Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

środa, 18 lutego 2015

Po pierwszym tygodniu...

Jak zwykle w przypadku podobnych postow, ostrzegam: bedzie dlugo i zrzedliwie. Czytanie tylko na wlasna odpowiedzialnosc! :)


Kilka z Was zaczyna sie dopytywac jak tam tescie.

No coz, musze przyznac, ze moze nie jest tak tragicznie jak to sobie wyobrazalam, ale sporo powodow do narzekania tez sie oczywiscie znajdzie. Wiekszosc to w sumie drobiazgi, ale tak akurat bywa, ze to drobiazgi sa najbardziej irytujace...

Zaraz Wam tu szczegolowo ponarzekam, zaczne jednak od tych kilku pozytywow, ktore moja ponuracka natura zdolala wylapac z zaistnialej sytuacji.

Pozytyw #1: babcina kuchnia.
Tesciowa moja zyje aby karmic. To jej zyciowy cel. Nikt, o zadnej porze dnia nie moze poczuc najmniejszego ssania w zoladku. Najczesciej slyszane od niej zwroty to: "Zjadles(as)?", "Zjedz kurczaka/kotlecik/ziemniaczki", "Nie jestes glodny(a)?", "Ty nic nie jesz!". Mozna by tak wymieniac w nieskonczonosc... Na szczescie tesciowa gotuje chetnie i smacznie. Na najblizsze 3 miesiace odpada mi wiec dylemat, co ugotowac zeby bylo domowo, zdrowo, pysznie i szybko, bo po pracy nie chce sie stac przy garach.

Pozytyw #2: nianka pod reka.
Nieoceniona jest oczywiscie mozliwosc zostawienia dzieci z dziadkami o kazdej porze dnia i nocy. Nie mamy zamiaru tego naduzywac, ale dla przykladu, jutro wieczorem umowieni jestesmy z panem ksiegowym celem rozliczenia podatkow za rok 2014. Rok temu zmuszeni bylismy zabrac potomstwo ze soba, co skonczylo sie niemal zrownaniem biura owego goscia z ziemia. Potworki znudzone, po pierwszych 15 min zlazly nam z kolan i zaczely otwierac wszystkie szafki, zagladac w kazdy zakamarek, ryczec (to Nik) o dlugopis lub olowek... Cud, ze gosciu nie popelnil zadnego bledu w naszym rozliczeniu... ;) W tym roku dzieci zostawimy elegancko z dziadkami, zalatwimy podatki, a jak starczy czasu to moze nawet jakas kawe zaliczymy, o! :)

Pozytyw #3: porzadek w salonie.
Czasem podziwiam moja tesciowa. Naprawde. Oprocz ciaglego stania przy garach, ta kobieta w kolko Macieju podnosi, uklada, przeciera. Mowa tu o balaganie pieczolowicie stwarzanym przez Potwornickich. Cos, co ja robilam w porywach raz dziennie, po polozeniu dzieci spac, bo wczesniej zakrawa to na prace biednego Syzyfa, ona robi bez przerwy. Zbiera klocki, podnosi koniki, wyciera zachlapany jogurtem lub pomazany kredkami stolik. Nie wiem, ze jej sie chce, ale skoro ma ochote, to nie bede protestowac. ;)

Niestety, to byloby na tyle, jesli chodzi o pozytywy. Pora na lwia czesc posta, czyli zrzedzenie.

Negatyw #1: brud.
Mysle, ze Ameryki nie odkryje jesli stwierdze, ze dwie dodatkowe osoby (nawet dorosle) w domu oznaczaja dwie dodatkowe osoby brudzace naokolo. Przekonalam sie o tym dobitnie robiac w weekend gruntowniejsze porzadki. Podlogi wolaly o pomste do nieba, szczegolnie, ze bedac w domu, tesciowa ulega jekom psa i co chwilke wypuszcza Maye na dwor. Cala podloga upstrzona jest wiec odciskami lapek. Dwie dodatkowe osoby biorace prysznic, myjace zeby, rece itd. sprawiaja tez ze w sobote kiedy poraz pierwszy spojrzalam na lazienkowy zlew w dziennym swietle, brzydzilam sie w nim umyc. O kiblu nie wspomne. Moj tesc, jak przystalo na prawdziwego mezczyzne, sika na stojaco. Rozprysniete kropelki moczu sa wiec na muszli klozetowej, na scianie, na podlodze, na szafce (bialej!), ktora pechowo znajduje sie kolo kibelka, itd. Rzygac mi sie chcialo kiedy to wycieralam! Uprzedze pytania i dodam, ze moj maz z wlasnej, nieprzymuszonej woli siada na toalete nawet podczas sikania. Tak samo robil moj tato. Natomiast kiedy M. zaproponowal to swojemu ojcu podczas pierwszej wizyty tesciow 6 lat temu, ten smiertelnie sie obrazil. Jakis pieprzony kompleks "macho-man'a"? :(

