Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Dno i dwa metry mulu...

Dlaczego nie pisze, nie odpowiadam i nie komentuje? Bo mam dola.

Dlaczego mam dola? Bo trace prace...

Tak, tak. Dobrze przeczytalyscie...

Firma, w ktorej pracuje, bedzie zlikwidowana. :( Pisalam juz, ze nam to grozi w pazdzierniku (tutaj), wtedy jednak wszystko szybko ucichlo. Odbylo sie kilka rozmow gdzie zarzad zapewnial, ze nie przewiduje kolejnych zwolnien, a na rezultaty reorganizacji zarzadu, trzeba bedzie poczekac ze dwa lata minimum. Pozornie sytuacja sie unormowala i praca toczyla sie jak zawsze. Wszyscy odetchneli z ulga.

Tymczasem w poprzedni czwartek, doslownie kilka godzin po tym jak wrzucilam posta z codziennymi bzdurkami, glowny manager wezwal wszystkich i oznajmil, ze glowna siedziba "stracila cierpliwosc" (cokolwiek to ma znaczyc) i postanowila nas po prostu zamknac. Po pol roku!!!

Czuje sie jak ostatnia idiotka, ze nie zaczelam szukac nowej pracy juz w pazdzierniku! Bylabym o 6 miesiecy do przodu, a kto wie, moze i mialabym juz swieza posade! Ale zaufalam szefostwu, ktore zapewnialo, ze mamy czas, ze firma napewno ruszy, ze wszysko nadal jest ladnie - pieknie. No i mam za swoje... :(

W srode odwiedzili nas reprezentanci glownej siedziby, ktorzy teoretycznie mieli odpowiedziec nam na nurtujace nas pytania. To spotkanie to byla jednak jakas cholerna komedia! Dowiedzielismy sie, ze nasza firma nie pasuje do ich ogolnego planu biznesu. Ze przez ostatnie 6 lat usilowali nas jakos wpasowac, ale to bylo jak wkrecanie kwadratowej glowicy w okragly otwor (takiego porownania uzyli). Jedna z dziewczyn slusznie wytknela, ze nasze projekty sa takiego samego typu jak te, ktore wykonywalismy od zalozenia firmy. Wiedzieli czym sie zajmuje nasze laboratorium, po co wiec nas kupowali?! Wtedy im to pasowalo, chcieli kupic wlasnie takie laboratorium, z takimi projektami i z taka baza klientow. Co sie wiec zmienilo?! Na to nikt nie mial odpowiedzi. Odwidzialo im sie i tyle!

A teraz umywaja rece od jakiegokolwiek zabezpieczenia swoich, badz co badz, pracownikow... Przyjechali, zeby nam radosnie oznajmic, ze nasz glowny manager zaproponowal, ze jest chetny na odkupienie od nich tego laboratorium. Serio, na poczatku przemowy, cala trojka reprezentantow miala usmiechy na ustach i usilowala nam wmowic, ze powinnismy byc podekscytowani, tak jak oni!

No kuzwa!

Pewnie, ze oni sie ciesza! Jesli transakcja dojdzie do skutku, beda mogli umyc elegancko raczki i zostawic odpowiedzialnosc za reszte w rekach Pana M.! Dopiero kilka ostrzejszych komentarzy oraz trudnych pytan, na ktore wyraznie nie mieli ochoty odpowiadac, postawilo ich do pionu. Wiecej sie juz nie usmiechali. I dobrze. Mam nadzieje, ze choc troche im w piety poszlo...

Gdyby los zwyklego, szarego pracownika choc troche ich obchodzil, zaproponowaliby, ze jesli ktores z nas mialoby ochote przeniesc sie do Stanu Michigan, mamy zagwarantowane zatrudnienie w glownej siedzibie. Laboratorium to laboratorium, moze typ projektow troche sie rozni, ale schemat pracy jest ten sam. Dodatkowo, wiele firm pokrywa w takiej sytuacji koszty przeprowadzki. Podejrzewam, ze zaden z naszych pracownikow nie poszedlby na to, ale uwazam, ze choc tyle sa nam winni. I nawet nieszczery, ale bylby to mily gest z ich strony. Taka propozycja jednak nie padla. Zamiast tego bylo, rzucone od niechcenia, ze na ich stronie internetowej znajdziemy liste otwartych etatow. Jesli mamy ochote, mozemy zlozyc podanie. Oczywiscie gwarancji, ze zostaniemy przyjeci, nie daja.

