Uplynal on M. pod znakiem "walki" z nowa przyczepa, a mi na sprzataniu chalupy oraz ganianiu za Potworkami. :)
Jesli o przyczepe chodzi, to (odpukac!) chyba juz wszystko w niej "gra i bucy", jak to mawia moj maz. Przyszedl materac na lozko (taki wygodny, ze chyba na lato sie tam przeniose! Albo i na reszte roku, w koncu ogrzewanie jest, o!), przyszla pompa, ktora M. wymienil i dziala jak zloto.
Troche strachu napedzil nam hak w aucie, a raczej (nie wiem jak to sie profesjonalnie nazywa) dziura, do ktorej hak sie przymocowuje. Nie wiem czy wiecie (ja nie wiedzialam), ale mimo, ze przyczepa jest duzo lzejsza od auta, to jednak nacisk na hak powoduje, ze tyl zawieszenia sie obniza, a samochod "staje deba". Widac to na nadkolach. Szpara z przodu robi sie duzo wieksza niz z tylu. Zeby to wyrownac, do haka przyczepia sie specjalne stabilizatory i podkreca sruby. Nowa przyczepa jest troche ciezsza od starej i wymaga tez wiekszego haka, wiec potrzeba bylo znacznie wiecej podkrecania i kombinowania. Kiedy samochod w koncu stanal prosto, okazalo sie, ze wlasnie ta dziura od haka jest pod ukosem. M. nie mogl sobie za Chiny przypomniec czy tak to powinno wygladac, a przekopanie internetu nie dalo odpowiedzi. Stanela nam przed oczami wizja albo odwolania wyjazdu (a w zyciu! :D), albo wypozyczenia innego auta, zdolnego pociagnac nasza przyczepe podczas gdy auto M. bedzie naprawiane. Malzonek moj podjechal jednak do serwisu, a tam, na szczescie, stwierdzili, ze wszystko jest w jak najlepszym porzadku. :)
Podczas gdy M. walczyl z hakami oraz zawieszeniem, ja pilnowalam Potworkow, ktore szlifowaly jazde na rowerach. Moj maz potrzebowal bowiem plaskiego i rownego terenu, zeby wszystko ustawic, a parking pod przedszkolem Kokusia nadawal sie do tego jak ulal. ;) Rozlegla, asfaltowa przestrzen byla tez idealna do jazdy na dwukolowcach. Jedyne, na co moglam narzekac, to upal. Wiecie, slonce, okolo 28 stopni, nagrzana nawierzchnia oddajaca cieplo... No, zdechnac mozna bylo. ;)
Tego samego dnia przypomnialo mi sie, ze dziadek (aka moj tata) od roku trzyma dla Bi wiekszy rower, ktory dostal od kogos znajomego. Uznalismy wiec, ze pora, zeby Potworki przesiadly sie na wiekszy sprzet. Musicie bowiem wiedziec, ze o ile Bi wygladala jeszcze na swoim rowerze jako tako (chociaz juz prawie uderzala kolanami w kierownice przy pedalowaniu), to Nik na swoim maluszku prezentowal sie niemal karykaturalnie. ;)
(Potworki na starych rowerach. Nik ustawil sie przodem i w dodatku zgarbil, ale widac troche, ze jest biedak przygiety i skurczony. Za to Bi nogi ma juz wyraznie za dlugie na swoj rowerek)
Przywiozlam wiec nowy sprzet dla Bi, a Nikowi M. obnizyl siodelko oraz kierownice w starym rowerku siostry. Pierwsze proby ujechania, dla obu Potworkow zakonczyly sie fiaskiem. ;) Wiecie jak to jest przesiasc sie na nowy rower. Sprzet wyzszy, trzeba od nowa przyzwyczaic sie do manewrowania wieksza waga oraz gabarytami, na co Potworki ewidentnie nie byly przygotowane. Pod domem mamy za malo miejsca, zeby mogli sie porzadnie "rozbujac" i chwycic rownowage, wiec wzielismy ich ponownie na parking pod przedszkolem.
