Jak to w zyciu bywa (przynajmniej w moim) nigdy nic nie moze pojsc gladko i bez stresu. I nic nie idzie zgodnie z planem. Nie inaczej moglo byc z kupnem domu... ;)
W pracy zawirowania. Czy male, czy duze, okaze sie, kiedy szef wroci w koncu z Chin. A ma wrocic dzis lub jutro. Tymczasem, jak to bywa wsrod pracownikow, chodza plotki co do tego, dlaczego wyjazd ten sie przedluzyl az do miesiaca. Wsrod nich jest szukanie nowych sponsorow, proby dodatkowego dofinansowania firmy, itd. Nic przyjemnego, jesli czlowiek mysli o wpakowanie sie w sporo wiekszy kredyt na sporo wiecej lat. :/
Odbylam nawet rozmowe z M., ze moze powinnismy sobie odpuscic, poczekac na stabilniejsza sytuacje finansowa, itd. Doszlismy jednak do wniosku, ze biorac kredyt na 30 lat, nigdy nie mozemy byc pewni naszych finansow. Jesli nie teraz, to za rok, piec, pietnascie, cos moze sie posypac. A wszystko co slysze w pracy, to tak naprawde tylko plotki i domysly, nic pewnego. Podjelismy wiec decyzje, ze brniemy dalej. ;)
Kolejnym kryzysowym dniem, okazal sie czwartek, tydzien temu. Tym razem martwil mnie Kokus.
Zaczelo sie w sumie w srode. A wlasciwie tydzien wczesniej. A moze trzeba zacza od poczatku? ;)
A "od poczatku" oznacza te cholerne zapalenia ucha powodowane przedluzajacym sie katarem. Jak pamietacie, Nik "bujal" sie z nimi ponad miesiac, a moze i dwa, jesli liczyc grudzien, kiedy lekarka zauwazyla, ze juz "cos" sie w jednym uchu dzieje.
Po zakonczeniu ostatniego antybiotyku, juz tradycyjnie, minelo kilka dni i Nikowi znow pojawil sie katar. :/ Tym razem, przerazona, ze szykuje sie kolejne zapalenie ucha, postanowilam zasuszyc dziada (katar, nie Kokusia :D) zanim sie rozwinie! Poniewaz zwykle srodki na Nika nie dzialaja, siegnelam po ciezka artylerie. Kupilam srodek polecany przez kolezanke z pracy, podobno jedyne lekarstwo, ktore dziala na jej syna. Lek dziwny, bo mimo, ze sprzedawany bez recepty, trzeba podejsc do okienka i o niego poprosic.
Przypis autora: tutaj apteki dzialaja na zasadzie supermarketu. Wiekszosc srodkow sprzedawanych bez recepty mozna po prostu wziac z polki i podejsc do kasy. Zreszta "apteka" ma rowniez cale dzialy kosmetykow, srodkow czystosci, sezonowych dekoracji oraz najpotrzebniejszych produktow spozywczych, jak mleko, chleb, itd.
W kazdym razie, jak widac sa wyjatki, nawet dla syropkow bez recepty.
Kupilam lekarstwo i czym predzej zapodalam synowi. Minal dzien, dwa, trzy, lek podawalam dalej, a poprawa, jesli w ogole byla, to minimalna (czyt. niewidoczna).
W srode rano zas, zauwazylam na rekawie pizamki Nika, czerwono - brazowa plame. Kiedy na glos zastanawialam sie co to moze byc, Bi oswiadczyla, ze to czekolada, choc mnie wygladalo raczej na na wpol zaschnieta krew. ;)
Wieczorem tego samego dnia, znalazlam krople swiezej krwi na podlodze. Tym razem juz bylam pewna, ze to Nikowi kapie z nosa. Zajrzalam do obu dziurek i w jednej oczywiscie czerwono! :/ Dziwne to bylo krwawienie: po kilka kropelek i tylko z jednej dziurki.
W czwartek rano syn zbudzil mnie o 6 rano okrzykiem, ze znow leci mu krew z nosa! Kolejny raz, tylko pare kropli na poduszce! Ki diabel?
