Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 3 marca 2017

Ferie sie skonczyly, zaczal sie marzec...

Nie do wiary... Marzec juz... Niby prawie wiosna, a wlasnie zaliczamy powrot zimy. Przynajmniej temperaturowo, bo sniegu nie zapowiadaja. Za to jutro slupek rteci nie ma sie podniesc powyzej -5 stopni (w dzien!). Brrr... ;)

Wrocmy jednak na moment do koncowki ferii. Niespodziewanie okazala sie ona calkiem towarzyska. W piatek wpadla kolezanka z blizniakami o rok starszymi od Bi. Umawialysmy sie od srody i stracilam juz nadzieje, ze uda jej sie przyjechac, ale jednak! Szkoda, ze tylko na dwie godziny, bo dzieciaki pieknie sie bawily (czyt. roznosily chalupe w drzazgi), a my nie moglysmy sie nagadac. Kiedy wyjezdzali, jej chlopaki jeczeli, ze nie chca do domu, a Potworki dopytywaly sie, kiedy znow przyjada. Mam nadzieje, ze niedlugo, chociaz z R. jestesmy obie zalatanymi, pracujacymi matkami i mimo najlepszych checi, widujemy sie srednio 4 razy do roku. A mieszkamy 20 min. od siebie. Wiem, tragedia...

W sobote przyjechala bez zapowiedzi ciotka M., czym oczywiscie mnie wkurzyla, bo nie dosc, ze chalupa nieodkurzona, a zlew pelen garow (a ona to pedantka przez wielkie P!), to jeszcze akurat siadlam do pracy, za ktora w koncu wzielam sie w piatek i w sobote mialam zamiar skonczyc... No coz, prokrastynacja to moje drugie imie i to w sumie nie wina ciotki, ze musialam sie z tym uporac do poniedzialku (zeby wykazac w robocie, ze rzeczywiscie cos zrobilam, hehe), ale czy tak trudno przedzwonic i uprzedzic o wizycie? Naprawde...

Ferie zas zakonczylismy przyjeciem urodzinowym blizniakow z klasy Nika, na ktore to zabralam syna...

 (Jesli zdjecie wydaje sie Wam znajome - tak, rodzice z klasy Nika lubia rutyne i wszyscy urzadzaja przyjecia w tej samej sali zabaw :D)


...oraz cotygodniowa, obowiazkowa wizyta dziadka. Na nude, przez te ostatnie kilka dni, nie narzekalismy, czego sie wczesniej obawialam. :)


Poza tym korzystalismy z najdziwniejszej pogody jaka kiedykolwiek mialam okazje doswiadczyc. W czwartek, slupek rteci poszybowal do 17 stopni. Po powrocie z pracy M., zabralismy Potworki na plac zabaw. Zbieralo sie juz na wieczor i zaczelo ochladzac, wiec ubralam dzieciom kamizelki, ale okolicznosci przyrody (doslownie!) mnie powalily:



Tak to wygladalo. Dzieciaki ubrane jak na srodek wiosny, a na peryferiach placu, snieg lezal nadal calkiem gruba warstwa. W tle mozecie podziwiac gorke, z ktorej Potworki zjezdzaly jeszcze trzy dni wczesniej. ;) Nik oczywiscie olal plac zabaw i uparcie wracal w miejsce ze sniegiem, grzebiac w nim butami, ktore absolutnie nie sa przystosowane na snieg. W koncu Bi wdepnela w kaluze (jedna, jedyna na placu i to niezbyt duza!) i trzeba bylo sie zbierac (Potworki w ryk!)...

Piatek jednak przebil wszystko! Mielismy 22 stopnie! To juz nie wiosna, to lato! Na poczatku, podejrzliwie porownujac date w kalendarzu z termometrem, ubralam zarowno sobie, jak i dzieciom bluzy.

