Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

sobota, 8 lipca 2017

Nie ma jak urlop!

Nawet krotki!

Uwaga, tasiemiec + multum zdjec!!! ;)

Obawiam sie, ze zaden z naszych pozostalych kempingow nie przebije tego, bo byl najdluzszy i... zwyczajnie najfajniejszy. :) Tak juz mamy, ze kiedy gdzies wyjezdzamy, oprocz leniuchowania lubimy tez polazic, pozwiedzac, poszwendac sie po okolicy.  Dobrze, przyznaje, ze ja sama nie mialabym nic przeciwko, zeby klapnac na kocu na plazy (tudziez na lezaku przy basenie) i nie ruszac sie z niego przez 3 dni. Ciagnieta jednak przez M. zeby gdzies wybyc, nie opieram sie zbytnio. Warunkiem jest wypita rano albo kupiona po drodze, kawa. Bez kawy sie nie rusze. ;)

Nasz kemping zaczal sie co prawda dosc pechowo. Zle milego poczatki. ;) Ale od poczatku...

Jechalismy do Letchworth State Park w polnocno - zachodniej czesci Stanu Nowy Jork.
Taka mala dygresja - "park" tutaj moze oznaczac zwykly maly park w miescie, z laweczkami oraz placem zabaw. Jesli jest to jednak "state park", czyli park stanowy, oznacza to spory teren, ktory dany Stan wydzielil dla ochrony przyrody, miejsca historycznego, etc. Takie "parki" czesto maja kempingi oraz inne atrakcje dla wizytorow (odplatne, rzecz jasna), pozwalajace na utrzymanie danego miejsca.
Do wlasnie takiego "parku stanowego" jechalismy. Nawigacja pokazywala, ze mamy przejechac dystans w niemal rowniutkie 6 godzin. Nie tak zle. ;)

Teoretycznie. Bowiem w praktyce musielismy zatrzymac sie raz na siusiu oraz rozprostowanie nog, dwa razy zeby zatankowac, bo auto ciagnace przyczepke palilo jak smok, raz zeby kupic cos na szybko do zjedzenia bo Potworom nie wystarczaly przekaski zabrane przez rodzicieli, oraz mielismy jeden nieplanowany postoj niemal u celu, bo "Kupkaaaaa!!!!" (autentyczny cytat). Uroki podrozy z dziecmi. ;)
W naszym malutkim Stanie, co chwila sa jakies zjazdy i na kazdym mozna zalatwic wszystko "od reki". Tutaj musielismy uwaznie sledzic znaki, bo nie dosc ze zjazdy byly znacznie od siebie oddalone, to czesto okazywalo sie, ze tam gdzie sa toalety, nie ma stacji benzynowej. Albo nic do jedzenia.

W koncu jednak bylismy niemal u celu. Z tylu mielismy regularne stereo z "A daleko jeszcze? A kiedy dojedziemy??? Ja chce byc juz na miejscu!!!" Bi, polaczone ze szlochaniem Nika. Podczas ostatniej godziny podrozy, Mlodszy po prostu skapitulowal. Zaczal ryczec, a kiedy nasze proby uspokojenia go albo zabawienia spalily na panewce, zaczelismy go ignorowac. A raczej probowac to robic najlepiej jak sie da, bo ciezko uciec przed wyciem rozlegajacym sie tuz za toba... ;)

Na ostatnich nerwach sledzilismy uwaznie nawigacje, mowiaca, ze jeszcze tylko 15, 10, 5 minut... Juz, juz niemal oddychajac z ulga...

A tu zonk!

Wjazd do parku zamkniety z powodu przebudowy. Prosze jechac wedlug znakow do kolejnego!
No dobra, co za problem, podjedziemy jeszcze kawalek... Uspokajajac rozczarowane i zaplakane dzieciny, ktorym to dopiero co triumfalnie oglosilismy, ze jestesmy u celu, a ktorym musielismy sprostowac, ze jednak nie, jedziemy. I jedziemy. I jeszcze jedziemy. Nie zartuje, przejechalismy chyba dobre 5 km. W ktoryms momencie zastanawialismy sie nawet czy nie ominelismy jakiegos znaku i nie jedziemy w zlym kierunku. Wtedy nie zdawalismy sobie sprawy z tego, jak rozlegly jest ten park...