Przyznaje, ze nieco sie zaniepokoilam (a M., ten moj "twardziel", ktoremu na widok krwi robi sie slabo, chcial juz umawiac sie do lekarza! :D), ale w sumie od poczatku podejrzewalam, ze ma to zwiazek z nowym lekiem na katar. W czwartek rano juz mu dawki nie podalam i krwawienia przeszly jak reka odjal. Za to syn zapewnil mi inne atrakcje. ;)
Zaczelo sie juz od rana. Nik wstal niczym gradowa chmura i wlaczyl jeczenie, ze "Nie spalem za dobrze...", choc to nieprawda, bo oprocz pobudki o 6 rano, spal swietnie. Nawet na siusiu nie wstawal. Nastepnie zmienil repertuar i zaczal ryczec, ze nie chce isc do nowej szkoly (oho, zaczyna sie!). Kiedy przekonalam go, ze tego dnia jedzie nadal do swojej ukochanej, starej szkoly, przelaczyl sie na: "Chce zostac w domu, Eric is mean to me, meczy mnie katarek, zle spalem...". I tak w kolko... Ryczal w domu, ryczal czekajac na autobus, ryczal kiedy do niego wsiadal. A godzine pozniej otrzymalam telefon ze szkoly, ze Nik placze od rana i nie chce sie uspokoic. Dali mi go do telefonu, gdzie Kokus wychlipial tylko, ze chce do domu. Poniewaz jednak nie mial ani goraczki, ani kaszlu, tylko lekki katarek, ciezko bylo znalezc jakiekolwiek przeslanki ku odebraniu go wczesniej. ;)
W kazdym razie, okolo poludnia napisalam maila do nauczycielki z pytaniem jak sie miewa moj Mlodszy, a ona odpisala, ze wkrotce po telefonie sie uspokoil i zaczal nawet usmiechac. Reszta dnia minela mu juz w szampanskim humorze.
Kto wie, co mu bylo? Moze wyczul moje poddenerwowanie tymi krwotokami z nosa? A moze to to nowe lekarstwo? Kiedy czytalam opis efektow ubocznych, zeby sprawdzic, czy moze wywolywac krwawienia z nosa (nic takiego tam nie bylo), bylo ostrzezenie, ze moze powodowac nadmierne rozdraznienie i pobudzenie. Czy to bylo wlasnie to, nie wiem, ale raczej szybko nie odwaze sie ponownie podac Nikowi tego swinstwa. :/
Takie to mialam atrakcje dzien przed oficjalnym kupnem (czyli podpisaniem umowy) nowego domu. Nie dosc, ze zylismy juz na kartonach i walizkach, nie dosc, ze nic nie moglam znalezc, bo 3/4 dobytku mialam albo wywiezione albo spakowane, to jeszcze potrzebny mi byl dodatkowy stres. Zycie. :)
*
Teraz juz konkretnie o kupnie/ sprzedazy.
Wiele z Was wyrazilo zdziwienie, ze przeprowadzilismy maly remont, a "chwile" pozniej sprzedalismy dom.
My sami jestesmy zaskoczeni. :)
Tak naprawde kiedy bralismy sie za remont, nie myslelismy jeszcze o sprzedazy. Dach musielismy wymienic, bo przeciekal. Gdybysmy wtedy szykowali sie do wystawienia domu na sprzedaz, pewnie nie wymienialibysmy go calego, tylko zalatali go miejscami.
Podobnie bylo z tarasem. Glowne, nosne deski byly zbutwiale i w niektorych miejscach strach bylo stanac, musial wiec byc naprawiony. Gdybysmy robili to "pod sprzedaz", pewnie M. wymienilby tylko te kilka sprochnialych deszczulek, a reszte zostawil.
Coz, mowi sie trudno. Szczegolnie latwo powiedziec to mi, ktora przy tym palcem nie kiwnela. :)
O sprzedazy domu zaczelismy powaznie mowic w listopadzie i wtedy tez akurat M. ruszyl z remontem lazienki. Miedzy innymi dlatego (o czym wczesniej nie pisalam) zdecydowalismy sie zostawic wanne i kabine nad nia. Pierwotnie mielismy ja wymienic, ale kiedy okazalo sie, ze musielibysmy ja zamawiac na wymiar, pozalowalismy kasy, skoro i tak planowalismy juz sprzedaz domu. Reszta remontu lazienki, to byly juz sprawy glownie kosmetyczne, a raczej w zalozeniu mialy byc, tylko po drodze oczywiscie musialo wyskoczyc kilka trudnosci. :)
A dlaczego w ogole bawilismy sie w odnawianie lazienki, skoro dom chcielismy wkrotce sprzedac?