(Bi i jej nowy rumak. Gebusia czerwona, bo goraco bylo niemozebnie. :D A w tle nasz malowniczy, rozpadajacy sie plotek, ktory M. "naprawia" od wiosny :/)
O ile Bi byla zdeterminowana, zeby nauczyc sie jezdzic na nowym, pieknym rowerze, o tyle Nik urzadzil taka histerie, jakiej dawno nie widzielismy! Najpierw uparl sie, ze chce wziac swoj stary, malutki rowerek, a kiedy stanowczo odmowilismy, rozryczal sie tak, ze az sie zanosil. Pozna pora tez nie pomagala, bo Mlodszy byl zwyczajnie zmeczony, a wiecie jaki nastroj maja zmeczone maluchy... ;) W kazdym razie, Nik cala droge doslownie WYL! Wyl rowniez na miejscu, kiedy Bi podejmowala juz proby jazdy. Wyl mi na rekach kilka minut, zanim przekonalam go, zeby tylko sprobowal, a ja bede go trzymac tak samo jak podczas nauki jazdy na starym rowerku. I na pewno go nie puszcze. :)
W koncu sie uspokoil, wsiadl na rower, ja podtrzymalam go zeby chwycil pierwsza rownowage i co? I Mody pomknal jak strzala! :D Az musialam za nim krzyknac, zeby zwolnil, bo przyzwyczajony, ze na mniejszym rowerku musial pedalowac jak szalony zeby nabrac jakiejs sensownej predkosci, to samo robil i tu. ;)
(I prosze! Juz jedzie i to z usmiechem! A na drugim planie, Bi nadal "walczy")
Po chwili juz sam ruszal, czego nie mozna bylo powiedziec o Bi, ktora, choc pierwsza rwala sie do jazdy, jest bardziej bojazliwa i jeszcze dwa dni pozniej walczyla z grawitacja oraz wlasna wscieklizna. ;)
Najwiekszy zas popis rozczarowania i frustracji, dala w niedziele rano, kiedy dziadek przyjechal popatrzec jak wnuczka radzi sobie na prezencie od niego. No coz... Wnuczka sprobowala ruszyc raz i drugi, ale nie dosc, ze podjazd krotki, nie dosc, ze brat placze sie pod kolami, to jeszcze zadzialala chec "szpanu". Krotko mowiac, kompletnie jej nie wychodzilo, az w koncu piep**nela rowerem o ziemie i poszla do domu ryczac, tupiac nogami i trzaskajac drzwiami. Ma sie ten charakterek! :D
Po poludniu tego samego dnia, M. chcial jeszcze raz sprawdzic wszystkie zaczepy w przyczepie, znowu wzielismy wiec Potworki zeby sobie pojezdzily.
Kiepski to byl pomysl. Moze bylo to zmeczenie po dlugiej, dwukrotnej jezdzie dzien wczesniej, moze mial na to wplyw upal, ale Potworkom zdecydowanie nie szlo. Nik co prawda zapierdzielal jak wariat, jeszcze cieszac sie sam do siebie "Pedze jak blyskawica!", ale okazalo sie, ze brak mu wyczucia odleglosci oraz przestrzeni. ;)
Mimo, ze mieli mnostwo miejsca, uparcie okrazali z Bi auto M. z przyczepka. W koncu dreszczyk emocji musi byc! Na efekty nie trzeba bylo dlugo czekac. :/ Nik za ostro wzial zakret i rabnal prosto w zderzak przyczepy! Na szczescie, jedyna strata bylo przednie swiatelko w rowerku. Przywalil w nie z takim impetem, ze poszlo w drzazgi... :/
Chwile pozniej, Bi stracila rownowage (na szczescie przy ruszaniu, a nie w pelnym pedzie), wywalila sie i zdarla kolano o asfalt. Zdarla sporo, ale tylko powierzchownie. Polecialy ze dwie kropelki krwi, ktore nawet nie splynely z kolana. M. ma w aucie apteczke, wiec szybko jej to kolano opatrzylam i przykleilam plasterek. Ale swoje Mloda musiala odryczec, a potem odsiedziec w aucie dobre pol godziny, bo "kolano ja boli i nawet nie moze stanac prosto". ;)