W koncu jest! Wjazd! A z nim kolejny zonk... Obie "budki" straznikow zamkniete, zadnych znakow, super po prostu...
Troche szczescia jednak mielismy, bo zaraz za zakretem napatoczylo sie auto straznika. Podeszlam zapytac w jakim kierunku mamy sie udac na kemping i szczeka mi opadla, kiedy facet (z przekomicznym nowojorskim akcentem) oznajmil, ze do konca drogi, w lewo, a nastepnie 9 mil (okolo 14 km!!!!) na polnoc! Az jeszcze raz zapytalam czy na pewno powiedzial 9 mil?! Niestety, to wlasnie powiedzial... ;)

Tutaj chyba jest najlepszy moment, zeby wtracic, ze dopiero po fakcie popatrzylam uwazniej na mape i poczytalam. Park ten ciagnie sie wzdluz rzeki oraz dolin przez nia utworzonych. Jest dosc waski, ale dluuugi. Glowna droga ciagnie sie okolo 20 km. Wjazdow do parku jest kilka, a ten do ktorego trafilismy byl niestety blizej glownej atrakcji parku - kanionow, niz pola kempingowego.

Jechalismy wiec jeszcze jakies 15 minut podziwiajac migoczace miedzy drzewami wawozy oraz rzeke, az w koncu dotarlismy do biura kempingu. Zameldowalismy sie, po czym szczesliwi, ze jestesmy u celu, ruszylismy w kierunku wlasciwego pola kempingowego. Ktore to okazalo sie oddalone o kolejne 3 km! Tam po prostu wszedzie bylo daleko! ;)

Jesli myslicie, ze to juz koniec atrakcji, to nie. Jeszcze nie. :)

Otoz, dobra polowa drogi na kemping, minela nam w deszczu. Padalo, lalo, mzylo, kropilo i tak na zmiane, przez jakies 3 godziny. Pomijajac fakt, ze fatalnie sie w taka pogode prowadzi (chociaz ja tam jechalam jako pasazer), to z niepokojem sledzilam prognozy w miejscu, w ktore jechalismy. Te zas uparcie pokazywaly deszcz do okolo 16. I rzeczywiscie. Jakies 2 godziny przed dotarciem do celu, nagle sie rozpogodzilo, wyszlo piekne slonce i ogolnie pogoda zrobila sie cudna. Kiedy dotarlismy jednak na nasze miejsce biwakowe, widac bylo wyraznie, ze padalo tam przez wiekszosc dnia. Ogolnie, wszystko tonelo w blocie, przy skraju stala wielka kaluza, a z metalowego "pojemnika" sluzacego za miejsce na ognisko zrobil sie stawik. Jak tylko M. w miare stabilnie zaparkowal, wygrzebalam z przyczepki adidasy, ktore Potworki w ciagu pol godziny tak oblepily blockiem, ze trudno bylo dostrzec jakiego byly koloru. Smugi blota pokrywaly rowniez ich lydki, a spodenki znaczyly kropelki zaschnietej brudnej cieczy.

Wiadomo, Potworkom warunki zupelnie nie przeszkadzaly i jak tylko wyciagnelismy z bagaznika rowerki, rzucily sie do zabawy...My jednak mielismy miny niezbyt wyrazne. Byla juz prawie 19, bylismy wykonczeni po podrozy, a tu jeszcze mielismy wizje babrania sie przez 5 dni w blocie...

Nie bylo jednak az tak zle. ;) Co prawda okazalo sie, ze ogolnie wody gruntowe maja tam wysokie, bo woda z naszego biwaku wsiakala przez dwa dni, a na calym polu kempingowym do konca staly kaluze, jednak przez reszte wypadu nie spadla ani kropla deszczu i w ogole niemal caly czas swiecilo slonce. I chociaz bylo chlodniej niz na naszym "poludniu", bo maksymalnie 25 stopni, to i tak zdolalam sobie spalic dekold, ramiona oraz kark (nawet pomimo kremu z filtrem). ;)

(Nasza kolejna miejscowka. Okolo poludnia mielismy nawet piekne sloneczko w tym lesie)


Co wiec porabialismy?

