Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

wtorek, 17 maja 2016

Sceny z zycia smokow, eeee... Potworkow

Mialam jako dziecko ksiazke "Sceny z zycia smokow" i uwielbialam ja! Nie mam pojecia co sie z na stalo, ale musze pamietac, zeby podczas kolejnej wizyty w Polsce, ja odszukac.
O, takie wydanie do mnie nalezalo:


Zazwyczaj nie polecam na blogu ani ksiazek, ani zabawek, ale (tak przy okazji) do zakupu tej ksiazeczki bardzo zachecam (to NIE jest post sponsorowany! :D)! Mnostwo dobrego humoru i w dodatku napisana przez polska autorke! Przeznaczona jest raczej dla nieco starszych czytelnikow, nie zupelnych maluszkow, ale sadze ze np. Bi juz by sie spodobala. A jak nie teraz, to za rok - dwa. :)



To byla taka mala, ksiazkowa dygresyjka, a teraz do scen z zycia moich wlasnych Potworow. :)

Dziewczyny, wzrusza mnie bardzo, ze cieszy Was moja wieksza aktywnosc. ;) Majac tyle fajnych blogow do wyboru, Wy wypatrujecie moich tasiemcow... To chyba juz pachnie masochizmem. ;)

Kolega moj niestety - stety, wrocil wczoraj do pracy. Ja akurat sie poniekad ciesze, bo wreszcie mam do kogo gebe otworzyc. Bez J., siedze w pracy niczym pustelnik, zamknieta w klaustrofobicznym biurze i innych pracownikow widze tylko podczas lunchu. ;) Nie da sie jednak ukryc, ze powrot biurowego wspollokatora oznacza znow mniej postow...

Poniewaz jednak w pracy nadal wzgledny spokoj, cos tam poklikam. ;)

Za mna "interesujacy" weekend. W cudzyslowiu, bo nie robilismy nic specjalnego, poza wyrywaniem chwasciorow w ogrodzie oraz zwyczajowymi zakupami, sprzataniem i pichceniem. Za to Potwory dawaly czadu. ;) Czasem trudno powiedziec czy lepiej smiac sie, czy plakac z ich wybrykow. Najczesciej wybieram kompromis i wzdycham ciezko lub zgrzytam zebami. :)

Jak bowiem zareagowac np. na kupe w pampersie? Ja wiem, wychowuje dwojke dzieci od ich narodzin i nic co matczyne nie jest mi obce. Zafajdane pieluchy rowniez. Musze jednak przyznac, ze od kilku dobrych miesiecy nie zdarzyla nam sie taka watpliwa "niespodzianka". Zdazylam sie odzwyczaic. A tu mi moj TRZY i POL-letni syn przychodzi krotko po drzemce, razem z ciagnacym sie za nim smrodkiem... Bleee... Wiem, wiem, moj blad ze nie zdjelam mu pieluchomajtek zaraz po przebudzeniu... Ale, no wlasnie, od jakiegos czasu, po drzemce pieluchy zazwyczaj byly nieskalane nawet siuskami, wiec moja czujnosc zostala uspiona...
Coz, szukajac pozytywow, ponad trzylatek przynajmniej sam chce juz byc wytarty i przebrany, wiec lezy grzecznie, zadziera nogi jak trzeba i nie ucieka z brudnym pupskiem... Nie zmienia to jednak faktu, ze czynnosc byla malo przyjemna... ;)

Zebyscie nie pomyslaly, ze podnoszenie matce cisnienia to wylacznie domena Potwora Mlodszego. Kilka cennych godzin z mojego weekendu, spedzilam oczywiscie probujac (to kluczowe slowo) doprowadzic pomieszczenia w chalupie do stanu uzywalnosci. Miedzy innymi lazienki. Coz... Syzyfowa praca... Czlowiek pare godzinek pucuje, a lazienka wraca do stanu wyjsciowego w tym samym, jak nie krotszym, czasie... O ile zachlapane blaty oraz lustro jestem w stanie przelknac, ale juz to, ze przy myciu zebow, Bi specjalnie celuje wypluwana pasta, zeby kapnela na moj lsniacy kran, to juz cios ponizej pasa! :/

Zastanawia mnie tez fenomen "matki". Jak bardzo by nie byla ona zajeta, a ojciec w tym czasie zbijal baki, dzieci i tak beda truc glowe rodzicielce...
Taka sytuacja. Szykuje sie do wyjscia, czyli w praktyce miotam po lazience na wszystkie strony. Moj malzonek zas stoi w drzwiach tegoz przybytku, z rekoma w kieszeni i nawija. Nawet nie pamietam na jaki temat. Podchodzi Nik i... zupelnie ignorujac ojca przeciska sie do lazienki, po czym podstawia mi pod nos brudne rece! Nosz! Szlag mnie na cos takiego trafia i bardzo czesto w naszym domu mozna uslyszec warkniecie: "A ty dziecko nie widzisz, ze mama jest zajeta? Nie masz ojca?!".

