Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 13 maja 2016

"Przyjaciol przedstawiamy wam, wciaz cos woza tu i tam..."

Dziewczyny, bije rekordy! Nie tylko to drugi post w tym tygodniu, ale i juz czwarty w maju. A to dopiero polowa miesiaca! Poodpowiadalam nawet na prawie wszystkie zalegle komentarze! :)

Przyczyna mojej nietypowej ostatnio aktywnosci jest wyjatkowo cichy tydzien w  pracy oraz nieobecnosc kolegi z biura. Moge pisac (prawie) do wyrzygu i nikt mi nie zaglada przez ramie co robie! ;)

***
Wlasciwie, to chronologicznie, post o "Tomku" powinien byl sie ukazac jakies 2 tygodnie temu, bo bylismy tam ostatniego dnia kwietnia, ale wszystkie posty urodzinowo - Bibusiowe mialy niezaprzeczalne pierwszenstwo. :)

Co tu wiec najpierw o naszej wycieczce...

Moze to, ze wybierajac date, mialam farta jak jasna cholera! Bilety kupowalam z ponad miesiecznym wyprzedzeniem. Dzien wycieczki wybralam bazujac tylko na jednym: im pozniej tym lepiej. Chodzilo mi o to, zeby bylo mozliwie jak najcieplej. O ile lubie aktywnosc na swiezym powietrzu, o tyle jestem strasznym zmarzluchem. Zima, na narty czy snieg z dziecmi, wiadomo, jest zimnica, trzeba sie grubo przyodziac. Ale wiosna pogoda jest tak zmienna i nieprzewidywalna, ze stwierdzilam, ze skoro cala tomkowa atrakcja odbywala sie w 3 kwietniowe weekendy pod rzad, ja wybieram ten ostatni. 30 kwiecien, sobote. I cale, wielkie szczescie, ze nie 1 maja, niedziele! ;) Dlaczego? Ano dlatego, ze udalo nam sie wstrzelic w ostatni sloneczny i cieply dzien! Od niedzieli nastapil ponad tydzien zimna oraz deszczu... :)

Drugim fartem bylo dokladnie to, ze kupilam bilety tak wczesnie. Na stronie internetowej bylo jak byk napisane, ze mozna bedzie je tez kupic na miejscu, przy kasach. Tylko ze wtedy trzeba by bylo kupic to, co zostalo, a musicie wiedziec, ze sprzedawane byly na konkretna godzine odjazdu pociagu. Poniewaz zalezalo mi, zeby nie spedzac calego dnia w biegu, wstac rano bez pospiechu, wyjezdzajac kupic kawe (bez tego ani rusz!), itd., poza tym zeby dzieci sie w aucie zdrzemnely (taaa... zasneli 10 minut przed celem podrozy, a jechalismy tam prawie godzine), stwierdzilam, ze kupie je wtedy, kiedy jest ich jeszcze do wyboru, do koloru. I znowu: cale szczescie! Tydzien przed impreza weszlam z ciekawosci na ich strone i biletow zostalo: DWA! A kiedy dojechalismy na miejsce, wszedzie porozstawione byly tablice, ze przepraszaja, ale w tym roku, wyjatkowo, wszystkie zostaly wyprzedane przed festynem! Jakbym tak poczekala, to musialabym albo lapac jakies "ochlapy", albo zostalabym z niczym... A przyznaje, ze mocno sie zastanawialam... Ponad miesiac, myslalam... Cokolwiek moze sie zdarzyc i pokrzyzowac nam plany... Ale w koncu doszlam do wniosku, ze na dobra sprawe w sam dzien imprezy dzieci moga sie obudzic z goraczka albo sraczka, wiec co za roznica. ;)

Mielismy kolejnego farta, dotrwalismy do dnia atrakcji, dzieciaki wytrzymaly w zdrowiu, pojechalismy. Tak naprawde nie bardzo wiedzialam czego sie spodziewac. Na stronie bylo napisane, ze calosc imprezy odbywa sie na zasadzie festynu, a przejazdzka Tomkiem to tylko jedna z atrakcji. Dodatkowo, cala impreza odbywala sie na terenie muzeum kolei parowej, wiec liczylam, ze sama tez zobacze cos ciekawego. Nie wiem w takim razie, dlaczego bilety sprzedawano bazujac na godzinie odjazu tomkowego pociagu. Ktos mogl nie zalapac sie na przejazdzke, ale zostala jeszcze cala impreza oraz muzeum... Ale to tak nawiasem mowiac...