Ranki przeznaczylismy na dobudzanie sie, plac zabaw dla Potworkow oraz basen. Wieczorami siedzielismy przy ognisku do 23, a ze pole kempingowe bylo w lesie i rano niewiele dochodzilo tam slonca, Potworki spaly laskawie do 8. Potem pomalu sniadanie (najczesciej przy stole piknikowym), mycie oraz kawa dla rodzicow (rowniez na swiezym powietrzu, bajka!). W czasie kiedy my saczylismy poranna kawke, Potworki juz pomykaly na rowerkach. Przez wiekszosc kempingu biegly drozki pokryte jakby jasnym zwirkiem, ale bardzo mocno ubitym, wiec dzieciarnia naokolo zawziecie korzystala z dwukolowcow. ;) Na plac zabaw oddalony o jakies 10 minut piechotka Potworki rowniez zasuwaly na rowerach, a ja zalowalam, ze nie mam wlasnego. Jesli chodzi o place zabaw, caly park okazal sie rewelacyjny! Gdzie sie nie ruszylismy, tam stalo kilka hustawek oraz zjezdzalni z drabinkami. Wszystko zadbane i z laweczkami dla rodzicow. Bomba!

W sumie, mielismy tam 3 pelne dni, z ktorych jeden przeznaczylismy na podziwianie wawozow oraz wodospadow, jednen na wypad nad Niagare (tak, pojechalismy!) i jeden na ostatnie wawozy oraz ogolne byczenie sie. :)

Basen park ma jeden, ogrooomny, czysty (chociaz przebieralnie juz nie bardzo, wiec nie korzystalismy), raczej plytki i... lodowaty. ;) Cieszylam sie, ze mam wymowke w postaci okresu (to moje wyjazdowe fatum...) i nie musze do niego wchodzic. Potworki chlapaly sie w kamizelkach, a poza tym pilnowal ich tatus. Dziwie sie, ze sie zamoczyl, bo zazwyczaj nie kwapi sie do wody, a tutaj prosze. ;)

(Nie dajcie sie zwiesc. Taki spokoj to tylko w dni powszednie i zaraz po otwarciu. Normalnie basen byl pelniusienki)

Niestety, kontynuacja naszego poczatkowego pecha, byl pech koncowy... Piekne, nowiutkie "kapoki" ktore kupilam Potworkom przed samym wyjazdem, zostaly ostatniego dnia na basenie! Przewiesilam je przez barierke, zeby obciekly i w chaosie zbierania jeczacych Potworkow z plywalni (niewazne, ze trzesa sie jak galareta, niewazne sine usta, oni beda siedziec w wodzie do oporu...) zapomnialam o nich na smierc! Wsciekla jestem na siebie, bo nie dosc, ze strasznie mi sie podobaly, to jeszcze drogie byly cholercia, $30 za sztuke! Fortuna to moze nie jest, ale juz wczesniej kupilam im inne, tansze, ktore jednak okazalo sie nie maja certyfikatu strazy przybrzeznej i na publicznym basenie nie pozwolono nam ich uzyc (glupie wymogi swoja droga). Po co im prawdziwe, grube kapoki na basen czy nad jezioro??? Ale skoro takie maja zasady, kupilam inne, juz zatwierdzone przez straz przybrzezna. I co? Zapomnialam ich!!! :((( I zebym sie zorientowala po powrocie na kemping! Wtedy mozna bylo wrocic i moze jeszcze bym je odzyskala. Ale ja zauwazylam ich brak dopiero po powrocie do domu! :( Szlag by to! Kolejnych juz nie kupuje, bo wydalam w tym roku $100 na same kamizelki do plywania. Beda sie Potworki chlapac bez... :/

Poza tym jednym, niezbyt przyjemnym wydarzeniem, reszta wypadu uplynela jednak swietnie!

Polazilismy po kanionach. Ze wzgledu na Potworki ruszylismy oczywiscie na najprostsze, najbardziej uczeszczane szlaki. Niektore z nich zreszta okazaly sie wcale nie takie latwe. W tamtych okolicach caly poprzedni tydzien padaly deszcze. Wszystko bylo wiec podmyte woda, rozmyte, sliskie i blotniste. W niektorych miejscach trzeba bylo uwazac, bo jeden zly krok oznaczal wywiniecie orla i zjechanie na tylku w dol po blocie. W innych, szlo sie przez blotne kaluze bo innej drogi po prostu nie bylo. ;) Poza tym, zszokowal mnie brak zabezpieczen. Czlowiek wspinal sie nad wawozami, ktorych wysokosc dochodzila do 180m, a od przepasci dzielil cie tylko kamienny murek siegajacy ud. Czesto zaraz za tym murkiem byl juz spad! Malo mi serce nie stanelo, kiedy raz przez kilka sekund odwrocilam sie zeby zrobic zdjecie, M. tez sie zagapil, rozgladam sie, a kawalek dalej Nik wlasnie na ten murek wlazil!!! W tym akurat miejscu poza murkiem bylo jakie 1.5m do krawedzi, ale to pokazuje tylko jak niebezpieczne bylo to miejsce (i jakie pomysly miewaja 4-latki)! :/

(Widzicie jakie niziutkie byly te murki?!)