Nik w miniony weekend zaliczyl jakis powrot do przeszlosci. Kupa w pieluchomajtach to raz. Zeby lepiej zrozumiec nr. "dwa", mala dygresja. Posiadanie dzieci nieco starszych, ma swoje zalety. Czlowiek juz tak namietnie nie chowa wszystkiego. Zabezpieczenie na drzwiach lazienkowej szafki jest, bo bylo i jakos tak zostalo. Ale na drzwiach szafek kuchennych, na ktore zadna blokada tak naprawde dobrze nie pasowala, juz od dawna nie zahaczamy obsesyjnie gumek, sznurkow, tasmy czy innych wynalazkow. Oczywiscie najbardziej niebezpieczne srodki, jak wybielacz czy plyn do odtykania rur, mam schowane w piwnicy. Ale reszta detergentow sobie lezy w szafce i Nik praktycznie sie nimi nie interesuje. Szybciej juz wyciagnie zmiotke oraz szufelke i "zamiata". Myslalam, ze zainteresowanie srodkami czystosci juz dawno za nami. Tymczasem postawilam na szafce pusta buteleczke po plynie do mycia, zeby pozniej ja wrzucic do recyklingu. I udalo mi sie przylapac mojego syna, jak wzial ta buteleczke, otworzyl korek, powachal, po czym... Zaczal zapalem oblizywac otwor! A kiedy czym predzej wyrwalam mu buteleczke z rak, jeszcza filuternie stwierdzil "Doble bylo!". :O

W zasadzie co ja sie dziwie, skoro kiedys przylapalam Bi, jak przed posmarowaniem buzi kremem, najpierw go polizala... :/

Matka Potworow za to bije rekordy w roztargnieniu. Szykujac w sobote dzieciakom ubrania, nie dosc, ze robilam to na raty (przeszkadzalo mi ciagle "Mama, chce mleko! Mama, a moge pomalowac? Maaamaaa, a jak zjadlam(em) sniadanie, to moge cukierka w nagrode?"), to jeszcze przynosilam nie te czesci garderoby co trzeba. Mialam doniesc Bi spodnie oraz skarpetki, a przynioslam, owszem, spodnie oraz: "Mamo, ale ja juz mam majtki!". Oooo... Pisalam o tym ostatnio Asi w komentarzu i prosze, znow to zrobilam! :D

Dobrze, ze chociaz maz i ojciec sie sprawil (ale ciii..., zeby nie przechwalic!). Musze go bowiem po-chwalic, ze warzywnik mi przekopal! Teraz usiluje go zachecic, zeby przywiozl ziemi ogrodowej oraz kompostu i to ladnie przemieszal z nasza "glina". Cos sie narazie opiera, a tu polowa maja juz leci... Mysle jednak, ze do weekendu to zrobi, a wtedy bede mogla wybrac sie do ogrodniczego i zajac sadzeniem, hej! :)