Wisienka na torcie bylo zas wjechanie Kokusia w auto taty. Tym razem wygladalo to dosc niebezpiecznie, bo Nik nie zna strachu i pedzi na zlamanie karku. Juz widzac jak bierze luk, wiedzialam, ze sie nie wyrobi, zdazylam krzyknac ostrzegawczo "Kokus uwaaa..." i Mlody przywalil w samochod! :( Auto M. jest wysokie, wiec maly Nik uderzyl glownie barkiem oraz ramieniem w opone i ma obtarcie, ale glowa trafil juz w nadkole. Jestem wdzieczna losowi, ze w Hameryce wymaga sie, zeby dzieci jezdzily w kaskach, bo choc samego uderzenia dokladnie nie widzialam (bylam z drugiej strony auta), to ta czesc kasku, ktora Nik normalnie ma na czole, teraz mial na czubku glowy. Musial wiec niezle przywalic lepetyna... :/
Na szczescie tylko tak sie to skonczylo, ale i tak zabieralam dzieci w koncu do domu z niewyslowiona ulga... ;)
Skoro Nik nauczyl sie jezdzic na rowerze i to tak wczesnie, pomyslalam, ze zasluzyl na nowy pojazd. Bi dostala od nas rowerek na trzecie urodziny, a rok pozniej hulajnoge. Kokus, poki co, musial zadowolic sie sprzetem po siostrze albo po dzieciakach znajomych, obitym i pordzewialym. Od kilku dni jezdzil na rowerze Bi, ktory dostalismy kiedys od kogos juz uzywany. Nie dosc, ze rower jest koloru ciemnego rozu, to jeszcze opony oraz siodelko ma biale, a to ostatnie dodatkowo poszarpane po bokach.
Co prawda moj tata twierdzil, ze ten roz to wcale nie roz, a M. proponowal, ze przemaluje rower na czarno (:D), ale sie uparlam. Nik "odziedziczyl" po Bi kolyske, lozeczko, dwa foteliki samochodowe, dwa wozki, a na koniec dwa rowerki. Jak narazie, jedynym sprzetem, ktory kupilismy tylko dla niego, byl automatyczny bujak, ktory ratowal nam psychike przez pierwszych kilka miesiecy jego zycia. No, cos mu sie po tych niemal 5 latach nalezy, prawda?! ;)
Uparta matka zamowila wiec synowi nowa "blyskawice". Chcialam niebieska, ale nie bylo nic ladnego w rozsadnej cenie. Szukalam bowiem czegos tanszego, majac w pamieci, ze za jakies dwa lata, Nik, podobnie jak Bi teraz, bedzie musial sie przesiasc na wiekszy model.
Stanelo na zoltym. Dokupilam mu przy okazji "nozke", zeby mogl rower elegancko stawiac oraz koszyk, poniewaz Nik jest urodzonym zbieraczem i z kazdej przechadzki przynosi kupe "skarbow". :)
A "blyskawica" prezentuje sie calkiem niezle. ;)
(Ojcu, po polgodzinnej walce z pedalami (podobno gwinty byly nierowne) udalo sie zlozyc sprzet, ku wielkiej radosci syna)
Poza tym, ostatnie upalne dni (wczoraj stuknelo 36 stopni, a czujnik mamy w cieniu!) uplywaja Potworkom na plawieniu sie w basenie.
(Sama radosc :D)
Dla mnie woda nadal jest za zimna na zamoczenie, zajmuje sie wiec wylawianiem smieci, podtopionego robactwa oraz sprawdzaniem jakosci i dodawaniem chemikaliow. Zazwyczaj i tak sie przy tym nieco zachlapie, wiec lacze przyjemne z pozytecznym. ;)
Od wczoraj (sroda) jednak, musialam pomalu spiac dupke i zaczac pakowanie na wyjazd. A wlasciwie to przygotowania do pakowania, bowiem zaczelam od prania. W koncu, zeby sie pakowac, trzeba miec najpierw zapas czystych gaci i nie tylko. ;) Chce tez wyszorowac lazienke oraz kuchnie i odkurzyc, zeby nie wracac do kompletnego syfu. Bardzo przejmowac sie jednak nie bede, bo i tak przywieziemy ze soba pewnie kupe piachu z plazy. ;) A w piatek juz bede pakowac wszystko oprocz jedzenia i najpotrzebniejszych kosmetykow...