W kazdym razie zdjecia robia wrazenia. Wrocilismy ubloceni, upoceni, wykonczeni ale zadowoleni. A Potworki mialy jeszcze sile ganiac z poznanymi na kempingu dziecmi... ;)

(Piekna tecza nad wodospadem)

(Potworki z kolejnym wodospadem w tle)
(Jeszcze jeden, malowniczy wodospad)
(Kamienny mostek nad rzeka. Nie wiem dlaczego woda ma tam taki brzydki kolor. Moze to miec zwiazek z ostatnimi obfitymi deszczami, albo material, z ktorego zbudowane sa skaly kanionow, latwo sie wymywaja)
(Z wyzej polozonych terenow mozna bylo podziwiac takie widoki)
(W glebi lasu zas, pochowane byly mniejsze wodospadziki)
(Oraz sliczne kaskady, w ktorych brodzily dzieci)
(Wlaczajac Potworki)

Park ma tez kilka muzeow. Z nich udalo nam sie odwiedzic tylko jedno i to wylacznie dlatego, ze Potworki usnely w aucie, zatrzymalismy sie wiec w pierwszym lepszym miejscu, M. zostal w aucie, a ja udalam sie na zwiedzanie. Muzeum to przypominalo raczej skansen. Byly tam zrekonstruowane XVIII - IXX-wieczne pionierskie chaty oraz pomnik, postawiony na czesc bialej kobiety - Mary Jemison, ktora jako dziewczynka zostala porwana przez indian, ale majac pozniej okazje wrocic do "swoich", wybrala kontynuacje zycia jako indianka. Po wojnie brytyjsko - amerykanskiej, kiedy indianie zmuszeni byli oddac swe ziemie, przysluzyla im sie jako negocjatorka. To tak w duzym skrocie. :)

(Swiatlo bylo kiepskie, sorki za jakosc zdjecia)

Z calego skansenu, oprocz historii Mary, najbardziej zainteresowala mnie pionierska "drabinka". ;)

(Wejsc, moze i bym po tym wlazla. Ale jak zejsc, zeby nie zleciec lamiac kark??? :D)

Tak jak wspomnialam wyzej, w poniedzialek wybralismy sie nad Niagare. M., ktory przed wyjazdem najbardziej napalil sie na ta wycieczke, teraz jakos stracil zapal (zmeczenie po lazeniu dzien wczesniej pewnie mialo z tym cos wspolnego), ale ja sie uparlam. W koncu byc tak blisko i nie pojechac to prawie grzech! ;) Tym bardziej, ze od naszego domu to juz 8 godzin jazdy, trzeba by bylo specjalnie szukac noclegu bo w jeden dzien sie nie obroci, itd. Tutaj bylismy 2 godziny drogi od slynnych wodospadow, ktora to droga, okazala sie prowadzic przez jakies farmy i inne zadupia (miedzy innymi miasteczka o wdziecznych nazwach "Warsaw" oraz "Ithaca" :D). Autostrada pewnie zajeloby nam to 40 minut. :/

Nad Niagara zdecydowalismy sie przejechac na kanadyjska strone, bowiem wszyscy zapewniali ze widok jest duzo lepszy...

(W tle Bridal Veil Fall, czyli wodospad "Welon Panny Mlodej")


(I ten sam wodospad troche blizej)



Nie powiem, widok na wodospady byl rzeczywiscie fajniejszy bo patrzy sie na nie z naprzeciwka a nie z boku, ale nic nie przygotowalo mnie na to co zastane stawiajac stope na kanadyjskiej ziemi poraz pierwszy od okolo 12 lat. :) A co zastalam? Kicz! Moj poprzedni raz nad Niagara spedzilam po stronie amerykanskiej. Tam jest (byl?) to spokojny park ze szlakami spacerowymi i rozrywkami bardziej "edukacyjnymi". Wiedzialam, ze po stronie kanadyjskiej jest to miasteczko, nie spodziewalam sie jednak ze to miasteczko to bedzie jeden wielki lunapark! Kolorowe, blyszczace, swiecace szyldy, wielkie hale pelne automatycznych gier, muzeum figur woskowych, mini-golf okraszony statuetkami dinozaurow...