(Mount Everest naszego ogrodu)


Juz po chwili jednak, bluzy wyladowaly w domu.  Jak mnie jest goraco, to znaczy, ze inni sie doslownie gotuja... ;)

(Krotkie rekawki w lutym...)

Kalosze ubralam Potworkom ze wzgledu na odsloniete spod sniegu, psie "miny" (latwiej je splukac niz adidasy), ale okazalo sie, ze mialam nosa. Bi i Nik wlezli w ostatnia kupe sniegu, ktora pozostala w ogrodzie. Kopali, robili babki, slowem, bawili sie tak, jak nie bawili sie w piaskownicy od dwoch lat. Tyle, ze zamiast piachu, mieli snieg. ;)

A w sobote pozegnalismy oficjalnie choinke:

(zegnalismy ja goraco i zarliwie! :D)

Poza tym, spora czesc zeszlego tygodnia, spedzilam przegladajac i rezerwujac kempingi. W ten sposob, mamy je juz zaklepane wszystkie, ta-da! ;) W sumie, miedzy koncowka maja, a pierwszym weekendem wrzesnia, zabieramy przyczepke w trase 7 razy. Z tego dwa to beda tylko krotkie, weekendowe wypady. Reszta, to juz wyjazdy na 3-4 dni. Trzy razy wyjezdzamy w gorzyste tereny Stanu Nowy Jork, raz nad nasza lokalna "zatoczke", a trzy nad otwarty ocean. Szkoda tylko, ze wylacznie na pierwszy wypad jedziemy z grupa znajomych. Reszta, to beda juz samotne wyprawy... Ale coz, do takich jestesmy przyzwyczajeni i generalnie dobrze sie bawimy w swoim towarzystwie, wiec nie ma co narzekac. ;)

Powrot do pracy przyszedl lagodnie. Po tygodniu w domu, wlasciwie juz mialam ochote wrocic. Dodatkowo, idealnie na powrot trafil sie lagodny, powolny tydzien, szefa dwa dni nie bylo, a w jeden wyszedl wczesniej, wiec moglam sie na spokojnie od nowa wdrozyc. :)

W pracy wiec wzgledny spokoj, za to miniony tydzien ogolnie byl troche zalatany. Na szczescie nie kazdego dnia. Najgorsza byla sroda. Po pracy wpadlam tylko do domu, przepakowalam torebke i popedzilismy do kosciola na nabozenstwo popielcowe. Z tego ostatniego zas, pognalam (doslownie bo msza skonczyla sie na ostatnia chwile) do podstawowki, na spotkanie zapoznawcze dla dzieci idacych do zerowki.
Nie pamietam czy pisalam, ale pierwsze odbylo sie na samiutkim poczatku lutego, akurat kiedy Potworki mialy grype, wiec nas ominelo. Otrzymalam nawet telefon z sekretariatu, zeby przypomniec mi o tych spotkaniach! :O Tym razem nie bylo wiec wymowek. Na szczescie zostalo juz tylko jedno, w kwietniu. Dla dzieci sa one przydatne, bowiem sa one rozdzielane na grupy i ida z nauczycielkami na zajecia do klas. Maja wiec szanse poznac zarowno wychowawczynie, jak i klasy zerowkowe. Dla nowych rodzicow moga tez byc przydatne, bowiem opisuja program oraz funkcjonowanie szkoly. Natomiast ja sie wynudzilam za wszystkie czasy. Najwyrazniej co roku wykorzystywane sa te same materialy, bo prezentacja, ktorej wysluchalam nie roznila sie niczym od tej, ktora obejrzalam rok temu, przy okazji wdrazania w zerowke Bi. :D
Biedny Nik czul sie troche zdezorientowany i pytal mnie potem z niepokojem, czy jak wstanie rano nastepnego dnia, bedzie musial isc do zerowki. Biedactwo... ;) Uspokoilam, ze wraca narazie do swojego starego, dobrego przedszkola.