A jak bylo? Eeee... Powiedzialabym, ze slabo, ale Bi sie ewidentnie baaardzo podobalo, wiec niech bedzie, ze srednio... ;)

Samo muzeum mnie rozczarowalo. Maja bardzo ladnie odrestaurowana zabytkowa stacyjke. Kilkanascie starych wagonow. Ale samych ciuchci, ktorych bylam bardzo ciekawa oraz ktore chcialam pokazac dzieciom, widzialam TRZY. W tym jedna w stanie mocnego rozparcelowania... I cala szope luznych czesci, ktore moga byc interesujace tylko dla jakiegos znawcy - amatora. I to ma byc muzeum kolei parowej??? Toz kolej parowa to przede wszystkim lokomotywy! E no, zawiedziona bylam... ;) Mozliwe oczywiscie, ze na czas festynu czesc "eksponatow" zostala pochowana. Potrzebny w koncu byl im duzy, pusty plac... Wyglada jednak na to, ze muzeum koncentruje sie glownie na komercyjnej czesci dzialalnosci. Na wiosne maja bowiem festyn z "Tomkiem", w grudniu przejazdzki z Mikolajem. Latem organizuja jazde na przystan, gdzie ludzie przesiadaja sie do zabytkowej, parowej lodzi i plywaja po rzece. Oprocz tego, w pazdzierniku maja przejazdzki krajobrazowe dla milosnikow natury i jesiennych lisci, a w weekendowe wieczory, romantyczne kolacje w "Warsie". A! jest tam tez ogromny sklep z pamiatkami, a jak! :)
Ale samych lokomotyw maja niewiele...

Jesli jednak macie dzieciaki w wieku 4-8 lat kochajace "Tomka i Przyjaciol" i niestraszne Wam dzikie tlumy oraz stanie w dlugasnych kolejkach, to taki festyn moze byc atrakcja dla Was! :D

Ten caly "Tomek" to niezly chwyt reklamowy, bo oprocz polgodzinnej przejazdzki pociagiem oraz irytujacej muzyczki z bajki, puszczanej przez glosniki, wlasciwie niewiele bylo z tematyki samej bajki. Stal Piotrek, ale nie jezdzil. Mozna bylo sobie zrobic z nim zdjecie, ale odplatne, poza tym oblegany byl przez takie tlumy, ze zrezygnowalismy. Gruby Zawiadowca podobno gdzies krazyl, ale spedzilismy tam ponad 2 godziny i nie udalo nam sie go dostrzec. Podobno gdzies mial byc kacik do rysowania oraz budowania z klockow o tomkowej tematyce, ale tego tez nie udalo nam sie odnalezc.

Reszta byla po prostu ogromnym festynem z atrakcjami przeznaczonymi dla maluchow, budkami z zarciem, itd. Mysle, ze dziecko starsze niz 7-8-letnie wynudziloby sie tam strasznie, bo nawet karuzele byly male i wolne, przeznaczone dla mlodszych milusinskich.
Za to ze zgroza dostrzegalam w tlumie ludzi z niemowlakami oraz roczniakami. Jak to ostatnio pisalam Lahanie w komentarzu, bylam w szoku. Czesc miala dodatkowo starsze dzieci, wiec oczywiscie przyjechali tam dla nich. Ale wielu mialo ze soba tylko to jedno, malutkie dziecko, ktore plakalo rozdraznione halasem, albo ciagle uciekalo i wrzeszczalo wnieboglosy, bo wolalo biegac w kolko niz stac w kolejce na karuzele... Nie wiem, moze to tylko ja, ale dla mnie takie maluszki bardziej by skorzystaly na spacerze w parku lub na placu zabaw. Nie wierze, ze kilkunastomiesieczne dziecko moglo miec jakakolwiek frajde z takiej imrezy. No, ale w sumie to nie moja broszka. Mnie tylko zal bylo tych wymeczonych na maksa maluchow...

