A ja mam dzien wolny, a-ha ha-ha ha-ha!!!
Przymusowy niestety... :(
Dobrze sie domyslacie (jesli sie domyslacie)... Przeziebienie nadal zatacza kola... Tym razem trafilo Bi. Juz w weekend zaczela pokaslywac, a ze Nikowi dopiero co po nawrocie kaszel zaczal zanikac, wiec szybko zaaplikowalam jej lekarstwo na przeziebienie (na szczescie takie od 4 lat mozna juz tu dostac), poparte starym, dobrym syropem z cebuli. Niestety, zamiast lepiej, bylo coraz gorzej, znaczy sie dziecko kaszlalo czesciej i dolaczyl katar. Goraczki jednak nie miala, wiec majac w pamieci, ze przedszkole znow bedzie zamkniete w piatek oraz poniedzialek, stwierdzilam, ze mowy nie ma, zebym miala zostac w domu dodatkowy dzien. Zreszta, gdyby nie kaszel, nikt patrzac na Bi nie pomyslalby, ze jest chora. Szaleje, tanczy, spiewa, sprzecza sie oraz pyskuje, czyli jak zwykle. :D
Niestety, Bi pokaszlala troche paniom w przedszkolu, a te wyslaly ja do pielegniarki szkolnej, ktora z kolei zadzwonila do mnie, ze dziecko co prawda goraczki nie ma, ale kaszle i wyraznie zle sie czuje. I czy jest mozliwosc, zeby ktos odebral ja wczesniej. Chcac nie chcac, urwalam sie z pracy i pojechalam po corke. No i co? Dziecko zywe, wesole, gdzie ono sie zle czuje, pytam?! W tej chwili walcze z nia, zeby chociaz przez chwilke polezala spokojnie pod kocykiem. Tiaaa...
A, pojechalam tez dla swietego spokoju do lekarza, bo panie powiedzialy, ze odeslaly juz kilkoro dzieci do domu z goraczka. Pomyslalam, ze moze cos bardziej wrednego krazy w przedszkolu, a skoro juz i tak wzielam pol dnia wolnego, niech nasza pediatra Bi obejrzy. Tak dla spokojnosci sumienia. Jak przypuszczalam, stwierdzone zostalo zwykle przeziebienie i tyle. Jacy oni sa w tym przedszkolu przewrazliwieni! Na kazdym punkcie! :/
W kazdym razie prosze o kciuki, zeby to dziadostwo nie rozwinelo sie w nic powazniejszego! Mile widziane bylyby chociaz pare tygodni kiedy NIKT w naszym domu by nie kichal i nie kaszlal... Narazie nie tylko przeziebienia kraza w najlepsze, ale w dodatku grupowe, bo zawsze chyrkamy i prychamy przynajmniej dwojkami. ;)
Ale wracajac do tytulu.
Od razu rozwieje watpliwosci: tak mowa o moich Potworkach! :)
No, moze z ta dzicza troche przesadzilam. Mamy co prawda dom z ogrodem, ale mieszkamy na typowych, amerykanskich przedmiesciach. Czyli jestesmy jedna dzialeczka w morzu, czy nawet oceanie domkow jednorodzinnych, przylegajacych gdzieniegdzie do centrum jednego miasteczka czy drugiego. Czasem to "centrum" to jedna ulica. Nasze miasteczko w ogole powinno byc nazywane wioska, bo glowna ulica to kilka kafejek, jakies biuro nieruchomosci, piekarnia, prywatna szkola. Potem dlugo, dluuugo nic (a raczej pole golfowe, "country club, biblioteka, urzad "miasta", liceum, znajdzie sie nawet stacja benzynowa), a nastepnie dojezdza sie do malutenkiego centrum handlowego, gdzie mamy niewielki supermarket, restauracje, gabinet dentystyczny oraz fryzjera. Ot i cale "centrum" naszej wioski. Nawet McDonald'a nie ma! :D My jednak mieszkamy na jego obrzezach i blizej mamy do sklepow i urzedow w wiekszych miasteczkach (bo miastami tego nazwac sie nie da). Nie mieszkamy wiec na jakims wielkim zadupiu...
Chociaz pamietacie, ze rok temu mielismy niedzwiedzia pod domem? A wczoraj rano M. pogonil spod domu kojota!