Na to pole kempingowe mozemy sie zjawic "juz" o 13 po poludniu, a mamy okolo 3 godzin jazdy, wiec chcielibysmy wyjechac pomiedzy 9 a 10 rano. W sobote rano, nie bedzie wiec zbyt duzo czasu na pakowanie. Znajac jednak zycie, wyjedziemy o 11. :D
Co jeszcze z ciekawszych wydarzen?
Pamietacie jak niedawno napisalam, ze z jednego kempingu musielismy zrezygnowac, bowiem nie mozna miec tam psow? W srode cos mnie tknelo i zaczelam dokladnie sprawdzac pozostale rezerwacje. Okazalo sie, ze mialam nosa! Musze odwolac rezerwacje w kolejnym. Tym razem "winowajca" nie jest Maya, lecz... nowa przyczepka! Jest za dluga. Wszystkie miejsca kempingowe maja wyznaczone miejsca i najwyrazniej w niektorych, sa one dosc ciasne... Stara przyczepa wjechalibysmy z palcem w nosie, nowa jest za dluga o troche ponad metr. :/
Poza tym, od czasu do czasu, olsniewa mnie, ze posiadam w domu syna. ;) Mam po prostu wrazenie, ze mali chlopcy miewaja pomysly, ktore rzadko przychodza do glowy dziewczynkom. O czym mowa? Nik stal sie ostatnio milosnikiem robactwa. Lapie takie male cmy i przynosi mi je, trzymajac za skrzydelka i okreslajac je w dodatku mianem swoich "przyjaciol". Niestety, troche zajmuje przekonanie go, ze "przyjaciele" lepiej beda sie jednak czuli na wolnosci, zamiast w domu, kiedy w dodatku ktos blokuje im skrzydlo.
Mozna by to nawet uznac za nieco wzruszajace, szczegolnie, ze Nik w koncu swoich wiezniow wypuszcza, gdyby nie to, ze wiekszosc z nich raczej tego nie przezywa... Poczatkowo myslalam, ze Nikowi udaje sie znalezc jakies polzywe egzemplaze na ogrodzie (ktorych nie brakuje). Pierwszej cmie bowiem, wyraznie brakowalo kilku nozek. :( Niestety, kilka dni pozniej bylam naocznym swiadkiem tego, w jaki sposob Nik swoich "podopiecznych" lapie. :/
Otoz, kiedy Kokus wypatrzy odpowiedniego "przyjaciela", podbiega i calkiem celnie "pac!" trzepie wen raczka. Po czym zbiera z ziemi ogluszona (i zapewne polamana) ofiare. Zaiste, bardzo po przyjacielsku... :/
Namietnie tez obserwuje mrowki oraz dzdzownice. Z tymi na szczescie nie probuje sie blizej zaprzyjaznic. Narazie...
Na koniec, poniewaz moje zycie zawsze musi zawierac nieco zupelnie niepotrzebnego pieprzu, we wtorek, kolezanka z pracy widziala na parkingu pod naszym budynkiem, nic innego, tylko niedzwiedzia! NIEDZWIEDZIA!!! A co gorsza, kiedy poszla zdac relacje do zarzadu budynku (zeby ostrzec ludzi przed nowym "sasiadem"), facet machnal wymijajaco reka i dodal, ze o tak, wiele innych osob widzialo go w ciagu minionego tygodnia! Ktos zauwazyl go w krzakach, ktos widzial jak przebiega przez parking, komus innemu zajrzal nawet przez okno do biura! :O
Pomyslec, ze odkad pogoda zrobila sie cieplejsza, codziennie podczas lunchu chodzilam sobie wokol budynku! Z tylu rzeczywiscie zaraz za parkingiem zaczynaja sie chaszcze, a glebiej las, usiany pojedynczymi domami tu o owdzie! Coz, na tyl budynku juz nie pojde za nic w swiecie! Pozostaje jednak ten maly problemik, ze niedzwiedz byl widziany z przodu! Aaaaa!!! :(
Najgorzej, ze nikt nie wydaje sie zbytnio przejety i nikt nie zamierza z tym nic zrobic. Ze swojej strony napisalam maila do Departamentu Ochrony Przyrody naszego Stanu (maja do tego specjalna stronke), zeby opisac gdzie i kiedy kolezanka widziala "miska", z zaznaczeniem, ze osobnik najwyrazniej niezbyt boi sie ludzi i samochodow, a to juz powod do obaw.