Otoz, nasza stara chatka, poza wielkim ogrodem oraz otwartym planem pomieszczen w glownej czesci, tak naprawde miala niewiele do zaoferowania. Byla przy bardzo ruchliwej drodze i na tyle blisko autostrady, ze bylo ja troche slychac siedzac na tarasie. No i byla malutenka. Przeliczylam sobie metraz kiedys z ciekawosci i wyszlo mi okolo 94 m2. Jak na mieszkanie, bylaby spora. Jak na dom - nie bardzo. A nam, z dwojka rosnacych dzieci (i sporym psem), w 3-sypialniowym domu z jedna lazienka, zrobilo sie ciasno. No dobrze, mozna powiedziec, ze w doopach nam sie przewrocilo, bo ja dorastalam w mieszkanku o polowe mniejszym i jakos szczegolnie nie narzekalam. Ale tak juz chyba jest, ze czlowiekowi apetyt rosnie w miare jedzenia. ;)
W kazdym razie, lokalizacji naszej "chatynki" zmienic nie moglismy. W srodku zas, sypialnie byly malusienkie i tylko otwarta kuchnia, jadalnia oraz salon, stwarzaly pozory przestrzeni. Kuchnia wymagala juz wymiany szafek i blatow, ale to potezna inwestycja, ktora sobie odpuscilismy. Podlogi byly w strasznym stanie, ale zeby je wycyklinowac, musielibysmy sie na jakis czas wyprowadzic, a to tez odpadalo. Postanowilismy wiec zostawic je, jak sa. Lazienka jednak wolala o pomste do nieba, a to bylo cos, co bylismy w stanie zrobic i to stosunkowo nieduzym kosztem. Na zdjeciach prezentowala sie nie najgorzej, ale kiedy czlowiek popatrzyl z bliska, widac bylo ze ma przynajmniej z 20 lat i czas bylo ja odnowic. Remont przeprowadzilismy wiec z mysla o potencjalnych kupcach, ale nie ukrywam tez, ze myslalam, iz nacieszymy sie nowa lazienka chociaz z pol roku. Poczatkowo bowiem myslelismy o wystawieniu domu na sprzedaz w okolicach maja. :) Powod byl prosty - teraz zima z naszego ogrodu widac ulice, a zza drzew majacza biurowce. Wiosna wszystko pieknie zarasta i ogrod robi wrazenie zielonej oazy. W ogole kiedy jest slonecznie i zielono, wszystko jakos ladniej wyglada. ;)
Jak to w zyciu bywa, nic nie poszlo zgodnie z planem, a sprzedaz oraz kupno nowego domu, potoczyly sie ekspresowo!
A wszystko oczywiscie przypadkiem! :)
Po pierwsze, dowiedzielismy sie, ze od Nowego Roku, procenty na pozyczki (przynajmniej te "na dom"), mialy pojsc ostro w gore. I rzeczywiscie poszly. Nam udalo sie zamrozic procent na 3.8, natomiast teraz wynosi on juz 4.3. Niby tylko kilka punktow, ale roznica w pieniadzach juz jest. W kazdym razie ta wiadomosc sprawila, ze postanowilismy nie czekac do wiosny, tylko wystawic dom na sprzedaz (i szukac nowego) natychmiast, biorac pod uwage, ze male jest prawdopodobienstwo szybkiej sprzedazy (haha!).
Sprzedajac maly domek na ruchliwej ulicy, a szukajac wiekszej chalupy w spokojnym miejscu, liczylismy sie rzecz jasna z tym, ze najprawdopodobniej najpierw wyszukamy dom dla siebie, a dopiero za jakis czas znajdziemy kupca na nasz (haha!).
Caly proces zaczelismy wiec od wizyty w banku, zeby dowiedziec sie o warunki dodatkowej pozyczki (escrow chyba), ktora dziala troche na zasadzie karty kredytowej - ma sie ja na okreslona sume i procent, ale splaca tylko wykorzystany dlug. To tak na wypadek, gdyby przez jakis czas przyszlo nam splacac dwie pozyczki za dom.
W kazdym razie, M. podjechal do banku i ruszyla lawina zdarzen. Musze jeszcze nadmienic, ze kupujac drugi dom, wiedzielismy dokladnie co jest dla nas wazne. Szukalismy w naszym miasteczku, ewentualnie dwoch przylegajacych. Dom mial miec powyzej okreslonego metrazu, koniecznie garaz na dwa auta i bezwarunkowo byc na slepej uliczce. Z tych kilku warunkow wiedzielismy, ze nie ustapimy, reszta byla do uzgodnienia.
M. spotkal sie w banku z babka, ktora pomagala nam przefinansowac pozyczke na stary dom kilka lat temu, wiec troche sie z nia znalismy. Poza tym, Pani ta jest gadula, wiec tak od slowa do slowa, wypytala jakiego domu szukamy i gdzie, po czym... oznajmila, ze ona ma wlasnie taki dom na sprzedaz! Co ciekawe, po wywiedzeniu sie, jaki jest nasz obecny dom, spytala czy moga go obejrzec, bo okazuje sie, ze oni szukaja mniejszego domu, jednopoziomowego, ze wzgledu na koniecznosc opieki nad starsza mama jednego z nich!
Czy to nie niesamowity zbieg okolicznosci?!