Negatyw #2: poglebianie wybrzydzania przy jedzeniu Bi.
Pomyslec, ze spodziewalam sie iz babcia cos na to zaradzi! O naiwna! Powinnam byla od razu przewidziec, ze polaczenie babcinej troskliwosci z instynktem matki-karmicielki, to mieszanka wybuchowa! Ogolnie tesciowa, taka pewna swego jeszcze w czasie rozmow przez Skype, juz po 3 dniach z Bi, wymiekla. Wiedzialam, ze tak bedzie, ale mialam nadzieje, ze kobieta wykaze sie kulinarna kreatywnoscia (w koncu jest w te klocki znacznie lepsza ode mnie) i odkryje sposob na mojego niejadka, albo przynajmniej kilka innych dan, ktore Bi pochlonelaby ze smakiem. Tiaaa... Zamiast tego, babcia zamienila sie w szefa kuchni i gotuje dwa obiady: jeden dla Bi, drugi dla reszty rodziny... To nie wszystko. Kochana tesciowa uznala tez, ze na problemy zywieniowe Bi mozna zaradzic poprzez cytuje: "rozepchanie" jej zoladka! Caly czas wiec zamecza Starsza pytaniami czy zjadlaby to lub owo, a co gorsza daje jej do przekaszania rzeczy, ktore w moim domu stanowily dotychczas wyjatkowa nagrode, jak np. miseczke slodkich, kolorowych chrupek do mleka. Byle by Bi caly czas cos zula. Ojaciepierdole! Starsza, mimo problemow z jedzeniem, wyglada zadziwiajaco dobrze. Za to "dzieki" podejsciu babci, mamy szanse po jej wyjezdzie zmagac sie z nadwaga... :(

Negatyw #3: dzieci pozbawione swiezego powietrza.
Mamy mrozy, to prawda. Przez ostatnie kilka dni temperatura w dzien utrzymywala sie w okolicach -10 stopni. Moj tesc na starosc stal sie strasznym zmarzluchem. Po pierwszej nocy poprosil o dodatkowy koc, bo bylo mu zimno, a musicie wiedziec, ze temperature mamy ustawiona na 21 stopni, zas dziadkowie spia w najcieplejszym pokoju... W kazdym razie przez cale dnie dziadkowie nawet nie uchylaja okien. Dla mnie - maniaczki wietrzenia wlasnych czterech katow, to nie do pomyslenia... Nie pierdziele sie jednak i po powrocie do domu, pierwsze kroki kieruje do swojej i dzieci sypialni i chociaz tam otwieram na chwile okna. To byl pierwszy problem. Drugi to, ze tesciowie uznali, ze jest za zimno zeby wychodzic z dziecmi na dwor! Tu juz mnie szlag trafia, bo przy temperaturze -10 plus silnym wietrze, rzeczywiscie zatrzymalabym ich w domu, ale bylo kilka dni, kiedy temperatura podskoczyla niemal do 0. I co? Wiatr byl, za zimno... Dzieki podejsciu tesciow, Nik od poltora tygodnia nie wysuwa nosa z domu, natomiast Bi wysunela go raz, w sobote, kiedy to zabralam ja na lyzwy... :(

Negatyw #4: wojna podjazdowa o zmywarke.
Zaczne od tego, ze moja tesciowa posiada zmywarke we wlasnym mieszkaniu. Nie jest to wiec dla niej zadne tajemnicze, skomplikowane urzadzenie. Ma do niej jednak najwyrazniej mieszane uczucia... We wlasnym domu uzywa jej tylko podczas swiat, albo kiedy zwali jej sie z wizyta najmlodszy syn wraz z zona i trojka dzieci, czyli srednio raz na tydzien, dwa. Poza tym zmywa recznie. O ile tam, kiedy przez wiekszosc czasu sa z tesciem tylko we dwoje, ma to sens, o tyle tutaj, czworka doroslych i dwoje dzieci, zuzywa niezliczone ilosci talerzykow, kubeczkow, miseczek, itd., szczegolnie, ze tesciowa gotuje jak wsciekla. Ale nadal zmywa recznie i to natychmiast po uzyciu kazdego jednego sztucca czy szklanki. Szybko przekonalam sie, zeby nie wstawiac czegokolwiek Boze bron do zlewu, bo tesciowa juz pedzi, zeby to pozmywac! W pewnym sensie ucze sie porzadku, bo kazdy kubek czy widelec natychmiast wkladam do zmywarki. ;) Nie pomaga tlumaczenie, ze na takie przemywanie wszystkiego recznie, schodzi o wiele wiecej wody niz zmywarka zuzyje na pozmywanie calego ladunku... Oddam tesciowej sprawiedliwosc, ze stara sie uzyc wody jak najmniej, ale w rezultacie znajduje niedomyte szklanki oraz noze nadal tluste od masla... Ze o niekapkach dzieci pokrytych zaschnietym kakaem juz nie wspomne. :/ Po tygodniu scigamy sie z tesciowa kto pierwszy dorwie brudne naczynia. Czy ja wrzuce je do zmywarki, czy tesciowa szybko oplucze recznie (bo myciem to trudno to nazwac...)? ;)