Ze swojej strony czuje sie mocno spanikowana. Nie dosc, ze kiedy przyjezdzam na 7 rano, moje auto jest zazwyczaj jednym z zaledwie trzech na parkingu i wokol panuje pustka, to jeszcze mieszkam doslownie 5 minut od pracy! Co to dla takiego niedzwiedzia przejsc te 3 km w okolice mojej chalupy???
Ugh... Mam nadzieje, ze dziad przeniesie sie glebiej w las... :/
A poki co, czekam na wyjazd, dluzszy weekend, plaze... I trzymam kciuki za poprawe prognoz. Po tym pieknym tygodniu, na niedziele zapowiadaja zalamanie pogody... Normalka, ze skoro jedziemy nad ocean, to prognozy pokazuja od niedzieli deszcz i spadek temperatury o jakies 10 stopni... :(
nosz kurde, zeżarło mi komentarz!!
OdpowiedzUsuńNo to jeszcze raz.
Potworki to zdolne bestie i naprawdę szybko nauczyli się pięknie jeździć. Szczególnie Kokus zasłużył na swoją żółtą błyskawicę :)
A co do niedzwiedzia - nie kręć się koło budynku, bo Cię zeżre!! Biegusiem z auta do budynku i z budynku do auta i w nogi!!
p.s. Mężu mówił, że jego koledze lis zapierdzielił sniadanie, które położył sobie na parapecie w biurze :P
Udanego wyjazdu!!
Hihihi, lisow tez sporo tu sie kreci, ale zaden jeszcze nie podkradl nam zarcia! ;)
UsuńKokus mnie niesamowicie zaskoczyl, bo dotychczas raczej nie wykazywal sie jakas szczegolna sprawnoscia fizyczna. Z reguly to Bi byla ta sprytniejsza i zwinniejsza... A tu taka niespodzianka. :)
Niedzwiedzia na wlasne oczy nie widzialam, ale juz wiem, ze zarzad nic z nim nie zrobi. Oni go traktuja jako lokalna atrakcje i wrecz sie nim chwala! :O
Jejciu niedźwiedź i to prawdziwy! WOW!!! Może coś z tego Departamentu zrobią w sprawie niechcianego "kolegi"? A swoją drogą u Ciebie w pracy mają luzackie podejście do w sumie tak groźnych zwierząt :/
OdpowiedzUsuńFajnie, że dzieciarnia już gania na rowerach, bo dzięki temu mozesz sobie z nimi gdzieś pojechać i to nie zawsze autem :) Trzymam kciuki za pogodę, nie wiem jak u Was ze sprawdzalnością prognoz, ale u nas to taka loteria, że wieczorem słyszysz, że rano to trzeba wycągnąc uszatkę z szafy, a budzi ostre słońce i upał. Buziaki :*
Niestety, obawiam sie, ze nie zrobia nic... :( Jak napisalam Kfiatushkowi, oni traktuja tego niedzwiedzia jako MILA sensacje! :O
UsuńU nas zazwyczaj na 2-3 dni wprzod, prognozy sie w miare sprawdzaly. W tym roku jednak, lato mamy tak nieprzewidywalne, ze prognozy zmieniaja sie co kilka godzin. :/
Mieszkam w takim miejscu niestety, ze gdzie bym sie nie chciala ruszyc, najpierw musze podjechac autem. Nawet do parku na rowery. ;) Niestety, przy braku chodnika i ruchliwej drodze, nie zaryzykuje jazdy z Potworkami. Za mali sa...
