Oprocz tego jest tez ciekawa swiata, dopytujaca, drazaca glebiej, naciskajaca, nie poddajaca sie, az czasem mam ochote wrzasnac "Na Boga, dosc juz tych pytan, ja naprawde nie znam odpowiedzi!". :D Od pytan o pojawianie sie dzieci oraz narodziny zwierzatek (wiosna zdecydowanie sprzyja takim zagadnieniom), przeszlysmy do trudniejszych, o pojawianie sie dnia, nocy oraz faz ksiezyca. O ile tu matka wybrnela bez (chyba) wiekszego potkniecia, to kiedy zaczynaja padac pytania o prace telewizora czy pralki, juz wymiekam. Usiluje odsylac Bi z takimi pytaniami do ojca, tlumaczac, ze technicznie jej matka jest zdolna - inaczej, ale corka upiera sie, ze mama wie i koniec. Przeciez mama wie wszystko. Ehem... ;)
Z niemowlecia i malego dziecka, ktore nie za bardzo lubilo pieszczotki, tulenie oraz calowanie, Bi wyrosla na straszliwie przytulasna dziewczynke. Nie wiem czy to taka faza, czy tak rozwinal jej sie charakter, czy tez przechodzi obecnie jakies trudnosci emocjonalne. W kazdym razie ciagle tuli sie i domaga calusow. Bardzo to mile, owszem, choc bywa meczace, np. kiedy akurat myje zlew, albo odkurzam, a dziecko uwiesza sie na mnie, dopraszajac akurat teraz, zaraz, natychmiast, buziaka. ;)
W dodatku, czesto wystarczy spojrzec na nia "krzywo", a natychmiast dopytuje czy sie na nia przypadkiem nie gniewam. Czasem jest to az komiczne, bo marszcze brwi w skupieniu myjac jej zeby, lub ochrzaniam Nika, a Bi wyskakuje ze swoim "Jestes na mnie zla?". Bywa, ze nie wiem zupelnie o co jej chodzi i musze wyjasniac co takiego powiedzialam lub jaka mine zrobilam, ze dziecko uznalo, iz trzeba sprawdzic czy czegos nie przeskrobalo. ;)
Jest oczywiscie i druga strona medalu. Kiedy Bi naprawde nabroi i ja skarce, najczesciej nastepuje foch i obraza. Zazwyczaj Starsza krzyzuje ramiona na piersi, patrzy spode lba i oznajmia, ze bedzie robic to na co ma ochote, a ja mam sie nie odzywac. Albo, niczym nastolatka, maszeruje do swojego pokoju tupiac donosnie nogami i zatrzaskuje z hukiem drzwi. Tudziez, zupelnie po dzieciecemu, ryczy tak glosno na ile pozwala jej sila pluc, rzucajac sie na podloge i kopiac w nia pietami. ;) Zdecydowanie, charakterek to ona ma. Na szczescie tylko w domu, bo ze szkoly (odpukac!) nie otrzymuje zadnych sygnalow, ze pokazuje rozki i tam. ;)
Uwielbia zajecia na basenie. Pedzi na nie jak na skrzydlach. Zwykle, przy ciagle zmieniajacej sie pogodzie, ciezko wyegzekwowac od niej zalozenie kamizelki lub bluzy (przeciez cieplo jest, mamo!). Wystarczy jednak ostrzec, ze jesli sie przeziebi to nie pojedzie na basen, a wierzchnia odziez natychmiast laduje tam, gdzie powinna. ;)
Na zajeciach radzi sobie zdecydowanie najlepiej w swojej grupie. Musze tu wtracic sprawiedliwie, ze Bi trafila do grupy od 5 lat wzwyz. Pozostala dwojka dzieciakow jest mlodsza, wlasnie okolo 5-letnia, stad moze koordynacja nieco gorsza i wiekszy strach. Bi skacze do wody i plywa niczym maly delfinek. Oczywiscie nadal z gabkami utrzymujacymi ja na powierzchni. ;)
Kolejnym hobby Bi sa, o czym juz wielokrotnie wspominalam, prace plastyczne. Przyznaje, ze od dluzszego czasu zaniedbalam pod tym wzgledem dzieciaki. Nie mam ani weny, ani checi. Na szczescie, od czego sa przedszkole oraz szkola? ;) A i w domu, majac pod reka papier, nozyczki, klej oraz mazaki, Bi sama znajduje ujscie dla swojej pasji. Czasem cos jej wyjdzie lepiej, czasem gorzej, ale wszystkie prace, nawet te niedokonczone sa dla niej cenne i nie da nic wyrzucic. Mnie z kolei do szewskiej pasji doprowadzaja walajace sie wszedzie karteczki, powycinane tajemnicze ksztalty niewiadomego przeznaczenia, posklejane szkielety kolejnego "dziela" i po cichu, wieczorem, je utylizuje. Zgodnie z "czego oczy nie widza, tego sercu nie zal", Bi nigdy nawet nie zauwaza, ze kolejny "rozbabrany" i niedokonczony projekt magicznie "uciekl" w srodku nocy. ;)
Poza basenem oraz "sztuka", w zyciu Bi dosc gwaltownie i z hukiem pojawila sie kolejna fascynacja - ksiezniczki Disney'a. Pod wplywem kolezanek z klasy oraz naszego wspolnego wyjscia na Piekna i Bestie, w jej blond glowce cos kliknelo (a moze to po prostu taki wiek) i od kilku tygodni codziennie walcze z jekami, zeby wlaczyc kolejna bajke. Niewazna praca domowa, niewazne podworko, ona chce ogladac Alladyna czy inna Spiaca Krolewne. ;) Na topie jest tez Elena z Avaloru. Bi przeprosila sie nawet z Jej Wysokoscia Zosia, ktorej do niedawna nie trawila.
