Ale u mnie jeszcze nie. :) Ja nadal zyje Swietami. Nie moge sie nadziwic jakie byly cudowne, moze jeszcze nie idealne, ale juz-juz bliskie temu, co wymarzylam sobie jako mloda dziewczyna. Dosc szybko porzucilam marzenia o karierze z prawdziwego zdarzenia. Braklo mi zdolnosci, ale tez ambicji oraz zwyczajnych checi... Poszlam na studia, bo... Wlasciwie bo tak. Pochodze z wyksztalconej rodziny, od malego wpajano mi, ze najpierw podstawowka, potem liceum, a nastepnie studia, nie ma innej drogi. Moje kuzynostwo konczylo studia, skonczylam i ja. :) Ale marzenia mialam bardzo prozaiczne, zeby nie powiedziec zasciankowe, chociaz jestem dzieckiem duzego miasta. Chcialam wyjsc za maz i miec dzieci. Tylko tyle i az tyle. A marzac o Swietach, wyobrazalam sobie jak z mezem i pociechami zasiadamy do stolu, wszyscy usmiechnieci i grzeczni, taka wielka (kiedys marzylam o piatce dzieciakow, ale mi przeszlo...), kochajaca sie rodzina. :)
Juz kiedys, calkiem niedawno napisalam, ze jestem obrzydliwie sentymentalna. Przywiazuje sie do ludzi, miejsc, przedmiotow. I lubie wspominac. A dzis wspominam Boze Narodzenia minionej dekady. Sprawila to perelka, ktora znalazlam grzebiac w starych plikach ze zdjeciami, a ktora pokaze Wam pozniej. Chcialam sprawdzic jakie mamy najstarsze zachowane zdjecia. Okazuje sie, ze sa to te z roku 2010. Wszystkie starsze szlag trafil wraz z dyskiem ze starego kompa. A szkoda, bo moze trudno w to uwierzyc, ale byla ze mnie i z M. para niezlych wloczykijow. Odwiedzilismy wiele fajnych miejsc, zaliczylismy kilkanascie roznych stokow narciarskich i szkoda, ze wszystkie fotki poszly sie bujac...
Ale znow odbilam od brzegu. :)
Boze Narodzenie. Dopoki mieszkalam w domu rodzinnym czulam ten nastroj. Z wiekiem coraz slabiej, ale jednak cala rodzina czynila wysilek, zeby bylo milo. Wszystko zmienilo sie wraz z moim wyjazdem do Stanow. Od tego czasu ani razu nie udalo mi sie byc w Polsce na Swieta. Wigilie spedzalam najczesciej sama z tata i co tu ukrywac, dla dwoch osob szkoda mi bylo czasu na stanie przy garach. Robilam wiec bigos, pieklam jakies ciasto i na tym sie konczylo. Czasem Wigilia byla "rozerwana" pomiedzy czasem z tata, a rodzina ktoregos z aktualnych chlopakow. ;) Najczesciej jednak byla krotka "Wigilia" z rodzicielem - symboliczne przelamanie sie oplatkiem, skosztowanie tego co stworzylam w kuchni i rozejscie sie do swoich pokoi, a w 1 Dzien Swiat wizyta u rodzin "bylych". :) W sumie to z tamtych Swiat pamietam jedynie wyrywkowe, malo wazne sytuacje. Nie czulam klimatu, za to czulam sie niezrecznie wsrod praktycznie obcych osob. Denerwowalo mnie udawanie, ze dobrze sie bawie, Swieta traktowalam jako irytujacy przerywnik w codziennosci.
Az pewnego roku wyszlam za maz. I tu zaczynam juz wlasciwe wspomnienia. :)
Wigilia 2007 (ale to kurcze bylo dawno! :p).
Nasze pierwsze Swieta. Staralismy sie ze wszystkich sil, zeby stworzyc rodzinna atmosfere i cos na ksztalt tradycji. Wszak od jakiegos czasu pracowalismy intensywnie nad powolaniem na swiat potomka. ;) Wtedy jeszcze wydawalo nam sie, ze lata moment "zaskoczy" i za rok bedziemy juz swietowac we trojke... Gdybysmy wiedzieli ile jeszcze przed nami czekania...