Haha, u nas w lesie tuz za domem mamy przez caly rok lisy, koyoty, hieny, rysie (bobcats) i sarny w ilosciach hurtowych. Ze nie wspomne o zajacach... A ja czesto zasypiam na hamaku po obiedzie i budze sie w srodku nocy. Cale szczescie, ze niedzwiedzia jeszcze nie przygnalo na moja posesje.
OdpowiedzUsuńU nas tez taki zwierzyniec. Tylko rysia brakuje, choc wiem, ze widywano je w sasiednich miasteczkach. ;) Niestety, 3 lata temu pojawil sie rowniez wlasnie niedzwiedz i kompletnie zachwial moim poczuciem bezpieczenstwa. ;)
UsuńAgatka, o pogodzie to Ty już nic nie pisz... Tu jest naprawdę fatalna. FATALNA!!! W innych częściach Polski zdaje się, że minimalnie lepiej, ale prawdziwego lata to my tu nie uświadczymy.
OdpowiedzUsuńWciąż podziwiam Kokosia za umiejętność jazdy. A, że zdarzyła się kraksa... Uff, dobrze, że miał ten kask. Heh, Kokuś i różowy rower? Obawiam się, że gdyby chodziło o Lilę, za nic w świecie nie wsiadłaby na taki, który może wskazywać na to, że to sprzęt dla chłopców. Fakt faktem- też jeździ tylko na tym, co odziedziczy po siostrze :)
Udanego wyjazdu, całusy!
Ps. Ten niedźwiedź to jakaś masakra. Współczuję Wam takich atrakcji. Zawsze ze zgrozą myślę, że w Tatrach też jest parę egzemplarzy tej zwierzyny. Niekoniecznie chciałaby spotkać któregoś :(
UsuńMnie tez jakos nie przekonuja teksty, ze niedzwiedzie sa plochliwe, a ataki na ludzi zdarzaja sie bardzo RZADKO. Rzadko, ale jednak. ;)
UsuńTo Lilcia jest zupelnie jak Bi. Ona tez, jak cos choc troche przypomina "chlopiece", to nie tknie. Ani zabawek, ani ubran, naklejek, nic! Chociaz bajkami nie pogardzi. ;) Kokusiowi tak naprawde wsio ryba i pewnie jezdzilby na tym rozowym bez marudzenia. ;)
My mamy lato w kratke, ale w porownaniu z tym co czytam o Polsce i Niemczech, nie moge narzekac. :)
A w Polsce podobno dziki po osiedlu spaceruja- np w Gliwicach, ryjac cale trawniki. Tez niebezpieczne zwierzeta :O
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie, ze jednak piszesz, i dla wlasnej pamieci i dla nas- :) zdjecia uwielbiam- a ostatnia d...pk nonono, nawet z siniakiem ( auuuu!) fajna, nie dziwie sie ze potworkowy tatus cieszy sie z zaslonek ;) w przyczepie :)))
Powtorze sie, Potworki tak wyrosly, ze szok a juz rowoerek bez bocznych kol to kolejny etap- prawie jak przedszkolna matura ;)
Czekam na kolejne wyjazdy, relacje i zwiedzanie- nasz urlop dopiero koncem sierpnia :(
Ewus, ale moze Was urlop przynajmniej bedzie dluzszy? Bo nasz w tym roku taki "porozrywany". ;)
UsuńW Gdyni to samo - dziki laza sobie po osiedlach, a ludzie jeszcze je karmia! :O
Ech, na Bi to byl juz najwyzszy czas, zeby zaczela jezdzic na dwoch kolach, ale moj Kokus?! Przeciez on jeszcze powinien byc mamusi malutkim synusiem! ;)
Widzę, że i Wy macie ciekawe wakacje. U nas może bez niedźwiedzia, ale za to inne atrakcje...
OdpowiedzUsuńDuzo spokoju!
Czytalam o Waszych "atrakcjach" i chyba jednak wole niedzwiedzia, szczegolnie, ze sama nie mialam jeszcze (nie)przyjemnosci go zobaczyc...