Najmniej zadowolony z obecnego stanu rzeczy jest Nik, ktory jak na chlopca przystalo, ksiezniczki ma w nosie i stanowczo domaga sie wlaczenia czegos odmiennego. ;)
W szkole Bi radzi sobie, z tego co wiem, dobrze.
Dostalam ostatnio do wgladu dzienniczek tego, czego ucza sie na hiszpanskim. Odpytalam Bi z wymienionych slowek i zwrotow i cos tam nawet pamietala. Nie wszystko, wiadomo, bo ucza sie tylko przez konwersacje oraz piosenki, ale calkiem sporo.
Znakomicie radzi sobie z matematyka. Szczeka mi opada, kiedy sprawnie przelicza piatkami, dziesiatkami i dodaje (odejmowania narazie nie wprowadzaja) w obrebie setki. Zdecydowanie, mozg tatusia - inzyniera. ;)
Matka ma sklonnosci bardziej humanistyczne i najwyrazniej nie przekazalam tych genow corce. ;) Bi nadal kuleje z czytaniem. Niestety, troche jest w tym mojej winy. Pochlonieta frustracja w obecnej pracy i wkladajaca cala energie w poszukiwania nowej, zaniedbalam cwiczenia czytania z dzieckiem. Kiedy w poprzedni weekend w koncu do tego przysiadlysmy, skonczylo sie to mega frustracja Bi. Te wyrazy, ktore zna na pamiec, czyta bez problemu. Ale kiedy trzeba zlozyc w fonetyczna kupe nieznany wyraz, chocby najprostszy, bez skomplikowanej czy niejednoznacznej wymowy, jak np. "from", Bi sie zacina. Zlosci sie, jeczy, lzy naplywaja jej do oczu i tak naprawde nawet nie probuje. Wpada w taka bezglosna histerie i wtedy rzeczywiscie nie jest nawet w stanie sobie przypomniec jakie dzwieki wydaja poszczegolne literki, choc zwykle wie to doskonale. ;) Jedyna na to rada jest cwiczyc, cwiczyc, cwiczyc, wiem, choc mi rowniez ciezko zachowac spokoj kiedy dziecko zamiast literowac, miota sie wsciekle po kanapie. Zachecam, motywuje jak umiem, ale daleka jeszcze przed nami droga...
Danych "technicznych" nie znam, bo bilans Bi ma wyznaczony dopiero na poczatek czerwca. Dopisze, jak nie zapomne. :)
Przyjecie urodzinowe dla naszej miniaturowej rodziny w osobach dziadka, ciocio-babci oraz chrzestnego, odbedzie sie w niedziele. Przyjecie dla dzieciakow zas, dopiero za dwa tygodnie. Bi, sprawdzajaca dokladnie wszystkie daty w kalendarzu, byla niepocieszona faktem, ze jej urodziny wypadaja w srodku tygodnia i nie moze miec imprezy wtedy. Postanowilam wiec urzadzic jej choc namiastke przyjecia i wracajac do domu, kupilam gigantyczna muffinke (czekoladowa z czekolada, o rany!). Bi wetknela w nia 6 swieczek i chociaz zdmuchnela je w obecnosci tylko matki oraz brata, okazalo sie, ze to w zupelnosci wystarczylo, a dziecko bylo wniebowziete, ze "swietuje" w faktycznym dniu urodzin.
