi mysle, ze ta I Klasa by nie zaszkodzila, oprocz tego, ze w II zna troje dzieci i caly czas ma nadzieje, ze z ktoryms bedzie w klasie. Wyglada jedak, ze nie bedzie. :( Nik za to w Hamerykanckiej szkole juz czyta i pisze, wiec jesli ma w polskiej uczyc sie od nowa literek (a to robia wlasnie w zerowce), to zanudzi sie na smierc! Obawiam sie, ze zakumpluje sie z jakims kolega i z nudow bedzie gadal i rozrabial, pani bedzie go upominac i Mlodszy, ktory juz teraz upiera sie, ze nie chce chodzic do Polskiej Szkoly, w ogole zacznie odstawiac mi histerie w protescie. :/
Jestem wiec zla. To MI zalezalo, zeby Potworki chodzily do tej szkoly (M. uwaza, ze to im do niczego niepotrzebne), ale teraz coraz czesciej zaczynam miec watpliwosci.
Szkola ma dodatkowe kolka taneczne, teatralne oraz chorek i pomyslalam, ze Bi bylaby bardzo chetna na cos takiego. Ale nie bedzie chodzic, bo okazalo sie, ze nie dosc, ze musialabym ja dwa razy w tygodniu wozic na proby (chcialabym wiedziec dlaczego raz nie wystarczy?), to jeszcze za kolka zainteresowan trzeba dodatkowo zaplacic! Nie dosc, ze place $600 za szkole (nie mowiac o $75 wpisowego) oraz kolejne $70 za podreczniki, to jeszcze mam dodatkowo placic $100 za tance? Nie, dziekuje! :/
A! Kazda rodzina ma obowiazek odhaczenia 5-godzinnego dyzuru w szkole! Jesli ktos chce sie od dyzuru wymigac, musi... zaplacic (co za niespodzianka!) $100! Trzepia kase na kazdym kroku! :/

To chyba tyle z najnowszych wiesci. Mimo, ze ma byc zimno, deszczowo i paskudnie, czekam juz na kolejny weekend. Dzieki zydowskiemu swietu - Rosh Hashanah, bedzie on dlugi. Szkoly zamkniete, instytucja dziadkow wraca do Polski, a wiec matka zmuszona jest wziac dzien wolny. I wcale sobie nie krzywduje. ;)

Pa pa!!!

35 komentarzy:

  1. Ehh bostonka... Junior zaliczyl ja w listopadzie jak bylam juz w ciązy i na wszelki wypadek zostal oddelegowany do dziadków

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas na szczescie miala bardzo lagodny przebieg. Niestety ta choroba jest podobno wywolywana przez kilkanascie roznych wirusow, wiec nawet jesli sie ja przeszlo, mozna zlapac ponownie.

      Usuń
  2. Ano tak.. zaczyna się... Mówisz, że po 5 latach to mija? :) Przyznam, że nie mogę się już doczekać. U nas wciąż albo katar albo przeziębiony pęcherz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie mija. Ale szansa zakazenia znacznie maleje. ;)
      Nas katar przechodzacy w zapalenie uszu przeczolgal strasznie w zeszlym roku... :/

      Usuń
  3. Ah te choróbska!
    Ładny ten Wasz domek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje! Domek z zewnatrz srednio mi sie podoba, ale coz, taki sie trafil. ;)

      Sezon na chorobska uwazam za oficjalnie otwarty. :(

      Usuń
  4. Współczuję bostonki.
    I humorków chorej Bo. Jakbym Starszaka słyszała. A z polską szkołą trochę lipa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No lipa, ale po pierwszym oficjalnym dniu jestem troche lepiej nastawiona...

      Usuń
  5. Mspolczuje choroby, co za paskudztwo. Sama drżę na myśl o roku szkolnym i związanym z nim chorobach. Co do polskuej szkoły nie dziwię się że się wkurzylas, nieźle sobie liczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawde, zdzieraja ile wlezie! :/

      U Was z chorobami gorzej bo Malutki moze zlapac. U nas na szczescie dzieci starsze, to zlapia, pochoruja i przejdzie. Ale pamietam, ze kazda choroba kiedy byli niemowletami, to byla tortura. Meczyly sie dzieci i rodzice razem z nimi...

      Usuń
  6. Współczuję choróbska! Szkoda, że przez to zmarnowaliście weekend z taką ładną pogodą.. Zdrowia dla dzieciaków życzę!

    Teście wyjeżdżają? To pewnie się cieszysz ;) Wreszcie sypialnie odzyskasz ;)

    Miłego długiego weekendu!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sypialnia odzyskana, ale wyjazd tesciow tym razem jakos mnie zbytnio nie ucieszyl...