Negatyw #5: naburmuszony maz.
Widze, ze obecnosc rodzicow go stresuje, ale co w takim razie mam powiedziec JA, goszczaca dwoje praktycznie obcych ludzi? Ojciec ciagle cos od niego chce, dzieci ciagle cos od niego chca i jest rozerwany. Wedlug mnie oczywiscie dzieci sa wazniejsze niz widzimisie staruszka, ale M. nigdy nie byl dobry w odmawianiu rodzicom. Wiekszosc wieczora spedza wiec z ojcem, a potem jeszcze przedluza pojscie spac dzieci w nieskonczonosc, pomimo ze Bi ledwie patrzy na oczy i prosi, zeby tatus umyl jej zeby. No przeciez dziadek nie moze tych 10 minut poczekac z poszukiwaniem jakiejs strony internetowej lub wyslaniem maila! Wkurza mnie to niesamowicie! Zreszta widze, ze wynika to z egoizmu dziadka. Wczoraj zajelam dzieci wspolnym pieczeniem ciasta. Musialam odmierzac po kolei skladniki, pilnowac zeby dzieci nie tlukly sie o to kto ma mi akurat pomoc, a przy okazji zeby nie zasypaly calej kuchni maka lub cukrem. W tym samym czasie, dziadek umyslil sobie, ze chce przelaczyc cos w telewizji. Najpierw, przekrzykujac dzieci usilowalam wytlumaczyc mu, ktory guzik ma nacisnac. Dzieciaki wyrywaja sobie szklanke, ja mam rece uwalone ciastem, a ten stoi mi nad glowa i gada, zeby mu przelaczyla, bo on nie wie jak. Mam wszystko rzucic i leciec, bo on ma takie widzimisie! Ja pitole! Wziac rozpuszczonego dziada i nim potrzasnac!
M. wscieka sie tez o byle bzdure, na przyklad to, ze moj tata dostal herbate w jego ulubionej szklance, czy ze w salatce jarzynowej znalazl sie znienawidzony groszek. To sa rzeczywiscie problemy, moi panstwo! W obu przypadkach "wina" stala po stronie tesciowej, ale na kogo M. podniosl glos? Na mnie, oczywiscie (a wiedzial od poczatku czyja to sprawka)... :( Uprzedze komentarze i napisze, ze podjelam probe wyjasnienia o co chodzi. Wyparl sie w zywe oczy. Nic takiego nie mialo miejsca. Zacmienie umyslu, czy jak? Rozumiem, ze M. oprocz obecnosci rodzicow ma na glowie kilka spraw, poza tym psuje mu sie auto, wiec ma prawo byc nie w sosie. Tylko, ze z boku wyglada to tak, ze do swoich rodzicow odzywa sie normalnie, na mnie burczy, a na Potworki, szczegolnie Bi, drze sie pod byle pretekstem... F*ck!


Oprocz negatywow bedacych bezposrednim skutkiem przebywania u nas tesciow, dochodza tez te, spowodowane posrednio zwyczajnie przez ich obecnosc. Jak to, ze Bi za nic w swiecie nie chce sie polozyc na drzemke w dzien, a w rezultacie o 17 jest juz tak wyrabana, ze urzadza histerie za histeria, dokucza Nikowi, maltretuje psa i ogolnie zachowuje sie jakby byla w jakims destruktywnym transie, gdzie juz nic nie dociera do jej swiadomosci...

Poza tym, mimo ze dzieci zaakceptowaly obecnosc dziadkow dosc szybko, kiedy wracamy z M. z pracy, tescie dla nich nie istnieja. Licza sie mama i tata. Nie mam nic przeciwko, tylko ze przy ostatnim humorze M., Potworki szybko przekonuja sie, ze od taty lepiej sie trzymac z daleka, wiec przyklejaja sie do mojej nogi. Ja wiec zabawiam, karmie i dopieszczam potomstwo, a moj malzonek je sobie spokojnie kolacje, po czym zaszywa sie w drugim pokoju z ojcem... A kiedy dzieci dopominaja sie jego uwagi swoimi zwyklymi sposobami czyli jekami, rykami i wrzaskami, M. momentalnie robi sie purpurowy i cedzi przez zeby, ze "kladziemy ich dzis spac wczesniej, bo ja nie wytrzymam!". No pewnie, ja przeciez MUSZE wytrzymac... Nie mowiac juz o tym, ze pozniej na kazde skinienie paluchem ojca, wychodzi z lazienki, czy z sypialni, zostawia zdezorientowane dzieciaki w polowie ich wieczornej rutyny i cale usypianie mamy nie tylko nerwowe ale i kompletnie rozpie*rzone...