W czwartek dla odmiany, musialam wziac pol dnia wolnego, zeby uczestniczyc w kolejnym spotkaniu dzieci z rodzicami, w klasie Bi. Tu zwizualizujcie sobie, prosze, przewrot oczami. :) Tym razem, spotkanie bylo z okazji urodzin Dr. Seuss'a. Dla niezorientowanych, ow Dr. Seuss jest autorem kilku rymowanych ksiazek dla najmlodszych. Nie wiem czy w Polsce sa znane. Ja ogolnie ich nie lubie, bo sa takimi lamancami jezykowymi, nazwy sa bez sensu, byle brzmialy smiesznie i sie rymowaly. Potworki zreszta tez nie lubia. ;) Tutaj to jednak wielki klasyk i nie znac Dr. Seuss'a to obciach. ;)
Z tej okazji, dzieci tworzyly kapelusze najbardziej znanej postaci spod piora Dr. Seuss'a - Kota w Kapeluszu. Klasyczny kapelusz a'la "Cat in the Hat" jest w bialo-czerwone paski:


 Wychowawczyni zostawila jednak dzieciom dowolnosc. Ten wykonany przez Bi, prezentowal sie tak:

(Kwiatki oraz motylki, jakby inaczej ;P)

Jesli juz jestem przy szkole,  to pokaze Wam mala probke pisaniny Bi. Przypomne, ze dzieci ucza sie tu na poczatku pisac fonetycznie, a w angielskim to nie taka prosta sprawa. Wiekszosc tekstow Bi to glownie nonsens, gdzie czasem po pierwszej literce mozna sie domyslic co autor mial na mysli. ;) Czasem trafia sie jednak perelki, jak ta laurka:


Z kolejnych rzeczy wartych zanotowania, a przy okazji potworkowych "pierwszych razow", zapisalam Bi na lekcje plywania! Juz od jakiegos czasu nosilam sie z zamiarem zapisania jej na jakies zajecia, nie moglam tylko zdecydowac na co. Rok temu, kiedy Bi szalala za konmi, myslalam o jezdzie konnej. Potem jednak Starsza o koniach zapomniala, wiec machnelam na ten pomysl reka. Chodzila mi tez po glowie gimnastyka artystyczna, ktora jest tu dosc popularna. I chyba ze wzgledu na ta popularnosc, jakos nie moglam sie zdecydowac. Poza tym, Bi jakos mi do gimnastyczki nie pasuje. Nie jest ani drobna, ani lekka, ani tez szczegolnie gietka. Bardziej pasowalaby juz do pilki noznej, ktora wsrod dziewczynek (!) jest tutaj rowniez bardzo popularna, ale tu z kolei wlacza mi sie niechec do tego sportu, nabyta w czasie dorastania z tata - pilkarzem. ;)

W kazdym razie, stanelo na plywaniu, ktore chodzilo mi po glowie juz od zeszlego lata. Bi nie chciala juz tak naprawde bawic sie w brodziku dla maluchow. Prosila, zeby brac ja do duzego basenu, ale tam z kolei czesto musiala stac przy samej sciance, zeby dotykac dna. Bez znajomosci plywania, trzymala sie kurczowo mnie albo M. i bala nawet porzadnie machnac rekami, zeby przeplynac choc krok. Widac bylo, ze bardzo chce, ale sie boi, a ja nie umialam nia pokierowac, choc probowalam. M., nieoceniony przy nauce jazdy na nartach, w ogole odpada, bo za woda generalnie nie przepada. ;) A jak moze pamietacie, na publicznych basenach, nie pozwalaja tutaj dzieciom uzywac ani plywaczkow, ani dmuchanych kol. Idiotyzm! Oddaje wiec Bi pod skrzydla profesjonalistow. Mam nadzieje, ze do wakacji nauczy sie przeplynac choc kawalek i bedzie mogla w pelni skorzystac z basenow. A przy okazji, plywanie to swietny trening calego ciala. Dobrze jej zrobi.
Pierwsza lekcja w sobote rano. Napewno zdam relacje. :)