Dodatkowo, nie uslyszelismy ani slowa przepraszam, ani wytlumaczenia, ani pocaluj mnie w doope. Mimo, ze nie dosc iz zamykaja nas, kiedy obiecali dac nam dwa lata, to jeszcze, wiem z kilku zrodel, ze przez ostatnie 6 lat, to oni posrednio przyczynili sie do tego, ze firma nie rozwijala sie i nie przynosila takich dochodow, na jakie liczyli! Sprawa jest skomplikowana i nie chce wdawac sie w szczegoly, ale serio, informuja nas, ze wina za zaistniala sytuacje nie lezy w zadnym z nas ani w tym, jak wykonujemy nasza prace, ale nie wydusza z siebie nawet glupiego, ze im przykro?!

Zamiast tego, bezczelnie podkreslali, ze kupno laboratorium przez naszego managera, lezy w naszym najlepszym interesie i powinnismy go ze wszystkich sil wspierac!

A guzik!

Napisze Wam, jakie czekaja mnie perspektywy w obecnym miejscu.

Jesli firme zamkna, dostane jakas tam wyprawke pieniezna. Nie wiem nawet ile, bowiem oni sa wyraznie nastawieni na sprzedaz i nawet nie chcieli powiedziec (zaslaniajac sie niewiedza) jakie maja w tym zakresie przepisy. Jak na ironie, ta wersja wydarzen jest ta korzystniejsza. Pobieralabym swiadczenia, najpierw z wyprawki, potem z bezrobocia, a w tym czasie szukala nowej pracy. Oczywiscie strace ubezpieczenie zdrowotne, ale tu akurat moge po prostu przejsc na konto meza. Jedynym co mnie martwi przy tej opcji, to to, ze pracodawcy niechetnie patrza na luki w zatrudnieniu. Na CV lepiej wyglada ciaglosc pracy.

Druga opcja jest kupno laboratorium przez Pana M.
I tutaj wielka niewiadoma. Teoretycznie, moze on zwolnic 3/4 ludzi juz pierwszego dnia "rzadow". Albo przedstawic umowe o prace z cala lista zupelnie nowych obowiazkow. Podczas srodowego spotkania, powiedzial jasno, ze nie moze zagwarantowac, ze utrzyma pensje, ktore otrzymujemy teraz. Trzeba sie wiec liczyc z cieciem, a pisalam wielokrotnie, ze juz teraz zarabiam ponizej swoich kwalifikacji. Nie wiadomo tez, jak dlugo nowa firma utrzyma sie na rynku. Jesli bedzie sobie kiepsko radzic, Pan M. moze systematycznie zwalniac "niepotrzebnych" pracownikow. Osobiscie nigdy sie z nim za bardzo nie lubilam, wiec spodziewam sie, ze bylabym pierwsza "na wylocie". Poza tym, bedzie to powrot do malutkiej, rozwijajacej sie firmy, a wiec zero ubezpieczenia czy skladek emerytalnych. Ubezpieczenie zdrowotne, jak pisalam wyzej, moge wziac z firmy malzonka, ale skladki emerytalne? Zostana zawieszone na czas, az nowa firma bedzie w stanie je placic...
Do tego dochodzi fakt, ze pierwsze miesiace w nowej firmie beda bardzo stresujace. Wszyscy klienci, ktorzy nie wykrusza sie do tego czasu, przypedza na kontrole, zeby upewnic sie, ze jakosc pracy nie spadnie. A w takiej atmosferze spadnie na pewno. Wielu klientow wiec zrezygnuje, a za to z kolei poleca glowy. Wszystko to przy pakowaniu pudel i przeprowadzce, bo z tego co wiem, czynsz w tym budynku jest potwornie drogi, a Panu M. i tak nie bedzie na poczatek potrzeba tyle miejsca...