Nie mniej te Swieta wspominam fajnie. Akurat tamtego roku byla w tym czasie w Stanach moja matka, podzielilysmy wiec miedzy soba gotowanie, poza tym dodatkowa osoba tez dodala motywacji. Bawilismy sie swietnie, nawet pomimo, ze cztery dorosle osoby nigdy nie stworza prawdziwej, wigilijnej magii. :)
Wigilia 2008.
Smutna. Pusta. Wynajmowalismy maciupenkie mieszkanko, gdzie pod oknem, z braku lepszego schowka, lezaly nasze narty, a stolik w kuchni byl tak malenki, ze z trudem udalo sie na nim upchnac 3 nakrycia i kilka miseczek z daniami. Glowne polmiski musialy stac na kuchennych blatach. Poza tym, po 1.5 roku staran o dziecko, wiedzielismy juz ze nie idzie tak latwo jak bysmy tego pragneli... Mimo wszystko jednak bylismy nadal pelni nadziei, ze to juz, za chwilke. Bezskutecznie wmawialismy sobie, ze widocznie tak ma byc, ze musimy poczekac, w koncu warunkow dla dziecka kompletnie tam nie posiadalismy...
Wigilia 2009.
Tragiczna. Pierwsze Swieta w naszym domu. Powinny byc wesole, a my szczesliwi. Ale nie bylismy, a przynajmniej ja nie bylam. To pierwsza (i na szczescie jak narazie ostatnia w mojej karierze) Wigilia, ktora po wyjsciu gosci, cala przeplakalam. Jakie bowiem zyczenia moze uslyszec mlode malzenstwo, posiadajace prace, dom, nawet psiaka? Majace wszystko, oprocz tej malenkiej cegielki, ktora dopelnilaby tez sielankowy obraz? Oczywiscie slyszelismy od wszystkich: dzidziusia, dziecka, malenstwa! A my po ponad 2 latach staran, nadal bezdzietni, w dodatku zaczynajacy sie klocic o koniecznosc badan, o to co lekarz powiedzial, itd.
Nie, to nie byly dobre Swieta...
Ale nie smuccie sie! ;) Chociaz ja wtedy plakalam zalosnie i zastanawialam sie czy kiedys jeszcze poczuje sie szczesliwa. Poczulam. Od tamtej pory, wraz z kazdymi Swietami, poziom szczescia rosnie systematycznie w gore. :)
Wigilia 2010.
Ponizej wlasnie ta "perelka", o ktorej pisalam.
Dumni rodzice prezentuja ciazowy brzuszek. To bylo cos okolo 20-21 tygodnia, a poniewaz ja z natury mam tendencje do "oponki", wiec ta moja ciaza wyglada tu raczej jak solidne wzdecie. Ale ja i tak z duma wypinalam brzuch. :) Boze, jacy my bylismy wtedy szczesliwi! Takiego szczescia nie da sie opisac, to trzeba poczuc! Mysle jednak, ze wiekszosc z Was - czytajacych mnie, juz je poczulo. :) A jesli nie, zycze zebyscie wkrotce go doswiadczyly!
Wigilia 2011.
Juz we troje. Malenka Bi miala niecale 8 miesiecy.
Wlasnie zaczynalismy lapac oddech po ciezkich miesiacach z corka, ktora przy calej swej urodzie i slodyczy, byla baaardzo trudnym niemowlakiem...
Gdyby nam ktos wtedy powiedzial, ze za dwa miesiace znow bede w ciazy, a rok pozniej bedzie nas juz czworka, popukalibysmy sie w czolo i zasmiali serdecznie z dobrego zartu... ;)
Wigilia 2012.
A jednak. Na zdjeciu mama, tata, 1.5-roczna Bi oraz 2-tygodniowy (nadal solidnie zazolcony) Nik. :)
Szczerze mowiac bylam tak wykonczona codziennoscia z noworodkiem, ze malo co pamietam z tamtych Swiat. Nie wiem nawet czy cos ugotowalam... Dziwne, ze na zdjeciu mam sile sie usmiechac. :)
Wigilia 2013.