Zreszta, nawet z dwojki naszych Potworkow, mlodszy delikwent mial atrakcje w nosie. A ma przeciez juz skonczone 3 lata, uwielbia ogladac "Tomka", zna na pamiec cale dialogi z bajki oraz imiona wszystkich bohaterow, posiada cala kolekcje pociagow, bluzeczki, ksiazeczki i Bog wie co jeszcze... Ktos pomyslalby, ze to wymarzony kandydat na tego rodzaju festyn... Niestety, Nik byl wyraznie znudzony i lekko zdezorientowany. Zobaczyl Piotrusia, ucieszyl sie, pomachal, po czym gotow byl wracac do domu. :D Szybko okazalo sie, ze na kazda przejazdzke karuzela trzeba bylo czekac dobre 10 minut w kolejce. Bi stala z usmiechem, tylko od czasu do czasu pytajac czy dlugo jeszcze. Nik... chodzil w kolko, dlubal w nosie, probowal odbiegac od nas i jeeeeczaaaal... Matko, ile on sie najeczal... Niestety, stwierdzilismy z M., ze Mlodszy po prostu do takich atrakcji jeszcze nie dorosl... Szybko tez okazalo sie, ze nawet jak juz odczekalismy swoje w kolejce, Nik cieszyl sie tylko do momentu, az karuzela ruszyla.


(Tu jeszcze usmiech :D)

A potem uderzyl w placz, ze on chce wysiadac! Jak na zlosc, tylko na jedna karuzele dzieci wsiadaly z rodzicami, reszta byla tak mala, ze miescila tylko maluchy... Dobrze, ze dzieciaki byly przypiete pasami, bo Nik jak nic probowalby wyskoczyc w biegu. ;) A tak, przy kazdym okrazeniu tylko patrzyl na nas przerazony i wolal, ze on chce juz wyjsc! No, traume dziecku zafundowalismy! :D Potem zgodzil sie juz wsiasc tylko na jedna karuzele ze mna, a nastepnie z Bi.



Ale nawet obecnosc siostry nie pomogla. Po bodajze trzecim okrazeniu, Nik przestal sie usmiechac, za to zaczal wolac, zeby TO wylaczyc. ;)

Za to Bi chlonela atmosfere festynu pelna piersia! Dlatego wczesniej napisalam, ze to atrakcja dla dzieci tak od 4 roku zycia. Kazdy maluch jest oczywiscie inny, ale Bi jakos tak rok temu zaczela dojrzewac, zeby cieszyc sie z poznawania nowych miejsc i probowania nowych aktywnosci. Tylko dla niej spedzilismy tam az dwie godziny, bo Starsza byla zachwycona i chciala koniecznie sprobowac kazdej atrakcji! :)


(To bylo cos na ksztalt toru przeszkod. Kolo, przez ktore przechodzi Bi sie krecilo, ale Starsza przeszla przez nie bez wahania :D)

Dla niej wlazlam nawet na gigantyczna zjezdzalnie i zjechalam na worku. Mam lekki lek wysokosci i chociaz z dolu nie wygladalo to zle, w miare wdrapywania sie pod gore, coraz bardziej krecilo mi sie w glowie. Bi miala radoche, a ja tak naprawde koncentrowalam sie tylko na tym, zeby nie patrzec w dol. ;) Kiedy zjechalysmy, Starsza zakrzyknela "A zjedziemy jeszcze raz?!". Mnie zas sie zoladek przekrecil ("Tym razem jedzie ojciec" - pomyslalam), ale na szczescie wizja czekania w kolejce od nowa, skutecznie odstraszyla nawet moja corke. ;) Bi rowniez chciala koniecznie dotknac i pomacac kazdy napotkany wagon oraz lokomotywe i bardzo byla rozczarowana, ze nie mozna do nich wsiasc... :)



Przejechalismy sie oczywiscie pociagiem ciagnietym przez Tomka. Glownie dlatego przeciez tam pojechalismy. Szkoda tylko, ze z wagonu, Tomka zupelnie nie bylo widac. :)


(Nik od niedawna stal sie Krolem Glupich Min)

My - staruszki, mielismy akurat frajde (lata cale pociagiem nie jechalam!), ale Potworki wysiedzialy te 30 minut tylko dzieki calemu plecakowi przekasek. ;) Jechalismy naprawde fajnym, zabytkowym wagonem, obitym drewniana boazeria.