(Czy to nie pasuje idealnie do jednych z najslynniejszych wodospadow swiata? :D)

Niezliczone lodziarnie, miejsca ze smieciowym zarciem i wiele innych, ktore moj umysl po prostu wyparl.

 (Od razu zdementuje plotki. Nie, nie jestem w ciazy. Po prostu "oponka" w wersji mojego brzucha wyglada jak pileczka. Jesli waze wiecej niz 52 kg, wygladam jak w permanentnej, 4-miesiecznej ciazy, ech...)

Powyzsze zdjecia zrobione byly i tak w bocznej uliczce. To, co dzialo sie na glownej, ciezko opisac... Oczywiscie taki stan rzeczy trwal przez pierwsze 3 przecznice, dalej bylo juz zwykle miasteczko, brudne, brzydkie i chyba raczej bidne. ;) Potworki poczatkowo malo nie dostaly oczoplasu, potem zaczely ryczec, ze chca loda, potem, ze chca grac w automatyczne gry, a na koniec wielki wulkan na polu mini golfa huknal i wybuchl, Bi poplakala sie wystraszona i udalo nam sie Potworki odciagnac z tego centrum watpliwej jakosci rozrywki. ;)

Niestety, nie udalo nam sie zaliczyc nad Niagara wszystkiego co chcialam. A chcialam w sumie tylko dwie rzeczy: przeplynac sie rzeka pod sam wodospad oraz przejsc pomostem za wodospad. Niestety, zanim dojechalismy nad Niagare, zanim przekroczylismy granice oraz znalezlismy miejsce parkingowe, byla juz prawie 13. Musielismy przebrnac przez "lunapark" oraz zorientowac sie co, gdzie i jak, co skonczylo sie tym, ze dwa razy musielismy cofac sie do punktu wyjscia, zanim w koncu zrezygnowana postanowilam sie spytac, zamiast patrzec po tablicach informacyjnych.

Na pierwszy ogien poszlo podplyniecie stateczkiem pod wodospad, na ktore M. mial najwieksza ochote. Okazalo sie, ze do kasy biletowej prowadzila niebotyczna kolejka! Ustalismy sie w pelnym sloncu i upale ponad godzine! Potworki wytrwaly tylko dzieki lodom, ktore litosciwie sprzedawano z wozkow zaraz obok kolejki (ktos zweszyl latwy biznes). Po czym trzeba bylo stanac w kolejnej gigantycznej kolejce, zeby dostac sie na statek! Ta poruszala sie jednak znacznie szybciej i przebrnelismy przez nia w "zaledwie" pol godziny. Po czym, po przejazdzce, kolejne pol godziny zajelo zeby sie z atrakcji wydostac... ;)

(Przed wejsciem na poklad, rozdano nam takie sexi plaszczyki. Po stronie kanadyjskiej, daja czerwone, po amerykanskiej - niebieskie)

(Ten sam wodospad co wyzej, ale z wysokosci rzeki)
(Na zdjeciach czasem trudno ocenic rozmiar. Zrobilam wiec przyblizenie jednej strony wodospadu. Widzicie te zolte punkciki? To ludzie. Po stronie amerykanckiej, mozna tarasami dojsc az pod sam wodospad. Slisko i mokro, ale fajne przezycie :D)
(Zrobienie zdjecia najwiekszemu z wodospadow - Horseshoe Fall to juz trudniejsza sprawa. Wodospad, zgodnie z jego nazwa ma ksztalt podkowy, a rozbryzg wody sprawia, ze jego wnetrze jest ledwo widoczne)
(Pod samym wodospadem balam sie juz o stan telefonu, wiec to jest najblizsza fota, jaka mam. Te kropki na skale u gory, to ludzie. ;P)
(Mokrzy, ale zadowoleni)

Potworki po wszystkim marudzily juz na potege z glodu i zmeczenia. A po przerwie na przekaske, zrobila sie nagle 17:30, czekala nas jeszcze 2-godzinna podroz powrotna na kemping i przejscie za wodospad musielismy odlozyc na inny raz. Coz, przynajmniej jest powod zeby wrocic. ;)