Rok wczesniej wydawalo nam sie, ze nastepne Swieta, to juz bedzie luzik. Dzieci duze i rozumne, zasiada z nami do stolu, a potem beda sie bawic prezentami.
Hehe... Potwory pokazaly, ze nie z nimi takie numery! Po pierwsze zbojkotowaly drzemki, przez co rodzice byli juz wymeczeni i poirytowani. Po drugie odmowily sprobowania czegokolwiek z wigilijnych przysmakow. Po trzecie (kolejny efekt braku drzemki) jeczaly, marudzily i ryczaly o wszystko i o nic, co spowodowalo, ze znow wieczerze spozywalismy w pospiechu i na zmiane. :)
Wigilia 2014.
W koncu tak jak powinno byc! Dzieciaki siadly grzecznie przy stole, Nik palaszowal wszystko co dostal do sprobowania i nawet Bi posmakowala tego i owego!
W tym roku mielismy w Wigilie jakies zacmienie umyslu i zapomnielismy zrobic sobie rodzinna fote. Nadrobilismy w I Dzien Swiat. Niestety, Niko byl juz spiaco-jeczacy (widac nawet, ze mine ma nietega), wiec pospiesznie wreczylismy aparat ciotce M. Jak wiadomo, pospiech jest zlym doradca, wiec nie zwrocilam uwagi, ze M., pomimo obecnosci gosci, zdazyl sie juz przebrac w spodnie dresowe i ukochany, niestety podziurawiony t-shirt... Zauwazylam to dopiero, po wgraniu zdjec. Dobrze, ze chociaz czesciowo zaslonil sie Bi... ;)
Do idealu, tegorocznej Wigilii brakowalo tylko, zeby i Niko rozumial nieco wiecej o co chodzi z tym calym Mikolajem. Zeby i on, na rowni z Bi, wygladal z mieszanka strachu i niecierpliwosci przez okno i dopytywal kiedy gosc w czerwonym kubraku zawita i do nas.
Coz, moze w przyszlym roku? ;)
Ale to wspaniale opisałaś!!! Za rok będzie jeszcze fajniej i lżej :) Ja też jestem sentymentalna i bardzo rodzinna. Zawsze staram się stworzyć miłą i rodzinną atmosferę w czasie świąt. Od kiedy są dzieciaki święta mają inny wymiar taki magiczny.
OdpowiedzUsuńDokladnie! Bez dzieci Swieta sa takie... nijakie! Niby trzeba sie przygotowac, obejsc je uroczyscie, ale czlowiek traktuje to bardziej jako obowiazek do wykonania. W tym roku, pakujac po kryjomu, w piwnicy prezenty, sama do siebie chichotalam wyobrazajac sobie Bi i Nika rozrywajacych papier i odkrywajacych nowe cuda! ;)
UsuńZ roku na rok coraz piekniej :-) fajne takie pamiatkowe zdjecia w swieta :-)
OdpowiedzUsuńNawet nie pamietam jak zaczela sie ta tradycja... Bo zaczelismy ja jeszcze zanim zaszlam w ciaze, tylko ze te wczesniejsze zdjecia szlag trafil. :( Ciesze sie, ze przetrwaly wlasnie te od 2010 roku, wiec mam foty z pierwszej ciazy. :)
UsuńSwietne wspomnienia I do tego jeszcze fotorelacja - no bajka ;)
OdpowiedzUsuńJa tez jestem sentymentalna I rodzinna... ta Wigilia byla najlepsza od kiedy nie latamy do Polski na Swieta. Moze dlatego, ze chlopcy juz byli starsi, latwiejsi do ogarniecia I bardziej kumaci ;)
My nigdy nie bylismy na Swieta w Polsce. :( Szkoda, ale to po prostu za daleko, a ceny biletow w tym okresie sa wrecz horrendalne. Chociaz marzy nam sie kiedys poleciec do Polski na Boze Narodzenie... Zobaczymy, moze sie spelni...