Reszty mozecie sie domyslic. "Wymienilismy" sie domami i nawet prawnicy nadzorujacy cala transakcje smiali sie, ze w swojej karierze mieli jeszcze tylko jeden podobny przypadek! :D
Mamy wiec dom z wielkim garazem dla M., ktory nie ukrywa, ze planuje urzadzic w nim swoje male krolestwo. ;) Chalupa jest na uliczce bez przejazdu, co prawda na jej poczatku, ale cale sasiedztwo sklada sie z systemu takich slepych uliczek, wiec ktokolwiek tam wjezdza, jest raczej mieszkancem, a obce auta natychmiast sa wychwytywane przez bystre, sasiedzkie oko. ;) Jedynie metraz jest w dolnej granicy mojej listy zyczen (choc sie w niej miesci!), ale coz, nie mozna miec wszystkiego. To i tak niemal dwa razy wiecej miejsca niz mielismy wczesniej. ;)
Zostalismy w naszym miasteczku, ktore zdazylismy polubic, a ktore ma wielka zalete - najnizsze podatki w naszej okolicy. :D
Dodatkowo, poniewaz babka, od ktorej kupilismy dom, pracuje w banku i to wlasnie zalatwiajac pozyczki, polecila wiec nasza czesc transakcji swojej kolezance z pracy i udalo nam sie dopelnic formalnosci bez udzialu posrednikow! To zas pozwolilo nam zaoszczedzic, bagatela, jakies 20 tys. dolarow! ;)
Zeby zaspokoic choc troche Wasza ciekawosc, oto nasze nowe "gniazdko":
Nowy dom ma styl tzw. "contemporary" i byla to jedna z rzeczy, do ktorych musialam przywyknac. ;) Akurat jesli chodzi o "styl" budownictwa, byl on nam obojetny, ale przyznaje, ze wyobrazalam sobie siebie w czyms bardziej tradycyjnym.
Wnetrze wymaga troche pracy, ale podziele sie nim z Wami, kiedy sie nieco ogarniemy. Narazie wszedzie leza jakies pudla i siatki, a na nizszym poziomie wciaz jeden pokoj jest zapelniony nierozpakowanymi kartonami. Dzieki Bogu jest w miare cieplo, bo nie dokopalam sie jeszcze nawet do Potworkowych sniegowcow! :D
*
No wlasnie, a co z Potworkami?
Nasze miasteczko nie jest bardzo gesto zaludnione, nie ma tu blokow czy domow wielorodzinnych, ale przestrzennie jest strasznie rozwleczone po okolicy. To takie niekonczace sie dzielnice domkow jednorodzinnych z dwoma malutkimi centrami. Tak, nasze miasteczko ma az dwa "centra" z zabytkowymi 300-letnimi (oficjalna data zalozenia osady to cos okolo 1640 roku) domkami, sklepikami i restauracjami. ;) Duza powierzchnia sprawia jednak, ze miasteczko ma az 4 podstawowki! Dla mnie i M. przeprowadzka oznaczala wiec, ze mamy do pracy jakies 10 minut dalej, ale Potworki musialy zmienic szkole. Poniewaz zostajemy w tej samej miejscowosci, mielismy co prawda opcje, zeby dokonczyli rok w starej, ale nie zdecydowalismy sie. Gdybysmy podjeli taka decyzje, transport dzieci bylby wylacznie naszym obowiazkiem. Rano nie bylby to problem, bo stara szkola znajduje sie po drodze do mojej pracy, ale po poludniu, M. nie zdazylby dojechac, zeby odebrac ich zaraz po zakonczeniu lekcji. Musieliby chodzic na swietlice, co tutaj oznacza dodatkowe koszty. A autobus daje te bonusowe 30 min. na dojazd, wiec M. spokojnie dociera do domu i jeszcze musi na nich chwile poczekac. ;) Gdyby w gre wchodzil miesiac - dwa, moze bysmy zostawili ich w starej szkole, ale jednak do konca roku zostaly jeszcze prawie 4 miesiace. Troche duzo. ;)
W poniedzialek Potworki pomaszerowaly wiec do nowej szkoly i tu mielismy pokaz dwoch roznych temperamentow. :)
Juz od kilku tygodni przygotowywalismy dzieci na ten dzien, to znaczy mowilismy im, ze pojda w nowe miejsce i beda mieli nowe panie oraz kolegow. Bi odstawila nam kilka histerii, lacznie z rzucaniem sie na ziemie, kopaniem odnozami i wrzaskiem, ze ona nie chce, ze ona kocha stara szkole, a nienawidzi nowej (choc na oczy jej nie widziala). ;) W miare jednak jak mijal czas, Starsza jakos pogodzila sie ze zmiana i zaakceptowala. W poniedzialek rano juz oswiadczyla, ze jest podekscytowana i ciekawa nowej przygody.