Najwieksza wada przejazdzki bylo jej tempo. ;) Pociag mial wyznaczona trase, ktora byla dosc krotka, wiec zeby wydluzyc ja w te pol godziny, wlokl sie w slimaczym tempie. Serio, zeby podroz byla nieco bardziej ekscytujaca, powinien byc halas, stukot kol po szynach, a tu nic. :( Nic dziwnego, ze dzieciarnia sie nudzila i z tego co widzialam w wagonie, to nie tylko nasza... Po przejazdzce zaciagnelismy dzieciaki na przod, zeby pokazac im, ze rzeczywiscie ciagnal nas "Tomek". ;) Tutaj znow porazka. Ciuchcia zablokowana, bezposredni dostep tylko dla tych, ktorzy chca pamiatkowe (platne) zdjecie. Trudno, zrobilam Potworkom zdjecie zza plota. :D


(Kokus trzyma nawet miniaturke "Tomka")

Kolejna zalamka byly toalety, a wlasciwie ich brak. Na caly ten tlum (spokojnie bylo tam kilkaset ludzikow) byly tylko 4 przenosne TOiTO'iki (tak to sie zwalo?). Ilosc osob przewijajacych sie przez nie, skutecznie nas odstraszyla. Pierwsza rzecza, ktora zrobilismy po powrocie do auta, bylo wbicie w nawigacje poszukiwanie najblizszego McDonald's, Dunkin' Donuts, albo innego czegos. Wszystko jedno, byle toaleta byla. Czysta. :) Dzieciarnia na szczescie wytrzymala bez wpadek...

I wlasciwie tak moge zakonczyc opowiesc. Bi sie podobalo. Od czasu do czasu przypomina jej sie i nalega, zeby znow tam pojechac. Na nic moje tlumaczenia, ze tomkowy festyn odbywa sie tylko raz do roku... Na szczescie jej uwage zaprzata teraz glownie odliczanie do urlopu oraz wakacji u babci, czyli u dawnej opiekunki. Przedszkole bedzie bowiem zamkniete od polowy czerwca, a wtedy Bi wroci pod opieke Pani Marysi. Do wrzesnia. ;)
Nik na temat festynu nie wspomina NIC, wiec wnioskuje, ze nie przypadl mu do gustu, co zreszta bylo widac. :)

23 komentarze:

  1. Jak dla mnie ten kolega moze częściej nie przychodzić do biura . Niech chłopaczyna odpoczywa :-)
    Myślałam , że ten wypad bedzie wielkim wow szczególnie dla Nika . Ale być moze rzeczywiście jest tak jak piszesz - takie atrakcje nie są najlepsze dla maluszków . Fajnie że Bi chociaz dobrze się bawiła . No i że pogoda dopisała !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaje, ze chociaz troche mi nudno bez kolegi, to milo jest miec cale biuro dla siebie. No i baki mozna zbijac do woli. ;)

      Ja tez tak myslalam. Wyszukalam ta atrakcje glownie dla niego! Jak to sie czlowiek pomylic moze... :/

      Usuń
  2. Taaaa znam to Człowiek staje na uszach- ostatnio zabrałam ferajne do ogrodu botanicznego- największą atrakcją okazała się różowa wata cukrowa przed wejściem....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co tam ogrod botaniczny... Moje Potwory nawet w ZOO sie nudzily! :/

      Usuń
  3. Taaaa znam to Człowiek staje na uszach- ostatnio zabrałam ferajne do ogrodu botanicznego- największą atrakcją okazała się różowa wata cukrowa przed wejściem....