UsuńI zagadzam sie, ze te Swieta byly najlepsze wlasnie ze wzgledu, ze dzieciaki juz w miare wspolpracowaly. :)
Piękne fotostory:)
OdpowiedzUsuńDziekuje! ;)
UsuńZ przyjemnoscia przeczytalam Twoje wspominkowe wigilie :)
OdpowiedzUsuńJestem pewna, ze juz za rok bedzie tak jak sobie tego wymarzylas.
Super pomysl z tym robieniem zdjec, choc moje dzieciaki juz duze sa, to chyba go odgapie i bede tez nas, ewntualnych zieci, synowe, wnuczeta fotografowac :)
Szczescia w Nowym Roku dla calej Waszej Famili :)
Dziekujemy!
UsuńPewnie, nigdy nie jest za pozno zeby zaczac taka tradycje! A kilka lat pozniej swietnie sie wspomina i podglada jak wszyscy wygladali. Ja np. ciesze sie, ze M. sie teraz regularnie goli na gladko, a sama musze pamietac, ze fatalnie mi w dluzszych wlosach. ;)
A jesli chodzi o moje Swieta, to jestem pewna, ze dzieciarnia bedzie kazdego roku coraz grzeczniejsza i bardziej skora do wlspolpracy. ;)
Fantastyczny przekrój! Niestety, sama takiego bym nie zrobiła, bo to już tyyyyle lat wstecz, że do tych pierwszych Świąt chyba bym się nie dokopała. Myślę, że Niko za rok już na bank ogranie temat Mikołaja :)
OdpowiedzUsuńPierwszy mój komentarz był taki mocno okrojony, bo jak wiesz- nastrój mam wisielczy. Jednak muszę Ci napisać, że Twój post dał mi bardzo dużo do myślenia... o samej sobie. Do pewnych rozważań nad własnym życiem. Najpierw jednak, chciałabym Ci powiedzieć, że jesteś bardzo odważna. Tak, tak- odważna. Przyznać się do tego, że Twoim marzeniem była "tylko" rodzina... W czasach oszałamiających karier itd, to na pewno odwaga :) I absolutnie z nikogo tu nie kpię, bo w dużej mierze, mogę podpisać się pod tym, co napisałaś o sobie. Ja też poszłam na studia nie dlatego, że chciałam, tylko dlatego, że to było... takie oczywiste, że muszę na nie pójść. Dobrze się uczyłam, więc co mogłabym zrobić innego... Największy mój problem to chyba ten z ambicją, do czego- niestety, wstyd się przyznawać. Byłam zdolna (wieki temu), ale ambitna? Kiedyś owszem. A potem przyszedł ten głupi wiek w liceum, i jakoś tak generalnie mi się odechciało. Nie miał też kto mną potrząsnąć, wymagać więcej, i dziś jestem tu gdzie jestem, a korzenie tego sięgają właśnie tych licealnych czasów.
UsuńMam tylko do Ciebie Agatko pytanie- czy nigdy nie miewasz takich myśli, że żałujesz? Oczywiście nie tego, że masz rodzinę, ale tej kariery? No wiesz- jakiś spektakularnych sukcesów, wyjazdów zawodowych itd... Mnie niestety czasami takie myśli dopadają, i refleksje mam dość smutne. Ale o tym, może kiedyś u siebie napiszę.
Ściskam Was.
Martus, zostawie sobie Twoj komentarz na koniec. Musze sie dobrze zastanowic nad odpowiedzia. A wlasciwie nad sama soba. To nie sa proste sprawy, ktore moglabym zawrzec w 2-3 zdaniach... Nie jestem nawet pewna czy uda mi sie wszystko upchnac w komentarz czy raczej wysle Ci maila... Zobacze... :*
UsuńNo dobrze, moze uda mi sie zebrac mysli (jestem w pracy, wiec roznie moze to byc).