Musze oczywiscie dodac, ze wrazenia oraz widoki ze statku warte sa tych kolejek i tego czekania! A jedno z nas szczegolnie zapalalo miloscia do Kanady i uparlo sie na kupno flagi. ;)


I to wlasciwie byl koniec wiekszych atrakcji wyjazdowych. :) Z innych rzeczy wartych zanotowania, Bi na kempingu, w jeden wieczor nauczyla sie jezdzic na rowerze na dwoch kolkach! Bylam z niej niesamowicie dumna! W domu probowala od dluzszego czasu, ale nasz podjazd jest za krotki zeby mogla sie dobrze rozpedzic. A przez pierwszy dzien, tak wlasnie Bi ruszala - odpychala sie nogami zeby nabrac predkosci i dopiero wtedy zaczynala pedalowac. ;)
Kolejny dzien zajelo jej zeby nauczyc sie hamowac pedalami zamiast szorowania butami o ziemie oraz zeby po ludzku ruszac z miejsca. Ale teraz nie ma zmiluj - ciagle slyszymy tylko na rower i na rower... ;)

(Glebokie skupienie)

A Nik? Nikowi rowniez M. odkrecil kolka, mimo ze sprzeczalam sie z nim, ze to za wczesnie. Okazuje sie jednak, ze Mlodszy zrobil sobie z roweru rowerek biegowy. Odpycha sie nogami i naprawde niezle balansuje, ale uparcie odmawia pedalowania... :/ Nie i koniec, on sie boi i chce jezdzic "my own way". Trudno. Kiedys przyjdzie i na niego czas. :)

Wieczorem, park pokazywal swoja "dzika" strone. Mimo tabliczek ostrzegajacych, ze na polu kempingowym moga pojawic sie niedzwiedzie, okazalo sie, ze wiekszy problem stanowia... szopy! Te w sumie ladne stworzonka to cwane bestie, ktore nauczyly sie nawet otwierac namioty, zeby dostac sie do zarcia! Nam jeden poszarpal torbe ze smieciami, kiedy wieczorem zostala na zewnatrz zbyt dlugo. Szybciutko nauczylismy sie chowac smieci do auta jak tylko zaczynalo sie sciemniac. ;)
Innego wieczora, wdluz obrzeza naszej miejscowki, przeszedl sobie skunks, majac w nosie nasze klaskania oraz pohukiwania, zeby go odstraszyc. Na szczescie nikogo nie opryskal. ;)

Poza tym, Potworki (glownie Bi) nawiazaly przyjazn z dziewczynkami, ktore zatrzymaly sie na miejscowce doslownie drugiej od nas. Jak tylko rano wypuszczalismy Potwory z przyczepki, Bi darla sie na caly kemping "Claire! Madeline!!!", az trzeba bylo ja uciszac. :D Dziewczynki byly w sumie trzy, ale najmlodsza, niespelna dwuletnia sie w sumie nie liczy. ;) Najstarsza miala niemal 8 lat i byla bardzo rozsadna i opiekuncza, caly czas czuwajaca nad mlodsza siostra oraz przy okazji Nikiem. Srednia byla zas niemal rowiesniczka Kokusia, starsza zaledwie o kilka miesiecy. Cala czworka, jesli akurat nasze rodziny byly na kempingu, byla przez te kilka dni nierozlaczna. Pech jednak, ze nowe przyjaciolki Potworkow sa z Kanady, szczegolnie ze i rodzice wydawali sie bardzo sympatyczni. Niestety, ich dom oddalony byl od kempingu podobnie jak nasz, o okolo 6 godzin, tyle ze w zupelnie przeciwnym kierunku. W ogole, caly kemping az roil sie od Kanadyjczykow. Doslownie co druga rejestracja byla z Ontario. :)

(Przyjazn amerykansko - kanadyjska :D)

Bi oraz Claire wymienily sie adresami, a Starsza ryczala nam pol drogi ze juz teskni za swoimi przyjaciolkami. ;) Jak to jednak bywa z dzieciecymi przyjazniami, teraz, po powrocie do domu nie wspomina juz nawet o dokonczeniu listu, ktory zaczela pieczolowicie juz w aucie, w podrozy. ;)