UsuńWzajemnie, duzo spokoju! :*
Bi to naprawdę druga Oliwka. Skaleczenia nie widać, ale płaczem trzeba powiadomić pół osiedla :)
OdpowiedzUsuńMasakra z tym niedźwiedziem... I pomyśleć, że u nas na osiedlu się oburzamy, bo rodzinka dzików z małymi podchodzi pod balkony... jakby podszedł niedźwiedź, to już w ogóle byłaby panika. Nie dziwią mnie Twoje obawy, mnie przerażają już te dziki...
Taaa... Skaleczenie czy foch, oglosic trzeba na cala ulice... ;)
UsuńU nas w Gdyni tez dziki lazily po osiedlu i nie moglam sie nadziwic, ze ludzie je jeszcze karmili! :O Ale teraz z checia bym sie zamienila... ;)
Oj tak, zmeczone maluchy mają wybitnie dużo siły na płacz przechodzący w histerię :)
OdpowiedzUsuńRowery super, my się przymeirzamy aby Tolcia przesiadła się ze swojego na dawny Tymona, tylko problem jest taki, ten obecny jest "lóziowy", a ten po Tymonie czarny... także rozumiesz, problem najwyższej wagi ;)
A tymon dostał w zeszłym roku na imieniny taki duży już wypasiony rower, prawie jak dla dorosłego z przerzutkami i jest mega dumny i przeszczęśliwy.
Z przyczepami tak to już jest, ja pamietam z dziecinstwa, bo też sporo z rodzicami jeździliśmy z przyczepą na camping, że kiedyś z tatą i siostrą jechaliśmy i coś sie zadziało i przyczepa z górki zaczęła nas prawie wyprzedzać próbując postawić samochód podczas jazdy w poprzek drogi.. moja siostra - to były czasy jeszcze bez pasów z tyłu i fotelików, wyleciała nam do przodu podczas ratujących nam życie manewrów taty i ochoczo zawołala, tatuś jeście laz...
Prawda! Też tak nam czasem Tolci brak, że wszystko odziedzicza po bracie, żeby to chociaż jeszcze siostra była ;) Ale wiem o co chodzi :)
Hahaha Tola ostatnio zdrła kolano na parkingu przedszkolnym - olaboga, jak ona potem kulała i miała zbolałą minę :D cały dzień była na usługach Cioć ;)
Niedźwiedź, wow. Nieźle, choć pewnie też bym się bała na jego widok i samą myśl, że gdzieś chodzi obok. ja się bałam jak nam dziki podchodziły, choć ich nie widziałam, to poryte trawniki wokół posesji naszych wzbudzały respekt...
* miało być Tolci żal... ;)
UsuńPrawda? Ktos by pomyslal, ze zmeczone to po prostu zasna, ale nieee... ;)
UsuńNo to Tolcia ma tak samo jak Bi. Ona tez musi miec wszystko "dziewczynkowe". Kokusiowi tak na dobra sprawe wszystko jedno. To bardziej ja sie uparlam na nowy pojazd dla niego, bo tamten po Bi, nie dosc, ze jest rozowy, to jeszcze naprawde zniszczony...
Dopoki nie zakupilismy przyczepy, nie mialam pojecia, ze oprocz podczepienia jej pod auto, trzeba tam jeszcze tyle poustawiac. ;) Teraz kupilismy taki zaczep na rowery na tyl przyczepy i tez naogladalismy sie filmikow rodem z horroru, jak ktorys rower sie odczepia i ciagnie sie kilometrami za przyczepa... ;)
Z reakcji Twojej siostry sie usmialam - dzieci to nie znaja uczucia zgrozy! ;)
Ja akurat zaluje czasem, ze Nik nie jest dziewczynka, bo tyle mam ladnych rzeczy po Bi, ktore wysylam siostrze... Tam gdzie sie da, kupuje wiec Bi rzeczy uniwersalne, zeby byly potem dla niego. To znaczy kupowalam, bo teraz Starsza ma juz swoje zdanie i konkretny, bardzo brokatowo-rozowo-tiulowo-kwiatkowy, gust. :)
Niedzwiedz, choc go nie widzialam, nadal budzi panike. Kiedy jestem poza budynkiem, ciagle bacznie sie rozgladam. ;)
Bardzo ciekawie napisane. Liczę na więcej.
OdpowiedzUsuń