UsuńWydaje mi sie, ze to co nazywasz odwaga, to raczej szczerosc. Absolutnie nie zgodze sie, ze jestem jakims dinozaurem, przezytkiem, przez chec posiadania rodziny. :) I to nie do konca tak, ze kariera mnie nie obchodzila. Zawsze chcialam pracowac, wiedzialam ze "zamknieta" w domu dostane kota na glowe... Ale taka prawdziwa kariera, przez duze K? Chyba marzyla mi sie jakos pod koniec podstawowki... Zawsze marzylam o pracy w laboratorium, wiec rzecz jasna, najpierw myslalam o pracy naukowej, doktoracie, odkryciach na skale swiatowa, itd. I tu pierwsze rozczarowanie - brak mi zdolnosci. Uczennica bylam dobra, ale nie wybitna, nigdy nie znalazlam sie w czolowce klasy. Sporo w tym winy mojego lenistwa, przyznaje, ale sporo... po prostu przecietniactwa mojego umyslu. :)
Oczywiscie kariere robia tez ludzie srednio zdolni, pna sie po tych szczebelkach awansow, albo rozkrecaja wlasne firmy. Tu jednak trzeba miec sile przebicia, umiec rozpychac sie lokciami i miec troche zwyczajnego tupetu. A ja? Zawsze bylam i nadal jestem szara myszka, ktora raczej marzy, zeby zniknac w tlumie. :) Tak wiec kariera to nie dla mnie...
Co do Twojego ostatniego pytania. Czasami zaluje, zazdroszcze, ale to sa tylko przeblyski... Widzisz Martus, ja widze na codzien jak to wyglada. Przynajmniej w branzy, w ktorej pracuje i w ktora juz chyba wsiaklam na dobre. Mamy ludzi, ktorzy awansuja, mamy managerow, konsultantow i specjalistow od sprzedarzy (taka ladniejsza nazwa dla "salesmen'ow"). Moja firma placi kiepsko, ale daje spora mozliwosc osobistego rozwoju (zreszta w tym roku sama postanowilam zglosic sie na kurs doszkalajacy). Ogolnie nie skapia na kursy, prezentacje, pokazy... Wszystko to jednak laczy sie z ciaglymi wyjazdami, rozjazdami, itp. Niektorych ludzi nie widzimy w firmie tygodniami lub nawet miesiacami. Kiedys myslalam, ze mozna polaczyc kariere i rodzine. I mozna, ale jesli ma to byc kariera przez to duze K, to zawsze odbedzie sie to kosztem rodziny. Ja juz zaliczylam prace w laboratorium po 12 godzin, bo tam zmiana sie nie konczy dopoki probki nie znajda sie na maszynie i nie spojrzy sie na pierwszy wykres zeby sprawdzic czy wszystko wyglada jak trzeba. Nie moge sobie tez wyobrazic, ze co drugi tydzien mialoby mnie nie byc w domu po 3-4 dni. Chce byc obecna w zyciu dzieci teraz kiedy sa male i pozniej kiedy wkrocza w nieco trudniejszy wiek... Dlatego nie, nie chce kariery, chce zwyczajne zycie z czasem na rodzine, na hobby, nawet na zwyczajne lezenie z ksiazka pod kocykiem. Lubie wychodzic z pracy przed 16, spokojnie jechac po dzieci i spedzac z nimi wieczory. Z mezem zreszta tez. Tak, za grosz nie mam ambicji i dobrze mi z tym. :) Niech inni sobie ambitnie pra do przodu po trupach, ja lubie spokojne, powolne, nawet nudne zycie.
W porządku, będę cierpliwie czekać :) Wiesz, ja sama ostatnio dużo myślę nad własnym życiem, to pewnie podyktowane jest moim obecnym stanem, bo zazwyczaj kiedy wszystko się układa, raczej nie dopuszczam do głosu tych wszystkich "a co by było gdyby..." Wiesz, z tą karierą to tak mnie co jakiś czas nachodzi. Oczywiście, ja już jej nie zrobię z wielu powodów, ale czasami... tęskno mi tak po prostu za nie wiem? Wysokimi szpilkami, ołówkową spódnicą, torebką wartości najniższej krajowej pensji, własnym gabinetem itd... Czasami, kiedy uświadomię sobie, że poza dziewczynkami i Marcinem, nie mam naprawdę nic swojego (poza blogiem, ale raczej chodzi mi tu o jakiś powód do wyjścia z domu chociażby), to jakoś tak mi nieswojo po prostu.