Z innych smiesznych wydarzen, podczas opuszczania kempingu musielismy dokonac niezbyt przyjemnej, ale koniecznej czynnosci spuszczenia do sciekow tego co uzbieralo sie w przyczepkowych "odplywach". ;) Obok nas zatrzymal sie w tym samym celu starszy mezczyzna. M. podlaczyl rure do odplywu, po czym chodzil w kolo czekajac az wszystko splynie. Podszedl w ktoryms momencie do mnie i powiedzial "Popatrz co ten dziadek wyprawia." Spojrzalam i zrobilo mi sie mdlo... Facet musial zle dokrecic rure i kiedy odkrecil zawor, cisnienie mu ja wybilo! Cala zawartosc wylewala mu sie naokolo! Dobrze, ze wiatr nie zawiewal w nasza strone, bleee... Wyrwalo mi sie "O fuuuj..." i poraz kolejny pogratulowalam sobie dwujezycznosci Potworkow, bowiem Nik natychmiast to podchwycil wrzeszczac na caly glos "Fuj, dziadku!!!". Dobrze, ze po polsku. :D

Sam powrot uplynal na szczescie spokojnie i bez sensacji. Dojechalismy tuz przed 20 i mielismy akurat na tyle czasu, zeby wykapac siebie oraz Potworki, wypakowac wszystko z przyczepki i pasc do lozka. A w czwartek, po powrocie z pracy, jak zaczelam robic pranie, to pralka oraz suszarka chodzily non stop od 15:30 do 23. A i tak jeden wklad zostal mi na piatek. ;)

Powrot do pracy zaraz nastepnego dnia byl oczywiscie brutalny. Wlasciwie bylam przez te dwa dni malo produktywna. Caly czas czulam sie niedospana i wykonczona. Na sobote mialam umowiona kontrole u dentysty, ale zadzwonilam, zeby ja odwolac. Wizyta byla na 8:15 rano, a ja musialam sie w koncu wyspac! :)

A nastepny kemping juz za dwa tygodnie! Nie wiem czy do tego czasu wystarczajaco odpoczne... ;)

26 komentarzy:

  1. Swietna wyprawa :-) zazdroszcze widoku na najslynniejszy wodospad czy z to amerykanskiej, czy kanadyjskiej strony - po prostu Wow!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wodospady sa niesamowite! To nie sa najwyzsze wodospady swiata, ale najpotezniejsze, jesli chodzi o ilosc spadajacej wody.
      Po amerykanskiej stronie jest troche kiszka z tym mniejszym wodospadem - Welonu Panny Mlodej, bo zeby zobaczyc go przodem, trzeba przeplynac sie statkiem. Kanadyjczycy maja na niego widok na wprost. :)

      Usuń
  2. Super! I ta Niagara i ta kawa na dworze i ta jazda Bi na dwóch kółkach! :-) już bie moge sie doczekać relacji z następnego wyjazdu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kazdy z tych wyjazdow to taki mini urlopik! Pojedynczy zostawia troche niedosytu, ale juz kilka sklada sie na ciekawe lato. :)

      Usuń
  3. Ciesze sie, ze moge z wami podrozowac po Hameryce :) tam chyba nigdy nie dotre...:(
    I tyyyyyyyle zdjec!!! Super :)
    Wakacje, takie dziecinstwo- cos pieknego- fajnie, ze kupiliscie domek na kolkach!
    Widzac jednak jak szybko rosna Potworki- normalnie dostaje gesiej skorki- gdzie te maluchy???
    Potworkowy tata zarosl ;) musialam dwa razy spogladac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, M. przechodzi fazy, od zgalania zarostu "na gladko" do hodowania niemal Mikolajowej brody. ;) Teraz ma brodzisko, chociaz to na lato malo praktyczne. Poza tym broda mu siwieje, wiec nie wiem ile tak wytrzyma. ;)
      Stwierdzam, ze w tym roku, Potworki maja wakacje z bajki - basen, rowery, wyjazdy na kemping... Zyc nie umierac. :)
      Oj, Kochana, Ameryka jest tak cholernie wielka, ze nie wiem czy kiedys cala zwiedzimy... To nasze marzenie, przejechac ja z przyczepka wzdluz i wszerz, ale czy sie uda? Nawet ostatnio, nasza trasa bez postojow to 6 godzin. Wydawaloby sie - kawal drogi. Spojrzalam na mape Stanow, a tam tego dystansu w ogole nie widac! ;)

      Usuń
  4. Świetny wyjazd. Czasem wystarczy kilka dni by złapać trochę oddechu.
    Brawa dla Bi i Nika za zamianę czterech kółek na dwa.
    I ten wodospad ..... zazdroszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokadnie! Uznalismy, ze dwa dni to za malo, ale nawet wyjezdzajac na 3 dni, czuje sie czlowiek niczym na wakacjach! Zapomina o pracy, domowych obowiazkach, itd.
      Wodospady piekne, to prawda...