      Bi sie wykaraskala dosc szybko. Nik zlapal katar trwajacy juz ponad tydzien. Dzis rano Starsza bolal brzuch. Czyli typowy sezon chorobowy... ;)

      Usuń
  7. Chorujacych i opiekujacych sie chorujacymi serdecznie zaluje. Ale jak widac, zawsze przez jakies wirusy trzeba przejsc, przeczolgac sie, i w koncu wyzdrowiec.
    A z polska szkola wyglada, ze (jednak troche) nacielas sie. Ciagna kase, bez zenady. Jak juz dorwali klientow, to nie maja wstydu. Troche to kiepskie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ta Polska Szkola to rzeczywiscie skarbonka bez dna... Na szczescie po rozpoczeciu roku jestem troche spokojniejsza...
      Wirusy nie odpuszczaja. Strach wyjsc do ludzi. Wolalabym sie zabunkrowac w domu na cala jesien i zime. ;)

      Usuń
  8. Proszę zgłosić to do pani dyrektor i dzieci pomimo rocznika zostana przesunięte o klasę wyżej. Jeżeli Bi zna cały polski alfabet z dwuznakami i potrafi juz czytac to dałaby sobie rade w klasie II. Procedura jest prosta- proszę zgłosić do dyrekcji, a dyrekcja wyśle dzieci do nauczyciela, który zrobi krotki test z czytania i podejmie decyzje czy dziecko sobie poradzi w wyższej klasie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje za sugestie. Coz, rozmawialam z nauczycielka, ale nie zgodzila sie na przeniesienie. Tyle, ze Bi dwuznakow oraz polskich liter rzeczywiscie nie zna. No nic, moze ta I Klasa jej nie zaszkodzi...

      Usuń
  9. Dotarlam do Ciebie- nareszcie :)
    Tradycyjnie duzo wiadomosci i nie wiem od czego zaczac.... zdrowka zycze, teraz na przyszlosc- obiecuje, ze kiedy sie wychoruja i bedzie spokoj ;) perypetie szkolne, kto ich nie zna...a jak jeszcze poczytam o polskiej, ktora nie wykazuje sie dobra wola... to ma troche mieszane uczucia...
    Jak juz ktos napisal- wrocisz do wlasnego lozka ;) ale moze i za reszta zatesknisz?? Pan Maz zapewne.. ;)Mamusia??
    Pozdrownia za ocen!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maz chodzil jak struty przez pare dni. Mi tez brakuje obecnosci tesciow (a moze gotowego obiadku i odkurzonego domu? :D), ale rzeczywiscie ciesze sie powrotem do wlasnego lozka i lazienki. ;)
      Poczatkek roku szkolnego mnie wykancza. Jak zwykle na hurra zaczyna sie to i tamto i kupa dodatkowych zajec oraz papierow do wypelnienia. A oprocz tego praca i chwilami wymiekam...

      Usuń
  10. Hej, zaczęla mi się już praca, w dodatku od rana do nocy, więc zaglądam rzadziej. Ale jestem i wpadam z życzeniami zdrówka! Mam nadzieję, że Was i nas choróbska będą omijać. A dzieci zwłaszcza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zycze tego i nam i Wam! ;)

      Wspolczuje Ci, bo moja siostra jest nauczycielka i zawsze opowiada jak ciezko jest wrocic do pracy po 2-miesiecznej labie. ;) I wierze i jej i Tobie, bo mi ciezko jest wrocic po dlugim weekendzie, a co dopiero po 9 tygodniach. ;)

      Usuń
  11. Kurczę, bostonka :( słyszałam że boli :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas zle nie bylo. Nika bolalo gardlo, Bi miala tylko goraczke. Ale podobno dorosli, jesli przydarzy im sie zlapac, bardzo cierpia. :)

      Usuń
  12. My przez dwa tygodnie walczyliśmy z mocno nietypowym wirusem jelitówki:(((
    Ps. Twoi odjeżdżają a ja w środę mam gości - teściowa i szwagierka ze szwagrem.I tyle tylko napiszę;)
    U nas w polskiej szkole też trzeba odbębnić dyżury a jak nie to płacić, więc to chyba taki standard:)

    Zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jelitowka, brrr... Bi dzis rano bolal brzuch i tez przeszla mi przez mysl jeslitowka... :/
      Mam nadzieje, ze Twoja wizyta minela w milej atmosferze. ;)
      No tak, oprocz czesnego, te Polskie Szkoly musza zarabiac na czym sie da. ;)

      Usuń
  13. Nasza jeszcze nie chorowała na to paskudztwo.. oby jak najmniej chorób! Korzystajcie póki pogoda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie! Chce sie korzystac z koncowki lata, a tu choroby przeszkadzaja! ;)