Kokus odwrotnie. Kiedy na poczatku mowilismy o zmianie szkoly, skwitowal "ok" i bawil sie dalej. Gdy jednak zaczelismy pakowac i stopniowo przewozic swoje rzeczy do nowego domu, a bylo to na tydzien przed "oficjalna" przeprowadzka, Nik pekl. Coraz czesciej napomykal placzliwie, ze nie chce. W zeszly czwartek urzadzil pierwsza powazniejsza histerie. Prawdziwy potok lez, poplynal jednak w niedziele. Juz wieczorem lezac w lozku, Mlodszy plakal rozpaczliwie i pytal dlaczego musze isc do pracy i nie moge zostac z nim w domu. :( W poniedzialek od rana placz, ze on nie chce do nowej szkoly. Plakal tak, ze z tego placzu zasnal, co oczywiscie jeszcze pogorszylo jego humor. Plakal cala droge autem. Plakal wchodzac do nowej szkoly i w sekretariacie, do ktorego poszlam przedstawic dzieci. Dobrze, ze sympatyczna administratorka zabrala nas na obchod budynku, co pozwolilo Kokusiowi troche ochlonac. Kiedy go zostawialam w koncu w klasie, byl caly w czerwone cetki, ale nie plakal. ;)
Balam sie wiec, co bedzie PO szkole oraz kolejnego dnia. Czy powiedza, ze nie podobaja im sie nowe nauczycielki? Ze chca wrocic do dawnych przyjaciol?
Tymczasem juz po pierwszym dniu, oboje z Bi wrocili z nowej szkoly zachwyceni i oswiadczyli, ze wola ja duzo bardziej niz stara! Maja juz nowych kolegow w klasach i w autobusie i codziennie opowiadaja, jakie to fajne zajecia wymyslaja nowe nauczycielki. :O
Pierwsze koty wylecialy wiec za ploty. Oby tak dalej. :D
*
I na tym lepiej zakoncze. Slyne z tasiemcow, ale TAKIEGO to dawno nie popelnilam! :D
Życzę, by to było dobre miejsce!
OdpowiedzUsuńDziekuje!
UsuńPodoba mi się :)
OdpowiedzUsuńTo milo! ;)
UsuńDomek wygląda fajnie:) Mi się podoba:) Czekam z niecierpliwością na fotki ze środka!
OdpowiedzUsuńNiech Wam się dobrze mieszka!
Dzieki! Nam tez sie podoba, ale troche pracy czeka nas, zeby zrobic go naprawde "naszym"! :)
UsuńJakie fajne wiesci! Czekam na fotorelacje! dodałas mi otuchy, bo przed nami podobne wyzwanie...ale w druga strone- z wielkiego 260m na jakies góra 120:) i wciąz sie boję, jak to się uda...a może tak, jak Wam? Pozdrawiam, Napisz, co z tym uchem Kokusia?
OdpowiedzUsuńZ uszami, odpukac, poki co spokoj. Kilka dni temu znow mial goraczke, ale na szczescie tym razem to jakis wirus.
UsuńUch, przeprowadzka do mniejszego lokum, to chyba wieksze wyzwanie. U nas jest pustawo i musimy dokupic mebli, ale Wy musicie pewnie wielu rzeczy sie pozbyc...
duzo duzo szczęsliwych chwil na nowym miejscu!
OdpowiedzUsuńDziekuje Klarko! :*
UsuńWow wow wow, coś mi chyba umknęło - nie wiedzialam, że kupujecie nowy domu. Chyba musze się wziąć na odrabianie zaległości.
OdpowiedzUsuńPrzyznalam sie dopiero w poprzednim poscie, ale kilka osob domyslilo sie nieco wczesniej. ;)
UsuńHistoria z zamianą domów rzeczywiście niesamowita ��
OdpowiedzUsuńDomek wygląda pięknie, nie mogę się doczekać zdjęć ze środka.
Potworki na pewno szybko przyzwyczaja się do nowej szkoły i nowego otoczenia ��
Wlasnie, srodek nie powala. Niby nie potrzebuje remontu, ale zostal odswiezony typowo pod sprzedaz, czyli bardzo neutralnie i bezplciowo. ;)
UsuńDom wyglada nader orginalnie I jaki fajny deal . Nic nie dzieje sie bez przyczyny. My wlasnie chcemy kolo 100 m2 . Mniej sprzatania, mniej gratow. Oby tylko ladny I duzy ogrod miec :-)
OdpowiedzUsuńTo nasz stary dom bylby dla Was idealny! ;) Tez mielismy ogromny ogrod, tylko czasu brakowalo, zeby wykorzystac jego potencjal. ;)
UsuńNam sie jednak na tych niecalych 100m2 zrobilo za ciasno. Moze gdyby byla druga lazienka, jakos byloby wygodniej. Tak naprawde, obecne okolo 140m2, jak na tutejsze warunki to tez niezbyt duzy dom i gdybym miala to trzecie dziecko, pewnie szukalabym wiekszego. ;)
Dobre wiesci. Brawo, obrotni jestescie! Gratulacje!