A na koniec, bardzo, bardzo chcialabym pojechac jutro na narty! Tymczasem zlapalo mnie jakies parszywe przeziebienie i nie odpuszcza! :( Gdyby bylo w miare cieplo, olalabym smarki oraz kaszel, pojechala i juz! Ale mamy miec -6 stopni! :O Boje sie, ze na nartach, nawet cieplo ubrana, zalatwilabym sobie zapalenie oskrzeli. Dodatkowo, Bi moze byc zmeczona po basenie (moje dziecko zmeczone?! O czym ja w ogole pisze?!) Narty stoja wiec pod znakiem zapytania, a szkoda bo to moze byc ostatnia szansa. :(

12 komentarzy:

  1. Faktycznie działo się u Was. I intensywne ferie za Wami. A te krótkie rękawy przy śniegu, szok. U nas aż tak ciepło nie jest, ale nieśmiało wiosna wkracza. Powodzenia dla Bi na lekcji pływania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do nas ma wrocic Zima! Na nastepne 5 dni, zapowiadaja az dwie sniezyce! :D

      Usuń
  2. Czekam na relację z syrenką Bi w roli głównej :D
    Osz te Twoje potwory mają bogate towarzyskie Ci powiem :D A zdjęcie w krótkim rękawku na śniegu...szokujące :D Faktycznie, anomalie pogodowe ;pp

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anomalie jak nic! Szczegolnie, ze wraz z poczatkiem marca, wraca zima! ;)

      Usuń
  3. A u nas wczoraj było prawie lato! :) Ponad 20 stopni.
    No ale śniegu to już nie mamy :)
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do nas waraca zima. Ale nie zdziwie sie, jak za tydzien znow przyjdzie przyspieszone lato... ;)

      Usuń
  4. U nas lato z jednym dużym minusem - wieje zimny wiatr. Wczoraj też temperatura iście letnia ale wieje ze chce głowę urwać :/
    Fajnie że już macie plany wakacyjne ja nawet mie wiem kiedy będę miała urlop. Mam nadzieję że na początku lipca.
    Od września mój maluszek idzie do przedszkola a starszak do I klasy - szok!! :)
    Oby pod okiem specjalistów Bi rozwinęła pływackie skrzydła. Pozdrowionka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szok w trampkach! :D Moj "maluszek" od wrzesnia do zerowki, nie moge w to uwierzyc! ;)
      My mielismy dosc jednego, krotkiego urlopu w roku. Stwierdzilismy, ze wolimy nawet krocej, ale czesciej! ;) Zakladajac, ze spodoba nam sie przyczepkowa rzeczywistosc, jest szansa, ze zda to egzamin. Kiedys byla z nas para wloczykijow, ktorzy w kazdy weekend gdzies wybywali. Dzieci troche odchowalismy i budza sie dawne instynkty. ;)
      U nas taka pogoda ma byc dzisiaj. Niby 10 stopni, ale straszna wichura.

      Usuń
  5. Czekam na te Wasze relacje z wypadów "domkiem na kółkach" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napewno bede pisac o wadach i zaletach takiego typu wakacji. Ale najwczesniejszy wpis pojawi sie gdzies na poczatku czerwca, bo pierwszy raz wyjezdzamy pod koniec maja. ;)

      Usuń
  6. ja to już o feriach nie pamiętam :) i o tegorocznych wgl wole zapomnieć - złamana rączka starszaka - za to wiosna mi odpowiada :) ale przyszła na 3 dni i zniknęla.. gdzie jesteś wiosnoooo? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to pechowe mieliscie ferie!
      Do nas na chwile zawitalo lato, ale szybko ucieklo i zapowiadaja nagly powrot zimy. ;)

      Usuń