UsuńBuziaki
Hihihi, Martus, ja nie wiem jaki byl Twoj zawod zanim poszlas na wychowawczy, ale to co opisujesz jest mi zupelnie obce, pomimo ze pracuje. ;) Wiele razy pisalam, ze spodnice nosze hmm... prawie nigdy... Glownie latem, ale do pracy mialam zalozona moze ze dwa razy. Zwykle nosze elegantsze spodnie, ale bluzke czesto wyciagam w pospiechu bardziej sportowa, wiec moj styl w pracy jest raczej hmm... swobodny. Na szczescie u nas nie ma parcia na kantowki i jedwabne bluzeczki. :) Szpilki wkladam tylko na audyt, bo najpierw w laboratorium musialam miec wygodne obuwie, a teraz po prostu nie lubie. ;) Najdrozsza torebke jak dotychczas kupilam sobie za rownowartosc okolo 500 zl i chodzilam wokol niej pol godziny zastanawiajac sie czy naprawde az tak mi sie podoba, zeby wywalic na nia tyle kasy. :) Biuro co prawda mam, ale brzydkie, ciemne i dziele je z kolega. I trafilo nam sie tylko dlatego, ze w naszym departamencie oceniamy prace innych, wiec dla prywatnosci naszej i reszty pracownikow potrzebowalismy "drzwi". Reszta (poza managerami) gniezdzi sie za takimi pol-sciankami. :)
UsuńAle wiem co masz na mysli. Na haslo "kariera" tez pierwsze co nasuwa sie to dziewczyna w szpilkach "do nieba", obcislej spodnicy, dokladnie odprasowanej bluzeczce, rogowych okularach i fantazyjnym koku na glowie. :) To nie moj swiat. Zostawiam to, nie wiem, kancelariom prawniczym, agencjom reklamowym i Bog wie komu jeszcze.
I tak jak pisalam wyzej. Widze z czym wiaze sie takie stanowisko. Majac do wyboru to (nawet z odpowiednia kasa), wole jednak rodzine i skromniejsze zycie...
Nie, nie- nie wyobrażaj sobie mojej ścieżki zawodowej jako piastowania jakiegoś wysokiego stanowiska :) Fakty, mogą Cię rozczarować :) Zanim zaszłam w ciążę z Elizą pracowałam na... okienku pocztowym! A później... w kancelarii komorniczej i tam był już właśnie bardzo specyficzny klimat, nie dlatego, że ktoś tego wymagał- nasz szef miał właściwie to w d..., ale dziewczyny, które tam pracowały narzucały niejako pewien standard.
UsuńCo do tego, co napisałaś wcześniej, to wiesz- mi nawet nie chodzi o jakieś mega hiper zarobki :) A już na pewno nie o taką karierę, że nie byłoby mnie tak długo w domu. Także widzisz- ja mam chyba swój, jakiś odrealniony obraz tego, jak widzę swoją przyszłą pracę, no i cóż- rzeczywistość może mnie wbić w ziemię :)
A tak serio, serio, to myślałam właśnie o jakiś szkoleniach wyjazdowych ale góra 2dniowych i to co jakiś czas. Też nie wyobrażam sobie rozstań z dziewczynkami, i wychodzenia z pracy o 18!
Ściskam i dziękuję za odpowiedź!