Poza tym, juz kilka razy przyuwazylam, tylko jakos zapominalam napisac, ze Potworki rozwijaja sie spolecznie. Oczywiscie dziala to tak pol na pol, bo rownie czesto przepychaja sie i tluka o wybrane zabawki czy lakocie. ;) Czasem jednak, coraz czesciej, sie dziela. Prym wiedzie tu oczywiscie Bi, bo po pierwsze jest starsza, a po drugie przedszkole tez zapewne pomaga w tym wzgledzie. Zawsze byla walka o to, kto rano zamknie Maye w klatce (wiem, wiem, jest sie o co klocic, ale matki kilkulatkow napewno rozumieja). Tymczasem kilka dni temu, kiedy Bi pierwsza klatke dopadla, a Nik rozdarl sie i zatupal nogami, spodziewajac sie zwyczajowej awantury, ruszylam do kuchni z zamiarem rozdzielenia Potworow. Nie zdazylam sie jednak wylonic zza winkla, kiedy uslyszalam Bi: "To chcesz zamknac gorny czy dolny zamek?". Nik (juz spokojnie - szok!) odpowiedzial, ze gorny, Bi stwierdzila, ze w takim razie ona zamknie dolny, po czym zgodnie psisko zamkneli i poszli sie ubierac. A ja zostalam schowana za scianka, ze szczeka do podlogi. ;)
Albo scenka samochodowa. W niedziele, jak zwykle zajechalismy po mszy na kawe, gdzie Potworki za grzeczne (powiedzmy) zachowanie w kosciele, wybrali sobie po malutkiej paczuszce slodyczy. Bi wybrala zelki, a Nik miniaturowe ciasteczka. Podczas drogi, Starsza wysypala i pogubila polowe zelkow, ale widzac, ze brat nadal ma kilka ciasteczek, zaczela marudzic, zeby sie z nia podzielil. Ku mojemu zaskoczeniu, Nik bez fochow oddal Bi pare ciastek. Szok, szok! Oczywiscie natychmiast zawolal: "Mama, podzielilem sie z Bi, jestem gzecny, plawda?". ;) Jednak nasze trucie do znudzenia o dzieleniu, gdzies tam dociera... :D
To nie koniec. Wczoraj, podczas jazdy z przedszkola, Bi udalo sie wygrzebac z zakamarkow fotelika pogubione zelki. Nik to dostrzegl i zaczal marudzic, ze on tez chce. Bi sie opierala, ale wtedy nawiazala sie dosc ciekawa dyskusja:
Nik: "Podziel sie ze mna!"
Bi: "Nie, to moje!"
Nik: "A ja sie z tobom podzielilem moimi ciasteckami!" (pamietal, skubany!)
Bi (stropiona): "Aaaa... No tak... prosze!"
Oddala mu pare ukochanych zelkow! Bez mojej ingerencji! Prowadzilam auto cichutko jak trusia i sie nie odzywalam. Nadal jestem pod wrazeniem, ze moje dzieci same dochodza do kompromisow i nie musze sobie gardla zdzierac, zeby zazegnac konflikt. Zeby moglo im to juz zostac! :D

A ostatnia "scena", jest matka nerwowo obgryzajaca paznokcie i siedzaca w pracy jak na szpilkach, bowiem wyslala Potwora Starszego na pierwsza, samotna wycieczke (przed)szkolna! Teraz jeszcze lepiej rozumiem co czula Stokrotka, wysylajac na takowa Stokrocie...
Niestety, wyruszali spod przedszkola dosc pozno, wiec nie mialam jak podejrzec jakim pojechali autobusem. Nie wiem czy byl to poczciwy, zolty schoolbus? Zakladam, ze nie, bowiem w liscie do rodzicow, panie zaznaczyly ze autobus bedzie wyposazony w odpowiednie foteliki. Schoolbusy zas nie maja nawet pasow, a o fotelikach mozna sobie pomarzyc! Zreszta, w swoim czasie pojezdzilam sobie takim zoltym autobusem i mowie Wam, ze to przezycie z rodzaju tych ekstremalnych! :D Sporo pewnie zalezy od kierowcy, ale autobusy te maja bardzo elastyczne zawieszenie i w rezultacie kolysze i rzuca je na wszystkie strony. To, plus brak pasow, czy nawet podlokietnikow, sprawia, ze czlowiek trzyma sie siedzenia z przodu niczym tratwy ratunkowej! ;)
W kazdym razie, mam nadzieje, ze droga minela przedszkolakom bezpiecznie (bo juz powinni byc na miejscu). Bi jeszcze w weekend urzadzila awanture, ze ona chce jechac z mama, a nie autobusem, ale wczoraj nagle zaliczyla zwrot o 180 stopni i odkad odebralam ja z przedszkola, powtarzala jak bardzo sie cieszy, ze jedzie na wycieczke. Nie wiem co panie jej naopowiadaly... Euforia trwala nadal dzis rano, ja przezornie nic juz o autobusie nie wspominalam i dziecko zostalo w przedszkolu cale w skurwonkach. ;) W to, ze bedzie sie dobrze bawic, nie watpie, bowiem pojechali na farme, ktora rodzinnie co roku odwiedzamy, a o ktorej juz tu pisalam. Mozna tam karmic zwierzatka, przejechac sie kucykiem, dodatkowo beda mieli przejazdzke wozem z sianem, wiec jestem pewna, ze zabawa bedzie przednia! Martwie sie tylko o dojazd oraz droge powrotna... I zeby mi tam dziecka nie zgubili. :/

Bedzie dobrze, nie? Bo znow zaczelam sie stresowac...