OdpowiedzUsuńTo byl fuks nie z tej ziemi! :D
UsuńJak to się wszystko dobrze ułożyło. Niech Wam się dobrze mieszka w nowym miejscu.
OdpowiedzUsuńDziekujemy!
UsuńSuper! Ale Wam to poszło! :-) nie moge sie doczekac nastepnego tasiemca ze zdjeciami :-D
OdpowiedzUsuńZdjecia bede raczej dawkowac stopniowo, w miare posuwania sie do przodu remontu. ;)
UsuńCześć! Jestem tutaj pierwszy raz - trafiłam od Marty (mama2c) - zainteresował mnie tytuł tekstu, ponieważ przechodzimy podobny etap.
OdpowiedzUsuńChcemy sprzedać nasz (niewykończony jeszcze) dom w małym miasteczku, a kupić mieszkanie w mieście. Od sierpnia już cenę opuszczamy regularnie i nic - może to taka pora zimowa teraz że nikt się nie interesuje. Obecnie (od 7 lat) mieszkamy u teściów - o zgrozo! Chcemy się wynieść jak najdalej stąd. Kredyt na 30 lat nie zachęca, wręcz działa odpychająco, dlatego chcemy sprzedać to co zaczęliśmy budować, ale jako że to stan surowy może nie ma chętnych.
I tak wyczekujemy i się u teściów męczymy, do tego dojazdy 20 km. Mamy syna z autyzmem i wożę go od ponad 2 lat codziennie do przedszkola terapeutycznego właśnie taką odległość.
Fajnie że Wam się udało. Domek super - życzę szczęścia. Mój synek ma 6 lat więc jest w podobnym wieku do Twoich dzieciaków. Mamy jeszcze córę - niedługo skończy 4 lata :)
Pozdrawiam!
Karina (trzy-m.blogspot.com)
Witaj Karino!
UsuńNie wiem czy to stan surowy moze odstraszac ludzi. Pewnie w gre wchodza koszty, ale z drugiej strony, taki dom mozna sobie po swojemu wykonczyc. W mojej obecnej chalupie, wiele rzeczy zrobilabym inaczej, ale ani konstrukcji, ani "grubszego" wykonczenia nie zmienie. Nawet kafelkow nie mam ochoty kuc, choc sama wybralabym inne. ;)
Powodzenia w sprzedazy!!! Zima to chyba rzeczywiscie martwy sezon, ale z drugiej strony, w banku powiedzieli nam, ze wiosna pojawia sie wiecej kupujacych, ale tez i domow na rynku...
O rany! Jestem w szoku, że takiego farta mieliście! Domek wygląda ślicznie! Czy dzieciaki będą mieć swoje pokoje? A macie ogród? No i oby tak dalej z nową szkołą szło dzieciakom! Teraz czekam na zdjęcia wnętrz! Jak Nika uszko?
OdpowiedzUsuńBuziaki!!!!
Tak, Potworki beda mieli wlasne pokoiki. Wydaje mi sie, ze sa wystarczajaco duzi.
UsuńOgrod mamy. O polowe mniejszy niz stary, ale jest. Nie mam jednak pojecia, co w nim rosnie. Na wiosne bedzie niespodzianka. ;)
Oj leki mogą zdecydowanie człowiekowi paść na "humorki". Kiedy jako mała dziewczynka miałam włączony stały (niezbędny) lek to przeryczałam tak prawie miesiąc. Brr, na szczęście przeszło. Ale jeśli chodzi o leki tego rodzaku jak miał Kokuś, to faktycznie ja bym nie podawała :/
OdpowiedzUsuńPS Ale te wasze Potworki dzielne!!! <3
Serio?! O rany... :O
UsuńNie, tego leku juz raczej zadnemu z dzieci nie podam...
Jak pisałaś w podsumowaniu 2017 roku o wielkim projekcie pomyślałam właśnie o przeprowadzce . Ogromu pracy i załatwień nie zazdroszczę ... Dobrze , że macie to już za sobą ! A tymczasem życzę żeby Wam się przyjemnie mieszkało w nowym loku i aby ten budynek stał się dla Was prawdziwym domem . Ciepłym , przytulnym i pełnym miłości . Wypraszam się na wirtualną parapetówkę :-)
OdpowiedzUsuńDziekuje Anetko!