Od ponad tygodnia, szukam wiec pracy... Po 11 latach stabilizacji... Niestety, moja praca jest dosc "niszowa", co oznacza, ze na stanowisko z podobnym zakresem obowiazkow, nie mam zbyt duzych szans. Wysylam wiec aplikacje gdzie sie da, na kazdy wakant, ktory choc czesciowo przypomina to, czym sie zajmuje. Do laboratorium wolalabym narazie nie wracac, bo wiem juz czym taka praca "pachnie". Poza tym, spojrzmy prawdzie w oczy, ostatni raz trzymalam biurete w reku niemal 8 lat temu. Troche zajeloby zanim od nowa nabralabym wprawy...

Narazie cisza. Nie zebym spodziewala sie, ze w ciagu tygodnia ktos sie odezwie, chociaz z kazdym mijanym dniem narasta moja panika i jawia sie coraz to nowe czarne scenariusze.
A co, jesli nikt sie odezwie? Albo odezwa sie, ale ja kompletnie zestresuje sie i zatne w czasie rozmowy o prace? A co jesli bede musiala w koncu lapac cokolwiek wpadnie, za marne pieniadze i z kiepskimi warunkami, byle zarobic troche grosza? A jesli nie znajde nic, Pan M. mnie zwolni, posiedze na bezrobotnym, zasilek sie skonczy i co dalej? A co, a co, a co... Moge tak w nieskonczonosc...

Malzonek moj tez mi zycia nie ulatwia... On, jednostka ambitna, truje mi ciagle: "Tylko pamietaj, zebys nie brala byle czego, bo jak cie znam to w tej pracy zostaniesz juz do emerytury, wiec musisz znalezc cos dobrze platnego i blisko domu...". Tlumacze, ze aby przebierac, to musze najpierw posiadac jakis wybor, a narazie nikt nawet nie odpowiedzial na moja aplikacje, ale nie dociera... On tam wie swoje... :/

Trzymajcie wiec kciuki... Jesli bedzie sie cos ciekawego dzialo, na pewno o tym napisze. Jesli nie bede pisac nic, to blagam, nie pytajcie. Bedzie to bowiem pewnie oznaczac, ze nie ma odzewu, a ja bede wpadac w coraz glebszy dolek psychiczny...

30 komentarzy:

  1. Kto to wiedzial :-( najwazniejsze jednak to nie zalamywac sie I szukac , szukac , szukac. Na pewno cos znajdziesz!!! A wyprawka niska na pewno nie bedzie. Nam placono 5 tygodni za kazdy przepracowany rok, no ale nie wiadomo na jakich warunkach beda placic wam. Glowa do gory.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadal nie wiem co do tej wyprawki i sie juz (na szczescie) nie dowiem. :)