      Usuń
  5. Naprawdę widać, że wyjazd się udal. Cudowne widoki i ewidentnie zachwycone Potworki. Oby kolejny kemping był równie udany :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nastepny bedzie mial zupelnie inny charakter, bo spedzimy 3 dni nad oceanem. Plaza, morza szum, krzyki mew i te sprawy. ;)

      Usuń
  6. Ale wycieczka! Zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Niagara - moje marzenie . Są dwa miejsca na ziemi które koniecznie chce zobaczyć : Niagarę od strony kanadyjskiej i Kubę . Jak fajnie że namiastkę mogłam właśnie zobaczyć . Ta przyczepka to chyba był strzał w dziesiątkę . Super ze sluzy tak często !
    Życzę kolejnych udanych wypadów !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anetko, to jakbys potrzebowala bazy wypadowej do Niagary (no dobra, ta "baza" to 8 godzin autem od miejsca docelowego :D) to wiesz gdzie mnie szukac! ;)
      Przyczepa to naprawde byl strzal w dziesiatke! To jak pokoj hotelowy na kolkach! :)

      Usuń
  8. Przeczytałam. Super sobie miejsce wybraliście! Ale że aż nad Niagarą byliście? Wooow! Piękne zdjęcia. Trzymam kciuki za kolejny wyjazd, żeby był równie udany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad Niagare wybieralismy sie juz kilka lat. To od nas tylko 8 godzin jazdy, czyli nie tak zle. Na tyle daleko jednak, ze trzeba by szukac noclegu, bo nie da rady obrocic w 1 dzien, szczegolnie ze kolejki po bilety oraz na same atrakcje sa baaardzo dlugie. Tutaj trafila sie okazja, ze bylismy tak blisko, ze bylibysmy glupi, gdybysmy nie skorzystali! ;)

      Usuń
  9. Super taka wyprawa!!! Widoki bajeczne!!!
    PS. Może te kapoki uda Ci się kupić na jakieś posezonowej wyprzedaży;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, narazie daje sobie spokoj. Widze, ze w jednym parku sprawdzaja je bardzo skrupulatnie, w drugim w ogole, wiec moze uda sie, ze do konca sezonu poplywaja w tych bez "certyfikatu". ;)

      Usuń
  10. Pieknie, a tyle przygód że będzie co wspominać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie te wyjazdy nakladaja sie na bardzo fajne lato, nawet dla nas - doroslych. :)

      Usuń
  11. No, kemping z takim basenem to ja rozumiem ! :) Sama też lubię dużo łazić, zwiedzać, poznawać okolice. Czasami się śmiejemy, że w sumie moglibyśmy wynająć jakiś pokój hotelowy z karaluchami i myszkami do towarzystwa - bo i tak nigdy w nim nie siedzimy ;)

    A Niagara - rewelacja ! Chorwackie Krka to przy tym pikuś ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, ze nie jestem pewna co do tego porownania? Niagara sklada sie z zaledwie 3 wodospadow, polozonych dosc blisko siebie. Ta masa wody, huk i rozbryzg rzeczywiscie robia wrazenie, ale ze zdjec u Ciebie widze, ze Krka sa za to bardziej malownicze. :)

      My kiedys - przed dziecmi, tak wlasnie podrozowalismy. Najtanszy hotel, czasem naprawde koszmarny, byle tani i blisko atrakcji! I tak przychodzilismy sie do niego wylacznie przespac. ;)

      Usuń
  12. Piekne wakacje macie! Niagare (tylko od strony USA) widzialam cale lata temu, a do dzis dobrze pamietam. Wspaniala natura, niemalze ponad ludzka wyobraznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez poprzednio bylam tylko na amerykanskiej stronie i to jakies 12 lat temu. :) Fajnie bylo wrocic i zobaczyc ta slynna, kanadyjska strone, ktora mnie osobiscie wcale nie zachwycila. ;)

      Usuń
  13. Ale fajowski urlop :) Po moum stwierdzam, że ze tez nie wiem kiedy się wyspie ale co tam, warto ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie, warto! te kilka dni resetu warte jest kazdego wymordowania! ;)

      Usuń