Z tym dmuchaniem swieczek tez mialam przygody, jakze by inaczej. ;) Najpierw, zapalilam dwie swieczki i... skonczylo mi sie paliwo w zapalniczce! Zaczelam goraczkowo szukac innej, zapalek, czegokolwiek, ale przekopalam wszystkie kuchenne szuflady i nic! Dobrze, ze Bi przypomniala sobie, ze byla kiedys z tata w sklepie i kupili taka wielka zapalniczke do grilla. Dziecko pamietalo nawet dokladnie, na ktorej polce M. ja polozyl! :O Dopiero po zapaleniu swieczek, pomyslalam, ze moglam przeciez odpalic jedna od drugiej. Pfff... Blondynka! :D
Kiedy juz rozwiazal sie problem ze swieczkami i chcialam zrobic Bi zdjecie z jej urodzinowa muffinka, okazalo sie, ze wyczerpala mi sie pamiec w telefonie! Nosz kurna! Zanim udalo mi sie wybrac kilka fotek do wykasowania, zanim pozniej srajfon sie zresetowal (bo na poczatku kamera sie zawiesila), dwie swieczki, zapalone na samym poczatku, stopily sie niemal do polowy! :D
Szkola rowniez stanela na wysokosci zadania. Okazalo sie, ze Bi miala spiewane "Happy Birthday" cale trzy razy: na glownych zajeciach, na hiszpanskim oraz na muzyce. Full wypas, a dziecko zachwycone cala, skupiona na sobie, uwaga. ;)
To tyle o Bi - szesciolatce. Niedlugo pewnie pojawia sie pierwsze wpisy o wypadajacych mleczakach, na co Starsza bardzo czeka. Narazie jednak zaden nawet sie nie "kiwa". ;)
Dopisek:
No prosze. Dopiero co napisalam, ze niedlugo pewnie zaczne pisac o wypadajacych zebach mlecznych, a dzis rano (niedziela) Bi odkryla pierwszy ruszajacy sie zabek. Dolna jedynka szykuje sie do wymiany. :)
Wróżka zębuszka, to pewnie na nią czeka Bi :)
OdpowiedzUsuńJeszcze raz wszystkiego najlepszego :)
Mąż zauważa że jego córka już nie jest małym dziewczatkiem-dzieciaczkiem, a już małą panienką? Niedługo zacznie chłopakow przyprowadzać :D
Buziaki dla całej czwórki :*
Nie nie, proszę mi o chłopakach nie wspominać! Nawet ja nie chce jeszcze o tym myśleć! ;)
UsuńNo jasne, że to o wróżkę zebuszke chodzi! ;)
Wszystkiego naj naj dla Bianci!! Sto lat :-)
OdpowiedzUsuńDziękuje w imieniu córci!
UsuńJaka fajna muffinka! Jeszcze raz sto lat dla Księżniczki :) My w weekend też świętujemy - drugie urodzinki Reginki :) Właśnie jestem w trakcie przygotowań (jest pierwsza w nocy, a ja robię tort, boszzz). Więc pewnie będę z Wami myślami.
OdpowiedzUsuńBianco! Urodzinowe uściski z Kaszub :*
Pieczenie torta po nocy - chylę czoła! I z tę noc i z samego torta! :D
Usuń100 lat dla Bi!
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu pannicy! :)
UsuńNo nieźle! taka mała śliczna dziewczyneczka tylko rożków faktycznie brakuje ;) kto by pomyślał. No aniołek :D fajny pomysł miałaś z tą muffinką. Lepsze to niż nic, ja zawsze lubiłam świętować urodziny w urodziny :) (ale też nie zapraszałam nikogo z klasy, zawsze tylko w gronie rodzinnym). A potem dopiero impreza ;) więc jaby "dwa razy" urodziny hehe. Jeszcze raz wszystkiego dobrego! P.S. Jaka pogoda?! w Poznaniu koszmaaaarnie! szaro ponuro buro. Dziś jest cieplej, ale jeszcze wczoraj lało i było z 10st. I tak non stop (zimno!).
OdpowiedzUsuńwww.swiat-wg-anuli.blogspot.com
Pozory mylą. Ta blondyneczka o niebieskich oczach, istny cherubinek, ma a charakterek, ze hoho! ;)
UsuńA w dniu swojego przyjęcia dla kolegów, była bardzo rozczarowana, ze od nas nie dostanie kolejnego prezentu, bo przecież znów są jej urodziny. ;)
Charakterna ta sześciolatka. Z tupaniem noga miałam podobnie, a w zasadzie mam, bo do dziś mi zostało :) Jeszcze raz sto lat.
OdpowiedzUsuńMi też zdarza się wziąć się pod boki i tupnąć nóżką. ;)
UsuńTak jak czytam sobie o niej to od razu widze podobienstwo mojego Starszaka. On jak sie na niego zdenerwuje to od razu pyta czy nadal go kocham :-) poza tym tez kocha prace artystyczne i jest dobry jest z matmy. Tooth Fairy.. hihi.. znanu temat :-) - Starszak tez nie moze sie juz doczekac wypadania zebow.
OdpowiedzUsuńTaaak, Tooth Fairy to u nas temat na czasie. ;) Niestety, ząb kiwa się Bi już prawie miesiąc i wypaść nie chce. Dentystka kazała dawać jej jabłka, żeby go rozruszać, bo inaczej stały ząb spod spodu może krzywo rosnąć. :/
UsuńNasza sliczna Bi juz za chwilke bedzie swiecila luka w zabkach :) Dzieci nam rosna!!
OdpowiedzUsuńNo właśnie, chlip, chlip!
Usuń