27 komentarzy:

  1. Będzie dobrze - oczywiście!!!
    Książkę o smokach mam w domku - przywiozłam ją ostatnimi czasy z PL - jest świetna!
    Co do marudzenia tylko matce, to coś o tym mogę powiedzieć;)))
    Ja dzisiaj jestem jak walcem rozjechana - byłam sama z moimi Maluchami u dentysty (ok.40 min.pieszo z wózkiem;) Spędziłam tam blisko dwie godziny spóźniając się niemalże do pracy i praktycznie nic nie załatwiłam. Marta tak płakała, że pani doktor powiedziała, że nie mogą wywierać takiej presji na dziecko... i w rezultacie odesłała nas do domu z bolącym zębem:( Dobrze, że nie boli stale... Szok! Presja, dobre sobie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko! Z dentysta mam prawie identyczne przeżycia za sobą! Bi (juz po znieczuleniu) tak wyła i kręciła głowa, ze dentystka stwierdziła, ze nie można jej tak stresować. Kazała spróbować z tata, albo szukać gabinetu z gazem rozsmieszajacym. U nas na szczęście obecność taty zadziałała, ale i tak stwierdzam ze dzisiejsi dentyści "dziecięcy" zupełnie tego podejścia do dzieci nie maja. :/

      Usuń
  2. Pewnie, że tak! Będzie dobrze :)

    Nieźle ci twoje Potworki dają popalić ;) Musisz mieć anielską cierpliwość. Podziwiam. Ale z drugiej strony masz też niesamowicie wesoło ;) Swoją drogą ja już od dawna nie pamiętam co to pampersy i drzemki w dzień.. Jedno i drugie dawno za nami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas drzemki tez sie wkrótce skończą. Bi od września zaczyna zerówkę, a tam dzieci nie maja spania, wiec od wakacji zamierzam jej nie kłaść. A z nią, z drzemki zrezygnuje pewnie i Nik...

      Wesoło u nas bywa zazwyczaj po fakcie. Bo jak akurat trwa "akcja" to pioruny latają. :)

      Usuń
  3. No pewnie , że bedzie dobrze ! Było - prawda ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bylo Anetko! Wrocila nie tylko cala i zdrowa, ale jeszcze zachwycona! :D

      Usuń
  4. Widzialam ostatnio obrazek na fb -dwie ramki. W jednej sto pytan do mamy, w drugiej jedno do taty - gdzie jest mama ? Sama prawda- u nas to samo. Moje dzieci potrafia przyjsc do mnie do gory po jakas pierdole kiedy przy nich na dole siedzi tata:) Ksiazki o smoku nie znalam, zaintrygowalas mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkę polecam z ręka na sercu! Zosia może być juz na nią trochę za duża (chociaż tez może jej sie spodobać, kto wie), ale chłopcy powinni być zachwyceni! :)

      Usuń
  5. U nas z kolei taki etap, że tylko tata i tata. Ja nie mam dostępu do Młodego. I czekam aż przyjdzie mój czas. Wtedy pewnie będę miała dość, ale tęskno mi za Młodym, bo nawet poprzytulać nie mogę.
    Fajnie, że Powtorki się dzielą. Oby ten stan się utrzymał.
    Podejrzewam, że Bi wróciła zadowolona, ale matczyne stresy są dla mnie zrozumiałe.
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrocila az ZBYT zadowolona, bo teraz dreczy nas pytaniami, kiedy pojedziemy na farme cala rodzina! ;)

      E, z tym dzieleniem, to zalezy od dnia. Czesto bywa tak, ze caly dzien sa klotnie i wyrywanie. ;)

      Usuń
  6. no pewnie, że będzie dobrze, nawet się nie obejrzysz a Twoje dzieci będą same latać do Polski.
    Uwielbiam Twoje pisanie, im dłuższy post tym lepszy. I tylko jestem rozczarowana na końcu że to już koniec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff... To ciesze sie, ze chociaz niektorzy nie psiocza na moje lanie wody. ;)

      Oj, nie wiem czy kiedys odwaze sie ich wyslac do Polski samych... Zbyt wielka jestem matka - kwoka. :D