Dodatkowo, Nik nie moze sie jakos do dziadkow w pelni przyzwyczaic. Stal sie strasznie "mamusiowy" i nie odstepuje mnie na krok. Co rano chodzi za mna wyjac, ze on chce isc do pracy z mama. Serce sie kraja... :( Wpienia mnie, ze u opiekunki bylo juz tak fajnie - wprowadzalam dzieciaki, rozbieralam, dawaly mi buziaka, wychodzilam. Zadnego placzu, zadnego trzymania sie kurczowo mamusi. Teraz minie jakis czas zanim Niko przywyknie do zostawania z dziadkami, a za 3 miesiace czeka mnie od nowa przyzwyczajanie go do opiekunki... :/

Zeby jeszcze dodatkowo mnie dobic, Niko znow nam zemdlal. W sobote. Wrocilam do domu, ale nanioslam sniegu i podloga w kuchni byla cala mokra. Niko wrzeszczal, ze chce do mamy, a babcia trzymala go, zeby nie szedl na mokre. Ona nie pomyslala, a ja, zajeta rozbieraniem siebie oraz Bi, za pozno zauwazylam co sie swieci... A Mlodszy tak sie wsciekl tym trzymaniem, ze zaniosl sie i - mimo ze go chwycilam i probowalam odwrocic jego uwage - zemdlal! A juz znowu mial 5 miesiecy przerwy, znow zaswiecila nam sie nadzieja, ze moze tym razem juz z tego wyrosl... to nie, przyjada takie stare zgredy i wszystko psuja. :( M. dodatkowo mnie wku*wil, bo jak juz Mlodszy odzyskal swiadomosc i ryczal w moich ramionach, ten podszedl znienacka, strzelil mu klapsa i wyzwal od cholernych gowniarzy! Jakby to byla wina dziecka! Tu sie juz z nim otwarcie poklocilam, bo przeciez Niko nie robi tego specjalnie, a gdyby babcia go nie trzymala, to by sie nie zaniosl... Jak widzicie, od przyjazdu tesciow jest u nas nerwowo...

Tak jak przypuszczalam, z naszego "korzystania" z obecnosci tesciow, raczej beda nici. Przekonalam sie o tym juz w zeszly piatek, kiedy mielismy z M. okazje wyjsc ze znajomymi do knajpki. Co prawda poczatkowo umawialysmy sie ze znajoma na babski wypad, ale kiedy uslyszala, ze przylecieli tescie, zaproponowala, ze skoro nasi mezowie sie znaja i lubia, to moze wyjdziemy w czworke. Ja bylam na to jak na lato, niestety M. ktory juz zaczal przejawiac spadek humoru, stanal okoniem. Na moje ironiczne przytyki, ze przeciez mielismy taaak korzystac z zycia podczas pobytu jego rodzicow, obruszyl sie, ze on woli spedzac czas ze mna niz ze znajomymi. Coz, najwyrazniej mamy odmienne poglady na temat tego co oznacza wyrazenie "zycie towarzyskie"... :( W kazdym razie poszlam sama, a co se bede zalowac! ;)

A w sobotnie popoludnie wybralysmy sie z Bi ponownie na lodowisko i to byly chyba najmilsze chwile ostatnich kilku dni. Nawet pomimo, ze pogoda byla tak straszna, ze w polowie drogi zalowalam wyjazdu. Snieg zaczal sypac zanim wyszlam z domu, ale na termometrze bylo okolo zera i nie osiadal, wiec stwierdzilam, ze nie bedzie tak zle. Nie bylo, przez jakies pierwsze 10 min jazdy. Potem temperatura zaczela gwaltownie spadac, robilo sie coraz bielej, a droga coraz bardziej sliska. Tylko Bi spiewajaca na tylnym siedzeniu: "Jedzie-my na ly-zwy!" powstrzymywala mnie przez zawroceniem. Pomyslalam, ze mam naped na 4 kola, wiec jakos dotrzemy tam i z powrotem. Dotarlysmy. W drodze powrotnej ja z dusza na ramieniu, a Bi marudzaca, czemu jade tak wolno i kiedy dojedziemy do domu, ale zajechalysmy szczesliwie. :)


(Po przyjezdzie okazalo sie, ze akurat poprawiaja nawierzchnie lodowiska, wiec musialysmy poczekac)

Ten wypad to byl strzal w dziesiatke! Nie tylko dal mi chwile oddechu od domu i tesciow. Dla Bi byla to jedyna okazja do pobytu na swiezym powietrzu w calym tygodniu (lodowisko ma dach, ale naokolo, oprocz barierek, jest zupelnie otwarte. Nieocenione bylo rowniez to, ze Bi zlapala w samochodzie cenna, polgodzinna drzemke, dzieki czemu wieczorem byla do opanowania.