      Usuń
  14. Z tą bostonką to niestety różnie bywa. Jedne dzieci przechodzą łagodnie, innym daje się w kość. Najgorzej, jak wysypie w buzi...
    Kurczę, trochę lipa z tą polską szkołą, co? Na razie póki trzymania się ze kieszeń niewiele pozytywów... Obyście mimo marnego początku później byli zadowoleni.
    U nas mistrzynią w marudzeniu jest oczywiście Lila. Doprowadza mnie tym do szału, bo to czasem nie są nawet werbalnie wyrażane myśli i odczucia, tylko jakiś skowyt, jęki, ch... wie co! No jak mnie to złości. Ech :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak samo ma Nik! Jeczy, steka, a czasem sam nie wie, o co mu chodzi. Bi przynajmniej niezadowolenie wyraza (zazwyczaj) werbalnie i bardzo glosno. ;)
      Zobaczymy z ta Polska Szkola. Poki co chociaz nauczycielki Potworkow wydaja sie sympatyczne. To zawsze jakis plusik. ;)
      Bostonka najbardziej mnie zalamala, kiedy przeczytalam, ze jest kilkanascie wirusow, ktore ja wywoluja. Nawet jak dziecko przechoruje i zdobedzie odpornosc na jeden, zawsze moze zlapac kolejnego... :/

      Usuń
  15. Mam nadzieję, że choroba już odpuściła. Słyszałam, że to nic przyjemnego - u nas epidemia była latem, jak byliśmy na bilansie z Oliwką.

    Nik ma piękny rower :) Ja czekam, aż Jasiu w końcu zacznie jeździć na dwóch kółkach, bo na razie słabo mu to idzie.

    Polska szkoła to jakaś porażka, przecież znasz dzieci, wiesz do jakich klas chodzą w amerykańskiej szkole, więc co za problem dać je tak samo i w polskiej? A te opłaty to już totalne przegięcie. My jutro mamy zebranie i zobaczymy ile nas wyniosą opłaty :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oplaty w Polskiej Szkole to porazka. Rozumiem, ze to instytucja prywatna, ale w wielu punktach po prostu przeginaja, tym bardziej, ze czesne slono kosztuje.

      Jasiu jest jeszcze malutki. Nik nauczyl sie jezdzic na 2 kolkach majac 4 i pol roku, ale to jest raczej ewenement. Wiekszosc dzieci zaczyna to robic majac okolo 6 lat. ;)

      Bostonka odpuscila. Potem byl katar, ktory ciagnie sie do dzis. A dzisiaj rano Bi bolal brzuch. Widac, ze jesien idzie. ;)

      Usuń
  16. Bostonka :/ Brrr. Jak ja nie znoszę wszelkiego rodzaju chorób. Zwłaszcza, jeśli stają na przekór planom. Ale cóż zrobić, to właśnie rodzicielstwo... ;) Może właśnie zdolność do poświęcenia czegoś jest tutaj najpiękniejsza :)

    Akrobacje Bi w basenie - fenomenalne! Szczerze mnie zachwyciła. Przecież to trudne!

    Pozdrawiamy Was i zdrówka życzymy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiam zdolnosci plywackie Bi. Sama lubie wode, ale jestem samoukiem, wiec plywam na tyle, zeby nie pojsc na dno jak kamien. ;)

      Choroby to paskudztwo. I zawsze, ZAWSZE pojawiaja sie w najmniej odpowiednim momencie! ;)

      Usuń
  17. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  18. Bostonka nas szczęśliwie omija ale przypadki zachorowań są i w szkole i w przedszkoluku.
    Jak u Was jeszcze ciepło!! I basen, u nas już jesień pełną gębą ze zmienną temperaturą i takim dziwnym powietrzem. Już tęsknię za latem...

    Szkoła zaczęła sie na dobre, Martyna zaczyna przynosić prace domowe i trzeba od czasu do czasu z nią przysiąść. Wiesz co mnie wkurza najbardziej? Dostali do nauczenia sie hymnu szkoły, do którego słowa i muzykę napisała ich nauczycielka. No i ja mam ją tego hymnu nauczyć, się pytam jak? Jak wiersza? Bo muzyki nie znam, ten hymn jest pierwszy rok i poza tymi, którzy go stworzyli nikt go nie zna (mąż chodził do tej szkoły, mojej Szwagierki synowie i do tej pory hymnu nie było). Nie rozumiem, czemu nie może ich uczyć Pani na muzyce? Jak nauczyć piosenki nie znając melodii? Przecież to jest bez najmniejszego sensu. Niestety to nie pierwsza taka sytuacja. Pani od muzyki znajduje bardzo ambitne piosenki i choć one są bardzo adekwatne do wieku uczniów, to jest taki problem że większości nie da się znależc na yt i własnie dzieci uczą się piosenek jak wiersza. Powiem Ci, że już mi ręce opadają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nas ta cholera omijala tyle lat i jak myslalam, ze juz raczej ominie na dobre, to masz babo placek. :D
      No wlasnie jest roznie z pogoda. Pare dni bylo tak zimno, ze wlaczylam ogrzewanie. Potem znow kilka dni upalow. Teraz ma znow nadejsc ochlodzenie. Nie mozna sie do niczego przyzwyczaic. ;)
      A wiesz, ze ja w podstawowce tez musialam sie uczyc piosenek na pamiec niczym wiersza? ;) Zawsze praca domowa z muzyki to bylo nauczenie sie slow, a potem piosenke spiewalismy juz przy akompaniamencie pianina na lekcji. :)

      Usuń