      Usuń
  2. Ojojoj, przykro mi bardzo dla ciebie, Agato, ale to wszystko, niestety - uklada sie w logiczna calosc, ze zlym zakonczeniem. Zyje w USA na tyle dlugo, ze widzialam juz wiele identycznych historii. W czasach kryzysowych duze firmy wykupuja mniejsze - nie po to, zeby w nie inwestowac i je rozwijac, ale by je ZAMKNAC i przejac ich rynek. Ow rynek moze byc tez przekierowany off-shore, tzn. poza granice USA, gdzie "jest taniej". W ktoryms wczesniejszym poscie juz pisalas, ze wasz lab stracil ponad 40% klientow (przeniesiono usluge do Mexico)- przepowiedzialam wowczas, ze to jeden z poczatkowych etapow likwidacji businessu. Wkrotce potem (lub przedtem, nie pamietam dokladnie sekwencji zdarzen) - naslano na wasz lab inspektorow federalnych, ktorzy oczywiscie, MUSIELI znalezc jakies (jakiekolwiek!) uchybienia (violations) w waszej firmie, procedurach, dokumentacji... Dlugo i zmudnie szukali, dwoili sie i troili, ale udalo sie. Musieli wiec nalozyc kare (zapewne tez finansowa), wydac reprymende, oglosic rzekome winy i szkody. To tez bylo calkiem logiczne, bo inspektorzy nie przychodza nigdy sami z siebie, ale sa nasylani przez oligarchie rynkowa (tych co was wykupili i chca calkowicie was wywalic z rynku), zeby podkrecic i w rezulatacie - zamknac mniejsze firmy. W tzw. miedzyczasie jest tez typowe uspokajanie pracownikow, ze nic zlego sie nie dzieje, ze jest masa czasu na zmiany itp, zeby pracownicy do ostatniej chwili oddanie pracowali w firmie, zamiast ja olewac i uciekac z tonacego okretu. Koncowy etap tych maipulacji jest wtedy, kiedy wreszcie peka banka mydlana i wykladana jest kawa na lawe co do perspektyw firmy: musimy was zamknac, bo nie przynosicie dochodu. A powinno byc powiedziane: Musimy was zamknac, bo chcemy zajac wasza pozycje na rynku i zabrac wasz dochod!
    Takie zjawiska panuja na calym swiecie. Niemcy, Francja (i inne kraje EU) wykupily (tzn. przejely inwestycyjnie!) 99% fabryk, businessow, kopaln, stoczni, sieci supermarketow - w PL, zeby je WYLACZNIE zamknac. Stad w Niemczech jeszcze w ogole sa jakies miejsca pracy. A PL jest nieprzerwanie krwawiaca emigrantami - za chlebem i domem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje, slyszalam o takich sytuacjach juz nie raz. W przypadku mojej pracy jednak, to nie tak. Nasi "wlasciciele" nie przejmuja naszego rynku. Glowna siedziba zajmuje sie zupelnie czym innym. Oni mysleli, ze przez nasze laboratorium "wbija sie" na rynek farmaceutyczny, ale sie nie udalo. A wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazuja, ze jeden z moich szefow jednak przejmie ten biznes.
      Inspektorzy z FDA musieli do nas w koncu zawitac. W przemysle farmaceutycznym, standard to kontrola co 1.5 roku. Oni nie zjawili sie u nas przez 5 lat. Nic dziwnego, ze potem tyle przesiedzieli. Mieli sporo do nadrobienia, a i tak znalezli tylko kilka drobiazgow. I nie, nie bylo zadnych kar, tylko poprawki w dokumentacji. Za mala jestesmy "rybka" w tym przemysle, a to co robimy nie zagraza bezposrednio zdrowiu ani bezpieczenstwu pacjentow. Na szczescie.
      A na Karaiby przeniosl sie tylko jeden z naszych klientow. I od poczatku wiedzielismy, ze sie tam przeniesie. Wszyscy (w sensie zarzad)jednak liczyli chyba na to, ze tamten lab w Puerto Rico nie ruszy, albo jesli ruszy, to szybko popelni jakis kardynalny blad i klient jednak wroci do nas. Wiadomo co mawiaja o nadziei i managerowie u nas byli glupi opierajac swoje przewidywane zyski w 40% na jednym kliencie i nie skupiajac sie na zdobywaniu innych.
      W przypadku mojej (jeszcze) pracy, to zarzad popelnil jeszcze szereg innych strategiczno - finansowych bledow. Trudno sie zreszta dziwic, bo to sa naukowcy, a nie biznesmeni. Ale glowna siedziba tez nie jest bez winy, bo albo nie wylapala co sie swieci, albo zupelnie to olala.
      Trudno. Zal mi odchodzic po 11 latach, ale z drugiej strony ciesze sie, ze zmieniam srodowisko. To zaczyna byc juz mocno toksyczne...

      Usuń
  3. Agata, nie pociesze Cie mowiac: "jakos to bedzie, nie martw sie"...wiem, ze chwilowo brzydko mowiac jest chu...wo- dosadnie, po polsku i prosto z mostu po slasku :(
    Juz nawet nie chodzi o to szukanie pracy- ba ta znajdziesz, lecz o odpowiedzialnosc za rodzine, troska o byt i normalnosc dla dla dzieci...przerabialam podobna sprawe- po fakcie okazalo sie, ze nawet dobrze na tym wyszlam ale zanim do tego doszlo- to doslownie zawalil mi sie swiat...
    Mam nadzieje, ze jedne drzwi sie zamykaja- inne otwieraja!
    Kochana sil zycze i trzymam kciuki- buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie Ewus. Praca to jedno. Wiadomo, ze po tylu latach czlowiek przywykl do miejsca, ludzi, swoje obowiazki wykonuje automatcznie i bez wiekszego zglebiania... A tu nagle trzeba zaczynac od poczatku. :( Ale przede wszystkim, chodzi o utrzymanie rodziny... Ja jestem straszna panikara i juz mialam wizje, ze trzeba bedzie sprzedac dom, przeniesc sie gdzie indziej, zmienic dzieciom szkole, itd. Moj maz sie puka w czolo, bo w takich sytuacjach zamartwiam sie juz na rok z wyprzedzeniem, zamiast wziac gleboki oddech i zrozumiec, ze nic nie dzieje sie natychmiast i mam czas zeby podzialac. ;)