Co do samej jazdy na lyzwach, to widze maly postep. Bi nadal nie potrafi sie odepchnac, zeby ruszyc do przodu, ale sama zirytowana nieumiejetnoscia slizgania sie, trzymajac sie "pingwinka" robila cos w rodzaju malego podskoku, dzieki czemu lyzwy przez momencik same jechaly. Udalo jej sie przy tym utrzymac rownowage, co uwazam za sukces, bo spodziewalam sie raczej, ze plasnie na tylek. :) W nagrode (i na rozgrzanie) zafundowalam jej kubek goracej czekolady, ktorego pol zdolala wylac na kurtke i spodnie. ;)


(Tu podczas jednego z rozlicznych odpoczynkow)

A na koniec Potworki, w ogromnym skupieniu wrzucajace rodzynki i orzechy do bananowego chlebka. :)



Niewiadomo kiedy dorobilam sie dwoch malych piekarczykow. Ktos pomyslalby, ze to usprawni prace, tymczasem raczej jeszcze bardziej ja spowalnia. :) Teraz nie dosc, ze musze pilnowac skladnikow, dokladnie je odmierzyc, to jeszcze musze pilnowac, zeby moi pomocnicy sie nie klocili, nie pospadali z krzesel, ani nie dodali do ciasta zadnych "niespodzianek". :)

I tym nieco bardziej optymistycznym akcentem koncze dzisiejsze wywody, wystarczy smecenia...

40 komentarzy:

  1. Agatka, jestem, jestem... Dziękuję, że wzięłaś udział w zabawie, niestety- na razie nie mogę się skoncentrować na dłuższych postach, ale mam nadzieję, że od piątku- wrócę na właściwe tory...

    Co do pozytywu 2- to może najpierw pójdźcie na kawkę, a potem do księgowego? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, zrobilismy jednak odwrotnie, ale i tak bylo milo! :)

      Usuń
  2. "jak juz Mlodszy odzyskal swiadomosc i ryczal w moich ramionach, ten podszedl znienacka, strzelil mu klapsa i wyzwal od cholernych gowniarzy!" Nie wierzę... Gdyby to zrobił mój mąż, nie miałby już czego w naszym domu szukać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko, Agnieszko... Rozumiem Twoje emocje, ale mysle, ze niewiele jeszcze wiesz o zyciu oraz o tym jak skomplikowane moga byc ludzkie charaktery oraz relacje rodzinne...

      Usuń
  3. Kurcze...doczytalam do konca I sie zmartwilam... tym omdleniem Nika znowu :(
    Moj Mlodszy Syn tez bardzo ciezko 'strawil' podroz po rodzine w Polsce. Trzymal sie ciagle mnie, nie chcial schodzic z rak.
    Moze to taki wiek?
    A twojego Meza WYBACZ sama bym uderzyla w dupsko ... przeciez te omdlenia nie sa na zawolanie!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle, ze po czesci to JEST taki wiek. Sama zauwazylam, ze od kilku miesiecy Niko czesciej sie zlosci, upiera, wymysla, cuduje. Slynny bunt dwulatka sie klania...

      Sama tlumacze M., ze przeciez Niko nie robi tego specjalnie i on niby to rozumie... Z drugiej strony, czytalam gdzies, ze takie omdlenia w zlosci to jest po czesci nieswiadoma, ale histeria i rodzice nie powinni w tym momencie zwracac na dziecko uwagi, bo to moze utrwalic taka reakcje. No ale wez nie zwracaj uwagi na malucha, ktory robi sie siny i traci przytomnosc! A zachowanie M. po trochu rozumiem. To tak jak dziecko ci znienacka przebiegnie przez ulice. Jeden rodzic zlapie malucha i westchnie z ulga "dobrze, ze nic ci sie nie stalo...". Ten bardziej impulsywny zas, chwyci dzieciaka i wydrze sie "co ty, do cholery, wyprawiasz?!". Samej zdarzylo mi sie zareagowac podobnie, wiec rozumiem M...

      Usuń
  4. Cholera aż mi łzy do oczu napłynęły :(
    Jak On tak mógł? Przecież to małe dziecko, sam pewnie przestraszył się całej sytuacji :(
    Mam nadzieję, że te omdlenia więcej się nie powtórzą!
    Trzymajcie się Kochani!
    Dużo spokoju i cierpliwości!!!
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, reakcja M. wynika z tego, ze on sam boi sie tych jego "atakow"... Kiedy Niko sie w ten sposob zanosi, M. rwie sobie wlosy z glowy, jednoczesnie blagajac syna placzliwym tonem, zeby juz chwycil oddech... To sa dla nas straszne chwile i reakcja M. byla po prostu odreagowaniem na stres... :(
      Ech... Po kazdym takim omdleniu zaklinam los, zeby to juz byl ostatni raz... A jednak, raz na kilka miesiecy zagapimy sie, nie zareagujemy na czas i Niko znow zemdleje... :(