    OdpowiedzUsuń
  4. Tomek, Tomek... Jakoś sie tej bajki boje... On ma psychiczny wyraz twarzy :PPP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha!!! A ja jakos sie do niej przekonalam (nie mialam wyjscia). Tomek ma irytujacy smiech, ale poza tym jest znosny. :)

      Usuń
  5. Dobrze, że choć jedno dziecko zadowolone...
    My za dwa tygodnie planujemy z Ł wspólny wyjazd (z noclegiem!)do Torunia. Ciekawa jestem, jak będzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie. Jakby oboje sie nudzili, to strasznie bym sobie wyrzucala kase wydana na bilety oraz zmarnowanie prawie calej soboty... :)
      Lucja to juz panna! Napewno bedziecie sie super bawic! Sam noclego poza domem to bedzie dla niej pewnie niezla atrakcja! :)

      Usuń
  6. No widać każde z rodzeństwa jest całkowicie inne i ma inny gust ;) Może faktycznie Nik jeszcze za mały na takie atrakcje, a może miał zły dzień? Dobrze, że chociaż Bi zachwycona. Fajny pomysł na wycieczke :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja sie cieszylam, ze mam dzieci z mala roznica wieku i podobnymi upodobaniami... :D Mam nadzieje, ze Nik po prostu jest jeszcze troche maly i gora za rok, wszyscy bedziemy sie cieszyc rodzinnymi wypadami! :)

      Usuń
  7. Zjezdzalnie (lęk wysokości) i karuzele (choroba lokomocyjna) to cos od czego ja trzymam sie jak najdalej ;) U nas jest dokladnie tak samo - jak sie cos podoba Młodszej to Starsza tylko wzrusza ramionami i oczywiście na odwrót - wniosek jest jeden najlepiej mieć bliźniaki! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tak! :D U nas na codzien, roznica wieku sie sprawdza, ale juz podczas wycieczek, widac te 1.5 roku roznicy. Bliznieta byly by idealne. :)

      Usuń
  8. Czekalam na ten pociagowy wpis, wiesz? :) W sobote tez jezdzilismy pociagami wiec czuje ten klimat, o ktorym piszesz- tez nie pamietam kiedy ostatnio pociagiem jechalam a UWIELBIAM! A niezadowolony zawsze sie ktos znajdzie. Wyobraz sobie jakie u nas sa nastroje przy czworce dzieci- ze skrajnosci w skajnosc;) Bardzo rzadko wszyscy wracaja z wycieczki w dobrych nastrojach. Na przyklad w sobote Lukasz na koncu mial focha ( nie nowosc) bo... nie bylo takich pamiatek jak chcial.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, z pamiatek padlam! :D Na szczescie moje potomstwo narazie na tyle male, ze radoche maja z kazdej duperelki. :)

      U Was to nie wiem jak udaje sie w ogole wynalezc atrakcje dla calej czworeczki, szczegolnie, ze rozstrzal wiekowy tez macie niezly! :)
      U nas pewnie gusta za rok - dwa sie na chwile wyrownaja, po czym zacznal sie roznice plci. I znow bedziemy zgrzytac zebami. ;)

      Usuń
  9. Ojej, faktycznie nieciekawie, ale najważniejsze, że Bi zadowolona. Jak widzę rodziców stojących w takich mega kolejkach z maluszkami to przychodzi mi do głowy tylko jedno wytłumaczenie- przyjechali nie dla swoich dzieci, a dla siebie samych :) to płatne zdjęcie z lokomotywa to okropne przegięcie. Normalnie zerowanie na dziecięcych emocjach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle, ze masz racje. Rodzice ciagna dzieciaki tylko po to, zeby pstryknac fote i wrzucic na fejsa. :D

      Platne zdjecia przyprawily mnie o opad cyckow, bo juz same bilety na festyn nie byly tanie. Zazwyczaj dzieci maja jakies znizki, ale tutaj, z racji, ze atrakcja dla najmlodszych, znizek nie bylo. Teraz jak mysle, to powinny byc - dla rodzicow! :D

      Usuń
  10. Uwielbiam takie atrakcje, gdzie później za wszystko trzeba płacić...Chociaż te zdjęcia daliby za darmo, zwłaszcza że podejrzewam iż mało nie zapłaciliście za to wszystko...