      Usuń
  7. Dobre tasiemce nie są złe :) Ej ja się nie stresowałam jak Martyna jechała na cały dzien do zoo, kurka chyba coś ze mną nie tak, bo nawet przez myśl mi nie przeszło, że ona mogła się tam zwyczajnie zgubć. Może za bardzo ufam naszym paniom przedszkolankom?
    Oby Bi się buzia z nadmiaru emocji nie zamykała, to może następnym raze będziesz spokojniejsza :)
    Co do konfliktów rodzeństwa to doskonale Cię rozumiem, moje dziewczyny rzadko znajdują porozumienie, chociaż (tfu tfu) ostatnio zdarza się to częściej (tfu tfu). Z tym, że u mnie to kwestia różnicy wieku - 3,5 roku (Martyna 6 lat w listopadzie skończy, a Kasia w lipcu 2).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, to tak - u Was ta roznica bedzie juz widoczna. Moje Potwory to czasem jak bliznieta. ;)

      Przyznaje, ze sie uspokoilam. Bi wrocila w jednym kawalku i zachwycona. A martwilam sie glownie dlatego, ze bylam na pierwszej wycieczce przedszkolnej, w pazdzierniku i panowal tam potworny chaos! Obawialam sie jak panie opanuja dzieciarnie bez pomocy rodzicow. ;)

      Usuń
  8. Ja chyba zacznę też mniej ingerować. Może i moje dzieciaki się "uspołecznią" ? :))
    pzdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dokładnie to samo przeszło mi przez myśl :) Chociaż nadmienię, że u nas, o dziwo, pod tym względem wcale nie jest non stop tragicznie. Wręcz bywa bardzo ok. Dziewczyny nie tylko same potrafią się (CZASEM) dogadać w takich sytuacjach, ale coraz częściej fajnie się razem bawią. Elizie nie zawsze się chce (bo nie oszukujmy się- to Ona musi zaniżyć loty i odnaleźć się na nowo w zabawach niespełna 4latków) ale jak już ma dzień dobroci, to fajnie się Ich słucha. Żeby jednak nie przesłodzić- czasem potrafią zrobić taką jazdę bez trzymanki z powody jakiejś głupoty, ze klękajcie narody. Ja wiem, że to jest głupota pewnie tylko z mojego punktu widzenia, ale mimo wszystko!

      Usuń
    2. Awantury z rekoczynami o glupoty... Skad ja to znam? A tak, to przeciez moj chleb powszedni... :D Moje dzieciaki notorycznie tluka sie o to, kto zamknie psa w klatce i kto pierwszy otworzy drzwi. A wieczorem - kto szybciej dobiegnie do lozka. Jak sie zastanowie, to poniekad moge zrozumiec ta chec, zeby wygrac, ale czesto mam ochote ich rozszarpac. ;)

      Usuń
  9. Łał, ile się u Was dzieje! W ogóle podziwiam, że ogarniasz pracę, dom i dzieci, a jeszcze ogród do tego, bo dla mnie to jak totalne rozdwojenie - jedna osoba nie jest w stanie tego ogarnąć ;p

    Jerzyk ma dwa i pół roku i na razie nie zanosi się, by się prędko rozstał z pieluszką :/ Wszystko rozumie, kilka razy nawet próbował zrobić na ubikację lub nocnik, ale, jak dziś nam to po swojemu wyjaśnił "jeszcze nie jest gotowy" xD A wczoraj w dodatku nasiusiał na mój ulubiony fotel.

    Fajnie, że Wasza dwójka rozwija swoje siostrzano-braterskie relacje :) Nie ma to jak rodzeństwo. Lepiej nawet pokłócić się o zamykanie klatki niż nie mieć się z kim o to kłócić. A rodzicowi przyjemnie jest obserwować, jak się dzieci dogadują :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo przyjemnie jest patrzeć jak dzieciaki sie zgadzają. Żeby to zdarzało sie jeszcze trochę cześciej. ;)

      My w ogóle zaczęliśmy Nika odpieluchowywac, kiedy był w wieku Jerzyka. Wcześniej widziałam, ze kompletnie sie nie nadaje. O ile jednak z Bi, mimo ze była młodsza, poszło dość sprawnie, o tyle z Nikiem to była masakra... Jeszcze kilka miesięcy temu, kiedy miał juz 3 lata, potrafił sie posikac poza domem. Teraz ma praktycznie 3.5 roku i chociaż w stanie czuwania ładnie trzyma, to pieluch do spania jeszcze dłuuugo sie nie pozbędziemy... :/