      Usuń
  5. Ja nie wiem co napisać, chciałabym cię jakoś pocieszyć ale sama się wkur..łam kilka razy jak czytałam tego posta. Miałabym ochotę wyrzucić twoich teściów natychmiast z domu i to nie dlatego że są jacyś wyjątkowo straszni- oni niestety są całkiem "normalni" , bo większość naszych rodziców zachowywalaby się podobnie w domu swoich dzieci. Mieszkanie z rodzicami to jest po prostu koszmar :-(.
    Strasznie ci współczuję kochana i życze duuuuużo cierpliwości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodziców należy sobie wychować. Zwłaszcza jak są z wizyta u dzieci. Moja mama odwiedzająca nas na obczyźnie (nie na 3 miesiące - to stanowczo za długo) już nie podskakuje ze swoimi radami i przyzwyczajeniami. Robi tak, jak ja nauczyłam. To moje terytorium i moje prawa. Były łzy na początku a jak? Ale teraz jest super

      Usuń
    2. Masz racje, Asiu. Po tych kilku razach, kiedy tesciowie mnie nawiedzili, stwierdzam, ze bylabym w stanie zamieszkac z rodzicami tylko, jesli sytuacja zyciowa naprawde by mnie do tego zmuszala...

      Moniko, Ty rowniez masz racje. Ja swoim rodzicom wyznaczam granice i jesli cos mi sie nie podoba, mowie im to wprost. Tutaj jednak sie troche krepuje, bo to jednak nie rodzice, a tescie... Wydaje mi sie, ze wszelkie poprawki pod ich adresem powinny wyjsc od meza, ale on rzadko kiedy jest w stanie przeciwstawic sie rodzicom... :(

      Usuń
  6. O kurczę, jak zemdlał? :( Bezdechy? A wiadomo, dlaczego tak się dzieje? Coś Wam zdiagnozowali?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie do konca bezdechy. On sie po prostu zanosi w placzu. Bierze gleboki wdech zeby wrzasnac i czasem, zamiast wypuscic powietrze, to wstrzymuje je, az zemdleje. Rozmawialismy o tym wielokrotnie z pediatra. To rodzaj histerii i wymuszania... Kiedys zdarzalo mu sie to jak sie mocniej uderzyl. Teraz - kiedy sie wscieka, bo nie dostaje tego, co sobie akurat zazyczy. :/ Powinien wyrosnac z tego do 3 lat, ale niektorym dzieciom nie przechodzi to az do 6-7 roku zycia... :(

      Usuń
  7. Nawet jesli tesciowa dobrze gotuje, chetnie sprzata- gwarantuje Ci, ze z ulga spojrzysz za nimi gdy odleca :)
    Moze nalezy odliczac juz te dni do wyjazdu?? ;)
    Wspolczuje... ja ma w kwietniu wizyte.. ciesze sie jak...." och bardzo ;)"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moge sobie wyobrazic Twoja "radosc". :p

      Dokladnie - to nie chodzi najbardziej o to co robia, lub czego nie robia, bo wszystko jest do tolerowania na krotsza mete - ale o dlugosc wizyty. Trzy miesiace to gruuuba przesada... :(

      Usuń
  8. Ja bym chciała Twoją teściową. Gotuje, sprząta i opiekuje się dziećmi, przy mojej to anioł. Tylko z tą długością wizyty przesadzili. O porządku, wietrzeniu, spacerach czy zmywarce można otwarcie porozmawiać, nawet jakbyś miała być trochę niegrzeczna... no kurcze, w końcu to wasz dom, a jak im za zimno, to droga do Polski wolna.
    A dla taty lanie i to porządne za bicie dziecka i to w takiej chwili!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, tate nerwy poniosly i chociaz go opieprzylam za takie zachowanie, to poniekad go rozumiem...
      Z tesciami pomalu dokonujemy postepow. Po moim usilnym naleganiu, przestali az tak bac sie mrozu i wychodza z dziecmi na dwor. Tesciowa sama zaczela wsadzac wiekszosc naczyn do zmywarki (cud!). Tylko z tym obsikanym kiblem nie moge wygrac, bo krepuje sie mimo wszystko powiedziec starszemu facetowi, zeby uwazal jak sika... :/

      Usuń
  9. Moi tesciowie zachowywali sie podobnie w moim domu w USA. Tesciowa sypala wlosy ze szczotki/grzebienia na podloge w lazience, a tesc, oczywiscie, pryskal na deske i dokola kibla. Po kilku dniach bylam lekko wsciekla, po 2 tyg. juz warczalam... Po 3 tyg. wybuchlam wygarnelam! Bylam tym brudem/smrodem/chamstwem i brakiem szacunku juz mocno zmeczona. Tesciowa sie poplakala na to, jak jest TRAKTOWANA w domu jej syna, czyli - jakby w jej wlasnym domu. Coz... Moj maz trzymal moja strone, wiec tesciowa musiala zaczac sprzatac po sobie i swym mezu. W lazience na nowo zapanowala czystosc. Do konca pobytu tesciowa byla mocno nadasana, ale dla mnie najwazaniejsze bylo, ze nie musialam sprzatac obcych brudow. MOJ dom pozostal wiec moim domem, a nie domem, gdzie rzadza tesciowie, a ja tylko moge posprzatac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurna, moja tesciowa przy Twojej to ideal. Ona akurat nic nie robi zlosliwie, sprzata po sobie i ogolnie caly czas cos wyciera, przeciera i uklada... Tylko ten obsikany kibel zupelnie ignoruje... :/

      Usuń
  10. No nie zbyt kolorowo:/
    Agata chyba tylko pozostaje życzyć ci dużo siły i cierpliwości. Ja pewnie bym wybuchła.
    A tatuś oj bardzo się nie popisał:-0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, nie popisal...