Wiesz co mi sie wydaje? Ze ten "standard" jest pewnie narzucony ogolnie w Polsce. Albo i calej Europie. Sama widze jak ubiera sie moja siostra, wychodzac do pracy na 5 godzin ganiania za dwudziestoma zerowkowiczami. Ja pewnie ubralabym dresy i adidasy, a ona? Kusa sukienusia i maly obcasik. Mi nogi odpadlyby po 2 godzinach! ;) Trzeba spojrzec prawdzie w oczy - USA to kraj flejtuchow, a ja niestety (zbyt) chetnie zaakceptowalam to niedbalstwo... :)
UsuńHej, praca na poczcie brzmi jak dla mnie czadowo! Moja chrzestna pracowala kiedys na poczcie, tyle ze w jakims biurze na zapleczu. Kiedy przyjezdzalam na wakacje, czesto zabierala mnie do pracy i ja to uwielbialam! Takze sentyment do urzedu pocztowego pozostanie mi chyba do konca zycia. :)
Otoz to! Zeby sie wykazac na wyzszym stanowisku, niestety trzeba sie liczyc, ze pracowac sie bedzie mniej wiecej od 9 rano, do 18 wieczorem. U mnie w pracy dwoch managerow, ktorzy maja rodziny, posiada malzonki, z ktorych jedna nie pracuje, a druga jest nauczycielka w szkole corek, wiec wiadomo - zaczyna i konczy o tej samej porze. Ale oni sami wlasciwie to z dziecmi zjadaja tylko kolacje i czytaja ksiazki na dobranoc. Poza tym widuja je w weekedy... Nie wiem jak organizuja opieke nad dziecmi zwykle "szaraczki". Przekonam sie jak Bi pojdzie do zerowki. ;)
Ze mnie taka domatorka, ze szkolenia wyjazdowe mialam ostatnio jeszcze przed urodzeniem Bi. I juz wtedy tego nie znosilam. Teraz, kiedy mam dzieci w ogole nie wyobrazam sobie wyjazdu, nawet jesli to tylko 2-3 dni. Szkolenie, ktore chce podjac w tym roku jest o tyle dobre, ze dostane materialy do nauki, a czesc kursu moge odbyc przez internet. Tylko na egzamin bede musiala pojechac, ale to do miasta w moim stanie i na raptem kilka godzin. Takie szkolenie to ja moge podjac! ;)
Kochana, Twoj obraz przyszlej pracy wcale nie jest "odrealniony". Po prostu trudno sobie to wszystko wyobrazic dopoki sie nie zacznie. Nie wiem czy planujesz wrocic na ktores z poprzednich stanowisk - wtedy rzeczywiscie masz spore pojecie o swojej przyszlej pracy. Jesli jednak szukasz od nowa, wtedy po prostu zobaczysz jak to wyjdzie w praniu. :)
Przytulam wirtualnie i zycze powodzenia! :*
Faaaaajni jesteście, wiesz? :))
OdpowiedzUsuńEj no, zawstydzasz! My tacy... zupelnie przecietni, zwyczajni jestesmy. ;)
Usuńale się cudnie ogląda te zdjęcia....zwłaszcza, że doskonale wiem ile radości i dumy w Was przy tym pozowaniu z dziećmi :)))Agatko! oby kolejne Święta były cudowne i coraz cudowniejsze! :*
OdpowiedzUsuńDziekuje, beda napewno! :)
UsuńDuma, radosc i ile gimnastyki zeby wszystkich zebrac "w kupe"! ;)
Poryczałam się czytając Twoje wspominki.
OdpowiedzUsuńCudownie się na Was patrzy :)
Oby Nowy 2015 przyniósł Tobie i całej Rodzice same wspaniałości!
Zdrowia przede wszystkim, bo bez niego ani rusz!
Wszystkiego dobrego! :*
Dokladnie, zdrowie ponad wszystko!
UsuńJa sama sie wzruszam patrzac na te zdjecia. Ile szczescia moga przyniesc dwie miniaturowe ludzkie istotki. :)
Bardzo lubie podczytywac Twojego bloga, gdyz sama jestem mama 3 dzieciakow w USA. Widze, ze maz w 2012 tez jakos przemycil ulubiony t-shirt, hehe Happy New Year! Vicky
OdpowiedzUsuńHahaha, patrz nawet nie zwrocilam uwagi... ale rzeczywiscie!!! A w 2010 to caly stroj mial hmmm... "galowy"! ;)
UsuńWitam cicha czytelniczke!