UsuńNapisz, co u Ciebie! Juz tak dawno nic nie wrzucilas... :(
Wpraszam *
OdpowiedzUsuńNie, no wYpraszac Cie nie bede, w zyciu!!! :D
UsuńDokładnie tak - nigdy nie ma tak, że sytuacja może być stabilna na całe życie od tej chwili. Raz jest się na wozie raz pod wozem, aby tylko dac radę przejść te trudniejsze momenty, to wszystko ajkoś się potem ułoży. Dobrą decyzję podjęliście, choć wiem jak bardzo ona jest stresująca :)
OdpowiedzUsuńNo to mialaś z Nikiem. bardzo możliwe, że to reakcja na lek. Dobrze, że już po wszystkim. Pewnie wszystko na raz się złożyło na Jego rozdrażnienie.
Na Waszych remontach skorzystał nowy własciciel, ale może i Wam dzięki temu szybciej poszła sprzedaż i mogliście więcej zarobić na niej. Także nie am co żałować, tak miało być :)
Ja tam nie uważam, ze Ci się w dooopie przewróciło ;) Faktycznie, ok 90m2 domu to nie jest dużo dla czteroosobowej rodziny psem. Mieszkanie fakt o tym metrażu uważa się za duże, ale czy wystarczające? Człowiek szybko się przyzwyczaja do wygody, normalne. Jak przeprowadziliśmy się z Zuzą z ok 70m mieszkania Tomka, do mojego 53m, to myślałam, że dostanę klaustrofobii i nie umiałam poupychać naszych rzeczy. marząc o powiększeniu rodziny, wiedziałam, że tyle metrów jest dla nas zdecydowanie za mało i nawet + 30m taras nie rekompensował mi tego. Właśnie dlatego, ze wychowałam się w małym mieszkaniu i od zawsze marzyłam o dużym domu, podobnie jak Tomek. Po spełnieniu o 4 razy marzeń, jakiś czas mieliśmy nadmiar wolnego miejsca jak i pokoi ;) Na dzień dzisiejszy hm.. jest akurat. A mieszkamy już tylko we czwórkę. Ale nie obraziłabym się na dodatkowe pomieszczenie jeszcze, czy nawet dwa ;)
A wasz zbieg okoliczności jest niesamowity, faktycznie :)
Życie jest pełne niespodzianek co ;)
Oszczędności z braku udziału pośredników niesamowite, szok!
Wielkie szczęście mieliście z tym wszystkim, super :)
Domek przesympatyczny. miał ktoś fantazję projektując go :) Czekam na więcej fotek, bo uwielbiam oglądac domy i ich wnętrza. Zamiłowanie od dziecka ;)
GRATULUJE!!! :) niech Wam się dobrze mieszka.
Dla Potworków spory to przełom, nowy dom, nowa szkoła. U nas jest tak samo, inny rejon i już szkolny autobus Ci się nie należy, stąd zrezygnowaliśmy z pomysłu na posłanie Tymona do niedalekiej szkoły sportowej, a szkoła super, ogromna, bardzo nowoczesna, no i sportowa. Lecz już nie obejmuje naszego rejonu, choć w tej samej odległości jest co nasza rejonowa, tylko w drugą stronę i perspektywa 8 lat dowożenia i odbierania Tymona z niej, trochę nas przeraziła.
Super, że tak szybko się zaklimatyzowali :)
Życzę Wam wszystkiego dobrego na nowej drodze życia :)
Haha, dzieki Iwonko!