      Jak narazie, jakims cudem, cierpliwosc mam. Ciekawe tylko, kiedy sie wyczerpie? ;)

      Usuń
  11. No raczej Ci nie zazdroszczę:-(
    Trzymaj się kobieto dzielnie i nie uduś ich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Udusic nie udusze. Po prostu moge pewnego dnia zaczac na nich warczec i nie przestac az do ich wyjazdu... ;)

      Usuń
  12. kurde...chyba cie rozumiem...mojemu tak bardzo zależy na poprawności politycznej swoich dzieci, że przy teściowej (swojej matce) zachowuje się jak nie on...
    wiadomo dzieci potrafią zajść za skóre, ale trzeba z nimi rozmawiać a nie udawac i wymuszać autorytet...wczoraj wkurzyl mnie nie miłosiernie bo podczas wizyty teściowej, zachowywal się nerwowo, bo corka rozsypala okruszki, syn pukal w talerz...sama nie wiem co mu dolega. ja się za dzieci nie wstydzę, potrafie przy gościach się opanować, a z dziecko wziąć do pokoju gdy trzeba cos wytłumaczyć..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, te chlopy... Moj z kolei mam wrazenie, ze odkad tescie przylecieli, stwierdzil ze teraz oprocz niego sa 3 osoby do opieki nad potomstwem, wiec on nie musi juz przy nich nic robic... Jest niecierpliwy, nerwowy, wytrzymac juz sie z nim nie da! W rezultacie dzieciaki przyklejaja sie do mnie, bo po naszym powrocie z pracy, dziadkowie przestaja istniec. Oczywiscie to, ze ja tez wracam po 8 godzinach w robocie i rowniez chcialabym zlapac chwile oddechu, zupelnie sie nie liczy... :(

      Usuń
  13. Agatko- dzialaj. Pgadaj ze swoim mezem. Bicie dzieci jest dla mnie czyms nienormalnym- a juz w szczegolnosci gdy dziecko placze- wiec chyba bym oddala z nawiazka> Zwolaj narade rodzinna i powiedz tesciom jakie zasady panuja w TWOIM domu. Jak widzisz dobrze nie jest i moze byc tylko gorzej wiec proponuje tobie narade lub konferencje> Skoro twoj maz taki religijny- tesciowie pewnie tez- to zacznij i zakacz wszystko modlitwa. Pozdrawiam i pamietaj - codzienne spacery- wietrzenie domu-itp powinnas omowic z tesciami i mezem. Albo powiedz wszystko prosto z mostu - co w glowie to i na jezyku- ja tak robie :) pozdrawiam i trzymam kciuki- mam nadzieje ze nastepny wpis bedzie bardziej wesoly i pozytywny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacznij i zakoncz wszystko modlitwą! :-D
      Umarłam prawie ze śmiechu jak sobie wyobraziłam jak między jedną a drugą modlitwą Agata prosi teścia o sikanie na siedząco :-P. Ale pomysł jest świetny. Nie wiem czy coś uda się osiągnąć ale przynajmniej ich Agatko zaskoczysz.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Co ma modlitwa do braku kultury i szacunku? Uwazam, ze nie zachowywanie czystosci w domu, gdzie jest sie gosciem to zwykle chamstwo.
      Powiedzialabym prosto z mostu, tak jak zrobilam w moim domu, ze na desce w kiblu jest mocz. Konkretnie - siki tescia. Chyba jasniej juz nie mozna. U mnie w domu pomoglo, choc popsulo atmosfere. Ale przynajmniej bylo czysto i nie obrzydliwie.

      Usuń
    3. Anonimowa - szkoda, ze nie znam Twojego imienia - dziekuje za mily, zyczliwy komentarz. To naprawde rzadkosc ze strony anonimowych czytelnikow. ;) Moze i modlitwa podzialalaby na moich tesciow, ale sie nie podejme. Nie jestem bardzo religijna, wrecz nie jestem pewna na ile jestem wierzaca i taka "akcja" wypadlaby z mojej strony bardzo sztucznie... ;)
      Wlasnie o ta atmosfere mi chodzi... Gdyby w gre wchodzily jeszcze 2-3 tygodnie, moze zdobylabym sie na powiedzenia prosto z mostu, co o tym wszystkim mysle. Ale przed nami jeszcze cale dwa, wspolne miesiace... Nie moglabym chyba zyc w takiej ciezkiej atmosferze...