    Ale najważniejsze, że Bi się podobało, a Nik na pewno do tego dorośnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Ja tez sie lekko wkurzylam, bo tak jak piszesz, wstep swoje kosztowal. I potem mam placic dodatkowo?! Dobrze, ze Potworki sa na tyle male, ze nie zalezalo im szczegolnie na zdjeciach z Tomkiem i Piotrkiem. Przy starszych dzieciakach, musialabym pewnie grzecznie wystac w kolejce i bulic. ;)

      Usuń
  11. Well, dobrze, że Bi taka zadowolona, dobrze, że pogoda dopisała, dobrze, że wszyscy byliście zdrowi :)
    Znam ten rodzaj poświęcenia :) Czuję to za każdym razem, kiedy jedziemy z dziewczynkami nad morze :)
    My też już doświadczyliśmy takich wypadów, gdzie albo trzeba za wszystko płacić dodatkowo, albo- miejsce okazuje się totalną prowizorką. Na szczęście nigdy miejsce, które wybieraliśmy, nigdy nie łączyło w sobie tych dwóch "wtop".

    My byliśmy w sobotę na urodzinach w stadninie- Lila jechała z dziećmi bryczką i mimo, że po czasie mówiła, że fajnie, to widziałam, że jest co najmniej wystraszona. Może dla takich ledwo ponad 3latkó, to za duży ładunek emocjonalny :)

    Kolega niech idzie na dłuższy urlop, bo fajnie, kiedy piszesz częściej :)
    Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, kolega nie planuje kolejnych dni wolnych az do chyba pazdziernika. ;) Ale dzis np. zostal w domu z powodu choroby, dlatego mam czas, zeby poodpowiadac na komentarze. ;)

      Chyba masz racje, ze dla takich maluchow jak Lila i Nik, to po prostu ogromne przezycia i z racji, ze probuja czegos poraz pierwszy - rowniez strach. Chociaz Bi ogolnie wydaje mi sie odwazniejsza od brata. Nik to taki troche mamicycus. ;)

      Ja morze akurat bardzo lubie, ale na codzien czuje, ze sie poswiecam, za kazdym razem kiedy zabieram Potworki na plac zabaw. Nie czuje sie jeszcze na tyle bezpiecznie zeby puscic ich samopas, a samej poczytac ksiazke. Z drugiej strony, przez jakies 95% czasu juz nie potrzebuja mojej pomocy, wiec snuje sie po placu tylko sie przygladajac. ;)

      Usuń
  12. Ach cudownie, ze piszesz zamiast naprzyklad pracowac ;))) Fajnie, ze jednak wypad doszedl do skutku. Mysle, ze jednak rowniez czas spedzony razem, jako rodzina na innym gruncie zawsze jest jakims "wzbogaceniem", doswiadczenim a i zabawa.
    Zdjecia uwielbiam i widac na naich jak Potworki wyrosly- slodziaki!
    My w weekend jechalismy waskotorowka- mialam frajde :) choc nie jestem dzieckiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Praca jest przereklamowana, robie to juz 17 lat z rzedu i troche mi sie znudzilo. :D

      W dzien wyjazdu az odetchnelam z ulga, bo taka jestem fatalistka, ze do ostatniej chwili wyobrazalam sobie ze dzieciaki sie pochoruja, albo cos innego sie stanie i nie pojedziemy. :)
      Rosna te moje Potwory, rosna... A matce smutno, ze tak szybko. ;)
      Tam gdzie jedziemy na wakacje, ma byc w miasteczku taki zabytkowy tramwaj waskotorowy i M. tez juz sie cieszy na przejazdzke. ;) Mam nadzieje, ze bedzie jechal troche szybciej niz tomkowy pociag i Potworki sie nie wynudza. ;)

      Usuń