      Haha, to moje ogarnianie jest mocno naciągane. Swoją prace lubię, a ze tez dobrze ja znam, czasem tak sie obijam ze wstyd. :) Dom mam wiecznie niedosprzatany. ;) A ogród... Cóż, dopiero wczoraj wsadziłam letnie kwiatki, a warzywa może uda mi sie posadzić do końca maja. Może. :)

      Usuń
  10. Dawno mnie nie było,az się stęskniłam za tasiemcami :-)
    Komu ma się książka o smokach spodobać jak nie Potworkom? Myślę że mojej Poczwarze też,dlatego wspisuje na liste życzeń.
    I jak po wycieczce?
    Chyba wszędzie to samo,nawet jak się ma jednego potomka...-tak jak u nas!Łącznie z tym,ze mimo posiadania dwojga rodziców,dziecko zauważa tylko jedno,( ostatni hit Riczi "tylko mama,tylko mama" i powtarza to nagminnie )że ogród czeka na męską rękę,że sprząta się sprząta godzinami a potem wystarcza jedna wizyta w łazience członka rodziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje dzieciaki tez maja takie fazy, ze slyszymy "To mama!", albo "To tata!" i drugi rodzic nie ma prawa nic zrobic. Ani podac glupiego kakao, ani umyc zebow, czy podetrzec tylka. NIC! Oczywiscie teraz, kiedy sa starsi, staramy sie ignorowac takie wymyslanie, ale konczy sie to rykiem, kopaniem z wscieklosci i tym podobnymi atrakcjami... ;)

      Usuń
  11. Ach Agatko, jestem pewna, ze wszystko ok- to my matki jestesmy troche kwoki i czesto trzymamy kurczowo nasze pisklaki :)
    Mysle, ze jeszcze wielokrotnie bede zasmiewala sie z Bi Nikusiowych perypetii- to fajna odskocznia dla mnie - matki juz prawie doroslych dzieci!
    Pozdrowka za ocean :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ze najchetniej zabieralabym Potworki ze soba do domu, zeby miec na nich oko. ;)

      Mam nadzieje, ze za jakies 20 lat, czytajac te zapiski, tez bede sie usmiechac, bo narazie czesciej sie irytuje. :)

      Usuń
  12. Ooo,jakie pocieszne Potworki... rozczulily mnie tymi swoimi uprzejmościami :)
    Przyznam, że też balabym się,ze dziecko mi zgubia (choć to chyba trochę absurdalne), ale skoro napisałas juz,ze Bi wróciła szczęśliwie i to w pełnym zachwycie to nie pozostaje nic innego jak pogratulować Jej samodzielności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozczulaj sie Kasiu, bo najczesciej tluka sie po glowach! :D
      Wiem, brzmi idiotycznie, ale podczas wycieczki w pazdzierniku, w ktorej uczestniczylam, widzialam ten CHAOS i autentycznie sie martwilam. No, ale na szczescie zwrocili mi dziecko. ;)

      Usuń
  13. Aj, powiem Ci Agata, że ja mam taką schizę, że zawsze sobie wyobrażam, że te dzieci latają po tych autobusach/autokarach, kierowca gwałtowanie hamuje, zęby powybijane... No ale- mną się nie przejmuj, ja po prostu mam za wybujałą wyobraźnię ;)
    Tak, skąd ja to znam. U nas to samo- ojciec wolny, a One ze wszystkim do mnie. I ja wiem, że powinno mnie to wzruszać, rozczulać itd. Tylko dlaczego wkur...? :) I nic się nie uczą, mimo, że ja naprawdę zawsze je strofuję, żeby poszły do taty. Ech...
    No tak- też bym się nie ucieszyła z powodu kupska w pieluszce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mialam nadzieje, ze takie pieluchowe atrakcje dawno za nami, a tu prosze... ;)

      Ja czasami sie nawet wzruszam, albo chociaz podsmiewuje z meza, ze dobry jest tylko do zrobienia porannego kakao. Jakos stalo sie to jego dzialka i nawet jak mam wolne, a M. idzie do pracy, to Potworki przychodza do mnie smutne, ze tata zapomnial zrobic im rano kakao.
      Ale najczesciej tez sie wkurzam. :D

      A, to musze Ci powiedziec, ze w szoku jestem, bo dzieci pojechaly jednak zwyklym, zoltym schoolbusem. Ale! Ten schoolbus mial foteliki samochodowe! No szok! :)

      Usuń