      Usuń
  14. Wiesz co, nie jest źle! Pozytywy, które wymieniłaś są NAPRAWDĘ pozytywami i chyba trochę wynagradzają te negatywy ;-) ALE gorąco CI radzę byś nie dała sobie wejść im na głowę i pozwoliła, aby zmienili Wasze domowe rytuały, jak choćby wietrzenie mieszkania czy wyprowadzanie Potworków na spacer. Myślę, że powinnaś zwołać zebranie rodzinne, choc wiem dobrze jak trudno rozmawiać jest z teściami o takich sprawach.. pomyśl, że przyjdzie Ci znosić te wkurzające pierdoły przez całe trzy miesiące wiec warto podjąć wyzwanie. Ja w negocjacjach z teściami często wysługuję się H. bo wiadomo, że łatwiej jest przyjąć krytykę od swojego dziecka niż od synowej/zięcia, ale czasem nic z tego nie wychodzi i to ja muszę przejąć pałeczkę. Czasem próbuję zakomunikować coś w żartach, czasem jednak trzeba walić prosto z mostu, bo nie dociera. A z M. to porozmawiaj za zamkniętymi drzwiami w sypialni. Kurde, nie dość, że znosisz tak długą wizytę jego rodziców to jeszcze on serwuje Ci swoje humorki. Szlag by mnie trafił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maz jest nerwowy, bo chce "wypasc" jak najlepiej przed swymi rodzicami w swoim domu. Mozna to zrozumiec, ale bez przesady... Niech zrozumie, ze po wizycie rodzicow swiat/zycie sie nie skonczy.

      Usuń
    2. Tarheel, racja, tylko, ze ja znam mojego meza... On, mimo pozornie silnego charakteru, nigdy nie byl w stanie przeciwstawic sie rodzicom... Poki mieszkaja od nas daleko, mozna to jakos zniesc, bo daja "dobre rady" tylko przez Skype. Teraz jak sa tutaj, widze, ze M. ustepuje im dla swietego spokoju...
      Kasia, M. wyslalam wlasnie w sprawie zmywarki. ;) Udalo mu sie zyskac tyle, ze tesciowa wklada NIEKTORE naczynia do zmywarki, ech... Ale zawsze to postep... Wietrze sama i sie w sumie nie przejmuje. :p A po moich, dosc delikatnych sugestiach, ze dzieci potrzebuja swiezego powietrza, zaczeli tez "wyprowadzac" Potworki na podworko. ;)

      Usuń
  15. Ja mam teściów dość po jednym dniu a czasem po godzinie, a ty trzy miechy masz się z nimi męczyć...współczuję bo nic innego nie zostaje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki... ;) Jakos przetrzymam, najwyzej pod koniec juz nie bede sie do nich odzywac... ;)

      Usuń
  16. Chylę czoła i przesyłam przyspieszacz czasu. Agata jesteś dla mnie KIMŚ, no naprawdę padam przed Tobą na kolana... Nie dałabym rady, naprawdę nie, więc jestem pełna podziwu dla Ciebie...
    Mi starczyli teście w sobotę przez 3 godziny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Martus, ale tu nie ma czego podziwiac! :p Ja ich nie zapraszalam, pojawili sie wlasciwie nieproszeni. Ja po prostu nie zdobylam sie na to, zeby powiedziec im jeszcze zanim kupili bilety, ze sobie ich nie zycze na tak dlugo... Wlasciwie wiec nalezy mi wspolczuc, ze nie potrafie tupnac noga i zawalczyc o swoje zdrowie psychiczne... :/

      Usuń
  17. Podziwiam Cię, ze dajesz radę tolerować teściów podczas tak długiej wizyty! Ja bym nie dała rady! W ogólnym rozrachunku to to, co teściowa robi dobrego dla Was (gotowanie i drobne sprzątanie) nie będzie takie dobre. Owszem masz trochę luzu teraz ale rozreguluje to Twoje dzieci tak, ze trudno będzie po ich wyjezdzie od nowa przejść do normalnej rutyny. Jak dla mnie gra nie warta świeczki:) a tak na marginesie to Twój teść to chyba niekulturalny prostak (sorry) jak można nie w swoim domu odmówić siadania na toalecie i do tego sie obrazić? Typowy Polak! Życzę dużo siły i cierpliwości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mojego tescia rozszyfrowylas natychmiast! Moze prostakiem bym go nie okreslila (chociaz malo mu brakuje), ale to typ co-to-nie-on, ktoremu sie wydaje, ze wszystko wie i robi najlepiej. Irytujacy niemozliwie... ;)
      Ze mi dzieciaki rozreguluja to jedno. Najbardziej martwie sie, ze je utucza. Moja tesciowa ciagle wpycha w nich jedzenie! Jak nie chca jesc, to wymysla i gotuje cos innego. Caly czas maja cos przezuwac! Dzieci, ktore niegdy nie jadly dwudaniowego obiadu, nagle musza jesc i zupke i kotlecika, za chwilke jakis jogurcik, serek, kanapeczke... Masakra!

      Usuń