Pomyslalby ktos, ze mieszkamy gdzies w wielkim lesie! :D Znaczy sie lasy sa, ale tylko z jednej strony, wlasnie od strony "centrum" naszej wioski. Poza tym, z trzech pozostalych stron, wszystko jest zabudowane i zagospodarowane. Mamy w poblizu w pierony sklepow, pubow, restauracji, galerii handlowych, itd. Tylko, ze... No, M. i ja ich nie znosimy! Zakupy spozywcze, no coz, trzeba zrobic, w koncu bez jedzenia czlowiek nie przezyje... Ale wszystkie inne, to juz kara. Od czasu do czasu zamowimy jakies zarelko na wynos. Ale centra handlowe omijamy szerokim lukiem. I uwazamy, ze nie sa to miejsca rozrywki dla dzieci.
Wobec powyzszego, Potworki w galerii handlowej byly jakies 2 lata temu i to tylko dlatego, ze znajduje sie tam najblizszy serwis naszej sieci komorkowej. A serwis ma osobne wejscie, wiec tak naprawde i tak do galerii nie wchodzilismy. :)
Tymczasem w sobote pogoda pokrzyzowala nam wszelkie plany spedzenia czasu na swiezym powietrzu. Dodatkowo M. chcial sie rozejrzec za nieprzemakalnymi butami na zime i z jakiegos powodu za cel obral sobie pewien sklep z akcesoriami mysliwsko - rybacko - kempingowymi. Sklep ma ogromna wystawe zwierzat (wypchanych oraz manekinow) oraz akwarium w tunelu. Maz moj wpadl na pomysl, ze Potworom moze sie tam spodobac. Pojechalismy wiec wszyscy.
Haha, powinnam zrobic zdjecie miny Potworkow, kiedy weszlismy do srodka! Sklep byl ogromny, dwupietrowy, a na jego srodku zbudowana ogromna gora, obstawiona wypchanymi zwierzakami. Przez srodek "gory" przebiegal tunel z akwariami, a na drugim pietrze byla nawet wystawa poswiecona safari, z egzotycznymi (szkoda, ze sztucznymi) zwierzetami w skali 1:1. Wszystko to robilo wrazenie! Ale czy na Potworkach?
Okazuje sie, ze nie! :) Najpierw dopadly czesc sklepu z autami oraz quadami. Tu nie ma sie co dziwic, bo Nik to urodzony facet i milosnik motoryzacji.
Najwieksza atrakcja okazaly sie jednak...
Winda oraz ruchome schody! :D
Najpierw, nie przeczuwajac pulapki, po prostu wjechalismy schodami na drugie pietro. Potem zjechalismy na dol. Po czym probowalismy wyciagnac Potwory ze sklepu, ale Bi dojrzala windy. Oczy zrobily sie jej okragle jak spodki i zaczela blagac, zeby przejechac sie w tym "pokoju"! ;) Troche rozbawieni, zgodzilismy sie. I tu byl blad. Bo na jednym razie sie nie skonczylo. W sumie zjechalismy na dol i ponownie wjechalismy na gore chyba z 6 razy! Kiedy w koncu odciagnelismy Bi od wind, dojrzala znow ruchome schody! Tutaj po dwoch razach wymieklam i oswiadczylam, ze ja zostaje na dole! Na szczescie M. nie mial dosc i pojezdzil jeszcze z dziecmi w gore i na dol. :D
Jakbyscie wiec szukaly rozrywki dla dzieci na deszczowy dzien, polecam galerie handlowe! Zabawa przednia i to za darmoche! :D
Ej...ruchome schody to najlepsza atrakcja Matka...dla dzieci...
OdpowiedzUsuńchoć mnie to stresuje...zwłaszcza na początku i końcu...aby zdążyła wskoczyć...bo nie ma mowy żeby na rączki, a w ogóle to "siama, siama"...
Nik akurat jezdzil kurczowo trzymajac sie reki, na szczescie ojca, nie mojej. Bi chcialam na poczatku asekurowac, ale zapomnij! Ona sama da rade i koniec! Musze jednak przyznac, ze calkiem zgrabnie jej to wychodzilo. ;)
UsuńBi! Zdrowiej potworku złotowłosy :*
OdpowiedzUsuńW tej chwili Potworek Starszy juz (odpukac) praktycznie zdrowy, za to Mlodszemu ponownie cieknie z nosa... Ja sie zastrzele! :/
UsuńNo,schody rzeczywiscie mega atrakcja ;) Ale mnie zachwycil w Twoim opisie ten niedzwiedz za domem :D Tez bym tak chciala... Nam tylko krowy i bazanty za domem chodza. No,i jeszcze konie,i wiewiorki;) Zdrowka zycze calej rodzince.