UsuńNie wiem jak to jest w Polsce, ale tutaj agencje posredniczace licza sobie 4-6% od wartosci sprzedazy. Niby to tylko kilka procent, ale ze dom to nie szafa i kosztuje duzo wiecej, to potem okazuje sie, ze grube pieniadze placi sie tylko posrednikom, a fajnie jakby cos zostalo jeszcze na zadatek na nowy dom... :/
Wiecej fotek bedzie sie pojawiac w miare jak bede urzadzac kolejne pomieszczenia. Nie spodziewalabym sie jednak cudow, bo ja zwyczajnie nie mam do tego "reki". ;)
Powiem Ci, ze my dopiero sie przeprowadzilismy, a juz mysle sobie, ze fajnie jednak byloby miec jeszcze jedno pomieszczenie na dole (chociazby na ten moj regal na ksiazki) oraz dodatkowa sypialnie na pokoj goscinny... Ale coz... ;)
Wiesz, zastanawiamy sie wlasnie z M., czy gdyby kupcy naszego starego domu zobaczyli go w stanie "przed", ze stara lazienka i rozpadajacym sie tarasem, to czy by sie nie wysofali, albo nie targowali o cene. A oni w sumie przyjeli taka sume, jaka im podalismy. ;)
Ej a pamiętasz pierwszy sen w nowym domu? Bo się ponoć sprawdza, mnie się nic nie śniło więc mam problem z interpretacją ;) Widzisz ja się przeniosłam z blogiem jak Ty z domem - patrz ile nas łączy :D Potworki są mega dzielne i bardzo szybko się adaptuja do nowych warunków :) Oby Wam się lepiej mieszkało :*
OdpowiedzUsuńzksiazkanakanapie.blogspot.com
Nic nie pamietam. Ja generalnie bardzo zle spie na nowych miejscach i tu nie bylo wyjatku. Przysypialam tylko po trochu i pamietam, ze snilo mi sie duzo roznosci, ale to tylko platanina zamazanych obrazow. Chyba czeka mnie tam intensywne i burzliwe zycie. ;)
UsuńNo to duże zmiany u Was widzę :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że się tak wszystko udało zgrać i nie musieliście płacić za obydwa domy, a jednocześnie też obydwie strony zadowolone.
No i co chyba najważniejsze to fakt, że mimo wszystko dzieciaki się zaaklimatyzowały i to tak błyskawicznie. Coś podejrzewam, że u nas byłyby podobne reakcje i to nawet w odniesieniu do płci :D
Duze. :)
UsuńUdalo nam sie niesamowicie. Zeby tak we wszystkim miec takiego farta! ;)
Dzieciakom juz entuzjazm nieco opadl. A konkretnie Nikowi. Jakis kolega nie chce z nim siedziec w autobusie i Kokus jest niepocieszony... ;)
Heh, tasiemiec tasiemiec- to prawda :) Muszę moje biedne ślipka wytężać!
OdpowiedzUsuńNo prawdziwa rewolucja u Was. Ale żeby było w życiu lepiej, czasami trzeba przejść przez takie zmiany. Na szczęście chwila moment i te dzisiejsze kartony będą tylko wspomnieniem.
Zbieg okoliczności NIESAMOWITY! Aż trudno uwierzyć, prawda?
Częste te infekcje z katarem i uszami u Kokusia :(
No i brawo dla Zuchów, to świetnie, że tak dobrze odnaleźli się w nowej szkole i że się Im podoba. Jestem bardzo ciekawa wnętrz i życzę Wam z całego serca aby dobrze się tam Wam mieszkało i żyło po prostu :*
Dzieki Martus! :*
UsuńRewolucja najprawdziwsza. Ale pomalu juz czlowiek sie ogarnia. Do rozpakowania zostaly tylko pudla z ciuchami dzieci i ich ksiazki. Ale na to potrzebuje mebli w ich pokojach. ;) Poza tym trzeba zorganizowac dzieciom bawialnie i posprzatac garaz, zeby dalo sie wjechac autami. A reszta to juz malowanie itp., zeby uczynic domek takim "swoim". ;)
Uwielbiam takie tasiemce!
OdpowiedzUsuńDużo radości i samych szczęśliwych dni w nowym domu!
Niesamowite, że dzieciaki tak szybko się zadomowiły w nowych szkołach. Brawo! Trzymam kciuki żeby tak już pozostało, a całej rodzince super się żyło w nowym miejscu.
Dzieki Pani Buko!
UsuńNik juz aktualnie znalazl sobie powod do marudzenia, ale Bi nadal jest zachwycona... ;)
Super 🏠 macie!! Zazdroszczę metrażu choć z drugiej strony nie chciałabym tego sprzątać! ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej fotek!!
Masz racje Inesko - sprzatanie to masakra! ;)
UsuńAgatka, odpalamy szampana na to nowe miejsce, a pies niech wszystkie katy obsika ;) Milego mieszkania, i tylko pozytywnych chwil!! Ciesze, ze macie takie piekne miejsce na ziemi. Kto sie nie odwazy...ten siedzi na starym. Gratulacje dla odwaznych!!!
OdpowiedzUsuńDzieki Lux! :*
UsuńNie nie nie, niech pies lepiej nie sika!!! :D
To prawda, stwierdzilismy, ze nie mozemy sie przed wszystkim cykac i przeliczac oszczednosci, bo nie jestesmy w stanie przewidziec, co nas czeka w przyszlosci. ;)
Ej podoba mi się ten nowy dom, chyba nawet bardziej niż stary. A lamenty... sa mi doskonale znane. Aż za dobrze...
OdpowiedzUsuńStary to byla malutenka chatynka. Obecny mozna juz nazwac faktycznym "domem". ;)
Usuń