      Usuń
  4. O jacież pierdzielę.. Trzymaj się tam!!! A jak po świętach? Potworki wróciły do codzienności??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymalam sie, trzymalam. ;) Jak pierwszy szok minal, zaczelam ostro dzialac. :)

      Usuń
  5. Uuuu... współczuję. Wiem jak to jest być w podobnej sytuacji, jak wiesz sama niedawno to przerabiałam, ale pamiętaj, że nie ma tego złego... Może akurat uda Ci się znaleźć cos lepszego, za lepsze pieniądze i na lepszych warunkach? Wiem, że to trudne, ale staraj się nie nastawiać negatywnie. Może akurat wyjdzie Ci to na dobre. Trzymam kciuki i przesyłam pozytywne fluidy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki. :) No i znalazlam, blizej i za duzo lepsza kase. Czy lepsze warunki, to przekonam sie jak zaczne. ;)

      Usuń
  6. Teraz jest Ci ciężko sobie wszytko wyobrazić, ale kiedy już ochłoniesz i wyjdziesz z pierwszego szoku, zaczniesz działać to zobaczysz, że nie bedzie tak źle! Głowa do góry, Kochana wiem że ciężko się pogodzić z utratą pracy ale niech to będzie początek nowego - LEPSZEGO - zajęcia! Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy bedzie lepsze, tego nie wiem... Na pewno lepiej platne. ;)

      Usuń
  7. Wykupili was aby was zniszczyć....Przykre, ale prawdziwe :(
    Wiem że teraz ci źle, smutno i żal, ale wierzę że to początek końca i wejście w dobry przełom, czego Ci życzę!!
    Trzymam kciuki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie, tak jak wyjasnialam wyzej Tarheel, akurat w naszym przypadku to nie tak. Po prostu, nieudolny zarzad... :(

      Usuń
  8. Agata wiesz, przekonałam się już, ze człowiek nigdy tak naprawdę do końca nie wie, czy to, co się dzieje jest dla niego dobre czy złe. To widać z perspektywy czasu. I czasem to, co się wydaje tragedia i końcem świata, po czasie okazuje się najlepszym, co nas mogło spotkać. Trzymam kciuki, żeby i w tym przypadku tak właśnie było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki Brytusiu... To samo caly miesiac powtarzal mi moj maz...

      Usuń
  9. Agatko trzymam kciuki . Baaaaardzo mocno ! Mam nadzieje że Cv pisałaś nowe a nie odswiezylas starego sprzed lat . Sama często rekrutuje , więc wiem jak dobrze napisane Cv jest ważne . Nie wiem natomiast jak to wyglada w Hameryce ale my posługujemy sie programem , który wyszukuje nam słowa klucze co do kompetencji , których poszukujemy . Po tej wstępnej selekcji otwieramy Cv i dopiero wówczas je czytamy , analizujemy . Cv musi być dobrze napisane bo " czytanie " Cv to tak naprawdę rzut okiem . Spływa tak wiele dokumentów , że nie jesteśmy w stanie ich przeczytać . Jeśli przez miesiąc nie będziesz miała odzewu to uwierz mi musisz coś zrobić z Cv . Bo brak odzewu to niekoniecznie brak kompetencji , doświadczenia , wykształcenia itp .
    Trzymam jednak baaaaaardzo mocno kciuki za zmiany na lepsze .