OdpowiedzUsuńJa niedzwiedzia oraz kojoty chetnie zamienialabym na koniki i krowki. ;)
UsuńU biegaja nas wiewiory, wiewiorki ziemne, krolikow zatrzesienie, oposy, szopy oraz skunksy. Cale zoo! :D
Ale ten niedzwiedz byl tylko dwukrotnie rok temu, a kojota w tym roku mielismy poraz pierwszy. I niech juz tak zostanie, bo zaczynam sie nerwowo rozgladac za kazdym razem jak jestem w ogrodzie. ;)
Oj tak znam to - mój W. to tez miłośnik wind i schodów ruchomych ;-) Jak jakieś gdzieś zobaczy to nie ma zmiłuj przynajmniej kilka razy trzeba się z nim "przejechać" ;-)
OdpowiedzUsuńZdrowia dla Bi życze!
No wlasnie nie powinnam byc moze zaskoczona, ale ze my nieczesto zabieramy dzieci do "cywilizacji", to szok przezylam! ;)
UsuńMoi chlopcy przyzwyczajeni do sklepow, wiec ruchome schody ani winda nie robia juz wrazenia.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki zeby chorobsko wreszcie odpuscilo!!! Ilez mozna :/
A my najczesciej jezdzimy z naszymi do zwyklych supermarketow, gdzie takiej frajdy nie uswiadcza. :) Nawet ostatnio zabralismy ich do meblowego to mieli radoche ze skakania po kanapach i krecenia na obrotowych fotelach. ;)
UsuńHehe, ja też jako dziecko skakałam z radości na widok windy lub ruchomych schodow :) a wychowałam się na wsi, nie w dziczy :D
OdpowiedzUsuńJezzzu, niech już te choroby dadzą wam wreszcie spokój, no ile można..
Ach, daj spokoj... Bi chwilowo wydaje sie zdrowa, za to Nik znow czesciej pokasluje. Tylko w leb sobie strzelic! :/
UsuńJa z kolei wychowana w wiezowcu, winde mialam na coadzien i nawet nie przyszlo mi do glowy, ze to moze byc taka sensacja. :) Ale fakt, ze ruchome schody uwielbialam! :)
Hahahahahah, ale ubaw :)
OdpowiedzUsuńMy jezdzilismy tramwajem bo Mlody byl zafascynowany- wiec nie jest zle ;))
Moje Potwory tez az piszcza na widok autobusow, bo komunikacja publiczna jest w naszej okolicy mocno okrojona. :) Smiejemy sie z M., ze w Polsce to nie zakopianskie owieczki czy krowy z pola nieopodal dzialki moich rodzicow beda najwieksza sensacja, tylko autobusy, trolejbusy, tramwaje oraz kolejka podmiejska Trojmiasta! :D
UsuńI jak tam "dziadostwo" ?:D nie rozwija się , mam nadzieję;) u nas zawsze też jest tak z windami i tymi schodami.. Winda może mniejsze WOW robi, bo mamy w wieżowcu ale schody... o Matulu :D
OdpowiedzUsuńDziadostwo sie kurna, nie rozwija, za to "przeskoczylo" na brata! :(
UsuńMy mamy parterowy dom i jedyne schody prowadza do piwnicy (trzech stopni przy wejsciach nie licze), gdzie dzieciakom wchodzic nie wolno. Nawet wiec glupie schody na pietro u dziadka to sensacja. Dziwie sie, ze na widok wind oraz schodow ruchomych, Potwory nie popuscily z wrazenia! :D
hahahaha, umarłam :) aaaa znam to,pamietam jak Zuza miała ok 7 lat chyba i pierwszy raz ze mną pojechała autobusem - dotąd wożona samochodem - i narobiła mi takiej wiochy, drąc się na cały autobus "ojej mamo, te drzwi same się otwierająąąą !!!"... no, to coś w ten deseń ;) My Kochana mieszkamy w podobnym miejscu jak Wy, tyle, że na polskiej ziemi i graniczymy ze Stolicą, więc o McDonalda w pobliżu nie problem, ale i są lasy, pola, łąki, a zamiast niedźwiedzi i kojotów, bażanty, lisy czy zające ;) Także kumam w czym rzecz :) - a tak na marginesie, zawsze jako dziecko marzyłam aby tak mieszkać widząc te urocze przedmieścia w hamerykańskich filmach ;) - no, ale do rzeczy. Też unikamy galerii handlowych, choć wokół ich mamy kilka, nie wiem czy kiedykolwiek w nich byłam z Tolą, no może Ikea, czy jakiś inny market, ale to mega rzadkość, ale pokazałaś, że to duży "błąd" haha czas nadrobić straty ;) Bo ostatnio jak wpadłam po płytę dla Tomka na imieniny do Empiku w galerii Mokotów, to byłam z Tymonem i widziałam ten sam podziw w jego oczach dla jeżdżących schodów i fontanny w sercu centrum handlowego :) A po ostatniej wizycie nefrologicznej jak wyszliśmy ze szpitala w centrum Warszawy, mój syn zamarzył o... przejażdżce tramwajem :) Więc z Nim pojechałam tam i z powrotem do samochodu, jeju, jakie to było szczęście :)
OdpowiedzUsuńjak zdrówko? Te Wasze przedszkolanki nie podchodzą mi w ogóle, ale akurat tu z reakcją na przeziębienie to fajnie, lepiej dmuchać na zimne i inne dzieciaki chronic, takie coś przydałoby się w wielu naszych przedszkolach.