Dzieki, cicha i bezblogowa i podobnie jak Ty very busy ;-)
Usuń:) wzruszyłam się Twoim opisem przeplakanej Wigilii... Ludzie potrafią być tak niedelikatni..., ale z drugiej strony pomyslpomysl - ich życzenia się spełniły i to podwójnie więc chyba szczerze życzyli ;)
OdpowiedzUsuńPomysł uwieczniania każdych świąt bardzo mi się podoba i chyba sobie go od Ciebie ściągnę :)
Kiedyś wspominałaś, że jesteś zmarzlak, a M. wręcz przeciwnie i spieracie się co do ubioru dzieci. teraz widzę na tych zdjęciach skalę tych różnic :D czy mnie się wydaje czy M. na niektórych z nich ubrany jest w krótkie spodenki? :))
Sciagaj, sciagaj, to swietna pamiatka! :)
UsuńTo prawda, ze zyczenia byly niedelikatne, ale ja zdawalam sobie sprawe, ze kazdy zyczyl nam po prostu szczescia. Plakalam bo w tamtym momencie watpilam czy to szczescie kiedykolwiek do nas zawita...
Dokladnie! Tak to u nas wyglada. M. w t-shircie i bokserkach, a ja najczesciej w spodniach, grubych skarpetach oraz polarowej bluzie i to nalozonej na koszulke. Dlatego spory o ubieranie dzieci mamy na porzadku dziennym. :)
Ja co roku robię zdjęcia naszej rodzince i co roku coś się zmienia. Piękne wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńWlasnie! Dlatego pilnuje zeby robic zdjecia na kazde Swieta, bo co roku jestesmy inni. Szkoda, ze rodziciele coraz starsi, ale niestety taka juz kolej rzeczy... :)
UsuńAż się fajnie patrzy na te fotki, po dzieciach najbardziej widać jak to wszystko się zmienia :) A kolejne święta na pewno będą tymi wymarzonymi :)
OdpowiedzUsuńTak, dzieci to takie male "czasomierze"! Chociaz po nas tez widze roznice. Z zamazanymi na czarno oczami sie tego nie uchwyci, ale patrzac na nie-edytowane foty widze, ze ja i M. bardzo sie postarzelismy, oboje... :( Nie wiem czy to taki wiek, czy podwojne rodzicielstwo dalo nam popalic. ;)
UsuńTo ja też taka "zaściankowa" z dużego miasta ;) Nie mam jednak wątpliwości, takie marzenia to AŻ tyle, zwłaszcza jeśli się spełniły. Ciesz się tym co roku i każdego dnia, tak jak ja mam na nie nadzieję :) Zgadzam się, że święta bez dzieci (swoich czy po prostu rodzinnych) nie mają tej mgiełki magii. To dla nich przede wszystkim trzeba się starać, bo przecież pamiętamy wszyscy święta z dzieciństwa. I wcale nie o Gwiazdora tu chodzi, ale to oczekiwanie, odświętność, bliskość, niespodzianki, radość, a kto się potrafi cieszyć lepiej niż dzieci?
OdpowiedzUsuńMasz racje, nikt nie cieszy sie tak jak dzieci. One szaleja na widok byle drobiazgu. Bi uwielbia dostawac nawet nowy zestaw skarpet czy gaci. :)
UsuńZawsze wiedzialam, ze chce zalozyc rodzine. Jasne, prace tez chcialam miec, ale rodzina to byla podstawa. Chyba oznacza to, ze pomimo przebojow z mamuska, jednak mialam niezle dziecinstwo? ;) W kazdym razie najbardziej dotarlo do mnie, ze rodzina jest moim najwazniejszym marzeniem, kiedy przez 3 lata nie moglam zajsc w ciaze i nie wiedzialam czy kiedykolwiek w nia zajde... Od tego czasu, mimo ze czesto mam ochote pierdzielnac wszystkim i wyjechac samotnie na Karaiby, wiem ze spotkalo mnie niesamowite szczescie...