    Trzymaj się Agatko !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki za cenne rady, Anetko! Nie martw sie, CV napisalam od nowa, wspomagajac sie wskazowkami wujka Googla oraz Twoimi. Po tylu latach, moje stare, nie nadawalo sie do niczego. ;) Dobrze wiedziec, jak to wyglada od strony rekrutujacego. Ja sama robilam to tylko trzy razy w zyciu, ale zawsze dostawalam juz CV po pierwszym "przesiewie". Wiem jednak jak raza literowki i bledy. Niewazne kwalifikacje, taka osoba od razu jest odrzucana. Tutaj na CV mowi sie "resume" i najwazniejszy jest jakby wstep do niego. Tam w skrocie wymienia sie doswiadczenie oraz kwalifikacje. Jesli tam znalazlam interesujace mnie fakty, wtedy czytalam reszte. W sumie, podobny system. :)
      Moje CV zaowocowalo odezwem juz w drugim tygodniu, wiec chyba nie jest najgorsze. ;)

      Usuń
  10. Ech, ech, ech...
    Nie wygląda to wszystko dobrze. Na tę chwilę. Zgadzam się z Brytusią, że czasem dopiero po czasie możemy stwierdzić, czy coś nas pogrążyło, czy wyszło nam na dobre. A uwierz- naprawdę często tak jest, że to co z pozoru złe, przynosi więcej dobrego.

    Przerażające jest to, co opisała Tarheel, ale niestety ma to sens.

    U Marcina w pracy było bardzo podobnie...Przyszedł nowy prezes, jakież On snuł wizje, jak to teraz się będzie firma rozwijała... Po paru miesiącach pojawiły się pierwsze pogłoski, że zamiast spektakularnego rozwoju, będą zamykać poszczególne oddziały w Polsce. No i pozamykali...

    Marcin znalazł pracę bardzo szybko, za tę samą kasę, ale... dużo dalej od domu, więc dojazdy zżerały sporą część zarobków. Do tego klimat w pracy nie bardzo Mu z czasem odpowiadał. Wydawałoby się więc, że dno i dwa metry mułu... Tymczasem, od 1kwietnia zmienił pracę po raz drugi i wydaje się, że teraz będzie tylko lepiej.

    Agata, trzymam za Ciebie kciuki. Bądź silna i nie daj się czarnym myślom. Na razie szukaj, bo nic innego Ci nie zostało. A M. się nie przejmuj, takie gadanie nie pomaga, ale puszczaj to mimo uszu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Martus, za slowa otuchy! Juz jest lepiej, ale tylko dlatego ze znalazlam nowa posade! Podczas poszukiwan mialam naprawde ponure mysli. Gdybym wyladowala na bezrobociu, pewnie nabawilabym sie depresji... :/

      Usuń
  11. Przykro mi, współczuję :( Ale na pewno znajdziesz nową pracę i wszystko będzie dobrze!! Trzymam za to kciuki!! Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowa prace znalazlam. Czy bedzie dobrze, to sie okaze. Moje nowe miesce moze sie okazac kanalem... ;)

      Usuń
  12. Co byśmy nie napisały wyda Ci się banalne, ale jesteśmy z tobą, wspieramy wirtualnie, niestety jesteś za daleko, żeby można było podrzucić Ci ramię do wypłakania.
    Wiem, że to teraz zabrzmi idiotycznie, ale jestem pewna, że finalnie ta zmiana wyjdzie Ci na dobre.
    Trzymam kciuki, będzie dobrze, musi być.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawde doceniam Wasze slowa, dziewczyny! Nawet tylko wirtualnie i z daleka, jestescie niczym najlepsza grupa wsparcia! :*

      Ja tez mam nadzieje, ze koniec koncow, cala ta sytuacja wyjdzie mi na dobre. Ale w tej chwili za wczesnie, zeby wydac jakikolwiek konkretny osad. :)

      Usuń
  13. Jestem z Tobą całym sercem i trzymam kciuki, żeby sprawy ułożyły się pomyślnie.

    OdpowiedzUsuń
  14. No cóż, nie ma takiego grajdołka, z którego nie dałoby się wyleźć :) Choć tkwiąc w samym grajdołku ciężko o optymizm :P Ale wszystko się ułoży, przytulam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie. W glebokim grajdolku, kiedy czlowiek z dalekiego dna spoglada na niebo, wszystko wyglada paskudnie. Na szczescie juz prawie sie z niego wygramolilam. ;)

      Usuń