Jesli chodzi o choroby to tu sie rzeczywiscie nie pierdziela. Jak widac mocny kaszel to powod do wezwania rodzica, chociaz z tym "zlym samopoczuciem" to pielegniarka popisala sie wyobraznia. ;) Ale wiem, ze jesli dziecko ma goraczke, to rodzic nie tylko musi je natychmiast zabrac, ale rowniez zatrzymac je w domu kolejny dzien.
UsuńPamietam ten post o przejazdzce tramwajem. :) Ja w koncu zawitamy do Polski, to zaloze sie, ze jazda komunikacja publiczna w Trojmiescie to bedzie potworkowy # 1! :)
My tez, gdybysmy chcieli, to McDonaldow czy innych Burger Kingow mamy chyba z 5 w sredniej odleglosci 10 min. jazdy autem. Najblizsza galeria handlowa to tez odleglosc 15-20 min. Ale to juz nie nasze miasteczko, wiec teoretycznie nie "u nas". :D A ze fanami nie jestesmy, to Potworki w McDonaldzie byly bodajze dwa razy i tylko dlatego, ze z zewnatrz widac zjezdzalnie i strasznie chcialy pozjezdzac. ;)
Jak zdrówko? Mam nadzieję, że z każdym dniem lepiej.
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak w dzieciństwie lubiłam wyjazdy do Warszawy. Największą atrakcją były schody ruchome na centralnym. Za windami nie przepadam, zwłaszcza tymi starymi.
U Bi lepiej, u Nika gorzej. Normalnie zalamac sie idzie. :(
UsuńJa winde mialam na codzien w wiezowcu. :) Ale kiedy mialam poraz pierwszy okazje przejechac sie schodami ruchomymi to nie pamietam. Chyba na lotnisku, kiedy mialam 11 lat. :)
Ojoj! Zdrowiejcie szybko!!! A z windą i schodami ruchomymi tez tak miałam. Jakiś czas temu Podopieczny był ze mną, pojechałam dosłownie na chwile i oczywiście awantura 1,5r dziecka bo tak sobie upatrzyl schody ruchome...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z plaży na Malcie!!!
www.swiat-wg-anuli.blogspot.com
Hehehe... My wczoraj wyladowalismy w Ikei i oczywiscie co dzieciakom spodobalo sie najbardziej? Ruchome schody! Na szczescie prowadzily tylko w gore, a w dol trzeba bylo juz albo zejsc normalnymi schodami, albo zjechac winda. Ta ostatnia byla schowana, wiec czym predzej dzieciaki z tamtad odciagnelismy pokazujac "schody jada tylko w gore, nie da sie zjechac, ojojoj!". :D
UsuńMoje też takie z dziczy... i chyba będą naprawdę wioskowe, bo nie takie miejskie atrakcje nie ciągną z powrotem, nigdy ich nie lubiłam. Pozdrawiamy
OdpowiedzUsuńTo dokladnie jak u nas. Zamiast lazic po galeriach, wolimy pojechac do parku. Nic dziwnego, ze Bi i Nik malo sie nie posikali na widok takiej nowoczesnosci! :D
UsuńJa mam traumę na punkcie dzieci połączonych z ruchomymi schodami. Nie, nie i jeszcze raz nie :))
OdpowiedzUsuńJa tez sie balam, ale na szczescie Nik kurczowo trzymal sie tatowej reki, a Bi, ktora odmowila asekuracji, radzila sobie zadziwiajaco zgrabnie. :D
Usuńwszystkie dzieci to uwielbiają, widuję nieraz takie "potworki" jezdżące godzinami tam i z powrotem
OdpowiedzUsuńHaha, wspolczuje ich rodzicom. :D
Usuń